Piazzolla Duo, Rzym i Watykan

0
87

Dwóch młodych muzyków – Janek Pentz i Piotr Zubek postanowili w niekonwencjonalny sposób zmierzyć się z tangiem Astora Piazzolli. Duet swoją bardzo ciekawą wersję tej muzyki uwiecznił na płycie. Niezwykłym wydarzeniem w ich artystycznej karierze było wykonanie utworów Piazzolli (syna włoskiego emigranta, który urodził się w Argentynie, a dzieciństwo spędził w nowojorskiej Małej Italii) dla papieża Franciszka w Watykanie.

Piotr ukończył wydział jazzu oraz wydział wokalno-estradowy w Warszawie na Bednarskiej, a obecnie studiuje logopedię kliniczną. Janek natomiast kończy aktualnie studia na wydziale instrumentalnym warszawskiego Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina specjalizując się w grze na gitarze klasycznej. Zanim zaczął formalną edukację muzyczną zaczął eksperymentować z techniką fingerstyle, czyli techniką gry na gitarze, pozwalającej na jednoczesne prowadzenie melodii, linii basu, perkusji i podkładu akordowego. Takie podejście pozwala na solową grę, stwarzającą wrażenie obecności większej liczby muzyków, czy wręcz całego zespołu.

Jak się spotkaliście? Piotr, dlaczego wybrałeś Janka i jego gitarę?

PZ: To proste! Nadajemy na tej samej fali! Kiedyś spotkaliśmy się na tej samej konferencji dla nauczycieli. Ja ze swoim repertuarem, Janek ze swoim. Nie szukałem instrumentu, szukałem człowieka o podobnej duszy jak moja i znalazłem.

JP: Piotrek się pewnie ze mną zgodzi, że utwory opracowywaliśmy wspólnie. Robiliśmy burzę mózgów i szukaliśmy kierunków muzycznych, nie instrumentalnych. To, co dla nas było najważniejsze, takie „od serca”, to linia melodyczna, która jest tak szalenie charakterystyczna, tak „piazzollowa”, że cokolwiek byśmy nie zrobili, to zawsze będzie jego muzyka. Krążyliśmy wokół tego rdzenia – melodii i próbowaliśmy znaleźć takie muzyczne przestrzenie, które z początku wydają się w tej muzyce nieobecne, które dadzą się podłożyć pod linie melodyczne i które nas interesują, które są nasze. Tutaj podziwiałem potencjał Piotrka, jeśli chodzi o swobodę myślenia, czy improwizację. Od siebie dodałem technikę fingerstylową.

A jak to się stało, że graliście w Watykanie dla papieża?

PZ: Dzięki życzliwości polskich dyplomatów, biznesmenów oraz przy ogromnym wsparciu naszej przyjaciółki, nauczycielki angielskiego i niemieckiego – Ewy Drobek, udało nam się spotkać z polskimi kardynałami w Watykanie. Zagraliśmy dla papieża Franciszka, ale przy okazji tego pobytu, spędziliśmy dużo czasu w Rzymie. Graliśmy w rzymskich noclegowniach. Było to niesamowite doświadczenie. Baliśmy się, że to mogą być takie spotkania „na siłę”. Zdarza nam się grać charytatywnie w wielu miejscach w Polsce i wiemy, jak czasami wygląda takie granie.

Piotr, a co wtedy śpiewasz tym ludziom, Piazzollę?

PZ: Różne piosenki zarówno po polsku, jak i w innych językach. Dużo utworów popularnych, które są ogólnie znane.

A co zagraliście w noclegowniach w Rzymie?

PZ: Graliśmy tam Piazzollę! Ale zagraliśmy też „Canzone lunare”. Jest to utwór z włoskim tytułem, ale z polskim tekstem. To kompozycja Janka. Zachwyciłem się nią i dopisałem do niej tekst.

JP: Okazało się, że w noclegowniach są sami mężczyźni, w wieku mniej więcej od 30 do 60 lat. Byliśmy troszkę przestraszeni, czy będą chcieli nas słuchać, czy nas nie wygwiżdżą.

Ale ktoś chyba z wami tam poszedł?

PZ: Oczywiście! Kardynał Krajewski, papieski jałmużnik, opiekujący się tymi miejscami. On jest z tymi ludźmi bardzo blisko, mimo że to tak wysoko postawiony w hierarchii duchowny. Nie mógł być obecny na naszych koncertach w noclegowniach, ale potem spotkał się z nami. Niestety, nie znamy włoskiego. Próbowaliśmy się porozumieć z ludźmi, którzy poza włoskim nie znali żadnego innego języka. Znaliśmy kilka słów, no i hiszpański, który, dzięki podobieństwu do włoskiego, troszkę nam pomógł.

JP: Ciekawe było to, że pół godziny przed koncertem, jak przyszliśmy i zaczęliśmy się przygotowywać, oni już siedzieli i czekali. Widzieliśmy, że był z nimi koordynator.

PZ: Kończymy nasz pierwszy utwór, a nagle rozlegają się oklaski i ogromny krzyk zadowolenia! Ci panowie, w większości tęgie chłopy, wstają, klaszczą, cieszą się i mają łzy w oczach!

A jakim utworem zaczęliście koncert?

JP: Był to utwór Astora Piazzolli, ze słowami Horacio Ferrery „Chiquilín De Bachín”, zaczynający się słowami: nocą aniołek z umorusana buzią / sprzedaje róże przy stolikach kręgielni Bachín. Bachín to restauracja, do której chętnie zaglądał Piazzolla i jego kompani z pierwszego zespołu, m.in. Horacio Ferrer. Piosenka jest smutna, opowiada o ludziach ulicy.

PZ: Ta muzyka ich poruszyła! Dziękowali, ściskali nam dłonie. I mimo że po angielsku znali tylko parę słów, a my tyle samo po włosku, to czuliśmy wdzięczność i wielką radość, którą nam przekazywali.

JP: Bardzo nas to podbudowało. To był jeden z najpiękniejszych koncertów, jaki zagrałem w życiu. Mimo, że graliśmy całkowicie akustycznie.

A gdzie jeszcze zagraliście w Rzymie?

PZ: Zagraliśmy również tam, gdzie mieszkaliśmy, czyli u sióstr urszulanek. To miejsce, gdzie zachowano w nienaruszonym stanie pokój św. Urszuli Ledóchowskiej. Zagraliśmy tam w pięknej kaplicy. Nie wszystkie siostry znały polski, lecz jedna z sióstr tłumaczyła nasze słowa na włoski, więc mogliśmy się porozumieć.

Czy myślicie o przygotowaniu jakiegoś programu z muzyką włoską?

JP: Tak, oczywiście! Bardzo oboje lubimy włoskie klimaty. Język włoski śpiewa. Obydwaj zamierzamy się go nauczyć. Tym bardziej, że ten epizod włoski ma się w tym roku powtórzyć!

Tłumaczenie it: Jagoda Błaszczyk