„Ostatnie prosecco hrabiego Ancilotto”, kryminał doprawiony bąbelkami od 6 lipca w polskich kinach.

0
845

Po ogromnym sukcesie podczas ostatniego przeglądu kina włoskiego CinemaItaliaOggi, „Ostatnie prosecco” Antonio Padovana wchodzi do polskich kin. Już od 6 lipca, dzięki dystrybucji Aurora Films, będziemy mogli przenieść się na łagodne wzgórza Conegliano i Valdobbiadene, gdzie uprawia się winogrona przeznaczone tylko do produkcji prosecco, wina które ma coraz więcej miłośników również w Polsce.

Lekki styl opowieści, ironia dialogów oraz zachwycające swym pięknem i delikatnością zdjęcia wykonane z najdrobniejszym przywiązaniem do szczegółu, powoli ujmują widza. Porywa go również historia Desiderio Ancilotto, właściciela ogromnego terenu przeznaczonego pod uprawę winogron. Jego naturalny sposób nawożenia, stosowanie płodozmianu i pozostawianie części terenu „dla przyrody”, uważany jest za kiepską strategię biznesową. Anciloto popełnia samobójstwo, jednak jest cały czas w centrum zainteresowania ze względu na serię morderstw osób związanych z cementownią, która jak uważał nasz bohater, zanieczyszczała środowisko. Dochodzenie prowadzone jest przez śledczego Stucky (Giuseppe Battiston), który swoim niezgrabnym, ale sympatycznym sposobem bycia próbuje zdobyć zaufanie lokalnej społeczności i dotrzeć do prawdy.

Jak powstał pomysł na film?

Antonio Padovan: „Po 12 latach spędzonych w Nowym Jorku, powstał przede wszystkim z powodu tęsknoty za moją ziemią. Kiedy wracasz po długiej nieobecności do rodzinnego miasta, zaczynasz bardziej doceniać jego piękno, a czasami również jego brzydotę. Mieszkając w danym miejscu przyzwyczajamy się do wszystkiego, co nas otacza. Ja natomiast, wracając, raz do roku na tydzień lub dwa, bardziej zauważałem piękno szczegółów jakiegoś budynku czy placu, na którym dorastałem. Mam więc podwójną duszę mieszkańca i turysty w moim domu. Miałem też coraz większą ochotę zrobić o tym film, bo nie ma wielu obrazów, które opowiadają o Treviso i okolicach poza „Panie i Panowie” di Pietro Germi. Nawiasem mówiąc, w moim filmie chciałem złożyć hołd mistrzowi poprzez scenę z gołębiami na placu. Niestety jeden z burmistrzów kazał wyplenić wszystkie gołębie w Treviso i musiałem specjalnie sprowadzać je z Bolonii. Miałem do dyspozycji 24 gołębie do nakręcenia tej sceny, trochę mało, ale udało się nawiązać do wielkiego filmu.”

Czym inspirowałeś się pisząc scenariusz?

Przeczytałęm książkę, którą poleciła mi moja siostra. Spodobała mi się opowiedziana historia, a przede wszystkim dwie rzeczy: to, że jest w formie kryminału i że główny bohater jest pół Włochem pół Persem. Później, przez zupełny przypadek, okazało się, że w Treviso zorganizowano spotkanie z autorem książki, Fulvio Ervasem. Powiedziałem mu wówczas: „Słuchaj, nie mam pieniędzy ani producenta, ale chciałbym nakręcić film na podstawie twojej ksiażki”, a on od razu się zgodził i zaczęliśmy pisać scenariusz.”

W jaki sposób udało ci się przekonać tak rozchwytywanego aktora jak Giuseppe Battiston do udziału w niezależnej produkcji?

Miałem szczęście! Zawsze bardzo go lubiłem jako aktora i chociaż wiedziałem, że trudno będzie go przekonać, postanowiłem wysłać mu scenariusz. Dobrze zrobiłem, bo później sam Battiston przyznał, że zawsze marzył o roli oficera śledczego w filmie kryminalnym. Miał nawet obiecaną rolę w filmie Carlo Mazzacuratiego, ale niestety realizację projektu przerwała śmierć reżysera. Można więc powiedzieć, że to ja spełniłem jego marzenie.”

To twoje pierwsze doświadczenie reżyserskie?

„To moja pierwsza fabuła. Od 5-6 lat robię reklamy, nakręciłem też kilka filmów krótkometrażowych, z których niektóre trafiły na festiwale filmowe, jeden był nawet w Cannes, dzięki temu zdobyłem pewien rozgłos.”

Masz już w planach jakieś nowe projekty filmowe?

„Tak, to nie jest jeszcze oficjalne, ale od października powinienem zacząć nowy film. W roli głównej ponownie zobaczymy Battistona, będę kręcił we Włoszech, ale nie w Veneto. Niestety Veneto nie ma swojej komisji filmowej. Nie chcę wchodzić w żadną polemikę, ale „Ostatnie prosecco” to jedyny włoski film, który powstał bez dofinansowania publicznego, ze względu na to, że mówi o zanieczyszczaniu środowiska, a to nie wszystkim pasowało.”