Stanisław Dziekoński – zamiast otaczać się zbędnymi dobrami, otwórzmy się na innych

0
3110

Lata spędzone we Włoszech, w Maletto na Sycylii, a następnie w Motta Visconti w Lombardii, pozostawiły niezatarty ślad w życiu i działalności Stanisława Dziekońskiego, rektora Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego – uczelni mogącej poszczycić się intensywnymi relacjami naukowymi i wymianami studenckimi z Bel Paese.

„Wyjechałem do Maletto, małego miasteczka oddalonego 60 km od Katanii, aby nauczyć się włoskiego. Był to wówczas dla mnie okres intensywnego kształcenia się i doświadczenie to odegrało fundamentalną rolę w moim rozwoju zarówno duchowym jak i kulturowym. Zostałem powitany w cudowny sposób przez ludzi o wielkim sercu, pełnych pozytywnej energii, ludzi otwartych na innych. Pochodzę z kraju uważanego wówczas za <<biedny>>, ale tam nikt nigdy w żaden sposób nie sprawił, że czułem się wyobcowany czy zepchnięty na drugi plan. Wręcz przeciwnie! Miałem wrażenie, jakbym urodził się i dorastał na tamtej ziemi. Potem zostałem przeniesiony do Motta Visconti w Lombardii, gdzie rozpocząłem moją działalność duszpasterską. Z wielu względów, zmiana ta, w porównaniu z życiem w Maletto, była jak przeniesienie do zupełnie innego świata. Mówiono do mnie <<ndom in cies>>, a ja patrzyłem na nich zakłopotany. Cies brzmiało zupełnie jak jazz i zastanawiałem się co z tym wszystkim ma wspólnego jazz? W końcu zrozumiałem, że zdanie to oznacza <<chodźmy do kościoła>>. Osobiście doświadczyłem jak pełne różnorodności są Włochy, nawet jeśli Włosi z każdego z regionów są postrzegani jako naród jednakowo otwarty, szlachetny i uduchowiony. Mam na myśli duchowość, którą według mnie Włosi mają w DNA. Nawet ci, którzy nie są religijni, a jednak często biorą masowo udział w tradycyjnych wydarzeniach, takich jak niezwykła procesja łodzi na rzece Ticino w święto Wniebowzięcia. To duchowość połączona z umiejętnością życia we wspólnocie.”

Włochy i Polska są wyraźnie połączone dawnymi relacjami kulturowymi i religijnymi, ale, zwłaszcza te ostatnie, uległy odmiennemu rozwojowi.

Mówi się Polonia semper fidelis. Cytat ten daje nam do zrozumienia, że włosko-polskie relacje kulturowe od stuleci odbywały się na płaszczyźnie religii katolickiej. Polska była bastionem rzymskiego kościoła w trudnym rejonie północnej Europy. To prowadzi również do innego podejścia do przykazań Kościoła, na tyle, że jeśli we Włoszech są one postrzegane jako sugestie, w Polsce traktowane są jako prawda bezpośrednia, którą przyjmuje się bez filtrów. Dlatego czasami Polacy są określani mianem bardziej papieskich od samego papieża.

Swoją drogą, podczas Dni Młodzieży, które odbyły się w ubie­głym roku w Krakowie, niektóre media wyrażały wątpliwość na temat uwielbienia jakim Polacy mieliby darzyć papieża Franciszka.

Przede wszystkim trzeba powiedzieć, że przed Dniami Młodzieży wielu uważało, że będzie to katastrofa organizacyjna. I w ten sposób wytworzył się klimat niepewności, który doprowadził niektórych do stwierdzenia, że lepiej byłoby zrezygnować z wydarzenia z powodu możliwego ryzyka ataków terrorystycznych. Fakty okazały się być jednak zupełnie inne: ogromny sukces krakowskich Dni Młodzieży zaprzeczył tym lękom i pokazano światu gościnną, nowoczesną, wyposażoną Polskę. Była to wspaniała okazja do wzbogacenia się dla wszystkich, którzy brali udział w tym wydarzeniu, a co za tym idzie była to niezwykła okazja dla Krakowa i wielu Polaków. Papież Franciszek pokazał zupełnie inne podejście do młodych ludzi niż Benedykt XVI i jego sposób porozumiewania się mógł być szoku­jący dla części polskiej opinii publicznej. Oczywiste jest, że Papież Franciszek chce mocno i zdecydowanie podkreślić, że doktryna i forma nie są wystarczające, potrzebna jest treść. Nie wystarczy powiedzieć, że jest się katolikiem i chodzić na mszę świętą. Trzeba być nim i prezentować taką postawę w codziennym życiu. A obecnie, bycie katolikiem oznacza ponowne odkrycie prawdziwego znaczenia Ewangelii: miłości, wychodzenia do ludzi, otwarcia na tych, którzy zostali odrzuceni przez system. Media nie mogą popełnić błędu, aby przeciwstawić Franciszka Wojtyle, ponieważ są to dwie różne epoki. I w związku z tym historycznym dystansem przekaz apostolski i rola obu papieży była stosownie odmienna. W komunistycznej Polsce wielu było prześladowanych za swoje idee i wiarę. W tym czasie Wojtyła, oprócz tego, że był przywódcą religijnym, był także obrońcą narodu polskiego, ojcem ojczyzny.

Po pół wieku zimnej wojny jesteśmy dziś w Unii Europejskiej, ale od jakiegoś czasu znajduje się ona w centrum głębokiej debaty na temat tożsamości Starego Kontynentu i jego perspektyw, także w świetle zjawiska migracyjnego.

Wierzę, że dziś Europa jest głodna duchowości, to jest wspólnych wartości, które nadają sens naszemu istnieniu. Dążenie to obecne jest na każdym kroku, począwszy od życia codziennego – w którym staramy się wypełnić duchową pustkę niepotrzebnymi dobrami materialnymi – aż po szkołę, w której nauczyciele nie są już postrzegani jako postacie ważne, które pomagają młodym ludziom wzrastać. W Europie dziś ateizm jest regułą, a religia jest postrze­gana jako przeszkoda, wróg rozwoju. Podczas gdy kultywowanie duchowości popycha ludzi do pomagania sobie, do odnalezienia kanonu, wzorców, na których można inspirować się w życiu; to powrót do postaw i reguł, które przyczynią się do lepszego rozwoju społeczności, w której żyjemy. Duchowa pustka widoczna jest w ciągłym dążeniu do zaspokajania potrzeb materialnych, poczucia szczęścia wynikającego z posiadania, a nie z dzielenia się z innymi ludźmi. Potępiając tę tendencję panującą w krajach europejskich, Papież Franciszek zawsze jest bardzo skuteczny poprzez swoje wezwania do uwrażliwienia się na drugiego człowieka. W tej rzeczy­wistości temat migracji jest jeszcze bardziej złożony. Oczywiste jest, że nie powinniśmy odmawiać opieki potrzebującymi, ale właśnie dlatego musimy zastanowić się, co jest, poza nagłym wypadkiem, najlepszym sposobem, aby pomóc ludziom, którzy zostawiają wszystko, by szukać pracy w Europie. Czy jesteśmy pewni, że nie chcieliby wieść przyzwoitego życia w swoim kraju, ze swoimi rodzinami? Czy jesteśmy pewni, że akceptujemy fenomen migra­cyjny z poczucia litości wobec tych osób, a nie dlatego, że ludzie ci mogą okazać się przydatni z gospodarczego punktu widzenia dla naszego systemu? Czy nie byłoby bardziej humanitarnie dać im technologie niezbędne do rozwoju ich krajów, zamiast propo­nować technologie tylko jako towary, których te kraje nie mogą kupić? Imigracja jest zagadnieniem złożonym i bardzo politycznym. Wolę stawić mu czoła, zadając pytania, które być może pomogą dostrzec odpowiedzialność gospodarki bez wartości, kryjącą się za tym globalnym problemem. Tymczasem na Uniwersytecie Wyszyńskiego staramy się wnosić wkład, przyjmując każdego roku dziesiątki studentów z krajów najbardziej dotkniętych wojną i biedą. Uczniowie, których kształcimy i wspieramy we wszystkich aspektach, po ukończonych studiach wracają do swoich krajów, wzbogaceni o wiedzę i doświadczenie zdobyte za granicą, co naszym zdaniem może okazać się dodatkowym, cennym narzędziem, które stanie się motorem zmian w ich krajach.

A ponadto na współczesnym Uniwersytecie Wyszyńskiego, na którym kształci się aż 12 tysięcy studentów, kontynuowana jest współpraca z Włochami.

Nowością jest otwarcie Wydziału Medycyny we współpracy naukowej z rzymskim szpitalem Policlinico Gemelli, ale więk­szość z jedenastu naszych wydziałów współpracuje w zakresie kształcenia i wymiany studenckiej z wieloma wydziałami włoskimi, w szczególności z uniwersytetami we Florencji, Rzymie i Bari.

Koniec końców, Włochy niezmiennie stanowią treść Pańskiego życia.

Włosi wiele mi dali. Nauczyłem się jak ważne jest, aby esencją naszego codziennego życia były relacje z innymi ludźmi, wzajemność oparta na braterstwie i przyjaźni. Z wielką przyjemnością wspomi­nam proste i prawdziwe życie w Motta Visconti. Po mszy chodziliśmy pić razem z parafianami i nikt nie był wcale zdziwiony, widząc mnie w sportowym ubraniu, gdy rowerem jeździłem trenować. Oto jeden z aspektów Włoch, który bardzo kocham: umiejętność rozładowania, przekształcenia zdarzeń losowych w okazję do zobaczenia życia w inny sposób. Jeśli ktoś się spóźnia, nie robi się z tego problemu, ponieważ istnieje głębszy i bardziej duchowy wymiar życia, istnieje większa gotowość zaakceptowania tego, co nas spotyka. A jeśli ktoś spóźni się na samolot? Mawiają „tak bywa”, bo pewne zdarzenie, z pozoru negatywne, niekoniecznie musi prowadzić do złego. Ich sposób życia jest piękny i zdrowy dla ludzkiej psychiki. Włosi mają w sobie większą akceptację i elastyczność, a jednocześnie są głęboko zaangażowani w pomaganie innym. Spotkałem wielu Włochów, także bardzo zamożnych, którzy w weekend zamiast spędzać czas na zabawie, poświęcali się pomaganiu innym i robili to z przyjemnością, nie czyniąc z tego ciężaru. Być może wynika to właśnie z otwarcia na drugiego człowieka i uduchowienia jaki prezentują Włosi, a także z urokliwego piękna Bel Paese, bo faktem jest, że gdy Polacy wspominają o krajach, które odwiedzili, mówią: „tak bardzo ładne… ale Włochy… Włochy to Włochy!”. I wówczas na ich twarzach maluje się wyraz szczęścia połączonego z nostalgią za kulturą, która nas uspokaja i do której my, Polacy, czujemy, że przynależymy.