Marcin Patrzałek – młody muzyk, który zachwycił włoską publiczność

0
384

foto: Klaudia Kurek

Marcin Patrzałek to gitarzysta, muzyk, kompozytor z Kielc, znany przede wszystkim z aranżacji gitarowych, które pod koniec 2018 roku zdążyły zgromadzić ponad 70 milionów odsłon online. Marcin, mimo młodego wieku, może pochwalić się zwycięstwami w dwóch znanych show telewizyjnych, polskim „Must Be The Music” w 2015 roku, a pod koniec ubiegłego roku również we włoskim programie „Tu Si Que Vales”. Z Marcinem rozmawiałam o jego twórczości, miłości do muzyki i jego relacjach z Italią.

 K.R.: Jak narodziła się Twoja miłość do muzyki?

M.P.: Moje początki z gitarą narodziły się całkowicie przypadkowo. W wakacje 2010 roku, kiedy miałem 10 lat, rodzice szukali dla mnie zajęcia i tata wpadł na pomysł by zapisać mnie na dziesięciodniowy kurs gitary klasycznej w moim rodzinnym mieście. Z początku byłem bardzo niechętny, bo wcześniej nie robiłem nic podobnego. Jednak po pierwszej lekcji okazało się, że jest duży potencjał aby kontynuować naukę. Gitara szybko stała się dla mnie czymś naturalnym i od razu zacząłem spędzać dużo czasu na ćwiczeniach. Po pierwszych 3 miesiącach nauki wygrałem swój pierwszy konkurs – Wojewódzki Konkurs Gitary Klasycznej. Było to dla nas dużym zaskoczeniem, bo czas nauki był niezwykle krótki. Później grałem coraz więcej, zacząłem interesować się wieloma innymi stylami oraz szerzej pojętą muzyką. Obecnie gram w stylach takich jak klasyka, flamenco, perkusyjny fingerstyle, jazz – to wszystko staram się łączyć na jednej gitarze i tworzyć dosyć unikatowe rozwiązania w muzyce. Tworzę również muzykę filmową oraz muzykę elektroniczną, które planuję silnie włączyć w swoją twórczość i koncerty. Nikt z rodziny nigdy nie był profesjonalnym muzykiem, jednak zarówno mój dziadek jak i tata mocno interesują się muzyką – dziadek w młodości grał w zespole jazzowym, a tata hobbystycznie (choć na bardzo wysokim poziomie) zajmuje się obróbką techniczną muzyki i dźwięku. Obaj są dla mnie inspiracją oraz najważniejszymi krytykami jeśli chodzi o moją muzykę.

Jak określiłbyś swój styl?

Styl który wykonuje na gitarze jest bardzo niespotykany. Używam pudła gitary tak jak perkusista używa bębnów, a paznokcie i nadgarstek służą do wydobycia całkiem „niegitarowych” brzmień. Chcę wykorzystywać gitarę tak, by brzmiała jak cały zespół muzyczny lub cała orkiestra symfoniczna. Nie jest to proste, ponieważ wiąże się z użyciem masy skomplikowanych technik gitarowych. Staram się prezentować bardzo indywidualne podejście do takiej gry – jak wspomniałem uczyłem się gitary klasycznej, hiszpańskiej gitary flamenco, jazzu i gitary akustycznej – łączę wszystkie te style w jedno, żeby stworzyć, mam nadzieję, unikatowe show. Styl jest na tyle nowy i indywidualny, że nie ma żadnej „poprawnej” czy utorowanej ścieżki uczenia się. To mi się podoba. Można określić ten sposób gry jako „perkusyjny fingerstyle” jednak tak jak mówiłem, staram się indywidualnie podchodzić do gitary i takie szufladkowanie według mnie wcale nie jest istotne.

Skąd czerpiesz inspirację do tworzenia autorskich kompozycji?

Bardzo trudno mi określić skąd czerpię inspirację. Po pierwsze słucham muzyki nieustannie i myślę, że jest to kluczowe. Szczerze mówiąc, bardzo rzadko słucham muzyki gitarowej, skupiam się na masie innych gatunków od metalu, przez muzykę eksperymentalną, pop, rap, jazz itd. Fakt, że tyle dźwięków otacza mnie bez przerwy powoduje, że mogę wyrażać się na gitarze w sposób zdecydowanie różny od tradycyjnego podejścia do gitary akustycznej. Kiedy komponuję lub aranżuję, zwykle to co robię jest bardzo spontaniczne, często to jakiś impuls sprawia, że tworzę zarys całości utworu w bardzo krótkim czasie, a potem przez kolejne miesiące dopracowuję go w szczegółach.

W 2015 roku zostałeś zwycięzcą polskiego programu „Must be the Music”. Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział we włoskim talent show?

Pomysł, jak większość rzeczy w moim życiu, był bardzo spontaniczny. Moi rodzice pracowali we Włoszech kiedy byli studentami. Mają bardzo dobre wspomnienia związane z tymi czasami, szczególnie mama, która mówi płynnie po włosku i kocha włoską kulturę. To właśnie ona wiele mówiła mi o Włoszech, co naturalnie mnie zaciekawiło. Ostatni rok był dla mnie bardzo owocny jeśli chodzi o rozszerzenie mojej twórczości na zagranicę. Pod koniec 2017 r. jedna z moich aranżacji uzyskała ponad 30 milionów wyświetleń w Internecie, kilka miesięcy później wideo z moim wykonaniem Kaprysu Paganiniego uzyskało 14 milionów, a moja aranżacja 5. Symfonii Beethovena w ciągu miesiąca uzbierała ponad 14 milionów wyświetleń. Wspominam o tym, ponieważ znaczną większością odbiorców tych utworów byli obcokrajowcy. O takich wynikach nigdy mi się nie śniło, a fakt, że zagranicą moja muzyka przyjęła się tak dobrze dał mi do myślenia. Pomyślałem: „warto pokazać się szerszej publiczności!”. Dlatego wysłałem kilka nagrań do programu „Tu Si Que Vales”. Reszta potoczyła się sama.

Jak pracowało ci się z Włochami w programie?

Mój pobyt we Włoszech ani przez chwilę nie był nudny. Włosi są pełni energii oraz chętni do nowych znajomości i to stworzyło naprawdę unikatową atmosferę. Osoby pracujące przy produkcji programu były dla nas bardzo przyjazne i pomocne, co było miłą odskocznią od ogólnej presji tego przedsięwzięcia. Jednak najmilszą niespodzianką dla mnie było kiedy, po ogłoszeniu mojego zwycięstwa, wszyscy włoscy członkowie produkcji oglądający program na backstage’u podskoczyli z radości i… zaczęli wiwatować! Oczywiście nie było mnie przy tym, gdyż byłem na scenie, ale z opowieści mojej rodziny wynika, że wszyscy szczerze cieszyli się z wyniku. To dla mnie ogromna radość, ponieważ bardzo mi zależało, żeby jako obcokrajowiec zdobyć sympatię Włochów. Wspominam to naprawdę z wielkim uśmiechem na twarzy!

Masz na swoim koncie występy w różnych krajach, a jak odebrałeś włoską publiczność?

Tak jak wspomniałem Włosi są pełni energii, więc granie dla nich to czysta przyjemność tym bardziej, że to co wykonywałem w „Tu Si Que Vales” było naprawdę energiczną grą na gitarze! O publiczności mogę wypowiadać się tylko dobrze, ponieważ przyjęła mnie bardzo pozytywnie. Dostałem owacje na stojąco zarówno od widzów jak i od jurorów. Emocje, które mi dostarczyli były niezwykłe, także pozostaje mi tylko podziękować całej publiczności włoskiej i tamtejszej Polonii za wsparcie!

Czujesz się w jakiś sposób związany z Italią?

Moje początki z gitarą leżą w klasyce, a ogrom kompozytorów i genialnych wykonawców było i jest Włochami, także jako muzykowi trudno jest mi tego nie docenić. Włosi są narodem bardzo muzykalnym, co tym bardziej zbliża mnie do nich, nie mogę się doczekać aż znowu tam zagram. Ponadto, moi rodzice są szczególnie związani z Italią i bardzo często wspominają spędzony tam czas… I zapomniałbym wspomnieć – w naszym domu na okrągło gości kuchnia włoska!

Plany na przyszłość?

Oczywiście przyszłość wiążę z muzyką. Chciałbym studiować na bardzo prestiżowej uczelni Berklee College of Music w Bostonie w Stanach Zjednoczonych. Studiowałbym tam kompozycję muzyki filmowej, a moim głównym instrumentem byłaby gitara. Poza edukacją stawiam bardzo mocno na rozwój osobisty, chcę poszerzyć moje horyzonty muzyczne. W przyszłości mam nadzieję połączyć muzykę elektroniczną, muzykę orkiestralną z unikatowym stylem gry na gitarze. To są na razie plany, ale aktywnie działam, aby stały się rzeczywistością. Wiele okazji przychodzi bardzo niespodziewanie, w przyszłym roku gram koncerty prawie nieprzerwanie aż do września, większość z nich poza Polską (np. w RPA, w Norwegii, we Francji, na Malcie, we Włoszech). To mnie ogromnie cieszy i jednocześnie jest dużym wyzwaniem, gdyż w maju piszę maturę i połączenie tych rzeczy jest niezwykle trudne