Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Gazetta Italia 1068x155
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2

Home Blog Page 313

Volontaria sul Monte Orfano con Legambiente

0

Julia Szaw?owska

Quest’ anno, ancora una volta ho deciso di fare un periodo di volontariato all’estero. Questa volta il mio obiettivo era farlo in Italia e in un progetto ambientale. Dopo aver sbrigato tutte le formalità necessarie, ero pronta a partire. Dopo essere atterrata a Bergamo e aver attraversato metà Lombardia, alla fine sono riuscita ad arrivare al un piccolo villaggio di Rovato. Tuttavia, Rovato non era la mia destinazione finale. Bastava guardare in alto per vedere quella che sarebbe stata la mia casa per le prossime tre settimane. Si trovava sull’unica montagna della zona che, appunto per questo, si chiama Monte Orfano. L’ascensione alla cima non è stata così facile, è servita una mezz’ora. Quando sono finalmente arrivata, ho conosciuto i residenti permanenti della casa. A poco a poco hanno cominciato ad affluire gli altri volontari. Due persone dalla Corea del Sud, due dalla Republica Ceca, due ucraine, due russe, due portoghesi, una cinese e anche un’altra persona dalla Polonia, in tutto eravamo tredici. Dopo la cena (una pizza, ovviamente) ci hanno spiegato i dettagli del nostro lavoro, che doveva iniziare la mattina seguente. In una tipica giornato di lavoro, le sveglie comiciavano a suonare già prima delle sette del mattino. Alle otto iniziava il lavoro. Il nostro impegno era dedicato alla pulitura dei percorsi e dei sentieri sparsi in tutta la montagna, al taglio degli arbusti e degli alberi troppo cresciuti e la rimozione delle squamose vernici dai tavoli per poi dipingerli di nuovo. Anche alcune bacheche informative richiedevano il restauro. E così sono andati i giorni successivi, spesi tra la dipintura, strappando le erbacce e aiutando nel giardino dei monaci, che vivono nel monastero adiacente alla nostra casa. A volte nel nostro lavoro quotidiano eravamo supportati dai residenti del centro educativo gestito dai monaci, giovani ragazzi con pendenze penali. Finivamo il lavoro alle tredici quando cioè il sole scaldava in modo tale da impedire il lavoro. Nei pomeriggi andavamo ai laghi più vicini per goderci un meritato riposo. Durante le sere parlavamo fino alle 3 di notte, guardando dall’alto le quattro città che ci circondavano: Rovato, Coccaglio, Cologne ed Erbusco. Contemplando il panorama sotto di noi, discutevamo con grande divertimento, nonostante il fatto che solo pochi giorni prima, non sapevamo di noi assolutamente nulla.

L’intero progetto era sponsorizzato dall’organizzazione ‘Legambiente’ in collaborazione con il locale ‘Il dito e la luna’. ‘Legambiente’ è l’associazione ecologica più diffusa e la più grande in Italia, con una ventina di uffici regionali e più di 115 mila di membri. Funziona già da quasi 30 anni e il suo messaggio principale è quello di rendere le persone consapevoli del fatto che attraverso i cambiamenti locali che possono essere fatti facilmente, si può creare un ambiente migliore per tutti su scala globale.

E subito viene in mente la questione se attraverso il nostro lavoro abbiamo portato modifiche locali. Io credo di sì. Monte Orfano brilla di nuovo, questa volta senza erbacce e con nuovi percorsi. E la soddisfazione e l’orgoglio con cui si guarda ai risultati del proprio lavoro è incomparabile a qualsiasi altra cosa.

 

Polskie „Złotka” chcą obronić tytuł Mistrzyń Europy!

0

Zainteresowanie ze strony kibiców kobiecym futbolem nie jest proporcjonalne do sukcesów, jakie odnoszą piłkarki w Polsce. 28 czerwca, gdy ich rówieśniczki oficjalnie kończyły rok szkolny, dziewczyny z reprezentacji Polski do lat 17 wygrywały pierwsze w historii polskiej piłki kobiecej mistrzostwo Europy w Szwajcarii. Te zaledwie 17-letnie dziewczyny wykazały się niesamowitym zaangażowaniem i wolą walki, pokazując przy tym kawał dobrego futbolu. Nie minął nawet miesiąc, a kadra musiała zacząć walkę w eliminacjach do przyszłego Euro, które odbędzie się w Anglii. Polki przyjechały w tym celu do Brzegu i po zwycięstwach nad Kazachstanem i Azerbejdżanem awansowały do drugiej rundy kwalifikacji. Zarówno reprezentantki Polski, jak i selekcjoner Zbigniew Witkowski, udzielili wywiadu Gazzetta Italia. O emocjach związanych ze zdobyciem mistrzostwa Europy mówiła głównie Magdalena Gozdecka, która na co dzień występuje w AZS UJ Kraków.

Magda, jakie to uczucie zdobyć Mistrzostwo Europy, a potem odebrać medale i gratulacje od Sekretarza Generalnego UEFA, Gianniego Infantino?
To uczucie, którego nie da się opisać. Możliwość odebrania gratulacji i medali od Gianniego Infantino, którego często widzi się w telewizji podczas losowania czy gali UEFA, to wspaniałe uczucie. Szkoda, że nie było Michela Platiniego, ale znajdował się wtedy na ślubie syna pana Zbigniewa Bońka. Dlatego w Nyonie nie było też prezesa PZPN.

Jak zaczynały kariery mistrzynie Europy?
Wiele dziewcząt zaczynało kopać piłkę na podwórku razem z chłopcami. Kiedy okazało się, że gra zaczęła sprawiać im radość i nieraz wkręcały chłopców w ziemię, to zdecydowały się zapisać do klubu, a potem kariera potoczyła się już sama.

Jak godzicie treningi i zgrupowania kadry z nauką w szkole?
Myślę, że jeśli komuś bardzo zależy na swoich marzeniach, to daje z siebie wszystko, aby w jakiś sposób ułożyć sobie dzień. Większość z nas chodzi do szkół sportowych, więc nauczyciele są bardziej wyrozumiali i zdają sobie sprawę z tego, że mamy obowiązki wobec kadry i klubu.

Futbol dał wam wiele dobrego: radość z gry, smak zwycięstw, ale co wam zabrał?
Na pewno przez częste treningi i zgrupowania nie mamy wystarczająco czasu dla rodziców, rodzeństwa czy przyjaciół. Od czasu Euro w Szwajcarii byłam w domu tylko przez cztery dni. Ciągle jestem w drodze – tutaj Olimpiada Młodzieżowa, tam zgrupowanie kadry i mecze eliminacyjne.

Polska ma duże szanse zostać w 2017 roku organizatorem mistrzostw Europy w piłce nożnej kobiet. Będziecie miały okazję w nich zagrać.
Na pewno sprawiłoby to nam wielką radość. Szczęście byłoby podwójne, gdyby w końcu zaczęto bardziej promować kobiecą piłkę w Polsce, bo na razie tylko mężczyźni mogą liczyć na większe zainteresowanie.

A co sądzicie o włoskim futbolu?
Wiem, że we Włoszech dziewczyny też dobrze grają w piłkę. Brałam kiedyś udział w Italy Cup i bardzo mi się tam podobało. To coroczny międzynarodowy turniej, rozgrywany w okolicach Rimini.

Podczas meczów eliminacyjnych w Brzegu wywiadu udzielił też architekt sukcesu Polek U-17, selekcjoner Zbigniew Witkowski. Proszę zapamiętać to nazwisko, bo ten trener może zapewnić polskim kibicom jeszcze wiele radości.

Panie trenerze, jest pan niezwykle wykształconym człowiekiem. Uzyskał pan stopień doktora nauk o kulturze fizycznej na Instytucie Fizjologii Rozwojowej Dzieci i Młodzieży Rosyjskiej Akademii Kształcenia w Moskwie. Jak to panu pomaga w prowadzeniu kadry młodzieżowej?
Zdobyte wykształcenie i to, że pracuję też na uczelni, która daje mi dostęp do najnowszej literatury i materiałów szkoleniowych, umożliwia mi ciągłe bycie na bieżąco. Zarządzanie tą grupą nie jest trudne, bo dziewczyny są już bardzo dojrzałe. To drużyna zdyscyplinowana i świadoma, że na ich miejsce czekają setki innych zawodniczek.

Posiada pan kadrę wspaniałych dziewcząt. Jak trudne jest wyselekcjonowanie wyjściowej jedenastki?
W naszym zespole ważne jest to, że nawet jeśli wychodzi na mecz określony skład, to zawsze podkreślamy rolę zawodniczek rezerwowych. One wiedzą, że jak wchodzą na boisko, to nie osłabiają drużyny, ale wnoszą wiele pozytywnego do gry.

Komitet Wykonawczy UEFA w Wenecji ustalił, że od ME 13/14 w fazie finałowej weźmie udział osiem drużyn. Będzie trudniej?
Do tej pory był to najtrudniejszy system eliminacji spośród wszystkich rozgrywek pod egidą UEFA. Teraz wygląda tak samo jak ten U-19.

Na konferencji prasowej mówił pan, że chciałby kontynuować pracę z kadrą U-19. Jaka jest na to szansa?
Wszystko zależy od PZPN. Nie ja o tym decyduję, ale myślę, że tylko długotrwała i systematyczna praca może przynieść jakiekolwiek efekty. Taki model jest najlepszy: selekcjoner przez dwa lata trenuję dziewczyny z U-15, dwa lata U-17, a potem U-19. W ten sposób przez sześć lat można ocenić pracę trenera. Zobaczyć kogo wyselekcjonował, jakie osiągnął wyniki i kogo przekazał do głównej reprezentacji kraju.

Zamierza pan objąć jakiś klub męski czy woli pan pozostać w futbolu kobiecym?
Na pewno nie zamykam sobie drogi. Zobaczymy jak to wszystko się rozwinie, ale chciałbym podjąć pracę z kadrą U-19, bo widzę w niej ogromne perspektywy. Prowadziłem te dziewczyny przez cztery lata, zdobyliśmy mistrzostwo Europy i pewne zagrania, schematy gry oraz zachowania mieliśmy opracowane do perfekcji.

Mówi się, że liga włoska ze względu na taktykę, to prawdziwe wyzwanie dla trenera. Zgadza się pan z tym?
Myślę, że dzisiaj zacierają się już różnice między systemami czy stylami gry. Wiadomo, że w Europie przygotowanie taktyczne zespołów zawsze było na najwyższym poziomie, nie tylko w lidze włoskiej. Jeśli chodzi o Włochy, to mogę powiedzieć, że właśnie na Półwyspie Apenińskim występował najlepszy zawodnik, jakiego widziałem. To Diego Maradona. Był świetny i grał lepiej niż teraz Messi.

Tak samo jak i Polki, awans do drugiej rundy eliminacji wywalczyła kobieca reprezentacja Włoch U-17. Włoszki po zwycięstwach 6:0 z Macedonią, 10:0 z Bułgarią i 5:1 ze Szwajcarią zajęły pierwsze miejsce w swojej grupie.

Paparazzi Il varsaviano Teatr Akt conquista la Sicilia

0

Katarzyna Kurkowska

Teatro Akt è uno dei pochi gruppi teatrali off nella Polonia che da molti anni continuano a fare il loro teatro d’autore a livello professionale. È cresciuto nella tradizione della scuola di mimo polacca, ma presto ha cominciato a sviluppare il proprio linguaggio teatrale e arricchire le tecniche con esperienze del teatro di ricerca contemporaneo. Il senso d’umorismo assurdo è quasi un marchio di fabbrica degli spettacoli di Akt. Il loro leggero, ludico “P?on?ce Laski 4” (“Chick-Stick”) è diventato subito il fiore all’occhiello nel repertorio del Teatro e gli ha aperto le ribalte internazionali. Gli artisti di Akt hanno mostrato le loro doti alla Festa degli Artisti di Strada Ibla Buskers a Ragusa nel 2007. Così è cominciata la loro avventura siciliana!

Proprio a Ragusa i membri del Teatro hanno fatto amicizia con August Schuldes e Amelia Bucalo Triglia, con i quali collaborano tuttora. Schuldes è l’organizzatore della Festa del Fuoco a Stromboli, mentre Bucalo Triglia organizza il festival Teatro del Fuoco, che avviene alle Isole Eolie e a Palermo, dove al carnevale 2012 non sono mancati, grazie a lei, gli artisti di Akt.

I fondatori del Teatro sono Agnieszka Musia?owicz, Marek Kowalski e Tomasz Musia?owicz. In seguito nel gruppo sono entrati Marta Suzin, Tomasz Dusiewicz, Janusz Por?bski i Krzysztof Skar?y?ski, che ancora oggi constituiscono i pilastri del gruppo. Il Teatro organizza spettacoli scenici, di fuoco, all’aperto e parate, in cui intreccia attività interattive e di happening, basate sul contatto diretto con gli spettatori. Si rifà alla tradizione dei comici ambulanti, del teatro di fiera, circo e commedia dell’arte.

Quest’anno il Teatro ha presentato in Sicilia 5 spettacoli: 25 e 26 luglio – “Dreamers” in Teatro al Castello a Lipari, 27 luglio – “Sparks in Pandora” in Terme a Vulcano e 30 e 31 luglio – “Burning Desire” in Villa Filippina a Palermo. L’ultimo è stato preparato in collaborazione con altri artisti, tra l’altro palermitani nativi, e con il gruppo slovacco Anta Agni.

Teatro Akt toornerà in Sicilia anche il prossimo anno, confermando il suo ruolo sulla scena locale. Ha ricevuto anche un invito al festival in Cina per fine gennaio/inizio febbraio, e sta tenendo colloqui riguardanti altri eventi su scala mondiale. Come ogni anno, il Teatro si esibirà anche in numerosi festival in Polonia. Tenendo conto del loro carattere di teatro di strada che si svolge all’aperto, gli spettacoli si svolgono in Polonia da maggio a ottobre.

Trendy Warszawa Beauty Bar na Żoliborzu!

0

Rośnie liczba innowacyjnych concept store’ów w Warszawie. Coś z gabinetu kosmetycznego, coś z baru i centrum masażu, ale z kącikiem sprzedaży, który prezentuje zachwycające stroje, w dużej części włoskie. To nowy Beauty Bar „Dziewczyny Mickiewicza”, prosty i przyjemny, autentyczny raj dla polskiej matki, wyśmienita propozycja dla dziewczyny, która przygotowuje bombastyczną sobotę lub wręcz wieczór panieński, a jednocześnie relaksujące centrum masażu dla biznesmena, który w oczekiwaniu na usługę może napić się czegoś (koniecznie typowo polskiego) w barze, pośród krzątających się dziewczyn i klientów. Nowy concept store przy ulicy Mickiewicza 27, otwarty codziennie, wymyślony i zarządzany przez dwie żoliborzanki, przyjaciółki już od czasów szkolnych, Patrycję Dławichowską i Kasię Jobdę. „Spotkałyśmy się po latach jakiś czas temu, Kasia była klientką w moim salonie kosmetycznym, gdzie”, opowiada Patrycja „podczas seansów rozmawiałyśmy o naszych projektach, naszym marzeniu o otwarciu miejsca, które oferowałoby całą gamę usług kosmetycznych. Aż pewnego dnia umówiłyśmy się na obiad w restauracji Aldo, tutaj na Żoliborzu, postanowiłyśmy stworzyć Beauty Bar, a potem, wyszedłszy z restauracji, spacerując po ulicy Mickiewicza zobaczyłyśmy ten pusty lokal i powiedziałyśmy sobie, że byłoby świetnie otworzyć tutaj nasz Beauty Bar”. Mówisz i masz. Na lokal, który swego czasu gościł salon fryzjersko-kosmetyczny Izis, administracja Warszawy rozpisała konkurs pomysłów, aby zobaczyć komu najlepiej go wynająć – wygrały Dziewczyny Mickiewicza! „Dostałyśmy klucze w lutym i rzuciłyśmy się natychmiast w wir renowacji, angażując wszystkich: rodziców, rodzinę, przyjaciół. W marcu byłyśmy już otwarte. To, co widzicie dziś, jest tego rezultatem, wszystko zostało zrobione z wielką pasją i małym kosztem. Naprawdę podoba Ci się styl umeblowania? Większość mebli, stół i krzeszła przyniosłyśmy z naszych domów! Hahaha!”

A sekret sukcesu tej inicjatywy tkwi właśnie w prostocie, pasji i dostępności właścicielek. „Zaczynałyśmy we trzy w marcu, a teraz pracujemy już w siódemkę. Eklektyzm naszych usług determinują sami klienci, lub raczej my, które chciałyśmy ich zadowolić. Były mamy, które chciały poddawać się seansom kosmetycznym, ale musiały mieć oko na dzieci, więc zorganizowałyśmy niedziele dla mam.” To znaczy? „Od 11 do 13 w każdą niedzielę oferujemy usługi baby sitter dla naszych klientek, więc zdarza się, że dzieci bawią się w sklepie lub któraś z dziewczyn pcha wózek przed naszym Beauty Barem, podczas gdy mamy robią się na bóstwo. Inna usługa, którą często oferujemy, to wieczory panieńskie. Dziewczyny przychodzą tu, aby się przygotować, napić się i potańczyć, niejako na rozgrzewkę przed wizytą w lokalach w centrum. Była też grupka przyjaciółek, które chciały wybrać się razem do kosmetyczki, więc przygotowałyśmy śniadanie estetyczne, na którym, gdy nadeszła ich kolej, mogły skosztować naszych pysznych przekąsek.”

Niewątpliwie, jest w takim podejściu Dziewczyn Mickiewicza pewien geniusz. Pojąłem to w mig, kiedy na Targach Śniadaniowych na Żoliborzu zaproponowały mi masaż dłoni, który pokochałem do tego stopnia, że następnego dnia musiałem spróbować wersji godzinnej, coś niesamowitego!

 } else {

Stessi doveri, diversi diritti. La mancata integrazione dei sistemi pensionistici europei

0

Omar Jaber

I sistemi di welfare europei, nell’ultimo trentennio, sono stati al centro di numerose critiche, in cui si evidenziavano la necessità di riforme volte a ridefinire gli ambiti di applicazione e a garantire la sostenibilità finanziaria di lungo periodo degli Stati membri. Negli ultimi anni, gli stati sociali europei sono stati soggetti a pressioni di vario tipo che hanno determinato, da un lato, un crescente scollamento tra i nuovi bisogni/rischi che richiedono protezione e le tutele garantite dai programmi esistenti e, dall’altro, una lievitazione dei costi di finanziamento dei programmi di spesa. In particolare, la crisi dei sistemi di welfare ha colpito soprattutto i sistemi pensionistici, non solo relativamente all’insufficienza delle risorse disponibili, configurandosi quindi come una crisi di natura economica e finanziaria, ma anche relativamente alla sfera sociale e politica, minando gli obiettivi che ciascun modello di welfare state intende realizzare. Guardando i sistemi pensionistici in un’ottica multi pilastro, dove il primo è a gestione pubblica volto a garantire pensioni minime contro il rischio povertà, il secondo a gestione mista e costituito principalmente dai fondi pensione di natura collettiva, e il terzo è costituito dai piani pensionistici personali di natura interamente privata, il legislatore Europeo sembra avere un più ampio margine d’intervento per il secondo pilastro, soprattutto per il ruolo sempre più importante che i fondi pensione rivestono all’interno dei mercati economici e finanziari dei singoli Stati membri.

Sebbene le riforme degli anni ‘90 sembrino aver omogeneizzato la previdenza di secondo pilastro nei vari paesi per quanto riguarda il metodo di finanziamento e per il tipo di tasse, si riscontrano notevoli differenze riguardo i tassi di adesione e le dimensioni del capitale dei fondi. I paesi tradizionalmente all’avanguardia per lo sviluppo della previdenza di secondo pilastro, su tutti Olanda, Danimarca e Regno Unito, hanno tassi d’adesione alti e i fondi hanno capitali molto elevati, in alcuni casi addirittura superano il PIL del paese. Questo elemento porta molta stabilità ai fondi e ai mercati finanziari in generale, permettendo così investimenti a basso rischio e soprattutto maggiore trasparenza per gli aderenti e una forte consapevolezza riguardo la convenienza ad aderire a questo tipo di risparmio previdenziale. Nei paesi dove questa previdenza si è sviluppata a livello normativo in ritardo, nell’Europa “Occidentale” su tutti Italia e Spagna, le adesioni sono ancora molto basse, per non parlare delle dimensioni dei capitali dei fondi. Inoltre i mercati finanziari in questi paesi hanno risentito della recente crisi in maniera forte, soprattutto in Spagna dove la bolla immobiliare pre-crisi ha accentuato ulteriormente l’effetto negativo sui mercati finanziari e non.

L’intervento Europeo negli ultimi anni non è stato sufficiente ad arginare l’imponente crisi del settore pensionistico. Strumenti quali “il metodo del coordinamento aperto”, “il libro verde” e  “il libro bianco” sulle pensioni, non hanno permesso di raggiungere gli obiettivi prefissati come: lo sviluppo di sistemi pensionistici sostenibili dal punto di vista finanziario e che elargissero prestazioni adeguate al fine di combattere la povertà della popolazione pensionata. Tra le cause principali di questo fallimento ricordiamo la mancata “forza normativa” di tali atti dovuta principalmente dall’angustiante situazione in cui si trovano le istituzioni comunitarie, ovvero la salvaguardia del principio fondamentale della sussidiarietà che lascia ampia, quasi totale, discrezionalità agli Stati membri in ambito pensionistico da un lato, e dall’altro dover risolvere problemi considerati più rilevanti come l’invecchiamento demografico, la disoccupazione e in generale le inefficienze del mercato del lavoro.

Ora, l’omogeneizzazione dei fondi pensione potrebbe essere il tassello mancante per perfezionare ed accelerare l’integrazione economica e finanziaria tra gli Stati membri in corso da diversi decenni. Forse, è arrivato il momento di osare, magari attraverso la creazione di fondi pensione europei che garantiscano le stesse regole di funzionamento e le stesse modalità di adesione nei diversi Stati membri in maniera tale da favorire l’utilizzo di uno strumento unico, capace perfino di integrare e migliorare il mercato finanziario comune e di attenuare le inefficienze dei mercati del lavoro dei singoli stati.} else {

Rba design il top della creativita’ italiana

0

Quando ho visto il nuovo logo di Gazzetta Italia mi  sono sentito estremamente fiero.

Una delle piu’ prestigiose aziende italiane con sede a Milano e una nuova sede in Polonia ha interamente progettato il nuovo logo e la nuova immagine di Gazzetta Italia.

Dopo  tre lunghi anni e oltre trentabnumeri pubblicati era proprio giunto il momento di  ringiovanire  la nostra immagine.

Un nuovo logo. E’ quello che accompagna il nuovo formato di Gazzetta Italia. Un’immagine pulita, semplice, crediamo molto elegante, dove il richiamo al nostro tricolore e’ fatto in maniera stilizzata, non banale e soprattutto il frutto di un approfondito studio di quello che  e’ stato in questi tre anni il target group del nostro mensile.

Inizialmente quando siamo andati a trovare i titolari della Rba a Milano, mi sono sentito piccolo piccolo.  Pensate che loro sono l’atelier di design che ha vinto entrambi gli appalti per il logo della serie A tim e della serie B. Inoltre; da anni , curano i brand del colosso italiano Campari. E’ frutta del loro sacco tutto il “visual” del prodotto spritz.

Parlando con Fabrizio Bernasconi non si percepisce alcuna arroganza o superbia del leader; al contrario preferisce umilmente cercare di capire quale sia la nostra strategia di comunicazione e non gradisce troppo i complimenti che gli faccio per i loro venti anni di carriera e gli oltre  quaranta dipendenti .

Stefano Fabrucci il secondo titolare  ha una decennale esperienza nel settore della distribuzione e mi fa una serie di domande sul mercato polacco alle quali faccio una crta fatica a rispondere. Traspare da parte di entrambi una convinzione apparentemente banale ma che e’ alla base di gran parte del successo italiano: il packaging vende.

Riporto come citazione dal loro sito web la seguente frase che mi sembra riassuma in pieno la loro missione.

…Dare forza alla marca, renderla più reattiva, sicura, resistente. Vitaminizzarla con una creatività brillante e con esecuzioni sorprendenti. La nostra mission è ricercarne le capacità evolutive, la personalità, la rilevanza. Al centro di tutto, la definizione di una strategia che supporti le scelte di design. Ricercando la perfezione della semplicità, eliminando il superfluo e concentrandoci sull’essenza delle cose.

L’arte di levare, che poi è l’essenza stessa del design….

Il nostro auspicio  e di tutta la redazione di Gazzetta Italia, e’ quello di raggiungere traguardi di qualita’ ambiziosi affidandoci alla nostra professionalita’ impegno e selezionando partners al top di quel made in Italy che crediamo sia ancora un paradigma nel mondo

Sześć stopni oddalenia

0

Marion Arras

W 1929 roku pewien węgierski autor napisał opowiadanie zatytułowane “Ogniwa łańcucha”, za pomocą którego chciał udowodnić, że każdy człowiek jest połączony z jakąkolwiek inną osobą na świecie za pośrednictwem łańcucha, na który składa się sześć osób. W praktyce więc, abym mogła poznać osobiście papieża, według Frigyesa Karinthy’ego, wystarczyłoby odnaleźć pięć właściwych osób, które by mnie do niego doprowadziły. Jeśli jednak nie podoba wam się pomysł zwracania się do pięciu pośredników, po to by poznać papieża Bergoglio, może przekona was myśl o jakiejś hollywoodzkiej gwieździe lub ostatniej dziewczynie z okładki Sport Illustrated. Pomimo tego, od końca lat dwudziestych do końca lat sześćdziesiątych teoria ta nieprzerwanie fascynowała naukowców, matematyków, pisarzy i scenarzystów. Chciano znaleźć namacalny dowód na to, że stopni oddalenia jest rzeczywiście “jedynie” sześć. W 1967 roku amerykański socjolog Stanley Milgram poszukiwał empirycznego systemu, aby uwiarygodnić tę teorię. Milgram nazwał ten eksperyment “świat jest mały”. Otóż to – właśnie tak, jak brzmią najczęściej używane przez nas słowa wtedy, gdy słyszymy o znanej nam osobie z ust kogoś zupełnie niespodziewanego: “Ależ ten świat jest mały!”. Być może Stanley myślał właśnie o tym tworząc nazwę swojej teorii – można powiedzieć, że z pewnością nie zgrzeszył nadmierną oryginalnością. Wróćmy jednak do eksperymentu. Poprosił on x mieszkańców Środkowego Zachodu o wysłanie paczki do pewnego nieznajomego z Massachussetts. Zawartość paczek pozostaje tajemnicą, nad którą nie będziemy się tu zatrzymywać. Uczestnicy eksperymentu mieli tylko nazwisko odbiorcy lecz nie mieli jego adresu. Poproszono ich więc o wysłanie pakunku do kogoś, kogo znają, a kto według “królików doświadczalnych” ma większe możliwości odszukania końcowego odbiorcy paczki, itd. Socjolog sądził, że potrzebne będą setki pośredników, aby dotrzeć do odbiorców, lecz tak nie się nie stało. Paczki dotarły do celu, przy czym nie przekroczono średniej wahającej się pomiędzy pięcioma a siedmioma przystankami. Oczywiście to dlatego, że eksperyment przeprowadzono wtedy w Stanach Zjednoczonych, a nie został powierzony włoskiej poczcie. W takim przypadku eksperyment został by przerwany gdzieś pomiędzy Bari a Neapolem, a biedny Stanley nie mógł by opublikować wyników swoich badań na łamach Psychology Today, tak jak to miało miejsce. Teoria “świat jest mały” miała zatem potwierdzić założenie Karinthy’ego. Skąd to zainteresowanie odległością, która nas dzieli od jakiejkolwiek innej istoty ludzkiej? Czy te eksperymenty były owocem samotności? Milgram, a przed nim Karinthy, chcieli czuć większą łączność z resztą świata? Chcieli oni na swój sposób zniwelować dystans. Myśl o tym, że na ogniwa łańcucha, który łączy nas wszystkich składa się tylko sześć osób dodawała im być może w jakiś sposób otuchy. W latach gdy wymiana kulturalna nie była tak oczywista jak dziś, poczucie większej bliskości z innymi mogło zmniejszyć poczucie opuszczenia i samotności. Może uznawanie, że z jakąkolwiek inną osobą na świecie łączy nas zaledwie pięć osób było wiadomością krzepiącą i uspokajającą. Ja i Królowa Matka? Jasne, prawie się ze sobą przyjaźnimy. Brakuje mi tylko tych właściwych pięciu osób…

Być może z tego właśnie powodu wyrażenie “sześć stopni oddalenia” odniosło w minionych latach sukces tak wielki, że trafiło na deski Broadway’u w postaci komedii wystawianej prawie pięćset razy.

Kilka lat później również przemysł filmowy wykorzystał ten temat i w 1993 roku młodziutki Will Smith stał się bohaterem filmu wyreżyserowanego przez Freda Schepisi, zatytułowanego właśnie “Szósty stopień oddalenia”. Czy jednakże w czasie, który upłynął od roku powstania filmu do dziś, stopnie oddalenia pozostały takie same? Co zmieniło się od początku lat dziewięćdziesiątych do roku 2013? Na pewno zmienił się nasz sposób komunikacji i wymiany informacji. Za sprawą informatyzacji nawiązywanie relacji pomiędzy nami a pozostałymi mieszkańcami kuli ziemskiej stało się dużo szybsze. Często wystarczy ten krótki dźwięk, aby się z kimś połączyć. Wystarczy to znajome kliknięcie jednego z naszych urządzeń, a już za chwilę jesteśmy połączeni i oglądamy świat, a w niektórych przypadkach oglądamy po prostu czyjś dom. Myślę w tej chwili o portalach społecznościowych, które w pewnym sensie definitywnie niszczą łańcuch sześciu osób. Co dzieli nas od mieszkańca Sri Lanki? Kliknięcie myszką… czy może sześć kliknięć? Dziś nową definicją tego zjawiska mogło by być “sześć kliknięć oddalenia”, jako że duża część ludzkości ma profil na jakimś portalu społecznościowym. “Nie ma cię na Twitterze? To pewnie jesteś na Facebooku. Też nie?”. Tak o to znaleźliśmy się na wprost współczesnego kosmity. Relacje międzyludzkie, te na które składają się uściski dłoni, spojrzenia w oczy, zdania wypowiadane, a nie napisane, nieskracane słowa, nastroje wyrażane beż używania emotikonów, to na pewno inna rzecz. Ale gdy mowa o samym poznaniu, biedny Karinthy zdumiał by się na widok komputera, który w ciągu kilku sekund pozwala nam prowadzić rozmowy praktycznie z całym światem. Jasne – mojej ciotki nie ma na Facebooku. Jeśli więc chcielibyście ją poznać, musielibyście stawić czoła pięciu pośrednikom, tak jak w przeszłości. Dam wam jednak bezstronną radę: dajcie sobie spokój, moja ciotka sprawi, że będziecie chcieli, żeby pośredników było znacznie więcej.

Grand Tour

0

Karolina Kij

Tre viaggiatori dell’Europa del Nord, il principe Ingmar Neville, l’artista Albert Dupré ed il commerciante Alphonse Nodier, arrivano nell’esotica Napoli settecentesca e davanti ai loro occhi si apre una vista così incantevole che “non poterono quasi reprimere un grido d’ammirazione”, è la descrizione con cui inizia uno dei romanzi di una scrittrice novecentesca italiana, Anna Maria Ortese, intitolato “Il cardillo addolorato”. In questo inizio del romanzo riecheggiano i viaggi fatti nell’arco di secoli da numerosi stranieri nel paese di Dante, tra cui anche dei viaggi britannici definiti come “Grand Tour”. Quando nel XVI secolo il re Enrico VIII fondò la chiesa anglicana, basata in gran misura sulle basi del Protestantesimo, una parte degli abitanti delle isole britanniche, per forza di cose, ruppe con la tradizione medievale di andare in pellegrinaggio in Italia. Non vuol dire però che quegli inglesi smisero di visitare l’Italia, anzi: più o meno nel 1600 proprio in Inghilterra nasce l’uso di fare il “Grand Tour”, che fiorisce, sia tra cattolici che tra protestanti, fino agli anni quaranta del XIX secolo, il periodo in cui si sviluppano i trasporti ferroviari di massa. Da allora i viaggi smettono di essere un privilegio di pochi, e le mete turistiche iniziano addirittura a pullulare di visitatori, il che suscita il dispiacere degli opulenti “Grand Tourists” che vanno in cerca di esperienze eccezionali, a cui hanno accesso solo le élite. Il Grand Tour era il viaggio dei giovani rappresentanti dell’aristocrazia e degli intellettuali europei, lo scopo era principalmente l’allargamento degli orizzonti, la conoscenza del mondo e della cultura, lo sviluppo di un gusto artistico e l’apprendimento delle buone maniere. L’uso proveniente dall’Inghilterra diventa popolare anche tra altri giovani ricchi dell’Europa del Nord protestante. Il termine Grand Tour  viene usato per la prima volta da Richard Lassels nella sua guida “An Italian Voyage” del 1698. I giovani inglesi che partono da Dover, dopo aver visitato Parigi, solitamente vanno in Italia e iniziano il loro itinerario a Torino. Alcuni rimangono un po’ in Piemonte, altri, invece, vanno avanti subito: a Venezia o a Roma. Inizialmente è proprio Roma la città più a sud ad essere visitata da nobilità, intellettuali o artisti; più tardi, quando iniziano gli scavi ad Ercolano (1738) e a Pompei (1748) anche questi due posti, assieme a Napoli, vengono inclusi nell’itinerario di alcuni viaggiatori. Altri posti in Italia visitati volentieri dai “grand tourists” sono Firenze, in cui viaggiatori esteri talvolta permanevano qualche mese, Pisa, Padova e Bologna. Dopo la partenza dall’Italia i turisti inglesi visitano i paesi germanofoni, l’Olanda e le Fiandre, per poi tornare in Inghilterra attraversando il canale della Manica. Anche se il Grand Tour, in linea di principio, è un viaggio che deve completare l’istruzione dei futuri politici o artisti, i viaggiatori sprecavano una notevole parte del tempo a scopi meno nobili: ubriacature, giochi d’azzardo o incontri amorosi (infatti, alcuni inglesi tornano nel loro Paese infettati con malattie veneree). Comunque la tradizione di fare il Grand Tour esercitò, senza dubbio, una grande influenza sulla cultura dell’Europa del Nord: proprio grazie a quei viaggi il classicismo giunse dall’Italia in questi paesi. È impossibile non menzionare, parlando di Grand Tour, le tracce letterarie di questo fenomeno. Uno dei libri che narra un viaggio dell’istruzione verso l’Italia è un romanzo pubblicato nel 1908, intitolato “Camera con vista”, di E. M. Forster, adattato per il grande schermo nel 1985 da James Ivory. Lo sfondo della storia d’amore di una giovane ragazza, Lucy Honeychurch, è parzialmente Firenze e parzialmente la campagna inglese. “Camera con vista” fa riferimento al fatto che nella seconda metà del XIX secolo fare il Grand Tour divenne una parte dell’istruzione delle signore dell’alto ceto sociale. Bisogna aggiungere, conlcudendo, che fecero quel viaggio personaggi illustri come John Milton, Laurence Sterne, George Byron, Johann Wolfgang Goethe, Wolfgang Amadeus Mozart, Michel de Montaigne, Montesquieu. Fra i “grand tourists” c’erano anche molti polacchi: Giovanni III di Polonia, Stanislao Augusto Poniatowski o Izabela Czartoryska.

Il segreto di una Parmigiana di Melanzane perfetta!

0

Federico Muraca

(box)

Dosi per 6 porzioni

Ingredienti:

Melanzane                          1,5 kg

Caciocavallo o Mozzarella  300 gr

Basilico      un bel mazzetto

Olio extra Vergine Oliva     1 DL

Olio di semi di arachidi       Q.b. per friggere

Cipolla           1/2

Aglio                                  1 spicchio

Sale grosso                        Q.b

Sale fino                             Q.b

Parmigiano reggiano           150 gr

Passata di pomodoro          2 bottiglie da 700 ml

Procedimento:

Per prima cosa lavare le melanzane, asciugarle, spuntarle e tagliarle per il verso della lunghezza (1 cm di spessore). Mettete in una ciotola grande abbastanza per contenerle tutte, disponendole a strati e cospargendo ogni strato di sale grosso. Lasciate riposare per almeno un’ora in modo che possano espellere buona parte della loro acqua amarognola.

Dopo questo passaggio, passiamo ai fornelli!

Tritiamo per bene in modo fine la 1/2 cipolla e lo spicchietto d’aglio, per quelli che amano di più l’Italia, nel trito possono aggiungere anche un po’ di peperoncino! Mettere in un tegame il trito aromatico insieme a 4 cucchiai di olio extra vergine d’oliva e far soffriggere per bene, fino a doratura. Aggiungete la salsa di pomodoro e fate cuocere fino ad addensatura, una volta cotto regolare di sale (nelle salse il sale va sempre all’ultimo!) e unite anche qualche fogliolina di basilico spezzettata con le mani. Trascorso il tempo necessario, prendete le melanzane, asciugatele con un panno di cotone e friggetele in abbondante olio di semi. Una volta fritte, asciugatele di nuovo, in modo da togliere tutto l’olio in eccesso. Nel frattempo, tagliate il caciocavallo o la mozzarella a dadini. Se si usa la mozzarella, consiglio di farla riposare in uno scolapasta con un piccolo peso per circa mezzora, cosi da renderla un pochino più asciutta. Altrimenti in cottura perderebbe tutta la sua acqua, rendendo la Parmigiana più umida del previsto.

Passiamo alla preparazione finale!

Ungete una pirofila, cospargendo il fondo con un po’ di salsa pomodoro preparata in precedenza e iniziate a sistemare le melanzane una di fianco all’altra. Il passaggio deve essere il seguente, Melanzana, pomodoro, parmigiano, caciocavallo e basilico. Continuate così, alternando il verso delle melanzane di strato in strato fino ad esaurimento degli ingredienti, completando l’ultimo strato con solo Melanzane, pomodoro e parmigiano.

Preriscaldate il forno a 200°, e cuocetela per circa 30-40 min, dipende dal forno! Quando presenterà quella crosticina che vi farà venire voglia di mangiarla, la parmigiana è pronta!

Servirla sia calda che fredda!

LIGABUE: “DOBRANOC ITALII”

0

Matteo Mazzucca

Luciano Ligabue, przez wszystkich nazywany Ligabue albo raczej “Il Liga”, jest włoskim wykonawcą i autorem piosenek, reżyserem, pisarzem i scenarzystą.

Ligabue nie miał łatwego debiutu w świecie show-biznesu. Wiarygodni eksperci mówili o nim. „Z tym ochrypłym głosem nie może się podobać, nigdy nie odniesie sukcesu”.

I mylili się! Ligabue podoba się młodym i młodziutkim, na swoich koncertach wypełnia stadiony i śpiewa przed setkami tysięcy rozgorączkowanych fanów.

Jego piosenki to wiersze. Italii zadedykował te piękne wersy “Od pieszczoty do pieszczoty, od pewności do zdumienia, całe to piękno bez nawigatora”.

Nasz kraj jest pełen wad, ale po tym wszystkim, co przeszedł i co dał światu, zdoła przezwyciężyć także ten trudny moment, w którym się obecnie znajduje.

W ten sposób Ligabue w piosence “Dobranoc Italii” wspomina: wojnę i opór, narodziny republiki, walkę z terroryzmem, rowerowe wyzwania pomiędzy Coppim i Bartalim, rekord Sary Simeoni, pierwszej kobiety na świecie, która skoczyła na dwa metry, mistrzostwo świata w piłce nożnej, kino włoskie, Marcello Mastroianniego i Sophię Loren znanych na całym świecie, Enzo Ferrariego z jego samochodami wyścigowymi i muzykę włoską.

Luciano Ligabue jest wśród 13 wykonawców, którzy złożyli hołd autorowi piosenek Pierangelo Bertoliemu, w koncercie mu dedykowanym (Biagio Antonacci, Claudio Baglioni, Elisa, Tiziano Ferro, Giorgia, Lorenzo Jovanotti, Litfiba, Fiorella Mannoia, Negramaro, Nomadi, Renato Zero e Zucchero).

Pierangelo Bertoli, urodzony w małym miasteczku w Emilii w rodzinie robotniczej, w wieku trzech lat został dotknięty ciężką formą paraliżu dziecięcego, co spowodowało niedowład kończyn dolnych i zmusiło go do życia na wózku inwalidzkim.

W wieku dwudziestu trzech lat dano mu starą gitarę, a po roku ćwiczeń jako samouk zaczął komponować swoje pierwsze piosenki i wykonywał je, na początku przed swoimi przyjaciółmi, a potem przed coraz szerszą publicznością.

Piosenka, która najlepiej go charakteryzuje, to „Z kamienną twarzą”. Pierangelo Bertoli mówi o swoim ludzkim życiu w ten sposób: “Będę śpiewał swe piosenki na ulicy i stawię czoła życiu z kamienną twarzą wojownik bez ojczyzny i bez szpady z jedną stopą w przeszłości i spojrzeniem prostym i otwartym na przyszłość”.

I to jest właśnie przekaz Pierangelo Bertoliego i Luciano Ligabue: stawiać czoła przyszłości z odwagą, z kamienną twarzą, niezależnie od trudności, które możemy napotkać na swojej drodze.

Tak więc pozdrówmy Italię słowami Ligabue: “Dobranoc Italii, musi trochę odpocząć, w końcu żeby stać na straży mamy niezły kawałek morza!”.