Orzeł z Wisły i Tomba La Bomba z Bolonii

0
77

Dwaj wielcy czempioni sportów zimowych. Bardzo wygodnie rozsiedli się w panteonie najważniejszych postaci ubiegłego wieku w historii Polski oraz Włoch. W rankingu na najlepszego włoskiego sportowca w historii Alberto Tomba uległ jedynie Valentino Rossiemu. Natomiast w Plebiscycie na Sportowca 100-lecia Przeglądu Sportowego od Adama Małysza lepsza okazała się wyłącznie Irena Szewińska. Przez lata sięgali po najważniejsze laury oraz trofea i mimo zupełnie różnych osobowości kochały ich miliony.

Głęboko wierzę, że każdy z nas dysponuje jakimś szczególnym darem. Niestety tylko nieliczni potrafią go w sobie odnaleźć, a następnie przy pomocy wytężonej, mozolnej oraz wieloletniej pracy wydobyć i oszlifować dochodząc przy tym do perfekcji. Co więcej, nawet jeśli już postawimy trafną diagnozę, to zwyczajnie brakuje nam odwagi, aby z talentu skorzystać.

Jednak co jakiś czas – choć nie sposób wskazać cezurę – na świat przychodzi geniusz, który już na wczesnym etapie życia odkrywa swój potencjał. Jeśli do talentu oraz potencjału dołoży rzetelną pracę, poświęcenie, tysiące godzin powtarzalności i wyrzeczeń,to z pewnością osiągnie perfekcję w swojej dyscyplinie. Tak było w przypadku Mozarta i gry na fortepianie, podobnie z Michaelem Jordanem i grą w koszykówkę oraz Milesem Davisem i graniem na trąbce. Dokładnie tak samo było z Albertem Tombą, Adamem Małyszem i parą nart. Ten pierwszy był czempionem narciarstwa alpejskiego, zaś polski mistrz należy do najbardziej utytułowanych skoczków w historii tej dyscypliny. Jednak w obu przypadkach kluczową rolę odegrali rodzice. To za namową swojego ojca Adam Małysz rozpoczął treningi narciarskie, a swój pierwszy skok oddał mając 6 lat. Podobnie w przypadku włoskiego czempiona, gdyby nie konsekwencja oraz upór Franco Tomby, który namawiał syna do treningów narciarskich, Italia nie doczekałaby się wielkiego La Bomby.

Adam Małysz, fot. Aleksander Nilssen (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/2.0/deed.en)

Poza skocznią i stokiem różniło ich niemal wszystko. Małysz przez całą karierę unikał jakichkolwiek skandali obyczajowych. Tak na skoczni, jak i w życiu prywatnym był zawsze sobą: do bólu uprzejmym, pełnym szacunku do swoich rywali. W trakcie wywiadów udzielanych mediom bijąca od niego skromność i szczerość były niezmienne, zarówno na początku, jak i u schyłku kariery. Do samego końca, do swojego ostatniego skoku pozostał wręcz dziewiczo transgresyjny. Nade wszystko był jednak sobą i tą naturalnością zjednywał miliony. Wpisywał się w schemat chłopaka z sąsiedztwa: grzecznego i ułożonego, który dzięki wieloletnim treningom zdołał wspiąć się na sam szczyt. W wieku zaledwie 20 lat w 1997 roku ożenił się, a kilka miesięcy później został ojcem. Na wsparcie od najbliższych mógł liczyć przez wszystkie lata kariery.

Tomba z kolei przez całą swoją karierę uparcie pracował na tytuł największego utracjusza, nie tylko w historii swojej dyscypliny, ale w historii sportów zimowych w ogóle. Nigdy nie ukrywał swojego hedonizmu, zdarzało mu się rzucać pucharami, poza stokiem czas spędzał na prawdziwych bachanaliach. Szybkie samochody i piękne kobiety towarzyszyły mu całe życie. Przez trzy lata jego fenomenalne zjazdy oklaskiwała Martina Colombari, Miss Italia 1991, która w wieku 16 lat została partnerką Alberto. Pierwsze Ferrari sprezentował mu ojciec, gdy Tomba sięgnął po pierwsze olimpijskie złoto.

To niesamowite jak sięgniecie absolutnej perfekcji w jakiejkolwiek dziedzinie wpływa na ogólne postrzeganie danej osoby. Z jednej strony, czytając o ekscesach Tomby dowiadujemy się, że gdzieś tam daleko, istnieje inny, niedostępny maluczkim świat, w którym hedoniści, realni ludzie nie zaś bohaterowie filmów Martina Scorsese, zażywają życia w wersji premium. To im przypadły splendor, chwała, uwielbienie, grzeszne spojrzenia pięknych kobiet oraz trwające do rana imprezy. Z drugiej zaś doceniamy skromność oraz unikanie blasku fleszy i normalność, do której przyzwyczaił nas Małysz. Dwaj mistrzowie absolutni. Dwie tak różne osoby.

Przełom tysiącleci był okresem małyszomanii. Włodzimierz Szaranowicz, w swojej słynnej laudacji, poświęconej Orłowi z Wisły, łamiącym się i pełnym wzruszenia głosem nazwał go idolem kryzysowym oraz fenomenem społecznym. I tak w istocie było.

Mimo, iż bezdyskusyjnie to piłka nożna jest sportem, który w Polsce cieszy się największą popularnością, to ani przed laty Zbigniew Boniek, ani obecnie Robert Lewandowski nie wywarli tak wielkiego wpływuna społeczeństwo, a swoją grą nie doprowadzali do tak wielkiej zbiorowej radości. Gdy 10 lutego 2002 roku podczas igrzysk w Salt Lake City Adam Małysz siadał na belce startowej przed telewizorami zgromadził ponad 20 mln widzów, co po dziś dzień pozostaje nieosiągalnym rekordem. Mimo, że sam nigdy nie sięgnął po upragnione olimpijskie złoto, to jego sukcesy, kariera i osobowość stanowiły fundament dla olimpijskich krążków dla polskich skoczków, z Kamilem Stochem na czele. Mistrzem Świata został aż cztery razy. Zdobył cztery olimpijskie medale i cztery Puchary Świata. Dalej zajmuje pierwsze miejsce w klasyfikacji wszech czasów mistrzostw świata, a w ostatnim sezonie startów zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.

Tomba po widowiskowych w jego wykonaniu zjazdach w Calgary w 1988 roku obwołał się królem. Nie bez przyczyny, były to bowiem najlepsze igrzyska olimpijskie w jego wykonaniu. Włoch zdobył złoto zarówno w slalomie, jak i w gigancie. Był absolutnym geniuszem nart. Lecz poza stokiem żył i bawił się jak największe gwiazdy rocka. Historia pamięta wielu wybitnych sportowców, którzy nie świecili przykładem w życiu prywatnym. Fantastyczny James Hunt został w 1976 roku Mistrzem Świata Formuły 1, chociaż poza torem prowadził się jak Keith Richards. Po tytuł sięgnął jednak tylko raz i nigdy później nie powtórzył wielkiego sezonu. Natomiast Tomba La Bomba na francuskich igrzyskach olimpijskich w 1992 jako pierwszy alpejczyk w historii obronił złoty medal. Do trzech złotych krążków olimpijskich dołożył dwa srebra za slalomy w Lillehammer i Albertville. Ponadto, zdominował Mistrzostwa Świata w Sierra Nevada kończąc je podobnie jak igrzyska w Calgary – z dwoma zawieszonymi na szyi złotymi medalami. Podczas całej swojej kariery aż 88 razy stawał na podium. Karierę – podobnie jak Adam Małysz zakończył będąc na samym szycie.

W 2024 odbędą się się kolejne zimowe igrzyska. Liczę, iż nadszedł już czas na kolejnego mistrza nart. W końcu świat nie lubi próżni, a prawdziwi czempioni sportu sprawiają, że dzięki swoim umiejętnościom my, zwykli zjadacze chleba, zaczynamy żyć życiem zastępczym i z wielką pasją zasiadamy na stadionach, trybunach, czy choćby przed telewizorami, aby śledzić ich zmagania. Mam nadzieję, że w tegorocznych igrzyskach zarówno polscy, jak i włoscy sportowcy dostarczą nam wielu powodów do radości.