Solonia City – Najdłuższe wakacje XXI wieku

0
1555

Słońce zmieniło kolor, noce stały się chłodniejsze, a blade liście szumią melancholijnie. Lato odchodzi zabierając poczucie beztroski. Kończy się okres wycieczek, urlopów i szaleństw do białego rana… może tylko tych na otwartej przestrzeni. W każdym razie wrzesień to czas na planowanie i powrót do codziennej rutyny. „Co nas czeka poza zmianą pogody i tempa życia?” zastanawiam się wyciągając z szafy ciepły sweter. Cóż, tym się będę martwić jutro, dziś opalenizna jest jeszcze zbyt świeża.

Tymczasem zachowuję w pamięci (i na blogu) wyskokowe chwile tego lata tak, aby móc do nich sięgnąć w każdym momencie.

Rozrywka i kultura. Zaczęło się od Euro, które przyniosło ze sobą dużo emocji, turystów i powiew wolności już na początku czerwca otwierając tym samym beztroski letni sezon. Nowe przyjaźnie przekładają się na większą ilość postów na Facebooku. Każde kliknięcie na „like” oznacza, że jesteśmy razem. I to mi się podoba. Wielu znakomitych artystów odwiedziło Polskę przy okazji różnego rodzaju festiwali i imprez, których w tym roku nie brakowało. Na Festiwalu Open’er zagrała m.in. Bjork i Bat for Lashes, podczas festiwalu filmowego Era Nowe Horyzonty wystąpiły Peaches i Coco Rosie. W ramach Impact Festiwal na lotnisku Bemowo w Warszawie, zagrali Red Hot Chili Peppers, a 1 sierpnia ikona popu – Madonna „przetestowała” nowy Stadion Narodowy, dając w tym właśnie miejscu swój niezwykły koncert.

Przygody i romanse. To temat, który dominuje w powakacyjnych rozmowach na balkonach, tarasach, w ogrodach czy domowych salonach. Tak więc zaraz zdominuje i mój tekst. Uwaga, zaczynam.

Moja przygoda nie jest bardzo burzliwa, ale za to jest dość nietypowa. Otóż, pewnego razu zaprosiłam do siebie poznanego przypadkiem, na ulicy, Francuza – Thomasa Guilmina, który potem mieszkał u mnie 3 dni. Nigdy dotychczas czegoś takiego nie robiłam, ale pozwoliłam sobie na ten śmiały krok, ponieważ chłopak zrobił na mnie ogromne wrażenie swoją niezwykłą historią. Okazało się, że podróżuje dookoła świata… na piechotę! (post na blogu: „Dookoła świata – na piechotę”). Jego opowieści były fascynujące, a obecność wprowadziła powiew świeżości do mojego życia.

Natomiast moja sąsiadka Aga – malarka, opowiedziała mi kilka przygód, które bardziej pasują do tej gazety, bo dotyczą Włochów, których spotkała po powrocie z Berlina do Polski. A było to tak:

„Moim pierwszym warszawskim Włochem był Massimo z Rzymu, który odwiedził Polskę przy okazji naukowej konferencji. Blond włosy, błękitne oczy – wyglądem przypominał bardziej norweskiego księcia, niż gorącokrwistego Włocha. Mimo, iż temperament też miał nieco skandynawski, oczarował mnie na tyle, że po pierwszym wieczorze spędzonym na piciu czerwonego wina i zagryzaniu grissini, dałam się namówić na kolejne. Nasza przyjaźń umocniła się na tyle, że po miesiącu, gdy podróżowałam po Europie, odwiedziłam go w Rzymie. W sierpniowym skwarze pływaliśmy w basenie, jeździliśmy małymi uliczkami oldschoolowym kabrioletem, zwiedzaliśmy Rzym i objadaliśmy się w uroczych knajpkach. Jednak romans nie rozkwitł. Potem odwiedziłam go w Finlandii, gdzie oboje przyznaliśmy, że liczyliśmy na coś więcej, ale mieliśmy wrażenie, że to drugie nie chce…

Potem byli Enrico i Marco, przeuroczy studenci, którzy wracali z Norwegii, z rocznego pobytu w ramach programu Erazmus. Spędziliśmy piękny wieczór chodząc po starym mieście. Dwa dni później, gdy mieli ruszać w drogę powrotną do Włoch, okazało się, że skradziono im samochód z całym dobytkiem, który mieli w Norwegii. Spędziliśmy cały dzień na posterunku policji. Było mi strasznie głupio, ponieważ okazało się, że stereotypy o Polakach kradnących samochody nie są przesadzone. Zostali jeszcze dwa dni i nie mogłam uwierzyć jak wspaniale stawili czoła nieszczęściu, które im się przytrafiło – przed samym wyjazdem już byli gotowi zapomnieć o przedmiotach, które stracili i cieszyć się wakacjami, które były jeszcze przed nimi. Marcowi podarowałam swój obraz, który bardzo mu się spodobał”.

Kończy się okres przeżywania przygód, ale jak widać opowieści o nich zaczynają żyć własnym życiem i rozgrzewają wrześniowe spotkania ze znajomymi. A jest co wspominać, bo były to najdłuższe wakacje XXI wieku! A obowiązki? Cóż, znane polskie przysłowie mówi, że “nie taki diabeł straszny jak go malują”. Tak więc z odwagą stawiając czoła wrześniowi, życzę wszystkim dużo spokoju i opanowania, a po dniu pracy, gorących wieczorów w gronie bliskich. Zapraszam na mojego bloga, na którym znajdziecie jeszcze więcej opowieści o dziwnych wakacyjnych przygodach, a także zawodowy coaching Judyty Turan i porady astrolożki Teresy Tyszowieckiej.