Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 132

Polacy we Włoszech: Danuta Wojtaszczyk i Anna Malczewska

0

NASZ ŚWIAT to dwutygodnik ukazujący się w całych Włoszech po polsku, sponsorowany przez wydawnictwo Stranieri in italia. Jego tematyka jest dość obszerna, choć głównie koncentruje się na skomplikowanej społeczno-prawnej sytuacji polskiego emigranta za granicą. Polskie panie redaktor: Danuta Wojtaszczyk i Anna Malczewska, dwie młode i energiczne kobiety, udzielają Polakom rad prawnych, przybliżaja nowe włoskie prawa z różnych dziedzin, problemy bilingwizmu u rodzących się na emigracji dzieci oraz opowiadają życiowe historie zwykłych ludzi. Redaktorki, mimo niezliczonej ilości pracy, znalazły dla mnie chwilkę czasu w swojej rzymskiej redakcji i po wypiciu symbolicznego espresso, symbolu nieformalności, przeszłysmy do pytań.

Od kiedy istnieje Nasz Świat i jaka jest jego historia?

Danuta: Pierwszy numer dwutygodnika dla Polaków we Włoszech „Nasz Świat” ukazał się w lutym 2004 roku, czyli kilka miesięcy przed wejściem naszego kraju do Unii Europejskiej. Był to trzynasty tytuł wydawnictwa Stranieri in Italia, specjalizującego się w prasie obcojęzycznej.

Anna: Razem z Danusią zajęłyśmy się redagowaniem pisma w lutym 2006 roku i naszym pragnieniem było stworzenie gazety, która byłaby płaszczyzną spotkania dla Polaków we Włoszech, zarówno tych zamieszkałych na stałe jak pracujących sezonowo. Od samego początku uznałyśmy, że pismo powinno być tworzone dla i przy współpracy z czytelnikami. Idea ta została pozytywnie przyjęta przez czytelników, którzy na łamach gazety chętnie dzielą się swoimi doświadczeniami, informują o wydarzeniach polonijnych z regionu, w którym mieszkają. Od października 2006 roku „Nasz Świat” z miesięcznika stał się dwutygodnikiem. Aby wyjść naprzeciw bieżącym potrzebom Polaków, którzy z rożnych względów postanowili osiedlić się we Włoszech w 2009 roku uruchomiliśmy portal internetowy www.naszswiat.net, który codziennie oferuje od kilku do kilkunastu artykułów o charakterze porad prawnych, wiadomości z życia Polonii włoskiej, aktualnych informacji o ważnych wydarzeniach we Włoszech i w Polsce.

Poznałyście się na emigracji, czy jeszcze w Polsce?

D:Poznałyśmy się w Rzymie w 2001 roku, ale wiele osób od samego początku naszej znajomości myślało, że jesteśmy koleżankami „ze szkolnej ławki”.

A:Od mojego przyjazdu do Włoch chciałam mieć kontakt z rodakami udzielałam się społecznie w Stowarzyszeniu Kulturalnym Comunità Polacca, założonym przez Teresę Dąbrowę, Polkę, która wiele dobrego zrobiła dla Polaków w czasach, kiedy byliśmy „extracomunitari”. Prowadziłam w Comunità Polacca kurs j. włoskiego dla początkujących. Pewnego dnia przyszła Danusia, która chciała poprowadzić inny kurs i była ciekawa jaką ja uprawiam metodykę. I tak się zaczęło…

Skąd pochodzicie i dlaczego właśnie Rzym?

A: Jestem rodowitą Warszawianką, a Danusia jest z Gdynii. Dlaczego Rzym? To był przypadek, po prostu zakochałam się w mężczyźnie, który był z Rzymu.

Na co najczęściej skarżą się Polacy?

A: Nasi rodacy żyjący we Włoszech skarżą się przede wszytskim na wykorzystywanie ich ze strony pracodawców i na włoską biurokrację. Niestety życie na emigracji nie należy do nałatwiejszych i dlatego nakładamy wielki nacisk na dostarczanie naszym czytelnikom wyczerpujących odpowiedzi i poradników prawnych. Wielką bolączką jest brak znajomości języka włoskiego ze strony Polaków. Bardzo często zdarza się, że osoby, które zwracają się do nas o pomoc, nawet dokładnie nie zrozumiały, co podpisały lub na jakie warunki przystały.

Czy zamierzacie już na zawsze pozostać w Rzymie, czy śni się wam powrot do Polski, a może wyjazd do innego kraju?

A: Ja od zawsze myślałam o powrocie do kraju, ale wiem, że jakbym się na to zdecydowała, brakowałoby mi Włoch już kilka tygodni po przeprowadzce. Pomimo wielu negatywnych aspektów, Włochy są piękne, klimat cudowny, no i jedzenie… Myślę, że nie zdecydowałabym się jednak na wyjazd do innego kraju. Zaczynanie wszystkiego od nowa, to nie lada wyzwanie. Trudny byłby już powrót do ojczyzny, a co dopiero mówić o innym kraju.

D: To pytanie coraz częściej stawiamy sobie z mężem, odkąd urodził się nasz synek, Jaś, który obecnie ma 3,5 roku. Ubolewamy nad faktem, że rzadko widuje dziadków, którzy mieszkają w Polsce, że nie możemy uczestniczyć w wielu uroczystościach rodzinnych jak chrzty, urodziny czy wesela naszych krewnych. Rodzina, nawet dalekie ciotki, wujkowie i kuzynostwo była zawsze dla nas bardzo ważna. Dla mnie najlepsze wakacje, jakie pamiętam z dzieciństwa to te spędzone u mojej babci, w małym miasteczku na Pojezierzu Dobrzyńskim. W letnie weekendy na rodzinnym pikniku nad jeziorem bywało nas kilkadziesiąt osób. To była dopiero frajda! Żałujemy, że nasz Jaś, nie ma możliwości widywania regularnie swoich kuzynów i kuzynek, tym bardzij, że jest jedynakiem… Niestety powrót do Polski niewiele by zmienił, gdyż tak się złożyło, że większość młodzieży z naszych rodzin wyemigrowała za pracą za granicę. Plusem byłoby oczywiście to, że bylibyśmy bliżej rodziców, problem jednak w tym, że większość naszego dorosłego życia pracowaliśmy we Włoszech i ciężko byłoby nam znaleźć równie satysfkacjonującą pracę w kraju, tym bardziej, że zbliżamy się do 40 roku życia. Inny powód, dla którego powrót do Polski odkładamy na bliżej nieokreśloną przyszłość to fakt, że mi „córce morza” nie bardzo uśmiechałoby się zamieszkanie w rodzinnych stronach męża (pod Wrocławiem), a on z kolei czuje się na wybrzeżu „jak pesce fuori acqua” [ryba bez wody].

Jak zapatrujecie się na kwestie dwujęzyczności u dzieci wychowanych na emigracji?

D: Myślę, że dwujęzyczność naszych dzieci jest największym plusem przebywania na emigracji. To po prostu skarb, które nasze polskie dzieci wychowane za granica dostają w prezencie. Nie mowiąc już o tym, że kiedy dorosną dwujęzyczność otworzy im wiele drzwi na rynku zawodowym. Wychowanie „dwujęzyczniaków” wymaga jednego dodatkowego wysiłku, zwłaszcza w przypadku małżeństw mieszanych, gdzie tylko jeden z rodziców zna język polski. Bywa bowiem najczęściej tak, że w domu mówi się po prostu „dla wygody” po włosku.

Pracujecie z wieloma obcokrajowcami – redaktorami, jak oceniacie wasze międzynarodowe relacje?

D: Nasze wydawnictwo to prawdziwa wieża babel (śmiech). Stałych pracowników jest nas kilkanaście osób i praktycznie każdy z nas pochodzi z innego kraju. Organizacja wspólnego obiadu czy kolacji to zawsze nie lada wyzwanie dla właściela restauracji, który musi ułożyć tak menu, żeby uwzględniało wszystkie ograniczenia, związane z przekonaniami religijnymi. Jesteśmy wszyscy w podobnym wieku 33-40 lat i mamy bardzo podobne wykształcenie. Również nasze drogi zawodowe przebiegały podobnie, bez względu na to, w jakim zakątku świata się urodziliśmy. Wszyscy przybyliśmy do Włoch mniej więcej w wieku 20 paru lat, najczęściej z miłości do osoby mieszkającej we Włoszech (choć niekoniecznie Włocha) albo na dodatkowe studia. Później znaleźliśmy pracę w zawodzie, znaleźliśmy miłosc, urodziły nam się dzieci… Pracujemy ze sobą od wielu lat, więc jesteśmy bardzo zżytym zespołem. Ze względu na te jakże podobne biografie więcej nas zawsze łączyło, niż dzieliło.

Urbino

0

Często spędzamy wakacje nad Adriatykiem. Trochę bardziej na północ, czy trochę bardziej na południe, ale niechętnie ruszamy się poza pas morski.

Wenecja? Oj, tam trzeba być, tam należy być, to trzeba zaliczyć, by w czasie spotkań ze znajomymi pochwalić się ile to zapłaciliśmy za kawę w Caffè Florian czy Caffè Quadri na Placu Świętego Marka, a kogo spotkaliśmy w Harry’s Bar, że pomimo ostrzeżeń mąż przeszedł pomiędzy dwoma kolumnami i ile z nas zdarli weneccy gondolierzy.

Oczywistym jest, że wszyscy jeździmy do San Marino (choć w czasie tegorocznego tam wypadu dowiedziałem się, że ilość turystów z Polski drastycznie spadła), no bo przecież należy zakupić tańsze spirytualia, nalewki, wina i kosmetyki.

Gdzie jeszcze jeździmy ? Co jeszcze zwiedzamy w tym nadmorskim pasie Adriatyku ?

Może Ravennę, ale mało kto wie, że za czasów Oktawiana Augusta był to najważniejszy port morski w rejonie. Nie pamiętamy, że pełniła ona przez 200 lat rolę stolicy bizantyjskiego władztwa w Italii.

I to jest koniec ze zwiedzaniem w czasie dwutygodniowego urlopu.

Zachęcam Was do większej aktywności turystycznej. Pokażę Wam ile można zobaczyć i przeżyć w czasie dwutygodniowych wakacji nad Adriatykiem, niekoniecznie smażąc się na skwarkę na plaży.

Bolonia, Padwa, Urbino, Modena, Maranello z Muzeum Ferrari, San Leo, Bertinoro, Verona, Jezioro Garda, Cesenatico, Trento (stolicę światowej siatkówki) i oczywiście Italia w Miniaturze – raj dla dzieci małych, dużych i ich rodziców. Może nie za jednym razem, może odpowiednio planując trasę przejazdu, ale te właśnie miasta można odwiedzić dla uciechy i niezapomnianych wspomnień.

W odległości 60-70 km na południowy zachód od obleganego przez nas Rimini, czy innych okolicznych wakacyjnych miasteczek znajduje się Urbino, miasto w całości objęte szczególną opieką i wpisane na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO, miasto, w którym urodził się Raphael Santi oraz Valentino Rossi

Już dojeżdżając do tego miasta (czy to przez Pesaro, które to jest stolicą prowincji Urbino, czy przy okazji wycieczki do San Leo – 57 km podróż San Leo – Urbino bardzo malowniczymi, krętymi, wiejskimi drogami, gdzie można zobaczyć „prawdziwe” włoskie krajobrazy pozaautostradowe – raj dla fotografów) można poczuć powagę i siłę tego miasta, spoglądając na górujący nad nim Pałac Książęcy (Palazzo Ducale).

Uwagi praktyczne:

1. Są dwa parkingi dla samochodów ( dolny i górny ). Parking dolny, znajdujący się pod Pałacem Książęcym bardzo obszerny i praktycznie zawsze znajdziecie na nim wolne miejsce. Parking górny, na wysokości Pałacu jest znacznie mniejszy i trudniej znalezć miejsce do zaparkowania.

2. Oba parkingi są płatne – kilka EUR za 3-5 godz. Jeżeli chcecie być pewni, wykupcie bilet na maks. 6 godzin. W tym czasie na pewno zwiedzicie Urbino, wypijecie kawę w kilku caffeteriach i zjecie lunch.

3. Policja bardzo przestrzega opłaconych godzin parkowania!!! Możecie być bardzo niemile zaskoczeni, że kilka minut po przekroczeniu opłaconego czasu znajdziecie mandat. Nawet nie myślcie, by go wyrzucić i nie zapłacić ! Znajdą Was po pół roku, a koszta z 30 EUR wzrosną do 400 EUR. Dlatego do posterunku policji przy dolnym parkingu była ogromna kolejka. Jestem przekonany, że po kilkugodzinnym zwiedzaniu Urbino, stanie w co najmniej godzinnej kolejce do posterunku policji zapamiętacie na długo, a to piękne miasto nie będzie Wam się dobrze kojarzyło.

4. Z dolnego parkingu do Pałacu Książęcego jest winda ( znajduje się w rogu parkingu ) – płaci się chyba 0,5 EUR. Zaoszczędza ona nam co najmniej 1 godz, gdy chcemy się dostać z dolnego parkingu na górny.

Nie wiem, które miejsce jest centrum Urbino, ale całe miasto można obejść w kilka godzin przesiadując raz to w jednej, raz w drugiej kafejce.

Dla mnie centrum tego miasta jest Piazza della Repubblica, gwarny, niewielki plac, szczelnie wypełniony kawiarenkami i chyba ulubione miejsce spotkań studenckiej młodzieży. Trafiliśmy tam w dniu zakończenia roku akademickiego, stąd gwar i radość, zwłaszcza wśród tych, którzy odebrali magisterskie dyplomy były jeszcze większe. Ale i noszące na głowach dębowe wieńce dziewczyny, oznaczające odebranie dyplomu stanowiły dodatkową atrakcję miasta.

Odchodząca od Piazza della Repubblica i ostro pnąca się ku górze Via Raffaello Sanzio jest typowym turystycznym deptakiem. To tutaj pod nr 57 urodził się wielki malarz renesansu, ogromny rywal Leonarda da Vinci – Raphael Santi. Obecnie mieści się tam muzeum. Ulica kończy się pomnikiem Raphaela oraz popiersiami zasłużonych profesorów urbińskiego uniwersytetu. Rozciągają się stamtąd piękne widoki na Umbryjsko-Marchijski Apenin, u którego podnóża położone jest miasto.

Jeżeli skręcimy z Piazza della Repubblica w przeciwległą ulicę trafimy na tyły Palazzo Ducale, gdzie mieści się Narodowa Galeria Regionu Marche, ze zbiorami prac między innymi Boticellego, Donato Bramante, Piero della Francesca. Wejdziemy na duży plac przy Katedrze św. Franciszka.

Spacerując po wąskich i krętych uliczkach Urbino, warto podnosić głowy do góry i podziwiać.

Ukoronowaniem zwiedzania powinien być obfity lunch. Proponuję restaurację Dolce Vita na Piazza della Repubblica lub 50 metrów dalej, idąc Via Raffaello Sanzio po prawej stronie Ristorante Il Girarrosto (znakomite, świeże włoskie jedzenie, którego zwieńczeniem musi być deser marscapone).

Specjalnie nie pisałem szczegółowo. Wszystko można znaleźć w przewodnikach. Chciałem jednak zachęcić Państwa do odwiedzenia tego szczególnego miasta.

Zapraszam wszystkich do Urbino, miasta Raphaela Santi.

Na zakończenie krótki film (niestety kręcony telefonem komórkowym): http://www.youtube.com/watch?v=uZGHYQ1ojn8

Nasce turbina sommersa low cost e made in Italy

0

Frendy Energy lancia prima turbina economica al mondo sommersa ad asse orizzontale: performance superiore rispetto ai concorrenti ad asse verticale.
NEW YORK (WSI) – Stavolta non è prodotta in Cina ma in Italia. La prima turbina sommersa ad asse orizzontale economica e facilmente installabile porta la firma del gruppo Frendy Energy .

Le energie eolica e idroelettrica sono state quelle più popolari in Europa tra il 2011 e il 2012. Le moderne tecniche di turbine a disposizione consentono tassi di efficienza molto alti e costi contenuti. E il vento e l’acqua sono fonti di energie inesauribili.

La turbina in questione è dotata di un generatore a 24 poli a magneti permanenti asincrono, con regolazione del flusso grazie alla rotazione delle pale gestita da inverter di ultima generazione.

SOMMERSA, la cui tecnologia è completamente made in Italy, ha la peculiarità di essere una turbina economica e facilmente installabile con una performance superiore rispetto alle turbine Kaplan ad asse verticale tradizionali.

La società, attiva in Italia nella produzione di energia elettrica attraverso
impianti mini-hydro quotata all’AIM Italia dal 22 giugno 2012, ha presentato un’altra innovazione assoluta, in questo caso nel campo finanziario obbligazionario.

Nel corso dell’eventoo „Frendy 100” che si è svolto a Milano giovedì 3 ottobre presso la sede di Borsa Italiana, Rinaldo Denti, Presidente e fondatore, ha illustrato il Frendy Bond Up 2013-2018, il primo prestito obbligazionario convertibile „zero coupon” a finestre variabili con bonus share, per il quale sarà richiesta la quotazione sul mercato AIM/Mercato Alternativo del Capitale organizzato e gestito da Borsa Italiana.

Si tratta – si legge in una nota – di un’emissione per 4 milioni e 875 mila euro, ripartita in 1.950 obbligazioni – del valore nominale di Euro 2.500 ciascuna – che darà esecuzione al relativo aumento di capitale di pari importo, a servizio della conversione, e attuerà parzialmente la delega conferita dall’Assemblea Straordinaria del 29 aprile 2013.

L’emissione del prestito obbligazionario convertibile è finalizzata al reperimento di nuove risorse finanziarie da utilizzarsi nell’ambito dell’attività di Frendy Energy al fine di perseguire la strategia di investimento e di sviluppo orientata alla creazione di un portafoglio di impianti idroelettrici. In tale contesto e a tal fine, ove se ne presenti l’opportunità, i proventi potranno essere utilizzati anche nell’ambito di una crescita per linee esterne.turbine mare

La sottoscrizione del Prestito Obbligazionario Convertibile sarà riservata ai soggetti selezionati dal Consiglio di Amministrazione che saranno individuati anche con l’assistenza di Integrae Sim S.p.A. come Lead Manager, nel periodo tra il 28 settembre e il 16 ottobre, con esclusione di qualsiasi offerta al pubblico.

„Con le risorse finanziarie derivanti dal collocamento del Frendy Bond Up – dichiara Rinaldo Denti, Presidente e Fondatore di Frendy Energy – andremo ad acquisire centrali idroelettriche esistenti e faremo partire nuovi cantieri, sempre caratterizzati dall’innovazione che ha guidato da sempre la nostra strategia di sviluppo. Anche in campo finanziario, così come in quello tecnologico, riteniamo di essere assolutamente innovativi, in quanto si tratterà del primo esempio di zero coupon bond convertibile a finestre variabili con bonus shares”.

 

fonte: wall street italia

 

Zakazany owoc

0

Emiliano Caradonna

Nie ma tu potrzeby dywagować. Czytając słowa “zakazany owoc” natychmiast myślimy o lśniącym jabłku, które ugryzła Ewa i które przyczyniło się do wygnania nas z Raju. Dziwne przy tym jest jednak to, że w Biblii nie wspomina się o jabłku. Nigdy. Alcimus Ecdicius Avitus, arcybiskup Vienne w latach 494-523, zyskuje pewną sławę literacką dzięki poematowi zatytułowanemu “De spiritualis historiae gestis”, mówiącym o tematach biblijnych, poczynając od grzechu pierworodnego a kończąc na przejściu przez Morze Czerwone. Na nowo zinterpretował wydarzenia biblijne, wyjaśniając je, i chciał uzupełnić niektóre braki. Do braków tych należał owoc z drzewa poznania dobra i zła; w rzeczywistości nazwa owocu nie jest wymieniana aż do momentu, gdy arcybiskup, pouczony przez swoich zwierzchników, pod wpływem genialnej intuicji, napisał po raz pierwszy: “Jedno z jabłek z tego nieszczęsnego drzewa, spowite słodkim zapachem, skusiło Ewę swoim podstępnym westchnieniem”. Kościół w tamtym okresie walczył z heretyckimi barbarzyńcami i opojami namiętnie pijącymi cydr (winorośl za Alpami słabo się przyjmowała) i wtedy to na drzewie grzechu pojawiło się soczyste Royal Gala, albo, powiedzmy, jabłko z Kampanii, piękne, czerwone Annurca (nazywane też Królową Jabłek, jabłko typowe dla południowych Włoch). I tak oto, za sprawą odpowiednio dobranego owocu, barbarzyńców zaczęto postrzegać jako postaci demoniczne, a jabłka zaczęły mieć niedobrą reputację, stając się owocem zguby. Nawet Pliniusz w swojej “Naturalis Historia” opisuje potworne stworzenia żywiące się tylko zapachem jabłek, które nazywa Trispithami. Nie był w tym jednak sam: także alchemik Vincet de Baeuvais w księdze “Speculum Naturale” twierdził, że owoc, który się powiększa dojrzewając, zamiast tracić na wadze, może być tylko diabelskim dziełem. Zdawałoby się więc, że zawiązał się prawdziwy spisek przeciwko owocowi, który zjadany raz dziennie pozwala cieszyć się dobrym zdrowiem (wtedy o tym nie wiedziano). Jednakże zniesławienie tego owocu w chrześcijaństwie nie przyczyniło się do spadku jego spożycia, ostrzegło jedynie nowonawróconych przed niebezpieczeństwami heretyckich doktryn. Według chrześcijańskiego mitu osoby jedzące jabłka wręcz – już w doczesnym życiu – torowały sobie drogę do bram piekielnych. Stewart Lee Allen w dowcipnej i uszczypliwej książce “In the devil’s garden” (ang.: w ogrodzie diabła) z 2002 r. mówi o spotkaniu z mnichem na górze Athos, który potrafił mądrze wyjaśnić, dlaczego, poza faktem, że barbarzyńcy jedli jabłka, owoc ten został wybrany do roli kozła ofiarnego. Mnich, który go ugościł, ukroił dwa cieniutkie plasterki jabłka i podając jeden z nich swojemu gościowi, pokazał mu, że czerwona skórka jabłka przypomina kobiece usta, a biały środek – kobiece zęby. Następnie przekroił jabłko na pół i pokazał pestki, zauważając, że kiedy w ten sposób na nie patrzymy, to jabłko może mgliście przywodzić na myśl żeńskie organy płciowe. Ale to nie koniec. Aby przedstawić ostateczny dowód, przekroił nowe jabłko w poprzek i pokazał, że powstała w ten sposób pięcioramienna gwiazda: oczom Allena ukazał się pentagram, znak Szatana. Cóż można było jeszcze dodać, kiedy gołym okiem widać było, że jabłko to najbardziej grzeszny z owoców? Brakowało jeszcze smaku. Ten słodki, pyszny, cukrowy smak pieści nasze kubki smakowe, a gdy tylko językiem dotkniemy miąższu, szybko przechodzi w smak kwaśny, kłujący, lekko ostrawy, stojąc w wyraźnej opozycji do początkowych wrażeń. Tak też i diabeł początkowo łagodnie nam się przypochlebia, a potem wiedzie nas w gorycz grzechu. Oliwy do ognia dolewa analogia pomiędzy jabłkiem a kobietą. To przecież Ewa doprowadziła Adama do grzechu, a nie na odwrót. Króko mówiąc, związek “jabłko plus kobieta”, według kościoła chrześcijańskiego, nie mógł doprowadzić do żadnego innego miejsca, poza piekłem. Walt Disney również uczcił grzeszność jabłka dając je do zjedzenia niewinnej królewnie Śnieżce, i także tym razem to kobieta (zła wiedźma) częstuje tym owocem. Gdyby więc jakaś kobieta chciała was poczęstować pyszną szarlotką – przepis podam tylko osobom, które skontaktują się ze mną osobiście – a wy, niczym Adam, nie trzymalibyście się swoich zasad, i przyjęlibyście poczęstunek, popełnilibyście grzech… łakomstwa, oczywiście. I zaczęłoby się wasze zstępowanie do piekieł. Ale prawdziwą tajemnicę, sprawę najdziwniejszą w historii owocu grzechu, postanowiłem pozostawić na sam koniec. Chcę na koniec postawić pytanie, które może podważyć wasze dotychczasowe przekonania. Według muzułanów tak na prawdę owocem grzechu jest figa. Można to wyczytać również w Księdze Rodzaju (3,7). Figowiec to w rzeczy samej jedyne drzewo wymienione w opisie ogrodów Edenu. A czym przesłonili się nasi nieszczęsni prarodzice, gdy zdali sobie sprawę ze swojej nagości? Właśnie liśćmi figowca. Może dlatego, że byli pod nim po to, żeby popełnić grzech?

“Emocje tanga

0

Lucia Morgantetti

Monika Pastuszak to kobieta o tysiącach pomysłów i zajęć. Poza swoją pracą i ważną rolą mamy Krzysia, pielęgnuje swoje hobby, zawsze dając z siebie wszystko. Gra, tańczy, ale przede wszystkim uwielbia utrawalać swoje emocje za pomocą obiektywu aparatu fotograficznego, aby móc je przekazać innym. Jej nowa wystawa, która rozpocznie się 26 października b.r., tym razem będzie poświęcona tangu. Tango narodziło się na przedmieściach Buenos Aires około 1880 roku. Nie wiadomo nic na temat tego, jak ono powstało, nawet etymologia nazwy nie jest zupełnie jasna. Nie ma też nazwiska, daty czy szczególnego wydarzenia, które były by powiązane z jego początkiem. Tango pojawiło się nagle, jako rodzaj wspólnego języka mieszkańców Buenos Aires: tłumów imigrantów włoskich, hiszpańskich, niemieckich, rosyjskich polskich, węgierskich. Wiele rodzin imigranckich mieszkało w wielkich conventillos (hiszp., tłum: domy współdzielone przez imigrantów, powstawały w Argentynie pod koniec XIX w. ), a rozbrzmiewające na ich podwórzach dźwięki muzyki, wraz z krokami tańca, łączyły ludzi o wiele łatwiej, niż nieskładny hiszpański, w którym każdy usiłował coś powiedzieć. Tak więc tango powstało za sprawą uchodźców, wspomnień o innych tańcach, rytmach i melodiach, za sprawą mieszaniny kultur, które przypominały o wcześniejszym życiu. Ci emigranci, pochodzący z Europy, ale również z innych kontynentów, przybyli do ogromnego kraju, który potrzebował ich rąk, żeby się rozwijać. Wielu z nich zatrzymało się na obrzeżach Buenos Aires, dynamicznie rozwijającej się stolicy, i tam spotkało się z miejscową ludnością, także zepchniętą na margines. W tym właśnie miejscu, tej Wieży Babel, obie grupy nieuchronnie musiały ze sobą żyć. Pierwotna Argentyna została zastąpiona innym krajem, i brak jej było określonej tożsamości, czy też silnych wspólnych wartości. Tango staje się więc mitem założycielskim, na którym opiera się tożsamość narodowa, który jednocześnie obejmuje i zawiera w sobie wszystkie poszczególne tożsamości narodowe, określając wieloraką tożsamość. Punktem zwrotnym, który doprowadził do rozpowszechnienia się tanga na całym świecie, było dotarcie tego tańca do Paryża, stolicy szyku oraz lustra pluralistycznego społeczeństwa, do pewnego stopnia radosnego i wolnego od przesądów. We wczesnych latach XX w. ten przywieziony z Argentyny zmysłowy taniec zaczyna zajmować miejsce walca i polki. Po tym jak kościelne władze Paryża zażądały wprowadzenia zakazu tańczenia tanga, uważanego z taniec skandaliczny, papież Pius X ponoć zarządził, żeby para tancerzy tanga odtańczyła je przed nim, aby mógł ocenić bezpośrednio i osobiście skandaliczność tego tańca. Po prywatnym pokazie tańca najwyższy Kapłan rzekł ponoć:

“Wydaje mi się, że piękniejszy jest taniec forlana [przyp. tłum.: żywytaniec włoski wrytmie na 6/8 lub na 6/4], ale nie widzę nic bardzo grzesznego w tym nowym tańcu!”

Zarządził więc odwołanie kościelnych kar przewidzianych dla osób tańczących tango. Zdarzenie to było też źródłem inspiracji dla znanego wiersza (Tango e Furlana) Trilussa.

Moniko, jak zrodził się pomysł opowiedzenia o tańcu poprzez fotografie?

Pomysł zrobienia tych zdjęć narodził się w zeszłym roku, gdy byłam w Trapani na wakacjach. Jako że uwielbiam argentyńskie tango, wpadłam na pomysł, żeby zorganizować wspólnie z moim przyjacielem, tancerzem tanga, wieczór wina i tanga. Wino i tango to razem dwa “upojne” składniki. Chciałam pokazać osobom, które jeszcze nie spróbowały tanga, jakie emocje wzbudza ta muzyka i jakie namiętności uwalniają się, gdy do niej tańczymy. To jedyne w swoim rodzaju namiętności i emocje, trudne do ujęcia w słowa. Tangiem przekazujemy równowagę i delikatność w związkach miłosnych, a jednocześnie wyrażamy głęboką zmysłowość, której nie da się znaleźć w żadnym innym tańcu.

Kiedy pokochałaś tango?

Zakochałam się w tangu dwa lata temu. Na początku to był dla mnie tylko taniec. Prawdopodobnie nie byłam wtedy gotowa i nie potrafiłam zrozumieć tego wszystkiego, co tango ma nam przekazać i co przekazuje. Po pewnym czasie, słuchając muzyki Astora Piazzoli, tzw. tang milonga, i tańcząc do niej wieczorami, udało mi się zrozumieć jej przekaz… Gdy zamykałam oczy, zaczęłam czuć się zespolona z muzyką. Za sprawą tanga, jego ruchów i kroków, całe ciało stapia się z muzyką i partnerem, a tancerze przenoszą się do magicznego świata, w którym wrażenia, emocje oraz samą namiętność można wyrazić bez skrępowania.

Tango to argentyński taniec. Byłaś już w Ameryce Południowej?

Nie, jeszcze nie byłam w Argentynie, ale mam nadzieję, że kiedyś tam pojadę, żeby zobaczyć taniec profesjonalnych tancerzy argentyńskich, a przede wszystkim nacieszyć się nim. Kiedy nadejdzie ten dzień, uda mi się zrealizować w pełni moje dwa marzenia, dwie pasje: tango i zdjęcia.

Co chcesz przkazać publiczności poprzez swoją nową wystawę?

Projekt “Emocje tanga” jest zadedykowany wszystkim osobom, które kochają muzykę i taniec. Zdjęcia trzech cudownych par sycylijskich tancerzy opowiadają o podróży rozpoczętej o świcie, a zakończonej o północy. Podobnie jak rodzi się dzień, a później stopniowo się rozwija, aby zakończyć się nocą, tak rodzą się uczucia i miłość. Miłość do tanga, ale także miłość wobec siebie samych i wobec innych. Uważam, że tango argentyńskie to tajemniczy świat, do którego każdy powinien spróbować wejść przynajmniej jeden raz. Świat pochodzący prosto z serca i prowadzący do serca. Mam nadzieję, że w mojej wystawie każdy widz znajdzie coś dla siebie, coś co rozjaśni jego dzień oraz codzienność i wzbogaci je pasją i uczuciem. Tak jak sycylijskie słońce, muzyka i taniec rozgrzały i rozjaśniły moje.

Wystawa zdjęć Moniki Pastuszak, która odbędzie się w Szkole Tanga Argentyńskiego “Złota Milonga”, przy ul. Długiej 44/50, wejście od strony Ogrodu Krasińskich w Warszawie, rozpocznie się 26 października o godzinie 18 i będzie czynna przez miesiąc.

Zapraszamy!

Warsaw Lights & Music

0

Ewa Solonia

Kto się lubi muzykę, sztukę i taniec niech uważnie czyta. Wyjątkową noc dla wielbicieli “inteligentych” rytmów klubowych, połączonych z artystycznymi atrakcjami przygotował w tym miesiącu klub Znajomi Znajomych w Warszawie. 12 października Couscouskuskus kolekty organizuje w tym miejscu jedyną europejską odsłonę nocy Lights & Music. Impreza ta odbywa się cyklicznie w Tokio. Jej celem jest prezentacja muzyków oraz targ rękodzieła. W polskiej odsłonie wystąpią tacy muzycy jak Piotr Bejnar, Lutto Lento, Nut Cane, Filip Lech, RRRKRTA, MKO, QBS i Richard Hade. Lista wystawców jest jeszcze otwarta, ale z pewnością będzie można kupić sobie coś ładnego. Gwiazdą wieczoru będą oczywiście legendarny Tadashi Yabe i DJ Quietstorm – gospodarze japońskiego “Lights & Music”.

Warsaw Lights & Music

Tadashi Yabe i DJ Quietstorm:

12.10.2013 Znajomi Znajomych,

ul. Wilcza 58A, Warszawa

g 20:00, wstęp wolny

 

WAKCJE POLAKÓW I WAKACJE W POLSCE

0

Środek lata, piękna pogoda, wszyscy marzą o wakacyjnym wyjeździe. Jednak gdzie i jak najchętniej wypoczywają Polacy? Jak zmieniła się turystyka w Polsce w ostatnim czasie? Które miejsca warto odwiedzić? Zobaczmy.

Według najnowszych danych (badania przeprowadzone dla Mondial Assistance) tegoroczny wyjazd wakacyjny planuje 16 milionów Polaków, w tym prawie 6 milionów spędzi urlop za granicą. Biura podróży proponują coraz ciekawsze miejsca i kraje, kuszą cenami i atrakcjami, a wszystko po to, aby zachęcić do skorzystania z oferowanych usług jak największą liczbę klientów.

Mimo że najczęściej wybieranymi przez wczasowiczów kierunkami są Chorwacja, Hiszpania, Włochy, Grecja i Turcja, to niebywale szybko wzrasta również liczba dalekich egzotycznych podróży do Tajlandii, Indonezji czy Chin. Ponadto nie trudno zaobserwować nowy trend w samym sposobie wypoczywania. Coraz więcej osób zamienia leniwe wylegiwanie się na plaży na aktywną formę rekreacji. Żeglowanie, nurkowanie, wędrówki po górskich szlakach, czy wyprawy rowerowe to tylko niektóre z przyjemnych i cenionych przez turystów sposobów na czynne spędzanie wolnego czasu podczas wakacyjnego urlopu. Dzięki licznym letnim festiwalom powoli popularność zyskuje także turystyka kulturowa, a festiwale muzyczne, filmowe i sztuki co rok odwiedza coraz więcej turystów w wielu miastach.

Co ciekawe, rośnie liczba Polaków, którzy wyjazd organizują na własną rękę, bez pośrednictwa biur podróży. Dlaczego? Otwarte granice, znajomość języków obcych, tanie loty, ale przede wszystkim Internet, który jest obecnie kopalnią informacji, umożliwiają stosunkowo szybką i dostosowaną do indywidualnych potrzeb organizację wakacyjnego urlopu.

Ci, którzy nie wybierają się za granicę, ale też nie mają zamiaru bezczynnie siedzieć w domu, na pewno znajdą coś odpowiedniego dla siebie spośród wielu atrakcji turystycznych w Polsce. Na szczęście nie brakuje miejsc mało znanych, nie występujących w popularnych krajowych przewodnikach, gdzie z dala od zatłoczonych szlaków i tłumów plażowiczów można z łatwością połączyć relaks wraz ze zwiedzaniem oraz aktywnością fizyczną. A oto kilka propozycji dla tych, którzy jeszcze nie zaplanowali swojego letniego urlopu:

 

Giże

Miejscowość w województwie warmińsko-mazurskim położona wśród malowniczych pól, gęstych lasów i przejrzystych jezior. Idealne miejsce dla miłośników sportów wodnych, wędkarzy, a przede wszystkim dla wszystkich, którzy chcą spędzić wolny czas na łonie natury. Dzięki niedawno otwartemu lądowisku to także wymarzona baza dla posiadaczy motolotni oraz lekkich samolotów (do 6 ton).

Pałac Krzyżtopór w Ujeździe i Bałtowski Kompleks Turystyczny

Ruiny pałacu (mylnie nazywanego zamkiem) o niezwykłej budowie: składa się on z 365 okien (tyle, ile dni ma rok), 52 pokoi (liczba tygodni), 12 ogromnych sal (liczba miesięcy) i 4 wież (liczba pór roku). A to niespełna 50 km od Bałtowa, miejsca pełnego atrakcji dla całej rodziny: jura park, zwierzyniec, park rozrywki, spływy tratwami i wiele innych z pewnością dostarczą niezwykłych emocji.

Śląskie kopalnie

Miejsce inne niż wszystkie znane atrakcje turystyczne. Kopalnia „Guido” w Zabrzu położona jest na dwóch głębokościach: 170 i 320 metrów. Dzięki licznym ekspozycjom i sali kinowej można zobaczyć, jak dawniej wyglądała praca ludzi i koni przy wydobyciu węgla, odbywając przy tym niezapomnianą podziemną wycieczkę. Z kolei trasę Zabytkowej Kopalni Srebra w Tarnowskich Górach częściowo pokonamy płynąc łódką.

Orla Perć

To propozycja jedynie dla doświadczonych turystów. Wysokogórski szlak turystyczny, będący najtrudniejszym szlakiem nie tylko w Polsce, ale całej Europie, położony jest w samym sercu Tatr. Trasa, która biegnie wśród urwisk i przepaści wymaga odpowiedniego przygotowania i formy. Jednakże tajemniczość i piękno Orlej Perci warte są każdego wysiłku.

 

Doświadczenie w Legambiente

0

Julia Szawłowska

Tego lata po raz kolejny postanowiłam wyruszyć na wakacyjny wolontariat za granicą. Tym razem za cel obrałam sobie Włochy i projekt ekologiczny. Po załatwieniu wszystkich koniecznych formalności byłam gotowa do wyjazdu. Po wylądowaniu w Bergamo i przeprawie przez pół Lombardii, w końcu udało mi się dotrzeć do małej wioski Rovato. To jednak nie był cel mojej podróży. Wystarczyło spojrzeć w górę, by zobaczyć mój dom przez najbliższe trzy tygodnie. Znajdował się na jedynej górze w okolicy, z czego wzięła się jej nazwa – Monte Orfano (Osierocona Góra). Wspinaczka na szczyt nie była łatwa i zajęła pół godziny. Kiedy dotarłam na miejsce, zapoznałam się ze stałymi mieszkańcami domu. Stopniowo zaczęli też napływać pozostali wolontariusze. Dwie osoby z Korei Południowej, dwie z Czech, dwie Ukrainki, dwie Rosjanki, dwóch Portugalczyków, Chinka i jeszcze jedna osoba z Polski – w sumie było nas trzynaścioro. Po kolacji (na której oczywiście podana została pizza) zostaliśmy wprowadzeni w szczegóły naszej pracy, która miała rozpocząć się następnego ranka. W typowym dniu pracy budziki rozdzwaniały się już przed siódmą rano. O ósmej mieliśmy zaczynać pracę. W jej zakres wchodziło oczyszczanie ścieżek i szlaków rozsianych po całej górze, wycinanie zbyt rozrośniętych krzewów i drzew oraz usuwanie łuszczącej się farby z zapuszczonych ławek i malowanie ich na nowo. Niektóre tablice informacyjne też wymagały odświeżenia. I tak mijały kolejne dni, spędzone na malowaniu, wyrywaniu chwastów i pomocy w ogródku mnichów, mieszkających w klasztorze sąsiadującym z naszym domem. Czasami w naszych codziennych obowiązkach wspierali nas mieszkańcy przyklasztornego ośrodka wychowawczego – młodzi chłopcy w konflikcie z prawem. Kończyliśmy zwykle około godziny 13, kiedy słońce grzało tak mocno, że dalszą pracę czyniło niemożliwą. Popołudniami jeździliśmy nad pobliskie jeziora żeby zasmakować zasłużonego odpoczynku. Wieczory przegadywaliśmy nawet do 3 w nocy, obserwując z góry cztery otaczające nas miasteczka – Rovato, Coccaglio, Cologne i Erbusco. Podziwiając widoki pod nami, dyskutowaliśmy ze sobą świetnie się bawiąc, pomimo tego, że jeszcze kilka dni wcześniej nie wiedzieliśmy o sobie zupełnie nic.

Całemu projektowi patronowała organizacja Legambiente we współpracy z lokalną Il dito e la luna. Legambiente to najbardziej rozpowszechnione i największe stowarzyszenie ekologiczne we Włoszech, z dwudziestoma oddziałami regionalnymi i ponad 115 tysiącami członków. Organizacja działa już od niemal trzydziestu lat, a jej główne przesłanie to uświadamianie ludziom, że poprzez lokalne zmiany, które łatwo można zaprowadzić, da się stworzyć lepsze środowisko dla nas wszystkich w skali globalnej.

I tu nasuwa się pytanie, czy poprzez naszą pracę, faktycznie zaprowadziliśmy lokalne zmiany. Myślę, że tak. Morte Orfano rozbłysła swoim blaskiem na nowo, tym razem już bez chwastów i z nowymi szlakami. A satysfakcja i duma, z jaką patrzy się na efekty swojej pracy, jest nieporównywalna z niczym innym.

 

Polonia Under 17 femminile Campione d’Europa!

0

L’interesse verso il calcio femminile da parte dei tifosi non è decisamente proporzionale ai successi che ottengono le giovani calciatrici polacche. Lo scorso 28 giugno le ragazze della nazionale polacca U-17, mentre le loro compagnie di classe finivano l’anno scolastico, hanno vinto in Svizzera il primo Campionato Europeo nella storia del calcio femminile polacco. Queste ragazze diciassettenni hanno profuso sul campo il massimo impegno, giocando un calcio bello e grintoso. Appena un mese dopo la fine dei Campionati Europei, la nazionale femminile di calcio Under 17 ha dovuto iniziare le qualificazioni per il prossimo torneo continentale, che si terrà in Inghilterra. Le giovanissime polacche, dopo aver vinto le partite d’esordio con il Kazakistan e l’Azerbaigian a Brzeg, hanno centrato il passaggio alla seconda fase delle qualificazioni. Le calciatrici e il loro allenatore Zbigniew Witkowski sono stati intervistati in esclusiva da Gazzetta Italia. Sulle emozioni legate alla vittoria ha parlato soprattutto Magdalena Gozdecka, che milita nelle file del AZS UJ Kraków.

Magda, come ci si sente ad avere vinto il Campionato Europeo venendo poi premiate dal Segretario Generale UEFA, Gianni Infantino?

“È un’emozione indescrivibile: aver avuto la possibilità di essere premiate da Gianni Infantino, che spesso si vede in TV in occasione dei sorteggi o delle riunioni dell’UEFA, è stato davvero bello. Peccato che non fosse presente Michel Platini che partecipava al matrimonio del figlio di Boniek. Per questa ragione a Nyon è mancato pure il presidente della PZPN.”

Come è iniziata la vostra carriera?

“Molte ragazze hanno iniziato a giocare a calcio da bambine con i loro amici maschi. Quando si sono rese conto che il gioco le rendeva felici e che talvolta battevano i ragazzi, hanno deciso di iscriversi in un club. Poi la nostra carriera è andata avanti in modo molto semplice.”

Come conciliate gli obblighi della nazionale con i vostri impegni scolastici?

“Penso che se uno ci tiene a realizzare i propri sogni, allora dà sempre il meglio per organizzarsi le giornate. La maggior parte di noi frequenta le scuole sportive, quindi gli insegnanti sono più comprensivi nei nostri confronti e consapevoli del fatto che abbiamo dei doveri verso la nazione e il club.”

Il calcio vi ha dato la gioia del gioco e l’ebbrezza della vittoria. Ma cosa vi ha tolto?

“Sicuramente a causa dei numerosi allenamenti non abbiamo abbastanza tempo da dedicare ai nostri genitori, ai fratelli o agli amici. Dal momento della vittoria dei Campionati in Svizzera, a casa mia ho passato soltanto quattro giorni. Sono sempre stata in viaggio prima in occasione dei Giochi della Gioventù e poi per il ritiro della nazionale in vista delle due partite di qualificazione.”

La Polonia ha grandi possibilità di essere scelta come paese organizzatore dei prossimi Campionati Europei di calcio femminile, nel 2017.  Che ne pensate?

“Sicuramente ci piacerebbe tantissimo. La gioia sarebbe doppia se questo servisse a promuovere l’immagine del calcio femminile nel nostro paese, perché al momento sembra che l’interesse dei tifosi sia rivolto quasi esclusivamente verso il calcio maschile.”

Cosa pensate del calcio italiano?

“So che anche in Italia le ragazze giocano bene. Una volta ho partecipato all’Italy Cup e mi è piaciuto molto. È un torneo internazionale che viene giocato ogni anno nei pressi di Rimini.”
Durante le partite svoltesi a Brzeg ho potuto parlare anche con l’artefice del successo della rappresentativa femminile polacca di calcio under 17, l’allenatore Zbigniew Witkowski. Ricordatevi questo cognome, perché questo allenatore potrà garantire ai tifosi polacchi molti momenti di gioia.

Ha fatto il dottorato di educazione fisica presso l’Istituto di Fisiologia e di Sviluppo dei Bambini e degli Adolescenti dell’Accademia Formativa Russa a Mosca.  In che modo questa istruzione la aiuta nella gestione della squadra giovanile?

“La mia istruzione e il fatto che insegno a un’università mi danno la possibilità di consultare la più recente letteratura e i materiali formativi e di essere aggiornato su questo sport. La gestione di questo squadra non è così difficile perché le ragazze sono ormai mature. Questa è una squadra di atlete molto disciplinate e umili, consapevoli del fatto che in giro ci sono centinaia di altre giocatrici che potrebbero benissimo occupare il loro posto.”

Lei gestisce un gruppo di ragazze fantastiche. È stato molto difficile selezionere le undici titolari?

“È importante dire che all’interno della nostra squadra venga sottolineato il ruolo anche delle giocatrici di riserva. Loro sanno che quando entrano in campo non indeboliscono la squadra, anzi contribuiscono molto positivamente al gioco.”

Il Comitato Esecutivo della UEFA a Venezia ha stabilito che a partire dal Campionato 2013\14 prenderanno parte alla fase finale soltanto otto squadre. Questo renderà ancor più difficile il vostro compito?

“Questa è senza dubbio la composizione più difficile tra tutti i tornei giocati nell’ambito della UEFA. Adesso è molto simile a quella delle squadre Under 19.”

Durante una conferenza stampa Lei ha detto di voler continuare il lavoro anche nella categoria Under 19.  Possibile?

“Tutto dipende dalla PZPN. Non sono io a decidere su questa cosa ma penso che solo il lavoro duraturo e sistematico potrà portare a qualche risultato. Questo modello è il migliore per l’allenatore, visto che così potrebbe seguire le ragazze a partire dall’under 15, poi nell’under 17 per due anni, per poi infine concludere il ciclo nell’Under 19. Solo in questo modo, dopo sei anni, sarà possibile valutare il lavoro di un allenatore, valutando le sue scelte e i suoi risultati, anche in base al numero delle giocatrici che poi faranno parte della nazionale maggiore.”

Lei intende guidare un giorno un club maschile oppure preferisce rimanere nel calcio femminile?

“Non escludo in futuro la possibilità di allenare una squadra maschile. Nel frattempo vorrei lavorare con la rappresentativa Under 19, dal momento che vedo in questa squadra enormi prospettive. Ho guidato queste ragazze per quattro anni e abbiamo vinto assieme i Campionati Europei. Abbiamo lavorato su certi schemi e automatismi del gioco, che adesso vengono eseguiti alla perfezione.”

Si dice che il calcio italiano per via della sua tattica rappresenti una vera e propria sfida per un allenatore. Lei condivide quest’opinione?

“Penso che nel calcio di oggi le differenze tra i sistemi e gli stili di gioco siano molto esigue. Si sa che in Europa la preparazione tattica delle squadre è stata da sempre al massimo livello e non solo in Italia. Per quanto riguarda il Bel Paese, posso solo dire che è stato in Italia che ho visto giocare  il  miglior giocatore che abbia mai visto. Sto parlando di Diego Maradona che era bravissimo e giocava meglio di Messi.”

Esattamente come le polacche anche le giocatrici italiane Under 17 hanno superato la prima fase dei preliminari. Le italiane hanno vinto con la Macedonia 6 a 0, con la Bulgaria 10 a 0  e con la Svizzera 5 a 1, occupando la prima posizione del loro girone.

Paparazzi Warszawski Teatr Akt podbił Sycylię

0

Teatr Akt jest jedną z nielicznych offowych grup teatralnych w Polsce konsekwentnie uprawiających od wielu lat swój autorski teatr na profesjonalnym poziomie. Wyrósł z tradycji polskiej szkoły pantomimy, ale szybko zaczął wypracowywać własny język teatralny i wzbogacać technikę o doświadczenia współczesnego teatru poszukującego. Absurdalne poczucie humoru jest niemal znakiem rozpoznawczym spektakli Aktu. Ich lekkie, żartobliwe „Płonące Laski 4” („Chick-Stick”) z miejsca stały się sztandarowym elementem repertuaru Teatru i otworzyły mu wiele międzynarodowych drzwi. Artyści wystawili je na Festiwalu Teatrów Ulicznych Ibla Buskers w Ragusie w 2007 roku. Tak rozpoczęła się ich sycylijska przygoda!

To właśnie w Ragusie nawiązała się znajomość między członkami Teatru a Augustem Schuldes i Amelią Bucalo Triglia, z którymi artyści współpracują do dziś. Schuldes jest organizatorem Festa del Fuoco na Stromboli, natomiast Bucalo Triglia – organizatorką festiwalu Teatro del Fuoco, odbywającego się na Wyspach Liparyjskich oraz w Palermo na Sycylii, gdzie na karnawale w 2012 roku nie zabrakło za jej sprawą artystów Aktu.

Założycielami Teatru są Agnieszka Musiałowicz, Marek Kowalski i Tomasz Musiałowicz. W późniejszych latach do zespołu dołączyli Marta Suzin, Tomasz Dusiewicz, Janusz Porębski i Krzysztof Skarżyński, którzy do dziś stanowią jego filar. Teatr organizuje przedstawienia sceniczne, plenerowe, parady uliczne, pokazy ogniowe, a w swoje spektakle wplata działania interaktywne i happeningowe, oparte na bezpośrednim kontakcie z widzami. Odwołuje się przy tym do tradycji wędrownych komediantów, teatru jarmarcznego, cyrku oraz commedia dell’arte.

W tym roku Teatr zagrał na Sycylii w sumie 5 spektakli: 25 i 26 lipca „Dreamers” w Teatro al Castello na wyspie Lipari, 27 lipca „Sparks in Pandora” w Terme na wyspie Vulcano oraz 30 i 31 lipca – „Burning Desire” w Villa Filippina w Palermo. Ten ostatni został przygotowany we współpracy z innymi artystami, m.in. rodowitymi palermitańczykami oraz grupą Anta Agni ze Słowacji.

Teatr Akt zawita na Sycylię również w przyszłym roku, potwierdzając niejako swoją wyrobioną już pozycję na tamtejszej scenie. Otrzymał także zaproszenie na festiwal do Chin na przełomie stycznia i lutego, i prowadzi rozmowy dotyczące kilku innych wydarzeń na skalę światową. Jak co roku, Teatr wystąpi także na wielu festiwalach w Polsce. Z uwagi na ich plenerowy charakter, spektakle mogą być podziwiane przez polskich widzów od maja do października.