Sandrone Dazieri – w poszukiwaniu źródeł zła

0
12
Fot. Mario Tirelli

Z Sandrone Dazierim spotykamy się w maju w niewielkim pomieszczeniu biura prasowego Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie. Papierowe ściany oddzielają nas od tłumu nałogowych czytelników spragnionych spotkań z ulubionymi autorami i poszukujących nowych, ciekawych lektur. Na zewnątrz panuje nieustanny gwar, ale udaje nam się porozmawiać o różnych niuansach pisania, tajnikach budowania dobrego bohatera i źródłach zła. Jego książka „Zło, które ludzie czynią” (czwarta wydana po polsku po „Królu denarów”, „Aniele śmierci” i „Mężczyźnie z Silosu”) ukazała się w tym roku nakładem wydawnictwa Sonia Draga.

Przez lata byłeś dziennikarzem, scenarzystą, publicystą i zajmowałeś się polityką. Skąd pomysł, żeby zająć się pisaniem książek?

Kiedy byłem dzieckiem, jednym z moich pragnień było zostanie dziennikarzem, ale zdałem sobie sprawę, że tematy, które mnie interesowały, bardzo często nie interesowały gazet, z którymi pracowałem. Ja chciałem natomiast zagłębić się w to, co działo się w podziemiu Mediolanu w tamtym czasie, ponieważ pochodziłem z tego świata i chciałem być po części jego rzecznikiem. Oczywiście nie było to możliwe, więc pomyślałem, że aby opowiedzieć historie z mojego punktu widzenia, muszę je wymyślić. Wykorzystałem więc fikcję jako sposób na stworzenie uniwersalnej opowieści, dotyczącej tego, co mnie interesuje. Zacząłem od postaci, która była czymś w rodzaju mojego alter ego w świecie i dałem jej głos w pięciu powieściach.

„Zło, które ludzie czynią” jest bardzo filmową książką, ma wartki rytm, jak udało ci się to osiągnąć?

Mój sposób pracy jest nieco sprzeczny ze stylem współczesnego włoskiego kryminału, ponieważ usuwam wszystko, co nie służy budowaniu napięcia lub tworzeniu prawdziwej historii. Wątek poboczny może istnieć, ale w powiązaniu z fabułą kryminalną. Muszę powiedzieć, że pisanie scenariuszy trochę mi pomogło, bo tam na 90 stronach musisz opowiedzieć na przykład życie osoby, która przeżyła 100 lat. Piękno kina polega na tym, że dzięki obrazom można ,.dużo skrócić i w godzinę, powiedzmy w 100 minut, opowiedzieć wszystko, co się chce. Staram się to robić również w książkach. Tam, gdzie to możliwe, skracam. Zawsze staram się wciągnąć ludzi w opowieść. W książce „Zło, które ludzie czynią” pojawił się dodatkowy element, ponieważ wciąż szukałem źródeł zła. Aby do nich dotrzeć, zdecydowałem się skonstruować dwie równoległe, nienakładające się na siebie historie, opowiadające w różny sposób o tym samym polowaniu na mordercę na przestrzeni trzydziestu lat, jedną w przeszłości, drugą w teraźniejszości. Muszę przyznać, że było to skomplikowane zadanie.

W tej historii znajdziemy też trzy różne gatunki, noir w historii z przeszłości, thriller w tej z teraźniejszości, a także odrobinę horroru.

Horror pojawia się przy postaci Amali, która jest jedyną prawdziwą bohaterką książki. Dziewczynka, która zostaje porwana i torturowana. Jedyna naprawdę niewinna osoba, która ma odwagę walczyć nie tylko o swoje życie, ale i ze złem. Nie odpuszcza, szuka sposobu na ucieczkę i komunikację z kimś, kogo uważa za innego więźnia. Wszyscy pozostali nie są prawdziwymi bohaterami, ale ludźmi, którzy popełniają błędy. W przeszłości mamy policjantkę Italę, która myśli, że ostatecznie rozwiązała sprawę, ale w rzeczywistości tylko przesunęła ją do przodu. Podobnie Gerry, który myśli, że rozwiązuje problemy zabijając ludzi, a tak nie jest. Ale taki właśnie był pomysł, żeby stworzyć noir z thrillerem, lub thriller z noir i odrobiną horroru, bo to są gatunki, które lubię.

W jaki sposób tworzysz swoich bohaterów, którzy są zawsze tak bardzo silni i charyzmatyczni?

Używam podobnego procesu twórczego dla wszystkich ważnych postaci, tj. systemu Stanisławskiego, zgodnie z którym aktor, aby poczuć prawdziwe emocje, musi pomyśleć o czymś, co naprawdę sprawia, że czuje złość, smutek itp. Robię to samo: te postacie muszą być mną, gdybym był nimi. Zastanawiam się, jaki bym był, gdybym urodził się kobietą, gdybym doświadczył tego, czego doświadczyła Itala? Jak reagowałbym na świat? Gdybym był chorym mordercą, który doświadczył tych rzeczy, jak poruszałabym się w świecie? Co bym myślał? W jakiś sposób główni bohaterowie są zawsze moimi projekcjami, jakby byli częściami mnie, którym nadaję tożsamość. I za każdym razem zadaję sobie to pytanie: co by się stało, gdybym urodził się w ten sposób?

Spotkanie z autorem podczas Międzynarodowych Targów Książki w Warszawie, (od lewej) prowadzący Adam Szaja smakksiazki.pl, tłumaczka Natalia
Mętrak-Ruda, Sandrone Dazieri / fot. Simone Mutti

Zastanawiam się jednak, czy w świecie, w którym zło jest wszechobecne i nie robi już na nas wrażenia, jesteśmy na nie nieco znieczuleni, jest jeszcze sens, by opowiadać takie historie?

Staram się opowiadać tak, by pokazać, co kryje się pod powierzchnią. Jeśli opowiadam ci o morderstwie, opowiadam ci historię tego morderstwa, opowiadam ci historię mordercy, ofiary, ich środowisko i powody, które doprowadziły do tego, co się stało. I to jest poziom głębi, który został utracony. Teraz wszystko trafia do talk show i staje się bardzo powierzchowne. Tak naprawdę nie dociera się do sedna rzeczy. Należałoby naprawdę zbadać dlaczego, również po to, żeby odkryć, że 90 procent tego, co się wydarza, zależy od warunków życia ludzi: ubóstwa, w tym ubóstwa intelektualnego i kulturowego. Ludzie żyją źle, cierpią, nie mają pieniędzy, boją się o przyszłość, młodzi ludzie nie mają pracy. Trzeba więc opowiadać o tych społecznych i politycznych przyczynach tego, co się dzieje. I jest to coś, czego często nie chcemy słyszeć.

Lepiej powiedzieć: ten, kto zabił, jest potworem. Ja próbuję zadawać sobie pytania, nie wierzę w potwory, wierzę w ludzi, którzy mają problemy. I tak naprawdę myślę, że większość ludzi jest dobra, tylko że żyją w świecie, w którym bycie dobrym człowiekiem jest uważane za powszechną głupotę. Wierzę również, że większość ludzi w obliczu prawdy, dogłębnego wyjaśnienia lub historii w książce, może zrozumieć, wzruszyć się i poczuć złość. Ale ważne, aby dawać im tego rodzaju informacje i narracje, których nie ma w telewizji ani w gazetach. Dlatego piszę książki i zawsze mam nadzieję, że coś z nich zostanie. Powiedzmy, że chcę, aby czytelnik dobrze się bawił, ale zależy mi również na tym, żeby coś w nim zostało, kiedy zamknie książkę. W ten sposób próbuję coś zmienić.