Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 144

JERZY GNATOWSKI „Kawa, w moim przypadku, to dodatkowa energia nie tylko w pracy, ale również na co dzień. Odkąd sprόbowałem włoskiej kawy w Cafè Paszkowski na Piazza della Repubblica we Florencji, piję już tylko macchiato w małej szklance”

0

Znany warszawski artysta, fotograf, grafik pracujący w reklamie opowiada o swojej pracy, podrόżach i onirycznym projekcie „Dream Reality” zawieszonym między Włochami, Brazylią i resztą świata.

Jerzy, w materiale filmowym dla FlashFashion.pl powiedziałeś, iż podczas profesjonalnej sesji fotograficznej ważny jest make up, światło i… kawa. Czy mόgłbyś rozwinąć swoją myśl, opowiadając na czym polega praca fotografa?

„Przy sesjach najważniejsze jest, by ludzie wspόłpracujących przy zdjęciach pomagali, a nie przeszkadzali w realizacji twojego celu. Oczywiście fotograf musi wiedzieć czego chce, co chce uzyskać, jaki efekt, a nawet dokładniej, jakie zdjęcie. Dobra atmosfera pomaga, a kawa w moim przypadku jest nie tylko sesyjnym, ale i codziennym dopalaczem. Odkąd sprόbowałem włoskiej kawy w Cafè Paszkowski na Piazza della Repubblica we Florencji, piję już tylko macchiato w małej szklance”.

Fotografujesz modę, gwiazdy (np. kalendarz „Kobiety Kina 2012”), prowadzisz międzynarowode kampanie znanych firm (Inglot), dokumentujesz wydarzenia społeczne jak ostatnio przy Festiwalu Skrzyżowania Kultur – o tym porozmawiamy za chwilę. A ja chciałam tylko przypomnieć, iż przecież twoją fotograficzną drogę zainspirowała wspόłpraca z fotoreporterem Time magazine, Anthonym Suau. Jak doszło do waszego spotkania? Czego cię to doświadczenie nauczyło, w jakim stopniu naznaczyło twoją dalszą twόrczość?

„Przez przypadek, w który i tak nie wierzę, zostałem jego asystentem od tzw. wszystkiego przy realizacji projektu o Europie wschodniej po upadku muru Berlińskiego pt. „Beyond the fall”. Suau był kontraktowym fotografem „Time” magazine. Dziennie robiliśmy min. 1000 km i przejeżdżaliśmy samochodem Polskę drogami, których czasem nie było na mapie. Suau to typowy fotoreporter starej szkoły, niczym postać z filmu. Przy sobie zawsze nosił 2 aparaty Leica, 4 obiektywy, wszystkie bliskie, używał jednego filmu, czarno-białej 400 TriX Kodaka. Musiał być przy sytuacji, blisko niej, w niej. Jeździł na wojny, zdobywał nagrody m.in. Pulitzer Price, World Press Photo. To spotkanie, oprócz technicznych szczegółów, pokazało mi, że nawet reporterskie zdjęcie można komponować, w pewnym sensie reżyserować, że nasza praca, energia zawsze wraca do nas w jakimś momencie, w jakiejś formie, ostateczne zdjęcie oddaje przetworzoną energię, wynagradza nas”.

Kontynuując temat wpływόw, twoje “ja” ukształtowała rόwnież Brazylia. To ona natchnęła cię do realizacji projektu “Senna rzeczywistość”. Opowiedz nam coś o Brazylii i o projekcie…

„To projekt niczym film w zdjęciach, album z częścią multimedialną. To opowieść, w ktόrej sen łączy się z jawą, z udziałem znanych postaci życia kulturalnego w Polsce. Brazylia jest modelem zróżnicowania świata. Jest w niej taka paleta barw, ludzi, zachowań, pejzaży, architektury. W niej chciałbym realizować część projektu “Sennej”.

Twoja firma Masaporta www.masaporta.pl zajmuje się głόwnie reklamą. Plakaty zdobiące Warszawę to wasze dzieło. Czyją promocją zajmujecie się w tym momencie?

„Realizujemy kampanie outdoor i filmy reklamowe. W ostatnim tygodniu realizowaliśmy materiały reklamujące Galę Sylwestrową z udziałem Aleksandry Kurzak, która ma rewelacyjny głos i śpiewa głόwnie za granicą na największych scenach operowych świata”.

Tyle lat minęło odkąd spotkaliśmy się ostatni raz w Rzymie… Jakie wrażenie wywarło na tobie Wieczne Miasto? Kiedy powrόcisz do Włoch?

„Mam niedosyt Rzymu… Jest rozległy, rozbity przestrzennie. Włochy są magiczne, mam nadzieję powrόcić do nich jak najprędziej, w końcu Włochy rόwnież w scenariuszu „Sennej”są miejscem istotnym”.

REMA DAYS, CZYLI NA PRZEKÓR KRYZYSOWI!

0

Świętej pamięci Steve Jobs mówił… „stay hungry… stay foolish“ (bądź zawsze ciekawy i trochę szalony, nawet w czasach kryzysu)

Można powiedzieć, że młody rynek polskiej reklamy potraktował dosłownie nauki guru Apple. Okazja do tych rozważań przyszła mi spontanicznie po dowiedzeniu bardzo zatłoczonych targów Rema Days. Gdy zdecydowałem się tam pójść, byłem bardzo sceptyczny wobec powodzenia targów reklamowych w recesywnej fazie światowej gospodarki. Cóż, przegrałem kolejny zakład z samym sobą!

Ponad trzy pawilony wypełnione stanowiskami całkowicie wychodziły na przeciw aktualnym wymaganiom klientów.

Od sławnego POS ( point of sale = punkt sprzedaży) poprzez regały z kartonu lub pleksi i tym podobne, aż po drukarki będące w stanie dostarczyć wydruk o niesamowitej rozdzielczości na dużych formatach.

Gdy zobaczyłem stanowisko Lecce pen, wzruszyłem się. Byli moimi klientami 20 lat temu, gdy pracowałem w Publitalia, produkowali wtedy długopisy wykonane z surowców odnawialnych takich jak skrobia kukurydziana ulegających biodegradacji!

Cały rozentuzjazmowany zbliżam się i pytam, czy przyjechał także właściciel, ale z przykrością odkryłem, że zostali sprzedani pewnemu zamożnemu Rosjaninowi. Italio, moja kochana, chcesz się obudzić? Jesteśmy narodem genialnym, eklektycznym, skłonnym do poświęceń i elastycznym, ale ktoś lub coś stara się zamroczyć nasze umysły.

Podsumowując, zdecydowanie polecam przedsiębiorcom z sektora, aby również oni wystawili się podczas tego udanego przedsięwzięcia.

 

Kobiety, które zmieniły świat

0

Burza siwych włosów, drobna i szczupła twarz, para inteligentnych oczu i szlachetność ducha. Rita Levi-Montalcini wybrała zimowe barwy, aby opuścić scenę życia. 30 grudnia zeszłego roku w wieku 103 lat ta włoska neurolog i dożywotni senator zgasła w swoim mieszkaniu w Rzymie, a Włochy niewątpliwie straciły jeden ze swoich symboli i najbliższą sercu osobistość. Odkładając jednak na moment wszelkie okolicznościowe wyrażenia głębokiego smutku z powodu jej odejścia, uważam, że należy inspirować się jej życiem, aby móc w szerszy i dogłębniejszy sposób rozmyślać o sensie życia i o inteligencji niektórych wybitnych jednostek, których działania piszą historię, a nawet przekształcają się w uniwersalne przesłanie. Montalcini była jedną z najwybitniejszych włoskich uczonych. Poświęciła całe swoje życie nauce i kulturze, angażując się w sprawy obywatelskie aż do dnia śmierci. Zważywszy na jej ogromne poświecenie w tych dziedzinach, nigdy nie zdecydowała się na założenie rodziny. W latach 50. jej badania naukowe doprowadziły ją do odkrycia i zidentyfikowania czynnika pobudzającego wzrost komórek nerwowych. Dzięki temu w 1986 roku została laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie medycyny. Jako pierwsza kobieta została przyjęta do Papieskiej Akademii Nauk w 1974 roku. 1 sierpnia 2011 została uhonorowana tytułem dożywotniego senatora za osiągnięcia naukowe i społeczne. Montalcini zawsze walczyła o równe traktowanie kobiet i mężczyzn w nowoczesnym społeczeństwie; w wielu sytuacjach mówiła o sobie jako o kobiecie wolnej. Wychowana w wiktoriańskim duchu męskiej dominacji, gdzie kobiety miały niewielkie szanse na wyrażenie siebie, Montalcini powiedziała: „odczułam konsekwencje tej edukacji, jednak wiedziałam, że nasze zdolności umysłowe – mężczyzn i kobiet – są takie same, mamy równe możliwości lecz odmienne podejście”. Mniej więcej w połowie lat 70. wzięła udział w działaniach Ruchu Wyzwolenia Kobiet na rzecz regulacji aborcji.

Miała siostrę bliźniaczkę o imieniu Paola, która wybrała karierę artystyczną; była docenianą malarką, tak jak ich matka Adele. W 1992 roku siostry założyły fundację Levi-Montalcini, aby uczcić pamięć ich ojca. Celem tej fundacji było szkolenie i edukacja młodych ludzi oraz zapewnienie stypendiów uniwersyteckich afrykańskim studentkom tworzacym klasę młodych kobiet, które mogłyby odgrywać wiodącą rolę w dziedzinie życia naukowego i społecznych ich kraju. Montalcini była ateistką, wierzyła w świecką i wielokulturową wizję społeczeństwa. Jej najbliższa współpracowniczka, Pina Tripodi, w której to ramionach zmarła wielka noblistka, powiedziała krótko po jej śmierci: „profesorka od zawsze miała jedno marzenie schowane w szufladzie, mianowicie to, aby zaopiekować się afrykańskimi kobietami. Było to marzenie, które ziściło się dopiero na starość, lecz które przepełniło ją radością i zadowoleniem. Miała nadzieję, że uda jej się uratować kilkaset istnień. Nie wyobrażała sobie, aby móc osiągnąć dzisiejsze wyniki: jej fundacja pomogła już 12 tys. kobiet”.

Montalcini była kobietą, która poprzez swoje odkrycia przyczyniła się do zmiany wiedzy o świecie, udowadniając mężczyznom i kobietom, że każdy może uzyskać doskonałe wyniki, jednak wymaga to nieustannych poświęceń i wytrwałości, optymizmu i silnej woli. Przekonywała o konieczności przezwyciężania wszelkich form użalania się nad sobą, nawet te na tle rasowym.

Ze wspaniałego, kobiecego grona najbardziej bystrych umysłów w historii, należałoby naturalnie wspomnieć przy imieniu włoskiej uczonej o innej znanej kobiety nauki, tj. Marii Skłodowskiej-Curie (we Włoszech znanej jako Madame Curie). Maria Skłodowska, prawdopodobnie pierwsza wielka uczona XX wieku, urodziła się w Warszawie, a francuskie obywatelstwo otrzymała zaraz po wyjściu za mąż za Pierre’a Curie. Jest jedyną kobietą, spośród czterech laureatów więcej niż jednej Nagrody Nobla, która została odznaczona tym wyróżnieniem w dwóch różnych dziedzinach. Pierwszą Nagrodę Nobla Skłodowska-Curie otrzymała w dziedzinie fizyki w 1903 roku, natomiast drugą, z chemii osiem lat później, w 1911, dzięki pracom nad radem. Z nadzieją na jak najszersze propagowanie pasji do badań naukowych, Madame Curie założyła w Paryżu Instytut Radowy – Institut du radium, który obecnie nosi nazwę Institut Curie, oraz drugi podobny w Warszawie. Życie Marii Skłodowskiej było poświęcone angażowaniu się w sprawy świata nauki i społeczeństwa, podobnie jak u Rity Levi-Montalcini. Były to niezwykłe kobiety zajmujące się sprawami świata, kobiety które zmieniły świat.

Następna runda: Inflacja?

0

Emiliano Caradonna

Z pewną regularnością na łamach „Gazzetta Italia” starałem się ostrzec naszych czytelników przed niebezpieczeństwem, że pewne działania prowadzone, z jednej strony przez Banki Centralne a z drugiej przez rządy, będą charakteryzować się krótkowzrocznością i moralnym ryzykiem a czasem nawet niewielką wrażliwością w stosunku do obywateli.

Dane ekonomiczne niestety potwierdzają moje przewidywania. W niektórych krajach wzrost gospodarczy praktycznie nie istnieje, a w innych jest efektem zewnętrznych finansowań i dotacji. Stopa zatrudnienia spada w większości państw europejskich. Giełda i rentowność obligacji zyskują na wartości przede wszystkim z racji wielkości zasobów finansowych oddanych do dyspozycji Banków Centralnych a nie ze względu na rzeczywistą, strukturalną i ekonomiczną poprawę sytuacji.

W tej raczej ponurej rzeczywistości zaczyna pojawiać się na horyzoncie widmo inflacji oraz ryzyko zmniejszenia siły nabywczej i tak już chudych portfeli.

W ostatnim czasie Bill Mott, jeden z najbardziej znanych zarządców brytyjskich funduszy, wskazał na łamach „The Telegraph” pięć powodów, dla których należy obawiać się inflacji i zacząć przyglądać się inwestycjom również z tej perspektywy.

(1) Poluzowanie polityki pieniężnej w Stanach Zjednoczonych (Quantitative easing) jest już rozpoczęte w sposób potencjalnie nieograniczony oraz jest, otwarcie mówiąc, niemal jedynym źródłem pokrycia deficytu budżetu federalnego.

(2) Rezerwa Federalna wyraźnie powiedziała, że będzie utrzymywać stopy procentowe blisko zera aż do momentu, kiedy bezrobocie spadnie do 6,5%. Nawet jeśli jest to rozsądny cel, to stopy procentowe nie są odpowiednim narzędziem, aby go osiągnąć. Niezbędna jest polityka, która będzie działać w ramach zwiększania oferty zatrudnienia. Co stanie się jeśli ponad 6,5% amerykańskiej siły roboczej będzie w praktyce bez pracy z powodu braku przygotowania i wykształcenia? To stwarza perspektywę, w której stopy procentowe pozostaną przez zbyt długo na za niskim poziomie.

(3) Większa część najważniejszych walut znajduje się Bankach Centralnych, które starają się drukować pieniądze, aby m.in. ograniczyć relatywną wartość ich walut, podejmując próbę promowania eksportu. To podejście (po angielsku beggar-thy-neighbor) może być skuteczne dla jednego państwa, lecz jeśli wszyscy tak postępują, jest ono skazane na niepowodzenie, pomimo jednoczesnego zmniejszenia wartości papierowego pieniądza w stosunku do dóbr fizycznych i usług. Tym właśnie jest inflacja.

(4) Wydaje się, że Bank Centralny Wielkiej Brytanii postanowił zrezygnować z osiągnięcia zaplanowanego celu inflacyjnego poprzez strukturę dążącą do nominalnego numeru PKB. W efekcie tworzy się zasłona dymna, która zezwala na powolny wzrost inflacji na świecie.

(5) Zachodni konsumenci (oraz Banki Centralne) wyciągnęli ogromne korzyści z przeniesienia produkcji na rynki wschodzące a w szczególności do Chin. Zakup towarów wyprodukowanych niskim kosztem posłużył za hamulec dla inflacji zachodniej. Jednak korzyści płynące z tej strategii są już w większości wyczerpane. Rzeczą jeszcze ważniejszą jest to, że rynki wschodzące obserwują znaczący wzrost płac, który z kolei przełoży się na wzrost cen dla końcowych konsumentów.

Inflacja osłabia siłę nabywczą, a więc z trudnością zobaczymy wdrożenie podobnej polityki do tej z lat 70., kiedy to płace za pomocą różnych metod podążały za inflacją. W aktualnym kontekście słabej gospodarki i niepriorytetowego welfare inflacja zamienia się w deflację.

Powodem tej strategii jest to, że wydłużony okres nieustannej inflacji jest mniej bolesnym sposobem na zmniejszenie długu, istotnie należność spada na oszczędzających i smutno jest mówić, że zapłacą ostrożni za szaleństwa lekkomyślnych, o ile wcześniej ostrożni nie stracą cierpliwości.

Pozostaje mi jedynie patrzenie z pewną dozą sceptycyzmu na kolejny odcinek telewizyjnego quizu „Lascia o raddoppia”.

 

“ITALOMANIA” IN POLONIA

0

Magdalena Radziszewska

Drupi, pizza, spaghetti, lussuose Lamborghini e tanti  altri “prodotti” made in Italy godono ormai da molti anni di un grande interesse in Polonia. Questo fenomeno si è intensificato già negli anni Settanta, più precisamente nel 1978, quando il cantante Drupi ha tenuto il concerto al Festival di Sopot, conquistando i cuori polacchi con la famosissima canzone “Sereno è”. Anche se la pizza a quel tempo consisteva in pasta fondente, ketchup e formaggio e non assomigliava per niente a quella italiana, è stata adottata per sempre nel menu polacco. Inoltre lo status sociale di ogni fortunato proprietario di una macchina a marchio FIAT saliva immediatamente. Nonostante l’interesse per l’Italia e le sue eccellenze sia sempre stato molto grande, solo adesso si può dire che abbia assunto la forma di “italomania”. Chiunque abbia visitato almeno una volta la Penisola sa che la sua magia consiste in numerosi fattori, tra i quali il maggiore è il cibo fantastico. I viaggi in Italia hanno avuto come risultato che tra tutte le cucine etniche quella italiana sia una delle più amate in Polonia. Il numero di pizzerie e di ristoranti italiani a Varsavia è in costante aumento e la preparazione di carpaccio, spaghetti o tiramisù non è più così complicata grazie  alla presenza di prodotti italiani originali sugli scaffali polacchi e alla valanga di libri di cucina dedicati alle abitudini culinarie in Italia. Uno dei primi marchi italiani accessibili in Polonia è stato Lavazza, che ha portato una nuova cultura di come bere il caffè, assieme alla moda del tipico espresso italiano. Anche se tuttora molti polacchi dopo un pranzo al ristorante ordinano cappuccino, cosa che farebbe disperare ogni italiano, pian piano si comincia a capire il rito collegato al bere questa “bevanda degli dei”. La moda italiana, che è sempre stata considerata raffinata e lussuosa, gode in Polonia di molta attenzione. Sempre più spesso indossiamo abbigliamento con etichette italiane e acquistiamo nei negozi calzature italiane che sono generalmente considerate garanzia di felicità, comodità ed eleganza. L’ossessione per la bellissima Italia esiste anche tra i giovani. Non parlo degli studenti di filologia italiana, che rappresentano uno stadio grave di questa  “malattia”, ma anche coloro che non legano il proprio futuro all’Italia o alla lingua italiana non evitano il contatto con la cucina, la musica e la letteratura del Belpaese. Buona parte degli adolescenti legge con adorazione i romanzi rosa dell’autore italiano Federico Moccia e guardano volentieri i film tratti da essi (ogni pubblicazione è stata adattata al grande schermo). Anche la musica contemporanea italiana trova i suoi fan tra i giovani polacchi. Il rapper italiano Rocco Hunt gode di molta attenzione fra il pubblico polacco e le sue composizioni vocali più conosciute sono “ O’ mar ‘ e o’ sole” e  “ Come hanno fatto tutti”. Un altro dei rapper più famosi della scena musicale italiana, Clementino, ha anche registrato una canzone in collaborazione con un rappresentante polacco di questo genere musicale, Peja. Per la gioia di tutti gli amanti dell’hip hop in Italia e in Polonia, i due rapper probabilmente continueranno la loro collaborazione.

I viaggi per il weekend, popolari tra gli studenti (ma non solo) non hanno più come meta solo Londra, Praga o Parigi, ma anche, sempre più frequentemente Milano, Roma, Venezia e Firenze.

Chi ha compiuto almeno una volta un viaggio in Italia e ha potuto ammirare le viste suggestive, i monumenti d’arte, ha gustato una vera pizza italiana, l’olio d’oliva, i pomodori maturati al sole e l’inimitabile mozzarella di bufala, non è certamente sorpreso dalla diffusione dell’interesse per il Belpaese in Polonia.

Anche se come nazione siamo l’opposto degli italiani, ci piace lo stile di vita locale e cerchiamo il suo riflesso in una varietà di settori, anche qui, in Polonia.

Frecce tricolori (Trójkolorowe Strzały) dumą Włoch

0

Reprezentują Włochy z najlepszej strony, od pięćdziesięciu lat wzbudzają entuzjazm i podziw gdziekolwiek się pojawią. Gdy jadą za granicę, nasz międzynarodowy prestiż wzrasta do najwyższego poziomu. Mamy na myśli narodowy zespół akrobatyczny ,,Pattuglia Acrobatica Nazionale” (PAN): włoskie samoloty Aermacchi MB 339 PAN i włoscy piloci, którzy wraz z całym zespołem stanowią 313 grupę akrobatyczno – szkoleniową z siedzibą w Rivolto (Udine).

Nawet w Polsce PAN odniósł wielki sukces i to nie tylko wśród samych Włochów, którzy tu mieszkają, ale także wśród Polaków, którzy podczas ostatnich pokazów lotniczych w Radomiu w sierpniu 2011 roku postanowili, zachowując miłość do własnego zespołu Biało-Czerwonych ISKIER, cały swój zachwyt przelać właśnie na Frecce Tricolori.

Oddział został stworzony w 1961 w Rivolto z woli Sztabu Generalnego Włoskich Sił Powietrznych, który chciał zebrać w jednym miejscu całe akrobatyczne doświadczenie, aby stworzyć oficjalną grupę, godnie reprezentującą Włochy na oficjalnych imprezach, zwłaszcza za granicą.

Mario Squarcina i jego piloci, musieli bardzo się zaangażować i poświęcić wiele uwagi, aby najpierw latać F84, a następnie Fiatem G91, aby przejść do obecnego modelu Aermacchi MB 339, wersji zmienionej w stosunku do egzemplarzy serii, która z tego powodu nazywana jest skrótem PAN. W Rivolto została założona najliczniejsza na świecie akrobatyczna formacja – aż dziesięć samolotów, które latają jak jeden samolot lub lepiej – jak jeden człowiek. Od tamtej pory w Rivolto pojawiły się dziesiątki pilotów, techników i osób z personelu, którzy towarzyszyli PAN podczas pokazów we Włoszech i za granicą, a pamiętnymi pozostaną transfery do Stanów Zjednoczonych w latach 1986 i 1992.

Zespół dziesiątek mężczyzn i kobiet umożliwia realizację gdziekolwiek 25-minutowego pokazu, który sprawia, że widz nie może od niego oderwać oczu ze zdumienia i podziwu. Dwadzieścia pięć minut, gdy Frecce Tricolori wykonują ewolucje, prezentując spektakularne, ale jednocześnie do tego stopnia precyzyjne figury, że w lipcu 2005 Tricolori Frecce została przyznana właśnie za precyzję w manewrach najbardziej prestiżowa nagroda, tj. Miecz Króla Jordanii, Husseina.

Podczas pokazu, który zaczyna się od dużej pętli przed publicznością, w formacji z figurą ,,diament”, wszystkie dziesięć samolotów (dziewięć plus solista) wykonuje razem ewolucje, aby nagle oddzielić się od siebie i przejść do drugiej figury, nazywanej ,,kardioidą’’, gdzie formacja dzieli się na dwie części (5 + 4). Wówczas także solista opuszcza zespół i od tego momentu występuje sam w synchronizacji z grupą. Jego zadaniem jest pokazanie właściwości samolotu, mogącego wytrzymać nacisk +7 g (tj. siedmiokrotną siłę grawitacji, która powoduje jego przeciążenie, a także przeciążenie pilota). Siedmiokrotnie wykonany jest manewr o nazwie ,,schneider”, gdy samolot rysuje poziomo koło, najniżej jak to jest możliwe. Podczas tego manewru krew ma tendencję do przepływu w kierunku stóp, i jeśli nie jest się do tego przygotowanym, można doświadczyć ,,czarnej wizji”, ponieważ krew nie jest w stanie wpłynąć do siatkówki lub przy -3,5 g podczas tego samego manewru, ale tym razem do góry nogami, pilotowi wydaje się, że wyskoczy on na zewnątrz samolotu, przytrzymywany jedynie pasami i wspomagany przez skafander przeciw przeciążeniowy, który napełnia się powietrzem na brzuchu i na jego nogach, aby uniemożliwić krwi przepływ i kompresję w głowie. W przypadku braku szkolenia, manewr ten powoduje u pilota ,,czerwoną wizję”, ponieważ krew zalewa całą siatkówkę z powodu nadmiernego ciśnienia. Jednak to ,,dzwon” jest manewrem, który sprawia, że 339 jest dumą i chlubą naszego przemysłu krajowego. W tej figurze solista unosi się pionowo, aż do momentu, gdy silnik nie będzie w stanie dalej napędzać samolotu, który po zatrzymaniu w powietrzu nosem do góry, cofa się, spada w przód, kołysze się i wznawia swój upadek, aby odzyskać prędkość i kontrolę pilota. Spytacie, w czym tkwi ta wyjątkowa rzecz? Otóż moi przyjaciele, po prostu silniki odrzutowe, aby pracować muszą zasysać powietrze, bardzo dużo powietrza i gdy samolot zatrzymuje się, cofa… silniki odrzutowe wyłączają się… te Aermacchi MB 339 PAN nie!

Tymczasem formacja dziewięciu samolotów wykonuje ewolucje wielu akrobatycznych figur, które uczyniły ją znaną na całym świecie: beczka w kształcie rombu, zamienia się w kielich, arizonę, serce, potrójną beczkę, otwarcie i skrzyżowanie bomby, dziewięć samolotów w trójkącie wznosi się na wysokość 1800 metrów, aby odlecieć w dziewięciu różnych kierunkach i na komendę lidera oddalają się, ponownie wznoszą się, opadają, zawracają i krzyżują się na oczach widzów, a wszystkie dziewięć jednocześnie pozostawiają ich pełnych podziwu, zaskoczonych i nie mogących złapać tchu.

Solista zamyka swój występ innym spektakularnym manewrem, tj. „szalonym lotem”, który nie ma nic wspólnego z szaleństwem. Oznacza to, że solista wykonuje pięć pionowych sinusoid (tuż nad ziemią), podczas których jednocześnie używa wszystkich sterów, a także rąk i nóg. Jest to kolejny niewątpliwy dowód na możliwość pilota oraz występ samolotu.

Formacja kończy pokaz przelotem dziewięciu samolotów nad publicznością, z wypuszczonym podwoziem, pozostawiając za sobą długi na ponad pięć kilometrów ślad z trójkolorową flagą, która wypełnia niebo ponad publicznością, podczas gdy Luciano Pavarotti śpiewa ,,All’alba vincero” z opery Turandot Giaccomo Pucciniego.

Formacja 2013 proponuje komendanta Jana Slangena na dowódcę po trzech latach bycia przez niego liderem. Rola szefa formacji (Pony 1) jest powierzona kapitanowi Mirco Caffelli, doświadczonemu już członkowi narodowej drużyny akrobatycznej. Natomiast bez zmian pozostają: numer 6 (Lider II sekcji), kapitan Marco Zoppitelli i solista, numer 10, kapitan Fabio Capodanno. W tym roku do formacji dołączają dwaj nowi piloci: kapitan Pierangelo Semproniel, pilot z Tornado, wywodzący się 154 grupy 6 jednostki Ghedi (Brescia) i kapitan Stefano Vit, pilot AMX, wywodzący się 132 grupy 51 jednostki Istrana (Treviso), którzy będą latać z numerami 7 i 9, debiutując w maju. Kapitan Fabio Martin zajmie się natomiast ich szkoleniem akrobatycznym, nadzorując złożone fazy, które pozwolą Frecce Tricolori przygotować się do początku ich 53. sezonu akrobatycznego.

Frecce Tricolori – lot o długości pięćdziesięciu lat, który sprawia, że każdego Włocha rozpiera duma. Dziesięć samolotów, dziesięciu ludzi, którzy na całym świecie prezentują swoje zdolności, serce i duszę każdego z nas, jest to dowód na to, że Włochy, kiedy tylko chcą, są drużyną… i zwyciężają.
Frecce Tricolori, duma Włoch!

Polsko-Włoskie Forum Gospodarcze

0

W dniu 12 października 2012 r. na terenie Centrum Logistycznego firmy Sistema Poland Sp. z o.o. w Bieruniu odbyło się Polsko-Włoskie Forum Gospodarcze. Wśród zaproszonych gości znaleźli się m.in. ambasador Republiki Włoch w Polsce Riccardo Guariglia, minister rozwoju regionalnego Elżbieta Bieńkowska, wojewoda śląski Zygmunt Łukaszczyk, marszałek województwa śląskiego Adam Matusiewicz, dyrektor wydziału Rozwoju Regionalnego Śląskiego Urzędu Wojewódzkiego Małgorzata Staś, burmistrz Bierunia Bernard Pustelnik oraz starosta bieruńsko-lędziński Bernard Bednorz.

W spotkani uczestniczył również prezes zarządu Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej Piotr Wojaczek, dyrektor generalny spółki Argol Villanova Enrico Bazzi, dyrektor generalny Brembo Sp. z o.o. Enrico Bologna, prezes Avio Polska Giacomo Vessia, prezes banku Pekao S.A. Luigi Lovaglio oraz główny ekonomista Pekao S.A Marcin Mrowiec. W rolę gospodarza spotkania i moderatora forum wcielił się Dino Grasso, prezes zarządu Sistema Poland Sp. z o.o.

Celem forum było stworzenie możliwych wariantów współpracy pomiędzy partnerami biznesowymi, sektorem badań i rozwoju oraz władzami wojewódzkimi.

Podczas spotkania polska strona zaprezentowała założenia Regionalnego Programu Operacyjnego dla Śląska na lata 2014-2020, możliwości inwestycji w Katowickiej Strefie Ekonomicznej, udogodnienia jakie oferuje inwestorom region Bieruń – Lędziny a także dokumentację pomocniczą do realizacji nowych inwestycji na poziomie lokalnym. „Udaje nam się znaleźć właściwą równowagę między tradycją a nowoczesnością” – mówił Piotr Spyra, wojewoda śląski. Wśród korzyści jakie region daje przedsiębiorcom zostały wymienione m.in.: doskonała lokalizacja geopolityczna, dobrze rozwinięta infrastruktura logistyczna, wykwalifikowany personel, ośrodki badawcze i rozwojowe, ogromny potencjał i możliwości rynkowe, wysoki poziom industrializacji i urbanizacji jak również inne zachęty inwestycyjne. „Katowicka Specjalna Strefa Ekonomiczna stanowi idealne rozwiązanie dla menadżerów w fazie biznesowych poszukiwań i rozwoju” zagwarantował jej przewodniczący Piotr Wojaczek.

Wiele razy zostało powiedziane, że włoscy przedsiębiorcy są ważnymi partnerami polskiej gospodarki i gospodarki Śląska. Podczas Polsko-Włoskiego Forum Gospodarczego włoska storna była reprezentowana przede wszystkim przez menadżerów i przedstawicieli Brembo Sp. z o.o., Avio Polska, Argol Villanova i Pekao S.A, którzy rozmawiali o rozwoju i inwestycjach w Polsce.

Wymieniając możliwości, jakie oferuje Polska włoskim spółkom, zauważono lokalizacje w środkowej części Europy, konkurencyjne koszty surowców i energii, wyspecjalizowany personel i zachęty, takie jak strefy ekonomiczne, ulgi podatkowe, fundusze europejskie.

Uczestnictwo w Forum dostarczyło inspiracji do działań i dało możliwość podpisania wielu umów i rozwijania różnych form współpracy.

CASA ANGELA… Można zrobić więcej! OŻNA ZROBIĆ WIĘCEJ!

0

Gazzetta Italia przy okazji imprezy dobroczynnej dla dzieci, zorganizowanej w trakcie karnawału, odkryła i poparła chwalebną inicjatywę, która odbyła się w pizzerii Rosso pomodoro w Warszawie.

Dzięki wolontariatowi uczestników, zostały zebrane fundusze na konkretny program, który postaramy się Wam tutaj opisać.

Casa Angela powstała zainspirowana Świętą Angelą Merici, założycielką zakonu Uruszlanek w Brescii.

Zakon sióstr z Gandino z sukcesem zarządza już Casą Betaneą – kompleksem położonym na wsi Nurzec-Stacja, przy granicy z Białorusią.

To tam mogą znaleźć schronienie maltretowane kobiety, nieletnie matki, a ideą jest stworzenie przedszkola dla potrzebujących dzieci z okolic.

Odpowiedzialna za projekt: siostra Laura Boschi

Jeśli masz serce dla Tych, którzy są w potrzebie, złóż datek na adres:

SIOSTRY URSZULANKI N.M.P. z GANDINO

BANK PKO SA 07-100 W Wegrowie

PKO PPL PW

Numer: 68124 0273 11111 0010 1011 7809

Teraz Wasza kolej…

Erasmus w kraju Goethego – studentka italianistyki jedzie do Niemiec

0

Pobyt na zagranicznej uczelni w ramach programu Erasmus to bez wątpienia jedno z doświadczeń, które na trwałe zapadają w pamięć. Powie to każdy, kto w czasie studiów przeżył “erasmusową przygodę”. Jednak, wbrew obiegowej opinii, to nie tylko niekończąca się seria szalonych imprez, wyjść na piwo czy innych rozrywek, lecz także możliwość poznania, w pewnym stopniu, innego kraju, jego języka (no dobrze: w zależności od stopnia determinacji studentów, którzy często otaczają się rodakami albo porozumiewają w języku obcym, który znają lepiej, niekoniecznie będącym językiem kraju, w którym przebywają), kultury, mentalności, zwyczajów.

Erasmus to także szansa na zawarcie międzynarodowych przyjaźni, często wieloletnich, czasem spotkanie miłości, czy też w końcu impuls do podjęcia decyzji o przeprowadzce do innego kraju. Przed Erasmusami otwiera się również możliwość zapoznania się z innym systemem kształcenia uniwersyteckiego. Nieuchronne porównania, które rodzi takie zetknięcie się z odmiennymi tradycjami uniwersyteckimi, dają szerszą perspektywę i mogą zmienić spojrzenie na wiele zagadnień, takich jak, na przykład, sposób prowadzenia zajęć przez nauczycieli akademickich, nauczanie języków obcych, organizacje studenckie, zajęcia sportowe czy oferta kulturalna uniwersytetu.

Na ostatnim roku studiów postanowiłam, być może wybór to dosyć nieoczywisty jak na studentkę filologii włoskiej, wyjechać do Saarbrücken, miasta leżącego przy zachodniej granicy Niemiec, tuż obok Francji. Pierwsze momenty pobytu w nieznanym mieście, w obcym kraju i wśród obcych ludzi nigdy nie należą do najłatwiejszych. Dodatkową barierę może stanowić język, co akurat w przypadku niemieckiego, języka skomplikowanego gramatycznie i fonetycznie, dosyć łatwo sobie wyobrazić. Jak natomiast wyglądają zajęcia na italianistyce, i nie tylko, na niemieckiej uczelni? Otóż w ćwiczeniach czy seminariach należy uczestniczyć dość aktywnie . Dla przykładu, jeden z kursów wybranych przeze mnie, dotyczący zagadnień leżących na pograniczu literaturoznawstwa i językoznawstwa (zatytułowany był „Wielojęzyczność we współczesnej literaturze włoskiej”) wymagał od studentów gruntownego przygotowywania się do zajęć poprzez samodzielną analizę określonych tekstów literackich pod kątem językowym.

Znaczącym jednak cieniem systemu niemieckiego jest samo nauczanie języka włoskiego: jedyna możliwość oferowana studentom przez Uniwersytet Saarlandu, którzy jako jeden ze swoich kierunków wybrali właśnie italianistykę, to kursy ogólnodostępne prowadzone przez centrum języków obcych, w wymiarze dwóch spotkań w tygodniu. Muszę przyznać, że stanowiło to dla mnie spore zaskoczenie – w porównaniu z moją uczelnią, gdzie w czasie pierwszych czerech semestrów włoskiego uczyło się bardzo intensywnie, to naprawdę niewiele. Te braki rekompensuje jednak inne rozwiązanie: jeśli student pragnie w przyszłości zostać nauczycielem języka obcego, na przykład, języka włoskiego, musi spędzić co najmniej sześć miesięcy w kraju, którego języka chce nauczać. Przykładem na to, że taki system świetnie się sprawdza były dla mnie kursy języka angielskiego: moje nauczycielki, Niemki, władały tym językiem doskonale, niczym native speakerzy.

Na przełomie lat 2011-2012 w programie Erasmus wzięło udział 315 polskich uczelni, a w skali Europy ponad 4000. Według ostatnich dostępnych danych Komisji Europejskiej Polska w roku akademickim 2010/2011 wysłała na studia i na praktyki 14 234 studentów, plasując się tuż za Włochami, które wysłały ich 22 031. Na polskie uczelnie przyjechały natomiast 7583 osoby, a na włoskie 19 172. Najpopularniejszym krajem docelowym polskich studentów są Niemcy, gdzie w latach 1998-2011 wyjechało 23 409 Polaków. Do Włoch w tych latach wyruszyło 8 620 studentów z Polski. Ogółem do Polski w tym okresie przyjechało ponad 36 tysięcy studentów Erasmusa, w tym 2 626 z Włoch (w roku akademickim 2010/2011 było to 455 osób).

EMANUELE CERMAN “Essere eclettici in Italia non è visto di buon occhio”

0

Emanuele Cerquiglini in arte Emanuele Cerman, è autore, attore teatrale cinematografico e televisivo  (“Romanzo Criminale 2”, “Don Matteo 8”, “Cronaca di un assurdo normale”, “Bad brains”, “The wrtah of the crows”), regista romano (“In nomine Satan”, “Decanter”, “Welcome to Italy”, “Tenebrae facte sunt”) impegnato civilmente soprattutto nei temi riguardanti la situazione del cinema indipendente italiano e uno tra i fondatori di ‘indicinema’. Insieme a me al caffè in zona San Pietro parla di teatro, del suo ultimo film ispirato al caso di cronaca nera delle “bestie di Satana”, sulla realtà culturale/cinematografica italiana e sui suoi progetti ‘senza frontiere’ con uno sguardo sognante verso la Polonia.

Regista televisivo, cinematografico e teatrale, autore dei testi, sceneggiatore, attore. Quale di questi ruoli ti da più soddisfazione e perché?

“Essere eclettici in Italia non è visto di buon occhio, soprattutto se a quanto già da te elencato, aggiungiamo il fatto che ho co-prodotto alcuni film indipendenti e che ho montato diversi cortometraggi, un programma televisivo e anche il mio ultimo film. Principalmente mi definisco un autore. Ho sempre scritto nella mia vita e questo credo abbia permesso l’evolversi naturale della mia carriera di attore in quella di regista”.

La tua formazione, in maggior parte teatrale da attore, sul metodo Stanislavsky-Strasberg come ha influenzato te come artista/regista di oggi? Ce la puoi spiegare, in cosa consisteva?

“Non ho mai incontrato nelle scuole che ho frequentato insegnanti che ritenessi dei maestri assoluti, ma semplicemente dei bravi insegnanti. Il metodo Stanislavsky-Strasberg mi è stato utile per educare il mio percorso interiore nella costruzione visibile dei personaggi, ma come per qualsiasi altra tecnica, ho preso quello che mi interessava e l’ho fatto mio, senza assecondare falsi dogmi. L’unico e vero maestro è stato il lavoro. Ho avuto la fortuna di farmi le ossa da giovanissimo nel cinema indie con ruoli da protagonista. In quei set non si scherza e un attore non può avere certo il carattere di un “divetto” viziato del piccolo schermo. Ricordo che quando era necessario dovevo aiutare come macchinista, subito prima di interpretare la mia scena e sia gli sforzi fisici e sia quelli di concentrazione mentale, hanno accelerato la mia capacità di esecuzione nel trovare o ritrovare subito il personaggio. Contemporaneamente da giovanissimo ero spesso in scena in teatro. Lavoravo in compagnie composte da attori comici importanti, e autori di livello, alternavo le commedie al teatro sperimentale e contemporaneo, calpestando tanta polvere specialmente nei teatri off di Roma. Mi è stato utile saper bilanciare la capacità innata di far ridere con il mio demone interiore, in modo da sapermi spostare con facilità tra la commedia e il dramma. Se come attore amavo sentire la risata del pubblico, come regista e autore prediligo dare vita ad opere di impatto emotivo più forte, creando situazioni che lasciano talvolta lo spettatore muto, avvolto in un clima sospeso. Uno delle motivazioni che mi spinge a fare cinema è quella dell’esperienza, preferisco evitare quei film che appena finisci di vederli pensi subito ad altro. La società sembra imporre l’assenza dell’esperienza e quindi della conoscenza. Pensiamo di fare tante cose, tutte insieme e in realtà non stiamo facendo nulla che contribuisca alla nostra crescita, alla nostra evoluzione. Essere “multi-tasking ”, significa non distinguere tra attenzione e concentrazione, tra ascoltare e sentire, guardare e osservare. Vorrei poter migliorarmi e arrivare a fare un cinema che fosse capace di creare un’ esperienza che ha bisogno del suo tempo per essere digerita e assimilata”.

L’anno 2012 e 2013 sono degli anni sotto segno di Satana per te. Ovviamente intendo il tuo film “In Nomine Satana”, prodotto da PokerEntertainment e Timeline, ispirato ad una storia vera secondo il testo inizialmente scritto per la televisione da Stefano Calvagna e che tu hai riadattato per il cinema, che dopo essere stato in concorso ufficiale al Riff Festival 2012, si prepara ad uscire nei cinema italiani. Come mai questa tematica? Come potresti spiegare il fenomeno di satanismo, perché è così vivo negli ultimi anni in Italia? Esiste un ‘antidotum’?

“Il film dovrebbe uscire il prossimo autunno, è un film indie, girato in condizioni estreme: solo 10 giorni di riprese, un budget inferiore circa dieci volte al costo di un cortometraggio francese. Un film che è stata una sfida da ogni punto di vista. L’argomento non l’ho scelto, ero stato chiamato come attore ad interpretare un ruolo, il film lo avrebbe dovuto dirigere Stefano Calvagna, io in quel periodo stavo scrivendo un altro film. A soli cinque giorni dalle riprese Stefano ha avuto un problema di salute che non gli avrebbe permesso di seguire le riprese del film con la dovuta attenzione e la sufficiente energia fisica, così ha detto in una riunione con tutti i reparti e il cast, che avrebbe voluto lo sostituissi io alla regia. La cosa è andata bene a tutti, compreso anche il principale finanziatore del film: Mattia Mor.  Io avevo davanti un amico che mi chiedeva di sostituirlo, col rischio che se avessi detto no, tutte le persone chiamate a lavorare sarebbero state mandate a casa con un: ‘ci dispiace ma il film per ora non parte’. Ho accettato la proposta consapevole che mi sarei messo in un mare di guai, ma anche che avrei dato il massimo per realizzare il film. Ho chiesto libertà di mettere le mani sulla sceneggiatura, e ho cambiato alcune cose perché mi sembrava troppo televisiva, ma in cinque giorni fare miracoli era impossibile, inoltre volevo dare alla storia e alla vicenda il mio punto di vista utilizzando il simbolismo e inserendo alcune situazioni e personaggi non scritti nella stesura che avevo avuto modo di studiare quando dovevo recitare uno dei ruoli. In quei cinque giorni, avrò dormito 3 ore a notte, dovevo aggiustare la sceneggiatura, conoscere il cast, assicurarmi alcuni attori all’altezza di certe scene molto difficili e anche interagire con  tutto il reparto produzione per conoscere le location e capire come girare. Una follia se ci ripenso, non so come sia riuscito a tenere fisicamente nei successivi dieci giorni di riprese, ma sono certo che la voglia di molti sul set di partecipare ad un miracolo creativo mi abbia dato una spinta formidabile ed in questo devo dire il reparto fotografia è stato esemplare. Ho trovato un d.o.p. che capendo le difficoltà che avrebbero immobilizzato molti registi inesperti o viziati, vedendomi sereno ha rinunciato egli stesso a lavorare su una base meramente tecnica per assecondare un lavoro di sperimentazione e improvvisazione artistica sulla base del materiale umano che avevamo a disposizione. In questo clima il lavoro precedente fatto con alcuni attori da Francesca Viscardi come coach è stato utile al mio lavoro di regista che adora lavorare con gli attori. Sono riuscito ad amalgamare alcuni attori che ho voluto in ruoli strategici con altri che non conoscevo ma ben preparati e pronti ad entrare nelle corde emotive che ritenevo necessarie, e soprattutto a far diminuire i pericoli di non credibilità che alcuni attori acerbi, già scelti precedentemente prima che fossi chiamato a dirigere il film, avrebbero altrimenti creato se non avessero interagito in un clima di creatività dove i più esperti aiutavano quelli meno a salire di livello. Posso dire quindi, che’l’ascolto’ ha funzionato.  La tematica del film era molto delicata, del caso delle ‘bestie di Satana’ si è parlato e si parla ancora. Non tutta la verità è venuta fuori e individuare colpevoli ed innocenti non è affatto facile se si decide di non guardare le cose con superficialità. Girando avevo una grande responsabilità, perché il film si ispirava a fatti reali, i più cruenti in Italia dal dopo guerra ad oggi. Immaginavo il dolore celato nel cuore dei genitori di quei ragazzi, immaginavo quello dei ragazzi nelle celle, le motivazioni che li aveva spinti ad agire, le responsabilità della società, i possibili misteri non svelati dietro la setta stessa, l’inganno del dualismo. Le sette a sfondo satanico sono un fenomeno in crescita, la maggior parte sono innocue altre possono essere pericolose, rarissime quelle forse controllate da devianze massoniche, certamente le più pericolose, perché chi ne fa parte potrebbe essere soggetto a controllo mentale. Le cause principale della nascita di questo fenomeno ritengo siano due: la mancanza di cultura  e di luoghi di cultura nelle province o nelle periferie “cementificate” sul degrado, e  le sperimentazioni di un qualche potere oscuro spesso legato alla massoneria deviata per fini che non ci è dato conoscere, ma che potrebbero anche talvolta influenzare il futuro di molti se non di un intero paese, ma questo argomento può essere tanto affascinante e veritiero, come meramente fantastico. Ritengo che il culto del diavolo come semplice contrapposizione a dio, sia la conseguenza di un manifesto ben impresso per tenere il popolo nell’ignoranza, allo stesso modo credo che certi fenomeni esistano, che gli esorcismi siano necessari se la decodificazione culturale della vittima è su quella linea d’onda che prevede un certo tipo di intervento per guarire e salvarsi”.

La tua perspettiva lavorativa è internazionale, globale. So che hai già lavorato su un set internazionali in inglese con i registi stranieri e hai vinto dei premi. Raccontaci di queste esperienze e svelaci un tuo prossimo progetto internazional, se ce ne hai uno. Su che cosa parlerà, dove vorresti girarlo, con chi?

“Le esperienze internazionali sono avvenute tutte come attore. L’ultimo film che ho girato con Ivan Zuccon verrà presentato a Los Angeles tra pochi mesi, si intitola’The wrath of the crows’, è un horror molto duro e fuori dai canoni. In quel set ho avuto il piacere di lavorare con tanti bravissimi attori provenienti da vari paesi e con due scream-queen del calibro di Debbie Rochon e Tiffany Shepis. Il prossimo passo vorrei affrontarlo da regista o alcuni soggetti da far visionare a produttori stranieri sia cinematografici che una serie televisiva davvero agghiacciante e grottesca di cui ho scritto la puntata pilota. Nel cassetto tengo sempre ‘So that tomorrow no one will remember’ scritto da Alberto Manca e tratto dal suo romanzo, che vorrei riadattare per una versione cinematografica internazionale. Una storia dalle atmosfere Kafkiane e Orwelliane che girerei volentieri in Europa, magari a Varsavia”.

Varsavia, davvero? Che onore! Come mai sceglieresti la Polonia?

“Varsavia come Cracovia sono città splendide, con diverse influenze architettoniche, dove potrei raccontare molte storie. La Polonia ha una tradizione teatrale importante e ha avuto personalità straordinarie come Jerzy Grotowski. La gente che ho incontrato per strada mi ha dato piacevoli sensazioni. Mi troverei bene a lavorare con attori e tecnici polacchi, dobbiamo solo trovare un produttore polacco interessato a produrre una mia opera allora!