Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Home Blog Page 203

A scuola di polacco, una delle lingue più complesse in assoluto

0

Molti pensano o hanno sentito dire che il polacco è una delle lingue più difficili da imparare. In che cosa consiste allora la difficoltà insormontabile di questa lingua slava? Senza dubbio questo pregiudizio è motivato dal fatto che la grammatica della lingua polacca è complessa e piena di eccezioni. Infatti, in polacco i nomi possono avere tre generi (maschile, femminile e neutro), ogni sostantivo e aggettivo è declinato in sette casi (nominativo, genitivo, accusativo, dativo, strumentale, locativo e vocativo) e i verbi hanno due modi (aspetto verbale perfettivo e imperfettivo). Bisogna ammettere che certe cose sono più difficili che in altre lingue, ma altre risultano sicuramente più facili: il polacco è privo di articoli e ha pochi tempi verbali. Senza dubbio è una delle lingue più ricche di fonemi (41 in totale) e per questo motivo uno dei suoi aspetti problematici è la pronuncia. La difficoltà più grande consiste nella distinzione in un discorso delle consonanti molli da quelle dure: ć/cz, ś/sz, ź/ż, dź/dż. Per il resto le parole si scrivono come si pronunciano e l’accento cade sempre sulla penultima sillaba. Ecco uno dei più conosciuti scoglilingua polacchi che presentano perfettamente la complessità del polacco orale:

Chrząszcz brzmi w trzcinie w Szczebrzeszynie,

W szczękach chrząszcza trzeszczy miąższ,

Czcza szczypawka czka w Szczecinie,

Chrząszcza szczudłem przechrzcił wąż,

Strząsa skrzydła z dżdżu,

A trzmiel w puszczy, tuż przy Pszczynie,

Straszny wszczyna szum.

La lingua polacca è difficile soprattutto perché si avvale di declinazioni di sostantivi e aggettivi che distinguono innumerevoli desinenze. Il vero rebus riguarda però i numeri, che vengono declinati a seconda del genere, del numero e della funzione all’interno della frase. Così ad esempio il numero cardinale due, che in italiano ha un’unica forma grammaticale, in polacco ne distingue 17: dwa, dwie, dwoje, dwóch, dwaj, dwiema, dwom, dwoma, dwojga, dwojgu, dwojgiem, dwójka, dwójki, dwójkę, dwójką, dwójce, dwójko. Di pari passo con le declinazioni vanno le preposizioni. Prima ancora di decidere quale caso sia più giusto da utilizzare, bisogna scegliere la preposizione opportuna. Secondo alcune grammatiche di lingua polacca, se ne contano addirittura 80 e il loro uso non sempre segue regole trasparenti e dipende in larga parte dal contesto. Per quanto riguarda i modi e i tempi verbali, a prescindere dalla complessità delle desinenze, la difficoltà consiste principalmente nella comprensione della classe a cui appartiene il verbo. Inoltre, come già accennato in precedenza, in polacco si distinguono due aspetti verbali, tra l’altro tipici delle lingue slave: sono il perfettivo, che esprime un’azione compiuta, e l’imperfettivo, che invece indica un’azione incompiuta. L’apprendimento del polacco non è di certo facile, ma non c’è nulla di impossibile. Infatti, molti stranieri che abitano in Polonia lo parlano perfettamente! Di seguito vi proponiamo qualche frase di base utile per sopravvivere in Polonia:

Cześć. – Ciao (il suono cz è simile alla c di “cena”)

Dzień dobry. – Buongiorno.

Jak się masz? – Come stai? (è informale)

Jak się Pani ma? – Come sta? (è formale ed è diretto a una donna)

Jak się Pan ma? – Come sta? (è formale ed è diretto a un uomo)

(Mam się) dobrze. – Sto bene, grazie.

(Mam się) źle. – Sto male.

Tak sobie. – Così, così.

Mówisz po polsku / angielsku / włosku? – Parli polacco / inglese/ italiano?

Czy mówi Pani po angielsku? – Parla inglese? (formale e diretto a una donna)

Czy mówi Pan po angielsku? – Parla inglese? (formale e diretto a un uomo)

Tak, mówię. – Sì, lo parlo.

Nie, nie mówię. – No, non lo parlo.

Trochę. – Un po’.

Jak masz na imię? – Come ti chiami?

Mam na imię …..  – Mi chiamo ….

Miło mi Cię poznać. – Piacere di conoscerti.

Miło mi Panią poznać. – Piacere di conoscerla.

Miło mi Pana poznać. – Piacere di conoscerla.

Do widzenia! – Arrivederci.

Do zobaczenia. – A presto.

Proszę. – Prego.

Dziękuję. – Grazie.

Nie ma za co. – Non c’è di che.

Przepraszam. – Scusa.

Kocham Cie. – Ti amo.

Toruń, la città natale di Niccolò Copernico

0

Toruń è la seconda maggiore città del voivodato della Cuiavia-Pomerania ed è famosa grazie alla figura di Niccolò Copernico – nato qui il 19 febbraio 1473. Ma ci sono altri motivi per visitare questa deliziosa città: i suoi tradizionali biscotti, i panpepati (i pierniki in polacco), sono sicuramente una specialità da gustare, mentre gli occhi possono essere attratti dalla bellezza dei suoi monumenti gotici. Oltre ai turisti che la visitano, Toruń ospita anche molti cittadini stranieri che ci vivono. Si dice che fra tutti quelli che abitano qui, gli italiani sono quelli che si sono ambientati meglio. Nella città di Copernico attualmente vive un gran numero di italiani, molti dei quali hanno attività imprenditoriali in vari settori come la ristorazione, l’alberghiero o il mercato immobiliare.

Il numero di italiani che scelgono Toruń per vivere sta crescendo e si notano diverse iniziative da parte polacca e italiana per stringere amicizie e relazioni, così come sono importanti gli incontri al bar o attraverso i siti web e i social media. Sono stati realizzati con ottimi risultati scambi di studio italo-polacchi sia a livello universitario che liceale. A Toruń si può studiare la lingua italiana all’Università Niccolò Copernico, dove da qualche anno è attiva la cattedra d’Italianistica, guidata dal prof. Cezary Bronowski che, con colleghi polacchi e italiani, si prende cura degli studenti e li incoraggia a sviluppare la passione e la conoscenza per la cultura italiana. Grazie alla vasta offerta del programma ERASMUS, Toruń almeno ogni sei mesi ospita nuovi gruppi di stranieri. Arrivano soprattutto spagnoli, turchi e ovviamente proprio gli italiani! Di solito vengono per pochi mesi e poi vogliono prolungare il periodo per restare più a lungo. Oltre a un buon livello di studi, la città offre anche divertimento e infatti a Toruń ci sono molti locali in cui ballare e rilassarsi. Ci sono anche tante strutture per fare sport e assistere a molti eventi culturali (Teatr Baj Pomorski, Centrum Sztuki Współczesnej o Teatr Wilama Horzycy). Fra l’altro vale la pena sottolineare che l’italiano è diventato molto popolare fra gli adolescenti che possono imparare la lingua di Dante nei licei numero IV, VII, e VIII. Gli studenti hanno già avuto occasione di ospitare i loro coetanei italiani.

Toruń è una città molto attraente non solo per la sua posizione e la sua dimensione, ma anche per i costi della vita quotidiana, visto che si possono sviluppare facilmente attività lavorative.

Czy Frankenstein ma polskie korzenie? Krótka podróż do Ząbkowic Śląskich

0
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Czy Frankenstein ma polskie korzenie? Krótka podróż do Ząbkowic Śląskich

Na początku pojawia się tylko słabe światło, trudno cokolwiek zobaczyć, później kiedy to oczy nareszcie przyzwyczają się do ciemności można dostrzec probówki laboratoryjne, metalowy stół poplamiony krwią, kleszcze i obcęgi, parę słoi wypełnionych pijawkami. Nad nami stare sklepienia, pomieszczenia, w których się znajdujemy, zaczynają nabierać kształtu, podczas gdy w tle słychać przerażającą muzykę. Chociaż nie obcujemy z rzeczywistością, nie można zaprzeczyć, że pewien dreszczyk emocji przebiega nam po plecach. Nie znajdujemy się na planie filmowym starego horroru, ale w małym muzeum, być może jedynym w swoim rodzaju w Europie, w laboratorium Doktora Frankensteina! Jesteśmy w Ząbkowicach Śląskich, spokojnym miasteczku położonym 50 km na południe od Wrocławia, na drodze, która prowadzi do Republiki Czeskiej. Być może nawet nie zauważylibyśmy tej miejscowości na mapie, gdyby nie fakt, że do 1945 roku należała do Niemiec i nosiła niepokojąca nazwę, Frankenstein. Polski komunistyczny ustrój pospieszył się z wymazaniem nazwy, zamiarem było jak najszybsze usunięcie w niepamięć przeszłości niemieckiej tych ziemi; wybrano oczywiście nazwę czysto słowiańską. Teraz gdy czasy się zmieniły, nawiązano współpracę pomiędzy tymi narodami, Ząbkowice otrząsnęły się z patyny zaniedbania, którą to obciążyła je Republika Ludowa. Dziś Ząbkowice na nowo odżywają w mieszaninie przeszłości i teraźniejszości. Niewielka wystawa powstała w 2001 roku jako skutek licznych wydarzeń majowych, kiedy to odbywa się „Weekend z Frankensteinem”, podczas którego mają miejsce pokazy przerażających filmów, spektakle teatralne i inne wydarzenia związane z literaturą fantastyczną. Gdy zastanawiano się, gdzie przebywał Frankenstein, naturalnym stała się konieczność stworzenia laboratorium. Pozostaje wątpliwe pytanie, co ma wspólnego to ciche miasteczko Dolnego Śląska ze słynnym dziełem Mary Shelley, jedną z bardziej popularnych gotyckich powieści, napisaną ponadto w dalekiej Szwajcarii?

W styczniu 1606 roku, do miasteczka Frankenstein na Śląsku przybyło 8 grabarzy, 6 mężczyzn i 2 kobiety, którzy to zdecydowali osiedlić się i pracować właśnie tutaj. Mieszkali w pobliżu miasta, nocą wychodzili  na zmiany i potajemnie rozsmarowywali po drzwiach i oknach trującą substancję, która powoli ulatniała się nie zostawiając po sobie śladów. Mieszkańcy Frankenstein, nieświadomi tego czynu, wdychali trującą substancję, a z biegiem czasu liczba umierających zawrotnie wzrastała.  Ostatecznie, celem grabarzy było zagwarantowanie sobie dobrego obrotu „w biznesie”, powiększając w ten sposób liczbę swoich klientów. Niestety, sytuacja wymknęła im się spod kontroli, gdyż po 5 miesiącach liczba zgonów przekroczyła 2000. Na początku wierzono, że to epidemia dżumy powodowała tak liczne spustoszenia wśród mieszkańców, ale lekarze przybywszy na wizytację do miasta zbrodni zrozumieli, że przyczyna tak dużej ilości zgonów była całkiem inna. Grabarze zostali zdemaskowani i aresztowani. Poddani torturom przyznali się do zbrodni, wyznając ponadto inne makabryczne czyny: kanibalizmu, profanacji grobów i czarnej magii. W takich sytuacjach, rozdartym z bólu podczas tortur zdarzało się wyznać więcej niż było potrzeba. Prawdopodobnie winna zbrodni była rozprzestrzeniająca się zaraza dżumy, ale społeczeństwo odnalazło już winnych. Proces był publiczny, wszyscy grabarze zostali skazani na śmierć przez spalenie na stosie, a egzekucja miała miejsce 4 października 1606 roku, podczas gdy inni wspólnicy zostali straceni w następnych miesiącach. Ten makabryczny czyn wbił się tak silnie w pamięć lokalnych mieszkańców, że został aktualny przez wielki, i przyjął się także, chociaż z pewnymi nieścisłościami, wśród polskiej ludności osiedlającej się tam po wojnie i wyjeździe Niemców z miasta. Według niektórych historyków i krytyków literackich,  Maria Shelley z pewnością przeczytała historię skandalu w mieście Frankenstein (o którym to licznie pisały niemieckie gazety), a nazwa miasta, umocniona przez te wydarzenia, zainspirowała pisarkę jeszcze bardziej do nadania tego imienia mrożącego krew w żyłach doktorowi w swej gotyckiej powieści. Naturalnie to tylko przypuszczenia, gdyż w Niemczech blisko Darmstad znajduje się również zamek Frankensteina, w którym to mieszkał ponadto alchemik Johann Konrad Dippel, postać idealna jako inspiracja do stworzenia doktora Frankensteina. Mieszkańcy obydwu miejscowości zamiast kłócić się o pierwszeństwo do  nazwy, wykorzystali okazję, by zareklamować się dzięki tej tajemniczej, mylnie przedstawionej prawdzie.

Dzisiaj Ząbkowice to miasteczko delikatnie umieszczone na wzgórzu, które ze swej starej niemieckiej nazwy uczyniło wizytówkę, ale jednocześnie godne odwiedzenia, gdyż oferuje ponadto inne atrakcje, dlatego też warto się w nim zatrzymać przez parę godzin. Przechadzając się przez Rynek (ocalały z trzech stron przed zniszczeniami komunistów, którzy to często wyburzali stare budowle, by zrobić miejsce nowym koszarom), możemy zaobserwować Ratusz, neogotycki budynek powstały w 1864 roku. Ratusz, w całej swej zawrotnej wysokości wraz z liczną obecnością  gargulców, maszkaronów i innych potworów z kamienia, fantastycznie wpisuje się w atmosferę legendy o Frankensteinie. Dalej na rogu, gdzie swój początek ma ulica Armii Krajowej należy skręcić w prawo , naprzeciw nas ukaże się niebywała budowla, jedyna w swoim rodzaju, unosząca się ku niebu Krzywa Wieża! Jest ona jedną z głównych atrakcji Dolnego Śląska. Jest to dzwonnica, która wcześniej, w średniowieczu  służyła do celów obronnych; wysoka na  34 metry, by wejść na jej szczyt należy pokonać 139 schodów. Nachylenie między podstawą a wierzchołkiem wynosi ponad dwa metry. Można zwiedzić wieżę  po wcześniejszym zakupieniu bilety, w jej wnętrzu znajdziemy wąskie schody i drewniane belki; znajdują się tu także niektóre narzędzia tortur. Po pokonaniu drogi na szczyt wieży można cieszyć się widokiem ukazującym całe Stare Miasto, jak również panoramą na wschodnie Sudety. Tuż za wieżą wznosi się kościół parafialny św. Anny, masywny zabytek w stylu gotyckim, wykonany z czerwonej cegły. Na jego zewnętrznych ścianach znajdują się kamienie nagrobne z napisami w niemieckim gotyku, należące do szlachty i kawalerii miasta, świadectwo starego cmentarza, który w dawnych czasach otaczał kościół. Wzdłuż starego muru, który odgradzał cmentarz dumnie wznosi się barokowa rzeźba św. Jana Nepomucena, najsłynniejszego świętego na Dolnym Śląsku, patrona od powodzi, zjawiska nierzadko spotykanego na południu Polski. Kontynuując spacer wzdłuż ulicy Krzywej docieramy do Regionalnej Izby Pamiątek, gdzie znajduje się już wcześniej wspomniane Laboratorium Frankensteina i sala ze sceną ukazującą rekonstrukcję historii grabarzy i ich proces sądowy; tu w mieście historia zwaną jest  „aferą ząbkowicką”. Idąc do końca drogi dochodzimy do ruin starego zamku w Ząbkowicach, który to mimo licznych zniszczeń dokonanych przez bieg czasu zachowuje do dziś swój urok. Jest to stara potężna forteca, porzucona w XVIII wieku po pożarze. Dziś jednak, po dziesięcioleciach zaniedbań doczekała się nareszcie prac remontowych. Wzdłuż miasteczka rozciągają się stare mury obronne, które zachowały również jedną z baszt miasta, Basztę Gołębią. Spacerując po mieście, napotykamy lodziarnię o dziwnej nazwie Frankenstein Eiscafe i inne działalności gospodarcze noszące imię tej słynnej tu postaci. Będąc na wycieczce w tym miasteczku, warto zwiedzić także inne kościoły. Również dla miłośników dreszczyku, na ulicy 1 Maja znajduje się stary cmentarz z oryginalną dzwonnicą pogrzebową w stylu barokowym: to miejsce, gdzie grabarze przygotowywali swoją trującą miksturę, ale przede wszystkim dochodziło tu do profanacji trumien ze zmarłymi, których okradano z biżuterii oraz dóbr (być może to jedyna wina grabarzy). Przy wejściu na cmentarz zachowało się kilka nagrobków z niemieckimi napisami, tymczasem idąc dalej widzimy już te nowsze, polskie. Wycieczka z dreszczykiem, to taki powrót do przeszłości pomiędzy niemieckim stylem gotyckim, literaturą fantastyczną a sztuką. Nie bez powodu, jeśli spojrzy się na miasta partnerskie, jest wśród nich wioska Bran w Rumunii, gdzie wznosi się najsłynniejszy (nawet jeśli tylko przypuszczalnie) zamek Drakuli. Dzięki wspólnej „opowieści mrożącej krew w żyłach” zacieśniła się bardzo wymiana kulturalna między tymi dwiema miejscowościami. Moc tajemniczości i okultyzmu, która od zawsze przyciągała ludzi jak magnes, dziś stała się silnym punktem turystyki.

Bona Sforza

0

Bona Sforza (ur. 2 lutego 1494 roku w Vigevano, zm. 19 listopada 1557 roku w Bari) była córką Gian Galeazza Sforzy księcia Mediolanu i Izabeli Aragońskiej, a także daleką krewną Maksymiliana I Habsburga. Gdy miała 10 miesięcy, zmarł jej ojciec, prawdopodobnie otruty przez jej wuja Ludwika II Moro, który po jego śmierci został księciem Mediolanu, a jego żona, Beatrycze d’Este, księżną Mediolanu, odstąpiwszy tytułu księżnej Bari na rzecz Izabeli Aragońskiej. Dlatego też w 1500 roku Bona wraz z bratem Francesco Maria Sforzą, wyruszyła za matką do Neapolu i na zawsze opuściła Księstowo Mediolanu.

Z czasem Izabela Aragońska straciła większość swojego dobytku, co sprawiło, że wśród ludu zaczęła krążyć przyśpiewka, przy akompaniamencie dud neapolitańskich „zampogna” lub harfy: “Nun me chiammate più Donna Isabella / chiammateme Sabella sventurata / aggio perduto trentasei castella / la Puglia bella e la Basilicata” (Nie wołajcie na mnie więcej Donna Isabella / wołajcie na mnie nieszczęsna Sabella / straciłam trzydzieści sześć pałaców / piękną Apulię i Bazylikatę”.    

W 1518 roku w wieku 24 lat Bona Sforza poślubiła per procura pięćdziesięcioletniego Króla Polski Zygmunta I Starego, wielkiego humanistę i ucznia Filipa Kallimacha, wdowca po zmarłej trzy lata wcześniej Barbarze Zápolya. Uroczystość ślubna odbyła się w Castel Capuano w Neapolu, zaś świadkiem była kuzynka Bony, Vittoria Colonno. Bona stała się w ten sposób królową Polski i wielką księżną Litwy, a po śmierci matki w 1524 roku, również dziedziczną księżną Bari i Rossano. Po uroczystości ślubnej opuściła Włochy, a gdy tylko przybyła do Polski, odbyła się jej koronacja w Krakowie.

Swoim uwielbieniem i oddaniem św. Michałowi Archaniołowi szybko zaraziła męża, tak bardzo, że rok później zdecydował się on na pielgrzymkę do sanktuarium św. Michała na górze Gargano, gdzie ponownie wrócił w 1544 roku (cztery lata przed swoją śmiercią). Co więcej wysłał tam, za pośrednictwem swoich ambasadorów, lampy ze srebra zdobione jego herbem i wizerunkiem św. Michała oraz dwoma białymi orłami.  

Nie będę już dłużej rozpisywał się na temat dobrze znanej historii Bony Sforzy, która wyczerpująco została opisana przez wielu historyków, lecz opowiem o tym jak Bona, już w czasie rządów swojego męża, świetnie radziła sobie w polityce zagranicznej dokonując wielkich czynów. W 1525 roku dzięki niej Prusy Książęce stały się lennem Polski. W 1533 roku za jej sprawą podpisany został traktat pokojowy z Turcją. Bona dbała również o dobre relacje z Litwą, co doprowadziło w 1569 roku do zaprzysiężenia unii polsko-litewskiej. Dbała nadto o dobre relacje z Hiszpanią, by w ten sposób mieć lepszą kontrolę nad księstwem Bari.

W polityce wewnętrznej przeprowadziła reorganizację królewszczyzn, walczyła przeciwko władzy szlacheckiej, a swojego jedynego syna Zygmunta Augusta koronowała na króla, gdy ten miał tylko 10 lat, i to bez powoływania sejmu szlacheckiego, tak jak to się zazwyczaj odbywało. Założyła miasto Bar na terenie dzisiejszej Ukrainy. Z Italii sprowadziła nieznane wcześniej warzywa i owoce, których produkcję zainicjowała w Polsce, rewolucjonizując w ten sposób kuchnię lokalną. Przywiozła ze sobą również torrone, czyli tradycyjny włoski nugat. Po otrzymaniu od papieża prawa do obsadzania beneficjów kościelnych, sama zadbała o ich wybór, co miało zagwarantować ich oddanie. W 1547 roku jej syn Zygmunt poślubił, bez wiedzy matki i sejmu szlacheckiego, Barbarę Radziwiłłównę, szlachciankę litewską, wobec której Bona miała wiele zastrzeżeń.

Poniżej pragnę przedstawić fragment mojego tekstu scenicznego, gdzie rzeczywistość przeplata się z wyobraźnią, przedstawiając śmierć Bony, otrutej przez swojego najwierniejszego dworzanina i kochanka.

Scena X: Zamek szwabski w Bari, 19 listopad 1557 roku. Jest noc, Bona jakimś cudem budzi się po tym, jak została otruta dzień wcześniej. Jest sama na swoim łożu śmierci.  

BONA: (Krzyczy) “Idźcie do diabła wszyscy! Wiem już wszystko o waszych spiskach! Wszystko też pamiętam! Wiem, że jestem otoczona przez wrogów, przez hieny i sępy, bo nikim innym nie jesteście! Przedwczoraj myśleliście, że jestem umierająca i zatroszczyliście się bym podpisała sfałszowany testament. Pozornie mianowałam mojego syna jedynym spadkobiercą, lecz w rzeczywistości pozostawiłam Bari i Rossano w rękach Filipa II.

Już wiem, że chcecie okraść mnie ze wszystkiego, a zwłaszcza Ty Pappacodo, kłamliwa żmijo, myślałeś, że mnie otrujesz! Jednak Ci się nie udało, popatrz, jestem żywa bardziej niż kiedykolwiek, nie martwa z powodu malarii, jak obłudnie oświadczyli twoi lekarze. Przeklinam Cię! Przewidując to przygotowałam ‘’Stercum Diaboli’’, odtrutkę ze słynnej Spetiarii, która dotarła do mnie z Rzymu. Wspaniały Gian Lorenzo Papapcodo, nareszcie mogę Ci się odpłacić. Moja sfałszowana śmierć przeciwko twojemu fałszywemu życiu u mego boku! (Chwyta do ręki jakąś kartkę) To jest właśnie testament, ten prawdziwy, na korzyść mojego syna, potępienie dla twojej duszy na wieki. (Pisze. Podpisuje. Następnie sięga po książkę skrytą pod kocem i zaczyna czytać jedną z poezji Izabeli Morra) “Torbido fiume Sinni, del mio mal superbo/or ch’io sento da presso il fine amaro,/fa tu noto il mio duol al padre caro,/se mai qui ‘l torna il suo destin crudele./Dilli ch’io, morendo, abbandono/l’aspra fortuna e lo mio fato avaro/e, con esempio miserando e raro/nome infelice a le tue onde serbo./Tosto ch’ei giunga alla sassosa riva/-a che pensar m’adduci, o fera stella,/come d’ogni mio ben son spoglia e priva!-/muovi l’onda con crudel procella/ e dì: “M’accrebber sì mentre fu viva,/non gli occhi no, ma i fiumi d’Isabella”. (Zamyka książkę i zasypia, na zawsze).

Ciało Bony zostało pochowane w Katedrze w Bari. Pozostawione bez opieki na kilka godzin, spłonęło od płomienia świeczki, która spadła na jej trumnę, dlatego też jej zwęglone ciało zostało pospiesznie pochowane w pobliskiej kaplicy i był to jedynie skromny, symboliczny nagrobek. Dopiero później jej dzieci, Zygmunt i Anna, zlecili wykonanie okazałego mauzoleum, zdobionego rzeźbą z marmuru karraryjskiego, która przedstawiała Bonę klęczącą pośród patronów Bari i Krakowa.

Ta wspaniała kobieta, o dobrych manierach, była zawsze wspierana przez matkę, która przekazywała jej wartości chrześcijańskie i zapewniła jej staranne wykształcenie u boku Monsignora Della Casa, autora “Galateo”; wychowywana była także wśród dworzan krakowskich i najwybitniejszych szlachetnych literatów z Italii, takich jak: Carmignano, Girolamo Balbi, Ludovico Alifio, Scipione di Somma czy Celio Calcagnini oraz najbardziej wytwornych artystów, jak np.: Sante Gucci, Bartolomeo Berecci, Giovanni Cini, Giovanni Maria Mosca, Francesco Della Torre, Pietro di Barbona, Paolo Dominici czy też Gerolamo Canavesi. Mimo tego wyraźnie zafascynowana była Pietrem Aretino, najbardziej wulgarnym i nieprzyzwoitym poetą tamtych czasów, z którym zresztą prowadziła ożywioną korespondencję do końca swoich dni.

Nie przez przypadek często uznawana jest w polskiej opinii publicznej i nie tylko za symbol zła i perwersji. Tak też, jeszcze za życia, wpisana została w ówczesną historiografię. Trzeba jednak przyznać, że w ostatnich latach wizerunek królowej Bony jest przedstawiany w coraz lepszym świetle.   

Kawa to w Neapolu sposób wyrażania uczuć

0

Kawa to w Neapolu sposób wyrażania uczuć

Chcąc porozmawiać o Włochach, generalizowanie tak naprawdę zawsze okazuje się błędem: Italia to półwysep, który zgromadził w swoich granicach wiele kultur i tradycji, czasem podobnych do siebie, czasem zgoła odmiennych. W naszym pięknym kraju można natrafić na co najmniej dwadzieścia dialektów języka, jeden na każdy region. Te z nich, które najbardziej przysłużyły się do powstania największej ilości stereotypów opisujących postać typowego Włocha, znajdują się na południu kraju, a na czele listy „zasłużonych” widnieją neapolitańczycy, kalabryjczycy, mieszkańcy Apulii i Sycylii.

W tym artykule chciałbym opowiedzieć Wam właśnie o neapolitańczykach i opisać pokrótce, jak przetrwać „nieziemskie” spotkanie z mieszkańcami Neapolu. Jeśli będziecie mieli okazję znaleźć się w jego okolicach, zachęcam Was gorąco do zwiedzenia miasta, przynajmniej z trzech ważnych powodów: jego specyfiki, jedzenia i ludzi.

Słynne lungomare, ostatnio wyłączone z ruchu drogowego i oddane do użytkowania pieszych, to idealne miejsce na popołudniowy spacer, choćby przy zachodzie słońca, podczas którego można rozkoszować się przepięknym krajobrazem. Wystarczy już jeden rzut oka, by zachwycić się zatoką Neapolu z jej wyspami: Ischią, Procidą i Capri. W czasie spaceru warto skusić się na porcję taralli nzogna e pepe, które, jeśli już koniecznie chcecie wiedzieć, wytwarzane są z tłuszczu wieprzowego i pieprzu. Miejscowi zwykle popijają je piwem, a nierzadko za kropkę nad „i” takiego posiłku służy poczciwa sfogliatella, czy to riccia czy frolla, obie wersje wyśmienite lub, bo dlaczegóż nie, pyszna babà, odmiana słodkości dobrze znanej Polakom.

Spacerując wybrzeżem, radzę Wam skierować się w stronę Piazza del Plebiscito i zajrzeć na via Roma [lub Toledo, przyp. tłum.], czyli do najbardziej odpowiedniego miejsca na zakupy. Przecinające ją uliczki są pełne przeróżnych knajpek, w których można zjeść smacznie i bez uszczerbku dla portfela. Daniem, którego nie możecie przegapić, jest klasyczna pizza napoletana; ta oryginalna, prawdziwa, jedyna “a pizz”. Polecam jej tradycyjne wersje: Margheritę lub Marenarę; pierwsza stworzona została w hołdzie Królowej Małgorzaty, druga – to ulubienica marynarzy (prawdziwa „marinara” nie zawiera sardeli). Mówiąc najogólniej, w tradycyjnej pizzy nie znajdziecie takich składników jak owoce czy ryby; te włączano do przepisów z czasem, szczególnie ostatnio, aby zaspokoić bardziej współczesne gusta kulinarne.

Nawet jeśli mówicie po włosku, w okolicach Neapolu wasza edukacja językowa może okazać się niewystarczająca. Prawdopodobnie nie zrozumiecie ani słowa z miejscowego dialektu, ale bez paniki! To zupełnie normalne. Dlaczego, spytacie? Otóż zdecydowana większość mieszkańców miasta, w gronie „samych swoich”, posługuje się… językiem neapolitańskim! Nie powinno was zatem zdziwić, że także Włosi pochodzący z innych regionów mają problem podobny do Waszego. Miejscowy dialekt to język zawierający słowa powstałe na przestrzeni setek lat, zawiera fonemy przywodzące na myśl słowa arabskie, francuskie i hiszpańskie. Przygotujcie się też na inne sytuacje: głośne wołanie siebie nawzajem zamiast używania domofonu, traktowanie nieznajomych jak przyjaciół już w pierwszej sekundzie po nawiązaniu znajomości. To wszystko stanowi część naszej tradycji, naszego stylu bycia, być może odrobinę zbyt wylewnego, być może niezrozumiałego, bo tak unikatowego na skalę kraju.

Język neapolitański, jak wspomniałem, to dialekt, ale zarazem odrębny język sam w sobie. Przestudiujmy kilka przykładów, które ułatwią Wam zrozumienie zagadnienia.

Zamiast “presto”/szybko mówimy “ambress”, a tak naprawdę presto/prestissimo “ambress ambress”,

“adesso”/teraz to “”, jeśli chcemy jednak opisać konkretny moment, mówimy “mò mò”,

“all’ultimo momento”/w ostatniej chwili zastępuje “nganne nganne” (z gardła do gardła).

Inne „podwójne” słowa, to “lentamente”/powoli, którą w neapolitańskim zastępuje para słów “chiane chiane”, podczas gdy “adagio”/szybko staje się “cuonc cuonc”, “completamente”/całkowicie to “sane sane”, “meticolosamente”/skrupulatnie tłumaczymy jako “pile pile” (pelo pelo), “disteso”/rozłożysty zastępuje “luong luong”, “di nascosto”/w ukryciu natomiast “aumma aumma”.

W języku neapolitańskim istnieje czasownik “eccere”, który pochodzi od zaimka osobowego “eccolo”/oto on. Odmieniany zawsze w czasie teraźniejszym, opisuje zarazem osobę, jak i odległość fizyczną podmiotu, do którego się odnosi: – oiccan – oilloc -oillan, -oebbiccan -obbilloche –oebbillanne.

Wiele słów rozpoczynających się od “g” gubi pierwszą literę, jak “gatta”/kotka, który staje się “jatta”, “genero”/teść zastąpiony przez “jennere”, “giorno”/dzień ”juorne”; jest też wiele słów, które w języku włoskim rozpoczynają się od “s”, zaś w jezyku neapolitańskim zmieniają pierwszą literę na “n’s..”, jak na przykład “sposato”/żonaty: “n’surat”, “sporco”/brudny: “n’svat”, “sopra”/nad: “n’coppe”. Oczywiście każde z tych słów wzbogaca towarzyszący mu odpowiedni gest, te jednak trudno opisać mi słownie. Nie przejmujcie się, zauważycie je natychmiast po rozpoczęciu rozmowy z mieszkańcem Neapolu.

Włosi, a w szczególności neapolitańczycy, zaliczają się do grupy, którą inżynier i współczesny filozof Luciano de Crescenzo zdefiniował jako „narody miłości”, a do której zaliczył także Hiszpanów, Irlandczyków, Greków i… Polaków! Wszystkie te narody wolą żyć raczej „we wzajemnych objęciach” i cenią je sobie bardziej niż prywatność i indywidualizm. To wiąże się niewątpliwie ze skłonnością do daleko posuniętego „rozgadania”, rozmów na wszystkie tematy i ze wszystkimi (tak zwanego “càpére”), narzekania (“chiagnazzare”, znaczy zawsze „płakać” nad czymś, żalić się) i zazdrości (cóż, jesteśmy odrobinę “mmérius”). Jeden z fałszywych stereotypów dotyczących typowego mieszkańca Neapolu głosi z kolei, że jest to figura zawsze zmęczona i leniwa, podczas gdy w rzeczywistości neapolitańczycy są pracowici jak nikt inny, ciągle poszukują zajęcia, a jeśli go nie znajdują – sami tworzą na pracę zapotrzebowanie! Problem w tym, że jako jeden z narodów miłości, okupujemy smutkiem i melancholią separację z rodzinnymi stronami, a że pracy dla wszystkich z drugiej strony w regionie nie ma… trzeba sobie radzić, kombinować. Owa biegłość w kreatywnym radzeniu sobie z problemami, sztuka „kombinowania” to słynna już na całym świecie cecha neapolitańczyków [i Polaków – przyp.red. ;)].

Jeśli dobrze się przyjrzeć, neapolitańczyk zawsze ma coś do roboty (“ten semp ‘a che ffa”), co nie dziwi zważywszy, że prowadzi swoje sprawy w cieniu wulkanu, który może wybuchnąć w każdej chwili! Prawdziwie „przeżyć” swoje życie to dla niego absolutny priorytet, tak więc nawet wypicie kawy, spotkanie z przyjaciółmi, kolacja z rodziną stają się ważnymi punktami dnia codziennego, obowiązkami, ważnymi sprawami; stąd klasyczne zdanie, które pada w konwersacji: „Wybacz, muszę iść, obiecałem przyjacielowi kawę”. Kawa to w Neapolu inny sposób wyrażenia uczuć wobec innej osoby, powiedzenia „kocham, zależy mi na tobie”, także w kontekście przyjaźni. Niech Was zatem nie zaskoczy nieustanna wymiana zaproszeń na kawę; kawa to symbol uczuć w grze.

Tak więc… skoro mieliście już wystarczająco dużo ciekawości i cierpliwości, by dotrzeć do ostatniej linijki tego tekstu, wypada mi, jak na poczciwego neapolitańczyka przystało, zapytać Was “ve pozz offrì nu bellu cafè?” 🙂

Cukier: pomaga przełknąć nawet lekarstwo!

0

Co może nam pomóc przełknąć lekarstwo? Oczywiście cukier! A czy wiemy ile cukru spożywamy w ciągu dnia?

W ostatnich dziesięcioleciach niepokojąco wzrosło spożycie cukru per capita, a razem z nim – efekty uboczne dla naszego zdrowia, jak na przykład problemy z wagą; nie bez powodu dr Nancy Appleton, w swojej książce ,,Lick the Sugar Habit’’ zdefiniowała częste spożywanie cukru jako ,,słodkie samobójstwo’’. Lecz przybranie na wadze to nie jedyny skutek uboczny: szacuje się, że jest ich nawet 141, a są ukryte tam, gdzie najmniej się tego spodziewamy.

By zwiększyć świadomość oraz kontrolę, zwłaszcza rodzicielską, Public Health England (Ministerstwo Zdrowia Wielkiej Brytanii) stworzyło aplikację na smartfony ,,Sugar Smart App’’, którą można darmowo ściągnąć z Google Play lub z AppStore. Wystarczy zeskanować kod kreskowy, by uzyskać zawartość cukru w produkcie, który chcemy właśnie kupić, spożyć czy też wypić. Baza jest ciągle aktualizowana, do tej pory zostało wpisane do niej już 80 tys. produktów.

Przede wszystkim musimy uważać na nieświadome spożywanie cukru w kilogramowych ilościach, który kryje się w jogurtach, owocach (również tych suszonych) dżemach, przekąskach, ciasteczkach, sucharkach, płatkach śniadaniowych czy nawet w gotowych sosach.

Szkody dla naszego organizmu rozpoczynają się już od najmłodszych lat, wszystko zaczyna się od niewinnego ciasteczka czy cukiereczka, gdy jesteśmy grzeczni, oczywiście w dobrej wierze, a kończy się otyłością, cukrzycą, uszkodzeniami mózgu, trudnościami w uczeniu się, zaburzeniami nastroju i demencją.

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) ma za zadanie określić zalecenia, które pozwolą ograniczyć spożycie cukru u dzieci i dorosłych, zważając na ogromny problem z otyłością i próchnicą. Najnowsze zalecenia (z 2002 r.) sugerują, że maksymalna dzienna dawka cukrów dodanych nie może przekroczyć 10% dziennego zapotrzebowania energetycznego, a optymalnie powinna ona zostać zmniejszona do 5%, co stanowi, przy średnim zapotrzebowaniu energetycznym (2000 kcal), 100 kalorii z cukru, czyli 26 gramów.

Nie wydaje się to zbytnio skomplikowane: to ok. 6 łyżeczek do herbaty. Problem tkwi w tym, że prawie każdy z nas za ,,cukier’’ uważa ten stołowy, czyli sacharozę. Niestety, nie jest to takie proste. Do cukrów należy również zaliczać cukry dodatkowe, znajdujące się w produktach przemysłowych, które kryją się pod innymi nazwami: syrop glukozowy, dekstroza, syrop kukurydziany, maltodekstryna, sacharoza, cukier słodowy, laktoza itd.

Dla przykładu weźmy pod lupę etykietkę z kilku produktów spożywczych: jogurt owocowy – 20 g cukru; 4 sucharki – 2,5g cukru; przekąska – 11g cukru; jedno opakowanie cukru do kawy – 5g cukru; puszka coli – aż 33g cukru!

Cukier rafinowany z buraków cukrowych lub trzciny cukrowej to diasacharyd, składający się z dwóch połączonych cząsteczek (glukozy i fruktozy), które w krótkim czasie trafiają do krwiobiegu. Znaczny wzrost poziomu cukru we krwi (glikemii) powoduje szereg zaburzeń metabolicznych, między innymi relatywny wzrost insuliny, która ma za zadanie obniżyć poziom glukozy we krwi do normalnych wartości. U wielu osób jednak występuje insulinooporność, która powoduje powstanie wielu chorób, w tym cukrzycy. W uproszczeniu moglibyśmy porównać insulinę do klucza, który jest używany do otwierania komórek, umożliwiając przedostanie się do środka glukozy. U osób z insulinoopornością niektóre ,,zamki’’ są zablokowane i insulina nie działa tak, jak powinna.

Jedzenie zbyt wielu słodyczy może doprowadzić również do uwalniania czynników zapalnych, które są czynnikami predysponującymi do rozwoju wszelkich chorób. Nieodpowiednia, bogata w cukry dieta może także spowodować zaburzenia mikroflory bakteryjnej (uzależnionej w 57% od tego, co spożywamy), czyli zespołu mikroorganizmów, które tworzą 70% naszego układu odpornościowego i mają niemały wpływ na wiele innych czynników wpływających na nasze zdrowie.

By uniknąć tego wszystkiego, konieczny jest odpowiedni wybór produktów spożywczych, niezawierających cukrów rafinowanych, z preferencją żywności pełnoziarnistej. Pełne ziarna zbóż sprawiają, że wolniej trawimy węglowodany w nich zawarte, pozwalając w ten sposób na mniejszy i stabilny wzrost glikemii po posiłku.

Na koniec zastanówmy się jeszcze nad jednym małym szczegółem: gdy spożywamy słodycze czy też napoje słodzone, nie przyswajamy tylko i wyłącznie cukrów, ale również wiele innych potencjalnie toksycznych substancji w postaci dodatków do żywności, jak również nadmiar tłuszczów niskiej jakości.   

W każdym razie, muszę was niestety poinformować, że słynna dopuszczalna dawka cukru pokrywana jest aż nadto przez 3 porcje owoców dziennie, które my wszyscy z pewnością spożywamy, prawda?

 

Polonia Oggi: I Rolling Stones suonano a Varsavia l’8 luglio

0

Questa notizia è tratta dal servizio POLONIA OGGI, una rassegna stampa quotidiana delle maggiori notizie dell’attualità polacca tradotte in italiano. Per provare gratuitamente il servizio per una settimana scrivere a: redazione@gazzettaitalia.pl

Dopo 11 anni, i Rolling Stones tornano a esibirsi in Polonia! È già tutto pronto: l’8 luglio si terrà il loro concerto presso lo Stadio Nazionale di Varsavia. La capitale polacca sarà anche l’ultima tappa del tour dello storico gruppo britannico: i loro concerti inizieranno il 17 maggio a Dublino e seguiranno performance a Londra, Manchester, Edimburgo, Cardiff, Twickenham, Berlino, Marsiglia, Stoccarda e Praga. La prevendita per acquistare i biglietti inizia domani (1° marzo) alle ore 10 sul sito web www.eventim.pl  oppure tramite l’app Eventim PL. Quella dell’8 luglio sarà la quarta apparizione dei Rolling Stones in Polonia: hanno già suonato a Varsavia nel 1967 e nel 2007, mentre nel 1998 hanno fatto anche un concerto a Chorzów.

Fonte: polskieradio.pl

Polonia Oggi: L’italiana Karton completa l’acquisto di Gekoplast

0

Questa notizia è tratta dal servizio POLONIA OGGI, una rassegna stampa quotidiana delle maggiori notizie dell’attualità polacca tradotte in italiano. Per provare gratuitamente il servizio per una settimana scrivere a: redazione@gazzettaitalia.pl

Karton, azienda italiana con sede a Sacile (PN) e di proprietà della famiglia Bressan, ha completato l’acquisizione dell’azienda polacca del settore chimico Gekoplast. Tramite la società Sacellum, Karton aveva già acquistato il 99,3% delle azioni di Gekoplast, leader in Europa centro-orientale nella produzione di lastre in polipropilene. La transazione aveva avuto un valore di 90,7 milioni di złoty e ora sono stati acquistati i titoli rimanenti. Karton è specializzata nella produzione di imballaggi ed è leader europea nella produzione di lastre in polipropilene. La società friulana è stata fondata nel 1967 e nel tempo si è evoluta da impresa a conduzione familiare ad azienda dominante del proprio settore. I principali clienti di Gekoplast appartengono alla farmaceutica, all’elettromeccanica, alla motorizzazione e al settore degli imballaggi.

Fonte: chemia.wnp.pl

Foto: www.karton.it

Berlinale, Orso d’argento Gran Premio della Giuria a “Twarz” di Małgorzata Szumowska

0

Questa notizia è tratta dal servizio POLONIA OGGI, una rassegna stampa quotidiana delle maggiori notizie dell’attualità polacca tradotte in italiano. Per provare gratuitamente il servizio per una settimana scrivere a: redazione@gazzettaitalia.pl

Si è conclusa ieri la 68^ edizione del Festival internazionale del cinema di Berlino, in cui l’Orso d’oro è stato aggiudicato a “Touch me not” di Adine Pintille. Un riconoscimento è andato anche a un film polacco: “Twarz” (tradotto in inglese col titolo “Mug”) di Małgorzata Szumowska ha ricevuto l’Orso d’argento Gran Premio della Giuria. La storia si svolge in una cittadina polacca in cui è in costruzione la statua di Cristo più alta del mondo e racconta le contraddizioni dell’identità nella Polonia di oggi. Al momento della consegna del premio, Szumowska ha detto di ritenere il film molto attuale, perché parla di problemi che esistono non solo in Polonia ed Europa, ma anche nel resto del mondo. In conferenza stampa la regista ha chiarito che “Twarz” vuole mostrare un fenomeno che si sta verificando attualmente in Polonia, ovvero la paura dell’estraneo. Il protagonista del film è Mateusz Kościukiewicz e la fotografia è stata realizzata da Michał Englert, collaboratore di Szumowska. Non è la prima volta che la regista polacca si fa apprezzare alla Berlinale: già nel 2013 aveva presentato “W imię…” (in inglese “In the name of”) e nel 2015 aveva ottenuto l’Orso d’argento alla regia per “Ciało” (“Body”). “Twarz” sarà nelle sale polacche a partire dal 6 aprile.

Fonte: pap.pl

Corruption Perceptions Index 2017: la Polonia scende al 36° posto

0

Questa notizia è tratta dal servizio POLONIA OGGI, una rassegna stampa quotidiana delle maggiori notizie dell’attualità polacca tradotte in italiano. Per provare gratuitamente il servizio per una settimana scrivere a: redazione@gazzettaitalia.pl

La Polonia perde qualche posizione nell’indice di corruzione percepita (CPI) stilato da Transparency International, organizzazione internazionale non governativa fondata a Berlino nel 1993. Secondo il CPI 2017, la Polonia è scesa al 36° posto con 60 punti, a fronte del 29° posto con 62 punti che era stato registrato l’anno scorso. Transparency International ha fatto notare che la maggioranza dei paesi ha fatto pochi progressi nel combattere la corruzione. La classifica paragona le attività di 180 paesi monitorando la percezione di esperti e imprenditori rispetto alla corruzione nel settore pubblico. Il punteggio va da 0 a 100 (maggiore è il punteggio, più bassa è la corruzione) e quest’anno i due terzi dei paesi non hanno superato i 50 punti, fermando la media a un deludente 43. I peggiori dati sulla corruzione sono stati registrati nei paesi in cui vi è la minore protezione nei confronti dei media e delle ONG. La classifica è guidata dalla Nuova Zelanda (89 punti), seguita da Danimarca, Finlandia, Norvegia e Svizzera. Agli ultimi posti si trovano invece Yemen, Afghanistan, Siria, Sud Sudan e Somalia, quest’ultima con 9 punti. L’Italia è al 54° posto con 50 punti, che denota una scalata di sei posizioni rispetto all’anno scorso.

Fonte: https://www.transparency.org/news/feature/corruption_perceptions_index_2017