Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 140

Civis Polska

0

W środę 15 maja w siedzibie ambasady Włoch w Warszawie odbyła się prezentacja działalności spółki Civis Polska. Ta historyczna włoska firma,działająca w obszarze ochrony osób i mienia, wchodząca w skład Cittadini dell’Ordine i należąca do marki Civis, od lat rozwija się na rynkach zagranicznych, takich jak np. Węgry czy Rumunia. Civis Polska od kilku lat obecna jest również w Polsce, gdzie ma już trzy siedziby, dzięki czemu jest w stanie oferować swoje usługi na terenie całego kraju. W prezentacji Civis Polska uczestniczył ambasador Włoch w Polsce Riccardo Guariglia i szerokie grono polskich i włoskich przedsiębiorców oraz liczni dziennikarze.

Sztuka polska na 55. Biennale di Venezia

0

Michał Fopp

W 55. Biennale di Venezia weźmie udział rekordowa jak dotychczas liczba polskich artystów. Poza Pawilonem Polonia w którym można będzie obejrzeć monumentalną instalację Konrada Smoleńskiego „Everything Was Forever, Until IT Was No More” polscy artyści i kuratorzy będą pojawiać się niezwykle często.

Massimiliano Gioni, główny kurator biennale, zaprosił czterech polskich artystów do głównej wystawy „Pałac Encyklopedyczny”. „Pałac Encyklopedyczny” to opatentowana w połowie lat 50-tych przez artystę-samouka Marino Auritiego koncepcja muzeum wszelkiej ludzkiej wiedzy; muzeum eksponującego największe osiągnięcia ludzkości. Gioni chce stworzyć przestrzeń, w której dzieła sztuki współczesnej wejdą w inteakcję z artefaktami historycznymi i object trouves. Do współpracy zaprosił między innymi Pawła Althamera, Mirosława Bałkę, Jakuba Juliana Ziółkowskiego i Artura Żmijewskiego – kuratora generalnego ostatniego Biennale w Berlinie.

W Pawilonie Rumunii na wystawie zbiorowej prezetowane będą prace Karoliny Breguły, a w organizowanym przez Tomasza Wendlanda „Pawilonie 0” prace kilku innych polskich artystów.

Karatorem Pawilonu Gruzińskiego została niezależna kuratorka Joanna Warsza a Estońskiego – Adam Budak z Hirshhorn Museum and Sculpture Garden w Waszyngtonie.

Niezwykle duży udział Polaków w 55. Biennale di Venezia świadczy o coraz żywszym zainteresowniu polską sztuką w środowisku międzynarodowym i o jej rosnącym prestiżu. Zaznacza się w ten sposób także wyraźna zmiana w strukturze międzynarodowego świata sztuki, gdzie zamiast wyłaniania się nowego centrum na wzór Paryża, Nowego Jorku czy Berlina dochodzi raczej do coraz silniejszej dominacji peryferiów, które zasilają centrum.

W tym kontekście niezwykle istotna wydaję się mająca miejsce w trakcie Biennale inauguracja inicjatywy „Peryferia Europy, Eropa peryferiów” pod nazwą Ambasada Peryferiów. Projekt ma dwa cele – głęboką analizę warunków i mechanizmów obecnego systemu sztuki i stworzenia nowego, mniej hermetycznego i zhierarchizowanego środowiska. Za punkt wyjścia organizatorzy – Fundacja Propagadna – przyjęli widoczną tendencję do dominacji peryferii nad centrum. Efektem ma być zdecentralizowana sieć działaczy i instytucji służąca wymianie pomysłów, narzędzi i strategii. Co ważniejsze każdy zainteresowany przemianą kształtu obecnego świata sztuki jest zaproszony do udziału. Niezwykle otwarta i różnorodna struktura przedsięwzięcia umożliwia włączenie się na wielu poziomach. Wystarczy zarejestrować się na stronie www projektu skupiającej jej partnerów i sympatyków.

Konieczność zmiany paradygmatu sugeruje także prezentowana w Pawilonie Polonia praca Konrada Smoleńskiego „Everything Was Forever, Until IT Was No More”. Jury oceniające projekt akcentowało jego głęboką dwuznaczność: ogromne dźwiękowe konstrukcje wypełnią nieomal klaustrofobicznie całą przestrzeń Pawilonu Polonia, koncentrując energię, wywołując nieomal cielesny rezonans w widzach-słuchaczach. Instalacja zbudowana z dwóch potężnych dzwonów z pracowni braci Kruszewskich w Węgrowie oraz metalowych szafek ma ewokować poczucie emocjonalnego niepokoju i napięcia, problematyzując kwestie akumulacji, klasyfikacji oraz porządkowania wiedzy, stawiając problem niedoboru i przesytu informacji, a także jak piszą kuratorzy: „spowalniania historii, zawieszenia jej biegu”. Projekt stanowi kontynuację dotychczasowych poszukiwań Konrada Smoleńskiego, który w centrum swoich zainteresowań stawia właśnie dźwięk. Jego realizacje łączą punkrockową estetykę z precyzją i elegancją typową dla minimalizmu. Korzystając zarówno z istniejących w obszarze kultury, jak i konstruowanych samodzielnie obiektów dźwiękowych, bada za ich pośrednictwem przepływy i funkcje energii. Eksploruje działanie prądu, fal dźwiękowych i systemów nagłośnienia, manipulując znaczeniami przedmiotów, które zwykle wiązane są z kulturą rockową.Tytuł wystawy został zapożyczony z tytułu książki Alexeia Yurchaka, „Everything Was Forever, Until It Was No More. The Last Soviet Generation”.

Duet kuratorski Daniel Muzyczuk i Agnieszka Pindera łączą dźwiękową instalację Konrada Smoleńskiego z głównym encyklopedycznym tematem budowy totalnej narracji w sposób silnie krytyczny: „Musimy przyznać, że ten temat mieliśmy równolegle w głowach, kiedy myśleliśmy o naszym projekcie i jego konceptualnym wymiarze. Natomiast postawiliśmy akcent na zatrzymaną chwilę, różne aspekty prac Konrada, które manipulują nie tyle z poczuciem czasu, co z opóźnianiem. Stąd zaangażowanie fizyka Juliana Barboura, zajmującego się koncepcją, którą w skrócie i trochę infantylizując, można określić jako koncepcję, według której czas tak naprawdę nie istnieje. To ludzka psychika jest tak skonstruowana, że potrzebuje kazualności, a więc następstwa chwil, które są równoległe. Stąd wykorzystanie dzwonu, instrumentu czy idiofonu, który tradycyjnie wyznacza czas oraz perwersyjne manipulacje i deformacje, którymi ten dźwięk będzie poddawany i opóźniany, były dla nas kluczowe. Jeśli założymy, że narracja czy kazualność, stosunki przyczynowo-skutkowe nie istnieją, musimy również założyć, że nie ma narracji. A więc maksymalistyczne dążenia Massimiliano Gioniego do stworzenia Pałacu Encyklopedycznego są – by użyć właściwego słowa – zbyt maksymalistyczne.”

 

W poszukiwaniu straconego czasu

0

Ten kto dziś żyje w Warszawie, lub generalnie w Polsce, odczuwa pewne namacalne napięcie społeczne, które można by podsumować, cytując Marcela Prousta, jako „poszukiwanie straconego czasu”. Jest to szalony pęd do nadrobienia opóźnienia lub może lepiej do zniwelowania podziału, który druga wojna światowa a następnie długi okres komunizmu stworzyły między Polską a kulturą europejską, której kraj Chopina od zawsze stanowił część. Poszukiwanie straconego czasu przebiega dziś prawie „mechanicznie” poprzez rosnącą gospodarkę, której ewidentnym symbolem są wieżowce, w stylu tych na Manhattanie, którymi usiane jest centrum Warszawy. Jednak, aby móc całkowicie wsiąść do tego „pociągu kulturowego” starej Europy, który pomimo niskoordynowanych działań instytucji europejskich jest nadal najbardziej złożonym i interesującym na ziemi, nie wystarczy mieć jedynie sprawnych mechanizmów. Aby nadrobić stracony czas należy wrócić do momentu podziału z 1939 r., należy wziąć kulturowy przykład z kosmopolitycznej i dumnej Polski, która z odwagą patrzyła na świat. Odzyskanie czasu poprzez kulturę i obecność żydowską jest w tym sensie zasadniczym elementem, pozwalającym osiągnąć poziom społeczny reszty Europy. Otwarcie Muzeum Historii Żydów w Polsce, które nastąpiło 16 kwietnia, w 70. rocznicę wybuchu powstania w warszawskim getcie, ma ogromne znaczenie jako formalny krok w procesie uzupełniania pamięci. Kiedy wojska nazistowskie rozpoczęły okupację Polski, w kraju żyły trzy miliony Żydów. W Warszawie Żydzi stanowili 30% populacji miasta i pod względem liczebności stanowili drugą grupę w Europie. W stolicy obecność żydowska była ugruntowana dzięki setkom żydowskich szkół i bibliotek, 130 dziennikom a także niezliczonej liczbie kółek sportowych i teatralnych. Wśród warszawskich Żydów z lat 30. możemy wymienić takie znane postacie jak Izaak Bashevis Singer, zdobywca Nagrody Nobla w 1978 r., który będąc jeszcze w Warszawie przed ucieczką do Stanów Zjednoczonych przetłumaczył na język jidysz powieść „Rozkosz” Gabriela d’Annunzio, jak również kompozytor Władysław Szpilman i wielka aktorka Ida Kamińska. Są to ważne postacie, które stanowią jedynie niewielki ułamek w tysiącletniej obecności żydowskiej w Polsce, w państwie które w przeszłości było bardziej otwarte i tolerancyjne niż inne państwa europejskie. To właśnie przez pryzmat tej utraconej kultury chcielibyśmy wyobrażać sobie nową kosmopolityczną przyszłość Polski. Jej odnaleziona potęga gospodarcza, jeśli nie byłaby wspomagana przez odzyskiwanie pamięci i kultury w najszerszym tego słowa znaczeniu, nie wystarczyłaby do rozładowania napięcia poszukiwania straconego czasu.

Varsavia Italiana: Bernardo Bellotto – VIDEO

0

Bernardo Bellotto (Venezia, 30 gennaio 1721 — Varsavia, 17 ottobre 1780) è stato un pittore e incisore italiano.

Bernardo Bellotto dimostra un talento precoce nella pittura vedutistica, che sa rendere fresca e gradevole. Nel 1738 è iscritto alla corporazione dei pittori veneziani. Al seguito dello zio Antonio Canal, viaggia in Veneto, a Roma, Firenze, Torino, per poi tornare a Venezia per breve tempo.

Nei primi tempi della propria emancipazione professionale, maturata intorno al viaggio a Roma nel 1742, Bellotto si appoggiò al più famoso nome dello zio. Non a caso, nei paesi di lingua tedesca e in alcuni limitrofi, ancora oggi è indicato come „Bernardo Bellotto, genannt Canaletto” Le differenze caratteristiche del più giovane sono una più esatta osservazione e resa delle architetture, un trattamento più dinamico del cielo e dell’acqua, e chiaroscuri più drammatici, oltre naturalmente a una quantità assai più varia di luoghi ritratti. Il suo stile si arricchì ulteriormente sotto l’influenza dei grandi paesaggisti olandesi seicenteschi. Nel secondo suo soggiorno sassone virò, momentaneamente, verso una sorta di verismo descrittivo, nel quale la realtà venne riportata con una fedeltà fotografica.”Le muse”, De Agostini, Novara, 1964, Vol.II, pag.173

Palermo – miasto, którego trzeba zasmakować

0

Zwiedzanie Palermo i jego prowincji utwierdziło mnie w przekonaniu, że jest to miejsce, które skrywa nieocenione skarby artystyczne, przyrodnicze i gastronomiczne. Urzekły mnie miejscowości takie jak Monreale ze swoją słynną katedrą, Cefalù które jest kurortem o międzynarodowej renomie, Bagheria – magiczny plan filmowy i ulubione miejsce arystokracji do letniego wypoczynku, a także ruiny starożytnego miasta Solunto, gdzie można wybrać się na spacer po historii, i miejscowość Corleone, od której pochodzi nazwisko słynnego bohatera „Ojca chrzestnego” i która jest dziś symbolem walki z mafią. Jednak głównym ośrodkiem wokół którego wszystko się kręci jest właśnie Palermo, kolorowa mozaika historii i folkloru o greckich, rzymskich, arabskich, normandzkich, hiszpańskich i francuskich korzeniach.

foto: Heidi Polizzy Carbonelli
foto: Heidi Polizzy Carbonelli

Jedną z największych przyjemności, jakie oferuje Palermo jest jego niezwykła kuchnia, bowiem smaki i zapachy kulinarnej tradycji tego miasta odzwierciedlają jego bogatą przeszłość, sprawiając że trzeba go po prostu spróbować. Spacerując ulicami historycznego centrum miasta można poczuć zachęcające aromaty, czasem silne a czasem delikatne, które są wszechobecne jak wrzawa mieszkańców i turystów. Na całej Sycylii, lecz przede wszystkim w Palermo, kuchnia uliczna stanowi część dziedzictwa kulturowego i starożytnej tradycji, która pozostaje niezwyciężona wobec znanych sieci amerykańskich restauracji, które nie mają tutaj łatwego życia. A właśnie – wszyscy doskonale wiemy czym jest „fast food”, jednak może nie wszyscy wiemy, że pierwsze „fast foody” w historii powstały pośród antycznych ulic Palermo. Ciepły klimat wyspy sprawił, że w ciągu stuleci powstał zwyczaj spożywania posiłków na świeżym powietrzu. W ten sposób powstały wędrowne stragany sprzedające coś, co dziś nazywamy „street food”, czyli ulicznym jedzeniem na każdą kieszeń. Wśród najczęściej sprzedawanych produktów można wymienić „arancine”, czyli słynne smażone pulpety ryżowe wypełnione sosem ragù lub serem, smażone warzywa w cieście, „sfincione” – gruba i miękka pizza, oraz „panino con panelle e crocchè”, tj. kanapka z cienkimi smażonymi płatkami z mąki z ciecierzycy i pietruszką oraz zwykłymi krokietami z ziemniaków.

Dwoma innymi znanymi specjałami, których jednak nie mogłam spróbować są „stigghiola” – grillowane szaszłyki mięsne, i kanapka „panino con la milza di vitello” nazywana w dialekcie mieszkańców Palermo „pane ca’ meusa”. Chleb jest tak dobry, że może być jedzony bez żadnych przypraw. Mnie bardzo smakowały mięciutkie bułeczki brioche, które można jeść na słodko, na słono lub z lodami. Osobiście wolę je bez niczego lub wypełnione nutellą albo kremem pistacjowym. Wśród pierwszych dań zdecydowanie najsmaczniejsze są zapiekane w piecu „anelletti”, „risotto di mare” przygotowane na bazie świeżej ryby, makaron z brokułami (kalafiorki smażone na oleju z cebulką oraz z dodatkiem orzeszków piniowych i rodzynków) i na koniec makaron z sardynkami (doskonały przepis na bazie sardynek i dzikiego kopru). Wszystkie te kuszące pyszności, zgodnie z globalnym rankingiem opracowanym przez VirtualTourist i opublikowanym przez magazyn Forbes, pozwoliły Palermo na zdobycie miana europejskiej stolicy „Street Food”, tj. „ulicznego jedzenia”.

Włosi uwielbiają często powtarzać z ironią: “dulcis in fundo” dlatego też to właśnie, opowiadając o słodyczach i niezwykłych cukierniach Palermo chciałabym zakończyć ten artykuł. W stolicy Sycylii sztuka wyrobu słodyczy zrodziła się w pałacach emirów, a następnie rozwinęła się w domach arystokracji i w klasztorach. Cukiernie z Palermo są bez wątpienia jednymi z najbogatszych i najbardziej fantazyjnych na świecie – wystarczy wejść do jakiegokolwiek baru, aby znaleźć się przed niesamowitą różnorodnością łakoci, odmiennych w zależności od pory roku; np. zimą palermianie uwielbiają zajadać się słodyczami na bazie ricotty, takimi jak „cassata” czy „cannolo” lub tymi z masy migdałowej jak np. „frutta martorana”. Na wiosnę można zjeść “sfinci di San Giuseppe”, czyli miękkie racuchy pokryte kremem z ricotty, lub „pecorelle pasquali” – wielkanocne baranki z masy migdałowej. Natomiast latem bary oferują niewiarygodną różnorodność orzeźwiających granit i pysznych lodów serwowanych w obfitych porcjach.

Muszę przyznać, że gdy po raz pierwszy kupowałam lody w Palermo bardzo zdziwiła mnie wielkość nałożonej porcji, ponieważ byłam przyzwyczajona do tych serwowanych w Warszawie. Jesienią cukiernicy przygotowują małe figurki w całości wykonane z cukru, którymi zazwyczaj obdarowuje się dzieci w dniu Wszystkich Świętych. Mogłam na własne oczy zobaczyć jakimi łasuchami są palermianie. Jednak trudno im się dziwić, skoro żyją wśród tych wszystkich łakoci, którym ciężko się oprzeć! Radzę każdemu spróbować specjalnego tortu nazywanego “torta sette veli”, wymyślonego kilka lat temu pośród wąskich uliczek zabytkowej części miasta i składającego się z siedmiu warstw różnej czekolady. To ciasto, dostępne dziś w różnych smakach, np. pistacjowym, kawowym i ze świeżymi owocami, jest tak pyszne, że wygrało już liczne międzynarodowe nagrody. Bardzo trudno jest opisać żywiołowość ulic stolicy Sycylii, ale mam nadzieję, że wędrowaliście ze mną w wyobraźni przez jej wąskie uliczki, jej słoneczne place, pośród straganów głośnych bazarów Vucciria, Capo i Ballarò przyciągnięci zapachami jedzenia, które tradycyjnie przygotowuje się i spożywa na ulicy.

Mapei Polska

0

W maju tego roku został oficjalnie otwarty w Barcinie drugi zakład produkcyjny spółki Mapei Polska.

„Polska od zawsze stanowiła ważny rynek dla Grupy Mapei zarówno ze względu na jej wielkość jak i przez wzgląd na potencjał wzrostu i otwarcie rynku na zaawansowane technologicznie produkty o wysokiej jakości. Zakład, który dziś otwieramy, jest w rzeczywistości drugim mogącym spełnić zapotrzebowanie klientów Mapei w Polsce i czwartym polskim zakładem Grupy, poza Mapei Polska w Gliwicach, spółką partnerską Sopro Polska w Nowinach oraz cementownią Górka Cement w Trzebinie, która ostatnio świętowała setną rocznicę założenia” – powiedział Giorgio Squinzi, dyrektor generalny Grupy Mapei i prezes włoskiej organizacji pracodawców i przemysłowców Confindustria.

Polska filia Grupy Mapei powstała w 2000 r. Następnie w 2003 r. w Gliwicach należących do Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej został otwarty pierwszy zakład produkcyjny, który w następnych 4 latach podwoił swoją moc produkcyjną i depozyt produktów. Dzięki nieustannemu wzrostowi sprzedaży, w 2010 r. podjęto decyzję o otworzeniu kolejnego zakładu produkcyjnego, wybrawszy na miejsce inwestycji Pomorską Specjalną Strefę Ekonomiczną. Współpraca w Barcinach, położonych w środkowo-północnej części Polski, ma znaczenie strategiczne, ponieważ pozwala na poprawienie usług logistycznych oferowanych klientom. Warto zaznaczyć, że biuro handlowe grupy nadal znajduje się w Warszawie.

Moce produkcyjne dwóch zakładów wytwarzających produkty w proszku Mapei Polska wynoszą 420.000 ton rocznie. Należy do nich również dodać linię produkcyjną ciekłych dodatków do betonu i mielenia cementu, którą niedawno zrealizowano w Gliwicach.

Warto podkreślić, że zakład produkcyjny w Barcinie jest jednym z 17 wyjątkowych polskich projektów, które otrzymały certyfikat LEED od U.S. Green Building Council, podobnie jak inne najnowsze zakłady Grupy Mapei na świecie.

Nieustanne wprowadzanie nowych linii produktów pozwoliło Mapei Polska na bycie rozpoznawalną nie tylko jako lider na rynku klejów i fug do ceramiki, ale także na odgrywanie ważnej roli na rynku budowlanym. Firma ma w swojej ofercie produkty do kładzenia podłóg sprężystych, wykładzin, drewnianych parkietów oraz podłóg żywicznych i cementowych, systemy do izolacji termicznej, farby dekoracyjne i ochronne, dodatki do betonu, produkty do impregnacji, jak również konkretne rozwiązania do ochrony i wzmocnienia betonu oraz konstrukcji murowanych, zarówno nowoczesnych jak i historycznych.

Należy również zauważyć, iż pod względem wagowym, aż 96,3% produktów Mapei sprzedawanych na polskim rynku jest produkowanych lokalnie (w Gliwicach i w Barcinie), a tylko pozostałe 3,7% jest importowane z Włoch, w szczególności z zakładu w Robbiano di Medaglia. Chodzi tu o specjalne produkty chemiczne dla budownictwa. Zespół Mapei Polska znacznie rozwinął się w ciągu minionych lat zarówno pod względem zdobytego doświadczenia jak i liczbowym. Liczba 48 pracowników w momencie otwarcia zakładu w Gliwicach w 2003 r. wzrosła do 290 aktualnie zatrudnionych.

W uroczystości otwarcia uczestniczyli Giorgio Squinzi, Veronica Squinzi, Marco Squinzi i zespół pracowników, którzy brali udział w tworzeniu nowego zakładu, a także 150 zaproszonych gości wśród których znalazł się ambasador Włoch w Polsce Riccardo Guariglia, nowy dyrektor ICE w Polsce Giuseppe Federico, prezes Włoskiej Izby Handlowo-Przemysłowej w Polsce Donato Di Gilio, prezes Pomorskiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Teresa Kamińska oraz przedstawiciele władz lokalnych, tacy jak burmistrz Barcina Michał Pęziak, wicemarszałek województwa Kujawsko-pomorskiego Edward Hartwich i starosta Żnina Zbigniew Jaszczuk.

„Obecność Mapei i kapitału inwestycyjnego w naszym regionie oznaczają dla nas nowe technologie i stworzenie nowych miejsc pracy. Mapei jest wiarygodnym partnerem, dlatego jesteśmy szczególnie szczęśliwi, że jest wśród naszych partnerów” – powiedział Michał Pęziak burmistrz Barcina.

Quando essere italiani era un valore aggiunto

0

In una remota stanza della facoltà d’architettura del Politecnico di Varsavia, intervistando il professore di storia dell’architettura Robert Kunkel, affiorano, attraverso innumerevoli testimonianze architettoniche, gli straordinari legami che unirono la Polonia all’Italia. Fuori dalle finestre si impone una Varsavia rampante le cui nuove edificazioni scalano il cielo, occupano spazi verdi e coprono visuali spesso incuranti di pianificazioni urbanistiche, per la verità carenti, e del contesto in cui si inseriscono. “Sì, oggi la situazione è grave, ci sono pochi esempi di buone edificazioni, ci sono troppi vuoti amministrativi che consentono una sorta di architettura selvaggia che crea contrasti a volte stridenti. Per quanto riguarda le opere architettoniche che sono state costruite negli ultimi anni a Varsavia, ci sono delle costruzioni interessanti degne di nota. Non si è riusciti però a creare un piano urbanistico concreto a causa dell’ancora non risolta questione della proprietà dei terreni espropriati dallo Stato dopo la seconda guerra mondiale e che attualmente vengono recuperati da veri o presunti discendenti dei vecchi proprietari. Se proprio dovessi indicare un edificio di Varsavia che mi piace, appartenente a questa recente stagione architettonica, allora direi il BUW, la Biblioteca Universitaria, che si lega bene con il contesto architettonico e paesaggistico in cui è inserita e poi anche un ufficio grigio sito nella una strada per Piaseczno, progettato da Magda Staniszkis” racconta Kunkel.

Ben diverso fu il clima in Polonia tra il 1500 ed il 1800, quando la ricerca della bellezza architettonica era un valore importante per i committenti. Dal XVI al XIX secolo esisteva in Polonia la convinzione che soltanto gli italiani erano capaci di creare una buona architettura. Di conseguenza erano numerosi gli artisti italiani che arrivavano in Polonia per trovare clienti non solo tra la corte reale e la nobiltà ma anche tra i ricchi borghesi e i mercanti. È interessante sapere che anche i costruttori polacchi nei secoli passati assumevano nomi o pseudonimi italiani perché la parola “Italus” vicino al cognome era garanzia di lavoro ad opera d’arte. Sull’esempio di Re e nobili, che si servivano di architetti e mano d’opera italiani – basti pensare ai famosi Maestri comacini che avevano creato una sorta di “mafia edilizia lombarda” in Polonia – anche i committenti polacchi che se lo potevano permettere economicamente, cercavano di affidare le loro opere ad artisti italiani.

“Una ricerca quasi spasmodica d’italianità, che non sempre fu giustificata dalla bravura delle maestranze, perché non tutti potevano pagare i bravi architetti del Bel Paese; così a volte bastava un cognome italiano per assicurarsi un lavoro. Insomma” aggiunge Robert Kunkel “si guardava più alla fama d’essere italiano che alla vera capacità progettuale e realizzativa. Questo naturalmente senza negare il fatto che dal Rinascimento in poi arrivarono in Polonia moltissimi bravi architetti italiani, tra i quali spiccano naturalmente in età tardo barocca e neoclassica personaggi come Merlini e Corazzi che in particolare a Varsavia hanno lasciato indelebili tracce della loro indiscussa abilità: Merlini soprattutto con il Park Lazienki mentre al nome di Corazzi è legata, tra le altre opere, la facciata neoclassica del Teatro Nazionale, oggi Opera Narodowa.”

Un rapporto curioso quello tra committenti polacchi e italiani, viste le particolari garanzie richieste. “I polacchi apprezzavano i progetti e le capacità artistiche degli italiani ma al contempo ne temevano l’inaffidabilità; così per evitare il rischio di non veder realizzata l’opera perché un architetto o un artista improvvisamente ripartiva per l’Italia, venivano firmati dei contratti con dei gruppi di italiani in modo che in assenza di uno di loro gli altri si sarebbero fatti carico di concludere l’opera. L’attività dei maestri italiani in Polonia non è iniziata, come si pensa comunemente, nel Rinascimento. Già nel XII secolo uno degli allievi dello scultore Wiligelmo di Modena realizzò il portale romano della basilica a Czerwińsk. Affreschi di un maestro italiano del XIV secolo possono essere trovati all’interno del convento francescano di Cracovia oppure nella sagrestia della chiesa a Niepołomice. Fu inoltre uno scultore italiano a creare nel XV secolo la tomba del re Ladislao Jagellone nella cattedrale del Wawel. All’inizio del XVI secolo, assieme all’arrivo dell’architettura rinascimentale crebbe anche l’afflusso degli artisti italiani in Polonia: tra questi ce ne furono alcuni molto bravi come Bartolomeo Berrecci di Pontassieve nei pressi di Firenze, architetto del mausoleo reale dei Jagelloni oppure Bernardino Giannotti di Roma, costruttore della cattedrale di Płock. Erano altrettanto numerosi i muratori e gli scalpellini, in gran parte provenienti dalla Lombardia, dalle officine di costruzione della zona del Lago di Como, conosciuti come i 'Mastri comacini’ che forse non erano tanto creativi ma rappresentavano un artigianato di solide tradizioni e creavano le forme architettoniche di moda nel Rinascimento. Nel Rinascimento lavoravano in Polonia artisti come l’architetto Santi Gucci di Firenze, lo scultore Gian Maria Mosca di Padova e Giovanni Battista di Venezia. Nel Barocco in Polonia operavano le intere famiglie dei Fontana, Ferrari o Catenazzi. Il più importante artista straniero che lavorava in Polonia nel Barocco era l’olandese Tylman van Gameren, ma imparò il mestiere a Venezia. Alla fine del XVIII secolo il re Stanislao Augusto commissionava i suoi lavori all’architetto Domenico Merlini, ai pittori Marcello Bacciarelli e Bernardo Bellotto, noto come Canaletto. Nel XIX secolo l’architettura classica a Varsavia fu curata da Antonio Corazzi, mentre lo storicismo fu rappresentato da Francesco Maria Lanci e dalla famiglia Marconi. Molto spesso questi artisti rimanevano in Polonia per tutta la vita, sposandosi con polacche e lasciando non solo dei bellissimi edifici, ma anche molti figli dai capelli scuri”.

Si può parlare di un Rinascimento polacco e riconoscerne le peculiarità distintive rispetto a quello italiano?

“La Polonia ha acquisito il Rinascimento nella sua forma originale, ovvero toscano-romana, unico paese in Europa accanto all’Ungheria. È curioso che nei Paesi dell’Europa occidentale, a causa delle forti corporazioni edilizie locali che non sopportavano la concorrenza, il Rinascimento italiano è apparso relativamente tardi e già nelle sue forme manieristiche o, come in Inghilterra, palladiane. La cappella del re Sigismondo a Wawel è praticamente l’unico mausoleo rinascimentale a nord delle Alpi di così pregevole fattura, così come la cattedrale di Płock, che è un esempio coerente di grande basilica di collegamento di un corpo allungato con una parte centrale del lato orientale – come nei piani teorici di Leonardo – coperta con un tetto romano a crociera come nel tepidarium delle terme di Caracalla. Tuttavia il clima del nord costringeva gli architetti ad adattare i modelli italiani. Furono adottate soluzioni sconosciute nel Bel Paese, come le alte cime dei tetti decorati con ornamenti del periodo e degli attici rinascimentali, chiamati anche 'polacchi’. Tuttavia, il Rinascimento italiano non è presente solo a Firenze e a Roma. Gli architetti che sono cresciuti circondati dai conventi francescani del Veneto o dai piccoli dettagli delle ceramiche di Ferrara dovevano sentirsi abbastanza a loro agio nella Polonia del tardo Gotico”.

Un’influenza italiana che si espresse nelle architetture ma anche in interi piani urbanistici come nel caso della città di Zamosc.

“Dall’Italia arrivarono non solo costruttori, ma anche progettisti urbani come il progettista di interni Andrea dell’Aqua e il creatore della città rinascimentale di Zamość Bernardo Morando di Padova. Alla fine del XVI secolo Santi Gucci Fiorentino ha eretto a Książ Wielki per la famiglia Myszkowscy la prima residenza su assi sovrapposte con un cortile aperto e un giardino sul retro, comune nei secoli successivi in tutta Europa e chiamata, forse in un modo non del tutto appropriato, di tipo francese”.

Torniamo alla Varsavia di oggi: si sta pensando ad un piano urbanistico elaborato nel dettaglio per l’intera città?

“Sembra che i tempi delle grandi premesse urbanistiche a Varsavia, come gli assi Sassonica o di Stanislao, siano solo passato. L’ultimo periodo di pianificazioni, dovuto alla necessità di ricostruire la città, fu il realismo socialista con le sue costruzioni come MDM. Oggi, dopo la caduta del socialismo, è tornata in Polonia la tradizione della vecchia Repubblica; un testardo proprietario di terreno può addirittura bloccare la costruzione di un’autostrada. Varsavia necessita assolutamente di un bravo Architetto della Città, una persona dotata dell’autorità e delle competenze necessarie per contraddire i costruttori edili che, pur di guadagnare, sono disposti ad edificare ogni pezzo di terra libera. La figura e l’efficacia dell’Architetto della Città non è purtroppo sostituibile con nessun ufficio comunale”.

Kiedy bycie Włochem było dodatkową zaletą

0

W zacisznym pokoju gmachu Wydziału Architektury Politechniki Warszawskiej, gdy przeprowadzam wywiad z prodziekanem Wydziału Architektury PW do spraw Nauki, profesorem Robertem Kunklem, wyłaniają się, poprzez opowieści i niezliczone świadectwa architektoniczne, niezwykłe związki, które łączą Polskę z Włochami. Za oknami wyłania się wyrastającą Warszawa, której nowe budynki często agresywnie pną się do nieba, zajmują zielone tereny i zasłaniają panoramę nie bacząc na plany urbanistyczne, prawdę mówiąc niespójne, i na miejsce w którym są wznoszone. „Tak, obecnie sytuacja nie jest za ciekawa, mamy tylko kilka przykładów dobrego budownictwa, gdyż za dużo jest niedociągnięć administracyjnych, które pozwalają, aby pewien rodzaj bezwzględnej architektury tworzył pewne kontrasty, czasem nawet absurdalne. Jeśli chodzi o dzieła architektoniczne, które powstały w ostatnich latach w Warszawie, to jest tam co najmniej kilka ciekawych budowli godnych uwagi. Nie udało się natomiast stworzyć żadnego kompletnego założenia urbanistycznego, ze względu na wciąż nie rozwiązaną kwestię własności gruntów przejętych po wojnie na własność państwa, a obecnie odzyskiwanych przez prawdziwych lub domniemanych potomków dawnych właścicieli. Jeśli naprawdę musiałbym wskazać budynek, który podoba mi się z tych ostatnio wybudowanych w Warszawie, to wybrałbym siedzibę Biblioteki Uniwersytetu Warszawskiego, bo dobrze wtapia się w kontekst architektoniczny i krajobraz miejsca, w którym została wzniesiona, a także mały biurowiec z szarej cegły przy drodze do Piaseczna zaprojektowany przez Magdę Staniszkis” opowiada Kunkel.

Całkowicie odmienna była specyfika Polskiej architektury pomiędzy XVI i XVIII wiekiem, kiedy to poszukiwanie piękna architektonicznego było ważną wartością dla zleceniodawców. Od XVI do XIX stulecia istniało w Polsce przekonanie, że prawdziwie dobrą architekturę tworzą wyłącznie Włosi. W konsekwencji czego liczni artyści włoscy przybywali do Polski, gdzie znajdowali zawsze chętnych zleceniodawców, nie tylko w kręgach dworu królewskiego i możnowładców, ale także bogatych mieszczan i kupców. Ciekawe, że nawet polscy budowniczowie w dawnych stuleciach przyjmowali włoskie imiona i przydomki, ponieważ słowo „Italus” przy nazwisku było gwarancją dobrej marki. Za przykładem króla i szlachty, którzy korzystali z usług architektów i włoskich rzemieślników – wystarczy pomyśleć o słynnych mistrzach budowlanych „Maestri comacini”, którzy stworzyli swego rodzaju „lombardzką mafię budowlaną” w Polsce – również polscy klienci, którzy mogli sobie na to pozwolić finansowo, starali się powierzyć wykonanie zleceń włoskim artystom.

„Prawie spazmatycznie poszukiwano włoskości, która nie zawsze jednak była poparta umiejętnościami pracowników. Ponieważ nie każdy mógł sobie pozwolić na najęcie najlepszych architektów z Włoch, czasami wystarczyło po prostu włoskie nazwisko, aby dostać zlecenie. W każdym razie” dodaje Robert Kunkel „bardziej liczyło się bycie Włochem niż rzeczywiste umiejętności projektowe i realizacyjne. Oczywiście nie neguję faktu, że od renesansu przybyło do Polski wielu zdolnych włoskich architektów, wśród których naturalnie wyróżnić można tych z późnego baroku i neoklasycyzmu, osobistości takie jak Merlini czy Corazzi, którzy w szczególności w Warszawie pozostawili po sobie niezatarte ślady swoich niewątpliwych umiejętności. Merlini zasłynął przede wszystkim dzięki Łazienkom Królewskim, a Corazzi, oprócz innych dzieł, z neoklasycznej fasady Teatru Wielkiego Opery Narodowej”.

Ten związek między polskimi klientami a włoskimi artystami był niezwykle ciekawy z racji na szczególne i wymagane gwarancje. „Polacy doceniali projekty i zdolności artystyczne Włochów, ale jednocześnie bali się ich niewiarygodności i tak oto, aby uniknąć ryzyka niedokończenia dzieła z powodu niespodziewanego powrotu do Włoch architekta lub artysty, podpisywano umowy z grupą Włochów, tak aby w przypadku nieobecności jednego z nich inni przejęli obowiązki dokończenia budowy. Działalność włoskich mistrzów w Polsce nie zaczęła się zresztą, jak się na ogół sądzi, w okresie renesansu. Już w XII wieku jeden z uczniów rzeźbiarza Wiligelma z Modeny wykonał wspaniały romański portal bazyliki w Czerwińsku. Freski pewnego włoskiego mistrza z XIV stulecia można znaleźć w klasztorze franciszkanów w Krakowie czy w zakrystii kościoła w Niepołomicach. Włochem był również wybitny rzeźbiarz, który wykonał w XV wieku grobowiec króla Władysława Jagiełły w katedrze na Wawelu. Na początku XVI stulecia, wraz z architekturą renesansu, wzrósł również napływ artystów włoskich do naszego kraju. Byli wśród nich twórcy wybitni, jak Bartolomeo Berrecci z Pontassieve pod Florencją, architekt królewskiego mauzoleum Jagiellonów czy Bernardino Giannotti Rzymianin, budowniczy katedry w Płocku. Byli też bardzo liczni muratorzy i kamieniarze, w znacznej mierze wywodzący się z Lombardii, z warsztatów budowlanych z okolic jeziora Como, znani jako »mastri comacini«, nie tak może twórczy, lecz zawsze prezentujący solidne rzemiosło i modne wówczas renesansowe formy architektoniczne. W stylu renesansowym tworzyli w Polsce tacy artyści jak architekt Santi Gucci z Florencji, rzeźbiarz Gian Maria Mosca z Padwy czy Jan Baptysta z Wenecji. W okresie baroku działały tu całe rodziny Fontanów, Ferrarich czy Catenazzich. Najwybitniejszy z cudzoziemskich architektów baroku działających w Polsce, Tylman van Gameren, był co prawda Holendrem, ale wykształcił się w Wenecji. W końcu XVIII stulecia dla króla Stanisława Augusta pracowali architekt Dominik Merlini, malarze Bernardo Bellotto zwany Canaletto i Marcello Bacciarelli. W XIX stuleciu architekturę klasycyzmu w Warszawie tworzył Antonio Corazzi, zaś historyzm reprezentowali Francesco Maria Lanci i cała familia Marconich. Często ci przybysze pozostawali na stałe, żenili się z Polkami i pozostawiali po sobie nie tylko piękne budowle lecz również liczne ciemnowłose potomstwo”.

Czy można mówić o polskim renesansie i rozpoznać jego specyficzne cechy alternatywne do tych włoskich?

„Polska przyjęła renesans w jego pierwotnej, toskańsko-rzymskiej wersji jako jedyna oprócz Węgier w Europie. Ciekawe, że w krajach Europy Zachodniej ze względu na silne miejscowe gildie budowlane nie dopuszczające konkurencji, włoski renesans pojawił się stosunkowo późno, już w swoich formach manierystycznych, czy, jak w Anglii, palladiańskich. Kaplica króla Zygmunta na Wawelu jest właściwie jedynym tak wspaniałym renesansowym mauzoleum na północ od Alp, podobnie jak katedra w Płocku, która jest konsekwentnym przykładem wielkiej bazyliki łączącej podłużny korpus z centralną partią wschodnią – jak w teoretycznych planach Leonarda, przekrytą rzymskim krzyżowym sklepieniem jak tepidarium term Caracalli. Jednak klimat północy zmuszał architektów do adaptacji włoskich wzorów. Pojawiły się, nieznane w Italii, wysokie szczyty dachów ozdobione renesansowym detalem czy renesansowe attyki, zwane nawet »polskimi«. Niemniej warto zaznaczyć, że włoski renesans to nie tylko Florencja i Rzym. Architekci, którzy wychowali się wśród franciszkańskich, ceglanych klasztorów z Veneto, czy drobnego, ceramicznego detalu Ferrary, czuć się musieli w późnogotyckiej Polsce całkiem swojsko”.

Był to włoski wpływ, który widać było nie tylko w architekturze, ale także w całych planach urbanistycznych, tak jak to miało miejsce w przypadku Zamościa.

„Nie tylko budowniczowie, lecz również urbaniści z Italii pracowali dla polskich zleceniodawców. Był to projektant twierdz Andrea dell’Aqua, i twórca renesansowego miasta Zamościa Bernardo Morando z Padwy. W końcu XVI stulecia Santi Gucci Fiorentino wzniósł w Książu Wielkim dla Myszkowskich pierwszą osiową rezydencję z otwartym dziedzińcem flankowanym i ogrodem z tyłu, powszechną w stuleciach następnych w całej Europie i zwaną, chyba nie do końca słusznie, typem francuskim”.

Wróćmy do dzisiejszej Warszawy, czy myśli się o stworzeniu dopracowanego w każdym detalu planu urbanistycznego dla całego miasta?

„Wydaje się, że czas wielkich założeń urbanistycznych w Warszawie, jak osie Saska czy Stanisławowska, już minął. Ostatnim takim okresem, związanym jednak ze zniszczeniem miasta i ustrojem totalitarnym był socrealizm z realizacjami takimi jak MDM. Dziś, po zmianie ustroju na demokratyczny, powróciła tradycja dawnej Rzeczypospolitej i jeden uparty właściciel działki może nawet zatrzymać budowę autostrady. Niemniej Warszawie potrzebny jest jak powietrze Architekt Miasta – osoba obdarzona autorytetem i kompetencjami, będąca w stanie przeciwstawić się deweloperom, którzy z chęci zysku zabudowują każdy skrawek wolnego terenu. Takiego Architekta żaden urzędowy wydział czy komisja zastąpić nie jest w stanie”.

Prawdziwy przepis na Carbonarę!

0

Ten artykuł jest zadedykowany jednemu z najsławniejszych dań włoskiej kuchni, jej prawdziwej ikonie i absolutnemu symbolowi Włoch, lecz może przede wszystkim daniu najbardziej zmienianemu, nieudolnie naśladowanemu, czasem nawet do granic obrazy narodu włoskiego, tj. CARBONARZE.

Pochodzenie tej potrawy nie jest do końca jasne, gdyż istnieje wiele hipotez na temat jej powstania. Ta najbardziej wiarygodna prowadzi nas do Lacjum, jednak niektóre szczegóły techniczne jej przygotowania prawie na pewno można przypisać tradycji pochodzącej z Neapolu. Ciekawym włoskiej kuchni przedstawiam kilka najbardziej utwierdzonych hipotez na temat pochodzenia tej potrawy.

Karbonariusze z Apeninów

Mówi się, ze pochodzenie terminu wywodzi się od typowego dania karbonariuszy, z racji na łatwą dostępność i przechowywanie składników, typowych dla okolicy. Carbonara miałaby w tym przypadku być wariantem potrawy nazywanej „ser i jaja”, pochodzącej z Abruzji i Lacjum, którą karbonariusze zwykli byli nosić ze sobą po wstępnym gotowaniu, nawet dzień wcześniej, i jeść zimną za pomocą rąk. Ważne jest, aby podkreślić jak czarny pieprz, przypominający pył węglowy, będący z pewnością fundamentalnym elementem przepisu, prowadzi nas do Apeninów regionu Lacjum.

Hipoteza angloamerykańska

Carbonara nie jest cytowana w rzymskiej książce kucharskiej opublikowanej w 1930 r. Danie zostało zarejestrowane po raz pierwszy zaraz po drugiej wojnie światowej we Włoszech, czyli po wyzwoleniu Rzymu w 1944 r., kiedy to na rynek dotarł bekon przywieziony przez angloamerykańskie oddziały. Według tej wersji wydaje się, że podczas wojny amerykańscy żołnierze stacjonujący we Włoszech mieszali ze sobą bliskie ich kulturze składniki z tymi łatwo dostępnymi, tj. jajkami, boczkiem i makaronem spaghetti, poddając w ten sposób pomysł włoskim kucharzom na prawdziwy przepis, który rozwinął się w późniejszych latach. Na korzyść tej historii działa także fakt, że nie istnieją wpisy o przepisie w dokumentach sporządzonych przed 1944 r.

Hipoteza neapolitańska (jak dla mnie najbardziej wiarygodna)

Inna hipoteza przypisałaby pochodzenie Carbonary kuchni Neapolu, jedynej wśród kuchni regionalnych Włoch, która używa do przyprawiania niektórych potraw techniki i składników identycznych z tymi Cabonary. Chodzi tu o dodawanie, po ugotowaniu makaronu, jednego rozbitego jajka, sera i dużej ilości czarnego pieprzu, a następnie o użycie techniki kulinarnej zwanej „mantecatura”. Ta technika opisywana w kilku książkach kucharskich starożytnych i nowoczesnych, jest wciąż powszechnie znana w kuchni neapolitańskiej i stosowana podczas przygotowania wielu tradycyjnych przepisów na makaron lub mięso.

Jednak pozostawiając z boku pogawędki, poniżej przedstawiam wam „oryginalny” przepis, który powinien służyć jako wskazówka do przygotowania Carbonary tak jak należy, czyli bez śmietany!

Składniki na 4 osoby

400 gram makaronu pszennego durum (spaghetti lub maccheroni)
150 gram guanciale (Ten składnik jest trudno dostępny w Polsce, dlatego może być zastąpiony wędzonym boczkiem, jednak puryści uznają to za haniebny akt.)
Oliwa extra vergine
4 żółtka (Polecam dbanie o siebie i użycie jaj BIO)
100 gram sera pecorino (jeśli go nie macie, możecie użyć parmezanu, który jest tolerowany przez purystów ale jednocześnie przez nich odradzany)
Świeżo zmielony czarny pieprz

Jak widzicie składniki i przepis są bardzo proste, lecz niestety Carbonara jest często źle imitowana na całym świecie, z tego powodu podkreślam kategorycznie: NIE WOLNO UŻYWAĆ ŚMIETANY.

Przygotowanie: Kroimy guanciale (lub boczek) w paski i smażymy go na patelni z jedną łyżką oliwy aż do momentu kiedy zacznie być chrupiący. Zdejmujemy patelnię z gazu. W międzyczasie wrzucamy makaron do wrzącej wody i gotujemy aż będzie al dente, zachowując trochę wody z gotowania. Następnie wrzucamy makaron na patelnię z boczkiem i odstawiamy, aby nabrał aromatu. Przełożyć gorący makaron do miski, dodać żółtka i tarty ser, natychmiast energicznie wymieszać bo inaczej jajka zamienią się w jajecznicę. W przypadku gdy Carbonara jest zbyt sucha, ale lepiej zawsze to robić, możemy dodać trochę „wody z gotowania”, która powiąże sos dając mu kremowego tonu.
Dodajemy mielonego czarnego pieprzu według uznania i smacznego!

Radzimy (obowiązkowo) popijać kieliszkiem czerwonego wina (najlepiej z latyńskich wzgórz).

Marco Ghia – Akademia Kulinarna Whirpool

Emiliano Castagna e Marco Ghia
Emiliano Castagna i Marco Ghia

Itinerari di un giurista europeo: Witold Wo?odkiewicz

0

Fabiana Tuccillo

Itinerari di un giurista europeo. Dall’Università di Varsavia alla Federico II, è il libro di Witold Wo?odkiewicz, a cura di Cosimo Cascione, pubblicato nel 2010 dalla casa editrice Jovene di Napoli nella collana «Diáphora» diretta da Luigi Labruna. In una versione ampliata e aggiornata rispetto al testo Moje peregrynacje naukowe 1958-2003 (I miei pellegrinaggi scientifici 1958-2003) apparso nel volume Zagraniczne peregrynacje i przyja?nie naukowe polskich uczonych, racconta, in una sorta di autobiografia, ricordi, viaggi di studio, incontri, convegni a cui Witold Wo?odkiewicz, oggi emerito di Diritto Romano presso la Facoltà di Giurisprudenza dell’Università di Varsavia, infaticabile animatore di saperi, ha preso parte in un cinquantennio di storia romanistica europea. Non è casuale la traduzione in lingua italiana, a cura di Leszek Kazana. Molte sono infatti le occasioni, gli eventi scientifici ed umani che dal 1958 ? prima volta in cui lo studioso polacco venne in Italia per motivi di studio ? hanno portato Witold Wo?odkiewicz nel nostro Paese. Torino, Roma, Camerino, Napoli e Catania sono le sedi più frequentate dallo studioso polacco, quelle in cui non solo ha condotto le sue ricerche giovandosi del continuo sapiente confronto con maestri e colleghi italiani, ma ha anche coltivato importanti e durature amicizie, prima fra tutte quella con Luigi Labruna. Dopo una breve introduzione, seguono tredici saggi: il racconto si snoda dall’inizio della carriera accademica di Witold Wo?odkiewicz, con la scelta del tema di ricerca per il dottorato sulla posizione giuridica della materfamilias nel diritto romano (Gli esordi), al primo viaggio in Italia a Torino nel 1958 dove, grazie ad una borsa di studio, di cinque mesi, dell’Istituto Universitario di Studi Europei, diretto dal professor Silvio Romano, cominciò «ad avvicinarsi all’idea dell’unificazione dell’Europa» (p. 6); all’Intermezzo sardo, per due settimane di svago e di avventure, presso l’amico Maurizio Alciator; al ritorno a Varsavia, con la discussione della tesi di dottorato nel maggio 1961, e la nomina a professore incaricato sulla cattedra di Diritto romano e dei diritti antichi presso l’Istituto di Storia del diritto dell’Università di Varsavia (Varsavia dal 1958 al 1966); al secondo viaggio di studio in Italia a Roma presso l’Istituto di Diritto romano e diritti dell’oriente mediterraneo della Facoltà di Giurisprudenza dell’Università La Sapienza di Roma, allora diretto da Edoardo Volterra (Roma 1966), vero maestro italiano del nostro; alla pubblicazione del libro Obligationes ex variis causarum figuris. Ricerche sulla classificazione delle fonti nel diritto romano classico per la venia legendi con la nomina a docente nel 1968 presso la Facoltà di Giurisprudenza dell’Università di Varsavia, poi l’incarico di professore straordinario nel 1978, e di professore ordinario nel 1988 (A Varsavia e da Varsavia, dopo il 1966).

Segue una vasta sezione (Laicissimus clericus vagans: la partecipazione a incontri di studio internazionali) dedicata agli incontri promossi su iniziativa o con la partecipazione di enti scientifici italiani e gruppi di ricerca sul diritto romano, e a quelli organizzati dal Centro Romanistico Internazionale “Copanello”. Infine il racconto delle diverse esperienze di insegnamento in Italia: a Camerino, Napoli presso il Dipartimento di Diritto romano e Storia della Scienza romanistica dell’Università degli Studi di Napoli Federico II, fondato da Luigi Labruna (ora Dipartimento di Diritto Romano Storia e Teoria del diritto F. De Martino, diretto da Carla Masi Doria), Bari su invito di Francesco Grelle, Roma dall’amico e collega Luigi Capogrossi Colognesi presso l’Istituto di Diritto romano dell’Università La Sapienza, Sassari, e Catania nell’ambito del corso di Laurea specialistica internazionale Ius civile dell’Europa comune. Numerosi i soggiorni anche in Francia, specie a Parigi, per lezioni, colloqui, congressi, e come professore a contratto o borsista e in Germania. Infine un saggio dedicato alla Scuola internazionale di Diritto romano, diretta da Jerzy Axer, che dal 2001 è sede di continui scambi sull’asse Italia-Polonia, facendo di Varsavia il luogo di irradiazione verso est (soprattutto nei Paesi dell’ex Unione sovietica) della scienza romanistica occidentale.

Fabiana Tuccillo