Telewizja: korzystać czy dać się wykorzystać?

0
955

tłum. Katarzyna Liaci

Ręka do góry, kto chciałby skrytykować włoską telewizję! Jest Was zbyt dużo, dla wszystkich nie starczy czasu, zatem głos zabiorę ja. Cała Europa – i nie tylko – śmieje się z nas za naszymi plecami, myśląc o tym, co przetacza się przez nasze rodzime kanały telewizyjne. Prawdę mówiąc, w większości przypadków moglibyśmy sięgnąć po broń werbalną i rzec „przyganiał kocioł garnkowi…”, ale spróbujmy odłożyć dumę na bok, wznieśmy się ponad polemiki i postarajmy się przeanalizować sytuację w sposób obiektywny.

Bardzo często nachodzi mnie ochota, by wziąć telewizor i cisnąć nim przez okno – nasze programy telewizyjne są naprawdę nędznej jakości. Oglądamy np. wiadomości rozpoczynające się od tragicznych doniesień ze świata. Przedstawia je z wielkim zaangażowaniem i grobową miną dziennikarka, która nanosekundę później jest w stanie założyć maskę słodkiej idiotki i rozpocząć przekazywanie plotkarskich newsów z komercyjną muzyczką w tle i tancerką topless na pierwszym planie. Tak – dobrze zrozumieliście: w tym samym wydaniu, które stara się zajmować wojnami, gospodarką, polityką, doniesieniami ze świata, itd… (W celu otrzymania bardziej szczegółowych informacji, przykładów, linków i konkretnych nazwisk tych „dżinów z lampy”, możecie się zawsze ze mną skontaktować, pisząc na: lingua@gazzettaitalia.pl). Nie mówiąc już o reality i talent show, oglądając które ma się wrażenie, że Włochy przez ostatnie 20 lat obywały się bez etatowych Di Caprio czy Pavarottich, lub o programach, gdzie jakiś piękniś z siłowni nieumiejący się wysłowić zasiada na tronie, gotów wybierać młode gąski albo sfrustrowane panie w średnim wieku, które ślinią się na sam jego widok. Horror! Dlaczego do tego doszło? Jest to kwestia politycznie delikatna, na którą spróbuję udzielić Wam odpowiedzi w jednym z kolejnych artykułów.

Jednak mimo istnienia otaczającej nas śmieciowej telewizji nie zgadzam się z tymi, którzy twierdzą, jakoby lepiej było nie mieć w ogóle w domu telewizora. Wielu utrzymuje, że telewizja jest przestarzałym środkiem przekazu, że obecnie powinno się korzystać wyłącznie z Internetu – jedynego prawdziwie wolnego i demokratycznego medium. Czy aby na pewno? A nie jest przypadkiem prawdą, że to właśnie w Internecie w każdej chwili możemy się natknąć na kaczkę dziennikarską? Pomijając już fakt, że roi się w nim od oszustów szukających łatwych, naiwnych ofiar. Sieć jest delikatnym narzędziem, z którym należy się obchodzić bardzo ostrożnie. Uważam zatem, że nie powinniśmy – mimo wszystko – rezygnować z włączania odbiornika telewizyjnego, żeby się trochę zrelaksować lub zasięgnąć informacji na temat wydarzeń w otaczającym nas świecie. Prawdziwa zdolność polega na umiejętnym dokonywaniu wyboru tego, co warto obejrzeć, przy zachowaniu własnych opinii, wolnych od wpływu przedstawianych nam faktów.

Zacznijmy od stwierdzenia, że nie można – przynajmniej raz w tygodniu – nie oglądać programów poświęconych polityce. Wszystkie te „Ballarò”, „Servizio Pubblico”, „Piazza Pulita”, itp. (które to audycje można spokojnie obejrzeć też w Internecie) informują o tym, co z punktu widzenia polityki, społeczeństwa, gospodarki i kultury dzieje się w naszym kraju. Być może ci z Was, którzy śledzą te programy, zauważą, że ich goście to dyżurni politycy, od dwudziestu lat powtarzają tę samą śpiewkę. To prawda, macie rację. Jednakże to nie tłumaczy ignorowania różnych punktów widzenia, czy to słusznych, czy błędnych. Obecnie we Włoszech panuje moda – zwłaszcza wśród osób młodych – na twierdzenie, że polityka ich nie interesuje. Według mnie jest to jedynie próba usprawiedliwienia własnej niewiedzy w tym zakresie. A to właśnie młodzi powinni rozumieć aktualne podziały polityczne, by próbować na nowo rozruszać sytuację w kraju. Ponadto wielu z nich jest produktem podkultury telewizyjnej. I to właśnie to – uśpienie rozumu – jest celem części śmieciowych programów. Patrząc na przeciętny poziom kultury w naszym kraju, telewizji udaje się go osiągnąć.

Pozostając przy programach wartych zachowania – istnieją bardzo interesujące transmisje, przedstawiające obiektywnie fakty historyczne i wydarzenia sprzed lat, którym obecnie można przyjrzeć się w sposób chłodny i pozbawiony emocji. Mamy formaty telewizyjne traktujące o podróżach, programy dokumentalne, dzięki którym poznajemy różne kultury, geografię, zwyczaje zwierząt (które narażamy na niebezpieczeństwo, często wyłącznie przez własną próżność), jak działają Ziemia i Wszechświat; transmisje, które możemy uznać za pozytywne i które nie zagrażają naszej inteligencji.

Z pewnością wielu z Was zna termin Velina, używany w odniesieniu do obecnej w programie ładnej dziewczyny, która nie musi robić nic, tylko tańczyć i pokazywać własne ciało, stanowiąc tym samym pożywkę dla gniewu feministek. A jednak postać ta narodziła się w jednym z – moim zdaniem – najciekawszych programów w naszej ramówce – „Striscia la notizia”. Jest to szczególny rodzaj wiadomości telewizyjnych, trwający zaledwie dwadzieścia minut, który przedstawia najważniejsze informacje opatrzone satyrycznym komentarzem. Często reporterzy „Striscii…” prezentują materiał, gdzie demaskują mało uczciwe osoby, które próbują oszukać obywateli. Tym samym zajmuje się zresztą mój ulubiony program, którego za nic nie opuszczam (też dlatego, że można go spokojnie obejrzeć ponownie w Internecie). Chodzi o „Le iene”. Można by go zdefiniować jako rodzaj kabaretu: programu, w którym mówi się o wszystkim w sposób bardzo inteligentny. To dlatego właśnie jest taki fajny: w szybkim, wciągającym rytmie przedstawia reportaże poświęcone ważkim zagadnieniom społecznym, przeplatane lżejszymi momentami, na granicy plotkarstwa, ale zawsze traktowanymi z odpowiednią dozą ironii. Dziennikarze „Le iene” przygotowują reportaże na często bardzo niebezpieczne tematy, za pośrednictwem których ostrzegają przed wszelkim złem, dostarczając jednocześnie informacji najwyższych lotów. Krótko mówiąc, jest to jeden z programów, dla których można zapomnieć, gdzie się położyło pilota.

Reasumując, sądzę, że ewentualna kampania, której celem byłoby całkowite zniszczenie środka przekazu, jakim jest telewizja, bez cienia wątpliwości poniosłaby klęskę. Telewizja to zbyt ważne narzędzie dla rządzących, którzy za jej pośrednictwem manipulują umysłami, tworzą tendencje, mody do naśladowania, przekonania. Telewizja nas hołubi, sprawiając, że zaczynamy być posłuszni reklamom, robi z nas niewolników konsumpcji. Rola, którą w naszym społeczeństwie odgrywa ta magiczna skrzynka, jest zbyt głęboko zakorzeniona, by nawet pomyśleć o możliwości jej wyeliminowania. A zatem, skoro już musimy z nią żyć, jedynym sposobem na wyjście zwycięsko z tej potyczki jest używanie inteligentnie i dla własnej korzyści tych kilku pozytywnych aspektów, które możemy z niej wydobyć.