Natalia Moskal: Sophia Loren symbolem silnych kobiet, które mnie inspirują

0
115
fot. Adam Romanowski, reż. Olga Czyżykiewicz

Wokalistka, tłumaczka, właścicielka wydawnictwa Fame Art, swoje życie dzieli między Włochy a Polskę. Jej mocne strony to z pewnością kreatywność i determinacja w realizacji celów. W swojej twórczości stara się przybliżać postaci wybitnych kobiet. W zeszłym roku ukazał się jej album „There is a star”, wydany na cześć Sophii Loren i włoskiej muzyki filmowej.

Po ilości Twoich dotychczasowych osiągnięć wnioskuję, że nie lubisz się nudzić?

Zdecydowanie nie, pomysły na projekty przychodzą mi często i są bardzo różnorodne, bo wiele rzeczy mnie interesuje. Mam wydawnictwo książkowe i tam wydaję też moją muzykę. Moja różnorodność wynika właśnie z mnogości zainteresowań i z tego, że nigdy nikt nie mówił mi, co mam robić. W konsekwencji mam bardzo różne grupy odbiorców. Zastanawiam się teraz nad tym, jak to uspójnić na przyszłość i jak połączyć moje aktualne projekty z tymi, które pojawią się później. Póki co ciężko mi zdecydować się na jeden konkretny kierunek, bo inspiruje mnie tak wiele różnych rzeczy.

Może jakimś rodzajem spójności są właśnie te kobiety, które starasz się przybliżać publiczności?

fot. Steve Petteway, adaptacja okładki:
Marek Popielnicki

Tak, bardzo ważne jest dla mnie to, żeby mówić o kobietach. Do tego stopnia, że z literatury feministycznej – książek o kobietach i dla kobiet – zrobiłam ważny kierunek rozwoju wydawnictwa, obok judaiki, w której również się specjalizujemy. W tym momencie przygotowujemy autobiografię niezwykle inspirującej Ruth Bader Ginsburg, która była jedną z dwóch kobiet w historii zasiadających w amerykańskim Sądzie Najwyższym. Bardzo motywują mnie do działania takie postaci kobiece i myślę, że ważne jest, aby o nich mówić. Co prawda mojej pierwszej płycie elektro-popowej nie patronowała żadna postać kobieca, ale jest na niej piosenka zatytułowana „Michelle”, która jest ukłonem dla Michelle Obamy. Kolejne projekty są już poświęcone jednej postaci: „Bunt młodości” wierszom Kazimiery Iłłakowiczówny, a album „There is a star” inspirowany jest twórczością Sophii Loren.

Jak to się stało, że wybrałaś właśnie te kobiety do projektów muzycznych?

Na wiersze Iłłakowiczówny trafiłam dzięki biografii napisanej przez Joannę Kuciel- Frydryszak. Pomyślałam wtedy, że fajnie byłoby przybliżyć tę postać szerszej publiczności. Pomysł na nagranie utworów, które śpiewała Loren, pojawił się z kolei po przeczytaniu jej autobiografii. Przeczytałam ją chyba w dwa dni, chociaż ma co najmniej 500 stron. Prawie na każdej stronie mam pozaznaczane cytaty warte uwagi. Oprócz tego, że to uzdolniona aktorka, to również niesamowicie mądra kobieta, dlatego tak bardzo mnie zafascynowała. Przeciętny widz zna jedynie piękną i seksowną Sophię, która zagrała w niezliczonej ilości filmów i zaśpiewała mnóstwo piosenek, ale nie wie o większości faktów z jej życia. Jej kariera naznaczona jest ogromnym wysiłkiem i wojną, którą do dziś wspomina w bardzo bolesny sposób. Brak ojca, przeróżne trudności życiowe, z których się wyrwała i osiągnęła niesamowity międzynarodowy sukces. To mnie bardzo zainspirowało i dlatego płyta została wydana w formie książki, zawierającej skrótową biografię aktorki. Pisałam oczywiście w oparciu o teksty źródłowe, bardzo zależało mi na tym, żeby czytelnicy poznali ją jako kobietę bardzo interesującą, silną i ciężko pracującą, bo to według mnie cechy najbardziej godne podziwu.

Z kobietą wiąże się również seria powieści, wydanych przez Twoje wydawnictwo?

Tak, zaczęło się właśnie od kobiety, o której przeczytałam przez przypadek gdzieś w Internecie. Ester Singer Kreitman to starsza siostra słynnych braci Singerów, która jako pierwsza w rodzinie zaczęła pisać, ale jej dzieła były zupełnie nieznane i nie doceniono jej za życia. Teraz istnieją już liczne przekłady jej powieści, ale w Polsce do niedawna były nieznane i niedostępne. A przecież Ester urodziła się w Biłgoraju, więc cała jej historia rozpoczęła się w Polsce. Dlatego też postanowiłam wyciągnąć ją z cienia sławnych braci i przybliżyć polskim czytelnikom. Fame Art jest właścicielem praw do polskich przekładów wszystkich powieści Kreitman. Do tej pory pojawiły się już książki: „Rodowód” i „Taniec demonów”, a w tym roku ukażą się „Brylanty”. Po wydaniu pierwszej powieści, odezwał się do nas Krzysztof Modelski, tłumacz, który dla przyjemności przełożył zbiór opowiadań Izraela Singera. Teksty bardzo nam się spodobały i w ten sposób wydaliśmy dwa tomiki jego opowiadań: „Perły i „Na obcej ziemi”. Teraz myślimy jeszcze o trzecim, najpopularniejszym z braci – Isaacu, sławnym nobliście, ponieważ jest jeszcze kilka jego dzieł, które nie zostały wydane w Polsce.

A czy te dwie drogi, literacka i muzyczna w jakiś sposób się uzupełniają, czy którąś czujesz bardziej?

Zaczęłam śpiewać bardzo wcześnie, sama pisałam piosenki. Moi rodzice zdecydowali jednak, że pójdę do zwykłej szkoły, a nie szkoły muzycznej, po której wybrałam studia filologiczne. Jestem więc magistrem filologii angielskiej, chociaż muzyka zawsze grała mi w duszy i była dla mnie tak naprawdę najważniejsza. Dopiero po przeprowadzce do Mediolanu poszłam do szkoły muzycznej CPM Music Institute, gdzie szkolę wokal ze wspaniałą Paolą Candeo. Muzyka to moja największa pasja. Fame Art powstało na potrzeby wydania pierwszego albumu, ale podpisanie umowy na wydanie książek Kreitman i wydanie płyty zbiegły się w czasie. Pierwsza powieść została wydana w 2015, a moja debiutancka płyta “Songs of Myself” w 2017 roku, więc tak naprawdę chciałam pogodzić obydwie pasje.

Album „There is a star” wydałaś również we Włoszech?

Tak, mieszkam w Mediolanie i postanowiłam spróbować swoich sił na tutejszym rynku muzycznym. Chciałam zobaczyć i porównać, jak funkcjonują te dwa rynki. Czy są w ogóle jakieś różnice, czy może gdzieś jest łatwiej. Okazało się że Włochy są dla mnie łaskawsze i łatwiej mi tutaj funkcjonować. Płyta „There is a star” została we Włoszech bardzo dobrze odebrana, a piosenki są regularnie emitowane w stacjach radiowych w całym kraju. Nieustannie pojawiają się jakieś wywiady i publikacje, po prostu Włosi bardzo ciepło przyjęli ten projekt. Być może stało się tak dlatego, ponieważ to ukłon w stronę ich kultury.

fot. Dawid Ziemba

Przy płycie pracowała z Tobą grupa wspaniałych muzyków. Jak to się stało że wasze drogi się skrzyżowały?

W nagraniach wzięła udział orkiestra Stokłosa Collective Orchestra, której przewodzi maestro Jan Stokłosa i to jemu zawdzięczam oprawę muzyczną. Janek jest młodym, wszechstronnie utalentowanym muzykiem, pochodzącym ze znanej muzycznej rodziny. Spotkałam się z nim już wcześniej, przy nagrywaniu płyty „Bunt młodości”, Janek napisał muzykę do wierszy i wyprodukował całość, więc później przy „There is a star” nie miałam wątpliwości, kogo wybrać. Wiedziałam też, że klasyczne, piękne utwory potrzebują naprawdę profesjonalnego zaaranżowania i nowego, świeżego spojrzenia. Razem odkryliśmy te utwory na nowo, choć nie zmienialiśmy w nich bardzo dużo. Na początku chciałam pójść w bardziej nowoczesną stronę, ale ostatecznie zachowaliśmy oryginalne brzmienie i dlatego wszystko zostało zaaranżowane na orkiestrę. Nie mogłam sobie lepiej wymarzyć efektu końcowego.

Masz już kolejne muzyczne pomysły?

Chciałabym zagrać koncerty z materiałem z tej płyty z orkiestrą. W projekcie wzięło udział około 40 osób, więc szkoda byłoby tego nie pokazać na żywo, ale oczywiście w tym momencie nie da się przewidzieć kiedy będzie to możliwe. Chciałabym nagrać swoje autorskie projekty muzyczne, zaczęłam już nawet pisać piosenki. Może na początku wydam jakieś single, a później zbiorę wszystko w jedną płytę. Na pewno będą to utwory po włosku.

Jesteś niezwykle zdeterminowaną osobą, śmiało walczącą o realizację swoich celów. Jakie rady dałabyś swoim rówieśnikom, aby z odwagą sięgali po swoje marzenia?

Zacznę od tego, że to na pewno nie jest łatwe. Rynek muzyczny jest bardzo trudny, a rynek literacki pewnie jeszcze trudniejszy. W dobie mediów społecznościowych niezwykle trudno jest dotrzeć do odbiorcy, który zostanie z nami na dłużej. Poza tym na realizację projektów potrzeba dużych budżetów. Kolejny element to teledyski i promocja, bez których tak naprawdę żaden produkt, choćby nie wiem jak dobry, się nie przebije. Ja też nie mam niesamowicie wielkich budżetów, które pozwoliłyby mi na bardzo dużą promocję, co sprawia, że pewnie moje produkty troszkę na tym cierpią, bo docierają do mniejszej liczby odbiorców. Trzeba po prostu mieć bardzo dużo determinacji. Ja od dziecka czułam taką presję w dążeniu do celów i sama ją sobie narzucałam. Już jako mała dziewczynka widziałam się, jak biegam w szpilkach po Nowym Jorku. Chciałam być ważną bizneswoman. Oczywiście tak się nie stało, ale i tak jestem dumna ze zrealizowanych projektów i planów na przyszłość. Myślę, że to głównie dzięki wsparciu rodziny i przyjaciół udało mi się zrealizować tak wiele marzeń, bez tego pewnie nic by mi się nie udało. Mam też dużo samozaparcia i sama nad sobą stoję z batem powtarzając, że nie zatrzymam się dopóki nie wyląduję na okładce Forbesa. Może dlatego tak bardzo inspirują mnie inne kobiety, które dzięki ciężkiej pracy zrealizowały się w życiu. Ważne jest też to, aby mieć świadomość, że coś może się nie udać, mimo ogromnego wysiłku, jaki włożyliśmy w osiągnięcie celu. Wówczas dobrze jest mieć jakiś plan B.

W jaki sposób pandemia zmieniła twoje podejście do pracy i życia?

Myślę, że przed pandemią pracowałam za mało i byłam trochę źle zorganizowana. Kiedy byłam zamknięta przez 4 miesiące w Polsce, udało mi się zrobić rzeczy, na które nigdy nie miałam czasu. Poza tym pandemia nauczyła mnie tego, że nic w naszym życiu nie jest pewne i na zawsze, dlatego trzeba znaleźć czas dla osób, które są dla nas ważne i nie odkładać na później naszych pasji.

foto: Adam Romanowski, reż. Olga Czyżykiewicz