Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 66

Ferragosto w kinie włoskim

0

Odcinek 8. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

Z okazji Ferragosto Diana Dąbrowska opowie w jaki sposób ten jeden z najważniejszych dla Włochów dni stał się nie tylko tłem, lecz nierzadko także bohaterem włoskich filmów. O wakacjach, samotności i nadziei oraz szczególne polecenia filmowe na ten wyjątkowy dzień.

Pompeje: Życie toczy się dalej

0

Czy można czuć rozpierającą energię życia, spacerując pośród ruin? Uczucie to, pozornie niepasujące do okoliczności, towarzyszyło mi od momentu, gdy jeszcze idąc wzdłuż via Plinio rzucałam nieśmiałe spojrzenia za nowoczesne ogrodzenie oddzielające przeszłość, od teraźniejszości: starożytne Pompeje od dzisiejszych.

Rozpierało mnie wrażenie przynależności, radości z powrotu do miejsca bliskiego sercu, mimo, że tak naprawdę odwiedzałam je po raz pierwszy. Dziwne uczucie zrozumienia dla tych murów, niejako wciąż pulsujących życiem, zupełnie jakby nieprzerwanie krążyły w nich wspomnienia nie tyle tragicznego dnia 24 sierpnia 79 roku, co tętniącej, gwarnej, prostej codzienności.

Wino, labirynt dróg i pompejańskie domus

Żywa winorośl, rosnąca nieopodal amfiteatru i bujna zieleń wydają się być tymi samymi sprzed wieków; milczące, harmonijne w cieniu czuwającego Wezuwiusza, trzymającego pieczę nad równowagą otaczających jego podnóże ziem. I w rzeczy samej, na obszarze nazwanym Foro Boario, gdzie według początkowych założeń miał odbywać się handel bydłem, późniejsze badania archeologiczne wykazały jednak ślady istnienia pokaźnych rozmiarów winnicy, którą obecnie zrekonstruowano. 

Archeolodzy podzielili starożytne miasto na dziewięć rejonów, a są one – jak można łatwo dostrzec na mapie – wyznaczone przez główne ulice miasta, wszystkie podpisane, podobnie jak poszczególne zabytki. W rejonie II, nieopodal wejścia od ulicy Plinio, rosną strzeliste sosny piniowe, konkurując swą wielkością z utrudzonymi murami wiekowego anfiteatro. To rejon odnowionych w 2016 roku domostw: domus Octaviusa Quartiusa oraz willa Giulia Felice. Willa była jedną z pierwszych, do których dotarły strudzone ręce archeologów. Obecnie rezydencja zachwyca żywymi barwami naściennych malowideł i zadbanym ogrodem, w którym, gdy wyostrzymy wyobraźnię, w dalszym ciągu można usłyszeć szum płynącej wody. 

Drogi wybrukowane były i są po dziś dzień wielkimi kamieniami. Te przeznaczone do ruchu kołowego można rozpoznać od razu po głębokich koleinach, których nie uświadczymy jednak przy traktach przeznaczonych dla pieszych – wjazd wozom uniemożliwiały odpowiedniej wielkości głazy ułożone po trzy lub cztery w rzędzie. Po antycznych ulicach stąpa się jak po wielkim, cichym labiryncie, który odkrywa przed nami niekiedy wzruszające oblicza miasta pochowanego przez wieki w popiele: starożytną piekarnię czy dom Fauna (pod który, tak na marginesie, prowadzi nas vico del labirinto, czyli ulica/zaułek labiryntu) nie sposób przeoczyć czy nie rozpoznać.

Faun w rzeczywistości jest statuetką z brązu, pilnującą suchej już fontanny w przestronnym atrium. Kolorowa posadzka pod jego stopami przypomina o barwnym, być może, życiu jakie prowadzić mogli jego mieszkańcy. Inne budowle nie są już tak oczywiste. Gołe mury, ruiny porośnięte trawą nie mówią nam o sobie nic. Możemy jedynie wyobrażać sobie, że zaglądamy do czyjegoś domu. Aż chciałoby się zapukać w niewidzialne drzwi, pytając: „Czy można? Chętnie poznamy waszą historię”. Mury milczą, zdradzając jedynie zdobiącą je tablicę z numerem rejonu, w którym się znajdują. 

Rejon Porta Marina i Forum

Nieopodal świątyni Fortuna Augusta leży pies. Bez obroży, ale widocznie nie bezpański – sprawia wrażenie jakby przynależał do miejsca bardziej niż wiekowe kamienie, odpoczywając na dywanie z miękkiej, zielonej trawy między pozostałościami po starożytnych zabudowaniach. Wpół przymkniętymi oczami przygląda się sennie mijającym go turystom, bez nadmiernego zainteresowania. Jest u siebie, a my jesteśmy przechodniami, gośćmi, jednymi z wielu. W budynku Eumachii i innych przy via dell’Abbondanza kwitną maki. Nie sposób nie zatrzymać się przy nich na moment, nie nadać symbolicznego znaczenia okolicznościom, które niekiedy opowiadają historię piękniej niż niejeden przewodnik.  

Parę kroków dalej uwagę przykuwa zatrzymany w bezruchu posąg Apolla z wyciągniętymi ramionami, jakby gonił za czymś nieuchwytnym, minionym. W rzeczywistości brakuje w jego delikatnych dłoniach łuku, z którego mierzył, w rozbiegu, przed siebie. Forum opowiada o potędze miasta. Tam łapie się oddech, dostrzegając kolejno miejsca kwitnącego niegdyś handlu czy religijnego kultu. Serce placu zdobi natomiast posąg centaura, autorstwa Igora Mitoraja. Rzeźba, ze względu na swój na mitologiczny i niezwykle tajemniczy charakter, stanowi niemalże część integralną wykopalisk, choć zdobi je zaledwie od kilku lat.

Obszar Forum i otaczających go świątyń i budowli to rejon VII, uznany za pierwsze skupisko miejskie. Najszybciej można dotrzeć do niego od wejścia Porta Marina, które łączy rejon siódmy z ósmym, gdzie w pobliżu świątyni Wenus stoi Dedal – inne dzieło Mitoraja. Dedal bacznie obserwuje teraźniejszość – nowe Pompeje przy viale ai Teatri, która płynnie przechodzi w via Plinio. I znów stoję tam zachwycona, nieopodal porta di Nocera, spoglądając na ciche, brukowane ulice i czuwającego Wezuwiusza. 

Obecnie nowe Pompeje to urocza via Roma, prowadząca do placu Bartolo Longo, przy którym wznosi się Sanktuarium Matki Bożej Różańcowej. Podczas gdy za murami milczy historia, po ich drugiej stronie, przy straganach krzątają się sprzedawcy cytryn i pamiątek, tłoczą się kelnerzy; a zapachem świeżej kawy, słodkiej lemoniady i aromatycznych dań wodzą nas za nos i przyciągają przytulne bary i restauracje. Przestroga tuż przy gwarnej codzienności beztroskiego „carpe diem”, stare tuż u boku nowego. Życie toczy się dalej. 

foto: Magda Karolina Romanow-Filim

Włoska piłka – pełna pasji, pełna absurdów

0

Rozmowa z Piotrem Dumanowskim i Dominikiem Guziakiem, specjalistami włoskiego calcio i autorami publikacji „W krainie piłkarskich Bogów. O Polakach w Serie A” (Wydawnictwo otwarte, 2020)

Diana Dąbrowska: Wasza książka nie jest zbiorem wywiadów z piłkarzami, nie ma też wyraźnego podziału na kluby, zawodników niegdyś grających i tych obecnych teraz w lidze włoskiej. Jest to podróż bardzo różnorodna i nieprzewidywalna, złożona ze strzępków anegdot, rozmów, cytatów, obserwacji… To wszystko składa się na bardzo intrygujący portret jednej z barwniejszych lig piłkarskich na świecie. Czy od początku wiedzieliście, że postawicie właśnie na taką strukturę książki?

Piotr Dumanowski: Tak. Od początku wiedzieliśmy, że nie chcemy, żeby był to tylko zbiór wywiadów z piłkarzami. Przed rozpoczęciem pracy nad książką mieliśmy za sobą kilkadziesiąt wyjazdów do Włoch, prywatnych i służbowych. Znaliśmy już dobrze kraj, ludzi, specyfikę ligi włoskiej. Nie startowaliśmy od zera, dlatego mając w głowie kilkanaście anegdot i przygód, które przez lata nam się przydarzyły wiedzieliśmy, w jakim kierunku chcemy iść. Założyliśmy sobie, że chcemy poruszyć nie tylko tematy czysto sportowe. Włochy to kraj, w którym piłka dotyka wszystkich aspektów życia, dlatego nie chcieliśmy ograniczać się tylko do tego, co dzieje się na boisku, czy w szatni. Staraliśmy się, żeby była różnorodna w swojej formie i treści i wyróżniała się na tle innych sportowych książek.

DD: Od lat pracujecie we dwójkę jako specjaliści i komentatorzy Eleven Sports. Swoją miłość do Serie A prezentujecie także na kanale YT „Calcio Truck” wnikliwie omawiając poszczególne mecze danej kolejki. Panowie, czemu akurat włoska liga? Co was do niej przyciągnęło? Czy macie swoją ukochaną drużynę w serie A, której wiernie kibicujecie na co dzień?

Dominik Guziak: Po pierwsze – dorastaliśmy w czasach, gdy włoskie kluby wciąż były jednymi z najsilniejszych na świecie. Z wypiekami na twarzy oglądaliśmy, jak Milan i Inter wygrywały Ligę Mistrzów. W 2006 roku mogliśmy być świadkami jednego z największych sukcesów w historii włoskiej piłki, czyli zdobycia przez reprezentację mistrzostwa świata. Trudno było nie zakochać się w takich piłkarzach, jak Del Piero, Cannavaro, Totti, Buffon, Pirlo… Po drugie – już jako dziennikarze dostaliśmy możliwość komentowania tej ligi, najpierw w stacji Orange sport, a później w Eleven, więc nasza młodzieńcza pasja zamieniła się w coś, w czym mogliśmy się później spełniać zawodowo.

DD: Co stanowi – waszym zdaniem – o wyjątkowości Seria A na tle innych lig? Czy jej pozycja współcześnie wciąż należy do wysokich? Piłkarze wciąż marzą, aby grać we włoskich klubach?

PD: Historia. Historia wielkich drużyn, które w swoim czasie były najlepszymi na całym świecie, jak choćby Inter Helenio Herrery, Juventus Giovanniego Tapattoniego, Milan Arrigo Sacchiego, a także wielkich piłkarzy, którzy szczególnie w latach 80. i 90. grali właśnie w Italii. Obecnie Serie A nie jest już tak silna. Większość piłkarzy marzy o grze w Realu, Barcelonie, czy w Premier League, ale liga włoska wciąż cieszy się wielką popularnością na świecie i jest ligą, która wzbudza globalne zainteresowanie. Żadna liga nie ma tak wielu klubów, które są rozpoznawalne w każdym miejscu na ziemi, przez wzgląd na bogatą historię, mimo że kluby te nie są już tak możne i silne jak 10, 20, czy 30 lat temu.

DG: Generalnie wielu piłkarzy marzących o grze w czołowych klubach świata często świadomie wybiera Serie A za namową bardziej doświadczonych kolegów. Liga włoska jest bardzo zaawansowana taktycznie, włoscy trenerzy są uznawani za jednych z najlepszych na świecie, więc dla zawodnika jest to świetna szkoła piłki nożnej. Znów możemy przytoczyć słowa Wojtka Szczęsnego, który w książce przyznał, że przenosiny z Anglii do Włoch uratowały mu karierę. W Serie A rozwinął się jako bramkarz i zaczął zwracać uwagę na elementy, które wcześniej zaniedbywał.

DD: Jak piszecie w swojej książce: „Mecze nie trwają w Italii 90 minut, tylko cały tydzień”. Co to znaczy, że Włosi najlepiej rozumieją football?

DG: To, że Włosi najlepiej rozumieją futbol widać świetnie wtedy, gdy ogląda się razem z nimi mecz piłkarski. Kibice siedzący na trybunach np. w Polsce zwykle reagują zero-jedynkowo – złością po nieudanej akcji i radością po zdobytej bramce. We Włoszech nie trzeba patrzeć na boisko, by wiedzieć, co się dzieje. Gdy piłka zbliża się do bramki, cała trybuna zaczyna powoli wstawać. Ludzie od razu wykrzykują, do kogo trzeba podać piłkę, w jaki sposób ją zagrać. To nie jest przypadek. Włoskie kanały sportowe dostarczają telewidzom w trakcie studia pomeczowego dokładną analizę gry, której dokonują czołowi piłkarze i trenerzy. Przekazywanie piłkarskiej wiedzy nie jest uproszczone, tam nikt nie zastanawia się nad tym, że ktoś może nie zrozumieć, o czym w studiu mówi Arrigo Sacchi albo Andrea Pirlo. Efekt jest taki, że każdy włoski kibic jest jednocześnie samozwańczym trenerem i ma wyrobioną opinię na wiele piłkarskich tematów.

PD: Idealnie obrazuje to też piłkarska nomenklatura. W Polsce jest bardzo uboga w porównaniu do tej, z którą stykamy się we Włoszech. W Italii środkowego pomocnika, w zależności od jego charakterystyki i zadań, które ma na boisku można określić na kilka sposobów – regista, mediano, mezzala, trequartista. W Polsce zazwyczaj nie mamy odpowiedników tych pozycji, które we Włoszech zna każdy, nawet mniej zorientowany w temacie piłki nożnej, kibic.

DD: To bez wątpienia fantastyczny czas dla Polaków w Serie A. Co złożyło się na ten boom popularności i transfery? Czemu waszym zdaniem Polacy tak świetnie odnajdują się w Italii?

PD: To pytanie zadawaliśmy każdemu z naszych rozmówców i zawsze odpowiedź była taka sama – pracowitość. Jesteśmy narodem nauczonym ciężkiej pracy. Nasi piłkarze postrzegani są we Włoszech jako ci, którzy harują na treningach, sumiennie podchodzą do zadań taktycznych i co też bardzo istotne, nie przysparzają kłopotów poza boiskiem. Nie ma sensu ukrywać, że dużą rolę odgrywają też kwestie finansowe. Stosunek jakości do bardzo niskiej jak na tamte warunki ceny. Solidnego polskiego piłkarza można sprowadzić za 3-4 miliony euro. Włosi chętnie sięgają po naszych zawodników, bo tak naprawdę wiele nie ryzykują.

DD: Ważnym rozmówcą „W krainie piłkarskich bogów” jest Wojciech Szczęsny, niegdyś bramkarz Romy, dziś jeden z kluczowych zawodników Juventusu Turyn. W jego wypowiedziach jest dużo lekkości i poczucia humoru, a przede wszystkim zdrowy dystans do etykiety gwiazdy, którą przypisuje się jednak piłkarzom w Italii…

DG: Wojtek Szczęsny to człowiek, dla którego futbol jest bardzo ważny, ale nie sprawia, że ma piłkę zamiast głowy. Można z nim porozmawiać na niemal każdy temat. Gdy byliśmy u niego w Turynie, po nagraniu 3-godzinnego materiału do książki przesiedzieliśmy kolejne 3 godziny i rozmawialiśmy na tematy zupełnie niezwiązane z piłką. To niesamowicie błyskotliwa osoba, więc nie ukrywamy, że jego przemyślenia na temat piłki, nawet nam rozjaśniły wiele kwestii, nad którymi wcześniej się nie zastanawialiśmy. Ma całą masę celnych spostrzeżeń i gdyby w przyszłości chciał zostać ekspertem telewizyjnym, byłby pewnie jednym z najlepszych w tym fachu. Zresztą obecność Wojtka na łamach jakiejkolwiek książki albo w programie telewizyjnym sprawia, że zwykły występ zamienia się w show z dużą dozą inteligentnych żartów i docinek.

DD: Równie ciekawym rozmówcą wydaje się Bartosz Salamon. Kiedy oglądam z nim wywiady na YT nie mogę wyjść z podziwu jak pięknie mówi po włosku! Sami tifosi w komentarzach podkreślają, że Salamon mówi lepiej niż niejeden Włoch!

PD: Sami żartowaliśmy, że Bartek mówi po włosku lepiej od niejednego włoskiego piłkarza. Takim przykładem jest chociażby Francesco Totti, którego Włosi kilka razy przyłapali na niepoprawnym, niegramatycznym użyciu trybu congiuntivo. Salamon na pewno nie wpisuje się w stereotyp piłkarza. Jego pasją jest czytanie. Przeczytał pewnie kilkadziesiąt włoskich książek. Często używa w szatni słów, których nie znają jego włoscy koledzy i patrzą na niego jak na kosmitę. Mieszka we Włoszech od ponad 10 lat, dlatego najlepiej i najdojrzalej potrafił opowiedzieć nam o włoskim stylu bycia, o włoskich rytuałach, przyzwyczajeniach, przywarach. Pokazać też te ciemniejsze strony mieszkania w Italii, którą my, podobnie jak i wielu naszych widzów, znamy z perspektywy turysty, patrzymy na nią przez różowe okulary. Rozmowa z Bartkiem pozwoliła nam w sposób bardziej rzetelny opisać włoską codzienność.

DD: W trakcie tworzenia się książki doszło do jednego z bardziej spektakularnych transferów ostatnich lat – Krzysztof Piątek z Genui przechodzi do Milanu. Jak to w Italii sacrum miesza się z profanum, a o wyborze Polaka pisano na łamach Corriere della Sera w kategoriach papieskich. Pistolero był wszędzie, a cała Polska za dziennikarzem sportowym Tizianem Crudelim powtarzała co weekend „Pio pio pio”. Przygoda z Serie A nie trwała dla Piątka długo, ale była na swój sposób bezprecedensowa…

PD: Takiej historii, jak ta Krzyśka Piątka, nie pamiętają sami Włosi. Gdy byliśmy w redakcji La Gazzetta dello Sport tamtejsi dziennikarze nie byli sobie w stanie przypomnieć czegoś podobnego. Chłopak kompletnie znikąd, który walczy o tytuł Capocannoniere, strzela niemal w każdym meczu i na koniec sezonu wyprzedza w tej klasyfikacji Cristiano Ronaldo. Włoscy dziennikarze narzekali, że nie mieli już pomysłów na kolejne artykuły o Piątku, ale kibice chcieli o nim czytać, więc nie mieli wyjścia. Nigdy żaden Polak nie zdominował tak czołówek włoskich gazet. To było tylko „pięć minut” i nikt już we Włoszech za Krzyśkiem nie tęskni, ale tak intensywnych pięciu minut nie miał nikt.

DD: W swojej książce piszecie również o włoskich stadionach, które w wielu przypadkach nie należą do ozdób Serie A. Niegdyś neapolitańskie San Paolo zostało złośliwie porównane do… kibla. Jak z waszej perspektywy to wygląda? Czy macie swój ulubiony stadion w Italii? A który obiekt zaś może poszczycić się najlepszą widownią w trakcie rozgrywek?

DG: Nie ma co się czarować, poza kilkoma wyjątkami włoskie stadiony pod względem stanu technicznego nie odbiegają zbyt mocno od rzymskiego koloseum. Juventus, Udinese czy Frosinone w ostatnich latach zbudowały nowoczesne obiekty, ale na tym ta lista się kończy. W trakcie transmisji staramy się już obracać to w żart, bo co można powiedzieć, gdy rozegranie meczu stoi pod znakiem zapytania przez to, że deszcz naruszył konstrukcję obiektu, a na środku murawy jest wielkie jezioro? Ale jednego tym obiektom nie można odmówić – mają duszę. Gdy słyszymy, że za kilka lat legendarne San Siro zostanie zburzone, by zrobić miejsce nowej konstrukcji, jest nam trochę żal. Nigdzie doping prawie 80 tysięcy kibiców nie robi takiego wrażenia. Z drugiej strony mamy świadomość, że pod tym względem Serie A jest daleko za pozostałymi ligami i coś musi się zmienić. Inaczej te stadiony po prostu się zawalą.

DD: Delfiny w basenie, świnie w mieszkaniu, balangi do białego rana, życie jak w Madrycie… Jak brzmi najzabawniejsza anegdota jaką usłyszeliście o piłkarzach grających w Serie A, która doskonale oddaje specyficzny, niekiedy groteskowy, charakter tej ligi?

PD: Trudno wybrać tę najlepszą. Jest wiele historii, które znamy, ale nie wypada dzielić się nimi publicznie. Nie chcemy też robić spoilerów tym, którzy sięgną po naszą książkę. Możemy tylko zapewnić, że piłkarze potrafią się bawić, szczególnie we Włoszech. Szokujące było dla nas to, co opowiedział nam Bartosz Salamon. Jeszcze kilka lat temu we włoskiej prasie funkcjonowała rubryka, która opisywała nocne harce włoskich piłkarzy w mediolańskich klubach. Korespondent gazety czekał pod dyskoteką i relacjonował, kto się pojawił, o której wrócił do hotelu, w jakim stanie i w czyim towarzystwie. Włoscy kibice ponoć uwielbiali o tym czytać, a dla samych piłkarzy w szatni też była to świetna rozrywka. To idealnie obrazuje, jakim statusem cieszą się we Włoszech piłkarze.

DD: Jesteście dziś jednym z bardziej rozpoznawalnych i lubianych duetów komentatorskich w kraju. Jak doszło do współpracy między wami? Jak tworzy się wspólnie narrację podczas komentowania spotkań na żywo?

PD: Szczerze mówiąc było to dzieło przypadku, gdy nasz szef Patryk Mirosławski uznał, że chciałby mieć stałe duety komentatorów. Obaj komentowaliśmy mecze Serie A już w Orange Sport, więc naturalnie zostaliśmy połączeni. Następnie pojawił się pomysł na wspólny podcast o Serie A, a także na napisanie razem książki.

DG: Poza tym po wspólnym skomentowaniu kilkuset meczów łatwiej jest prowadzić meczową narrację. Intuicyjnie wiemy już, kiedy robimy pauzy, jak reagujemy na bramki, nie wchodzimy sobie w słowo. Można to porównać do tego, o czym mówił Wojtek Szczęsny w naszej książce. Łatwiej mu się gra, gdy na środku obrony Juventusu występuje para Bonucci – Chiellini, z którą współpracuje najczęściej. Wtedy wie, czego się po nich spodziewać, jak ich motywować, jak każdy z nich reaguje na określone sytuacje. To niesamowicie pomaga.

Pocztówki z Rzymu

0

Tablica Leopardiego

Rzym zawsze przyciągał artystów z całego świata. Dzisiaj, podobnie jak w czasach Imperium Rzymskiego, do miasta na siedmiu wzgórzach ściągają przedstawiciele wielu narodów i kultur.

Fontanny

Historia Rzymu nieodłącznie związana jest z wodą. Miasto leży nad rzeką Tyber oraz nad jego mniejszym dopływem – Aniene. Zbudowane przez Rzymian akwedukty i systemy kanalizacyjne doprowadzały wodę z rzeki do miasta i pozwalały odprowadzać nieczystości. Woda stała się symbolem zdrowia i cywilizacji. Imponujące rzymskie fontanny stanowią wodną oprawę miasta oraz symbolizują siłę polityczną i ekonomiczną Imperium.

Bazylika św. Piotra

Dla Rzymian ta budowla jest głównym punktem odniesienia na mapie i na horyzoncie miasta. Nie tylko katolicy uznają Bazylikę za jeden z najważniejszych zaytków architektury europejskiej.

Filety z dorsza

Danie kuchni żydowskiej, którego każdy powinien spróbować. Doskonała przystawka do podania przed pizzą lub innym daniem gorącym.

Pasquino

Jeden z sześciu rzymskich „mówiących posągów”. Zgodnie z XVI-wieczną tradycją przechodnie przypinają do niego anonimowe karteczki zawierające zabawne lub bezczelne komentarze na temat bieżących wydarzeń politycznych.

Pasolini

Jego filmy i książki składają się na wielowymiarowy wizerunek tego miasta. Dzięki twórczości Pasoliniego możemy poznać Rzym z czasów boomu ekonomicznego oraz dowiedzieć się, jak wyglądało życie rzymskiego proletariatu na przedmieściach miasta. Pasoloni był człowiekiem wielkich idei, z którym wiąże się wiele sprzeczności. Brak tego artysty o złożonej osobowości jest niezwykle odczuwalny, szczególnie w przestrzeni krytyki intelektualnej.

Maritozzo con Panna (Quaresimale)

Już w starożytnym Rzymie wypiekano słodkie bułeczki z dodatkiem miodu i rodzynek. Najprawdopodobniej potomkiem tych przysmaków jest maritozzo. W średniowieczu jadano je przede wszystkim w Wielkim Poście i były wtedy przygotowywane trochę inaczej. Niewielkich rozmiarów bułeczki w ciemnym kolorze z rodzynkami, orzechami i kandyzowanymi owocami, nazywane santi maritozzi lub Quaresimale – „wielkopostne”, to jedne z nielicznych słodkich przekąsek dozwolonych do spożywania w tym okresie.

Totti

Zyskał status jednego z doczesnych symboli Rzymu, których znaczenie nie ustępuje wadze Koloseum czy Bazyliki św. Piotra. Francesco Totti, którego popularności odzwierciedla włoską miłość do piłki nożnej, uważany jest za godnego przedstawiciela „lepszej młodzieży” swojego miasta. Bez względu na okoliczności, rozwój kariery osobistej i warunki finansowe piłkarz zdecydował się pozostać członkiem macierzystej drużyny.

Stare miasto

Wąskie uliczki Rzymu biegnące wzdłuż ciasno ulokowanych, pięknie starzejących się zabudowań przywodzą na myśl obrazy z książek Bellego i Trilussy. Panująca tu cisza i kolorowy, śródziemnomorski nieład tworzą jedyny w swoim rodzaju klimat tego miejsca. Nie ma lepszego relaksu niż spacer uliczkami rzymskiej starówki z przerwą na kawałek gorącej pizzy z prawdziwego pieca w wersji czerwonej (z pomidorami) lub białej, hojnie obłożonej szynką.

 

Alberto Sordi

Tematyka jego filmów to przede wszystkim Rzym i to, co oznacza bycie rzymianinem, ale również streszczenie kilkuset lat historii Włoch od czasów powojennych aż do końca wieku. Charakter tej niezapomnianej postaci, jaką był Albertone, można wyrazić jednym cytatem: „Nasza rzeczywistość jest tragiczna tylko w jednej czwartej – reszta jest całkiem zabawna. Oznacza to, że możemy się śmiać z większości rzeczy.”

tłumaczenie pl: Emilia Boleszczuk
foto: Enrico Carretta

WROCŁAW: Cinema Italia Oggi 2020

0
"Fajnie by było"

Sierpień we Włoszech: to wciąż możliwy plan, i to bez wyjeżdżania z Wrocławia.

W dniach 14-21 sierpnia zapraszamy do Kina Nowe Horyzonty we Wrocławiu na Cinema Italia Oggi – przegląd najnowszych produkcji ze słonecznej Italii. W programie znalazło się 8 wyjątkowych filmów, które zdobyły uznanie krytyków na światowych festiwalach i cieszyły się wielką popularnością wśród włoskich widzów. Na ekranach zobaczymy m.in. wyróżnioną Nagrodą FIPRESCI na Berlinale 2019 „Dafne”, trzymający w napięciu thriller „Efekt domina” i szaloną komedię o niezwykłej super-agentce „Praca jak każda”.

„Koneser”

Oprócz świeżych premier, w repertuarze tegorocznego przeglądu Cinema Italia Oggi znajdą się także dwie perły z przeszłości. Pierwszą z nich będzie „Koneser” (2013) w reż. Giuseppe Tornatore – nagrodzony aż sześcioma „włoskimi Oscarami”, czyli nagrodami David di Donatello, ze znakomitą muzyką zmarłego w lipcu Ennio Morricone. Pokaz „Konesera” to hołd złożony w stronę mistrza muzyki filmowej, który współpracował m.in. z Sergio Leone, Pierem Paolo Pasolinim czy Quentinem Tarantino.

„La strada”

Drugą perłą będzie specjalny seans „La Strady” (1954) – jednego z najważniejszych dzieł w dorobku Federica Felliniego (m.in. Oscar dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego). Pokaz jest ukłonem w stronę reżysera, który w tym roku obchodziłby swoje setne urodziny. Organizatorem przeglądu jest Włoski Instytut Kultury w Warszawie

Program:

14 sierpnia (piątek)
18:00 | Dafne, reż. Federico Bondi, Włochy 2019
20:15 | Koneser, reż. reż. Giuseppe Tornatore, Włochy 2013

15 sierpnia (sobota)
19:00 | Bangla, reż. Phaim Bhuiyan, Włochy 2019
20:15 | Fajnie by było, reż. Ginevra Elkann, Włochy, Francja 2019

16 sierpnia (niedziela)
20:00 | Lucania, reż. Gigi Roccati, Włochy 2019

17 sierpnia (poniedziałek)
20:00 | Mistrz, reż. Leonardo D’Agostini, Włochy 2019

18 sierpnia (wtorek)
20:00 | Utrapienie i uciecha, reż. Simone Godano, Włochy 2019

19 sierpnia (środa)
20:00 | Efekt Domina, reż. Alessandro Rossetto, Włochy 2019

20 sierpnia (czwartek)
20:00 | Praca jak każda, reż. Riccardo Milani, Włochy 2019

21 sierpnia (piątek)
20:00 | La Strada, reż. Federico Fellini, Włochy 2019

Szczegóły i bilety: www.kinonh.pl/cykl.s?id=771

Wydarzenie na Facebooku: www.facebook.com/events/2764210420467097/

Filmowa Toskania cz. 2: autoterapia, krajobrazy i Pinokio

0

Odcinek 7. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

W tym odcinku Diana Dąbrowska kontynuuje oprowadzanie po filmowej Toskanii. Wyjaśnia, dlaczego właśnie do tego regionu udają się bohaterowie filmowi w poszukiwaniu własnego „ja”. Przywołuje zarówno kultowe produkcje, takie jak „Pod słońcem Toskanii”, „Fanfaron” Dina Risi czy „Osiem i pół” Felliniego, jak i te mniej popularne, lecz niemniej warte uwagi: „La ragazza del Palio” Luigiego Zampy, „Zapiski z Toskani” Abbasa Kirostamiego oraz „Światło na Piazza” Guy’a Green’a.

Omówiony zostaje zaskakujący lecz prawdziwy syndrom Stendhala, który obrazuje włoski film o tym samym tytule z 1996 r. Diana wspomina także o polskich produkcjach nakręconych właśnie w słonecznej Toskanii: „Italiani” i „Słodki koniec dnia”.

Odcinek 6. Filmowa Toskania, komedia i „Włoskie wakacje” reż James D’Arcy

Odcinek 8. Ferragosto w kinie włoskim

Niccolò Machiavelli historia, mity i stereotypy

0

Wywiad z Alessandro Campim

Prawdopodobnie nie wszyscy wiedzą, że Machiavelli jest jednym z najbardziej znanych włoskich autorów, czytanym we wszystkich językach, m.in w języku polskim. Z tego powodu Włoskie Instytuty Kultury w Krakowie i Warszawie postanowiły zorganizować wystawę poświęconą florenckiemu myślicielowi. Jest to pewnego rodzaju podróż w czasie i przestrzeni, która rozpoczyna się w renesansie we Włoszech, a kończy w obecnych czasach i obejmuje cały świat. Świat, w którym Machiavelli gra główną rolę w popkulturze, czyli między innymi w komiksach, grach komputerowych, reklamach, muzyce i literaturze. „Uśmiech Niccolò, wizerunek Machiavellego na przestrzeni wieków między historią a mitem” to wystawa, która odtwarza postać Machiavellego poprzez portrety i obrazy florenckie zrealizowane i opublikowane na przestrzeni wieków: obrazy, grafiki, pocztówki, komiksy, freski, medale, karty kolekcjonerskie, znaczki, monety, popiersia, karykatury itp. Profesor Uniwersytetu w Perugii i kurator wystawy (która odbyła się w Krakowie w październiku, a w Instytucie Kultury w Warszawie zaplanowana jest od 12.12.2019), Alessandro Campi, opowiada o genezie tej inicjatywy.

Alessandro Campi: „Niccolò Machiavelli był jedną z wielkich postaci włoskiego renesansu, ale z czasem przekształcono go w ikonę cynizmu władzy. Pisma „sekretarza florenckiego” stanowiły w dziejopisarstwie historyczno-politycznym podstawę wiedzy na temat współczesnego świata i analizy władzy, opisanych w najdrobniejszych szczegółach, stworzyły archetyp historiograficzny zwany makiawelizmem, żeby podkreślić i ujawnić formy polityki wraz z jej strategiami i sprzecznościami. To pouczające dzieło jest także przyczyną powstania stereotypu związanego z Machiavellim. Jeśli dodamy do tego fakt, że był on zwolennikiem świeckiego charakteru władzy i walorów Republiki, występując tym samym wbrew oligarchii medycejskiej, to zrozumiemy, dlaczego przez co najmniej dwa wieki od jego śmierci był uznawany za autora wyklętego. Nie pomogło mu również to, że jego dzieła były zbyt szczere i bezpośrednie jak na tamte czasy i celowo napisane prozą w dialekcie florenckim, co było jawnym sprzeciwem wobec nakazów Kościoła, który zwłaszcza po reformie protestanckiej, uczynił z łaciny wyznacznik przynależności do wyznania katolickiego.”

Proszę wyjaśnić wybór tytułu wystawy: „Uśmiech Niccolò”?

Machiavellego zwykło się kojarzyć z twarzą wyrażającą przebiegłość, złośliwość, z enigmatycznym uśmiechem, często jego portrety przedstawiają osobę, która nie budzi zaufania, ponieważ, jak powiedzieliśmy wcześniej, przywykliśmy do utożsamiania go z kimś, kto reprezentuje władzę i dąży do celu bez skrupułów, myląc to, co Machiavelli świadomie analizował z jego prawdziwą osobowością. Machiavelli był nadzwyczajnym psychologiem władzy, opisanej przez niego w nieskazitelny sposób, ale osobiście był człowiekiem, który wcale się jej nie domagał, co więcej po 12 latach sprawowania funkcji wysokiego rangą urzędnika Republiki Florenckiej, został odstawiony przez Medyceuszy w kąt. Jeśli chodzi o sposób przedstawienia jego postaci, należy podkreślić, że wszystkie jego portrety zostały namalowane po jego śmierci. Obraz, który historycznie uważany jest za najlepiej odzwierciedlający prawdę, chociaż osobiście uważam inaczej, to obraz artysty Santi di Tito, urodzonego po śmierci Machiavellego, bazujący na jego florenckiej masce pośmiertnej.

Uśmiech, prawie grymas, który na przestrzeni wieków uczynił z Machiavellego popową ikonę przebiegłości.

Wynika to z faktu, że Machiavelli kojarzy się wyłącznie z „Księciem”, czyli jego najbardziej znanym dziełem, które zawiera bardzo skuteczny opis władzy. Dzieło o wielkiej wartości, które później zostało spłycone i stało się podręcznikiem do wykorzystania praktycznie w każdej dziedzinie. Głównie w świecie anglosaskim można było spotkać serię publikacji, w których cytowano i wykorzystano „Księcia” jako podręcznik do wygrywania wojen, meczów tenisa lub wychowywania dzieci. Jednocześnie siła cynicznego stereotypu, która przylgnęła do Machiavellego sprawia, że ​​pojawia się on jako postać w komiksach, reklamach i grach wideo, na przykład Machiavelli jest dobrze znany wśród młodzieży, bo to imię jednego z zabójców występujących w znanej serii gier Assassin’s Creed. Tendencja popkulturowa wiąże się z faktem, że nazwisko Machiavellego jest na tyle sugestywne i znane, że zaczęto go używać jako przymiotnika, powiedzieć dzisiaj “makiaweliczny” jest jak najbardziej akceptowalne. Ta sława byłaby do przyjęcia i nawet całkiem zabawna, gdyby towarzyszyła jej znajomość wartości Machiavellego, który zgodnie z duchem renesansowego eklektyzmu, był wielkim włoskim geniuszem podobnie jak Ariosto, Dante, Petrarka: polityk, uczony, strateg, poeta i historyk. Napisał jedną z najpiękniejszych komedii włoskiego teatru „La mandragola”, a także wiele opowiadań, w tym znaną bajkę o szatanie Belfagorze.

Skąd wzięła się Pana pasja do Machiavellego?

Nauczając historii i myśli politycznej Machiavelli zawsze był dla mnie ważną postacią. Później, kiedy moja żona 15 lat temu dała mi w prezencie stare wydanie „Księcia”, stał się on także bohaterem mojej wspaniałej kolekcji. Dziś mam ponad 2000 współczesnych wydań „Księcia” który, wraz z „Pinokiem”, jest najczęściej tłumaczoną włoską książką na świecie. Również w języku polskim możemy znaleźć dziesiątki różnych tłumaczeń. Materiały zebrane na temat Machiavellego są liczne i wkrótce zostaną opublikowane w internetowej bazie danych o sugestywnej nazwie „machiavelliana”, która będzie dedykowana wszystkim uczonym i pasjonatom tej wspaniałej postaci włoskiego renesansu.

tłumaczenie pl: Martyna Boreczek

Zioła aromatyczne – zapach lata

0

Jestem na kolacji z przyjaciółmi, rozmawiamy o kuchni indyjskiej, a znajoma mówi mi: „Używam naprawdę dużo rozmaitych przypraw w kuchni: ostrej papryki, curry… rozmarynu, bazylii, mięty… ”. 

Naprawdę? Czy aby na pewno dobrze usłyszałam? Wygląda na to, ze coś się komuś nieco pomieszało! Oprócz ostrej papryki, która jest jedyną prawdziwą przyprawą z listy i curry, które w rzeczywistości to masala, czyli mieszanka przypraw, wszystkie inne są aromatycznymi ziołami!

Jakie są różnice między przyprawami i ziołami oraz jak nauczyć się je rozpoznawać? 

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na ich wygląd, choć niestety jesteśmy przyzwyczajeni do kupowania gotowych opakowań zawierających już wysuszone i sproszkowane zioła, przez co wiele osób nie wie, jak naprawdę wygląda dana roślina. Przyprawy powstają z różnych jej części, takich jak owoce, korzenie, kora, nasiona, kłącza, które wymagają różnych sposobów przetwarzania, w celu wydobycia ich charakterystycznego smaku. Cynamon, na przykład, jest uzyskiwany przez suszenie kory z drzewa cynamonowego, goździki są suszonymi pąkami kwiatowymi, a czarny pieprz jest produkowany z niedojrzałych owoców rośliny o tej samej nazwie.

Natomiast zioła aromatyczne są zwykle pozyskiwane z zielonych części roślin, a więc z liści i mogą być spożywane od razu, bez potrzeby ich suszenia, które przeprowadza się tylko wówczas, gdy chcemy przechować dane zioła na dłużej.

Słowo przyprawa wywodzi się od późnołacińskiego słowa species, czyli „coś (żywność) specjalnego”. Specjalnego, ponieważ wszystkie przyprawy pochodzą z odległych krain o tropikalnym klimacie, zwłaszcza z Afryki i Azji Południowo-Wschodniej. 

Wszystkie z nich lub prawie: szafran, imbir i kminek są również uprawiane we Włoszech.
Z kolei zioła aromatyczne są znacznie bardziej rozpowszechnione. Przystosowane są one do umiarkowanego klimatu, a do ich uprawy wystarczy niewielka ilość ziemi, zatem można je z łatwością hodować w ogrodach, ale także na balkonach, parapetach czy oknach!

Przechodząc do kwestii, która interesuje nas najbardziej, a mianowicie do kuchni, główną cechą przypraw jest nadanie smaku daniom: mogą wzmocnić smak potrawy lub nawet ją całkowicie zmienić. Aromatyczne zioła natomiast, jak mówi sama ich nazwa, dodają daniom aromat, zapach i mają o wiele delikatniejszy smak.

Najlepiej smakują, jeśli są świeże, dodawane do zimnych potraw lub po zakończeniu gotowania, aby lepiej zachować ich aromat. A ususzone zioła można długo przechowywać i jeść przez cały rok: w tym przypadku, przed dodaniem ich do potraw, najlepiej przyrumienić je na patelni na kilku kroplach gorącego oleju, aby ponownie uwolnić ich zapach.

Jakie aromatyczne zioła lubicie najbardziej? Jest ich naprawdę sporo, po prostu wystarczy dać przestrzeń wyobraźni, pragnieniu eksperymentowania i smakowania!

Bazylia, królowa ziół w kuchni włoskiej, zasługuje na to, aby wspomnieć o niej w pierwszej kolejności: jej świeżych liści nie może zabraknąć na pizzy, ale także w sosach i świeżych sałatkach, gdzie doskonale komponuje się z pomidorami i cytrusami. Bogata jest ponadto w minerały i składniki odżywcze, w tym witaminę K, witaminę C, a także magnez, wapń, żelazo, kwas foliowy i kwasy tłuszczowe omega 3. Łatwo można wyhodować bazylię w domu lub na balkonie, w słonecznym i suchym miejscu, aby mieć jej świeże liście na wyciągniecie ręki. Doskonale smakuje jako dodatek do panzanelli – to typowy przepis z środkowych Włoch: potrawa przygotowana z czerstwego chleba, dojrzałych pomidorów, cebuli i świeżej bazylii, wszystko pokrojone na małe kawałki i doprawione oliwą z oliwek, solą i pieprzem. Ciekawostka: nawet w ogrodzie warzywnym, bazylia i pomidory powinny zawsze być uprawiane w pobliżu, ponieważ zapach ziół jest nieprzyjemny dla szkodników, a tym samym chroni owoce rośliny.

Rozmaryn niestety nie nadaje się do uprawy w doniczce, natomiast w rejonach śródziemnomorskich rośnie spontanicznie wzdłuż klifów. Nazwa zioła wywodzi się od łacińskich słów rhus i maris, co oznacza krzew morski. Rozmaryn jest niezbędny podczas przygotowywania potraw przyrządzanych w piekarniku (mięso, ryby, ale także ziemniaki i warzywa) oraz w sosach do marynowania. Świeże kwiaty mogą być wykorzystywane do nadania aromatu sałatkom lub bardziej delikatnym potrawom. Zawsze stosowany w fitoterapii ze względu na wiele korzystnych właściwości: oczyszczający dla wątroby, skuteczny w przypadku wszystkich zaburzeń jelitowych, ma także działanie energetyzujące, a zatem jest pomocny w przypadku wyczerpania psychicznego, zmęczenia, depresji. Zimą warto zaparzyć napar z rozmarynu, który ma działanie energetyzujące i wspomagające trawienie. Pomocny jest także w pielęgnacji włosów – używany do ich płukania, stymuluje mieszki włosowe, wspomagając odrastanie włosów i zapobiegając przedwczesnemu łysieniu.

Szałwia, roślina znana od czasów starożytnych ze względu na swoje właściwości zdrowotne, została uznana za magiczną i zdolną do wskrzeszenia umarłych! Obecnie wykazano jej właściwości antyseptyczne, przeciwzapalne i moczopędne. Ma również działanie hipoglikemizujące: napar z szałwii wypity na czczo jest pomocny w leczeniu cukrzycy, ponieważ zmniejsza poziom cukru we krwi. A ponadto: zmniejsza napięcie nerwowe, poprawia trawienie, uśmierza skurcze, zaburzenia miesiączkowania i uderzenia gorąca. A to tylko niektóre z objawów, dla których jest nieoceniona! W kuchni jest często używana do wraz z rozmarynem do przyprawiania potraw przygotowywanych w piekarniku. Także jej świeże liście są bardzo smaczne! Uprzednio zanurzone w cieście przygotowanym z mąki z ciecierzycy i piwa (woda gazowana dla tych, którzy wolą unikać alkoholu), a następnie smażone staja się wyjątkową i pyszną przystawką.

Czas na moje ulubione letnie zioło, czyli miętę. Orzeźwiająca, wspomagająca trawienie, wcierana w zęby pomaga zwalczać i zapobiegać halitozie, a także może być pomocna w przypadkach nudności i wymiotów. Znanych jest ponad 600 rodzajów mięty, wśród których najbardziej popularne są mięta pieprzowa i marokańska. Pyszne w słodkich i słonych przepisach, jak również do aromatyzowania herbaty, ziołowych herbat i letnich drinków: wrzućcie świeże liście do karafki z wodą, razem z plasterkiem cytryny i odrobiną świeżego imbiru, a uzyskacie doskonały gaszący pragnienie napój. Doskonale smakuje również pokrojona w paski jako dodatek do letnich sałatek na bazie warzyw i roślin strączkowych. Wypróbujcie mięty z cukinią i surowymi bakłażanami, pokrójcie w cienkie plasterki i pozostawcie na kilka godzin zanurzone w oliwie z oliwek i sokiem z cytryny. Koniecznie spróbujcie także sałatki z ciecierzycy, z selerem, liśćmi mięty i cząstkami cytryny pociętymi na małe kawałki!

Pytania i ciekawostki żywnościowe? Piszcie na info@tizianacremesini.it  postaram się odpowiedzieć w tej sekcji!

www.tizianacremesini.it

tłumaczenie pl: Magda Karolina Romanow-Filim

„Martin Eden”, reż. Pietro Marcello POKAZ SPECJALNY na Mojeekino.pl

0

LINK DO FILMU I BILETÓW NA POKAZ SPECJALNY 9 SIERPNIA 2020 NA PLATFORMIE MOJEeKINO:

https://www.mojeekino.pl/vods/vod.158?fbclid=IwAR0MRJ_Frfl5t9cBk8Yfi3MV2FtandMtOyG9OLeXkmfSLR3jU_ipTBKxJCU

Martin Eden / tytuł oryg. „Martin Eden 

reżyseria: Pietro Marcello
scenariusz: Maurizio Braucci, Pietro Marcello
obsada: Luca Marinelli, Jessica Cressy, Denise Sardisco, Vincenzo Nemolato, Carmen Pommella, Carlo Cecchi

dystrybucja: Aurora Films

Z chwilą, gdy tytułowy bohater filmu Pietra Marcella, wywodzący się z klasy robotniczej Martin Eden, spotka na swej drodze Elenę, nie ma wątpliwości, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Myśl o ślubie z pochodzącą z dobrze sytuowanej przemysłowej rodziny młodą kobietą powoli staje się jego obsesją.    

Wyglądać to może na mezalians, bo cała wiedza, jaką do tej pory w swoim życiu zdobył Martin, opiera się nie na szkolnej edukacji, a na byciu w drodze. Zamiast kończenia kolejnych klas od wczesnych lat pływał na statkach, imając się różnych dorywczych zajęć. Chcąc zatrzeć klasową różnicę i skromne pochodzenie, marzy o zdobyciu wykształcenia oraz rozpoczęciu kariery pisarskiej. Wsparcie znajduje u boku starszego lewicowego intelektualisty, który przyczyni się także do politycznego przebudzenia bohatera.

„Martin Eden” inspirowany jest bestsellerową powieścią Jacka Londona pod tym samym tytułem, której akcję włoski reżyser przenosi do uwielbianego przez filmowców Neapolu. Klasowe napięcia, nieoczywiste uczucie, rodząca się świadomość i ambicja stają u podstaw tej intrygującej historii inicjacyjnej. Odegranej przez wcielającego się w główną rolę Lukę Marinellego, który za tę kreację odebrał nagrodę dla najlepszego aktora podczas ostatniego festiwalu filmowego w Wenecji. Był członkiem jury tegorocznego Berlinale.

Biogram reżysera:

Pietro Marcello – urodził się w 1976 roku w Casercie. Studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych. Szybko jednak zainteresował się reżyserią, początkowo próbując swoich sił w krótkim metrażu. W 2007 roku jego dokument „Crossing the Line” pokazany został w sekcji Horyzonty na weneckim festiwalu filmowym. Dwa lata później za dokument o Genui – „Paszczę wilka” otrzymał nagrody na festiwalach w Berlinie i Turynie. Film ten przyniósł mu także prestiżową nagrodę David di Donatello za najlepszy dokument. Kolejne laury – w Locarno, Monachium czy Göteborgu – przyniosła mu fabuła z 2015 roku „Piękna i utracona”. Jego najnowszy film „Martin Eden” znalazł się w konkursie głównym ostatniego festiwalu w Wenecji.

Materiały prasowe dzięki uprzejmości Aurora Films

Szymon Ołtarzewski – moje życie to marmur

0

Do Włoch przyjechał w 2003 roku dla marmuru i dzisiaj nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Na stałe współpracuje z dwiema włoskimi galeriami, we Florencji i w Pietrasanta. Miał wystawy w Anglii, Polsce i Turcji. Od dziecka jego pasją był rysunek, studiował malarstwo, rysunek i rzeźbę w prywatnych pracowniach i w Akademii Sztuk Pięknych w Carrarze, ale może pochwalić się również dyplomem ochrony środowiska. 

Dlaczego mieszkasz we Włoszech?

Odpowiedź jest prosta: Marmur! Mając 25 lat wpisałem w google hasło „marmur w Europie“. Wyskoczyły 2 opcje: Carrara we Włoszech i Tassos w Grecji. Wybrałem Włochy, uznając że autostopem łatwiej mi będzie wrócić, gdyby coś nie wyszło. I tak trafiłem do Carrarry. 

Trafiłeś do Carrarry i…

I stamtąd przekierowano mnie do Pietrasanta. Przyjechałem tu dla marmuru. Do źródła. I szukałem jakiejkolwiek pracy z nim związanej. Początkowo zajmowałem się wykańczaniem obróbki różnorodnych kamieni w pracowniach, produkujących elementy ozdobne i architektoniczne. Kolejnym krokiem była praca w Studio Forma, gdzie pod okiem Antonio Luchinelli miałem okazję współpracować z wieloma mniej lub bardziej znanymi artystami. Naszym głównym klientem był japoński artysta Kan Yasuda. W tym samym czasie stworzyłem serię 12 własnych marmurowych rzeźb. W 2009 roku miałem moją pierwszą indywidualną wystawę zatytułowaną „Non Toccare” („Nie dotykać”) w Aria Art Gallery w Pietrasanta. Odebrana została na tyle dobrze, że od tego czasu mogłem poświęcić się już tylko własnej twórczości.

Pietrasanta to twoje miejsce na ziemi?

Tak, tu założyłem rodzinę, poznałem wielu kolegów po fachu, zdobyłem przyjaciół. W najbliższym dziesięcioleciu nie planuję zmiany miejsca zamieszkania. Bardzo lubię światowe metropolie i duże, pełne chaosu miasta, ale z trudem w nich wytrzymuję dłużej niż 2 tygodnie. Każdy, kto kiedykolwiek zobaczy jak piękna jest Pietrasanta, zrozumie moją fascynację tym miejscem. 

Jak pracujesz?

Jednej rzeźbie poświęcam około pół roku. To wysiłek mentalny, ciągła koncentracja i ciężka praca fizyczna. Zaczynam rzeźbę od strukturalnych szkiców, szukając środka ciężkości, rozkładając ciężar w zależności od wielkości bloku. Dopiero później zaczynam myśleć o formie i treści. Na tyle, na ile materia mi pozwala, w trakcie pracy zmieniam kompletnie początkowy zamysł, uzyskując nieraz efekty, które mnie nawet zaskakują.  Zazwyczaj po ukończeniu pracy wykonuję profesjonalna sesję fotograficzną i skanuję rzeźbę w 3d, tworząc wirtualne archiwum z możliwością odtworzenia moich prac przy użyciu nowoczesnych technologii w dowolnych wymiarach i materiałach. 

Tworzysz tylko z marmuru?

W zasadzie tak. Ostatnio pracowałem w bryle marmuru, która ważyła 4 tony. Po wykonaniu rzeźby o wymiarach 130x180x80 cm zostało jakieś 400 kilo. Zwykle 70% materiału odchodzi, a nie jest on tani. Lubię pracować z kamieniem, bo to jest praca bezpośrednio z materiałem. Znajduję odpowiedni blok, zaczynam rzeźbić, kończę, podpisuję i gotowe. Ostatnio zrobiłem też 8 kopii limitowanych projektów w brązie. 

Jak trafiają  do Ciebie klienci?

Sprawami marketingu i promocji zajmują się zazwyczaj galerie sztuki, z którymi współpracuję. Aria Art Gallery Firenze pod kierownictwem Antonio Budetta i Futura Art  Gallery z Pietrasanta, kierowana przez Claudio Francesconi. Bezpośrednie kontakty z kolekcjonerami nawiązuje się też w różnych sytuacjach towarzyskich i zawodowych.

Ostatnie zamówienie? 

Od firmy deweloperskiej z Rotterdamu. Nad tą rzeźbą pracowałem ponad pół roku i aktualnie pracują nad kontynuacją tego tematu.

Miałeś wystawy we Włoszech, w Turcji, Anglii, a w Polsce? 

W 2016 roku miałem wystawę w polskiej ambasadzie w Rzymie. Zaprosił mnie ambasador Tomasz Orłowski po obejrzeniu moich rzeźb w Aria Arte we Florencji. Później wystawa pokazana była w Warszawie, w galerii Apteka Sztuki. 

Na zamówienie ambasady, wzorując się na karykaturze Zdzisława Przeździeckiego wykonanej sto lat temu przez Zdzisława Czermańskiego, wykonałem płytę upamiętniająca Przeździeckiego, który był pierwszym polskim ambasadorem we Włoszech. Obecnie płaskorzeźba znajduje się na ścianie budynku polskiej ambasady w Rzymie. Kolejnym zamówieniem od polskiej ambasady były medale w marmurze,  upamiętniające 100-lecie współpracy dyplomatycznej pomiędzy Polską a Włochami.

Jak to się stało, że skończyłeś studia inżynierskie?

Przypadek. Rysowałem od dziecka, podobnie jak moja mama, babcia, ciotki. Ojciec trochę rzeźbił. Jako nastolatek po 30 godzin tygodniowo rysowałem naturę. Chciałem zostać malarzem. W pracowni artysty z Zabrza, Witka Berusa, przygotowywałem się przez 2 lata do egzaminów na ASP. Jednak nim złożyłem tam aplikację, upomniała się o mnie komisja wojskowa. Skierowano mnie do gdańskiej jednostki pancernej na czołgi, bo skończyłem technikum mechaniczne. Żeby się wywinąć, musiałem błyskawicznie podjąć jakiekolwiek studia. Wybór ochrony środowiska był przypadkowy, miało być na rok, ale studia mnie zainteresowały, więc je ukończyłem. Dzisiaj bardzo mi procentuje znajomość biotechnologii, techniczny sposób rozumowania czy umiejętności mechaniczne z technikum. Dopiero kiedy tu przyjechałem, zacząłem studiować na Akademii w Carrarze.

Często wracasz do Polski?  

Z Polską nie mam wiele kontaktu. Chyba dlatego, że nigdzie w Polsce nie tkwiłem zbyt długo. Do 5 roku życia mieszkaliśmy w Bieszczadach, potem na Mazurach. Miałem 8 lat, kiedy po śmierci taty przenieśliśmy się na Śląsk. Z mazurskich jezior i lasów trafiłem do smutnego, poczerniałego od węgla miasta. Zmieniałem kolegów, bo zmieniałem szkoły. Jako nastolatek byłem dość niepokorny, nosiłem długie włosy, więc wyrzucili mnie z najlepszego liceum w mieście. Potem w technikum mechanicznym poznałem nowe środowisko. Tam niektórych uczniów bali się nawet nauczyciele. Jakoś przeżyłem, ale to nie był mój świat. Wyjechałem i nie wiem, gdzie w Polsce jest to miejsce, do którego miałbym wracać jak „do siebie“.