Magda Stachula – mistrzyni domestic noir

0
385

Prywatnie żona i mama dwóch synów, zawodowo pisarka, autorka sześciu bestsellerowych thrillerów psychologicznych. Magda Stachula zawsze chciała pisać, ale dopiero podczas urlopu macierzyńskiego wróciła do marzenia sprzed lat i w zawrotnym tempie osiągnęła ogromny sukces. W 2019 roku, nakładem wydawnictwa Giunti ukazał się włoski przekład jej pierwszej książki, a w planach jest już kolejny tytuł.

Inspiracją do powstania debiutanckiej powieści „Idealna” (wyd. Znak, 2016), była obserwacja życia w Pradze przez kamerę, umieszczona na specjalnym tramwaju Mazací tramvaj. Książka szybko stała się bestsellerem i została okrzyknięta polskim domestic noir. Czym charakteryzuje się ten nurt?

Domestic noir to nurt powieści kryminalnej, a raczej thrillera, który nie ma jeszcze polskiego odpowiednika. Domestic, czyli związany z domem, noir – niepokojący, mroczny. Te dwa słowa dobrze oddają zarówno najczęstsze miejsce akcji powieści, jak i panującą w nich mroczną atmosferę. Powieściom tym blisko do thrillerów psychologicznych, bo na ich kartach opisywane są obsesje i toksyczne relacje. Miejsce akcji to najczęściej rodzina, gdzie dochodzi do przemocy – tym straszniejszej, że niespodziewanej. Tym, co w książkach tego gatunku przeraża najbardziej, jest krzywda, która zdarza się tam, gdzie powinniśmy być bezpieczni, czyli w domu.

Skąd ta fascynacja monitoringiem?

Pracowałam w firmie, która importowała kamery do monitoringu miejskiego. Dużo wiedziałam na ten temat i miałam taką słabość, że podglądałam online życie w różnych częściach świata właśnie przez kamery z monitoringu. Patrzyłam jaka jest pogoda, jak się ludzie ubierają i co się tam dzieje. Pewnego razu zaczęłam podglądać życie w Pradze i tam znalazłam coś niezwykłego, ponieważ kamera nie była statyczna, tak jak w innych miejscach, tylko poruszała się zamontowana na tramwaju, który naoliwia tory. To nie jest tramwaj, którym można podróżować, ale dzięki kamerze można zobaczyć na żywo, co się dzieje w mieście. Pomyślałam, że to świetny motyw na thriller i następnego dnia zaczęłam pisać. Byłam bardzo zdeterminowana, pisałam po 7-8 godzin dziennie, nie wiedząc, czy ktokolwiek będzie chciał to później czytać. Wymagało to ode mnie doskonałej organizacji, bo mam dwójkę dzieci. Starszy syn chodził do przedszkola, a młodszy zostawał z moją mamą, ja natomiast szłam do mieszkania mojej mamy, które szumnie nazywałam „moim biurem” i tworzyłam moją powieść. Skończyłam w trzy miesiące!

Potem okazało się, że jednak całkiem sporo osób chce ją czytać…

Za radą mojego ulubionego podręcznika „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” autorstwa Stephena Kinga, odczekałam miesiąc, żeby nabrać dystansu do historii i bohaterów, których powołałam do życia. Potem przeczytałam i spojrzałam świeżym okiem na całość, zrobiłam jakieś drobne poprawki i wysłałam do kilku wydawnictw. Ku mojemu zdziwieniu, już następnego dnia dostałam odpowiedź zwrotną. Wiedziałam, że to jest doskonały znak, bo zwykle na odpowiedź czeka się nawet kilka miesięcy. Po 6 tygodniach podpisałam umowę i miałam wrażenie, że spełnia się marzenie, na które czekałam całe życie. Miałam dużo szczęścia, bo wydawcy również zależało na szybkim procesie wydawniczym. To był moment, kiedy na świecie królowały thrillery psychologiczne w nurcie domestic noir, czyli „Zaginiona dziewczyna” czy „Dziewczyna z pociągu”, a moja powieść była pierwszą tego typu po polsku, więc myślę, że to też pomogło mi zadebiutować. „Idealna” ukazała się 9 miesięcy po tym, jak pomysł zakiełkował w mojej głowie. Z pewnością zadziałał tu też jakiś pierwiastek szczęścia. Później wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie: premiera, reklamy, pozytywne opinie krytyków i miejsce na liście bestsellerów w Empiku.

Od 2016 roku wydała pani już sześć książek, jak to się dzieje, że one tak szybko powstają?

Założyłam, że chcę dla moich czytelników wypuścić jedną książkę rocznie i staram się dotrzymać danego sobie słowa. Kiedy „Idealna” leżakowała miesiąc w mojej szufladzie przed wysłaniem do wydawcy, zaczęłam pisać kolejną książkę, żeby się nie stresować przed wymarzonym debiutem. Kiedy dostałam  pozytywną odpowiedź odnośnie pierwszej powieści, miałam już gotową sporą część kolejnej, która później ukazała się pod tytułem „Trzecia” (wyd. Znak, 2017). Zawsze chciałam pisać i już jako dziecko dużo pisałam, co prawda do szuflady, ale już wtedy tworzyłam jakieś swoje pierwsze historie. Można więc powiedzieć, że byłam rozpisana i dodatkowo oczytana. Jedynym problemem była organizacja czasu zawodowego i prywatnego. Bardzo zależało mi, żeby moje pisanie nie odbywało się kosztem rodziny. Dzieci tak szybko rosną, że nie chcę niczego pominąć w ich rozwoju, dlatego pomyślałam, że jedna książka rocznie to jest plan, który jestem w stanie zrealizować. Podchodzę do tego bardzo profesjonalnie i ambitnie, traktuję to jako moją pierwszą właściwą pracę, a historii mi w głowie nie brakuje. Poza tym ja bardzo lubię proces tworzenia, więc chyba dlatego te powieści powstają w miarę regularnie.

Tworząc swoje historie opiera się pani tylko na wyobraźni, czy potrzebuje pani jakichś konsultacji z ekspertami?

Wszystkie historie powstają w mojej głowie. Inspiracją przy „Idealnej” był praski tramwaj. Przy drugiej powieści zaczęłam się zastanawiać, co by się stało jakby na terapię przyszła kobieta, która wygląda identycznie jak psychoterapeutka, ale jest po prostu o 15 lat starsza. Taki kontakt między psychoterapeutą a pacjentem jest specyficznym, niektórych pytań nie można zadać i ciekawiło mnie, co się rodzi w głowie osoby prowadzącej terapię i wokół tego zaczęłam snuć fabułę. Pierwsza scena do powieści „W pułapce” po prostu mi się przyśniła. Obudziłam się rano i pomyślałam, że muszę ją zapisać, bo to będzie początek książki. Podczas pisania robię też dokładny research, ale najważniejszym etapem jest wyjazd do miasta, w którym toczy się akcja. Najczęściej to mój rodzinny Kraków, ale była też Praga, Berlin, Porto i Kopenhaga. Każde miasto odwiedzam, żeby poczuć jego klimat i lepiej wyobrazić sobie, gdzie mają poruszać się moi bohaterowie.

Być może sukces pani powieści związany jest również z tym, że ich bohaterkami są kobiety, z którymi zapewne poniekąd utożsamiają się pani czytelniczki?

Zdecydowana większość moich czytelników to kobiety, ale na moje bohaterki wybieram kobiety, bo łatwiej jest mi wcielić się w bohaterkę niż w bohatera. Wiem jakie one są, o czym myślą, czego pragną i czego się boją. Uważam, że kobiety są bardziej skomplikowane psychologicznie, prowadzą więcej rozmów z samą sobą, mają więcej dylematów, wizji i dla autora niezwykle ciekawe jest, żeby wejść w taką postać. W maju 2021 roku ukazał się mój najnowszy thriller „Odnaleziona” (wyd. Edipresse Książki, 2021), który jest kontynuacją losów Leny z „Oszukanej” (wyd. Edipresse Książki, 2019), główną bohaterką jest młoda dziewczyna, która ucieka przed swoją przeszłością do Kopenhagi. Poruszyłam w tej historii m.in. problem handlu ludźmi i po premierze „Oszukanej” dostawałam dużo maili od czytelniczek, które pisały, że kupiły tę książkę ku przestrodze swoim córkom czy wnuczkom, więc tak, moje książki są o kobietach i głównie pisane dla kobiet, choć mam też oddanych i wiernych czytelników.

W Włoszech pojawiło się tłumaczenie powieści „Idealna”, są w planach tłumaczenia na inne języki?

Pierwsze tłumaczenie było na język czeski, bo to miejsce akcji i ten tramwaj jest tam bardzo znany, dlatego wokół niego stworzono promocję i zmieniono również tytuł na „Mazací tramvaj”. Potem było tłumaczenie włoskie, które ukazało się nakładem wydawnictwa Giunti w 2019, w doskonałym przekładzie Marcina Wyrembelskiego. Teraz jest
w przygotowaniu tłumaczenie ukraińskie i prowadzone są dość zaawansowane rozmowy z Rumunią. Na razie została przetłumaczona tylko moja pierwsza powieść, ale już prowadzone są rozmowy w sprawie wydania jej sequelu „Strach, który powraca”.

Jak przyjęto książkę we Włoszech?

„La donna perfetta”, bo tak brzmi tytuł włoski, została bardzo dobrze przyjęta. Na portalach społecznościowych zauważyłam duży odzew od czytelników. Włoski wydawca bardzo dobrze eksponował tę książkę. Dostawałam od pana Marcina zdjęcia z Bolonii i Florencji, gdzie widać powieść eksponowaną w główniej witrynie księgarni wydawniczej. Sama też, jeszcze przed pandemią, byłam w Turynie i weszłam do takiej małej księgarni na lotnisku i widziałam mój tytuł w pierwszym rzędzie. To niezwykle budujące i miłe.

Jest jakieś miasto włoskie, które mogłoby stać się miejscem akcji jednej z kolejnych  powieści?

Uwielbiam Włochy pod każdym względem. Podobają mi się bardzo Bolonia, Florencja i Mediolan. Spodobał mi się również Turyn, który jest zupełnie inny od reszty włoskich miast. Bardzo lubię włoski klimat i podejście do życia. W szkole uczyłam się francuskiego i to zawsze Paryż był moim marzeniem, ale kiedy w końcu tam pojechałam, to trochę mnie rozczarował. Natomiast wobec Włoch nie miałam żadnych oczekiwań i może dlatego, jak trafiłam do Rzymu, to zakochałam się od pierwszego wejrzenia, dlatego niewykluczone, że właśnie tam rozegram, któryś z moich następnych thrillerów.

foto: Maja Kupidura