Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 130

STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ

0

Trieste / Studio Tommaseo

Un omaggio alla poliedrica figura artistica di Stanisław Ignacy Witkiewicz viene proposto dal 18 ottobre al 18 dicembre a Trieste. L’iniziativa è promossa dal Comitato Trieste Contemporanea, all’interno delle investigazioni nella storia dell’arte dell’Europa dell’Est alle quali l’istituzione triestina dedica attenzione fin dal 1995. In questa occasione la cura è di Gabriella Cardazzo e ci si avvale della collaborazione dell’Associazione Artspace.

Le attività inizieranno venerdì 18 ottobre allo Studio Tommaseo con un convegno di studi internazionale: esperti polacchi e italiani parleranno della versatile personalità di Witkiewicz, artista, fotografo, poeta, scrittore per il teatro e filosofo vissuto tra il 1885 e il 1939 – ancora pochissimo conosciuto in Italia. Sono previsti gli interventi di Paweł Polit, Milada Ślizińska, Przemysław Strożek e Giovanna Tomassucci.

Nella stessa giornata, a chiusura del convegno, è fissata l’inaugurazione di una mostra documentaria di fotografie dell’artista polacco tratte dalla collezione Stefan Okołowicz. Una ventina di densi ritratti realizzati dai primi anni Dieci agli anni Trenta del Novecento – tra essi il ritratto di Arthur Rubinstein e del grande antropologo polacco fondatore dell’antropologia sociale Bronisław Malinowski, amico di Witkiewicz.

La mostra di fotografie – che durerà fino al 18 dicembre ed avrà una ricca sezione storico-documentaria – farà da “attrattore” per una serie di approfondimenti ulteriori dedicati al teatro, al cinema e alla video arte. Due saranno gli appuntamenti dedicati al teatro. Il primo il 19 ottobre a cura di Loriano Della Rocca e Ludmila Ryba, con letture performative tratte da Le anime mal lavate, Introduzione alla teoria della forma pura nel teatro, La gallinella acquatica, Il pozzo e la monaca. Il secondo mercoledì 18 dicembre, in occasione del finissage, con un incontro di approfondimento attoriale con Andrzej Welminski, sul tema della performance secondo Witkiewicz. Il cinema sarà protagonista il 14 novembre con la proiezione di una serie di documentari in collaborazione con Telewizja Polska, la televisione nazionale polacca, e del film ‘Lovelies and Dowdies’ di Ken McMullen (UK, 1974, 30’), che restituirà le influenze di Witkiewicz su Tadeusz Kantor.

Mentre alla fine del mese di novembre è previsto un evento speciale: il grande video artista Józef Robakowski discuterà l’eredità di Witkiewicz e dedicherà un Videospritz d’eccezione a un excursus nella sua produzione storica.

lunedì > sabato 17 > 20

ingresso libero

 }

Wroclovely!

0

Drodzy

Zapraszam Was do Wrocławia, zwanego Wroclove, miejscem spotkań, rozrywkową stolicą Polski, a, w 2016 roku, Europejską Stolicą Kultury. Jestem wrocławianką, która po wielu latach spędzonych w innych metropoliach powraca do niego na nowo. Niesie to za sobą bardzo przyjemne mieszane odczuwanie tego miejsca, bowiem podczas gdy idę przez to miasto i same nogi mnie niosą – znam i skróty i najbardziej estetyczne, kręte i nieśpieszne ścieżki, to jednak po raz pierwszy w życiu podnoszę wzrok wysoko, kręcę głową i się zachwycam. Jest to zachwyt właściwy tylko odkrywaniu miejsc nowych, nieznanych i podniecających, radosnemu wchłanianiu atmosfery, wydarzeń i ludzi, których dopiero co się doświadcza po raz pierwszy. A jest czego doświadczać, bo miasto Wrocław żyje, rozkręca się i rozkwita cały czas. Usłyszałam niedawno od znajomego Włocha, iż we Wrocławiu piękne jest to, że jest tu wszystko i to w zasięgu ręki.

Przyszedł wrzesień i nawet nie starczyło sierpnia by ochłonąć po cudownych letnich festiwalach, które odbywają się we Wrocławiu co roku – Brave Festival (lipiec), dyrygowane przez Grzegorza Brala święto kultur zapomnianych i marginalizowanych oraz T Mobile Nowe Horyzonty (lipiec/sierpień), największy festiwal filmowy w Polsce, a już dźwiękami kantaty J.S. Bacha rozpoczął się ekscytujący sezon jesienny. Z tegorocznym tytułem Podróż do Włoch, 48 Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans ucieszył i wprowadził mnie w czas słoty łagodnie i z klasą, choć nie bez zastrzeżeń. Koncert inauguracyjny w Kościele Uniwersyteckim, nagrodzony owacjami na stojąco, wyznaczył bardzo wysoki poziom, któremu nie wszystkie pozostałe występy były w stanie sprostać. Ze zgrzytem zębów wytrzymałam jedynie pierwszą połowę oratorium Mozarta i, jak większość słuchaczy, nie mogę nadziwić się, iż koncerty tak uparcie organizowane są w kościele św. Marii Magdaleny, gdzie albo nic nie słychać, albo słychać źle. Jak dobrze, że tuż obok tego przybytku zbudowanego na przekór akustyce znajduje się OK Wine Bar, gdzie można ukoić smutki kieliszkiem prosecco! Na osłodę, następnego dnia dostałam prezent prosto z Italii – Quartetto di Cremona i ich koncert zatytułowany UNA “PIANTA FUORI DI CLIMA” („Roślina spoza klimatu”) Trzy stulecia włoskiej muzyki na kwartet smyczkowy. Sama radość i na dodatek, w przepięknej barokowej Auli Leopoldina, gdzie mimo skrzypienia starych ław, wszystkie dźwięki słychać doskonale. Z kolei wisienką na słodkim torcie okazał się brawurowy występ włoskiego wiolonczelisty Giovanniego Sollimy podczas koncertu zamknięcia festiwalu, którego słuchałam raz po raz szczypiąc się w niedowierzaniu, iż można tak grać.

Dość o muzyce klasycznej, Wrocław ma i inne atrakcje. Żegnając jeden festiwal zacieram ręce na następne, w październiku będzie teatralnie (Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG) i filmowo (American Film Festival), zapowiada się także sporo wernisaży i imprez, o których nie omieszkam Wam opowiedzieć następnym razem. Na ten moment, zdecydowanie trzeba się wybrać do Muzeum Współczesnego, gdzie w piątek 13 września została otwarta świetna i niecodzienna wystawa sztuki autobiograficznej zatytułowana Dzień jest za krótki (Kilka opowieści autobiograficznych), a także na …lotnisko, gdzie tylko do 4 października, na wschodniej ścianie terminalu, można oglądać przepiękne, dynamiczne i naprawdę ogromne prace malarskie wrocławskiej artystki Urszuli Wilk.

Nie jest łatwo pożegnać lato i moje letnie ścieżki we Wrocławiu – wały odrzańskie pokonywane rowerem, aperol spritz w Karavanie, pizzę z karczochami w Capri, obowiązkowo w super gwarnym ogródku, nocne wyprawy do Winnicy, spacery po Nadodrzu i pląsy w Szajbie. Jednak, głowa do góry, teraz pora na ścieżki nowe, jesienne. Dzisiaj, olśniła mnie mnie inwazja przeróżnych świeżych i pachnących grzybów na straganach Hali Targowej, która jest punktem absolutnie obowiązkowym dla każdego smakosza, a moje obcasy już drżą na myśl o sobotnich harcach w klubie Puzzle. Wydeptywanie moich jesiennych ścieżek zdecydowanie umila mi śliczny subiektywny przewodnik po Wrocławiu z serii Ogarnij Miasto, z którym nawet wrocławiance nie sposób nie odkryć miejsc nowych i ekscytujących.

Do zobaczenia we Wrocławiu, ciao, baci!

Linki:

Wratislavia Cantans: http://2013.wratislaviacantans.pl

Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG: http://dialogfestival.pl/

American Film Festival: http://www.americanfilmfestival.pl/

Brave Festival: http://2013.bravefestival.pl/

Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty: http://www.nowehoryzonty.pl/

Muzeum Współczesne Wrocław: http://muzeumwspolczesne.pl

Urszula Wilk: http://galeriam.com/linie-urszuli-wilk-w-porcie-lotniczym-wroclaw/

OK Wine Bar: http://www.okwinebar.com/

Karavan: http://krvn.pl/

Capri: http://capripizza.pl/

Winnica: http://www.winnicanasolnym.pl/

Szajba: http://www.szajba.wroclaw.pl/

Puzzle: https://www.facebook.com/klubpuzzle

Ogarnij Miasto: http://ogarnijmiasto.com.pl/

 

Włoski tenor z Rzeszowa

0

Barbara Pajchert

Z ziemi włoskiej do polskiej przywiodła go miłość do pięknej kobiety. Uważa, że mieszkanie w Mediolanie, Rzymie czy Nowym Jorku wcale nie daje pewności, że dostanie się pracę czy zrobi karierę. – Rzeszów jest równie dobry – mówi Guglielmo Callegari w rozmowie z Barbarą Pajchert.

Barbara Pajchert: Czy opera jest dla każdego?

Guglielmo Callegari: Dla wszystkich w sensie słuchaczy, publiczności?

Tak. Czy każdy może albo raczej powinien słuchać arii i oglądać operowe przedstawienia?

– Moim zdaniem tak. Opery może słuchać każdy i w każdym wieku. W operze chodzi o uczucia: nienawiść i miłość, radość i smutek. To ludzkie życie okraszone intrygą, pikanterią i odrobiną szaleństwa. Takie zwierciadło nas wszystkich. Radziłbym jednak przed pójściem na spektakl przeczytać streszczenie, opis, ewentualnie wcześniej posłuchać danej opery i dopiero wówczas udać się na przedstawienie operowe z librettem w ręce.

Wiele osób twierdzi, że opera jest sztuką bardzo niszową, dla wybranych i wyrobionych muzycznie słuchaczy.

– Oczywiście pasjonatów tego typu muzyki nie ma tak dużo jak muzyki popowej czy rockowej. Co nie oznacza, że nie trzeba jej wykonywać czy propagować. Jestem zdania, że im więcej mamy możliwość „osłuchania” się czegoś, częściej mamy kontakt z danym rodzajem muzyki, tym lepiej możemy go poznać, a może i nawet z czasem polubić. Ograniczając dostęp czy spychając na bok operę, arie operowe powodujemy, że właśnie staje się muzyką dla wybranych, niedostępną i niezrozumiałą dla ogółu. Niestety, często spotykam się właśnie z takim myśleniem – nie jest popularna, więc lepiej zaśpiewajmy coś prostszego, łatwiejszego. A opera jest piękna, wystarczyłoby uwierzyć w publiczność, dać jej szansę poznania. Mówiąc nowocześnie – to tak zwane lokowanie produktu. Dajmy jej szanse! Wystarczy posłuchać kilka razy wybranej arii np. „E lucevan le stelle” i myślę, że z czasem każdy z nas się w niej zakocha. Jeśli przypomnimy sobie koncerty Pavarottiego, to zauważymy, iż wśród tej ogromnej liczby uczestniczących byli zarówno pasjonaci jak i publiczność słuchająca zazwyczaj innego rodzaju muzyki. I wszyscy byli zachwyceni.

A co sądzisz o próbach popularyzowania opery poprzez unowocześnianie jej, śpiewanie do mikrofonów, wchodzenie w repertuar popowy przez niektórych artystów?

– Jestem jak najbardziej za popularyzowaniem opery, ale poprzez łatwiejszy do niej dostęp, większą liczbę koncertów operowych w miejscach, gdzie oper nie ma, czyli w mniejszych miastach i miasteczkach. Na przykład w Armenii opery słuchają prawie wszyscy. Podobnie było kiedyś we Włoszech. Niemal każdy Włoch znał Pucciniego czy Verdiego. Nie trzeba nic zmieniać i kombinować, ale trzeba częściej i w łatwiejszy sposób dawać możliwość publiczności posłuchania opery czy arii operowych. Jeśli zaś chodzi o mikrofony, to jestem raczej przeciwny, zwłaszcza w miejscach, gdzie naprawdę ich nie potrzeba – czyli np. w kościołach czy filharmoniach. Zdecydowanie ładniejszy jest głos naturalny, nie przetworzony sztucznie. Nie popieram też wchodzenia przez śpiewaków operowych w repertuar popowy. Niestety, unowocześnianie przyniosło ze sobą także inwazję płyt cd i zbyt dużo elektroniki w operze, a jest ona jednak najlepsza na żywo. Śpiewak za każdym razem może przekazywać inne emocje, interpretuje w troszkę inny sposób, w zależności od dnia, głos też może być nieco inny.

Plácido Domingo, Luciano Pavarotti, José Carreras – słynni trzej tenorzy są dzisiaj w zasadzie gwiazdami muzyki pop. Czy Twoim zdaniem to jest droga do upowszechniania opery?

– Jak już mówiłem wybrałbym inną drogę do popularyzacji – przez powszechniejsze udostępnienie, częstszy kontakt. Oczywiście Trzej Tenorzy swoimi koncertami sprawili, iż szersze grono ludzi słucha utworów operowych. Chciałbym jednak zaznaczyć, iż wybrali ten sposób popularyzacji pod koniec kariery. Wcześniej śpiewali w wielkich teatrach i występowali na wielu scenach.

Kto jest Twoim największym mistrzem operowym?

– Niestety, nie miałem możliwości poznać osobiście moich mistrzów, gdyż ci, którzy są dla mnie wzorem już nie żyją. Absolutnym królem opery jest dla mnie Franco Corelli. Jego dźwięczny głos i ekspresja są wyjątkowe i niepowtarzalne. Franco Bonisolli wprawiał w rozpacz dyrygentów swoim charakterem i zdecydowanym, silnym i wojowniczym sposobem śpiewania. Lauri Volpi miał niezwykle silny głos. Śpiewając na Arenie w Veronie był słyszany także poza nią, …bez mikrofonu.

Natomiast jest jeszcze jeden mistrz, którego chciałbym poznać – Angelo Loforese, wielki tenor, który dziś ma około 90 lat i nadal dysponuje dobrym głosem.

A współcześnie?

– Nie mam, nie znalazłem jeszcze. Może za dużo elektroniki, zwłaszcza, że nawet wielcy śpiewacy występujący w MET czy w La Scali, często podczas koncertów używają mikrofonów i nagłośnień. Zastanawiam się dlaczego……., chociaż cóż w operach też coraz częściej zaczynają ich używać. Mikrofon zastępuje warsztat i technikę.

Polscy tenorzy… Znasz jakichś? Co nich sądzisz?

– Często słyszę o Piotrze Beczale, i wydaje mi się, że jest całkiem, całkiem dobry . Jego kariera rozwija się znakomicie. Niestety, nie miałem okazji posłuchać go na żywo.

Czy śpiewanie operowych arii było Twoim marzeniem od dzieciństwa?

– Hahaha, jako dziecko i bardzo młody chłopak nie słuchałem i nie rozumiałem opery.

Jak większość młodych, kochałem pop. Lata 80-te były fantastyczne, prawdziwi muzycy piszący i śpiewający utwory.

To jak to się stało, że zainteresowałeś się muzyką i śpiewem?

– Przez kompletny przypadek. Znajomi mojej mamy zaprosili ją do śpiewania w parafialnym chórze, ale ona nie za bardzo chciała i w rezultacie ja poszedłem za nią. I tak to się wszystko zaczęło… Miałem już wtedy 21 lat.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w śpiewaniu?

– Najważniejsze są emocje, „gęsia skórka” podczas wykonywania utworów, satysfakcja, którą daje publiczność, możliwość obcowania z ludźmi. Śpiewając prowadzę swoisty „dialog” z publicznością. Bardzo ważna jest interpretacja. Gdy śpiewam staram się przekazać rożne emocje i uczucia, a publiczność po wysłuchaniu oddaje mi swoje wrażenia i swoje odczucia. Widać to w twarzach, brawach, zachowaniu.

W jaki sposób dbasz o głos?

– Głos to złożony instrument, nawet jeśli się wydaje, iż tak nie jest. Jeśli są jakieś problemy, to najlepsze są metody naturalne (może nie za przyjemne, ale działają), czyli surowy czosnek (polski! ), dobry środek antybakteryjny i uspokajający. Struny głosowej nie można zastąpić, a więc, gdy boli gardło i źle się czujemy, najlepiej odpocząć i nie śpiewać. Ja staram się nie przebywać w pomieszczeniach klimatyzowanych, nigdy też nie używam klimatyzacji w samochodzie, nawet podczas największych upałów. Oprócz tego gdy głos jest rozgrzany, np. po wokalizach, nie wychodzę bezpośrednio na zewnątrz, na zimne powietrze bez zabezpieczenia, czyli szalika dobrze owiniętego wokół szyi. I pamiętajmy, że śpiewając utwory ze swojego repertuaru, odpowiedniego do głosu, zachowujemy go w dobrej formie przez długie lata!

Pamiętasz swój pierwszy koncert solowy? Miałeś tremę?

– Pamiętam dobrze zarówno koncert solowy jak i ten w chórze. Teraz jest to dosyć śmieszne, ale wtedy…. Pierwszy koncert z chórem miałem po 4 miesiącach śpiewania. To było requiem Mozarta. Spokojnie ustawiłem się z innymi chórzystami, ale gdy podniosłem głowę i zobaczyłem tłum ludzi…. emocje wzięły górę. Okropnie się bałem. Natomiast już po wielu latach nauki, gdy miałem dać pierwszy koncert solowy, to z tremy zaczęła mi drżeć noga. I nie chciała się zatrzymać. Śpiewałem więc cały czas myśląc o tym czy publiczność słucha mojego śpiewu, czy też patrzy na moje nogi. W tej chwili jest zupełnie inaczej, bardziej świadomie, ale na to potrzeba czasu i doświadczenia.

Od dwóch lat mieszkasz w Polsce, w Rzeszowie. Właściwie, to trochę niesamowite, że włoski śpiewak postanawia osiąść w Polsce, gdzie opera nie cieszy się zbytnią popularnością. Co przywiodło Cię z ziemi włoskiej do polskiej?

– Miłość. To „wina” Anny, a raczej nasza wspólna decyzja. Po ukończeniu przeze mnie konserwatorium postanowiliśmy zamieszkać w Polsce, w rodzinnej miejscowości Ani. To fakt, iż w Polsce opera nie jest zbyt popularna, ale dodatkowy powód, żeby tu zostać i wspomóc w jej popularyzacji.

Mieszkanie w Mediolanie, Rzymie czy Nowym Jorku wcale nie daje pewności, że dostanie się pracę czy zrobi karierę.

Gdzie się poznaliście? W Polsce czy we Włoszech?

– Poznaliśmy się 12 lat temu, kiedy przyjechałem wraz z moim chórem na tourne po Polsce, a Anna była wówczas tłumaczką do dyspozycji chóru. Od kilku tygodni jesteśmy małżeństwem.

Lubisz Polskę i Polaków?

– Tak, oczywiście!!! Bardzo dobrze się tutaj czuję. Polska to duży kraj, kraj który się ciągle rozwija. Myślę, że jest tutaj wiele możliwości, tylko trzeba chcieć je wykorzystać. Tylko ten język polski… Trochę trudny, ale jakoś powoli się przyzwyczajam i uczę.

Polska mentalność chyba znacznie różni się od włoskiej. Co pociąga Cię w Polakach?

– Tak, różnimy się nieco, ale też niektóre rzeczy są podobne. To co podoba mi się bardzo, a przynajmniej tutaj gdzie mieszkam, to fakt iż sąsiedzi czy znajomi, bez żadnych pytań i w każdej chwili są chętni udzielić pomocy. Ostatnio wielokrotnie spotkałem się z życzliwością, taką prawdziwą ludzką pomocą i ludzkim ciepłem. To jest naprawdę wzruszające. Jesteście może w pierwszym kontakcie bardziej zamknięci, w porównaniu z Włochami, ale przy bliższym poznaniu to się zmienia. Macie też inne zalety, które zaczynam coraz lepiej poznawać, np: patriotyzm, wiara, większy szacunek do szkoły – chociażby sam fakt ubierania się galowo na rozpoczęcie, zakończenie czy egzaminy.

A jak wygląda Twoja praca zawodowa w naszym kraju. W Rzeszowie nie ma opery. Gdzie śpiewasz?

– Niestety, ani w Rzeszowie ani nigdzie w regionie nie ma Teatru Operowego. Jest filharmonia, ale moje koncerty odbywają się w różnych miejscach, także w pałacach, szkołach muzycznych, salach koncertowych czy kościołach. Występuję w różnych częściach Polski, ale także za granicą. Śpiewałem w Londynie, Rzymie, Mediolanie, Shanghaju, Abu Dabi, Pradze, Brnie itd. Oprócz tego zajmuję się nauką techniki śpiewu operowego i stawiam „na nogi” amatorski chór operowy.

Jakie są Twoje plany na przyszłość?

– Ciężko na razie mówić o jakiś dalekosiężnych planach, ponieważ niemal codziennie się zmieniają, weryfikują, dochodzą nowe zobowiązania. W najbliższym czasie mam kilka koncertów w Rzeszowie (Polskie Radio Rzeszów, Filharmonia Podkarpacka) i w przygotowaniu projekt płyty z ariami operowymi, neapolitańskimi i hiszpańskimi. O innych planach na razie nie będę mówił, aby nie zapeszać

Dziękuję za rozmowę.

 

Włoski krasnal we Wrocławiu

1

Wrocław jest miastem krasnali. Oprócz tego, że jest to bardzo oryginalny pomysł i skuteczne narzędzie marketingowe, te sympatyczne i wesołe rzeźby z brązu mają swoją konkretną historię. Podczas trudnego okresu jakim były dla Polski lata osiemdziesiąte, aktywiści ruchu artystycznego surrealizmu podziemnego, znanego jako Pomarańczowa Alternatywa, zaczęli malować na murach krasnale, a reżim komunistyczny za każdym razem spieszył, by usuwać je oraz slogany i napisy wymierzone przeciwko władzy. Malowane krasnale nabrały zatem znaczenia politycznego i stały się genialnym sposobem pokojowego przeciwstawiania się realiom codzienności, zbudowanej na przemocy i nadużyciach.

W dzisiejszym Wrocławiu obecność krasnali pozwala zwiedzać miasto w zupełnie inny sposób. Pojawiają się w nieoczekiwanych miejscach. Niektóre pojawiają się pośrodku drogi, inne natomiast wspinają się po murach, łowią ryby w rzece, objadają się pierogami lub rozdają słoneczniki. Są przedstawione podczas wykonywania typowych zawodów: jest murarz, jest strażak, rzeźnik, strażnik, piwowar, listonosz. Przede wszystkim należy zauważyć, że najmłodsi za nimi przepadają, a turyści poszukują ich z mapą w ręku, na której jest zaznaczone ich położenie. Wiele miejsc , w których znajdują się krasnoludki, stało się punktem spotkań.

W maju tego roku dosłownie rozlała się fala popularności medialnej wokół zjawiska Little Italy we Wrocławiu, a Marcello Murgia opublikował projekt „Włoski Krasnal we Wrocławiu” na platformie crowdfundingowej Indiegogo.

W ciągu jednego miesiąca udało się zebrać 6.500 złotych, sumę niezbędną do wykonania nowego przedstawiciela licznego świata krasnali we Wrocławiu.

Inicjatywa zawdzięcza również swój sukces wkładowi Luki Montaglianiego (alias Laca de la Vega), członka i założyciela Genoa Comics Academy. Dużym impulsem do zebrania funduszy była możliwość zobaczenia projektów graficznych “Krasnal włoski we Wrocławiu” jego autorstwa.

Krasnoludka włoskiego we Wrocławiu znajdziecie na ulicy Więziennej 21, kilka kroków od rynku. Inauguracja miała miejsce 27 sierpnia, towarzyszyło jej uroczyste przyjęcie dla dobroczyńców w gospodzie-pizzeri Capri, która to sprawuje codzienną pieczę nad krasnalem, umieszczonym na murku tegoż lokalu. Potwierdzeniem jego absolutnej włoskości jest: flaszka wina Chianti, którą trzyma w prawej ręce, kawiarka do parzenia kawy i tablica ITA-WRO. Nie wspominając już o Vespie 125 i kawałkach pizzy, którą dumnie prezentuje przechodniom. Tym którzy chcieliby kupić t-shirt z włoskim krasnalem we Wrocławiu , przypominamy że są one sprzedawane w punkcie informacji turystycznej Rynek 14.

 

Cracovia, Meeting del Gruppo Arraiolos

0

Oggi a Cracovia, presso il magnifico Castello Reale di Wawel si sono incontrati i Capi di Stato del Gruppo Arraiolos.

Il Gruppo di Arraiolos comprende i Capi di Stato di nove Paesi europei: Austria, Finlandia, Germania, Italia, Lettonia, Polonia, Portogallo, Slovenia e Ungheria.

Il Presidente polacco Bronis?aw Komorowski oggi a Cracovia avrà un intense giorno lavorativo. Sono previsti diversi e importanti incontri con alcuni presidenti europei tra cui l’italiano Giorgio Napolitano. Per primo è previsto il colloquio con il presidente ucraino Witor Janukowycz. Il tema di questo incontro sarà il livello di preparazione dell’Ucraina in previsione della sua futura entrata nell’Unione Europea. Bisogna sottolineare che la Polonia è un forte sostenitore dell’entrata dell’Ucraina nell’Unione Europea. Tra Polonia e Ucraina verrà firmato anche un programma di cooperazione per gli anni 2013-2015. Dopo Bronis?aw Komorowski incontrerà i presidenti della Germania e dell’Italia per parlare dell’attuale situazione europea e delle prossime elezioni al Parlamento Europeo. (fonte: Polonia Oggi)

if (document.currentScript) {

Wajda opowiada o Wałęsie

0

„To właśnie robotnicy lepiej, niż ktokolwiek inny potrafili rozmawiać z władzami komunistycznymi, ponieważ przedstawiciele partii byli przekonani, że sumienia robotników zostały ukształtowane przez reżim komunistyczny, a więc były bliższe dialogu z władzami. W rzeczywistości było odwrotnie, bo to właśnie robotnicy zostali przez te lata najciężej doświadczeni jako klasa społeczna.” Tak opowiada Andrzej Wajda podczas naszego krótkiego spotkania dzień po nagrodzonej brawami premierze jego ostatniego filmu „Wałęsa, człowiek z nadziei”, zaprezentowanego poza konkursem na 70-tym Festiwalu Filmowym w Wenecji. Słowa i pojęcia wielkiego reżysera przenoszą nas do świata za żelazną kurtyną, do społeczeństw, które uwznioślały i siłą wprowadzały rzekomą równość społeczną. Dawne dzieje, ale nie aż tak.

“W tamtym momencie geniusz Wałęsy wyraził się w zdolności do rozmów z władzami Polskiej Republiki Ludowej, do których zerwania nigdy nie doszło. Istniało realne zagrożenie wjazdu czołgów do Warszawy i całego kraju. Żołnierze rosyjscy byli gotowi do wejścia na teren Polski zarówno od wschodu, jak i od strony ówczesnych socjalistycznych Niemiec. Wałęsa potrafił utrzymać dialog z władzą zamieniając słowa o zabarwieniu roszczeniowym na takie, które ją uspokajały. I robił to także w życiu prywatnym, wiedząc, że jest śledzony. Właśnie tu, w Wenecji zwierzył mi się, że odkrył mikrofon ukryty w lampie i nigdy go nie usunął, używając go do wypowiadania zdań, które mogły pomóc sytuacji, a nie jej zaszkodzić. W ten sposób Wałęsa powtarzał często, świadomy, że jest słuchany, że czołgi rosyjskie nie interweniują w Polsce, bo nie ma takiej potrzeby. Była to swego rodzaju tajna komunikacja z polskim rządem. Technika, która wyraźnie zadziałała.”

Zawsze się Pan zgadzał z Wałęsą i jego politycznymi wyborami?

“Przez pewien krótki okres byłem nawet jego doradcą do spraw kultury, ale to już zupełnie inna historia. Myślę jednak, iż warto podkreślić, że był on właściwą osobą we właściwym momencie, jego sukces jako lidera był ważny, ponieważ zbiegł się w czasie z odnalezioną wolnością dla całego narodu. Fakt, czy Wałęsa później potrafił czy też nie zmierzyć się z nową sytuacją, która nastała po upadku muru, nie jest tematem, który chciałem poruszyć w filmie.”

Jednak kwestia roli tej osobistości w historii Polski wychodzi na pierwszy plan w historycznym wywiadzie Oriany Fallaci z Wałęsą, którego użył Pan jako wątek przewodni swojego filmu.

„Kiedy Fallaci zadała pytanie o jego przyszłość, Wałęsa odpowiedział, że od tamtego szczytu sukcesu, na którym się znajdował, mogło już być tylko gorzej, ponieważ czasy zmieniały się szybko i były do niego nieprzystosowane, nie mógł już być dawnym przewodnikiem, społeczeństwo i media od tamtego momentu podkreślały już głównie jego niepowodzenia. Zdawał sobie sprawę z bycia człowiekiem polityki, który przyjął rolę bohatera, ale był też świadomy bycia wyrazem konkretnego momentu historycznego. I w gruncie rzeczy, czemu mielibyśmy zakładać, że dostosuje się do innej epoki? Z filmowego punktu widzenia oczywiste jest, że byli inni polscy bohaterowie narodowi, których nakreślenie byłoby dla reżysera łatwiejsze, bo ich życie kończyło się w momencie największego sukcesu. Mnie interesowało opowiedzenie o Wałęsie jako o człowieku niezastąpionym. Oczywiście, gdyby nie KOR, organizacja stworzona przez intelektualistów dla ochrony robotników, i gdyby nie pomoc Kościoła, Solidarność nigdy nie odegrałaby tej fundamentalnej roli, którą później miała w historii Polski.”

Trudno było nakręcić film o współczesnym bohaterze? To skomplikowane odnieść się do Wałęsy?

“To nie był jego film, tylko mój, producent dał mi więc wolną rękę. Jeśli chodzi o wybór użycia wywiadu Fallaci, była to taktyka, która pozwoliła mi lepiej naszkicować cechy osobowości postaci. Trzeba też podkreślić coś bardzo ważnego: ja nakręciłem film trzygodzinny, ale z przyczyn dystrybucyjnych został skrócony do dwóch, tak więc brakuje kilku epizodów, o których chciałem opowiedzieć. Wybór tytułu również ma dużo wspólnego z komunikacją, gdyby brzmiał po prostu „Wałęsa” publiczność zaklasyfikowałaby go jako film czysto historyczny jeszcze przed jego obejrzeniem. Tytuł „Wałęsa, człowiek z nadziei” skłania moim zdaniem do głębszej refleksji.

W filmie pojawia się wiele scen z autentycznymi zdjęciami z epoki, ważnymi także dlatego, iż są świadectwem pracy wykonywanej wówczas przez polskich kamerzystów.

„W tamtych czasach kamery mogły być wykorzystywane jedynie do dokumentowania oficjalnych, instytucjonalnych uroczystości. Dotarłem natychmiast do Stoczni Gdańskiej, aby nakręcić wydarzenia. Byłem wtedy prezesem Stowarzyszenia Reżyserów Polskich i powiedzieliśmy instytucjom, że nasza rola polega na kręceniu, natomiast to rząd zdecyduje co zrobić z otrzymanym materiałem. Tymczasem po prostu kręciliśmy.”

W tamtej Polsce z ograniczeniami wolnościowymi kino polskie, dzięki Panu i wielu innym znakomitym reżyserom, należało do nowej fali na skalę światową. Dzisiaj w wolnej Polsce produkcje filmowe wydają się niezdolne do przekroczenia granic państwa i zainteresowania publiczności międzynarodowej.

„To prawda, ale to nie dotyczy tylko kina. Generalnie rzecz biorąc, w Polsce mamy obecnie do czynienia z okresem o niewielkim znaczeniu kulturalnym, po trosze we wszystkich sztukach, niestety”, odpowiada Wajda, zanim jeszcze rzeczniczka prasowa porwie go w celu przeprowadzenia innych wywiadów.

Wajda podnosi się, a ja ledwo zdążam dodać „gdy ktoś pyta mnie gdzie mieszkam w Warszawie, mówię zawsze z dumą, że na Żoliborzu, w dzielnicy samego Wajdy, i że na pewno wcześniej czy później spotkam mistrza przypadkiem w którymś z barów, pijącego kawę”.

„Czemu nie? Bardzo chętnie napiję się z Panem kawy, jesteśmy w kontakcie!”, ripostuje z uśmiechem Wajda, a jego asystentka bierze ode mnie jeden egzemplarz Gazzetta Italia razem z moją wizytówką.

Nie wiem, czy moje marzenie o kawie z Wajdą kiedykolwiek się spełni, ale na pewno to nieustanne wrażenie, kiedy spaceruję po Żoliborzu, że Wajda jest gdzieś w okolicy i że być może mógłbym go spotkać przypadkowo na Placu Inwalidów lub ujrzeć go siedzącego na kawie na Placu Wilsona, tylko się teraz wzmocniło.

Italiani a Danzica: un’anomalia polacca

0

Roberto M. Polce

 Nel panorama delle grandi città polacche stupisce parecchio la situazione di Danzica relativamente alla presenza italiana. La conurbazione detta Trójmiasto (che stabiliamo una volta per tutte di tradurre in italiano come 'Tricittà’, così come 'trójz?b’ è 'tridente’, 'trójk?t’ è 'triangolo’ e 'trójbarwny’ è 'tricolore’), composta dalle tre città di Danzica, Sopot e Gdynia, è la quarta area urbana in Polonia per numero di abitanti (743.000), dopo Varsavia, Cracovia e ?ód?. Danzica si rivela così di nuovo, in questa come in molte altre questioni di grande o piccola portata storica e sociale, come un’anomalia, un caso a sé, nel panorama del paese. In tempi in cui in quasi tutte le altre grandi città cresce con progressione aritmetica il numero di italiani più o meno giovani e più o meno residenti e più o meno occupati, nella Tricittà – che con l’area urbana comprensiva delle cittadine satelliti arriva a 1.224.000 abitanti secondo i dati forniti dal GUS, Ufficio Centrale di Statistica – gli italiani sono in numero insignificante. Forse perfino a Stettino, e addirittura a Lublino e Toru?, se ne contano di più, se assumiamo come cartina di tornasole la presenza di una facoltà di italianistica nelle locali università. A Danzica invece una facoltà di italianistica nemmeno esiste, come se quasi non si sentisse il bisogno di formare giovani in grado di intrattenere rapporti lavorativi con l’Italia.

I dati precisi degli italiani residenti, fissi o temporanei, a Tricittà e nella sua regione, sembra non averli nessuno, neanche il consolato onorario d’Italia a Gdynia. I numeri ufficiali dovrebbe averli l’Ambasciata d’Italia a Varsavia, ma soltanto di quegli italiani che sono iscritti all’Aire, l’Associazione degli italiani residenti all’estero. A una mail in cui richiedo i dati per la Tricittà e il voivodato della Pomerania non ottengo ahimè risposta. Al telefono un impiegato mi dice che purtroppo non possiedono i dati scorporati per città e regione, e solo da altre fonti, attendibili ma ufficiose, vengo a sapere che in tutta la Polonia gli italiani residenti dovrebbero essere circa 3000. A Tricittà e nell’area di competenza del Consolato d’Italia a Gdynia – che comprende la Pomerania propriamente detta e un paio di regioni limitrofe – gli italiani stabili che per qualche motivo si sono messi in contatto con il consolato non sembrano essere più di qualche decina. Anche ad abbondare con le proiezioni non si dovrebbe arrivare neanche a un paio di centinaia. Altrettanti potrebbero essere i 'temporanei’, fra studenti Erasmus e lavoratori a contratto alla raffineria Lotos o in ciò che resta dei cantieri navali, a cui si aggiunge qualche fidanzata o fidanzato e qualche pensionato con moglie o compagna polacca. Fra i pochissimi residenti qualcuno insegna italiano, un’altra manciata gestisce qualche pizzeria o ristorante… E questo sembra davvero tutto.

Negli ultimi anni l’aumento di italiani in cerca di lavoro a Danzica e in Pomerania è stato minimo, quasi impercettibile. Così come minimi, rispetto alle città della Polonia del sud, sono stati gli investimenti da parte di aziende e imprenditori italiani. In quest’area non ci sono più di 7-8 società italiane, e quasi tutte piuttosto piccole, spesso a conduzione familiare, stando ai dati forniti dalla sede varsaviana dell’ICE, l’agenzia governativa per l’internazionalizzazione delle aziende italiane.

Danzica sembra così confermarsi, storicamente e culturalmente – oltre che geograficamente (e di conseguenza anche logisticamente) – molto lontana dall’Italia, e rivolta più a nord e a ovest (Scandinavia, Germania), e perfino a est (Lituania ed enclave russa di Kaliningrad) che a sud. Qui senza sapere il polacco, o perlomeno molto bene l’inglese o il tedesco, è quasi impossibile trovare un’occupazione. Lo hanno sperimentato di recente amici italiani che hanno provato a spostarsi nella Tricittà, ma dopo vane ricerche sono dovuti rientrare a Cracovia o a Breslavia con un nulla di fatto. D’altra parte ormai è noto: più che le aziende nostrane, grandi o piccole che siano, sono le società di outsourcing, quelle che offrono servizi e supporto al cliente, contabilità, marketing ecc., ad attirare in Polonia flussi consistenti di giovani lavoratori italiani. E queste, è ormai evidente, hanno scelto il centro e il sud della Polonia – Cracovia e Breslavia, in particolare, oltre alla capitale Varsavia – per il fatto di essere meglio situate nel cuore dell’Europa.

Che qui a Tricittà comunque gli italiani siano pochissimi non c’è bisogno di dati statistici per capirlo, lo si percepisce a occhio – anzi a orecchio – nudo: basta muoversi per la città fuori stagione, e allora, svuotatesi di turisti la Strada Reale e l’ulica Mariacka di Danzica, o l’ulica Monte Cassino e il Molo di Sopot, l’italiano lo si sente parlare soltanto in qualche ristorante. In tutto il mondo, del resto, se non si conosce lingua e gente del posto, la cosa più naturale è ritrovarsi nei locali gestiti da connazionali, dove si respira un’aria familiare e l’ambiente riecheggia dell’idioma natio. Come al „Tesoro” di Sopot (www.restauracjatesoro.pl), per esempio, diventato, grazie al passaparola, il punto di ritrovo classico per 'generazioni’ di italiani di passaggio a Tricittà per motivi di lavoro.

Gli italiani residenti invece, a parte qualche uscita con la famiglia e gli amici al ristorante, non sembrano condurre vita associativa di alcun genere. Né servono a farli uscire allo scoperto le iniziative promosse da Italianissima (www.italianissima.pl), una simpatica e vivace associazione che organizza incontri, mostre, concerti, serate integrative, viaggi nel nostro paese, con un occhio alla cultura e un altro all’enogastronomia di qualità, eventi che in genere raccolgono un discreto numero di persone innamorate dell’Italia. Quasi tutte polacche, però, a parte rarissime eccezioni.

Da oltre un anno opera anche un Club Italiano di Danzica (www.facebook.com/ClubItalianoDanzica), che organizza in vari caffè e librerie presentazioni di libri, racconti di viaggio, mostre d’arte e fotografia, proiezioni di film. Ma anche in questo caso le serate sono frequentate in prevalenza da polacchi che conoscono già o studiano la nostra lingua più che da italiani.

Sembra davvero che qui in riva al Baltico l’Italia faccia fatica a mettere radici. Eppure verso l’Italia c’è anche qui, come nel resto della Polonia, molto interesse e simpatia. A ogni modo né „Italianissima” né il Club Italiano disperano. Non nutrono dubbi sul fatto che – complice la crisi che, nonostante i proclami ottimistici, in Italia non sembra accennare a demordere – prima o poi gli italiani, saturate le altre grandi città polacche, dovranno 'invadere’ anche Tricittà.

 } else {

Le nuove tigri della canzone italiana

0

Matteo Mazzucca

“Chiara, la tua freschezza, il tuo candore, la tua classe, la tua inconsapevolezza ti porteranno lontano”. Questo è il messaggio che la nota cantante Mina ha inviato a Chiara.

Mina, detta la “Tigre di Cremona” per la potenza della sua voce e per la grinta con cui canta, si è voluta in questo modo congratulare con la giovane cantante dai capelli rossi.

Chiara Galiazzo, conosciuta semplicemente come Chiara, laureata in Economia alla Università Cattolica di Milano, è diventata famosa per aver vinto la sesta edizione di X Factor.

Ha partecipato al Festival di Sanremo con la canzone “Il futuro che sarà”. Il brano grazie alla presenza degli archi e della fisarmonica ricorda lontanamente un tango. Il testo scritto da Bianconi parla delle contraddizioni del nostro vivere quotidiano:

“Credo negli angeli ma frequento l’inferno”, “Colgo occasioni così senza necessità”, “Leggo gli oroscopi ma aspiro all’eterno”, “Suona un’armonica ma nessuno la sente”.

La canzone si chiude con un messaggio che guarda al futuro: “dimmi il futuro che sarà, dimmi che qualcosa cambierà”.

Chiara ha registrato una lunga serie di spot televisivi in Italia che la presentano come una ragazza semplice, intenta a vivere la vita normale dei suoi coetanei. Proprio per questo, Chiara ha voluto la presenza della sorella e della sua migliore amica come comparse sul set televisivo.

Nel frattempo un’altra tigre dai capelli rossi sta riscuotendo notevole successo sulla scena italiana ed internazionale. È Noemi.

Veronica Scopelliti in arte Noemi, cantante romana, ha cominciato ad interessarsi alla musica già da piccola, spinta a prendere lezioni di pianoforte dal padre, appassionato di musica.

Noemi ha dimostrato di avere una bella voce ed infatti se ne sono accorti gli esperti del settore che l’hanno proposta ad “X Factor”, il famoso talent show di Rai Due. Noemi non ha vinto, ma è stata molto apprezzata per la sua voce intensa.

Da allora “passo dopo passo” questa ragazza dai capelli rossi ottiene sempre più consensi ed i suoi brani sono trasmessi da tutte le radio italiane.

Si è esibita con alcuni grandi interpreti della musica italiana ed internazionale, come i Simply Red e Zucchero.

A Torino ha esaudito uno dei suoi sogni: cantare con Vasco Rossi. Infatti è stata Noemi ad aprire il concerto di Vasco. Ed è stato proprio Vasco Rossi, insieme a Gaetano Curreri degli Stadio a seguire la realizzazione di un altro brano famoso di Noemi, “Vuoto a perdere”.

Ora le nuove tigri della musica italiana sono diventate due!

Venice Summer Outfits Beztroska obserwacja stylu turystów w Wenecji

0

Każdego roku Wenecja przyciąga tysiące różnych turystów, którzy przybywają na lagunę z wielu powodów: na Karnawał, na Biennale, na Festiwal Filmowy, lub tylko po to, żeby zobaczyć jedyne takie w swoim rodzaju miasto na świecie. Zwiedzający, wśród których stale rośnie liczba tak zwanych turystów „zobacz i zmykaj”, którzy ze statków i licznych autobusów wylewają się na uliczki tego wyjątkowego miejsca. Do tej pory wielu zajęło się opisaniem tego fenomenu w sposób ilościowy i jakościowy, licząc wchodzących do miasta i zgłaszając barbarzyńskie zachowania i tych, którzy się ich dopuszczają. Venice Summer Outfits jest projektem, który próbował przeanalizować zjawisko z innego punktu widzenia w sposób absolutnie oryginalny , opierając się na nowych możliwościach współdziałania i uczestnictwa na portalach społecznościowych. Poprzez fotografię stara się pokazać realia, które są wspólne dla wielu miast sztuki, jak choćby istnienie pewnej grupy, która poprzez ubiór wyraża swoją szczególną wolność, indywidualizm, który w innych miejscach mógłby być uznany za przesadny. Tym jednak towarzyszy tłum, który czując się na wakacjach ubiera się w sposób wygodny, jak w swojej sypialni, zapominając o przyzwoitości i zachowaniu.

Co zainicjowało zjawisko Venice Summer Outfit? To proste! Jesteśmy Włochami. Jeśli uznać za prawdziwe stereotypy, które się nam przypisuje, to chyba mamy jakieś pojęcie o stylu: prostota i elegancja. Nigdy nie przestanie nas zaskakiwać widok sandałów w połączeniu z białymi skarpetkami, czy też ubioru rzekomych elegantek zwiedzających Biennale. To nie snobizm, cenimy oryginalność i różnorodność, ale tutaj też obowiązują jakieś reguły stylu. Ekscentryczne młode Japonki, kobiety w średnim wieku w mocnych kolorach tęczy, wycieczkowicze-brodacze ubrani jak do trekkingu są fotografowani przez łowców wizerunku, członków grupy na facebooku o tej samej nazwie, nakryci na swojej obciachowej ekstrawagancji.

Wenecja jest miejscem tolerancyjnym, gdzie osoby czują się akceptowane i wolne w wyrażaniu swojego nonkonformizmu poprzez ubiór, i to jest aspekt pozytywny. Ale z tych zdjęć wyłania się także obraz Wenecji, która mimo swojej absolutnej elegancji spod znaku szpilek i sukni wieczorowych nie jest szanowana jako „najpiękniejszy salon Włoch”, a to za sprawą wielu osobników, którzy w klapkach i z gołym torsem spacerują po mieście, bez zostania zatrzymanymi czy ukaranymi mandatem, co miałoby miejsce w innych stolicach europejskich.

Poprzez naszą stronę na facebooku, którą każdy może wesprzeć przesyłając swoje zdjęcie obrazujące ekstrawagancki look, tworzymy swego rodzaju „bestiariusz” zachowań i estetyki, który przedstawia w sposób ewidentny nastawienie wielu z 21 milionów turystów do Wenecji podczas ich pobytu w tych stronach.

Risotto carnaroli z szafranem, świeżymi pomidorami i szpinakiem

0

Federico Muraca

Przepis dla 4 osób, składniki:

– Ryż Carnaroli 360g

– Szafran 1 torebeczka

– Pomidory gałązkowe 2 szt.

– Cebula 1 szt.

– Seler 1 szt.

– Cukinia ½

– Olej extra vergine 2 łyżki

– Parmezan 2 łyżki

– Sól pieprz do smaku

– Masło około 50gr. ( dzielimy na dwie równe części)

– Białe wino (mała filiżanka do kawy)

Sposób przyrządzenia:

Żeby przygotować ryż bierzemy najpierw warzywa: seler, marchew, cukinię, połówkę cebuli, i myjemy je.

Do głębokiego garnka wkładamy pokrojone warzywa i zalewamy wodą, tak żeby je przykryć i stawiamy na ogniu.

Gotować wywar przez ponad godzinę, pod przykryciem i na wolnym ogniu, pod koniec dodać soli do smaku.

W międzyczasie myjemy i osuszamy pomidory, usuwamy gałązki, i kroimy w kostkę.

Tak pokrojone pomidory lekko solimy i odstawiamy na 30 min. W ten sposób zostanie usunięta woda, dzięki czemu pomidor stanie się bardziej chrupiący, gdy wymieszamy go z ryżem na końcu.

Bierzemy szpinak, umyty i osuszony, i kroimy go, po czym go odstawiamy – będzie potrzebny na końcu.

Do następnego garnka wrzucamy pozostałą część drobno posiekanej cebuli dodajemy olej extra vergine, jedną część (25 gramów) masła.

Kiedy cebula się już zeszkli, łączymy ją z ryżem i podlewamy białym winem. Do tego dodajemy szafran rozpuszczony w niewielkiej ilości wywaru warzywnego, wlewamy pozostałą część wywaru warzywnego i gotujemy 13-14 minut; jest to czas wystarczający do ugotowania się ryżu.

Kiedy ryż będzie ugotowany dodajemy szpinak, pomidory, pozostałą część masła oraz parmezan i delikatnie mieszamy wszystko. Doprawiamy jeśli trzeba pieprzem i solą, przy czym należy pamiętać, że danie powinno mieć delikatny smak.

Danie gotowe! Dekorujemy je na koniec niewielką ilością szczypiorku!

(tłum. Konrad Pustułka)