Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 136

Rothko w mauzoleum

0

Pierwsze wrażenie: czemu tu tak ciemno? Drugie: mało mi! Trzecie: kiedy skończymy z hagiografią?

Ale po kolei. Muzeum Narodowe w Warszawie, odkąd pamiętam, jest trochę rekonwalescentem. Budzi się co jakiś czas by zrobić super-wystawę, na którą przychodzą tłumy, a każdy taki zryw pozwala dokładnie zdiagnozować obecny stan instytucji. Publiczność zostaje skonfrontowana z pojedynczymi obrazami Starych Mistrzów albo przekrojówkami, jak podręcznik do historii sztuki w PRL-u („Od Maneta do Gaguina”). Trudno nie zauważyć, że Muzeum stawia na klasyków opatrzonych (każdy ich będzie chciał zobaczyć), dobrze opisanych (minimalny problem w tworzeniu koncepcji wystawy kiedy wszystko już wiadomo) i otoczonych wyczuwalną aurą świętego dzieła. Niechętnie też zapuszcza się w czasy powojenne. Tłumy pielgrzymujące do świątyni sztuki wychodzą z niej niestety, jak to ze świątyni – zawiedzione, że epifanii i tym razem nie było.

Podobnie jest w wystawą Marka Rothko. Po pierwszej od lat przeprowadzonej z sukcesem i umiejętnie kampanii medialnej – obnażającej przy okazji dramatyczną miałkość polskich mediów („jak się transportuje najdroższe obrazy świata?”) – widzowie mają okazję zobaczyć 17 płócien i garść osobistych pamiątek eksponowanych w mrocznych salach przywodzących skojarzenia z kościelną kruchtą, gdzie w świetle rzadko rozrzuconych „punktówek” czernieją zakurzone arcydzieła. Przy stłumionych dźwiękach Mozarta siadamy na ławeczkach, które usłużnie podsunięto nam przed obrazami. Razem ze stłumionym oświetleniem podkreślającym teatralny charakter tych obrazów. Jednak solenna atmosfera kaplicy i mauzoleum wydaje się być na wskroś fałszywa.

Łatwo zrozumieć dlaczego Dorota Jarecka rozpoczęła swoją recenzję od słów „Przyznam się do nieuctwa: dopiero kiedy otworzyłam katalog wystawy malarstwa Marka Rothki otwartej wczoraj w Muzeum Narodowym w Warszawie, dotarło do mnie to, co dla wielu jest pewnie taką oczywistością jak ślepota Francesca Goi i zbrodniczość Caravaggia. Ten artysta popełnił samobójstwo. Podciął sobie żyły w 1970 r. w swojej nowojorskiej pracowni.”

Hagiograficzna koncepcja wystawy nie pozwala nam przejść nad tym faktem do dzieł. Pytanie tylko czy to usilne uintymnianie, „przybliżanie Rothko – człowieka” ma sens. Czy warto budować narrację o abstrakcyjnym malarstwie posługując się estetyką imienia własnego, która upodabnia oglądanie dzieł do czytania powieści kryminalnej – zawsze dąży do jednego, wszystko wyjaśniającego imienia. Zazwyczaj mordercy.

Weźmy na chwilę tę teatralizację za dobrą monetę. W końcu sam Rothko mówił, że „cisza – której wizualnym odpowiednikiem jest ciemność – jest jak najbardziej akuratna”. Załóżmy więc, że mamy do czynienia z ciszą żywą, taką jak u Johna Cage’a, gdzie brak dźwięków oznacza, że słyszymy przynajmniej podwójny rytm – szumu oddechu i basowy podkład bicia serca. Cisza nabrzmiała życiem. W tej ciszy pojawiają się obrazy będące wyzwaniem, żądaniem i być może obietnicą. Rothko poprzez grę z naszymi przyzwyczajeniami percepcyjnymi (co to jest obraz, plama, przestrzeń?) silnie stymuluje nasze ciała. Wystawia je na dramatyczne widowiska emocji i ciszy. Nurt mistyczny obecny w zniekształceniu form, ich alteracji można by tutaj wyprowadzić z surrealizmu spod znaku Bataille’a – zniekształcenie oznaczało tam, podobnie jak w sztuce prymitywnej, wejście do sfery sacrum, pełnej ukrytej przemocy i walki. Wyzywa nasze estetyczne przyzwyczajenia i słownictwo. Obraża nasze oczekiwania względem malarstwa, mistrzostwa i reprezentacji. Można go czytać afirmatywnie – jako próbę wykroczenia poza zdrowy rozsądek, logikę znaczenia do gry sił. Obietnicę nowej formy życia. Powtarzalność tego gestu w kolejnych obrazach, kompulsywna jak u wszystkich modernistów, jest formą walki z całą tradycją malarstwa, która tłoczy się na niezamalowanym blejtramie i w naszym widzeniu. Rothko miałby tu afirmować różnicę (po nietzscheańsku) co doskonale opisuje w katalogu Łukasz Kiepuszewski opisując przy okazji jego recepcję w sztuce polskiej.

 

Tyle tylko, że bunt Rothko tak politycznie, jak i malarsko jest raczej podejrzany. Nie przypadkiem stał się symbolem luksusu. Jego malarski bunt wyraził się w prostym podstawieniu pod cliche hiperbolicznego wizualnego języka, który raczej zamyka to malarstwo, niż formułuje nowe możliwości. Rosalind E.Krauss spytała kiedyś z właściwą jej przenikliwością: „Łaskawa wyższość po prostu jest formą samo-rozpoznania się przez burżuazję. Wystarczy spojrzeć na literaturę na temat yuppies. Jednak nawet to nie pomaga mi zrozumieć czegoś, co jest znacznie bardziej interesujące, i ostatecznie znacznie bardziej kłopotliwe a dotyczy Rothko jako artysty. Mianowicie: w jaki sposób ta banalna wzniosłość mogła w jednym momencie prowadzić do świetlistości śmierci (1950) i klinicznej ewakuacji w następnym (1965)?”

To dramat z rodzaju Toniego Kroegera – mieszczanina niezdolnego do uwolnienia się od swojej kondycji społecznej i prowadzący nas prosto do momentu gdzie nieomylnym znakiem obecności toalety są słoneczniki Van Ghogha na ścianie. Momentu w którym wartość dzieła jest rozpoznawana w akcie dwustronnej umowy między sprzedającym a kupującym, a dotyczącej podaży i popytu na pewien luksusowy towar. Jedyne co możemy poza wyrażeniem zgody na zakup to… targować się.

Wystawa w Muzeum Narodowym bierze udział w tym kształtowaniu cen poprzez ogromną troskę o ponowne ustanowienie bezpośredniego kontaktu z oryginalnym gestem geniusza – poprzez hagiograficzną narrację, manipulację warunkami percepcji obrazu i obudowę krytyczną systematycznie pomijającą wszelkie kontrowersje w recepcji prac Rothko.

Mark Rothko. Obrazy z National Gallery of Art w Waszyngtonie

7 czerwca – 1 września 2013, Muzeum Narodowe w Warszawie

Open the door

0

Projekt „Open the door” polega na uczeniu się języków obcych za pomocą wymiany wiedzy i doświadczeń między szkołami, uniwersytetami, małymi i średnimi firmami oraz różnymi instytucjami. Jest on finansowany z programu „Leonardo da Vinci Edukacja i Kultura z Unii Europejskiej”, koordynowany przez Uniwersytet Gazi w Turcji i realizowany przy współpracy z polskim partnerem, firmą CORE Sp. z o.o. oraz ośmioma innymi partnerami z całej Europy.

Według „Europejskich strategicznych ram w zakresie edukacji i szkoleń” kompetencje językowe są jednym z najważniejszych parametrów niezbędnych do osiągnięcia sukcesu w karierze zawodowej. Studenci i pracownicy powinni bowiem zrozumieć całą terminologię stosowaną w dokumentacji technicznej w obszarze ich pracy. Ten projekt ma na celu rozwinięcie zdolności językowych swoich uczestników poprzez pracę zespołową osób o różnej narodowości i wymianę doświadczeń i pomysłów.

Wszyscy mogą wziąć udział w programie, czytając informacje opublikowane na stronie internetowej projektu, uczestnicząc w międzynarodowych seminariach, warsztatach, tworząc publikacje i działając na miejscu.

Rola Palermo w narodzinach włoskiej literatury

0

W poprzednich numerach pisaliśmy o liczącej kilka tysięcy lat historii Palermo i o pysznościach kulinarnych, z których słynie to miasto we Włoszech i na całym świecie. Poza tym, że stolica Sycylii jest nowoczesnym miastem, a zatem doskonałym miejscem do robienia zakupów i dobrej zabawy, może poszczycić się ogromną ilością pomników historii i miejsc o charakterze artystycznym i kulturowym. Spacerując po ulicach historycznego centrum miasta trzeba cały czas mieć głowę zadartą do góry, aby podziwiać kościoły i stare fasady budynków zbudowanych wzdłuż wąskich uliczek. Na zielonym i słonecznym Piazza Indipendenza (plac Niepodległości), w niedalekiej odległości od wspaniałej katedry, znajduje się Palazzo Reale (Pałac Królewski), w którym obecnie zbiera się Sycylijskie Zgromadzenie Regionalne, a niegdyś, przez stulecia mieściła się siedziba różnych władców miasta. Wewnątrz tej warowni znajduje się również obserwatorium astronomiczne i niezwykła Cappella Palatina, bazylika z XII wieku w całości ozdobiona złotem i bizantyjskimi mozaikami. Capella Palatina i Duomo di Monreale są absolutnie obowiązkowymi punktami na liście miejsc do zobaczenia podczas zwiedzania miasta.

Warto wspomnieć, że Palazzo Reale skrywa pewien sekret, który tylko najuważniejsi obserwatorzy umieją odkryć. Rzeczywiście niewiele osób wie, że wejście do pałacu od placu Niepodległości nie jest przy jego frontowej ścianie, lecz na tyłach budowli. Główne wejście znajduje się przy Piazza del Parlamento (plac Parlamentu), w miejscu zazwyczaj rzadko odwiedzanym przez turystów i zarezerwowanym dla przejazdu członków Zgromadzenia Regionalnego. To właśnie na tej fasadzie znajduje się niewielka płaskorzeźba, prawie niewidoczna na pierwszy rzut oka. To jednak ta tablica, chociaż nieczęsto oglądana, przypomina o jednym z najznaczniejszych momentów w historii i kulturze Sycylii, gdyż odnosi się do powstania „Szkoły sycylijskiej” założonej na dworze cesarza Fryderyka II Hohenstaufa około połowy XIII wieku. Jest na niej przedstawiony wielki cesarz otoczony przez wszystkich tych, którzy przyczynili się do powstania pierwszej wypowiedzi poetyckiej w języku volgare (ludowym), jako podwaliny włoskiej literatury, jaką znamy dzisiaj. Płaskorzeźba, która jest dziełem rzeźbiarza Silvestre Cuffaro, przytacza fragment „De vulgari eloquentia” (paragraf 12 pierwszej księgi), w którym Dante dostrzega kulturowe i historyczne zasługi tej szkoły, założonej i rozwiniętej dzięki Fryderykowi II właśnie w salach Pałacu Królewskiego. Ten fragment mówi: „Jest oczywistym, że językowi volgare z Sycylii przypisuje się większą wagę niż innym, ponieważ wszystko to co Włosi poetycko tworzą nazywa się sycylijskie oraz z uwagi na fakt, że wielu mistrzów pochodzących z tego regionu napisało wiele niezwykle ważnych poezji”.

Było naprawdę wielu mistrzów, którzy choć żyli w pałacu, wśród luksusu i bogactwa, nie spędzali swojego życia w leniwy sposób. Można tu wymienić postacie takie jak Guido i Oddo Delle Colonne, Jacopo i Rinaldo D’Aquino, Jacopo da Lentini, Pier Delle Vigne, Stefano Protonotaro i wiele innych. Choć byli oni dworskimi urzędnikami i notariuszami, to często odwiedzali komnaty Pałacu Królewskiego i tłoczyli się wokół cesarza, aby uczestniczyć w tworzeniu pierwszej szkoły poezji we włoskim języku ludowym. Nawet jeśli język ten określany był jako „sycylijski”, ponieważ powstał na Sycylii, to jednak to co zostało w nim stworzone miało niezwykłe znaczenie kulturowe nie tylko dla regionu, ale sięgnęło poza geograficzne granice wyspy. Wystarczy wspomnieć, że w Szkole sycylijskiej powstał sonet, który następnie stał się najbardziej typową krótką formą liryczną włoskiej poezji. Czytając napisy na płaskorzeźbie znajdujemy jeszcze jedno zdanie, które potwierdza ważność Palermo w historii języka Włoch: „Z tego historycznego pałacu, dzięki oświeconemu geniuszowi Fryderyka II popłynęły pierwsze pieśni we włoskim języku ludowym”.

Płaskorzeźba została wykuta w 1950 r., czyli siedemset lat po powstaniu Szkoły sycylijskiej. W związku z tą rocznicą rzeźbiarz wykuł dodatkowo dwa małe okręgi, wewnątrz których możemy odpowiednio przeczytać „Poetom z 1250 roku” „Poeci z 1950 roku”. Chociaż był to okres, w którym parlament sycylijski dopiero się kształtował (1946 r.) i rozpoczynał swoją pracę (1948 r.), to jednak „ojcowie” Regionu Sycylia, zamiast promowania dokonań jakiejś osobistości należącej do politycznej historii wyspy, zadecydowali o wykuciu tablicy upamiętniającej wydarzenie kulturowe, które leży u podstaw nie tylko historii Sycylii, ale całej historii Włoch.

Wystawa „Oltre i fornelli e le scrivanie”

0

10 czerwca br. uczestniczyliśmy w otwarciu wystawy „Oltre i fornelli e le scrivanie” zorganizowanej we Włoskim Instytucie Kultury w Warszawie. Wydarzenie mogło się odbyć dzięki uprzejmości pewnej włoskiej grupy, którą łączy wspólna muza, i która odkrywa różne techniki wykonywania dzieł sztuki i w kreatywny sposób wyraża chęć do wyjścia poza codzienną rutynę.

 

Adriana Calovini (malarstwo)

Andrea Rassler (ceramika)

Anna Maria Sacchini (hafciarstwo)

Anna Maria Schifano (malarstwo)

Antonio Saccone (malarstwo)

Elisabetta d’Ettorre (ceramika)

Stefania Paglia (hafciarstwo)

Patrizia Pezzolato (malarstwo i patchwork)

Eleonora Saccone (rysunek i ceramika)

Tymon Nowosielski (fotografia)

Giulio Melone (poezja)

Patrizia Fagiani (fotografia)

 

Mołdawski chłopiec Niko

0

Zbliżając się do wieku średniego, w momencie w którym podejmuję decyzję o kolejnej podróży zaczynam się zastanawiać nad nadaniem większego sensu swojemu życiu. Kto miał na tyle cierpliwości by czytać moje poprzednie artykuły, będzie wiedzieć, że odnoszę się do rzuconego sobie wyzwania, że odwiedzę co najmniej 100 suwerennych państw zanim przeniosę się na tamten świat. Logistyczne zorganizowanie podróży stało się dla mnie prawdziwą pasją, dzięki której jestem w stanie doskonalić swoje techniki planowania, przynajmniej od czasu do czasu.

Podróż motocyklem wymaga zwrócenia dodatkowej uwagi na szczegóły i zapobiegania nieoczekiwanym ewentualnościom. Decyzja o pojechaniu do Mołdawii przez Ukrainę od początku stanowiła nie mały problem, ponieważ moje kompleksowe ubezpieczenie obejmuje wszystkie państwa Europy, z wyjątkiem Mołdawii i Ukrainy! Zdecydowałam się jednak zaryzykować, łącząc moje ubezpieczenie z ubezpieczeniem Europe Assistance (używając tego włoskiego). Dobrze jest przewidywać najbardziej czarny scenariusz… bo wiadomo, że lepiej zapobiegać niż później się martwić!

Mołdawia jest jednym z najbiedniejszych państw starego kontynentu. To jedna z byłych republik radzieckich, bez dostępu do Morza Czarnego, gdzie populacja masowo emigruje, głównie do Włoch i Niemiec. Już pierwsze poszukiwania w sieci pokazywały mało pocieszające dane. Jednak mój przysłowiowy upór sprawia, że nigdy nie zmieniam raz podjętej decyzji.

Po ustaleniu w wyludnionym biurze konsularnym (Ocena: 4), że ani moje międzynarodowe prawo jazdy (po co straciłem czas i pieniądze na dokument ważny tylko rok?), ani przetłumaczone dokumenty motocyklu nie są uznawane w Mołdawii, razem z Michele Faillą, moim bliskim przyjacielem, decydujemy się na pamiętny dzień wyjazdu.

W pierwszym etapie naszej podróży, z Warszawy do Lwowa, jedyną niewiadomą jest sama granica polsko – ukraińska. Pogoda sprawia, że nasze usta same się śmieją i docieramy do punktu x bez przeszkód i wypoczęci. Jednak przytrafia nam się pechowa sytuacja, jak z filmu o Fantozzim, gdyż dojeżdżamy do potwornego, kilkukilometrowego korka. Co robić? Krótkie spojrzenie wystarcza, by podjąć decyzję o wyprzedzeniu kolejki o długości ponad 5 kilometrów, dzięki czemu bezczelnie znaleźliśmy się w tzw. pole position. Obok nas, w samochodzie zatrzymał się biedny Ukrainiec, który zaczął nam mówić, że stoi w korku już ponad 6 godzin! Tak więc trója.

Już raz odwiedziłem Lwów dla Gazzetta Italia, tuż przed Euro 2012. To naprawdę piękne, muzyczne, pełne inicjatyw kulturalnych miasto z wielką klasą, wynikającą z wiekowej historii. Ocena 8, z wielką rekomendacją do odwiedzenia.

Drogi prowadzące ze Lwowa do Kiszyniowa, stolicy Mołdawii, przypominają odrobinę drogi, na których odbywają się rajdy samochodowe off-road. Dziury w asfalcie to prawdziwe przepaści, równowaga bardzo łatwo może być zachwiana, a wyjście z zakrętu z dodatkiem żwiru i ropy wylanych z ciężarówek, to coś, czego wolałbym nigdy nie próbować! Daję im 1.

Kiedy minęliśmy pamiętny znak „Kiszyniów”, zaczynam krzyczeć z radości, z wnętrza kasku który mam na głowie. Ten mini podbój dedykuję natychmiast mojemu wujowi, który zmarł niedawno w wypadku. Czuję jego obecność, która mnie pokrzepia! To w końcu on, kiedy miałem 12 lat, nauczył mnie prowadzić na swoich polach rolnych z dala od dróg asfaltowych. Spoczywaj w pokoju wiecznym, wuju Vincenzo.

W Kiszyniowie zaczynamy plątać się po uliczkach centrum miasta, które wyglądają na tak szerokie i dostojne jak te w Warszawie. Znajdujemy się w środku protestu przeciwko burmistrzowi miasta odbywającego się podczas jego wiecu. Wieczór to czas, w którym najbardziej widoczna jest nędza, w kierunku której dryfuje ten kraj. Główne drogi są bardzo słabo oświetlone, czuć niepokój i brak bezpieczeństwa. Jakby tego było mało, w pewnym momencie, ze studzienki tuż pod moimi stopami wyskoczyła cała gromada karaluchów! Dwója.

Próbujemy mamałygi, mołdawskiego odpowiednika polenty, jednak nasze podniebienia nie są zbyt oszołomione. Odwiedzamy więc największą kolekcję win Milesti Mici, która znajduje się niedaleko Kiszyniowa. Wina przechowywane są w długich na ponad 200 km podziemnych tunelach wykutych w wapieniu (kiedyś było tu morze). Ocena? 7.

Staramy się zrozumieć sposób myślenia Mołdawian, choć nie zawsze są dla nas otwarci i przyjaźnie nastawieni. W centrum handlowym, opustoszałym nawet w sobotę, zaczynamy rozmowę w kucharzem pizzerii, który mówi nam, że kraj, nie dając żadnych perspektyw na przyszłość, wyludnia się i pozbawia się swojej siły roboczej. Ludzie, zarabiający tutaj 150€, zwyczajnie nie są w stanie się utrzymać.

Podczas mojego rozeznania przed wyjazdem, odkryłem szokującą historię mołdawskich dzieci porzuconych przez matki, które pojechały do Włoch pracować jako opiekunki. Natychmiast kontaktuję się z Sergio, dyrektorem salezjańskiego Mamma Margherita w Kiszyniowie. Jedziemy taksówką do tej dzielnicy miasta na peryferiach i znajdujemy dzieci, grające w piłkę na podwórku. Po kilku chwilach dołącza do nas Sergio razem z Livio i polskim salezjańskim księdzem. Sergio mówi w sposób spokojny, z przyjemnym akcentem z Padwy. Jest tu mnóstwo do zrobienia, więc jakakolwiek inicjatywa prywatna, czy też darowizna z firmy jest bardzo mile widziana. Czuję narastającą wewnątrz mnie frustrację, która sprawia, że wszystkie moje priorytety zdają się być zupełnie trywialne przy zwykłej potrzebie miłości i nie tylko, jaką mają te dzieci. Po całej strukturze oprowadza mnie Niko, wspaniały chłopiec ze śmiejącymi się oczyma i rozbrajającym uśmiechem. Kiedy bierze mnie za rękę by pokazać mi coś jeszcze, rozpływam się już zupełnie. Przez kolejne noce nie będę mógł spać spokojnym snem, będąc niezwykle poruszonym i myśląc o tym cudownym chłopcu, porzuconym przez rodziców. Myślę o setkach włoskich par, które nie mogą mieć dzieci i marzą o adopcji. Nasz świat jest pełen sprzeczności, ale przysięgam sobie, że na święta Bożego Narodzenia zorganizuję akcję humanitarną zwracająca się o pomoc do włoskich firm, które tu, w Polsce, mają miliony euro zysku.

Kontynuujemy naszą podróż kierując się na południe, do Odessy, starannie unikając Naddniestrza, regionu który rozdzierany jest przez konflikty i problemy z biurokracją, bardzo wrogo nastawionego do obcokrajowców.

Odessa to miasto, które polecam każdemu! Jest swoistą mieszanką Riccione, Jesolo i Ibizy, gdzie wydawać by się mogło, że urzęduje Flavio Briatore z kobietami ze snów. Pełne młodych ludzi, posągowych kobiet i z morzem, choć czarnym.

Przed nami jeszcze ponad 1300 km drogi powrotnej do Warszawy. Dzielimy ją na dwa etapy i zatrzymujemy się w Równym. Niedaleko stamtąd zwiedzamy tunel miłości, który zainspirował wielu azjatyckich reżyserów do nakręcenia swoich filmów. Tak naprawdę mowa o nieczynnej stacji kolejowej, gdzie wytworzył się wielki łuk z roślin, który stwarza wrażenie tunelu. Daję ósemkę, albo nie, siódemkę, ponieważ komary dosłownie mnie tam zjadły.

Na mojej liście, Mołdawia jest na przedostatniej pozycji, zaraz przed Belize, i mogę z całą szczerością powiedzieć, że jej nie polecam.

A ja dalej będę realizował swoje marzenia o podróżach i już we wrześniu opowiem wam o szkockich wyżynach… jeśli Bóg pozwoli.

Kryzys gospodarczo-polityczny przyćmiewa włoską doskonałość w dziedzinie fotowoltaiki

0

Edoardo Zarghetta

Jest jakiś kraj, który radzi sobie lepiej w Europie niż Niemcy? Tak, Włochy w sektorze generacji fotowoltaicznych. We Włoszech, bardziej niż gdzie indziej na świecie, elektryczność wytworzona z odnawialnych źródeł jest realnie konkurencyjna wobec paliw kopalnych. Jak potwierdza miesięczny raport Terny, włoskiego dostawcy energii elektrycznej, w kwietniu 2013 r. produkcja netto elektryczności ze źródeł odnawialnych we Włoszech pokryła 35,6% całkowitego popytu. W sektorze energetyki słonecznej pod koniec 2012 r. działało we Włoszech 478 331 urządzeń fotowoltaicznych o zainstalowanej mocy 16.420 MW i 18.862 GWh energii wyprodukowanej w ciągu roku. Wynik lepszy od włoskiego, uzyskały jedynie Niemcy z 32 GW zainstalowanej mocy. Regionami o najwyższej zainstalowanej mocy w porządku malejącym są: Apulia, Lombardia, Emilia Romania, Wenecja Euganejska, Piemont, Lacjum, Sycylia i Marche. Ciekawą stroną poruszającą ten temat jest http://atlasole.gse.it/atlasole/, zawierająca „licznik fotowoltaiczny”, który mierzy liczbę instalacji oraz ich moc w czasie rzeczywistym.

Jaka jest przyszłość sektora fotowoltaicznego we Włoszech? Oczekuje się, że do 2016 r. we Włoszech dojdzie do przełomu, dzięki któremu energia fotowoltaiczna stanie się tańsza niż energia elektryczna dystrybuowana przez dostawców. A potem? Czy można przewidzieć dalszy wzrost? Według niektórych badań, aby zaspokoić włoskie zapotrzebowanie energetyczne koniecznych byłoby 1861 kilometrów kwadratowych paneli słonecznych co odpowiada 0,62% całkowitej powierzchni kraju (zakładając sprawność na poziomie 17,1% i 8 metrów kwadratowych kWp). Jedna z kwestii, która dotyczy możliwego użycia na tak szeroką skalę energii fotowoltaicznej odnosi się do produkcji wielkich ilości modułów fotowoltaicznych, która doprowadziłaby do konieczności zdobycia rzadkich materiałów oraz, podczas fazy produkcyjnej, pracowania w styczności z dużymi ilościami substancji toksycznych. Jednak podczas analizowania „całkowitego cyklu życiowego” urządzeń z innych technologii odnawialnych również zostają postawione pytania o ochronę środowiska. Wystarczy pomyśleć o krytyce wysuniętej wobec turbin wiatrowych, które zbudowane są ze stali i które do instalacji wymagają ogromnych podstaw ze zbrojonego cementu. Wiele badań dowiodło, że turbiny musiałyby pracować przez wiele miesięcy, aby zniwelować ilość CO2 wyemitowaną do atmosfery podczas ich konstrukcji oraz instalacji. Prawdą pozostaje fakt, że odnawialne źródła oferują najniższe emisje na kWh w globalnym krajobrazie energetycznym. W każdym razie fotowoltaika okazuje się centralnym punktem polityki energii odnawialnej w Europie, tak jak cła antydumpingowe nałożone na Chiny za import do krajów UE paneli fotowoltaicznych, ogniw i płyt fotowoltaicznych. Włosi znajdują się w czołówce sektora fotowoltaicznego pod względem możliwości instalacyjnych. Ponadto w obliczu przedłużającego się kryzysu gospodarczo-politycznego, jeśli z jednej strony zabraknie dopłat państwowych do instalacji, to i tak konsumenci będą zainteresowani możliwością oszczędzenia na rachunku, ponieważ urządzenie fotowoltaiczne użyte w sposób optymalny może zmniejszyć wartość opaty za elektryczność o około 50% na rok. Można również dokładnie wyliczyć jakie będą oszczędności dzienne, miesięczne lub roczne dla jednej instalacji fotowoltaicznej w domu (lub firmie) możliwe do uzyskania dzięki samodzielnej i bezpośredniej konsumpcji oraz dzięki sprzedaży nadwyżek do dostawców. Dlatego coraz więcej ludzi jest w stanie ocenić inwestycję przed instalacją. To oznacza, że to właśnie spadek zużycia energii elektrycznej, wzrost zainstalowanych pojemności i ich wydajności, lecz przede wszystkim spadek cen paneli, stawiają Italię jako przykład na światowym poziomie jeśli chodzi o osiągnięcie celu znanego jako „grid parity”, tj. sytuacji kiedy cena kWh wyprodukowana przez system fotowoltaiczny jest równa lub niższa od tej zakupionej od dostawcy.

Wystawa „L’Aquila i jej terytorium, prowincja Europy” w Warszawie

0

Podczas wieczoru zorganizowanego przez Włoski Instytut Kultury w Warszawie, władze miasta L’Aquila i ENIT w siedzibie instytutu przy ul. Marszałkowskiej 72 w dniu 17 czerwca odbyła się inauguracja wystawy fotografii Luki Del Monaco dotyczącej miasta L’Aquila i jego okolic. „Wybranie trzydziestu zdjęć, które pokazałyby nasze strony wydawało nam się niemożliwe, ale wraz z komisarzem Lelio De Santisem i organizatorami wystawy udało nam się przedstawić wspólny punkt widzenia dotyczący zarówno profilu obszaru, jak i formy artystyczno-fotograficznej” – mówi Del Monaco.

„L’Aquila i jej terytorium, prowincja Europy” to tytuł otwartej wystawy, którą zainaugurował Ambasador Włoch w Polsce Riccardo Guariglia w towarzystwie Komisarza ds. turystyki Lelio De Santisa i Dyrektora Włoskiego Instytutu Kultury w Warszawie, pani Paoli Ciccolelli. „Zapraszamy również Polaków do zobaczenia naszych wspaniałych okolic” zapowiada De Santis, dodając: „chcielibyśmy ponadto wypromować kandydaturę L’Aquili na Europejską Stolicę Kultury w 2019 roku, namawiając do wspierania naszego projektu”.

Silne trzęsienie ziemi dotknęło miasto L’Aquila 6 kwietnia 2009 r. o godzinie 3:32 w nocy.

Wiele budynków, kościołów, dzieł sztuki, domów, miejsc pracy zostało zniszczonych w jedną noc. Obecnie L’Aquila odrodziła się z gruzów i zapowiada, że jest gotowa zadziwić. I rzeczywiście wystawione fotografie urzekają krajobrazami, sztuką i regionalnymi specjałami takimi jak konfetti z Sulmony, wykonanymi według tradycji kontynuowanej nieprzerwanie od stuleci.

Tym, którzy nie znają tego specjału, wyjaśniamy, że jego duszą jest migdał pokryty cienką warstwą cukru. W Abruzji dostępne są również trufle w ponad 30 rodzajach, w tym także ta niezwykle cenna, biała. A do tego jeszcze szafran z Altopiano Navelli – produkt włoski o chronionej nazwie pochodzenia, oznaczany we Włoszech marką D.O.P.

„Fontana delle 99 cannelle” (Fontanna o 99 dyszach), jeden z symboli miasta, jest też jednym ze szczególnych miejsc uchwyconych przez Lukę Del Monaco. Fontannę tworzą 93 różne kamienne maski i sześć pojedynczych dysz. Dziewięćdziesiąt dziewięć według tradycji regionu była liczbą zamków, które w XIII w. dały początek miastu L’Aquila.

Aby nie zapomnieć o tragedii trzęsienia ziemi zostały również pokazane niektóre zdjęcia wykonane w 2009 r. Gruzy, odłamki wraz z całkowicie zawalonymi domami to smutne wspomnienie tamtego tragicznego wydarzenia.

Zaraz po inauguracji odbył się koncert zespołu kameralnego Bricconcello. Sopranistka Patrizia Cigna, tenor Leonardo De Lusi, wiolonczelista Pierluigi Ruggiero i pianistka Lucrezia Proietti wykonali utwory Verdiego, Piattiego, Liszta i Bragi.

Wydarzenie zostało wzbogacone konferencją na temat turystyki i spotkaniem z przedstawicielami tego sektora, które odbyły się dzień po wernisażu. Były to dwa dni pełne zaangażowania ze strony miasta L’Aquila i Warszawy, aby wypromować miejscowości turystyczne bogate w skarby kultury i natury, znajdujące się w jednym z najpiękniejszych regionów Włoch – Abruzji.

 

Emma Bonino we Wrocławiu: “Polska odgrywa ważną rolę w Europie”

0

Andrea Bandirali

14 czerwca Minister Spraw Zagranicznych Włoch, Emma Bonino, przybyła do Wrocławia na Global Forum, gdzie razem z polskim Ministrem Spraw Zagranicznych Radosławem Sikorskim, byłym Ministrem Spraw Zagranicznych Niemiec Joschką Fischerem oraz z Prezesem RiceHadleyGates, Stephenem Hadleyem uczestniczyła w spotkaniu poświęconym „Europejskiej Strategii Globalnej: Perspektywie Transatlantyckiej”. Udział w spotkaniu został bardzo doceniony, poza tym było to kolejne świadectwo bieżącego silnego ożywienia stosunków włosko-polskich. Jednemu z naszych dziennikarzy, Andrei Bandiraliemu, udało odbyć się krótką rozmowę z ministrem Bonino.

ANDREA BANDIRALI: W ciągu ostatnich tygodni odbyły się dwa ważne spotkania na linii Polska Włochy. Do Polski najpierw przybył premier Enrico Letta a teraz Pani. Czy to oznacza wzmocnienie strategii włosko-polskich?

EMMA BONINO: „Przede wszystkim te podróże nie dotyczą kwestii uczestniczenia w programie «mille miglia» Alitalii. Ważne jest, aby to powiedzieć, ponieważ oznacza to, że podejmujemy konkretne działania, aby wzmocnić relacje i to nie tylko z historycznymi partnerami Włoch. W przypadku Polski chodzi o zaciśnienie relacji z bardziej współczesnymi partnerami. Zresztą sam Ambasador mówił mi, że dyskutuje się o dacie dwustronnego szczytu Włochy-Polska, który ma odbyć się na początku jesieni. Zatem to oznacza, że poświęca się sporo uwagi tym relacjom i to dobrze, ponieważ Europa nie jest jedynie tym co stworzyli ojcowie założyciele, ale na szczęście stała się czymś innym i będzie nieustannie się zmieniać. Polska jest nowym i ważnym członkiem o istotnej historii, a także o proeuropejskim entuzjaźmie, który my gdzieś zagubiliśmy. Jest to zdecydowanie ważna zaleta”.

A.B.: Od zawsze bardzo ważne dla Pani były tematy związane ze środowiskiem. Jednak w momencie kryzysu zawsze zostaje silnie napiętnowana ekologia. Czy może są jakiekieś sygnały o odróceniu tej tendencji? W Polsce na przykład oczekujemy na nową Taryfę Gwarantowaną, która pojawi się i da pole manewru włoskim firmom, które inwestują w tym sektorze.

E.B.: „Według mnie jedynym poważnym sposobem na sprostanie wyzwaniom, począwszy od tych środowiskowych, jest patrzenie na nie na poziomie globalnym. Najpoważniejszym wyzwaniem jest wyż demograficzny dochodzący do dziewięciu miliardów osób. Aspekt ten natomiast jest tematem tabu, na który nikt nie chce dyskutować. Ewidentnie nie jesteśmy w stanie myśleć o dziewięciu miliardach ludzi, czy też o dodatkowych dwóch miliardach biednych. Przynajmniej według naszych wartości moralnych powinniśmy być zainteresowani faktem czy dzieci, które się rodzą mają zapewnione przynajmniej podstawowe prawa do bezpieczeństwa żywnościowego, do edukacji, a także do konsumpcji energetycznej. Ponadto ważną pomoc w tej kwestii może nam dostarczyć technologia. Jestem ogromną zwolenniczką innowacji technologicznych i pamiętam jak któregoś razu na jednym z kongresów, mój arabski kolega powiedział mi: «Wiesz, kiedy skończyła się epoka kamienia, to nie dlatego, że zabrakło kamieni, ale dlatego, że jakiś mądry człowiek wymyślił koło». I wydaje mi się, że jest dokładnie tak, że technologia zwracająca uwagę na nasze źródła, które sa ograniczone, może stanowić wielką pomoc”.

 

Federico Palmieri: „Tak chciał los”

0

Federico Palmieri to nowy talent włoskiego kina „mocnych nerwόw”. Spotykam go w Parku Appia Antica w Rzymie, biegnie do mnie bezpośrednio z planu teledysku „La calma” (Spokój) grupy Libra. W wideoklipie opowiada, krzyczy, złości się, nie jest w żaden sposόb spokojny, lecz w rzeczywistości trzyma nerwy na wodzy i uśmiecha się, wydaje się nieśmiały. Może tylko jego tatuaże mogą zbić kogoś z tropu i wywołać pewne skojarzenia ze złym charakterem, lecz… zapewniam, że taki nie jest. Federico jest „złym chłopcem” tylko w filmach, o czym włoscy kinomani przekonali się, ogladając go w filmie „Multiplex”, który od 27 czerwca jest w kinach. Przekonają się o tym oglądając również film „In nomine satan” (W imię szatana), który wyjdzie jesienią 2013 r. oraz szalenie tajemniczy serial telewizyjny „The Sinners” oparty na pieśniach piekła Dantego.

Federico, „Multiplex” to nowy włoski thriller „all’americana” wyreżyserowany przez Stefano Calvagna, we Włoszech do kin wszedł 27 czerwca 2013 a ty jesteś jego gwiazdą. Czujesz dreszcze, widząc siebie na plakatach wszystkich kin?

„Technicznie rzecz ujmując nie jestem żadną gwiazdą, przeciwnie, jestem najmniej znaną postacią zespołu! Naturalne natomiast jest to, iż mόj bohater, będąc tym złym, zostaje ujęty na pierwszym planie”.

„Multiplex” naprawdę przeraża. Grupa znajomych zostaje uwięziona w tzw. „przeklętym” kinie razem z nocnym strόżem kina, czyli tobą. Ten strόż oczywiście ukrywa makabryczny sekret. Nie jest to pierwszy film, gdzie grasz czarny charakter. Trudno jest wcielić się w postacie maniakalne z zaburzeniami emocjonalnymi? Jak przygotowujesz się do tego typu rόl?

„Najpierw zbieram informacje na temat danego zaburzenia, a potem improwizuję, kieruję się instynktem, staram się tak wejść w inną rzeczywistość, by potem odtworzyć ją z pamięci. Każdy z moich bohaterόw wymaga ode mnie oddzielnego przygotowania, lecz nie jestem fanatykiem jakiejś konkretnej metody. W zawodzie aktora ważne jest poszukiwanie. Ja użyczam mojej duszy postaci, a reszta przychodzi sama”.

Praca nad tym filmem trwała zaledwie 14 dni. To bardzo szybka i młoda produkcja. Co opowiedziałbyś nam o kolegach z planu i waszej wspόłpracy?

„Obsada była naprawdę zdolna, wszyscy młodzi, lecz z doświadczeniem, dojrzali, prawie weterani. Na planie był dobry klimat, wszyscy byli pracowici i bardzo profesjonalni, pochwały dla wszystkich, a głόwnie dla wyśmienitego reżysera Stefano Calvagna i dla dyrektora zdjęć Dario Di Mella, prywatnie – wspaniałej osoby a zawodowo – wielkiego talentu, ktόry na pewno wkrόtce zostanie dostrzeżony”.

Jako aktor bierzesz rόwnież udział w wielu teledyskach. Nie myślałeś nigdy, aby zostać muzykiem?

„Wkrόtce wychodzi teledysk grupy Libra pt. La calma. Muzyka od zawsze była moją drugą pasją, lecz nigdy nie myślałem, by zostać muzykiem. W tej dziedzinie przejęła pałeczkę moja siostra Shanna, ktόra od małego grała na rόżnych instrumentach, a dziś gra i śpiewa w swoim zespole COICOI. Nagrywają teraz nowy album i są bardzo popularni na youtube. Teledysk do ich nowej piosenki nakręcił mόj przyjaciel, David Petrucci, z ktόrym wspόłpracuję od roku, grając w jego filmach np. w Hellis Silence, który niedługo znajdzie się w kinach, czy w serialu Sinners, debiut już za kilka tygodni”.

Federico, jeśli pozwolisz, cofnijmy się teraz w czasie. Nie wszyscy wiedzą, że wrόciłeś do zawodu aktora po długiej wieloletniej przerwie. Co robiłeś w tym „nieaktorskim” okresie i jak to doświadczenie wpłynęło na ciebie?

„Przez 10 lat pracowałem w sektorze odzieżowym, zacząłem jako sprzedawca, by potem stać się menadżerem wielkiej marki jeansόw. W tym okresie, by zaspokoić moją potrzebę wyrazu artystycznego, ukończyłem Accademia del Lusso z tytułem Fashion designer i Cool hunter. Po czym w moim życiu znów pojawiła się gra aktorska, tak chciał los”.

Studia w Accademia del Lusso, podrόże do Nowego Jorku, czy Londynu, dobre zarobki… Opłacało się zostawić wszystko dla aktorstwa i jak do tego doszło?

„Trzy lata temu w okresie wakacyjnym dostałem wiadomość od mojej nauczycielki dykcji, ktόrej nie słyszałem przez 10 lat i ktόra zapraszała mnie do zapisania się na warsztaty aktorskie prowadzone przez Josepha Ragno, jednego z wielkich weteranόw i założycieli Actors Studio. Nie pracowałem wtedy i pomyślałem, iż nie byłby to taki zły pomysł. Warsztaty amerykańskie opierają się na metodach rozluźniających i bazują na pracy instynktownej, stąd miałem w planach dobrze sobie wypocząć w ciągu tych 10 dni. Podczas warsztatόw wytworzyła się głęboka więź między mną a Josephem, ktόry nie omieszkał podkreślić, iż byłbym szaleńcem nie wykonując tego zawodu. Po tym jak ukończyłem moje studium postaci granej przez Bardema w Morzu w Środku, Joseph zmusił mnie do pracy w parze z pewną dziewczyną nad bardzo trudnym tekstem. Nie pamiętam dokładnie co się wtedy stało, ale zakochałem się po uszy w tej dziewczynie i właściwie można powiedzieć, iż wrόciłem do zawodu aktora, by ją zdobyć! Ta osoba stała się nie tylko moją miłością życia, ale i wiele mnie nauczyła. Z nią w ostatnich trzech latach napisałem sztukę teatralną Luna Elettrica (Elektryczny Księżyc), ktόrą wystawiamy na scenie co rok. Nakręciliśmy razem rόwnież trzy filmy, kilka reklam, serialów telewizyjnych i filmów krόtkometrażowych, a teraz kiedy w kinach jest już mój film, czuję iż wszystko to zawdzięczam jej. Nie wiem jeszcze czy rzeczywiście warto było zostawić pewną karierę na rzecz morza niepewności, ale im bardziej brnę w moje przeznaczenie, tym ciekawszy jestem jak ta historia się zakończy…”.

Nie rozmawialiśmy jeszcze o… genetyce. Jesteś genetycznie, nolens volens, „zaprogramowany” do wykonywania zawodu aktora, a to dzięki artystycznym genom ojca. Domyślam się, iż nie było łatwo być „dzieckiem sztuki”…

„Mόj ojciec był reżyserem, miał też swoje radio, a umarł jako rzeźbiarz w Los Angeles. Jestem dzieckiem sztuki, ale tym niedoszłym. Mojego ojca nigdy przy mnie nie było, w związku z tym nie miałem żadnej presji w tym zawodzie, za to same braki…”.

To prawda, iż przez lata jąkałeś się?

„Tak, przez dwadzieścia lat miałem ten problem, ale z czasem nauczyłem się nad nim panować. Prawdziwa terapią były dla mnie warsztaty z psychologi i dykcji Chiary Comastri, ktόra pokazała mi jak ten problem rozwiązać. Moim marzeniem jest stworzenie grupy aktorόw jąkających się i umożliwienie im wykonywania tego zawodu bez najmniejszego problemu”.

Wspomniałeś wcześniej, iż czerwiec był twoim miesiącem. Poza planem „Multiplexu”, gdzie w najbliższym czasie możemy cię obejrzeć?

„W drugim tygodniu czerwca wyszedł Multiplex, w między czasie, w okresie wakacyjnym wychodzi serial The Sinners w reżyserii Davida Petrucci, a jesienią zobaczycie mnie we włoskich kinach w In nomine satan, filmie opartym na prawdziwej historii sekty z Sommy Lombardo, tzw. bestii szatana. Ja gram tam Andreę Volpe, wykonawcę okrutnych egzekucji związanych z działaniem sekty. Reżyserem filmu jest Emanuele Cerman”.

Co maj? wspólnego Stevie Wonder, Celine Dion i Tina Turner? Stosuj? technik? ?piewu Speech Level Singing!

0

Matteo Mazzucca

Speech Level Singing oznacza “?piewa? jak mówi?”. Jest to technika, która pozwala na ?piewanie w sposób relaksuj?cy i naturalny przy wykorzystaniu pe?nej skali g?osu, pozostaj?c w doskona?ej równowadze pomi?dzy rejestrami wokalnymi, bez szkodliwego napi?cia mi??ni i przerywania ?piewu.

Pozna?em technik? Speech Level Singing kiedy wpad? mi w r?ce podr?cznik do ?piewu napisany przez Seth Riggsa, najs?awniejszego nauczyciela ?piewu w Stanach Zjednoczonych.

Historia Seth Riggsa jest niewiarygodna i fascynuj?ca. Studjuj?c technik? “Bel canto” italiano, Seth wymy?li? ca?kiem now? i wyj?tkow? technik? ?piewu, odpowiedni? dla ka?dego rodzaju ?piewu: “Speech Level Singing”. Seth Riggs nauczy? tej techniki wielkie gwiazdy, takie jak Stevie Wonder, Michael Jackson, Ray Charles, Celine Dion i Tina Turner, pomagaj?c im w ten sposób osi?gn?? sukces.

Po krótkim poszukiwaniu w Internecie, odkry?em, ?e Seth Riggs i jego wspó?pracownicy za?o?yli mi?dzynarodow? szko?? dla nauczycieli ?piewu, maj?c? na celu kszta?cenie certyfikowanych instruktorów metody “Speech Level Singing”.

Zaciekawiony i zach?cony poznaniem techniki stosowanej przez gwiazdy, zdecydowa?em si? pobiera? nauki u ameryka?skiego nauczyciela, zapisuj?c si? na kurs, który regularnie odbywa si? w Irlandii. Tak oto spotka?em najwi?kszego nauczyciela ?piewu na ?wiecie i zosta?em dyplomowanym nauczycielem metody Seth Riggsa i obecnie nauczam tej metody z wielk? pasj? w Warszawie.

Metoda Speech Level Singing jest nowoczesn? wersj? w?oskiej techniki “Belcanto”. Seth Riggs by? uczniem wielkiego w?oskiego tenora Tito Schipa. Same zasady ?piewu zosta?y niezmienione i zosta?y u?yte przez najwi?ksze gwiazdy wspó?czesnej muzyki. Tito Schipa powiedzia? o ?piewie: “?piewa si? jak si? mówi, dodaj?c do s?ów melodi?”.

Ta innowacyjna technika odnosi coraz wi?kszy sukces w Polsce. W moim studiu w Warszawie ka?dego dnia spotykam m?odych aspiruj?cych piosenkarzy. Na pocz?tku podchodz? do nauki ?piewu z pewn? nie?mia?o?ci?, lecz dzi?ki skuteczno?ci metody rozpowszechnionej na ca?ym ?wiecie, szybko ucz? si? techniki i nabywaj? pewno?ci do?wiadczonych ?piewaków.

Jest to dla mnie powodem do ogromnej satysfakcji, która motywuje mnie do dalszej nauki i udoskonalania metody Speech Level Singing. Oprócz studia w Warszawie, ucz? tej metody równie? w Internecie przy pomocy wideokonferencji przeznaczonych dla uczniów z ca?ej Polski i innych krajów.

Co jaki? czas organizuj? darmowe spotkania, maj?ce na celu ocen? potencja?u g?osu ka?dego uczestnika. Lubi? rozmawia? z moimi uczniami o ?piewie na moim profilu na Facebooku. Polecam strony www.lekcje-spiewu.com  www.lezionidicanto.net.