Korsyka, Sardynia i Sycylia, morze bogactwa naturalnego

0
3240

Na wstępie powiem, że uważam się za rdzennego Sycylijczyka i wydaje mi się trudne pozostanie obiektywnym jeśli chodzi o ocenę mojej ostatniej podróży motocyklem, dzięki której odkryłem Korsykę oraz Sardynię jakich nie znałem.

Kontynuując tradycję podróży motocyklowych i podążając dalej tą wytyczoną ścieżką, która prowadzi niejednego VNP (very normal people) do podjęcia pewnych małych wyzwań, w tym roku, zrezygnowawszy z podróży do Armenii, Gruzji i Azerbejdżanu ( przesunięta data podróży pozostaje do ustalenia), przekonałem moją partnerkę Annę do rozpoczęcia pełnej przygód podróży na pokładzie mojej wiernej Hondy Transalp, nareszcie wyposażonej w opony Metzeler, która przewiezie nas przez trzy cudowne wyspy: Korsykę, Sardynię i właśnie Sycylię.

Wyjechaliśmy z szarej Warszawy 5 sierpnia. Po przerwie w Graz i przejechaniu 900 kilometrów, jestem dumny, że mogę pokazać mojej partnerce Annie Wenecję, miasto które pobudza uczucia, pasje, jest jedyne w swoim rodzaju i nie można go nie podziwiać za jego architektoniczne piękno.

Dzięki redaktorowi Gazzetta Italia jestem gościem w pewnym iście magicznym mieszkaniu w Dorsoduro, dzielnicy bardzo ekskluzywnej dla wenecjan, położonej tak bajkowo jakby była scenografią jakiegoś filmu.

Dość wygórowane ceny w restauracjach skierowały mnie do supermarketu, abym mógł zaopatrzyć się w całą masę pyszności: sałatkę z ośmiornicy, sery mozzarella i burrata oraz kiełbasy, które oferuje kuchnia włoska, absolutna królowa wśród kuchni świata.

Zakończywszy piękny epizod w byłej republice zamorskiej, dobrze przygotowani ze względów bezpieczeństwa, przemierzamy gorące autostrady pełne turystów, którzy w drodze na wakacje podjadają w AutoGrillach.

Przepływamy z Livorno i wkraczamy na ziemię francuską do chaotycznej Bastii. Cudem znaleziony hotel dzięki stronie booking.com jest przyjemny, wyposażony w klimatyzację oraz basen, który od razu mnie uwiódł.

Jeśli zdarzy się Wam pojechać na Korsykę, nie zapomnijcie zwiedzić części północnej wyspy w pobliżu Calvi, która znajduje się pomiędzy zapierającymi dech w piersiach zakrętami i pocztówkowymi widokami. Pod wieczór, po przejechaniu 130 km po wyboistych drogach, przejeżdżając przez tereny górzyste, przeraziłem się kiedy przez drogę przebiegł dość potężny zwierz, który mógł zrzucić mnie z motoru: był to dzik.

W podróżach fascynują mnie przygotowania. Uwielbiam poszukiwania informacji w sieci i pamiętam, że kiedy przeczytałem o pustyni Agriates na Korsyce, moja ciekawość jeszcze wzrosła. Można się tam dostać tylko jeepem oraz motocyklem enduro.

Jeszcze w Polsce trenowałem, aby polepszyć moją technikę jazdy na powierzchniach piaskowych. W momencie prawdy, wydaje mi się, że pięknie zdałem egzamin przejeżdżając 24 kilometry po różnego rodzaju kamienistych nawierzchniach oraz innych pułapkach, gdyż dojechałem oblany potem na upragnioną plażę.

Korsyka oferuje całą masę pięknych pejzaży o bardzo gęstej roślinności. Ceny podczas sezonu letniego są dość wygórowane, ale właściwie jedyną prawdziwą skazą na wizerunku Korsyki od północy aż po południe jest kuchnia, która nigdy nie staje na wysokości zadania, nawet w modnych restauracjach w porcie.

Przepłynięcie promem z Bonifacio do Santa Teresa di Gallura trwa mniej niż godzinę, a zachód słońca na Sardynii w momencie przyjazdu jest bardzo malowniczy. Podczas spaceru ulicami Alghero, myślę sobie, że przemierzyłem świat wzdłuż i wszerz, ale nigdy nie odwiedziłem perełki, którą jest Sardynia, dziedzictwo mojego kraju.

Tereny od razu wydają się być bardziej odkryte niż na Korsyce, ale bardzo czyste i zadbane. Zapach sosen informuje nas, że zbliżamy się do Porto Conte, gdzie Franco L. ugości nas na pokładzie swojego 15- metrowego statku.

Ogromne dania rybne to cecha charakterystyczna pobytu na Sardynii. To co mnie zaciekawiło i o czym muszę się więcej dowiedzieć to dlaczego dialekt z regionu Alghero jest tak podobny do katalońskiego. Po zwiedzeniu grot Neptuna z 645 trudnymi do przejścia schodkami nadszedł czas, aby udać się na wschód do groty VIP-ów, na Szmaragdowe Wybrzeże. W Porto Rotondo jesteśmy gośćmi jeszcze jednego Włocha mieszkającego w Warszawie, tj. Mattea P. Jego wspaniała rodzina wykazuje tę szczerą gościnność, która sądzę, że jest zawarta we włoskim DNA.

Podziwiamy piękny widok na Porto Cervo i wcześnie idziemy spać w oczekiwaniu na jutrzejszy dzień, który przewiduje 6 godzin spędzonych na statku aż do Civitavecchia a potem 900 km do przejechania w upale aż do Syrakuz. Grzecznie odmawiamy zaproszenia Matteo na nocne tańce w towarzystwie elity i pięknych kobiet ozdobionych biżuterią, ale od czasu do czasu nawet motocyklista musi poświęcić się, aby doprowadzić do końca rozpoczęte wyzwanie.

Pozostałą część historii opowiem Wam w kolejnym numerze… Jeśli Bóg pozwoli.

PS: Wzbudziłem u Was chęć do podróżowania?