Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 37

Stulecie urodzin Tadeusza Różewicza

0

Spośród polskich poetów doby powojennej Tadeusz Różewicz (Radomsko 1921 – Wrocław 2014) jako pierwszy doczekał się za życia antologii jego wierszy w przekładzie na język włoski: zbiór ukazał się pod tytułem Colloquio con il principe [Rozmowa z księciem] (Mediolan 1964) pod redakcją Carlo Verdianiego, zasłużonego badacza i popularyzatora literatury polskiej z Florencji.

Później losy recepcji Różewicza we Włoszech układały się nierówno i z całą pewnością mniej intensywnie niż na to zasługiwał, jeśli zestawimy jego obecność z losami pozostałych trzech „wielkich” współczesnej poezji polskiej: Czesława Miłosza, Zbigniewa Herberta, a przede wszystkim Wisławy Szymborskiej. Tym bardziej, że według nich Różewicz był, jeśli nie nauczycielem, to z pewnością fundamentalnym rozmówcą całej trójki, ze swoim prostym, oszczędnym, graniczącym z milczeniem dyskursem; ze swoim pesymizmem skrytym za niezwykle inteligentną ironią, bez „efektów specjalnych” i szczególnego patosu, zawsze zanurzony w owym „niepokoju”, który dał tytuł jego pierwszemu tomowi poetyckiemu z 1947 roku (Niepokój). Cała jego twórczość jest więc zawieszona między awangardą a postmodernizmem, nigdy nie popadając w językową niejasność pierwszego, ani tym bardziej w manierystyczne gry drugiego z tych prądów.

Ale Różewicz był nie tylko poetą: w swojej twórczości teatralnej, a już w swoim pierwszym i chyba najsłynniejszym dramacie Kartoteka (1960, przełożonym na język włoski przez Antona Marię Raffo, innego florenckiego nauczyciela akademickiego i tłumacza o wielkiej kulturze), Różewicz dał się poznać jako jeden z innowatorów polskiej dramaturgii, zbliżając ją do współczesnych europejskich doświadczeń teatru absurdu; także w swojej prozie narracyjnej i eseistyce od końca lat 40. minionego stulecia poruszał tematy, które nadal są dla nas bardzo aktualne, takie jak kultura i turystyka masowa, konsumpcjonizm i zanieczyszczenie środowiska.

Pośród włoskich tłumaczy w ostatnich czasach wyróżnia się inny znakomity uczony szkoły florenckiej, Silvano De Fanti, któremu zawdzięczamy przekład obszernej poetyckiej antologii Le parole sgomente [Słowa wstrząśnięte] (Pesaro 2007) z szerokim i pięknym wstępem oraz Una morte tra vecchie decorazioni [Śmierć w starych dekoracjach] (Udine 2011), krótkiej powieści o wizycie w Rzymie emerytowanego polskiego kioskarza, który wśród myśli, wielkich oczekiwań i gorzkich rozczarowań, po „życiu bez sensu” odnajduje „przypadkową śmierć bez sensu” wśród dekoracji z papier-mâché ze scenografii operowej w Termach Karakalli.

Bohaterem lirycznym i narracyjnym Różewicza jest więc Everyman, „człowiek, którego przed chwilą spotkaliśmy na ulicy” (jak napisze w posłowiu do Śmierci w starych dekoracjach), który, jak wielu innych, przemierzywszy połowę wędrówki życia i w bardziej zaawansowanym wieku, stracił i wiarę, i drogę, zagubiony w świecie, który miast ciemnym lasem, coraz bardziej okazuje się śmietnikiem. Śmietnik staje się tym samym słowem-kluczem poetyki Różewicza, ów śmietnik, który bardziej niż jako zwiastun protestów dzisiejszego ekologizmu, jawi się jako nieuniknione tło egzystencjalnej drogi człowieka, który przeżył katastrofę wojny i totalitaryzmów, poddanego okrucieństwu historii i brzydocie współczesnych społeczeństw.

Przy tym wszystkim w swojej twórczości – poetyckiej, dramaturgicznej, a także narratorskiej – Różewicz woli fragment (Zawsze fragment i Zawsze fragment. Recykling, to tytuły dwóch jego poetyckich zbiorów z 1996 i 1998 roku), kolaż i recykling (tak jak w przypadku odpadków) wcześniej istniejących materiałów. Niech przykładem tu będzie – moim zdaniem – jedno z arcydzieł późnej twórczości Różewicza, książka poetycka Matka odchodzi z 1999 roku, na którą składają się zdjęcia rodzinne, fragmenty z pamiętnika i wiersze poety, fragmenty wspomnień samej matki, Stefanii, która zmarła na raka w 1957 roku, a także zapiski o niej drugiego syna, Stanisława Różewicza (1924-2008), również pisarza i reżysera teatralnego i filmowego.

Włochy odgrywają ważną rolę w życiu i twórczości Tadeusza Różewicza: wystarczy pomyśleć o jego podróżach, wierszach poświęconych miejscom i ludziom, wstrząsających wersetach o śmierci Pasoliniego czy papieża Lucianiego, wierszach inspirowanych Dantem, a także o niektórych ważnych momentach kariery, takich jak wspomniany już tom opublikowany nakładem wydawnictwa Mondadori z 1964 roku czy pierwsza nagroda Librex Montale International, otrzymana przez poetę w Genui w 2005 roku.

Ale włoski temat u Różewicza ma zawsze „drugie dno”: z jednej strony Włochy, ze swoim naturalnym i artystycznym pięknem, wydają się same w sobie stanowić przeciwieństwo brzydoty i nieludzkości współczesnego świata (nie mogło być inaczej dla absolwenta historii sztuki, który przez całe życie prowadził idealny dialog z artystami i ich dziełami, z zabytkowymi miastami i ich muzeami); z drugiej strony, dokładnie z tego samego powodu, Włochy stają się bardzo mocnym memento mori: „jesteśmy w Wenecji razem / nie mogę uwierzyć / pocałuj mnie / Pan jest Polakiem / wypijmy / jestem sam na świecie” (Et in Arcadia ego).

Wśród jego „włoskich” utworów szczególnie dwa: poemat Et in Arcadia ego oraz wspomniana Śmierć w starych dekoracjach, będące efektem trzymiesięcznego pobytu na Półwyspie Apenińskim w 1960 roku, uderzają swoją oryginalnością w porównaniu z tradycyjną wizją Włoch, postrzeganych jako locus amoenus. Jak słusznie pisał Silvano De Fanti, „mit Włoch jest punktem wyjścia dla Różewiczowskiej krytyki współczesnej kultury europejskiej” (wstęp do Le parole sgomente, s. 24). Jest to Arkadia zatem, ale jak w obrazie Guercina, z którego poemat czerpie swój tytuł, to ziemski raj, w którym czai się śmierć i rozkład. Tych, którzy dzisiaj, A.D. 2021, spacerują pewnymi ulicami Rzymu, uderza okrutna aktualność tego, co pisał wówczas poeta: „Szukałem śladów epifanicznych znaków, a zamiast tego znalazłem ślady wielkiego gnoju, dzikiej mieszanki kultury i turystyki” (cytat za S. De Fanti, wstęp do: Le parole sgomente).

W 700-lecie śmierci Dantego Alighieri warto więc przytoczyć przynajmniej kilka linijek jego wiersza Brama (ze zbioru Nożyk profesora, 2001), niepublikowanego do teraz w języku włoskim, który może nam przywodzić na myśl nie tylko incipit III Pieśni Piekła, ale także, paradoksalnie, przypominać Calvina i jego Niewidzialne miasta: „Piekło żyjących nie jest czymś, co nastanie; jeśli istnieje, jest już tutaj, jest piekłem, w którym żyjemy na co dzień, które tworzymy, przebywając razem” (tłum. Alina Kreisberg), choć Różewicz pozostaje wciąż wierny poetyce minimalizmu, charakteryzującej jego pierwsze zbiory:

Lasciate ogni speranza / Voi ch’entrate / porzućcie wszelką nadzieję / którzy tu wchodzicie / napis nad piekłem / w Boskiej Komedii Dantego // odwagi! / za tą bramą / nie ma piekła // piekło zostało zdemontowane przez teologów / i psychologów głębi // zostało zamienione w alegorię / ze względów humanitarnych i wychowawczych // odwagi! / za tą bramą zaczyna się / raz jeszcze to samo (…) / odwagi! / za tą bramą / nie będzie historii / ani dobra ani poezji // a co będzie / nieznajomy panie? / będą kamienie / kamień / na kamieniu / na kamieniu kamień / a na tym kamieniu / jeszcze jeden / kamień /

Po rocznicowych obchodach ku czci Cypriana Norwida i Stanisława Lema, w połowie grudnia także stulecie Tadeusza Różewicza będzie świętowane w Instytucie Polskim w Rzymie, głos zabiorą jego największy tłumacz Silvano De Fanti i Giulia Olga Fasoli, które niebawem obroni pracę doktorską pt. „Costanti e varianti nell’opera poetica tarda di Różewicz” [„Stałe i zmienne w późnej twórczości poetyckiej Różewicza” na Uniwersytecie „La Sapienza” w Rzymie, całość zaś uświetni także spektakl inspirowany Et in Arcadia ego w opracowaniu pisarza Renato Gabriele i muzyka Raffaele Riccardiego.

W Polsce z okazji tej rocznicy odbyły się już konferencje, przedstawienia, imprezy i wydarzenia kulturalne, przede wszystkim we Wrocławiu, w mieście wybranym przez Poetę, ale także w całym kraju. Rok 2021 to nie tylko rok Dantego, Dostojewskiego, Baudelaire’a, ale słusznie także Różewicza, który spośród wielkich współczesnych polskich poetów najmniej był poetą-„wieszczem”, ale paradoksalnie może najbardziej proroczym. Miałem wielkie szczęście poznać go osobiście: po raz pierwszy w 2003 roku wraz z jego wielkim przyjacielem Edoardo Sanguinetim, a potem podczas pamiętnego wieczoru poetyckiego na Kapitolu i równie pamiętnego (dla mnie) spaceru po Testaccio na Cmentarz nie¬katolicki artystów i poetów. Na zawsze pozostanie w mej pamięci jego dziecięcy, melancholijny, słodki uśmiech.

Koncert Inauguracyjny Festiwalu Serate Musicali Cracoviensis

0

Festiwal Serate Musicali Cracoviensis – 10.04.2022 godz.18:00, Aula Florianka, ul. Senera Fenn’a 15, Kraków (wstęp wolny)

Słowo od Dyrektora Artystycznego 

Ten wieczór muzyczny, wynik współpracy polskich i włoskich artystów, to nie tylko pomysł artystyczny, ale przede wszystkim integracja i braterstwo muzyków z różnych krajów Europy. Pierwszy wieczór Festiwalu Serate Musicali Cracoviensis poświęcony jest nowej muzyce na instrumenty dęte, w repertuarze przewidziano 7 prawykonań, w tym 5 premier światowych i 2 premiery polskie. Zespoły instrumentalne obejmują duet obój i fortepian, różne zespoły dęte, trio stroikowe, kwintet dęty, kwartet, sekstet dęty z fortepianem. Kompozytorzy włoscy i polscy wnieśli swój ważny wkład, pisząc i adaptując nowe utwory na instrumenty dęte. Repertuar ten jest wykonywany przez prestiżowych muzyków, co przyczynia się do wysokiego poziomu występów i sukcesu tego pomysłu.

Moje życie artystyczne i prywatne jest samo w sobie przykładem możliwego i szczęśliwego mariażu różnych tradycji i kultur. Dla mnie, osoby z podwójnym obywatelstwem włoskim i polskim, realizacja tego wydarzenia jest marzeniem, które spełnia się dzięki wkładowi wszystkich, którzy współpracowali przy realizacji mojej inicjatywy.

Należy podziękować Włoskiemu Instytutowi Kultury w Krakowie oraz Katedrze Instrumentów Dętych Drewnianych i Akordeonu Akademii muzycznej im. Krzysztofa Pendereckiego w Krakowie, a także wszystkim kompozytorom i muzykom, którzy wzięli udział w tym wyjątkowym wieczorze.

Podziękowania należą się pisarce Katarzynie Majgier, za zgodę na wykorzystanie swojej wspaniałej fotografii, która dobrze oddaje tytuł Festiwalu Serate Musicali Cracoviensis.

Wiele zawdzięczam Profesorowi Piotrowi Lato i dziękuję mu za entuzjazm i nieustanny udział. Mam nadzieję na kontynuację tego Festiwalu, którego celem jest wzmocnienie współpracy artystycznej między polskimi i włoskim muzykami oraz stworzenie przestrzeni dla młodych kompozytorów z naszych krajów.

Szczególne i serdeczne podziękowania dla mojej żony Małgorzaty za wymyślenie i stworzenie wspaniałego plakatu i programów pierwszej edycji festiwalu!

Wrocław 04.04.2022 Francesco Bottigliero

Program

Antoni Szałowski: Sonatina na obój i fortepian (1946)
Temporal Duo – Monika Sęk – obój; Łukasz Dębski – fortepian

Francesco Bottigliero: Romanza „Nowy Sącz” (2017) – prapremiera
Temporal Duo – Monika Sęk – obój; Łukasz Dębski – fortepian

Pantaleo Leonfranco Cammarano: Fragmenta (2002) – polska premiera
Wiesław Suruto – flet; Maksymilian Lipień – obój; Piotr Lato – klarnet


Michał Gronowicz: Epigram V
-VIII na ob., cl. i fg. prapremiera
LLLeggiero Woodwind Trio (Maksymilian Lipień – obój, Piotr Lato – klarnet; Damian Lipień – fagot)

Tiziano Citro: Under The Stars (2002) – polska premiera
Wiesław Suruło – flet; Maksymilian Lipień – obój; Piotr Lato – klarnet; Damian Lipień-fagot; Łukasz Dębski – fortepian

Dawid Pajdzik: Dr JanKeys (2019) – wersja na kwintet dęty – prapremiera
Wiesław Suruło – flet; Maksymilian Lipień – obój; Piotr Lato – klarnet; Damian Lipień – fagot; Tadeusz Tomaszewski – róg

Pantaleo Leonfranco Cammarano: Quintetto n.1 „Cinque sensi” (2022) – prapremiera
Wiesław Suruło – flet; Maksymilian Lipień – obój; Piotr Lato – klarnet; Damian Lipień – fagot; Tadeusz Tomaszewski – róg

Francesco Bottigliero: Verbovaya Doshchechka, Introduzione, tema e variazioni – prapremiera
Wiesław Suruło – flet; Maksymilian Lipień – obój; Piotr Lato – klarnet Damian Lipień – fagot; Tadeusz Tomaszewski – róg; Francesco Bottigliero – fortepian

GAZZETTA ITALIA 92 (kwiecień – maj 2022)

0

W setną rocznicę urodzin Pasoliniego na okładce nowego numeru Gazzetta Italia portret jednego z najważniejszych włoskich intelektualistów XX wieku autorstwa utalentowanej artystki hiperrealistycznej Fedou. O Pasolinim opowie nam Anna Osmólska-Mętrak w wywiadzie “Pasoliniego życie po życiu”. Spośród wielu artykułów w tym wiosennym numerze Gazzetta Italia szczególnie polecamy Wam spacer po Bergamo z ambasadorem Włoch w Polsce, Aldo Amatim i ponowne odkrycie wartości muzyki w naszym życiu w rozmowie z Agatą Igras z Uniwersytetu Muzycznego w Warszawie. Dzięki nagraniom zrealizowanym przez młodych muzyków przeniesiemy się wspólnie do Rzymu, a o relacjach kulturowych między Polską a Włochami opowie nam pisarka Yvette Żółtowska-Darska. Zgłębimy także historię gdańskich bursztynów.

To tylko kilka z licznych tematów, które poruszamy w tym numerze. Nie zabraknie oczywiście naszych stałych rubryk, a w nich: historia Giny Lollobrigidy, “najpiękniejszej kobiety świata” i kolejny artykuł z serii poświęconej polskim występom na Festiwalu Filmowym w Wenecji; z kolei w rubryce etymologicznej porozmawiamy o pochodzeniu słów związanych ze zbliżającą się Wielkanocą

Nowy numer Gazzetta Italia czeka na Was w Empikach w całej Polsce i w księgarniach Italicus i Austeria w Krakowie. W razie pytań dzwońcie na nasz numer redakcyjny: 505 269 400. Miłej lektury!

Wyrazić nieprzetłumaczalne

0

Zainspirowana lekturą dość ciekawego artykułu przygotowanego przez włoskich tłumaczy na temat słów, które trudno przetłumaczyć na języki obce poopowiadam dziś o polskich i włoskich wyrażeniach, które nie znajdują swojego odpowiednika w drugim języku; lub można je przetłumaczyć, ale wersja w drugim języku jest może dłuższa, bardziej skomplikowana przez co nie brzmi dobrze i odpowiednio lekko.

Polskie wyrażenia:

  • OGARNIAĆ – to ciekawy czasownik, który po polsku ma wiele znaczeń, nie przypominających tego dosłownego. Przyjęło się używać go, kiedy chcemy powiedzieć, że ktoś sobie z czymś radzi, albo musi się czymś zająć. Po włosku takiego terminu nie ma, ale możemy to wyrazić za pomocą takich czasowników jak: cavarsela – radzić sobie, sistemare – układać, organizować.
  • MASAKRA – w dosłownym tłumaczeniu słownikowym po włosku il massacro. Po polsku jednak to słowo nabrało szerszego znaczenia, jest formą na określenie sytuacji trudnej, skomplikowanej, negatywnej. Nie za bardzo znajduję rzeczownik, którego można użyć w takim znaczeniu, można ewentualnie użyć przymiotnika, np. terribile – okropny, ale to jednak nie to samo.
  • KAPUŚNIAK, MŻAWKA, ULEWA, itp. – czyli wszelakie określenia różnej intensywności deszczu. Włochy to kraj zdecydowanie mniej deszczowy, a co za tym idzie brakuje takiego szerokiego wachlarza określeń. Oczywiście można powiedzieć piove – pada deszcz i piovviggina – kropi i piove a dirotto – leje i to raczej byłoby na tyle.
  • KATAR – słownik tłumaczy ten wyraz jako il catarro, ale tego wyrazu w języku potocznym się nie używa. Podczas gdy my często mówimy, że ktoś ma katar, Włosi od razu mówią o grypie l’influenza. A jeśli chodzi o katar alergiczny, używa się terminu la rinite allergica.

Włoskie wyrażenia:

  • FARE IL FILO to włoskie wyrażenie, które znakomicie by się tłumaczyło na polskie „zalecać się do kogoś”, ale jest ono odbierane już jako przestarzałe i nieużywane. Okazuje się, że we współczesnej polszczyźnie nie pojawiło się żadne nowe określenie. Młodzież w tym kontekście użyłaby czasownika „podbijać”. Nasuwa mi się dygresja, że polskie terminy związane z relacjami miłosnymi stały się dość agresywne. Po włosku wyrażenie oznacza prawdziwe zainteresowanie drugą osobą poprzedzające zakochanie, na które po włosku znowu można spotkać wiele określeń w zależności od intensywności i trwałości uczucia.
  • FARE 4 PASSI – dosł. zrobić 4 kroki, fare un giro – dosł. zrobić kółko. To przykłady wyrażeń oznaczających po włosku „spacer”, których można użyć zamiast rzeczownika una passeggiata lub zamiast wyrażenia fare una passeggiata – (dosł.) zrobić spacer.
  • CHE BELLO! Zawsze podkreślam, że jest to wyrażenie, które niekoniecznie wyraża ocenę estetyczną. Che bello można powiedzieć w reakcji na pozytywną wiadomość lub miłą sytuację, co czasem odpowiada polskiemu przymiotnikowi „fajny”. Przymiotnik bello – piękny, ładny, może też wzmacniać znaczeniowo coś, co wcale nie jest pozytywne. Możemy na przykład powiedzieć è un bel problema – dosłownie „to ładny problem”, w tym zdaniu po polsku zasugerowałabym tłumaczenie „niezły”, bo przecież nie „ładny” ani „piękny”.

***

Aleksandra Leoncewicz – lektorka języka włoskiego, tłumaczka, prowadzi własne studio językowe Pani Od Włoskiego.

Otwarcie spółki w Polsce

0

Polska gospodarka rozwija się stale od ponad 25 lat i jest jedną z najatrakcyjniejszych pod względem inwestycji gospodarek w Unii Europejskiej. Z tego powodu coraz więcej inwestorów zagranicznych decyduje się na rozpoczęcie działalności w Polsce.

Prognozowane tempo wzrostu w 2022 r. wynosi około 4,9%, a wśród krajów europejskich polska gospodarka jest z pewnością jednym z tych, które najszybciej otrząsnęły się z szoku wywołanego pandemią COVID-19.

Do najbardziej interesujących sektorów należą: energetyka, przemysł motoryzacyjny, sprzęt AGD, elektronika, przemysł lotniczy i kosmiczny, rolnictwo, przetwórstwo żywności, kosmetyki i sektor usług.

Przedsiębiorca chcący założyć firmę w Polsce ma do wyboru kilka opcji, zgodnych z typami firm oferowanymi w krajach Unii Europejskiej.  Możliwe rozwiązania obejmują otwieranie oddziałów lub spółek zależnych albo zakładanie nowych podmiotów. 

Najpopularniejszą formą spółki wybieraną przez inwestorów zagranicznych jest Sp. z o.o. (Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością). Ta forma spółki jest odpowiednikiem włoskiej spółki z ograniczoną odpowiedzialnością, choć występują w niej pewne różnice w zakresie odpowiedzialności członków zarządu. Minimalna kwota kapitału dla tego typu spółki jest niewielka, tj. 5 000 PLN. Podatek dochodowy od osób prawnych, CIT (Corporate Income Tax), w Polsce wynosi 19% jako stawka podstawowa, ale istnieje 9% stawka dla nowych firm i do 2.000.000 euro obrotu rocznie.

Bardziej ustrukturyzowane firmy mogą zdecydować się na założenie spółki akcyjnej (po polsku S.A.).  Spółka akcyjna w Polsce ma minimalny kapitał w wysokości 100 000 PLN i zasadniczo podlega tym samym zasadom, co we Włoszech.

Każda działalność gospodarcza w Polsce podlega rejestracji w KRS – polskim rejestrze handlowym. Stawka podstawowa podatku VAT w Polsce wynosi 23%, jednak dla określonych kategorii produktów/usług obowiązują stawki 8% i 5%, z pewnymi zwolnieniami.

IC&Partners Poland pomoże Ci wybrać strukturę najbardziej odpowiednią dla Twojej firmy, przygotować umowę spółki i zarejestrować ją w KRS, otworzyć rachunek bankowy oraz zapewnić wsparcie we wszystkich kwestiach podatkowych i prawnych związanych z prowadzeniem działalności w Polsce, w tym w zakresie rekrutacji pracowników i zarządzania wynagrodzeniami.

Jeśli chcieliby Państwo przedyskutować z naszymi ekspertami wybór najbardziej odpowiedniej formy spółki dla Państwa działalności w Polsce, prosimy o kontakt:

IC&Partners Poland S.A.
Plac Powstańców Warszawy 2a
00-030 Warszawa
T   +48 22 828 39 49
E    info@icpartnerspoland.pl 

Premio Strega – książkowe propozycje niedzielnych przyjaciół

0

Kiedy biegam po mieście, załatwiając swoje codzienne sprawy, często zdarza mi się wstąpić po drodze do księgarni. Zazwyczaj wybór dobrej lektury nie sprawia mi większych kłopotów. Niekiedy kieruję się znanym lub zasłyszanym nazwiskiem autora, czasem zaś wpada mi w oko jakiś tytuł lub okładka zauważona na wystawie. Prawdę mówiąc, najczęściej mam wrażenie, że to nie ja szukam książek, ale to one same mnie znajdują, po prostu „trafiając” w moje ręce. Bywa jednak, że nie mam natchnienia i wtedy zdaję się na autorytet nagród literackich, które zawsze stanowią gwarancję dobrej lektury.

We Włoszech istnieje wiele konkursów literackich, które różnią się tematyką i metodą przyznawania nagród. Do najbardziej prestiżowych w świecie prozy należy Nagroda Strega (Premio Strega).

W powojennych Włoszech, kiedy wioski i miasta wciąż nosiły ślady doznanej przemocy, a znaczna część kraju leżała w gruzach, w roku 1947, w dobie odbudowy, pisarka Maria Bellonci i aktor Guido Alberti postanowili przywrócić kulturze tożsamość narodową i społeczną. Zdecydowali ufundować nagrodę literacką zwaną Premio Strega, od nazwy likieru, którego producentem i administratorem rodzinnej firmy był aktor Alberti. Pomysł zrodził się spontanicznie podczas spotkań, które odbywały się od roku 1944 w salonie literackim Marii Bellonci, zwanym „Niedzielni przyjaciele” („Amici della domenica”), założonym jeszcze podczas bombardowań i wojennego terroru.

Maria Bellonci tak wspomina ten okres: „Zimą lub wiosną 1944 roku zaczęli przychodzić przyjaciele, dziennikarze, pisarze, artyści, literaci, ludzie wszelkiej maści połączeni bolesną teraźniejszością i niepewnością o przyszłość. Po 4 czerwca, kiedy skończył się koszmar, przychodzili nadal, szukając poczucia jedności, by stawić czoła rozpaczy i rozproszeniu. My czerpiemy siłę z bycia razem. Mam nadzieję, że dla wszystkich będzie to żywe, miłe
wspomnienie.”

To był zalążek, który dał początek najważniejszej włoskiej instytucji literackiej, w której wzięli udział wybitni pisarze, tacy jak Ennio Flaiano, Elsa Morante, Natalia Ginzburg, Anna Maria Ortese, Maria Bellonci, Dacia Maraini, Margaret Mazzantini, Melania Gaia Mazzucco, Helena Janeczek, Umberto Eco, Sandro Veronesi i wielu innych.

Nie sposób wymienić wszystkich laureatów długiej historii Nagrody Strega, przyznawanej corocznie od 1947 roku.

Dodam, że nazwa instytucji, która wywodzi się od likieru Strega, wiąże się z wierzeniami ludowymi południowych Włoch, a dokładniej, odnosi się do postaci czarownicy – janary, jednej z wielu bohaterek tradycyjnych wiejskich opowieści z okolic Benevento, skąd pochodziła rodzina Bellonci.

Po dziś dzień czterystu jurorów zbiera się, zazwyczaj w czerwcu, aby wyłonić dwanaście prac, które zostaną dopuszczone do konkursu. Podczas pierwszej eliminacji zostaje wybranych pięć utworów, choć czasami konieczne jest wprowadzenie do finału szóstego tytułu ex aequo. Zwycięzca wyłaniany jest z roku na rok, zgodnie z tradycją, w pierwszy czwartek lipca. Po ostatecznym głosowaniu, w nimfeum rzymskiej Villa Giulia, odbywa się uroczysta ceremonia ogłoszenia laureata, transmitowana na żywo przez telewizję Rai.

Jurorzy, wybierani spośród kobiet i mężczyzn zasłużonych w różnych dziedzinach kultury i sztuki oraz laureatów Nagrody w poprzednich edycjach, do dziś nazywani są „Niedzielnymi przyjaciółmi”, tak jak grupa niezłomnych literatów, którzy dali początek tej wspaniałej instytucji. Od 2010 roku do ich grona dołączyli „najbardziej aktywni” czytelnicy, zgłaszani co roku przez niezależne księgarnie rozsiane po całych Włoszech, a od 2017 roku poszerzono je o kolejne 20 głosów oddawanych przez szkoły, uniwersytety i koła literackie oraz 200 głosów od naukowców, tłumaczy oraz intelektualistów włoskich i zagranicznych, typowanych przez 20 Włoskich Instytutów Kultury za granicą.

W skład komisji kwalifikacyjnej wchodzi zatem 660 obdarzonych wysokimi kompetencjami jurorów, którzy gwarantują rzetelność i odpowiedni poziom oceny stających do konkursu dzieł, w zakresie ich formy i treści.

Oczywiście każde dzieło poddane ocenie tak wykwalifikowanego jury może być uznane jedynie za arcydzieło wydawnicze, niezależnie od gatunku literackiego, jakim parają się autorzy.

Tak więc, w poszukiwaniu gwarancji dobrej lektury, warto rzucić okiem na listę laureatów ostatnich edycji Premio Strega i znaleźć coś dla siebie; miłośnikom sensacji i thrillerów polecam czarny kryminał z gotycką nutą „La ferocia” („Dzikość”) Nicoli Lagioia, laureata Nagrody Strega w roku 2015.

Zwycięzcą z roku 2016 jest Edoardo Albinati i jego „La scuola cattolica”. Odnajdujemy w niej obraz rzymskich wyższych sfer z lat siedemdziesiątych, umiejętnie szkicowany w opowiadaniach snutych przez poszczególnych bohaterów o niezliczonych przygodach, rzeczywistych i fikcyjnych, aż po słynną zbrodnię na Circeo.

Książka „Le otto montagne” („Osiem gór”) Paolo Cognettiego, laureatka Nagrody w roku 2017, spodoba się wszystkim mającym ochotę na pełną przygód podróż duchową w towarzystwie dwóch mężczyzn, których przyjaźń znacznie przewyższa zdobywane w ciszy i skupieniu, krok za krokiem, szczyty.

W roku 2018 Nagroda została przyznana pisarce Helenie Janeczek (wywiad z Heleną Janeczek znajdziecie tutaj). Jej powieść „La ragazza con la Leica” („Dziewczyna z Leicą”) ukazuje zderzenie młodzieńczych pasji ze światem, w którym głęboki kryzys gospodarczy i triumf faszyzmu nie są w stanie stłumić siły i odwagi żyjących wówczas ludzi, broniących wolności przekonań i działania, czasem płacących za te wartości własnym życiem.

Pozostając przy tematyce faszyzmu, polecam książkę laureata Nagrody Strega 2019, Antonia Scuratiego pt. “M. il figlio del secolo” („M. Syn Stulecia”). Ta bezprecedensowa powieść dokumentalna, oparta w całości na wiarygodnych źródłach, opisuje po mistrzowsku, bez sympatii politycznych czy ideologicznych, początki, dojście do władzy i upadek Mussoliniego, człowieka, który odegrał tak ogromną rolę w historii Włoch.

Ostatnim omawianym dziełem, nagrodzonym w roku 2020, jest “Il colibrì” Sandra Veronesi. To opowieść o przygodzie ludzkiego życia, doświadczanego we wszystkich skrajnościach – poprzez okrucieństwa i wielkie miłości, przeżywanego w poszukiwaniu własnej tożsamości, bez upadków w nicość; z akceptacją każdego wyzwania jako soli życia i osiągnięcie celu swej podróży w okresie kilkudziesięciu lat, rozpoczynającym się od bliżej nieokreślonego momentu na początku lat siedemdziesiątych i kończącym w nieznanej przyszłości, w której córka bohatera uosabia nową ludzkość.

Lektura każdego z tych dzieł może być nie tylko dobrym towarzystwem naszej codzienności i zapewnić chwilę relaksu z dobrą książką w ręku, ale także – dzięki treści utworów – pozostawić na lata w naszych sercach niezatarty ślad. Mówimy to z pełnym przekonaniem, a gwarancję prawdziwości takiego stwierdzenia daje jedno z najbardziej prestiżowych włoskich wyróżnień literackich: Premio Strega.

Włoskie inspiracje w Galeriaart.pl

0

Wojciech Tuleya, marszand, historyk sztuki, manager i właściciel warszawskiej galeriaart.pl, od niedawna z siedzibą w Elektrowni Powiśle. Współprowadzącym galerię jest Bogusław Deptuła, krytyk sztuki, kurator wystaw, wykładowca w warszawskiej ASP, były redaktor naczelny miesięcznika Art & Business.

Jak w epoce PRL-u został pan marszandem sztuki?

W.T.: W końcu lat 80. pracowałem w antykwariacie w Warszawie przy Mazowieckiej. Właściciel otworzył potem galerię i, ponieważ studiowałem historię sztuki, powierzył mi jej prowadzenie. Od tego czasu całe życie zajmuję się sztuką. Przyjaciele mówią, że galeria to mój świat i że tylko tu jestem naprawdę sobą.

Jak pozyskuje się artystów?

W.T.: W ostatnich latach coraz częściej przez internet. Do galerii zgłasza się mnóstwo artystów, a profesjonalizm marszanda polega na tym, że raz na jakiś czas intuicja podpowiada mu, że to jest artysta dla naszej galerii! Są wśród nich profesorzy i młodzi twórcy, bo stawiamy przede wszystkim na jakość i różnorodność oferty. Zawsze wykonujemy detektywistyczną pracę, żeby potwierdzić, czy dobrze oceniamy twórcę, bo kilka pierwszych obrazów to za mało. Potem organizujemy artyście wystawę, wprowadzamy go na naszą stronę internetową i zaczynamy prezentować klientom. To inwestycja czasu i pieniędzy, bo sama wystawa, nawet bez katalogu, kosztuje wiele tysięcy złotych: zdjęcia, teksty, tłumaczenia, webmaster. Ale w świecie marszandów jest ważne, by być pierwszym, który odkrył artystę, nawet jeśli po paru latach przeniesie się on do galerii lepiej dopasowanej profilem do jego twórczości. Mogę się pochwalić, że dla ostatnio pozyskanej malarki w ciągu 2 miesięcy działaliśmy na tyle skutecznie, iż z ostatniej wystawy sprzedało się 15 z 20 obrazów.

galeriaart.pl Elektrownia Powiśle, ul. Dobra 40

Jak przez 30 lat zmienili się klienci?

B.D./W.T.: Kiedy zaczynaliśmy sprzedawała się głównie grafika, której dziś nikt nie kupuje. Teraz w Polsce ludzie patrzą na sztukę przez pryzmat pieniędzy. To ich inwestycja, także w budowanie prestiżu. Szukając obrazu analizują nie tylko cenę, ale również to czy na nim zarobią i w jakim czasie. Czy nie padają ofiarą oszustwa. A nawet, jak zakup obrazu danego artysty ulokuje ich towarzysko. Są to na ogół osoby, które osiągnęły sukces i najczęściej urządzają drugi dom. W pierwszym, gdy byli na dorobku, nie było ani miejsca ani budżetu na sztukę, a dzisiaj na obrazy znanego artysty nie wahają się wydać kilkudziesięciu tysięcy, co jeszcze niedawno było nie do pomyślenia.

Wybierając artystów do galerii, kierujecie się zasadą nowoczesności i tradycji w sztuce.

B.D.: Obaj jesteśmy historykami sztuki, co tłumaczy naturalną skłonność do budowania kontekstów ze sztuką dawną. Obaj łatwo rozpoznajemy artystyczne fascynacje malarzy. Niektórzy z tych, z którymi współpracujemy sięgają do sztuki dawnej, analizują jej estetyczne rozwiązania, odnajdują inspirujące wątki i na nowo je interpretują.

Co konkretnie ich inspiruje?

B.D.: Myślę o włoskiej sztuce wczesnorenesansowej, oszczędnej, monumentalnej, niełatwej do naśladowania, o artystach jak Piero della Francesca. Wpływy takiego malarskiego traktowania pejzażu i figur widzę w sztuce Mikołaja Kasprzyka. Inny przykład to Łukasz Huculak. W czasie dłuższej podróży studyjnej po Italii zanurzył się we włoskiej sztuce wczesnorenesansowej i przedrenesansowej, np. Fra Angelico. Stąd kolorystyka i poetyka jego szaro-beżowo-różowych obrazów, rozpoznawalna estetyka wypłowiałego fresku, którego barwy trochę się utleniły i straciły intensywność. Stąd także nawiązanie do predelli, czyli dolnych malowideł ołtarzowych. Te sceny rodzajowe, obrazujące sytuacje z życia codziennego świętych, tak zafascynowały Łukasza, że stworzył szereg podłużnych kompozycji jako ich parafrazy. U progu kariery ogromny wpływ na Łukasza Huculaka wywarł Giorgio Morandi, dwudziestowieczny malarz włoski, „samotnik z Bolonii“, który pod wpływem Giorgia de Chirico zaczynał w estetyce surrealistycznej „pittura metafizyka“, a potem ewoluował w stronę intymnego realizmu. Łukasz zwiedził w Bolonii muzeum i pracownię Morandiego i zapożyczył tę atmosferę również do swojej twórczości. Jego wczesne martwe natury przedstawiają szare stoły, na których stoją butelki i inne banalne, proste przedmioty. Pod pędzlem Huculaka to wszystko staje się wybitnym tematem, intymnie i czule odtworzonym.

A od kogo czerpią inspirację malarki, które promujecie w galerii?

B.D.: Przykładem artystki o włoskich fascynacjach jest Katarzyna Jędrysik-Castellini, która z mężem Włochem przez pewien czas mieszkała w Italii, a tekst do jej wystawowego katalogu napisała Tessa Capponi Borawska, znana włoska arystokratka mieszkająca w Polsce. Malarstwo Kasi jest bardzo włoskie w swym charakterze i estetyce: malownicze pejzaże i postacie, martwe natury z owocami cytrusowymi. Po zwiedzeniu muzeum lalek, gdzieś na południu Włoch, w jej obrazach zagościły klimaty commedii dell’arte, Arlekiny, Pierroty, Pinokio. Jest też świetną portrecistką; swój małżeński portret namalowała oczywiscie z profilu – jak u Piera della Franceski w słynnym portrecie Federica da Montefeltro i jego żony Battisty Sforzy, czy innych obrazach z tamtego czasu, Botticellego, Lorenza Costy, Ghirlandaio.

Łukasz Huculak, Komoda z Pompeji, 2006

Galeriaart.pl działa „…na przekór przekonaniu, że obraz jako medium się skończyło“.

B.D.: Śmierć malarstwa ogłaszano wielokrotnie. Już w XIX wieku uznano, że fotografia zastąpi malarstwo. Tymczasem artyści tacy jak Courbet czy Degas tworzyli w oparciu o estetykę fotografii. Kolejnym prawdziwym kryzysem była moda na sztukę konceptualną w latach 60. i 70., kiedy faktycznie malarstwo w głównym nurcie sztuki zeszło na boczny tor. Aktualnie obserwujemy jakieś malarskie szaleństwo, zwłaszcza młodego pokolenia. Oczywiście powstają animacje komputerowe, prace wideo, na tym polega różnorodność sztuki. Ale malarstwo ma znowu zdecydowaną przewagę nad innymi dziedzinami artystycznymi i doświadczamy z nim kolejnej fascynującej przygody.

Mikołaj Kasprzyk, Szermierze, 2017
Beata Muranowska, Na południu, 2017

Psychologia, Psychiatria, Psychoterapia

0

Spośród tak wielu słów, od których pochodzą używane przez nas dzisiaj nazwy, niektóre są popularniejsze od innych. Są słowa, które do naszych języków dotarły w formie prawie niezmienionej, zachowując swoje znaczenie, a są też takie, dzięki którym powstało wiele nowych terminów. Słowo „ψυχή” (psyché) jest bezpośrednim przodkiem wielu słów, których używa się na co dzień, a także funkcjonuje jako podstawa dla tworzenia wielu neologizmów.

Psyche
Przede wszystkim należy omówić znaczenie słowa „ψυχή”, które w starożytnej grece oznaczało właśnie „psyche” (tak jak psychika), „umysł”, albo nawet „duszę”. Samo słowo pochodzi od czasownika „ψύχω” (psycho), które oznacza „dmuchać”. Dobrze znanym zjawiskiem w językach indoeuropejskich jest to, że często słowo określające duszę pochodzi od czasownika oznaczającego oddychanie. W grece starożytnej mamy także „πνεῦμα” (pneûma), które oznacza przede wszystkim powietrze, lecz także ducha, a które pochodzi od „πνέω” (pnéo), czyli „oddychać”. Inne przykłady to polski „duch” i „oddychać”, łaciński „spiritus” i „spiro” a także łaciński „animus”, który powiązany jest z „aniti” („oddychać” w sanskrycie). Tak czy inaczej, po włosku słowo „psiche” funkcjonuje jako synonim psychiki, opisując nasz stan duchowy. W języku polskim także istnieje słowo „psyche”, ale jest używane raczej rzadko i zazwyczaj w kontekście akademickim (choć jest to słowo o szlachetnej historii i być może warto byłoby wprowadzić je do naszego codziennego języka). Mówiąc o umyśle po polsku raczej używamy słowa psychika, które jest derywatem psyche. Istnieje również wariant tego słowa, czyli „psycha”, ale jest on z kolei bardzo kolokwialny.

Psychologia, psychiatria
Wraz ze słowem „psychika” często przychodzą nam do głowy dwie dyscypliny naukowe, których nazwy oparte są o to słowo. Są to „psychologia” i „psychiatria”. Czasem zdarza się zapomnieć, jaka jest różnica pomiędzy tymi dwoma dziedzinami, lecz z tym problemem pomogłaby nam znajomość etymologii. Główną różnicą jest to, że psycholog nie jest lekarzem, w przeciwieństwie do psychiatry. Jest to w rzeczy samej podkreślone przez etymologię tych dwóch słów. Oba terminy są złożone ze słowa „psyche”, które już zostało wyjaśnione, różni je druga część nazwy. W przypadku psychologii mamy przyrostek „-logia”, który pochodzi od starogreckiego „λόγος” (lógos), posiadającego wiele znaczeń, spośród których możemy wskazać przykładowo „słowo”, „rozważanie”, lub wyjaśnienie. Przyrostek ten jest używany we wszystkich terminach, które odnoszą się do jakiejś nauki, np. „archeologia” (nauka o rzeczach dawnych), zoologia (nauka o zwierzętach). Psychologia jest więc nauką o ludzkim umyśle. Psychiatria z kolei zajmuje się leczeniem wszelkich zaburzeń ludzkiego umysłu. Przyrostek „-iatria” pochodzi od starogreckiego „ἰατρεία” (iatreía), czyli „leczenie”, lub “opieka lekarska” („ἰατρός” (iatrós) oznacza „lekarz”). Psychiatra jest więc lekarzem, który zajmuje się leczeniem osób w kryzysie zaburzeń umysłowych.

Terapia, psychoterapia
Zarówno psycholog, jak i psychiatra mogą być także psychoterapeutami, a więc specjalistami, którzy poprzez psychoterapię leczą osoby w kryzysie zaburzeń umysłowych lub z doświadczeniem traumy. Czym jest terapia? Słowo to pochodzi od starogreckiego „θεραπεία” (therapeía), które wywodzi się od czasownika „θεραπεύω” (therapeúo). Czasownik ten oznaczał przede wszystkim „służyć”, także w kontekście religijnym. Inne znaczenia to „opiekować się czymś”, „uprawiać (np. rośliny)”, lecz także „leczyć”. W tym ostatnim znaczeniu słowo „θεραπεία”, czyli „leczenie”, zostało użyte do stworzenia słowa „psychoterapia”, a więc leczenie umysłu. Aby dostrzec różnicę pomiędzy psychoterapią a psychiatrią, pomocna będzie znajomość właśnie innych znaczeń „θεραπεία”. W takim kontekście terapia nie jest więc leczeniem szybkim, które może przynieść efekty już po krótkim czasie, a raczej procesem, który wymaga dłuższego czasu.

2022 rokiem Antonia Canovy

0
Gypsotheca canoviana, Possagno, fot. Ksenia Fedulova

W 2022 roku mija 200 lat od śmierci Antonia Canovy, niezwykłego artysty, który zostanie upamiętniony dzięki wielu inicjatywom we Włoszech i zagranicą. Gazzetta Italia uczestniczyła w tych obchodach, dedykując okładkę 90. numeru arcydziełu Canovy Miłość i Psyche, w interpretacji artystki Doroty Pietrzyk i proponując artykuł prof. Joanny Kubicz, prorektor Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie.

Jasne subtelne figury, zapisy postaci zatrzymanych w ruchu, w geście, które przywołują grecką stylistykę i tym samym emanują klasycznym pięknem oraz wysublimowaną doskonałością. Milczące posągi tworzone ręką wspaniałego rzeźbiarza, jednego z najwybitniejszych swoich czasów. Artysta niezwykle pracowity, samotnik urodzony w pięknym regionie Veneto, bogatym w różnorodność krajobrazu od wybrzeży Morza Adriatyckiego po widoki na wspaniałe Dolomity. Antonio Canova – mistrz dyskretnej elegancji, wychowany w rodzinie kamieniarzy, traktował z niezwykłym wyczuciem twardą materię marmuru, kreując z niego miękkie, plastyczne, prawie bezcielesne kształty. Jego misterne kompozycje o porcelanowej kruchości, dzięki często stosowanej technice polerowanego marmuru, ukazują mistrzostwo rzeźbiarskiego warsztatu połączone z doskonałą znajomością materii stosowanego tworzywa.

Antonio Canova (1757-1822), urodzony w Possagno to najwybitniejszy włoski rzeźbiarz okresu klasycyzmu. Tworzył najpierw w Wenecji, potem w Rzymie, gdzie osiadł na stałe. Podróżował do Wiednia i Paryża, studiował sztukę antyczną, w szczególności okresu hellenistycznego, z której czerpał inspirację do swoich dzieł. Tworzył grupy rzeźbiarskie i posągi głównie o tematyce mitologicznej, popiersia portretowe współczesnych osobistości w tym wykonywane dla rodów panujących, m.in. Habsburgów i Bonapartych oraz nagrobki. Był artystą wielowymiarowym, zajmował się także malarstwem i architekturą. Najważniejsze dzieła Canovy, które wpisały się na stałe w historię sztuki oraz wytyczyły kierunek dla kolejnych stuleci to z pewnością rzeźby Amor i Psyche (1787-1797, powstały trzy wersje), Perseusz z głową Meduzy (1801), Trzy Gracje (1812-1816), Napoleon jako Mars Pacyfikator (1806), Paolina Bonaparte Borghese jako Wenus Zwycięska (1804-1808) oraz nagrobki papieży Klemensa XIV (1783-1787) i Klemensa XIII (1783-1792).

W jego dorobku odnaleźć można również przedstawienia Napoleona I, które cieszyły się szczególną popularnością. Canova wykonał liczne wizerunki cesarza Francuzów, zarówno pełnopostaciowe, jak i w popiersiu. Większość z nich, tak jak monumentalne popiersie w kolekcji Ośrodka Kultury Europejskiej „Europeum” – oddział Muzeum Narodowego w Krakowie, miały upodabniać Napoleona do antycznych herosów. W polskich zbiorach znajdują się jeszcze dwa dzieła artysty: marmurowy posąg Książę Henryk Lubomirski jako Amor wykonany na zamówienie księżnej Elżbiety z Czartoryskich Lubomirskiej, obecnie w zbiorach pałacu w Łańcucie oraz przypisywany jego autorstwu nagrobek Antoniego Lanckorońskiego w kościele parafialnym w Wodzisławiu.

Rozmiłowany w sztuce antycznej Antonio Canova zasłynął przede wszystkim jako autor monumentalnych rzeźb, postacie w określonych pozach wyrażają poetyckie, eleganckie gesty, uosabiają melancholijne refleksje nad otoczeniem. Poprzez te wysublimowane układy i niepowtarzalną świetlistość uzyskaną odpowiednią obróbką marmuru, artysta osiąga unikatowy efekt doskonałości zarówno samego dzieła jak i bohaterów prezentowanych alegorii.

fot. Andrea Morucchio

Starożytna mitologia w okresie klasycyzmu dawała wiele kreatywnych pomysłów wielkim artystom. Fabuły mitów można znaleźć w malarstwie, rzeźbie czy utworach literackich. Wielkie postacie sztuki przedstawiały bogów, bohaterów, różne wątki z mitów. Dlatego jako miłośnik antyku Canova wyjeżdża w 1781 roku do Rzymu, który w tamtych czasach stał się centrum odrodzenia czystej greckiej prostoty. Zamieszkał tam na stałe, jego rzymska pracownia przyciąga uczniów, naśladowców oraz europejską arystokrację. W tamtych czasach posiadanie najdrobniejszej, wyważonej w formie, klasycystycznej rzeźby artysty należało do prestiżu. Canova jako miłośnik antyku walczy o ochronę włoskich dzieł sztuki, inwestując w cenne zabytki i przekazując je do wielu muzeów. Osobiście nadzorował prace przy via Appia Antica, a fragmenty antycznych płaskorzeźb do dziś zdobią elewację jego domu w Rzymie.

Rzeźbiarski fenomen tego artysty najlepiej przedstawia jego kompozycja Amor i Psyche z 1797 roku, to alegoria opowieści Apulejusza (rzymski pisarz z II w. n.e.), w której nieśmiertelny Amor zrywa klątwę snu, jaką jego rozgniewana matka Wenus, nałożyła na ukochaną syna Psyche. Wspaniała kompozycja tej uchwyconej przez artystę chwili, podkreślona zostaje przez perfekcyjną technikę obróbki marmuru. Polerowany kamień nie jest tylko estetyczną błyszczącą powierzchnią, ale w rękach artysty staje się substancją, podkreślającą gładki, miękki modelunek bryły oraz płynność rytmów samej kompozycji.

Tempio Canoviano, Possagno, fot. Ksenia Fedulova

Ten nowy sposób traktowania formy rzeźbiarskiej, prezentujący powikłany układ ciał, który zmusza obserwatora do prześledzenia wielowymiarowych linii w całej kompozycji, to wstęp do tego, co możemy odnaleźć później w twórczości francuskiego rzeźbiarza Auguste Rodina (1840-1917), podejmującego między innymi ten sam motyw Kupidyn i Psyche (1905) i podkreślającego, że „Ciało zawsze wyraża ducha, którego skrywa”. Dlatego nowatorstwo twórczości Antonia Canovy nierozerwalnie powiązane jest z materią tworzywa.

Technikę i warsztat pracy Antonia Canovy najlepiej możemy poznać w jego rodzinnym mieście Possagno, gdzie po śmierci artysty powstała Gypsotheca canoviana – Museo Antonio Canova. To budynek, który jest największym monograficznym zbiorem odlewów gipsowych w Europie, mieści w sobie wszystkie dzieła sztuki odnalezione po śmierci artysty w jego rzymskim warsztacie. W miejscowości zachował się także, pochodzący z XVII wieku, dom rodzinny artysty z pracownią i biblioteką oraz usytuowane 342 metry nad poziomem morza Tempio Canoviano, jego dzieło architektury zaprojektowane w stylu klasycystycznym. To pięknie usytuowany obiekt wpisany w otaczający krajobraz, reprezentujący klasyczne dzieła architektury greckiej i rzymskiej. Od frontu budynek nawiązuje swoją formą architektoniczną do greckiego Partenonu, poprzez użycie na froncie portyku z podwójną kolumnadą ośmiu kolumn w porządku doryckim, zwieńczonego tympanonem. Natomiast druga połączona z nią bryła centralna obiektu, wpisana w okrąg, jest charakterystyczna dla rzymskiego Panteonu. Przykryta kopułą z oculusem, dominuje nad całym budynkiem, a we wnętrzu świątyni wytycza wszystkie kompozycyjne układy podziałów przestrzeni. W absydzie ołtarza głównego dominuje ołtarz Antonia Canovy poświęcony Złożeniu Chrystusa i Trójcy Świętej z inskrypcją: “In segno di attaccamento per la patria – Antonio Canova dipingeva – Possagno 1799. Świątynia była projektem, do którego artysta powracał wielokrotnie i tworzył go w latach 1804-1818 przy wsparciu Pietro Bosio i Luigiego Rossiniego. Prace nad świątynią, prawie w całości sfinansowane przez Canovę, rozpoczęto w 1819 roku i kontynuowano po jego śmierci.

W twórczości Antonia Canovy emanuje dążenie do eleganckiej prostoty, perfekcyjnego opanowania stosowanych środków wyrazu oraz subtelnej i zwięzłej kompozycji. Podjęte przez artystę interpretacje, alegorie mitologicznych scen, dotykają sfery zarówno duchowej jak i zmysłowej, pozostawiając jednak pewne miejsce na zawieszenie konstruowanych emocji. Ulotność i delikatność, wrażenie płynnego przejścia z tworzywa dzieła do formy wytworzonej, są za każdym razem przeprowadzone w mistrzowski sposób. Perfekcyjne opanowanie technicznych aspektów pracy z kamieniem, którego granice wykorzystania zdają się dla Canovy stałym tematem badania, pozwalają mu na totalną dematerializację. Swobodnie używa gęstości, koloru oraz powierzchni marmuru, wykorzystując je w taki sposób, aby nadać specyficzną świetlistość swoim dziełom, wynosząc je na poziom idealności i dystansując się tym samym od doświadczania fizycznego.

Dawna i współczesna potrzeba dążenia do doskonałości, utożsamiana z wzorcem, po który każdy pragnie sięgnąć. Czy wykreowane ideały ciała, subtelne kształty wytworzone przez ulotne gesty ręką rzeźbiarza, mają unikatowy walor w zderzeniu ze współczesnym cyfrowym modelowaniem? Czy dawne wysiłki zmierzające do perfekcyjnej doskonałości, które również identyfikują nasze czasy, są w stanie obronić się w tym zetknięciu i zainteresować współczesnych odbiorców? Technologia czy trójwymiarowe skanowanie pozwalają obecnie odwzorować z niezwykłą cyfrową precyzją każdy milimetr dzieła. Piękno i sekret geniuszu artysty tkwi jednak w niepowtarzalności procesu tworzonego dzieła. Każda wytworzona przez niego kopia posiada ten indywidualny pierwiastek dzieła, a dzięki interpretacjom, powielanie staje się kolejnym aktem twórczym przybliżającym autora do doskonałości. Czy w takim razie technika i ludzkie możliwości są w stanie podążać za marzeniami?