Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 135

Akademia Kulinarna Whirlpool odkrywa sekrety jak zachwycić podniebienie

0

Od kilku tygodni Warszawa jest bogatsza o nową akademię, która przyczynia się do nadania miastu charakteru prawdziwej kulinarnej stolicy Europy. Akademia Kulinarna Whirlpool prowadzona przez szefa kuchni Marco Ghia i menadżera Emiliano Castagna stała się genialną propozycją dla warszawiaków chcących odkryć sekrety gotowania, począwszy od prostych dań, a kończąc na tych bardziej wyrafinowanych, wchodzących w zakres kulinarnego repertuaru Europy, w tym również kuchni włoskiej.

Akademia, otwarta 19 czerwca podczas pełnego splendoru wydarzenia, jest wyposażona w najnowocześniejsze i profesjonalne urządzenia kuchenne w dziedzinie domowej automatyki.

Kursy, w których mogą uczestniczyć zarówno nowicjusze jak i eksperci w kuchni, dają każdemu uczestnikowi możliwość pracy przy indywidualnym stanowisku. To rozwiązanie pozwala działać w pełnej interakcji z głównym szefem kuchni.

Siedziba Akademii Kulinarnej Whirlpool znajduje się w sławnej Soho Factory na Pradze, do której z łatwością można dojechać z centrum Warszawy.

Więcej informacji na stronie: www.akademiakulinarnawhirlpool.pl.

 

Toskańskie wakacje, spotkania nie do przegapienia

0

Leonardo Canestrelli

– Roberto Begnini wraca aby czytać Boską Komedię! Ten wyjątkowy toskański aktor będzie obecny także latem 2013 r. na placu Santa Croce we Florencji, właśnie w cieniu statuy Dantego, aby dokończyć lekturę Piekła. Zaczyna 20 lipca pieśnią XXIII, aby zakończyć poemat 6 sierpnia. Jak zwykle, każda lektura zostanie poprzedzona monologiem komika, dotyczącym sytuacji politycznej i społecznej we Włoszech. Więcej informacji na WWW.ticketone.it

– Wizyta w Krzywej Wieży w Pizie także w nocy? Tego lata to możliwe. Do 1 września będzie można wejść na jedną z najsłynniejszych dzwonnic na świecie także w godzinach od 20:00 do 22:00. Poza wejściem na szczyt wieży, możliwe będzie także odwiedzenie Sala del Pesce. Mowa tu o przestrzeni wcześniej nie widzianej: stworzonej jako pusta przestrzeń, która pozwala wznieść oczy i zobaczyć niebo zupełnie jakby przez specjalną, niewiarygodną lunetę. Więcej informacji na www.opapisa.it.

– Kilku z największych artystów muzyki narodowej i międzynarodowej zatrzyma się w Toskanii latem 2013. Spotkania odbędą się od 6 do 30 sierpnia na Placu Napoleona w Lukce w ramach Summer Festival. Oto kto ma się pojawić: Diana Krall, Litfiba, Leonard Cohen, Bryan Adams, Nick Cave, Thirty Seconds to Mars, The Killers, Mark Knopfler, Renzo Arbore, Earth Wind &Fire, Neil Young, Sigur Ros e Pino Daniele. Więcej informacji na www.summer-festival.com.

– Versilia i jej festiwal: wraca po raz trzydziesty czwarty La Versiliana Festival, który od 7 lipca do 27 sierpnia przywiedzie do miejscowości Marina di Pietrasanta niesamowitą różnorodność spektakli. Taniec, muzyka, teatr: niewiarygodna seria imprez z wyjątkowymi artystami. Momix, Katia Ricciarelli, Enrico Brignano, Giovanni Allevi, Ludovico Einaudi, szekspirowskie teksty Max Gazzè i jeszcze wiele innych. Szczegółowy program dostępny na: www.laversilianafestival.it.

– Patti Smith, rockowa poetka, wraca do Toskanii, aby dać występ: 26 lipca będzie na Piazza Duomo w Prato na koncercie, który ponownie zapowiada się jako nadzwyczajna dawka adrenaliny. Bilety dostępne w naprawdę przystępnej cenie, za jedyne 12 euro. Więcej informacji na www.bitconcerti.it.

– Jeden z mistrzów światowej fotografii, Steve McCurry, zatrzyma się w Toskanii ze swoją niesamowitą wystawą „Viaggio intorno all’uomo” („Podróż wokół człowieka”). Wystawa jest przygotowana w Kompleksie Santa Maria Della Scala i będzie dostępna do 3 listopada. McCurry jest prawdziwym i jedynym w swoim rodzaju punktem odniesienia dla naprawdę szerokiej publiczności, która poprzez jego fotografie odkrywa sposób na postrzeganie naszych czasów. To niektóre z jego najbardziej symbolicznych zdjęć tych dziesięcioleci zapoczątkowały najsłynniejszy reportaż na temat dziewczyny, która stała się ikoną konfliktu afgańskiego na stronach National Geographic.

– Siena&Stars: przez cały lipiec na Piazza Duomo w Sienie, jednym z najpiękniejszych placów na świecie, zobaczymy zmieniających się na scenie wokalistów i artystów z całego świata: Miguel Zotto i jego Tango, Buena Vista Social Club, ale także… Ludovico Einaudi, Giorgio Panariello, Mario Biondi i Baustelle. Szczegółowy program dostępny na: www.sienaandstars.com

 

Trendy Warsaw Ewa Solonia: “Gli uomini polacchi devono cambiare look”

0

Giornalista, blogger ma soprattutto protagonista della vita underground di Varsavia Ewa Solonia arricchisce le fila della “Trendy Warsaw”, ovvero di quello scoppiettante e imprevedibile mondo di inquieti varsaviani dediti alle più disparate arti e passioni. Un popolo diffuso ed in continua crescita che vivacizza le notti sulla Vistola sulla tratta Plac Zbawiciela-Soho Factory, passando per le mille gallerie d’arte e le centinaia di negozi fashion alternativi che stanno caratterizzando la città come una delle mete più cool d’Europa.

E per Ewa Solonia l’approdo alla moda ha radici italiane, vero?

“Fin da piccola mia zia mi mandava vestiti dall’Italia, un fatto che mi ha sicuramente influenzato tanto che negli anni ho imparato ad amare e sperimentare associazioni e corrispondenze di stili, colori, tessuti. Ricordo ancora il mio primo autentico look con pantaloni stretch di lycra e smalto bianco, mi sentivo una regina della moda. Ma la passione per la ricerca e la sperimentazione porta inevitabilmente a rischi ed eccessi come quando a 13 anni per il compleanno di un amico mi sono presentata vestita come la protagonista del video di Michael Jackson “Dirty Diana”. Alla fine ho dovuto chiedere a mia madre di portarmi un paio di jeans normali…”

Quando hai iniziato a creare i tuoi vestiti?

“Man mano che crescevo commissionavo a mia madre i vestiti che io disegnavo e lei cuciva. Ricordo ancora camicie di lino con disegnati i cavalieri del XV secolo o una t-shirt ispirata all’ospedale psichiatrico. La mia prima vera collezione l’ho comunque creata solo dopo la laurea.”

Qual è il tratto distintivo del tuo stile?

“Il segno distintivo dei miei vestiti sono spesso stati gli elementi decorativi dipinti. La mia filosofia è che i vestiti debbano unire moda e arte in un senso più letterale, perché per me la moda è un’arte. E così vendo le mie opere indifferentemente a gallerie d’arte e fiere di moda.”

Uno stile forte da proporre in una Varsavia che sembra ben recepire gli stimoli artistici.

“Sembra che Varsavia abbia l’ambizione di rincorrere Milano e le altre capitali europee nel campo della moda. Qui si sta affermando uno stile molto d’avanguardia, diciamo più look Bjork che Madonna. Ai varsaviani piace mostrarsi originali ed eclettici ed è un continuo fiorire di stilisti, mentre gli eventi dedicati alla moda fanno furore.”

Ora hai presentato una nuova linea dedicata soprattutto all’uomo, perché?

“La mia collezione si chiama „Polski len” e vuole esaltare la semplicità e la praticità arricchendola di tratti stravaganti. Immagino uomini polacchi che amano il comfort e si godono le vacanze. Così i miei vestiti sono adatti ai momenti di relax siano essi sulla spiaggia, in montagna, in campeggio o in bicicletta. Ho usato tessuti naturali e traspiranti che in Polonia sono spesso sottovalutati. Diciamo che punto sugli uomini perché le donne sono sempre state in grado di vestirsi bene. Sento invece il bisogno di contribuire al miglioramento del look dell’uomo polacco, che ne ha veramente bisogno! In questo senso i polacchi dovrebbero guardare di più ai look degli uomini italiani.”

Per info sulla collezione di Ewa Solonia:
www.facebook.com/SoloniaCity
mail: solonia@tlen.pl
www.soloniacity.blogspot.com

 

Tangentopoli dwadzieścia lat później, zagadki i tajemnice Włoch

0

Na jesieni SKY, przy współpracy z La7, wyemituje we Włoszech serial telewizyjny „1992”, opierający się na pomyśle reżysera Accorsi. Będzie to dziesięć odcinków dotyczących Tangentopoli. Tym, którzy są za młodzi żeby to pamiętać, wyjaśniamy, że chodzi o serię procesów, która wstrząsnęła włoską historią, wyciągając na światło dzienne relacje między przywódcami politycznymi a biznesmenami, zaburzone przez intrygi i podziały. Tangentopoli doprowadziła do upadku Pierwszej Republiki, czego symbolem było zniknięcie wielu partii politycznych obecnych na scenie politycznej od czterdziestu lat, w tym przede wszystkim Chrześcijańskiej Demokracji. Serial „1992” rozpocznie się od sceny w łazience w biurze Chiesy (kiedy to przyłapany na braniu łapówki próbował pozbyć się banknotów wrzucając je do toalety, ale na próżno – przyp. tłum.), aby zrekonstruować między spektakularną fikcją a rzeczywistością opisaną przez dziennikarzy śledztwo zwane mani pulite (włos. „czyste ręce”). „Jest to nowe i ciekawe spojrzenie na jeden z decydujących momentów w historii naszego kraju, na rok 1992, który zmienił Włochy” zapowiada Sky Cinema. Twórcy chcieliby powtórzyć sukces dwóch serii powstałych na podstawie filmu Michele Palcido pt. „Romanzo criminale”, ze zwróceniem uwagi przede wszystkim na młodą publiczność, która nie ogląda telewizji skierowanej do całych rodzin, jest obojętna wobec wielu spokojnych i często hagiograficznych produkcji.

Ponowne skoncentrowanie uwagi na tym niespokojnym okresie w historii Włoch skłoniło nas do zaproponowania Wam tego artykułu autorstwa Lino Bortoliniego na temat niektórych postaci z tamtych lat: Raula Gardiniego i Gabriele Cagliariego.

 

Zapomniana karta z ciemnej przeszłości Włoch. Raul Gardini i Gabriele Cagliari

Lino Bortolini

 

Fakt z gazet, że Raul Gardini, nazywany królem soi, i Gabriele Cagliari, prezes Eni, popełnili samobójstwo w odstępie kilku godzin jeden od drugiego, po tym jak obydwaj wspięli się na wierzchołek „światowej” sławy i osiągnęli szczyt „pozornej” władzy, nie stanowi dla mnie faktu historycznego.

Historii rzeczywiście nie pisze się za pomocą dziennikarskiego gorącego tematu obfitującego w fantazyjne dedukcje, które choć może często zbudowane są umiejętnie na podstawie codziennych wiadomości, gotowych nadać pewną wagę lub znaczenie detalom, które mogą szybko wzbudzić emocje, to jednak w rzeczywistości często stają się niewiarygodne.

Na temat samobójstwa Raula Gardiniego mówi się, że niewytłumaczalnym faktem jest to, iż pistolet wystrzelił dwa razy, kiedy już pierwszy strzał okazał się śmiertelny. Sam pistolet został znaleziony z drugiej strony łóżka, w dość sporej odległości od ciała. Jednak te okoliczności można łatwo wyjaśnić.

Osobiście miałem okazję sprawdzić podobne zdarzenie. Zostałem pilnie wezwany do łóżka jednego z moich pracowników, który zastrzelił się pistoletem służbowym i leżał na łóżku w pozycji identycznej do Gardiniego. W pierwszej chwili również byłem zaskoczony, że pistolet wystrzelił dwa razy i że jeden strzał skierowany był w sufit pokoju. Siła uderzenia przy pierwszym wystrzale, wycelowanym w głowę, wypchnęła ramię, które trzymało pistolet na zewnątrz i ten ruch spowodował, że palec trzymany jeszcze na spuście przyczynił się do oddania kolejnego strzału, a to z kolei spowodowało wyrzucenie broni i oddalenie jej od samobójcy.

Jeśli chodzi o samobójstwo Gabriele Cagliariego powiedziano, że plastikowa torba przyczepiona sznurem dookoła szyi, za pomocą której pozbawił się życia, była jeszcze pełna powietrza po jego śmierci, co nie zgadzałoby się z faktem, że osoba uduszona w ten sposób zużywa całe powietrze z siatki przed śmiercią!

Inne okoliczności określone przez dziennikarzy jako „niejasne” stały się pożywką dla prasy w dwóch przypadkach, lecz jak powtarzam, dla mnie nie są to fakty historyczne. W rzeczywistości Historia jest inna i zostaje napisana, jak zawsze, z daleka. Czytając ponownie niektóre uwagi napisane przez Marco Sabę dotyczące książki „Ostatnia misja – G71 i zaprzeczone prawdy” Antonino Arconte z 2001 r., dowiadujemy się, że w 1986 r. z Włoch zostaje wysłany do Ameryki agent Stay-Behind (tajna organizacja włosko-amerykańska w walce z komunizmem), aby chronić silosy soi i zbóż Gardiniego, znajdujące się na wybrzeżu Mississippi, od możliwych ataków. To znaczy, że Raul Gardini był osobą należącą do samej S-B, która dla Włochów, również tych źle poinformowanych, oznacza „Gladio”.

Operacją Gladio zarządzały włoskie i międzynarodowe Tajne Służby. We Włoszech istnieją one od zawsze, tak jak na całym świecie, również o naturze instytucjonalnej. Na całym świecie działają także Ponadnarodowe Tajne Służby, o których istnieniu nie zawsze wiadomo. Przeważające działania wszystkich tajnych służb dotyczą, od zawsze, przede wszystkim interesów, często ogromnych.

Do wiadomości zwykłych ludzi, dokładnie jak przy ustroju nazistowskim, faszystowskim i komunistycznym, nie docierały (mówi się, że ze powodu bezpieczeństwa) jakiekolwiek informacje inne niż zwykłe wiadomości, pomimo że rządy chwaliły się demokratycznym charakterem ich instytucji. Wiadomości często zmienione na użytek rządzących partii, „zanieczyszczone” złożonymi i tendencyjnymi ideologiami, często stają się dezinformacją!

Jaki ma związek ta koncepcja ze śmiercią Gardiniego i Cagliariego? Jest fundamentalna dla Historii Włoch ostatnich dziesięcioleci oraz jest przykładem tego, czym była tzw. ewolucja „globalna”. Raul Gardini, rolnik z Rawenny, wspiął się do najwyższej kasty gospodarki światowej. Rozpoczął dzięki możliwościom danym mu przez rodzinę Ferruzzich, a następnie inteligentnie i bez skrupułów rozszerzył kontakty i podejmowane inicjatywy. Rodzina Ferruzzich, w momencie wejścia do niej Gardiniego dzięki małżeństwu z córką przywódcy klanu, prowadziła najważniejszą wówczas firmę produkującą cement i beton na Sycylii, na której scena polityczna była zdominowana przez nurt chrześcijańsko – demokratyczny Andreottiego. Gardini poprzez nieskończoną liczbę zakupów gruntów i przejęć udziałów w spółkach stał się włoskim królem soi i przemysłu chemicznego. Jego postać została dosłownie zniszczona w Ameryce z powodu oskarżeń o nielegalne spekulacje na szkodę lokalnego rynku producentów rolniczych. W Włoszech został postawiony w trudnej sytuacji przez silną władzę banków, a w szczególności przez bank Enrico Cuccia, aż do ostatecznego starcia. Wraz z wybuchem skandalu „Mani Pulite” został oskarżony o dawanie gigantycznych łapówek członkom wszystkich partii. Stał się kluczową postacią dla wymiaru sprawiedliwości, który chciał wykorzystać go przeciw partiom, którym on świadomie sprzyjał, służył i płacił wiele razy. Stał się częścią pewnego środowiska, nie zorientowawszy się jednak, że ktoś o wiele wyżej od samych partii posługiwał się nim jako narzędziem i wykorzystywał go, aby potem zniszczyć go, gdy tylko sytuacja się odmieni!

Gabriele Cagliari był mu sprzymierzeńcem zarówno podczas pięcia się w szybkiej i zawrotnej karierze zawodowej, jak i podczas pracy. Podczas przejścia od szeregowego pracownika do prezesa Eni, najważniejszej korporacji petrochemicznej we Włoszech, poznał wszystkich najwyższych rangą polityków. Dostał się na szczyt dzięki znajomości z Bettino Craxim i oczywiście musiał zaakceptować pewne kompromisy, lecz przede wszystkim, podobnie jak Raul Gardini, dawać łapówki wszystkim partiom. Z tego powodu podczas śledztwa „Mani Pulite”, które zniszczyło Gardiniego, został aresztowany i był przetrzymywany miesiącami. Jego kariera była skończona. Jego życie, choć się zawaliło, wpisywało się w normalne standardy mieszczańskiej rodziny. Cagliari nie ponosił żadnego ryzyka, ale stanowił zagrożenie dla innych.

Oto lista przyjaciół, kolegów z pracy i sprzymierzeńców w interesach, którzy zniknęli bez publicznego podania jakiegokolwiek powodu. Ich zniknięcie zostało natomiast „umotywowane i usprawiedliwione” przez System, w którym działali i który nie zniósłby ich ewentualnych zeznań.

 

  • Roberto Boemo – 11 stycznia 1993 r.

  • Sergio Castellani – 25 lutego 1993 r.

  • Gabriele Cagliari – 20 lipca 1993 r.

  • Vincent W. Foster J. – 20 lipca 1993 r.

  • Raul Gardini – 23 lipca 1993 r.

  • Ludwig von Hackwitz – 18 maja 1995 r.

  • Arconte Alex Langer – 3 lipca 1995 r.

Brudna polityka, mafia, masoneria i tajne służby, które służą wszystkim silnym władzom i przeciw ewentualnym konkurentom, wydają się już być integralną częścią tego darwinowskiego świata, w którym aby przeżyć należy pokonać swojego rywala – czy to jest ewolucja gatunku?
Jeśli chodzi o Włochy i o powyższe postacie, które same zniknęły lub którym ktoś kazał zniknąć, należy powiedzieć, że 18 października 1993 r. rzymska prokuratura, w wyniku powiadomienia ze strony „Komitetu Koordynującego Tajne Służby Włoch”, oddaliła ze służby 300 ludzi, którzy tworzyli tzw. „Falange Armata” (organizacja terrorystyczna związana z różnymi rzeziami, które miały miejsce we Włoszech – przyp. tłum.), tj. jednostkę, która funkcjonowała wewnątrz państwa jako jego cień! Nadal istnieją „nieuzdrowione” partie, mafia, masoneria i tajne służby!

„Alberto i Tommaso”

0

Czwarta scena: KONKLAWE

Paryż. Styczeń 1272 r. Albert Wielki i Tomasz z Akwinu znajdują się razem w zaciemnionej izbie, oświetlonej jedynie przez słabe światło wpadające przez bardzo wydłużone, gotyckie okno.

TOMASZ: Mistrzu, przynoszę Wam z Paryża ostatnie wieści o Stolicy Apostolskiej. Kardynałowie zebrani w Pałacu Papieży w Viterbo dotychczas jeszcze nie doszli do porozumienia. To już jak sądzę trzeci rok, jak mamy „Sede Vacante”. Czy to wszystko nie jest absurdalne i niepokojące?

ALBERT: To wynika z negatywnego wpływu stronników Karola Andegaweńskiego na kardynałów. To oni wszczynają nieustanne bójki i zamieszki. Oto dlaczego w zeszłym roku Bonawentura z Bagnoregio zatrzymał wszystkich kardynałów w Pałacu Biskupim, zamurowawszy wszystkie wyjścia. Pamiętasz pewnie, co stało się w następnych dniach. Pałac został pozbawiony dachu przez rozwścieczony lud, a do środka mogło dotrzeć światło, mógł wpadać deszcz i zimny wiatr. Jednak przede wszystkim nie obowiązywało już prawo „ekstraterytorialności”. Z zewnątrz ludzie wrzucali do środka owoce, chleb i wodę. Dwóch kardynałów źle się poczuło. Jednak pomimo tego wszystkiego nie podjęto żadnej decyzji. Było tak aż do momentu, jak wszyscy wiemy, kiedy to pierwszego września zeszłego roku sześciu kardynałów nie przybyło, aby wybrać diakona Tebaldo Viscontiego, na przekór Karolowi Andegaweńskiemu.

TOMASZ: Gdyby to się skończyło tylko na tym! Natomiast ja dowiedziałem się, że sprawa ostatnio się zaostrza. Mamy styczeń 1272 roku, a jeszcze nie mieliśmy okazji zobaczyć dzieła nowego papieża. Tebaldo Visconti, który faktycznie już jakiś czas temu wyjechał do Syrii, do dzisiaj znajduje się jeszcze w Akce. Kiedy zostanie przywołany do ojczyzny na konsekrację? A może inaczej, kiedy zostanie wezwany do ojczyzny, aby przynajmniej przyjąć święcenia kapłańskie, a następnie zostać wybranym na papieża? Jakie imię przyjmie? Mając takie założenia ten nowy papież, według mnie, nie zapowiada nic dobrego. Niech będzie błogosławiony ten zacny człowiek, papież Urban IV! O tak, on był prawdziwym ojcem świętym!

ALBERT: Nie musisz tego mówić, On, może… kto wie. (Pauza) Widzisz, Tomaszu, ty w porównaniu ze mną, jesteś jeszcze młody, lecz mogę cię zapewnić, że niedługo również zrozumiesz, że to właśnie mniej więcej tak działa świat mężczyzn! I to od zawsze, chłopcze, uwierz mi! To dlatego że nasze życie, nas ludzkich stworzeń, jest niczym w obliczu życia wiecznego. Zaraz pomyślisz, że twój stary mistrz mówi ci o rzeczach smutnych, które wywołują niepokój. Jednak tak nie jest. Weź, proszę, tamtą Biblię (wskazuje na stół), a przeczytam ci coś na ten temat. Z pewnością posłuży to do oświecenia cię.

TOMASZ: (Bierze Biblię i podaje ją Albertowi)

ALBERT: (Bierze Biblię, otwiera ją) Zobaczmy. (Przegląda kilka stron) Ach, znalazłem! (Czyta) „Marność nad marnościami, wszystko marność” tj. Hebel. (Przewraca stronę) A tutaj. (Czyta) „Wszystko to marność i pogoń za wiatrem”. Przyznaje Kohelet w jednym ze swoich wersetów. Zatem nasze życie jest nietrwałe, przemijające, chwilowe, absurdalne, bezsensowne, puste, próżne, nieistotne, podobne do podmuchu wiatru, dymu, pary, która się rozmywa, jest nicością, nonsensem. Kohelet kontynuuje w tym fragmencie (Czyta) „Wszystko idzie na jedno miejsce:
powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca”. Szeol, miejsce o którym mowa w tym wersecie, jest miejscem podziemnym, szarym gdzie umarli są zachowani w ich upiornej formie, podobni do larw. Dlatego w obliczu perspektywy śmierci, która z niepohamowaną żarłocznością wszystkich pochłania, bogactwo, władza, rozkosz, praca, rozum, mądrość, nauka nie są niczym innym jak marnościami. Jeśli pewne obserwacje są wymawiane z tej kazalnicy (kładzie rękę na klatce piersiowej), możesz im wierzyć!

TOMASZ: Mądrość? Nauka?

ALBERT: Tak, nawet nauka. Wysłuchaj mnie jednak, chciałbym dokończyć! Zatem, zgodnie z tym co utrzymuje Kohelet, wydawałoby się, że nie mamy innej drogi jak zadowolić się tym co Bóg nam daje, stosując logikę „Capre Diem” zasugerowaną kilka wieków później przez Horacego. Natomiast nie jest to odpowiedzią na pytanie o życie! Ponieważ to też jest marność. Zatem dla Koheleta nie pozostaje nic innego jak wierzyć w Boga, bać się Go, postępować zgodnie z Jego przykazaniami i zawierzyć Mu.

TOMASZ: A jeśli spróbowalibyśmy racjonalnie, powoli zdobyć wiarę w Boga, wykorzystując naukę i mądrość, tak jak zresztą zrobiliście to Wy, którzy dziś jesteście uważani za niezwykłego człowieka w każdej dziedzinie wiedzy?

ALBERT: Doszedłbyś do tej samej konkluzji co Kohelet, a zatem również do mojej konkluzji, tj. do tej którą ci przedstawiłem. Jednak stwierdzam z dumą i przyjemnością, że kolejny raz uczeń przewyższa mistrza w dyskusji. Ja to od zawsze powtarzałem, że ty z tego „milczka”, którym byłeś kiedyś wyrośniesz na kogoś, kto ma nieskończenie wiele rzeczy do powiedzenia światu. Dowiedziałem się o twojej elokwencji i o twoich sukcesach na Uniwersytecie w Paryżu. Jednak pamiętam swego czasu jak nasz Mistrz Zakonu, który przyprowadził Cie z Rzymu tutaj do Kolonii, powierzając cię pod moją opiekę powiedział: „Tomasz jest młodzieńcem powściągliwym i dyskretnym, lecz bogatym w wiedzę i jasne idee, prawdziwym człowiekiem wiary, o głęboko zakorzenionej wierze będącej owocem niewyobrażalnych poszukiwań wewnętrznych i zewnętrznych”. Muszę dziś powiedzieć, że miał rację.

TOMASZ: Mistrzu, z pewnością nie jest to coś, co pragnę usłyszeć od światłego nauczyciela jak Wy, od osoby oświeconej jak Wy. Wolałbym raczej posłuchać o przezwyciężeniu wątpliwości, niepewności, które tak jak mnie, sądzę że dotyczą każdego człowieka z powodu jego braków. W domu, w którym żyłem z innymi młodymi kapłanami, kiedy jako chłopiec przybyłem do Kolonii, był to powracający temat naszych rozmów. A jeśli chodzi o moje, już w tej chwili znane skąpe gadulstwo, którym cechowałem się w przeszłości było ono spowodowane faktem, że znajdując się przed jakimś wielkim człowiekiem, np. takim jak Wy, tak się cieszyłem z otrzymania i otrzymywania wszystkich odpowiedzi na moje pytania, że oczywiście wolałem słuchać, aby skorzystać możliwie jak najwięcej z waszej wiedzy. Wolałem zatem słuchać, być sumiennym w nauce i pobożnym w modlitwie, niż mówić.

ALBERT: Ale ty nie tylko zebrałeś w pamięci to co dziś już krzewisz w innych, dzięki twojej doktrynie, ty dodałeś tu coś twojego, jak kiedy przyznajesz „wierzę aby zrozumieć, rozumiem aby uwierzyć”. Pamiętaj, że uczeń jest zawsze na tym samym poziomie co mistrz; kiedy obydwoje się konsultują, wymieniają się emocjami, miłością, lecz także wiedzą, mądrością i rozumem (Wychodzi).

TOMASZ: (Idzie za Albertem. Pojawia się orkiestra, która wykonuje utwór muzyczny).

(Scena z dramatu teatralnego „Alberto Magno i Tommaso D’Aquino” Alberta Macchiego, Rzym 2004)

Historia lodów

0

Karolina Kij

Wraz z nadejściem lata zawsze wracają do mnie wspomnienia słonecznych letnich dni mojego dzieciństwa, czasów kiedy to z kuzynami chodziliśmy do lasu na jagody i poziomki, pływaliśmy w rzece i wymyślaliśmy dziesiątki zabaw i psot. Wciąż czuję zapach suszącego się siana, chłód lasu, a także smaki letnich deserów: truskawek ze śmietaną i cukrem, jagodzianek, no i oczywiście… lodów. Z racji tego, że spora część mojego dzieciństwa przypadła na schyłkowy okres komunizmu w Polsce, najżywiej pamiętam popularne w czasie PRL-u lody „Bambino” – śmietankowe, kawowe lub owocowe – produkowane od wczesnych lat sześćdziesiątych zeszłego stulecia. Teraz, w przeciwieństwie do tamtych czasów, półki sklepowe w Polsce dosłownie uginają się pod ciężarem dóbr wszelakich i na brak lodów narzekać nie możemy, choć akurat w Polsce je się ich stosunkowo mało, przeważnie wiosną i w lecie. Czy jednak ciesząc się smakiem lodowych przysmaków zastanawialiście się kiedykolwiek, skąd one się właściwie wzięły? Według niektórych źródeł pierwsi metodę wytwarzania lodów opanowali Chińczycy, którzy już trzy tysiące lat przed naszą erą obkładali mieszaniną śniegu i saletry naczynie wypełnione słodkim syropem. Z Chin do Europy wynalazek ten miał przywieźć słynny podróżnik, Marco Polo. Według innych źródeł jako pierwsi w Europie, za sprawą Arabów, sposób przyrządzania lodów, a dokładniej mówiąc sorbetów, poznali ok. XIII wieku Sycylijczycy. Z Sycylii metoda ta została przeniesiona do Toskanii, a później rozprzestrzeniła się na cały świat. Zgodnie z inną teorią to Katarzyna Medycejska, przybywając do Paryża w 1533 roku jako czternastoletnia żona Henryka Orleańskiego (późniejszego króla Francji Henryka II), zabrała ze sobą swojego rysownika i architekta Bernarda Buontalentiego, do którego pasji należało wymyślanie słodyczy. To właśnie Buontalenti miał wynaleźć lody. Prototypem lodów było jednakże, jak już wspomniałam, niezaprzeczalnie sycylijskie „sorbetto” (od arabskiego „shar’bet”), wytwarzane soku owocowego zmieszanego ze śniegiem z gór, który na Sycylii zbierano z Etny. Sorbet ze śniegu i owoców wzbogacano moszczem winnym, winem i miodem, a od XVII wieku również masłem i śmietaną, w wyniku czego stworzono nowy przysmak, który nie był już sorbetem. Z Sycylii lody szybko trafiły do Paryża. W 1686 roku Francesco Procopio Dei Coltelli otworzył we francuskiej stolicy sławną kawiarnio-lodziarnię Le Procope. Lokal ten istnieje do dziś (w dzielnicy St. Germain), jednakże zmienił się on w bardzo elegancką restaurację. Ponoć Beniamin Franklin tak był zachwycony lodami serwowanymi w Le Procope, że stworzył szkic konstytucji Stanów Zjednoczonych, prawie nie wychodząc z lodziarni. Zwrot w historii lodów nastąpił w XIX wieku, kiedy to przemysłowa produkcja napojów i lodów przeszła w ręce drobnych rzemieślników z Wenecji Euganejskiej. Na początku XX wieku 80% handlu lodami we Włoszech znalazło się w rękach wenecjan sprzedających swój towar z wózków-lodziarni. W wielu miejscowościach, ze względów higienicznych, wprowadzono jednak zakaz handlu lodami na ulicy, dlatego też wenecjanie otworzyli lodziarnie i sklepiki. Do tej pory wiele lokali rozrzuconych po całym Półwyspie Apenińskim nosi w nazwie ślady tej weneckiej przeszłości: kawiarnia Venezia, bar Rialto, itp. Co ciekawe Włochy to obecnie jedyny kraj na świecie, w którym 55% produkcji lodów to produkcja rzemieślnicza.

„SEBASTIANO MONTELUPI”

0

„SEBASTIANO MONTELUPI”

SEBASTIANO MONTELUPI (Campiglia/Livorno, ur. 1516 r.– Kraków, zm. 18 sierpnia 1600 r.) jest kupcem i bankierem, synem szlachcica, wielce możnego pana Valeria Montelupiego De Mari.

W 1557 r., mając czterdzieści jeden lat, ze swoim młodszym bratem Carlem dociera do Polski i pozostaje tu aż do śmierci, żyjąc pod panowaniem Zygmunta II Augusta, Henryka I (Henryka III Walezego), Anny Jagiellonki, Stefana Batorego i Zygmunta III Wazy. W Krakowie, ówczesnej stolicy Korony, zyskuje przydomek „Sebastiana Wilczogórskiego”, a dzięki swojej charyzmie oraz dobremu wychowaniu w krótkim czasie staje się jednym z najbardziej wpływowych członków włoskiej kolonii w tym mieście, pomimo że jest on niezwykle powściągliwą osobą, która zazwyczaj niewiele o sobie mówi. (Faktycznie istnieje kilka dokumentów i publikacji, które go dotyczą, a także jego jedyna korespondencja, skierowana do Wielkiego Księcia Toskanii, Franciszka I, odnosząca się jednak zasadniczo do jego działalności handlowej – w żadnym z listów nie mówi o swoim prywatnym życiu).

W rzeczywistości opuszcza Włochy już w 1536 r., w wieku zaledwie dwudziestu lat, i przenosi się do Niemiec. Przez pewien czas pracuje w firmie Antinori w Norymberdze, w której natychmiast pokazuje swoją umiejętność nawiązywania stosunków z kupcami i ludźmi interesu. I faktycznie w krótkim czasie tworzy bogatą sieć kontaktów z rozlicznymi Włochami, głównie Toskańczykami, prowadzącymi działalność w południowych Niemczech. Z biegiem lat udaje mu się nawiązać stosunki z włoskimi osobistościami z połowy Europy.

Kiedy dwadzieścia jeden lat później postanawia przenieść się gdzie indziej i dociera do Polski, z racji tego, że utrzymywał ścisłe stosunki ze swoimi współobywatelami zarówno w Toskanii, jak i w Niemczech, ci natychmiast obierają go swoim przedstawicielem i pełnomocnikiem w Krakowie; stanowisko to szybko zapewni mu popularność i prestiż, również wśród rodaków, którzy działają w tych częściach Europy, do których nigdy nie dotarł, a które w tym okresie szczególnie intensywnie się rozwijają.

W polskiej stolicy musi on jednak stawić czoła konkurencji w postaci innych Włochów, których Bona Sforza przywiozła ze sobą z Bari: licznej świcie w skład której wchodził również zastęp kupców, którzy z biegiem czasu, co było nieuniknione, objęli najbardziej zaszczytne funkcje dworskie. Ponadto przychylność panujących oraz społeczny i kulturalny rozwój kraju w tym właśnie momencie przyciągają z Włoch coraz liczniejszą rzeszę artystów, literatów, architektów, rzemieślników, lekarzy, duchownych, ale też awanturników, oszustów i sprytnych ludzi interesu. Kraków, poza tym, cieszy się strategiczną pozycją handlową, jako że znajduje się on na zbiegu dróg pomiędzy wschodem a zachodem, czyli Rosją i Niemcami, oraz południem i północą, a więc na Wiśle, pomiędzy Karpatami i portem w Gdańsku.

W Polsce arystokracja tradycyjnie zajmuje się uprawą zbóż, jednak prawo nie zezwala jej na prowadzenie handlu za granicą; tak więc, jako że natomiast cudzoziemscy kupcy cieszą się pełną swobodą działania, Montelupi postanawia wykorzystać tę szansę i dlatego też rozpoczyna intensywny obrót płodami rolnymi, sprzedając je do Włoch i do innych europejskich krajów. Pośrednio, za sprawą ogromnych zarobków uzyskiwanych w ten sposób przez polską szlachtę, poziom życia owych kupców staje się coraz wyższy – ten rezultat będzie wywierał wpływ na rynek towarów luksusowych i rynek finansowy.

Montelupi śledzi te zjawiska rynkowe i potrafi czerpać z nich korzyści. Zdobył również ogromne doświadczenie pracując u Carla i Bernarda Soderinich, najbardziej uznanych kupców i bankierów w Krakowie.

Zdobywszy znaczny własny kapitał zostaje wspólnikiem i udziałowcem kilku renomowanych firm działających w tym mieście, współwłaścicielem cegielni, a także zaczyna prowadzić własny bank. Od 1560 r. jego pozycja stale się umacnia dzięki świetnym stosunkom z dworem królewskim, tak że w końcu staje się oficjalnym dostawcą panujących.

Niestety jednak jego bezwzględne zachowanie, pozbawione jakichkolwiek skrupułów, szybko doprowadza do tego, że ciągle pozywany jest do sądu: z powodu oszustów wobec wspólników, niewywiązywania się z zobowiązań wobec dostawców i współpracowników, nadużyć, niepłacenia podatków, a nawet samowoli budowlanej. Z procesów wychodzi zawsze obronną ręką dzięki swojej przebiegłości oraz możnym protektorom, których łaską się cieszy. Należy zresztą dodać, że Henryk Walezy w 1574 r. przyznaje mu „serwitoriat”, który zagwarantuje Montelupiemu na przyszłość długą listę przywilejów handlowych oraz możliwość uchylania się przed wymiarem sprawiedliwości, gdyż, w najgorszym wypadku, będzie miał prawo do bezpośredniego odwołania się od wyroku u samego władcy.

Pole działania Montelupiego staje się coraz szersze. Punktem centralnym jest handel jedwabiem, brokatem, aksamitem, adamaszkiem pochodzącymi z florenckich manufaktur oraz wełną, lnem i bawełną produkowanymi w Anglii i w Niemczech. Z Włoch sprowadza wyroby złotnicze, szkło i kryształy, meble, papier, księgi. Za pomocą swojej firmy tworzy przedstawicielstwa handlowe w głównych miastach Polski i Litwy, w Wiedniu, we Włoszech, w Niemczech, w Anglii i na Węgrzech. Jednocześnie w Krakowie utrzymuje przedstawicielstwo różnorakich florenckich przedsiębiorstw handlowych i finansowych. Od 1565 r., nie zaniedbując handlu, zaczyna kłaść większy nacisk na działalność finansową. Wydane przez niego papiery wartościowe prędko będą uznawane i przyjmowane w całej Europie; jego bank stanie się punktem odniesienia dla włoskich ambasadorów, dla legatów papieskich i nuncjuszy apostolskich przybywających do Polski: Antonio Possevino uzyska od niego środki potrzebne mu do odbycia misji w Moskwie w latach 1581-1582. Montelupi, początkowo wraz z Soderinimi, a później sam, zarządza włoskimi dochodami Jagiellonów, uzyskanymi z wierzytelności posiadanych przez dziedziców Bony Sforzy.

Jednym słowem stale się bogaci i teraz olbrzymie zarobki, uzyskane przede wszystkim za sprawą handlu ziarnem, importu ołowiu, skór i koni oraz operacji finansowych, inwestuje w nieruchomości w Toskanii i Polsce, stając się w ten sposób właścicielem licznych wsi. W 1567 r. otrzymuje od Kosmy I florenckie obywatelstwo – co pozwoli mu, między innymi, na zakup majątku pomiędzy Bibboną a Volterrą – a od Zygmunta II Augusta obywatelstwo polskie, wyróżnienie, które zrówna go ze szlachtą Królestwa. W tym samym roku Montelupi mający już pięćdziesiąt jeden lat żeni się z Urszulą Baza, młodą i piękną córką nadwornego lekarza, Wojciecha Baza, przedstawiciela jednego z najznamienitszych krakowskich rodów.

Ma nadzieję, że szybko urodzi mu się syn, któremu pewnego dnia pozostawi całe swe nagromadzone bogactwo, ale tak się jednak nie dzieje. Z przyczyny niespodziewanego pogorszenia się stanu zdrowia jego żony i w obawie że nie będzie mógł mieć dzieci, wzywa do siebie swojego dwudziestoletniego siostrzeńca Valeria, syna jednej z swoich sióstr i Matteo di Iacopo Tamburiniego. Valerio, który szybko pokazuje swoje wielkie zdolności w świecie interesów, okazuje się właściwą osobą, której przypadnie w spadku jego ogromna fortuna.

W 1568 r. Montelupi kupuje kamienicę na krakowskim Rynku, którą w ciągu lat rozbuduje, czyniąc ją nie tylko swoją prywatną rezydencją, ale także główną siedzibą wszystkich swoich przedsiębiorstw handlowych i finansowych, a później głównym urzędem pocztowym.

Dziś nazwisko Montelupiego wiązane jest w szczególny sposób wieloletnim prowadzeniem królewskiej służby pocztowej w Polsce, którą Zygmunt I utworzył po śmierci Bony Sforzy po to, aby łatwiej móc śledzić sprawy i spór sądowy powiązane ze spadkiem po matce. Służba ta zostaje mu powierzona w 1568 r., a prowadzić ją będzie ze swoim siostrzeńcem Valeriem. Służba pocztowa obejmuje dwie trasy: jedną w kierunku Wilna i drugą w kierunku Wiednia i Wenecji. Montelupiemu przysługuje zwrot poniesionych wydatków i roczne wynagrodzenie; do jego obowiązków należy zatroszczenie się o zorganizowanie stacji pocztowych i pokonanie dystansu pomiędzy Krakowem a Wenecją i z powrotem w ciągu dziesięciu dni, natomiast dystans z Krakowa do Wilna i z powrotem należy pokonać w ciągu trzech tygodni. Po śmierci Zygmunta II zadanie to zlecą mu ponownie również Anna Jagiellonka i król Stefan Batory.

Długo po zawarciu małżeństwa, wciąż nie mając dzieci, postanawia skontaktować się ze słynnym angielskim astrologiem, Johnem Dee, aby poprosić go o radę, gdyż jest coraz mocniej przekonany, że jego żona padła ofiarą jakiś czarów, jakiegoś złego uroku. Tenże dodaje mu otuchy, lecz niestety 12 lipca 1586 r., w wieku zaledwie trzydziestu pięciu lat, żona umiera.

Montelupi w tych ostatnich latach utrzymuje stosunki ze wszystkimi Włochami, którzy z jakiegokolwiek powodu przebywają w Krakowie, takimi jak Francesco Pucci, Agostino Doni, Pietro Franco czy nuncjusz apostolski, Giovanni Andrea Caligari. Zawiera przyjaźń głównie z jezuitami, składa darowizny pieniężne i troszczy się o naczynia kościelne do ich kościoła; przeznacza hojną kwotę pieniężną na Archikonfraternię Miłosierdzia i na Bank Pobożny, aby zapewnić pomoc potrzebującym.

W latach osiemdziesiątych regularnie spotyka się z pisarzem Annibalem Rossellim, który przeniósł się do Krakowa do klasztoru św. Bernardyna, i finansuje trzeci z dziesięciu tomów jego „Komentarza do Poimandresa Hermesa Trismegisotsa”, wydanego w Krakowie w 1586 r., pod warunkiem że będzie on zadedykowany Franciszkowi I z Toskanii. Dzieje się tak, dlatego że jego kontakty z Franciszkiem I nie są okazjonalne; stale troszczy się o to, z pewnością prowadzony przez wzgląd na własne interesy, aby informować go na temat polskich spraw, a także, bardziej ogólnie, na temat spraw Europy Wschodniej – w 1573 i w 1587 r. Franciszek I rzeczywiście, będąc mężem Joanny Habsburg, a więc i szwagrem Zygmunta II Augusta, należał go głównych pretendentów do polskiego tronu.

Montelupi umiera nie zobaczywszy już nigdy więcej swojej ojczyzny. Zostaje pochowany w Krakowie, a dziś jego szczątki spoczywają w Kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Na jego nagrobku, dziele florentyńczyka Santi Gucciego, widnieje herb rodu De Mari, rodziny, z której się wywodził – herb podobny do tego, który zawsze ozdabiał jego krakowską kamienicę. Na jego temat pisały Laura Ronchi De Michelis w Słowniku Biograficznym Włochów oraz Danuta Quirini-Popławska.

Sebastiano Montelupi

Rothko w mauzoleum

0

Pierwsze wrażenie: czemu tu tak ciemno? Drugie: mało mi! Trzecie: kiedy skończymy z hagiografią?

Ale po kolei. Muzeum Narodowe w Warszawie, odkąd pamiętam, jest trochę rekonwalescentem. Budzi się co jakiś czas by zrobić super-wystawę, na którą przychodzą tłumy, a każdy taki zryw pozwala dokładnie zdiagnozować obecny stan instytucji. Publiczność zostaje skonfrontowana z pojedynczymi obrazami Starych Mistrzów albo przekrojówkami, jak podręcznik do historii sztuki w PRL-u („Od Maneta do Gaguina”). Trudno nie zauważyć, że Muzeum stawia na klasyków opatrzonych (każdy ich będzie chciał zobaczyć), dobrze opisanych (minimalny problem w tworzeniu koncepcji wystawy kiedy wszystko już wiadomo) i otoczonych wyczuwalną aurą świętego dzieła. Niechętnie też zapuszcza się w czasy powojenne. Tłumy pielgrzymujące do świątyni sztuki wychodzą z niej niestety, jak to ze świątyni – zawiedzione, że epifanii i tym razem nie było.

Podobnie jest w wystawą Marka Rothko. Po pierwszej od lat przeprowadzonej z sukcesem i umiejętnie kampanii medialnej – obnażającej przy okazji dramatyczną miałkość polskich mediów („jak się transportuje najdroższe obrazy świata?”) – widzowie mają okazję zobaczyć 17 płócien i garść osobistych pamiątek eksponowanych w mrocznych salach przywodzących skojarzenia z kościelną kruchtą, gdzie w świetle rzadko rozrzuconych „punktówek” czernieją zakurzone arcydzieła. Przy stłumionych dźwiękach Mozarta siadamy na ławeczkach, które usłużnie podsunięto nam przed obrazami. Razem ze stłumionym oświetleniem podkreślającym teatralny charakter tych obrazów. Jednak solenna atmosfera kaplicy i mauzoleum wydaje się być na wskroś fałszywa.

Łatwo zrozumieć dlaczego Dorota Jarecka rozpoczęła swoją recenzję od słów „Przyznam się do nieuctwa: dopiero kiedy otworzyłam katalog wystawy malarstwa Marka Rothki otwartej wczoraj w Muzeum Narodowym w Warszawie, dotarło do mnie to, co dla wielu jest pewnie taką oczywistością jak ślepota Francesca Goi i zbrodniczość Caravaggia. Ten artysta popełnił samobójstwo. Podciął sobie żyły w 1970 r. w swojej nowojorskiej pracowni.”

Hagiograficzna koncepcja wystawy nie pozwala nam przejść nad tym faktem do dzieł. Pytanie tylko czy to usilne uintymnianie, „przybliżanie Rothko – człowieka” ma sens. Czy warto budować narrację o abstrakcyjnym malarstwie posługując się estetyką imienia własnego, która upodabnia oglądanie dzieł do czytania powieści kryminalnej – zawsze dąży do jednego, wszystko wyjaśniającego imienia. Zazwyczaj mordercy.

Weźmy na chwilę tę teatralizację za dobrą monetę. W końcu sam Rothko mówił, że „cisza – której wizualnym odpowiednikiem jest ciemność – jest jak najbardziej akuratna”. Załóżmy więc, że mamy do czynienia z ciszą żywą, taką jak u Johna Cage’a, gdzie brak dźwięków oznacza, że słyszymy przynajmniej podwójny rytm – szumu oddechu i basowy podkład bicia serca. Cisza nabrzmiała życiem. W tej ciszy pojawiają się obrazy będące wyzwaniem, żądaniem i być może obietnicą. Rothko poprzez grę z naszymi przyzwyczajeniami percepcyjnymi (co to jest obraz, plama, przestrzeń?) silnie stymuluje nasze ciała. Wystawia je na dramatyczne widowiska emocji i ciszy. Nurt mistyczny obecny w zniekształceniu form, ich alteracji można by tutaj wyprowadzić z surrealizmu spod znaku Bataille’a – zniekształcenie oznaczało tam, podobnie jak w sztuce prymitywnej, wejście do sfery sacrum, pełnej ukrytej przemocy i walki. Wyzywa nasze estetyczne przyzwyczajenia i słownictwo. Obraża nasze oczekiwania względem malarstwa, mistrzostwa i reprezentacji. Można go czytać afirmatywnie – jako próbę wykroczenia poza zdrowy rozsądek, logikę znaczenia do gry sił. Obietnicę nowej formy życia. Powtarzalność tego gestu w kolejnych obrazach, kompulsywna jak u wszystkich modernistów, jest formą walki z całą tradycją malarstwa, która tłoczy się na niezamalowanym blejtramie i w naszym widzeniu. Rothko miałby tu afirmować różnicę (po nietzscheańsku) co doskonale opisuje w katalogu Łukasz Kiepuszewski opisując przy okazji jego recepcję w sztuce polskiej.

 

Tyle tylko, że bunt Rothko tak politycznie, jak i malarsko jest raczej podejrzany. Nie przypadkiem stał się symbolem luksusu. Jego malarski bunt wyraził się w prostym podstawieniu pod cliche hiperbolicznego wizualnego języka, który raczej zamyka to malarstwo, niż formułuje nowe możliwości. Rosalind E.Krauss spytała kiedyś z właściwą jej przenikliwością: „Łaskawa wyższość po prostu jest formą samo-rozpoznania się przez burżuazję. Wystarczy spojrzeć na literaturę na temat yuppies. Jednak nawet to nie pomaga mi zrozumieć czegoś, co jest znacznie bardziej interesujące, i ostatecznie znacznie bardziej kłopotliwe a dotyczy Rothko jako artysty. Mianowicie: w jaki sposób ta banalna wzniosłość mogła w jednym momencie prowadzić do świetlistości śmierci (1950) i klinicznej ewakuacji w następnym (1965)?”

To dramat z rodzaju Toniego Kroegera – mieszczanina niezdolnego do uwolnienia się od swojej kondycji społecznej i prowadzący nas prosto do momentu gdzie nieomylnym znakiem obecności toalety są słoneczniki Van Ghogha na ścianie. Momentu w którym wartość dzieła jest rozpoznawana w akcie dwustronnej umowy między sprzedającym a kupującym, a dotyczącej podaży i popytu na pewien luksusowy towar. Jedyne co możemy poza wyrażeniem zgody na zakup to… targować się.

Wystawa w Muzeum Narodowym bierze udział w tym kształtowaniu cen poprzez ogromną troskę o ponowne ustanowienie bezpośredniego kontaktu z oryginalnym gestem geniusza – poprzez hagiograficzną narrację, manipulację warunkami percepcji obrazu i obudowę krytyczną systematycznie pomijającą wszelkie kontrowersje w recepcji prac Rothko.

Mark Rothko. Obrazy z National Gallery of Art w Waszyngtonie

7 czerwca – 1 września 2013, Muzeum Narodowe w Warszawie

Open the door

0

Projekt „Open the door” polega na uczeniu się języków obcych za pomocą wymiany wiedzy i doświadczeń między szkołami, uniwersytetami, małymi i średnimi firmami oraz różnymi instytucjami. Jest on finansowany z programu „Leonardo da Vinci Edukacja i Kultura z Unii Europejskiej”, koordynowany przez Uniwersytet Gazi w Turcji i realizowany przy współpracy z polskim partnerem, firmą CORE Sp. z o.o. oraz ośmioma innymi partnerami z całej Europy.

Według „Europejskich strategicznych ram w zakresie edukacji i szkoleń” kompetencje językowe są jednym z najważniejszych parametrów niezbędnych do osiągnięcia sukcesu w karierze zawodowej. Studenci i pracownicy powinni bowiem zrozumieć całą terminologię stosowaną w dokumentacji technicznej w obszarze ich pracy. Ten projekt ma na celu rozwinięcie zdolności językowych swoich uczestników poprzez pracę zespołową osób o różnej narodowości i wymianę doświadczeń i pomysłów.

Wszyscy mogą wziąć udział w programie, czytając informacje opublikowane na stronie internetowej projektu, uczestnicząc w międzynarodowych seminariach, warsztatach, tworząc publikacje i działając na miejscu.

Rola Palermo w narodzinach włoskiej literatury

0

W poprzednich numerach pisaliśmy o liczącej kilka tysięcy lat historii Palermo i o pysznościach kulinarnych, z których słynie to miasto we Włoszech i na całym świecie. Poza tym, że stolica Sycylii jest nowoczesnym miastem, a zatem doskonałym miejscem do robienia zakupów i dobrej zabawy, może poszczycić się ogromną ilością pomników historii i miejsc o charakterze artystycznym i kulturowym. Spacerując po ulicach historycznego centrum miasta trzeba cały czas mieć głowę zadartą do góry, aby podziwiać kościoły i stare fasady budynków zbudowanych wzdłuż wąskich uliczek. Na zielonym i słonecznym Piazza Indipendenza (plac Niepodległości), w niedalekiej odległości od wspaniałej katedry, znajduje się Palazzo Reale (Pałac Królewski), w którym obecnie zbiera się Sycylijskie Zgromadzenie Regionalne, a niegdyś, przez stulecia mieściła się siedziba różnych władców miasta. Wewnątrz tej warowni znajduje się również obserwatorium astronomiczne i niezwykła Cappella Palatina, bazylika z XII wieku w całości ozdobiona złotem i bizantyjskimi mozaikami. Capella Palatina i Duomo di Monreale są absolutnie obowiązkowymi punktami na liście miejsc do zobaczenia podczas zwiedzania miasta.

Warto wspomnieć, że Palazzo Reale skrywa pewien sekret, który tylko najuważniejsi obserwatorzy umieją odkryć. Rzeczywiście niewiele osób wie, że wejście do pałacu od placu Niepodległości nie jest przy jego frontowej ścianie, lecz na tyłach budowli. Główne wejście znajduje się przy Piazza del Parlamento (plac Parlamentu), w miejscu zazwyczaj rzadko odwiedzanym przez turystów i zarezerwowanym dla przejazdu członków Zgromadzenia Regionalnego. To właśnie na tej fasadzie znajduje się niewielka płaskorzeźba, prawie niewidoczna na pierwszy rzut oka. To jednak ta tablica, chociaż nieczęsto oglądana, przypomina o jednym z najznaczniejszych momentów w historii i kulturze Sycylii, gdyż odnosi się do powstania „Szkoły sycylijskiej” założonej na dworze cesarza Fryderyka II Hohenstaufa około połowy XIII wieku. Jest na niej przedstawiony wielki cesarz otoczony przez wszystkich tych, którzy przyczynili się do powstania pierwszej wypowiedzi poetyckiej w języku volgare (ludowym), jako podwaliny włoskiej literatury, jaką znamy dzisiaj. Płaskorzeźba, która jest dziełem rzeźbiarza Silvestre Cuffaro, przytacza fragment „De vulgari eloquentia” (paragraf 12 pierwszej księgi), w którym Dante dostrzega kulturowe i historyczne zasługi tej szkoły, założonej i rozwiniętej dzięki Fryderykowi II właśnie w salach Pałacu Królewskiego. Ten fragment mówi: „Jest oczywistym, że językowi volgare z Sycylii przypisuje się większą wagę niż innym, ponieważ wszystko to co Włosi poetycko tworzą nazywa się sycylijskie oraz z uwagi na fakt, że wielu mistrzów pochodzących z tego regionu napisało wiele niezwykle ważnych poezji”.

Było naprawdę wielu mistrzów, którzy choć żyli w pałacu, wśród luksusu i bogactwa, nie spędzali swojego życia w leniwy sposób. Można tu wymienić postacie takie jak Guido i Oddo Delle Colonne, Jacopo i Rinaldo D’Aquino, Jacopo da Lentini, Pier Delle Vigne, Stefano Protonotaro i wiele innych. Choć byli oni dworskimi urzędnikami i notariuszami, to często odwiedzali komnaty Pałacu Królewskiego i tłoczyli się wokół cesarza, aby uczestniczyć w tworzeniu pierwszej szkoły poezji we włoskim języku ludowym. Nawet jeśli język ten określany był jako „sycylijski”, ponieważ powstał na Sycylii, to jednak to co zostało w nim stworzone miało niezwykłe znaczenie kulturowe nie tylko dla regionu, ale sięgnęło poza geograficzne granice wyspy. Wystarczy wspomnieć, że w Szkole sycylijskiej powstał sonet, który następnie stał się najbardziej typową krótką formą liryczną włoskiej poezji. Czytając napisy na płaskorzeźbie znajdujemy jeszcze jedno zdanie, które potwierdza ważność Palermo w historii języka Włoch: „Z tego historycznego pałacu, dzięki oświeconemu geniuszowi Fryderyka II popłynęły pierwsze pieśni we włoskim języku ludowym”.

Płaskorzeźba została wykuta w 1950 r., czyli siedemset lat po powstaniu Szkoły sycylijskiej. W związku z tą rocznicą rzeźbiarz wykuł dodatkowo dwa małe okręgi, wewnątrz których możemy odpowiednio przeczytać „Poetom z 1250 roku” „Poeci z 1950 roku”. Chociaż był to okres, w którym parlament sycylijski dopiero się kształtował (1946 r.) i rozpoczynał swoją pracę (1948 r.), to jednak „ojcowie” Regionu Sycylia, zamiast promowania dokonań jakiejś osobistości należącej do politycznej historii wyspy, zadecydowali o wykuciu tablicy upamiętniającej wydarzenie kulturowe, które leży u podstaw nie tylko historii Sycylii, ale całej historii Włoch.