Mauro di Silvestre, malarz straconego czasu

0
885

Dla tych, którzy zostają w mieście w okresie wakacyjnym, Mauro Di Silvestre, włoski malarz, proponuje poprzez swoje wystawione w galerii rzymskiej z2o oniryczne obrazy w mocnych kolorach (technika kolażu) podróż metaforyczną, odległą, wgłąb samych siebie. Podróż w przeszłość, którą – jak mówi w wywiadzie zarejestrowanym w Rzymie – stara się “uwiecznić razem z osobami, przedmiotami, przestrzeniami i sytuacjami skazanymi w przeciwnym wypadku na zniknięcie”. Jak K.I. Gałczyński, polski poeta XX w., chce “ocalić od zapomnienia” swoją sztukę, swoją pamięć i najbliższe mu osoby. Wielokrotnie nagradzany (Premio Lissone, Premio Celeste), uczeń cenionego artysty amerykańskiego Franka Guana, odkryty przez znanego krytyka sztuki Achille Bonito Olivę, Mauro Di Silvestre dla Gazzetta Italia wyjawia swoją “szaloną i poruszoną” duszę artysty, nie ukrywając również, iż sposród wszystkich krajów świata to właśnie Polska jest miejscem, które historycznie interesuje go najbardziej.

Twoje obrazy to kolaże ze stałym tematem: wspomnienie przeszłości ukryte za wydarzeniami, osobami, miejscami. Ta przeszłość jest osobista, intymna, twoja. Kim są twoi bohaterowie i dlaczego przeszłość jest dla ciebie tak ważna?

Moje dzieła są dla mnie intymnym dziennikiem, w którym notuję ważne dla mnie rzeczy, te, które chciałbym, żeby nie zniknęły, żeby nie zostały nigdy zapomniane. Chciałbym, żeby mnie kiedyś przeżyły, tak jak inne wielkie dzieła sztuki w historii. To one będą mówić moim następcom o mnie i o epoce, w której przyszło mi żyć. Często koncentruję się na przeszłości, gdyż ta dostarcza mi emocji i sądzę, iż każdy z nas powinien zajmować się w życiu i w pracy rzeczami, które go pasjonują. Przeszłość i mijający czas, który nigdy nie wróci, są rodzajem obsesji. Ja usiłuję ponownie przeżyć utracony czas i uwiecznić, na zawsze, osoby, przedmioty, przestrzenie i sytuacje skazane w przeciwnym razie na zniknięcie.

Twoja pierwsza wystawa osobista została zaprezentowana przez Achille Bonito Olivę w 2007. Jak do tego doszło?

Spotykałem często Achille w słynnym Barze della Pace, w centrum historycznym miasta, a w restauracji obok wielu artystów i aktorów. Często właściciel lokalu rozpieszczał nas wszystkich przysmakami [cml_media_alt id='113192']Longawa - Di Silvestre (1)[/cml_media_alt]neapolitańskimi. Rozmawialiśmy tam przy jednym stole o tym i owym, aż pewnego dnia Achille, po tym jak zobaczył moje obrazy, obiecał mi, iż zaprezentuje moją pierwszą osobistą wystawę. Doszło do tego po około pięciu latach, wtedy zapytałem go, czy pamięta o danej obietnicy. Przyszedł do mojego studia i zadecydowal się napisać wstęp do mojego katalogu.

Gdzie wystawiałeś twoje dzieła? Starasz się zawsze być na wystawach osobiście? Konfrontujesz się ze swoją publicznością?

Wystawiałem w wielu galeriach i w jednym muzeum, głównie we Włoszech. Staram się zawsze być obecnym na inauguracjach. To dla mnie święto, ale również potwierdzenie i gest sympatii skierowanej do osób, ktore przychodzą na mój wernisaż. Staram się konfrontować nie tylko z publicznością, ale i moimi kolegami oraz pracownikami.

Jakie kraje są dla ciebie nadal nieznane i które chciałbyś odwiedzić?

Podróżowalem wiele, ale nie widziałem jeszcze wszystkiego. Czasami przez przypadek zdarza się, że wracam w to samo miejsce wielokrotnie, lecz ciekawość popycha mnie w nowe miejsca, jak na przykład ku Polsce, która z punktu widzenia historycznego bardzo mnie interesuje.

Spośród wszystkich dzieł, jaki obraz wzrusza cię najbardziej i dlaczego?

To, co mnie porusza, jak powiedzieliby Anglicy, to co porusza we mnie emocje i wzrusza w chwili patrzenia na obraz, to nie zawsze same dzieło w sobie, ale dramatyzm, który nadaje dziełu artysta lub też wzruszam się wiedząc, kto jest autorem obrazu. Van Gogh zadedykował całe swoje życie malarstwu, wyrzekając się wszystkiego, chorując aż do śmierci. Świadomość, iż nie został nigdy zrozumiany i nie sprzedał żadnego obrazu w całym swoim życiu, porusza mnie i kiedy podziwiam jakiekolwiek z jego dzieł, na żywo czy w książce, myślę właśnie o tym, nie umniejszając wielkości jego malarstwa.

Większość artystów jest kojarzona z nałogami i ekstrawagancją. Jaki jest prawdziwy Mauro di Silvestre?

Artysta jest otoczony przez wspólne miejsca prawdziwe lub wymyślone; literatura i kino je kreują. Niektórzy artyści w nie wnikają i czują się w swoim żywiole, inni próbują się od nich oddalić. To co jest prawdziwe, być może, to to, iż artyści sztukę stawiają ponad wszystko i nieraz mają problem z integracją z rzeczywistością, z normalnością.

Urodziłeś się w Rzymie i tu zostałeś. Wyobrażasz sobie życie gdzieś indziej? Co to znaczy dla ciebie bycie rzymskim artystą?

Tak naprawdę żyłem trzy lata w Los Angeles, gdzie uczyłem się malarstwa od Franka Gauna, utalentowanego malarza, acz mało znanego (nie ufa galeriom); potem mieszkałem w Londynie i nawet w Zimbabwe, wykonując przeróżne p[cml_media_alt id='113193']Longawa - Di Silvestre (1)[/cml_media_alt]race. Cały czas wyobrażam sobie swoje życie gdzieś indziej, lecz chyba nigdy nie mógłbym tak do końca zostawić Rzymu, przynajmniej nie teraz. Bycie artystą rzymskim oznacza bycie “zanieczyszczonym” tym miastem, jego historią, tą dalszą i bliższą, jego chaosem i pięknem, które niektorzy umieją odseparować od chaosu i podziwiać.

Z tego, co zostało do tej pory powiedziane na twój temat, jakiej opinii nigdy nie zapomnisz?

Nie zostało napisane aż tak wiele – mimo mojego dojrzałego wieku, jestem młodym artystą – lecz spośród różnych opinii ta wyrażona przez rzymskiego dziennikarza utkwiła mi w pamięci: “obrazy Maura Di Silvestre są melancholijnie szczęśliwe”; właśnie, uważam, że w tych dwóch słowach ujęta została cała moja praca.

Rozmawialiśmy o przeszłości, a teraz przejdźmy do teraźniejszości i przyszłości. Nad czym pracujesz i gdzie możemy zobaczyć twoją przyszłą wystawę?

Od jakiegoś już czasu pracuję nad rycinami i reprodukcjami do pewnego chińskiego projektu oraz w tych dniach zacząłem pracę nad moją przyszłą wystawą, którą będzie można zobaczyć jak zawsze w galeri z2o.

“By uczynić rzeczywistość znośną, jesteśmy zmuszeni do pielęgnowania w nas jakiegoś małego szaleństwa”. Zgadzasz się z twoim kolegą, jak ty “poszukującym straconego czasu”, malarzem słowa, Marcelem Proustem? Co jest twoim “małym szaleństwem”?

Bycie artystą już samo w sobie jest szaleństwem, od zawsze nim było. Ciągłe “poszukiwanie utraconego czasu” w świecie stale spogladającym w przyszłość, nastawionym na innowacje, “rozwój”, to też jest szaleństwo.