Karolina Porcari: “Moje serce jest na granicy włosko-polskiej”

0
1671

„Nie czuję się ani bardziej Polką, ani bardziej Włoszką. Wszystko zależy od tego, w którym kraju jestem w danym momencie. Gdy znajduję się w Polsce, bardziej uwidacznia się moja słowiańskość. Gdy jestem we Włoszech, również za sprawą języka, odsłania się inna część mojego temperamentu.”

Dorastałaś w Lecce, następnie przeniosłaś się do Mediolanu, aby rozpocząć studia. Co skłoniło Cię do przyjazdu do Polski?  

Krakowska Szkoła Teatralna. Kiedy zdecydowałam się zostać aktorką postanowiłam spróbować swoich sił w Polsce. Po obejrzeniu wielu spektakli na festiwalach, które przyjeżdżały z różnych części świata do Mediolanu, zdałam sobie sprawę, że wrażliwość słowiańska jest mi bardzo bliska.

Jak Twoja rodzina zareagowała na tę decyzję?

Nie była zbyt szczęśliwa, nie tyle z powodu ewentualnej przeprowadzki do Polski, ile z decyzji rozpoczęcia szkoły aktorskiej. Wcześniej studiowałam literaturę i filozofię. Od momentu kiedy pierwszy raz postawiłam swoją stopę na scenie w wieku 16 lat – grałam przewodniczącą chóru w „Chmurach” Arystofanesa w reż. Salvatore Tramacere (Koreja) – zakochałam się w teatrze. Zrozumiałam, że nie będę szczęśliwa, póki nie spróbuję swoich sił w aktorstwie. Moja rodzina ostatecznie zawsze mnie wspierała, jednak wciąż bardzo się martwi niestabilnością, która jest wpisana w ten zawód.

Czujesz się osobą spełnioną zawodowo?

Trudno mówić o spełnieniu w moim zawodzie. Aktorstwo bez wątpienia jest wspaniałe i dodaje skrzydeł, ale bywa frustrujące, ponieważ nie zawsze dostaje się role, nie zawsze wygrywa się castingi. Wtedy przychodzą najczarniejsze myśli na temat życiowych wyborów.

Grasz w teatrze, filmach i serialach. Wiele osób pamięta Cię z roli Anity Szymczak z serialu
“Barwy Szczęścia”. Który obszar działalności aktorskiej preferujesz?

Przez ostatni rok nie pracowałam w teatrze, ponieważ pisałam swój pierwszy scenariusz filmowy. Poza tym miałam szczęście zagrać w kilku filmach. Obecnie ciągnie mnie do kina. Myślę że niebawem zatęsknię do teatru. Właściwie już tęsknię.

Rola Twoich marzeń?

W teatrze ostatnio dużo myślę o “Medei” Eurypidesa.  Jeśli chodzi o kino bardzo chciałabym zagrać główną rolę w filmie na podstawie mojego scenariusza. Jest to kobieta, która odrzuca macierzyństwo. Jest tancerką, która postanawia spróbować żyć inaczej niż większość kobiet w naszym społeczeństwie. Nie chcę jednak zdradzić więcej, ponieważ wciąż nad tym pracuję.

Jakie dostrzegasz różnice między pracą z Polakami a tą z Włochami?  

Nie zauważyłam znaczącej różnicy. Na pewno inaczej pracuje się na planie filmu niezależnego, a inaczej na planie filmu, który jest finansowany przez państwowe instytucje. Mój debiut „Come l’ombra” w reżyserii Mariny Spada był  całkowicie finansowanym przez twórców. Mimo skromnego budżetu to było wspaniałe doświadczenie, które zaprowadziło nas na Venice Days Weneckiego Festiwalu Filmowego. Potem film dostał dużo nagród. We Włoszech kino niezależne jest bardziej rozwinięte niż w Polsce. Tylko raz zagrałam w polskim filmie niezależnym, mam tu na myśli „W spirali” Konrada Aksinowicza.

Poznałyśmy się na premierze filmu „Ojciec” Artura Urbańskiego, w którym zagrałaś główną rolę kobiecą (jako Mila). Utożsamiasz się może z tą postacią?

Kiedy Artur zaprosił mnie do „Ojca” postanowiliśmy czerpać dużo z moich doświadczeń prywatnych. Mila w jednej z pierwszych scen spotyka reżysera, który pyta ją: „Skąd jesteś? Skąd się tu wzięłaś?”. Ta odpowiada: „Przyjechałam tutaj z miłości”.  Ja też przyjechałam tutaj z miłości, z tą różnicą, że Mila zmieniła kraj z miłości do mężczyzny – ja z miłości do teatru. Ta postać jest mi bardzo bliska również dlatego, że jest aktorką, która chce się spełniać zawodowo, ale jest jednocześnie młodą matką i boryka się z koniecznością pogodzenia tych ról.

Plany na przyszłość?

Pod koniec tego roku wyjdzie „Music Word Love”, film anglojęzyczny  w reżyserii Marthy Coolidge („Sex in the city”, „Weeds”), w którym zagrałam po raz pierwszy w mojej karierze rolę Żydówki, Miriam Rubin. Film był kręcony w Łodzi i Krakowie; jest to historia miłosna na tle II Wojny Światowej. Niedługo wyjdzie również niemiecki film „Mein Bruder Robert” w reżyserii Philipa Gröninga („Wielka Cisza”, „Die Frau des Polizisten”), w którym zagrałam rolę dość oryginalnej nauczycielki filozofii.