Orsigna, rozmowy w ciszy

0
319

„Orsigna (…) pozostanie moim ukochanym miejscem i moją ostoją. Gdziekolwiek bym nie był na świecie, cokolwiek by mi się nie przydarzyło, oprócz spotkania z Damą w czarnym płaszczu, mogłem schronić się w Orsignii…”
Tiziano Terzani

Miasteczko liczące mniej niż 100 mieszkańców, ukryte w ramionach Apenin Pistoiańskich, w rzeczy samej przypomina otuloną bujną zielenią lasów oazę, uroczą pozytywkę, której muzyka koi i uspokaja. 

Na wysokości 800 metrów wznosi się zaledwie kilkanaście domów i niewielki placyk z kapliczką. Nie ma żywego ducha. Tam człowiek schodzi na drugi plan, a nieliczne spotykane osoby obdarowują nas uśmiechem, dobrym humorem i życzeniami miłego dnia. Wielka jest natomiast otaczająca je natura. Las wpuszcza nas w swoje ramiona jak dobrotliwa matka, oczekująca powrotu swoich pociech z podróży. Ukazuje nam udeptane ścieżki, które pną się jak gęsty labirynt wciąż wyżej i wyżej, ku szczytom przykrytym mgłą jak miękkim kocem. Wiatr niesie ze sobą zapach igliwia i żywicy, przywołując na myśl jesienne zbiory kasztanów. Zanosi się na burzę. Szumią o tym buki i brzozy, aby zaraz potem ucichnąć zupełnie, tak jak cichnie śpiew ptaków, a Orsigna na moment staje się ciszą.

W pełni rozumiem miłość jaką darzył to miejsce Tiziano Terzani. Ten włoski pisarz i dziennikarz („W Azji”, „Powiedział mi wróżbita”, „Dobranoc, panie Lenin!”, „Nic nie zdarza się przypadkiem”) ukochał miasteczko w sposób szczególny, tworząc zeń spokojną, stałą przystań, do której co roku wracał z rodziną i które, w końcu, wybrał na miejsce swojego odejścia. 

Tiziano Terzani
1938-2004
Podróżnik

Tyle głosi napis na kamieniu złożonym u stóp drzewa przy domu rodziny Terzanich. Tiziano nie nazywał siebie dziennikarzem, a podróżnikiem; nieustannie poszukujący, zaciekawiony tym, co kryło się pod pozorami; zawsze w centrum wydarzeń, zawsze obecny tam, gdzie dokonywały się istotne zmiany. 

Przypominam sobie słowa pisarza, które wypowiedział zwracając się do swojej córki Saskii: „Jeżeli kiedyś zechcesz ze mną porozmawiać, odejdź na bok, zamknij oczy i poszukaj mnie. Można tak ze sobą rozmawiać, ale nie w języku słów. Za pomocą ciszy”. Wzdycham i, korzystając z przywileju przebywania w tym magicznym miejscu, także postanawiam zamienić z nim kilka słów, a liście jakby w odpowiedzi znów zaczynają kołysać się na wietrze. 

„A jeśli zaczniesz postrzegać las jako coś, co żyje, ma swoją historię, wszystko staje się piękniejsze.”
T. Terzani, Koniec jest moim początkiem

Szlak, którym za życia wędrował często sam pisarz, dziś nazywany jest jego imieniem. „Il sentiero di Tiziano Terzani”, gdy go przemierzamy, jest pusty i cichy. Jedynie gdzieś w oddali przypomni o sobie kukułka. Już prawie nie ma śladu po ulewnym deszczu, który jeszcze chwilę wcześniej obserwowaliśmy, popijając herbatę w suchym salonie. Chlupie tylko pod naszymi stopami wilgotna ziemia, a wysoka trawa muska nasze łydki zostawiając na nich mokre ślady; zieleń lasów wydaje się natomiast jeszcze bardziej soczysta. Także niebo zeszło ku nam, na powitanie, zawieszając nisko nad górami gęste chmury, które nadały im dodatkowego majestatu. A gdy parę godzin później mgła opada, ukazuje się nam niezalesiony, najwyższy szczyt, który ma tle pochmurnego, lecz zarazem jasnego nieba jawi się w pełnej krasie jak skromna, acz świadoma swej wartości istota.

Equilibrio, czyli harmonia 

Liczne kopczyki z ułożonych jeden na drugim kamieni ustawione są w górach, na polanie przy Drzewie z oczami (Albero con gli occhi), skąd w dole można dojrzeć czerwone dachy Orsignii. Tam, na polanie w górach, gdzie pisarz chętnie odpoczywał i oddawał się refleksji, symbolizujące harmonię stożki z kamieni ustawili wędrowcy, którzy przybyli tam przed nami. Prawdopodobnie ci sami, którzy na pamiątkę zawiesili na drzewie różnobarwne chusty, szaliki, liściki i tak zwane lung-ta, czyli tybetańskie flagi modlitewne, rozwieszane zwykle w Himalajach. 

„To moje Himalaje”, mówił o Orsignii Terzani i w zdaniu tym góry Azji nabierają zupełnie nowego znaczenia. Stają się synonimem przystani, do której wracamy, aby złapać oddech i nabrać dystansu. Z ilości listów, pamiątek i przedmiotów można wywnioskować, że miejsce to stało się ostoją także dla wielu innych osób, które dotarły tutaj po pisarzu. 

Drzewo z oczami, do którego szlakiem Terzaniego zmierzają jego wierni czytelnicy, ale także miłośnicy górskich wędrówek, nie jest jedynym w górach Orsignii, do których Tiziano przykleił przywiezione z Indii porcelanowe oczy. Takie samo, piękne, błyszczące, jakby wzruszone oko czuwa przytwierdzone do pnia drzewa, u stóp którego spoczywa pamiątkowy kamień. W ten właśnie sposób Tiziano pragnął pokazać swojemu wnukowi, że wszystko, także przyroda, z pozoru nieruchoma, ma w sobie życie. 

I w istocie, las i szumiący w nim strumyk żyją i otaczają nas swoimi odgłosami, a echo górskich przestrzeni rozbrzmiewa śpiewem ptaków i melodią lasu. Orsigna to Włochy inne niż zwykle. Podczas gdy w starych, włoskich miastach to wiekowe mury opowiadają historie i oprowadzają nas po tajemniczych zakątkach i tłocznych zaułkach, w których unosi się aromat kawy, w Orsignii pachnie las, a przewodniczką jest sama natura. Upływ czasu natomiast wyznaczają nie zegary, lecz śpiew kukułki, która przypomina o sobie nieśmiało, od czasu do czasu.

foto: Magda Karolina Romanow-Filim

Rozmowy o Orsignii, która w rzeczy samej okazała się być nie tylko miejscem, ale i stanem ducha. Na zdjęciu autorka z Folco Terzanim, synem Tiziano.