Ziemia dwóch mórz – dlaczego warto zakosztować Salento?

0
3385

tłum. Katarzyna Liaci

W dialekcie neapolitańskim istnieje powiedzenie, którego używa się też często w standardowym włoskim – Ogni scaraffone è bello a mamma soja [dosł. mniej więcej: „Każdy karaluch jest piękny w oczach swej mamy.”]. Oznacza ono, iż dla matki własne dziecko jest zawsze najpiękniejsze, najlepsze, najmądrzejsze ze wszystkich. Bardzo często powiedzenie to jest prawdziwe również w odniesieniu do miasta rodzinnego. Ja pochodzę z małego miasteczka Squinzano w prowincji Lecce i oczywistym jest, że dla mnie to właśnie Półwysep Salentyński będzie najpiękniejszym zakątkiem Włoch.

Postaram się teraz wyjaśnić, dlaczego również i Wy powinniście się zachwycić ziemią, którą kocham, zainteresować nią i zechcieć ją odwiedzić. Salento jest najbardziej wysuniętą na południowy wschód częścią Apulii. Dla nas ważne jest podkreślenie, że nasza mała ojczyzna to terytorium, które zasługuje na uznanie go za odrębny region i to z wielu powodów, głównie kulturowych. Od mieszkańców północnej części Apulii różnimy się pochodzeniem i językiem. Nasz „region Salento” to skrajny obcas włoskiego buta, który położony jest między dwoma morzami – Adriatykiem i Morzem Jońskim.

Dwa morza. Ciekawe jest to, że oba wybrzeża dzieli od siebie niewiele kilometrów. Jadąc którymkolwiek z nich, docieramy do zachwycającego miasta Leuca, stanowiącego wysunięty najbardziej na południe punkt wschodnich Włoch, a zatem również i Salento, gdzie – symbolicznie – możemy zobaczyć miejsce, w którym oba morza łączą się w uścisku. Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież morze to morze, ale tak nie jest. Adriatyk i Morze Jońskie są całkowicie różne. Dajcie mi jakiekolwiek dwa zdjęcia zrobione na jednym czy na drugim wybrzeżu, a bez wahania odpowiem Wam, które pokazuje Adriatyk, a które Morze Jońskie. To pierwsze cechuje się bardziej niebieskim, ciemniejszym odcieniem, na wybrzeżu spotkać można wiele pięknych grot i klifów, niekiedy bardzo wysokich, a także piasek zupełnie inny niż ten obecny na wybrzeżu jońskim – ciemniejszy i bardziej zbity. Morze Jońskie natomiast to akwen o kolorze przechodzącym bardziej w zieleń, na wybrzeżu dominują plaże piaszczyste, których piasek jest delikatniejszy i bardziej złocisty. Oba morza są krystalicznie czyste. Mogę Was zapewnić, że nawet w miejscach, gdzie głębokość osiąga dziesięć metrów, możemy z wysokiego brzegu gołym okiem dostrzec dno. Mieszkaniec Salento nigdy nie wykąpie się w Rimini czy Ostii – dla nas morze musi być przejrzyste i czyste, nawet jeśli miałoby to świadczyć o naszych „złych” przyzwyczajeniach.

Jamajka Południa – również i takim mianem określa się Salento. Położenie geograficzne półwyspu sprawiło, że przez cały bieg dziejów to właśnie Salento było pierwszym celem zagranicznych podróżników, którzy szukali szczęścia we Włoszech. Doprowadziło to do powstania wielokulturowego społeczeństwa, w obrębie którego różne nacje świetnie zintegrowały się z rodowitymi Salentyńczykami. Dzięki temu nasza ziemia wręcz kipi pozytywną energią, jest kolorowa, pełna muzyki i kultur, które koegzystują w przyjaźni. Nasza historia od zawsze bazuje na muzyce, naszym tradycyjnym brzmieniem jest pizzica i styl reggae. Może to właśnie fakt przyjęcia filozofii reggae sprawił, że Salento nazywane jest włoską Jamajką. W tym kontekście można zacytować stadionową przyśpiewkę: Salento e musica, è come un’attrazione magica, il sole, il mare, il vento d’Africa, la terra più bella che c’è [Salento i muzyka wabią czarem, słońce, morze, wiatr z Afryki, najpiękniejsze miejsce, jakie istnieje.]

Pizzica, tańce i place. Atmosfera, którą głównie latem przesiąknięty jest ten rajski zakątek, niezwykle upaja. Podczas sagre (swoistych świąt obchodzonych na placach, w czasie których gloryfikuje się jakiś szczególny produkt żywieniowy: święto arbuza, święto piscialetty, rodzaju chleba, ośmiornicy itd., ale które są również okazją do wspólnego biesiadowania z przyjaciółmi przy winie), ludzie zbierają się na placach w rytmie pizzica. Pizzica i tarantella to nasze tradycyjne dźwięki, rodzaj muzyki tworzonej za pomocą tamburynów, harmonijek, gitar, fletów i głosów, towarzyszącej tańcom, w których – jak chce tradycja – do kobiety ukąszonej przez tarantulę zaleca się dwóch mężczyzn, którzy podejmują rywalizację w rytm tańca mieczy. Istnieje oczywiście wiele wariacji, w tym również znaczeniowych, jeśli chodzi o poszczególne konfiguracje w tego typu tańcu. Te wszystkie małe wieczorne święta na placach mają pod koniec sierpnia swoją kulminację w postaci ogromnego koncertu La notte della Taranta. Pamiętam, jak zaledwie kilka lat temu było to niewielkie miejscowe święto, a teraz przyciąga turystów z całych Włoch i świata. Jest ono jednym z najważniejszych punktów włoskiego lata i co roku odnotowuje setki tysięcy uczestników.

Dobra kuchnia. Nie zamierzam przedstawiać Wam tysięcy przepysznych przepisów na nasze dania – wystarczy przyjechać do Salento i osobiście ich skosztować. Chciałbym Was zaskoczyć tym, za czym po dziesięciu miesiącach non stop w Polsce (podkreślę tu, że bardzo lubię polską kuchnię i na pewno nie jestem jednym z tych, którzy uważają, że jedynie we Włoszech potrafi się gotować) najbardziej tęsknię. Dla mnie najlepsze są rzeczy najprostsze, zatem gdy tylko pojawiam się w Salento, mam ochotę na domowy chleb pokropiony oliwą extravergine z oliwek i posyp[cml_media_alt id='113101']Liaci - Salento (2)[/cml_media_alt]any szczyptą soli. Tak, to wszystko. Oliwa, która smakuje półwyspem Salento. Bez cienia wątpliwości możemy określić naszą dietę mianem śródziemnomorskiej, czyli bogatej w smaki i aromaty, którymi nasza ziemia hojnie nas obdarza. Pomidory, warzywa zielone, oliwa z oliwek (jedna z najlepszych we Włoszech), nasze wino znane i uznane na całym świecie, doskonałej jakości ryby i owoce morza, kupowane bezpośrednio u zaufanego sprzedawcy, który osobiście złowił je rankiem tego samego dnia.

Wino piję i dobrze mi się żyje, jak głosi jeden z wielu transparentów wywieszonych na stadionie podczas meczów naszej ukochanej drużyny, czyli – oczywiście – Lecce. Nasze najbardziej cenione wina to na przykład Negroamaro czy Primitivo, mamy ponad 25 marek DOC (denominazione di origine controllata – kontrolowane oznaczenie pochodzenia), które są naszą chlubą. Nasz sposób popijania wina jest zarazem filozofią życiową: pije się je przede wszystkim w towarzystwie, przy doskonałym jedzeniu. Podkreśla ono jakość nektaru bogów i sprawia, że wspólne wieczory są wesołe i zyskują również na jakości. Oczywiście najważniejszą dla nas kwestią jest to, w czyim towarzystwie spędzamy chwile na delektowaniu się naszym ulubionym winem czerwonym czy białym. Fragment piosenki w dialekcie: Mieru, mieru, mieru la la, quanti culuri me faci cangià. [O moje wino, wino, wino, ile kolorów (twarzy) każesz mi zmieniać.)

Salento i wszystko gra. Mam nadzieję, że mój krótki opis Was nie znudził, ale sprawił, iż naszła Was chęć na zanurzenie się w naszym morzu i naszej kulturze. Oczywiście wiele jeszcze można by pisać o ziemi baroku. Jeśli ktoś byłby zainteresowany pogłębieniem wiedzy i zaspokojeniem ciekawości odnośnie tego zakątka Włoch, jeszcze niebardzo poznanego przez turystów z Polski, odsyłam Was do dopiero co powstałego bloga: www.mojesalento.pl. Znajdziecie tu wiele interesujących rzeczy dotyczących naszych tradycji, kultury, kuchni i naszego sposobu bycia. Będziecie mieć ponadto możliwość uzyskania informacji odnośnie zorganizowania Waszego kolejnego urlopu właśnie tu: w Salento!