Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 28

Komiksowe podróże Federica Felliniego i Mila Manary (I)

0

Komiks był jedną z pasji Federica Felliniego, który rozpoczął swą karierę właśnie jako rysownik. W latach 1938-1946 młody Federico współpracował z różnymi czasopismami, dla których tworzył karykatury i historyjki komiksowe, a już jako reżyser nigdy nie przestał rysować. Jego najważniejszym wkładem w historię dziewiątej sztuki były jednak dzieła, które stworzył wraz z jednym z najsłynniejszych i najbardziej uznanych włoskich rysowników – Milem Manarą.

W 1984 roku Fellini – pasjonat magii i ezoteryzmu – myślał o stworzeniu filmowej adaptacji jednego z dzieł Carlosa Castanedy, kontrowersyjnego pisarza i „szamana” pochodzącego z Peru. Jesienią roku 1985 włoski reżyser wyruszył do Meksyku, by spotkać się z Castanedą, a towarzyszyli mu między innymi pisarz Andrea De Carlo (który wcześniej pracował z nim nad filmem „A statek płynie”) i amerykańska aktorka Christine Engelhardt. Podróż ta, pełna dziwnych wydarzeń i sytuacji, przyczyniła się do zerwania przyjaźni między Fellinim a De Carlo. Ten ostatni wydał w 1986 roku powieść „Yucatan”, zainspirowaną właśnie ich podróżą do Meksyku. Zdenerwowało to bardzo Felliniego, ponieważ w tym samym roku opublikował swoją wersję tej historii (pod pierwotnym tytułem „Viaggio a Tulun”) w „Corriere della Sera”, prezentując ją jako zapowiedź swojego następnego filmu, który jednak nigdy nie powstał.

W 1988 roku Milo Manara, który poznał Felliniego kilka lat wcześniej, skontaktował się z reżyserem, aby zaproponować mu komiksową adaptację opowiadania wydanego w „Corriere”. Urodzony w 1945 roku Manara był już wtedy cenionym artystą, znanym głównie z dzieł erotycznych, takich jak „Klik” (1982) czy „Zapach niewidzialnego” (1985). Fellini zaakceptował propozycję rysownika, a tamten niezrealizowany film stał się „Viaggio a Tulum” („Podróżą do Tulum”), komiksem onirycznym, zabawnym i zmysłowym jak najlepsze z jego dzieł stworzonych dla kina. Fabuła, która różni się częściowo od oryginalnej wersji, jest pełna tajemnic, magii i fascynacji cywilizacjami prekolumbijskimi – szczególnie ludem Tolteków.

Głównymi bohaterami „Podróży do Tulum” są – oprócz samego Felliniego – reżyser Snàporaz, piękna i tajemnicza Helen i niezdarny, sympatyczny Vincenzone. Snàporaz, którego Fellini wybiera na początku komiksu jako swoje alter ego na czas podróży, ma twarz Marcella Mastroianniego i nazwisko postaci, którą wielki aktor zagrał w „Mieście kobiet”, filmie Felliniego z 1980 roku. Postać Helen jest luźno wzorowana na Engelhardt, natomiast dziwna wydaje się obecność Vincenzone – jest to dziennikarz Vincenzo Mollica, który nie towarzyszył Felliniemu w podróży do Meksyku. Decyzję, by pojawił się on w komiksie zamiast De Carlo można rozumieć jako złośliwość wobec pisarza, ironiczną zemstę za „kradzież” opowieści Felliniego. Jeśli chodzi o pozostałych bohaterów, wspomnieć można o Sibyl, mrocznej wersji Christiny/Helen, lub o meksykańskim czarowniku Hernandezie, ale „Podróż” pełna jest barwnych i oryginalnych postaci, które czasami pojawiają się tylko w kilku kadrach. Na pierwszych kilku stronach komiksu Helen i Vincenzone, w poszukiwaniu Felliniego, udają do Cinecittà, gdzie spotykają bohaterów wielu filmów włoskiego reżysera, bardzo dokładnie i realistycznie narysowanych przez Manarę. Dalej Fellini i Manara umieszczają w opowieści chilijskiego reżysera i pisarza Alejandra Jodorowsky’ego i słynnego francuskiego rysownika Jeana „Moebiusa” Girauda – autorów jednego z arcydzieł światowego komiksu, „Incala” (1981-1988).

W “Podróży do Tulum” Fellini i Manara bawią się często w burzenie “czwartej ściany” między fikcją a światem realnym: główni bohaterowie są świadomi tego, że są postaciami w komiksie i nieraz komentują absurdalność fabuły i brak logicznego ciągu zdarzeń. Chyba najbardziej  interesująca jest scena, gdzie Snàpo- raz rozmawia przez telefon z reżyserem i wyraża swą frustrację spowodowaną dziwaczną historią, której jest bohaterem. Jednak właśnie to, odpowiada reżyser, jest powodem, dla którego nigdy nie nakręcił filmu, o którym od dawna myślał: scenariusz był po prostu zbyt absurdalny. Jedynym środkiem, jaki Fellini miał, by dokończyć ten szalony i fantastyczny projekt, był zatem komiks. Przeciwwagę dla zdecydowanie surrealistycznej i onirycznej fabuły stanowią niezwykle szczegółowe i realistyczne rysunki mistrza Manary. Podobnie jak w innych dziełach włoskiego artysty na pierwszy plan wysuwa się sposób ukazywania kobiecego ciała, jednak dużym błędem byłoby uznanie „Podróży do Tulum” za banalny i wulgarny komiks erotyczny. Sposób, w jaki przedstawione są twarze postaci – szczególnie Mastroianniego – ociera się o fotorealizm, podobnie jak w przypadku krajobrazów, budynków i miejskich scenerii, które narysowane zostały z niesamowitą dbałością o szczegóły i autentycznie filmowym rozmachem.

„Podróż do Tulum” ukazała się w odcinkach na łamach magazynu „Corto Maltese” w 1989 roku. Kilka lat później, w roku 1992, Fellini i Manara stworzyli komiksową wersję innego filmu, którego reżyser z Rimini nigdy nie nakręcił, tym razem naprawdę legendarnego – była to „Podróż G. Mastorny, zwanego Fernet”.

Foto: Sławomir Skocki, Tomasz Skocki

Brescia – lwica kultury

0
fot. Febo Films

Brescia to miasto założone w czasach starożytnych, przeszło 3200 lat temu. Bogata jest w dziedzictwo artystyczne i architektoniczne. W 2011 roku miejskie zabytki z okresu rzymskiego i longobardzkiego zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Miasto znane jest również na całym świecie ze słynnego wyścigu samochodów zabytkowych Mille Miglia, a także z produkcji Franciacorta. Brescia nosi przydomek „Lwicy Włoch”, tak po raz pierwszy określił ją włoski twórca epoki Romantyzmu, Aleardo Aleardi, w swoim dziele Canti Patrii. Przydomek ten swój rozgłos zawdzięcza jednak Giosuè Carducciemu, który w „Odzie do Zwycięstwa” chciał oddać hołd Brescii za waleczny opór, który stawiła austriackim okupantom podczas tzw. dziesięciodniowego powstania.

Początki Brescii sięgają więc 1200 roku p.n.e., kiedy to ludność, prawdopodobnie Ligurowie, zbudowała osadę w pobliżu Colle Cidneo. W VII wieku p.n.e. Galowie

fot. Febo Films

Cenomani osiedlili się na tym obszarze i uczynili z Brescii swoją stolicę. Następnie, na przełomie III i II wieku p.n.e. Brixia rozpoczęła proces aneksji do Republiki Rzymskiej, którego kulminacją był rok 42 p.n.e., kiedy to mieszkańcy uzyskali obywatelstwo rzymskie. Od upadku imperium dominowały na tych terenach różne ludy barbarzyńców, później zaś Brixia stała się ważnym księstwem królestwa Lombardii.

Ogłoszona autonomiczną gminą już w XII wieku, znalazła się pod panowaniem rodu Viscontich, a następnie weszła w skład terytoriów pod panowaniem Republiki Weneckiej, z którą pozostała związana aż do 1797 roku.

fot. Febo Films

Dołączona do Królestwa Lombardzko-Weneckiego, podczas okresu Risorgimento, Brescia była bohaterką dziesięciodniowego powstania przeciw wojskom austriackim, a potem przyłączona została do Królestwa Włoch w 1860 roku. Miasto szczyci się bardzo ważnym dziedzictwem historycznym, kulturowym i artystycznym, częściowo zachowanym we wspaniałych muzeach, którymi zarządza Fundacja Muzeów Brescii, na czele z jej prezeską Franceską Bazoli i dyrektorem fundacji Stefano Karadjovem.

Brixia. Park archeologiczny z czasów Cesarstwa Rzymskiego
Park Archeologiczny Brescia romana oferuje podróż w czasie wśród monumentalnych pozostałości starożytnej Brixii, takich jak sanktuarium epoki republikańskiej (I wiek p.n.e),

fot. Alessandra Chemollo

które, ze swoimi niesamowitymi freskami, zachowanymi jak te kapitolińskie, stanowi unikalny zabytek na mapie archeologicznej północnych Włoch. Jest to najważniejsza świątynia miasta, zbudowana przez cesarza Wespazjana, poświęcona kultowi „Triady Kapitolińskiej”: Jowiszowi, Junonie i Minerwie. Wewnątrz, oprócz kamiennych ołtarzy oraz fragmentów posągów bóstw i elementów wyposażenia, znajdziemy nadal oryginalne posadzki z kolorowych marmurowych płyt, pochodzące z I wieku naszej ery. We wschodniej części znajduje się La Vittoria Alata (Skrzydlata Wiktoria), posąg z brązu z I wieku naszej ery, prawdziwe arcydzieło i zarazem symbol Brescii, niedawno odrestaurowany. Można go

fot. Fotostudio Rapuzzi

podziwiać na wystawie muzealnej, której kuratorem jest hiszpański architekt Juan Navarro Baldeweg, zaprojektowanej w celu ukazania właściwości materiałowych brązu i możliwości jego formowania. Trasa zwiedzania kończy się przy amfiteatrze rzymskim, wybudowanym, a następnie rozbudowanym między I a III wiekiem. Imponująca cavea, przeznaczona dla widowni daje wyobrażenie emocji, jakie wzbudzały w publiczności starożytne przedstawienia. Amfiteatr był używany do czasów późnego antyku (końca IV/początku V wieku n.e.). Między XI a XII wiekiem scena zawaliła się, a budynek stał się otwartym kamieniołomem. W XII wieku służył jako miejsce publicznych rozpraw, ale stan zaniedbania, w który popadał koniec końców zadecydował o jego stopniowym i nieuchronnym kresie.

Muzeum Santa Giulia
Unikalne we Włoszech i Europie muzeum miejskie mieści się w kompleksie klasztornym z epoki longobardzkiej i umożliwia podróż przez historię, sztukę i duchowość Brescii od

fot. Fotostudio Rapuzzi

czasów prehistorycznych aż do dziś. To wszystko mieści powierzchnia wystawiennicza o około 14 000 metrów kwadratowych. W nieprzerwanym szeregu niezwykłych miejsc znajdują się dwa rzymskie domy (I-III w.), zwane Domus dell’ortaglia, będące częścią dzielnicy mieszkalnej, w których nadal zachowały się mozaiki i freski wzorowane na tych z Rzymu i z Pompejów. Następnie bazylika longobardzka San Salvatore (VIII w.), jeden z najważniejszych przykładów longobardzkiej architektury sakralnej. Wzniesiony z woli króla Dezyderiusza w 753 r.n.e. jako serce klasztoru, kościół-mauzoleum służył jako symbol władzy dynastycznej monarchii i księstw longobardzkich, bardzo cenny skarbiec pełen rzymskich kolumn, ozdobnych stiuków z przeplatającymi się

fot. Fotostudio Rapuzzi

motywami fresków i przykładów kamiennych elementów ozdobnych. Dalej miejsce Chóru Zakonnic (pocz. XVI w.), wspaniała przestrzeń dedykowana mniszkom klauzurowym. Rozłożona jest na dwóch poziomach i przedstawia ściany górnego piętra w całości ozdobione freskami Floriana Ferramoli i Paola da Caylina Młodszego, opowiadającymi o życiu Chrystusa. Wreszcie romańskie oratorium Santa Maria in Solario (XII w.), w którym zakonnice przechowywały swój skarb. Powstałe w połowie XII wieku, jako prywatne miejsce kultu zakonnic, charakteryzuje się masywnymi murami, w które wkomponowane są fragmenty rzymskich inskrypcji. Zbudowane jest na dwóch połączonych ze sobą poziomach i

fot. Fotostudio Rapuzzi

przechowuje przedmioty należące do starego skarbu, takie jak Lipsanoteka, zdobione pudełko z kości słoniowej (IV w.), a także krzyż relikwiarzowy ze złota, pereł i kolorowych kamieni (X w.), po monumentalny Krzyż Dezyderiusza, rzadkie dzieło złotnicze z wczesnego okresu karolińskiego (IX wiek), ozdobione 212 kamieniami szlachetnymi, kameami i pastami szklanymi datowanymi od epoki rzymskiej aż do XVI wieku, zachowane na górnym poziomie pod niezwykłym błękitnym sklepieniem z lapis lazuli wysadzanym złotymi gwiazdami.

Galeria Sztuki Tosio Martinengo
Całkowicie odnowiona w 2018 roku pinakoteka mieści cenną i wyselekcjonowaną kolekcję sztuki. Jej siedzibą jest elegancki Palazzo Mertinengo da Barco ze wspaniałymi salami pokrytymi cennymi opalizującymi aksamitami, których

fot. Fotostudio Rapuzzi

sufity zdobią piękne freski. Wystawa zaczyna się od ekspozycji z XIV wieku i łączy obrazy z godnymi podziwu przedmiotami sztuki dekoracyjnej, w postaci serii arcydzieł Vincenza Foppy, protoplasty lombardzkiego naturalizmu, aż po dzieła Vincenzia Civerchio, inspirowane Leonardem da Vinci, a także słynne perełki sztuki, jak Anioł i Chrystus błogosławiący Raffaella Santi i Pokłon pasterzy Lorenza Lotty. Sercem kolekcji jest renesansowe malarstwo z Brescii autorstwa m.in. Savoldo, Romanino i Moretto, sięgające okresu tzw. „żebraków” Giacoma Cerutiego. Trasa kończy się na XIX wieku, który oferuje arcydzieła absolutnych mistrzów, takich jak Eleonora d’Este Canovy i Ganimedes Bertela Thorvaldsena, aż po potężnego Laokoona Luigiego Ferrari, a także przejmujący obraz I

fot. Fotostudio Rapuzzi

refugi di Parga (The Refugees of Parga) Francesco Hayeza. Bezcenne dziedzictwo powstałe na przełomie XIX i XX wieku dzięki hojności prywatnych darczyńców, takich jak hrabia Paolo Tosio, którego imię nosi samo muzeum, a którzy to podarowali swoje zbiory, jak też dzięki trosce o ten dorobek lokalnych władz, o gromadzenie i konserwację dzieł sztuki.

Zamek i Muzeum Broni „Luigi Marzoli”
Wzniesiony na wzgórzu Cidneo zamek jest jednym z najbardziej fascynujących kompleksów obronnych we Włoszech i drugim co do wielkości w Europie, gdzie do dziś można zauważyć

fot. Fotostudio Rapuzzi

znaki różnych dominacji na tych terenach. Świadek i bohater wielu dramatycznych wydarzeń, w których uczestniczyło miasto, w tym słynnego dziesięciodniowego powstania przeciw Austriakom, jest dziś jednym z najciekawszych miejsc w Brescii, gdzie współistnieje kilka elementów: dowody rzymskiej obecności, takie jak magazyny oliwy, średniowieczne budynki, a także lokomotywa z 1909 r., wystawiona wewnątrz „Falco d’Italia”, ku uciesze młodszych zwiedzających. Wewnątrz XIV-wiecznego Mastio Visconteo (grodu Viscontich), w Muzeum Broni „Luigi Marzoli” znajduje się jedna z najcenniejszych europejskich kolekcji zbroi i broni starożytnej, która opowiada o bardzo długiej tradycji rusznikarskiej Brescii, dokumentując jej ewolucję technologiczną i artystyczną w okresie od XV do XVIII stulecia. W 2023 roku, po długiej renowacji, zostanie ponownie otwarte Muzeum Risorgimento we wspaniałej nowej odsłonie, która pozwoli zwiedzającym w innowacyjny sposób poznać jeden z fundamentalnych rozdziałów nowożytnej historii Włoch.

Zapowiedzi na 2023 rok
Bergamo i Brescia będą Włoską Stolicą Kultury w 2023 roku, co oznacza, że szykują wiele wydarzeń: obchody rozpoczną się 23 czerwca br. wystawą „Isgrò cancella Brixia” (Isgrò wymazuje Brixię), która zakończy się 8 stycznia 2023 roku. Wydarzenie ma podkreślić dialog nawiązany między archeologią a sztuką współczesną, między kulturą klasyczną a jej trwaniem w naszych czasach.

Od 29 października 2022 r. do 28 lutego 2023 r. przyjdzie kolej na wystawę „Miasto Lwa: Brescia w epoce Komun i Signorii”, pokazującą, jak poprzez różnorodne materiały zamierza się badać okres księstw włoskich w oryginalny sposób. Od 10 lutego do 10 maja 2023 r. wystawa „Ceruti. Malarz europejski” będzie z kolei okazją do uczczenia artysty, który swoimi wzruszającymi przedstawieniami niższych klas i przenikliwymi portretami dał się poznać jako jeden z najbardziej oryginalnych głosów sztuki figuratywnej XVIII wieku. Galeria Tosio Martinengo ukazuje najważniejszy zbiór jego dzieł na świecie. Od 24 marca do 23 lipca 2023 r. na szóstą edycję Brescia Photo Festival „Luce della Montagna” zaplanowano najważniejszą wystawę fotografii górskiej zrealizowaną w ostatnich dziesięcioleciach, z pracami Vittoria Selli, Martina Chambi, Ansela Adamsa, Axela Hütte.

tłumaczenie pl: Dorota Kozakiewicz-Kłosowska
foto: Copyright Archivio fotografico Civici Musei di Brescia

Getto w Łodzi

0

Łódź do wybuchu drugiej wojny światowej była jednym z najważniejszych miast w II Rzeczypospolitej. Zamieszkiwało tu ponad 230 tys. Żydów, którzy stanowili 33% mieszkańców miasta. Łódź była ważnym ośrodkiem żydowskiego życia społecznego, kulturalnego, gospodarczego i politycznego.

Wszystko zmieniło się wraz z wybuchem II wojny światowej. Niemieckie wojska zajęły miasto 8 września 1939 r. Od pierwszych dni okupacji łódzcy Żydzi zostali poddani surowym represjom. Przybierały one rozmaite, niekiedy bardzo brutalne formy – od zmuszania do ciężkich i poniżających prac porządkowych, poprzez rabunki, pobicia, aż do zabójstw. Sankcjonowało je okupacyjne prawo wprowadzane przez niemieckie władze za pomocą rozporządzeń. Represje objęły niemal każdą dziedzinę życia. Żydów wyrzucano z pracy i zakazywano prowadzenia przedsiębiorstw, pozbawiając ich tym samym środków do życia. Zakazano obchodzenia świąt, korzystania ze środków komunikacji miejskiej, wprowadzono godzinę policyjną, a pod koniec 1939 r. zakaz opuszczania miasta.

Izolację społeczną pogłębił nakaz noszenia przez wszystkich Żydów znaków rozpoznawczych – początkowo żółtych opasek na prawym ramieniu, a od 11 grudnia opaski zastąpiono gwiazdami Dawida noszonymi na wierzchnim ubraniu. W tym samym czasie również wszystkie sklepy i przedsiębiorstwa należące do Żydów musiały być oznakowane żółtą gwiazdą Dawida umieszczoną w widocznym miejscu.

Kolejnym etapem była fizyczna izolacja w utworzonym w lutym 1940 r. getcie. Ostatecznie plan utworzenia w Łodzi „dzielnicy zamkniętej” zrealizowano 8 lutego 1940 r. w zarządzeniu prezydenta policji Johanessa Schaefera, które opublikowano w najważniejszym łódzkim dzienniku „Lodzer Zeitung”. Przesiedlenia do „dzielnicy zamieszkania dla Żydów” rozpoczęły się niezwłocznie i trwały do początku marca 1940 r., ich kulminacją był tzw. „krwawy czwartek” 7 marca, gdy Niemcy zamordowali kilkaset osób, które stawiały opór. Na niewiele ponad 4km2 znalazło się ponad 163 tys. osób.

Z obszaru getta wyłączono dwie ulice przelotowe – Zgierską i Limanowskiego, po których prowadziła linia tramwajowa. By umożliwić przemieszczanie się między poszczególnymi częściami getta przerzucono nad ulicami trzy drewniane kładki – dwie nad ul. Zgierską (przy ul. Podrzecznej i Lutomierskiej) oraz jedną nad ul. Limanowskiego (przy ul. Masarskiej). Stały się one wkrótce jednym z symboli getta. W kwietniu 1940 roku zmieniono nazwę Łodzi na Litzmannstadt, stąd o getcie często mówi się Getto w Litzmannstadt.

Przełożony Starszeństwa Żydów w getcie, Chaim Mordechaj Rumkowski, za swój cel postawił stworzenie w getcie jak największej liczby zakładów pracy – resortów, które miały uzasadniać istnienie „dzielnicy zamkniętej”. Rumkowski przekonywał Niemców, że osoby zatrudnione dla niemieckiego przemysłu są potrzebne, wyznawał politykę „ocalenia przez pracę”. Wraz z deportacją coraz szerszych grup ludności okazało się, jak złudne były to nadzieje.

Warunki panujące w getcie – brak żywności, lekarstw i ciężka praca spowodowały, że panowała niezwykle wysoka śmiertelność wśród jego mieszkańców. Sytuację pogarszały katastrofalne warunki sanitarne. Do likwidacji getta latem 1944 r. zmarło w nim ponad 43 tys. osób. Pochowani zostali oni w zachodniej części cmentarza przy ul. Brackiej na tzw. polu gettowym.

Jesienią 1941 r., zanim wykrystalizował się plan „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, niemieckie władze postanowiły przesiedlić przebywających na terenach Starej Rzeszy Żydów na ziemie okupowane, m.in. do getta łódzkiego. W październiku do getta deportowano grupę 20 tys. Żydów z Rzeszy i Protektoratu oraz 5 tys. Romów ze wschodniej Austrii. Przesiedleńcy nie znali celu swojej podróży, w grupie tej znajdowało się wiele osób, dla których zetknięcie się z gettem było wstrząsem. Niemała była liczba katolików i protestantów – uznanych za Żydów w oparciu o norymberskie ustawy rasowe. Ich przybycie było jednym z najważniejszych momentów historii getta. Niemal zupełnie nieprzystosowani do warunków getta, nie znający języka, oderwani od dotychczasowego życia przesiedleńcy z Zachodu umieszczeni zostali w tzw. kolektywach – zbiorowych miejscach zamieszkania.

Deportacje z getta łódzkiego do Chełmna rozpoczęły się w styczniu 1942 r. W pierwszej kolejności do Chełmna wywieziono grupę Romów z tzw. obozu cygańskiego, następnie więźniów getta. Deportacje kontynuowano do jesieni 1942 r.

3 września Niemcy zażądali wywiezienia z getta wszystkich dzieci poniżej 10 roku życia i starców powyżej 60 lat. Rumkowski postanowił sam poinformować mieszkańców getta o żądaniach władz – w tym celu zorganizował publiczne przemówienie na placu Strażackim. 5 września na rozkaz władz niemieckich ogłoszono w getcie „szperę” (od niem. Gehsperre – zamknięcie). Nikomu nie wolno było opuszczać mieszkań pod groźbą najsurowszej kary. Specjalne grupy niemieckiej policji oraz żydowskiej Służby Porządkowej odwiedzały kolejne kwartały ulic, gdzie po zebraniu mieszkańców niemieccy urzędnicy dokonywali selekcji na osoby zdolne do pracy i pozostałe przeznaczone do wysiedlenia. Zrozpaczeni ludzie ukrywali swoje dzieci i osoby starsze w nadziei na ocalenie ich życia. Do 12 września schwytano i deportowano z getta na śmierć ponad 15,5 tys. osób.

W sumie w okresie od stycznia do września 1942 r. oraz w czerwcu 1944 r. wywieziono i zamordowano w sumie ponad 77 tys. Żydów i 4,3 tys. Romów.

15 czerwca 1944 r., gdy w getcie znajdowało się jeszcze ok. 75 tys. osób, Heinrich Himmler zarządził jego likwidację. Od 23 czerwca do 14 lipca 1944 r. wywieziono z getta i zamordowano w ośrodku w Chełmnie nad Nerem ponad 7,1 tys. osób. 15 lipca na krótko przerwano wysiedlenia, po ich wznowieniu transporty kierowano do obozu Auschwitz-Birkenau. Od 5 do 28 sierpnia 1944 r. wywieziono niemal wszystkich pozostałych w getcie.

Po likwidacji getta na jego terenie pozostawiono grupę ok 1,5 tys. osób jako tzw. komando porządkowe, które miało za zadanie przygotować do wywiezienia w głąb Rzeszy znajdujące się w getcie maszyny, surowce i towary przedstawiające większą wartość. Pozostali przebywający na terenie zlikwidowanego getta mieli zostać zgładzeni we wcześniej przygotowanych zbiorowych mogiłach na cmentarzu żydowskim. Niemcy nie zdołali jednak tego zrobić przed wkroczeniem do miasta oddziałów Armii Czerwonej. 19 stycznia 1945 r. na terenie byłego getta wyzwolono ok. tysiąca osób.

Po II wojnie światowej Łódź była innym miastem. Budynki, kamienice, fabryki przetrwały (służąc całą wojnę na rzecz Rzeszy). Zabrano mieszkańców, zniknęli oni z przestrzeni miasta. Pozostały budynki i pamięć.

Wino pokoju

0

We Friuli, w okolicach miasta Gorizia, gdzie można odetchnąć powietrzem Europy Środkowej, znajduje się ziemia bogata i szczęśliwa, położona niedaleko rzeki Isonzo, chroniona przez Alpy Julijskie i ogrzewana wodami Adriatyku.

To teren, który od zawsze był mostem, a nie przeszkodą dla międzynarodowego dialogu i gościnności.

To właśnie tutaj, w Cormòns, w 1983 roku narodziła się przełomowa wizja. Pokój, jedność jakie niesie w sobie wino, skłonił ówczesnych wspólników spółki ,,Cantine Produttori di Cormòns” do wyłożenia czarno na białym fascynującej i wizjonerskiej idei. ,,Manifest”, w którym spisali swoją wizję, w dalszym ciągu tam jest, w dużej sali degustacyjnej spółdzielni winiarskiej. Wspólnicy, prawie wszyscy w podeszłym wieku, na własnej skórze doświadczyli dwóch wojen światowych i chcieli na swój sposób zakończyć podziały Europy w czasach, w których istniał jeszcze mur berliński. Do tej pory nie było żadnego tego typu projektu, nie stworzono symbolu, który odzwierciedlałby ideę jedności, jaką niesie w sobie wino. Marzenie zrealizowało się poprzez połączenie friulijskich winiarzy pod przewodnictwem Adriano Driusa i winiarskiego mistrza Luigiego Soini. W tym samym roku zaczęli sadzić ,,la Vigna del Mondo” na dwóch hektarach ziemi wokół spółdzielni winiarskich.

Setki odmian z całego świata. Lista uprawianych winorośli nie jest zamknięta, ciągle rozwija się o nowe gatunki, wykorzystywane w produkcji wina. W zależności od roczników produkcja waha się od 5 do 15 tysięcy butelek, oczekiwanych nie tylko przez miłośników wina, ale również przez kolekcjonerów sztuki. Cormòns to bez wątpienia największa kolekcja winorośli na świecie, zawierająca ponad 650 odmian z ponad 60 krajów; natomiast niezwykłe jest to, że od 1985 roku w tej winnicy produkowane jest wino unikatowe: „Il Vino della Pace”. Wino, zrodzone jako symbol, które jest sprzedawane w kolekcjonerskich butelkach zaprojektowanych przez wielkich artystów i zarazem będących edycjami limitowanymi. Autorami pierwszych trzech etykiet byli Arnaldo Pomodoro, Enrico Bay i Zoran Music. Wraz z biegiem czasu, w ten proces zaangażowały się największe światowe nazwiska – od Luciano Minguzzi do Salvatore Fiume, od Giacomo Manzù do Aligi Sassu, od Ernesto Treccani do Yoko Ono, od Emilio Tadiniego do Dario Fo, Fernando Botero i wielu
innych.

„Vino della Pace” w latach 1985-2012 zostało wysłane do najbardziej wpływowych władców oraz do głów państw z całego świata, jako „znak pokoju i braterstwa między
narodami”, upiększone etykietami zaprojektowanymi przez wielkich artystów o światowej sławie. Od samego początku 3 butelki, które co roku tworzą „kolekcję”, są wysyłane do międzynarodowych przywódców oraz głów kościołów na świecie. O ponownym butelkowaniu wina z „Cantina Produttori di Cormòns” zadecydowało winobranie z 2017 roku, podczas którego, pod koniec września, celebrowano powrót symbolu pokoju i braterstwa na wzgórza Collio.

W tych butelkach znajdują się wszystkie winne szczepy: Yuvarl Cakird, Tsirah, Tulilah, Shurrebe, Pedral, Maizy, Zinfandel, Terrano, Merlot Bianco, Gamay, Ucelut, żeby wymienić tylko kilka z tych, które rosną w tej najbardziej kosmopolitycznej winnicy świata. Na początku jesieni nawet rytuał winobrania staje się wyjątkowy. Jest symbolicznym uściskiem jedności i braterstwa, ponieważ winogrona zbierane są przez 500 osób i 70 chłopców z Collegio del Mondo Unito w Duino (Triest), którzy reprezentują 60 narodów świata. To właśnie oni, począwszy od pierwszego winobrania w 1985 roku, byli tymi, którzy zamknęli ten magiczny krąg symboliki pokoju.

Tłumaczenie pl: Wojciech Wróbel

Poćwiczmy!

0

Nie odkryję Ameryki jeśli powiem, że na nic zda się taka forma nauki, która nie przewiduje powtórzeń. Proponuję więc trzy ćwiczenia, które posłużą nam do przypomnienia tematów i słownictwa z poprzednich artykułów: Wyrazić nieprzetłumaczalne, Liczba mnoga czy pojedyncza, O niedostatecznie docenianym participio passato, Czasowniki zwrotne, Włoski język miłości. Owocnej pracy!

I.Przetłumacz zdania na język włoski
1. Kropi, więc weź parasol.
Wczoraj wieczorem lało.
2. Idę się przejść.
3. Najpierw ogarnę trochę dom.
4. On nie chce pracować na czarno.
5. Jej córka ma rękę do kwiatów.
6. On jest śmiertelnie zakochany.
7. Ludzie nic nie zrobili.
8. Wolę ciemne winogrona.
9. Musisz się zdecydować.
10. Zeszłej nocy miałam koszmar.

II. Połącz wyrazy z kolumny A z odpowiednimi wyrażeniami z kolumny B
A
a) essere al verde
b) che bello
c) ho infl uenza
d) era tutta nera
e) un principe azzurro
f) la settimana bianca

B
1. książe z bajki
2. tydzień na nartach
3. ale super
4. mam katar
5. być spłukanym
6. bardzo wkurzona

III. Uzupełnij tekst podanymi słowami
bel
le fa il fi lo
si sono divertiti
ci prova
sorriso (x2)
ha litigato
Maria è uscita con Luca che ……………… da un ……… po’. Lei non si fida di lui perché la sua amica Paola dice che è un tipo che …………… con tutte. A Maria però Luca piace molto ed ………………. con Paola. L’ha conosciuto ad una festa, lui le ha ……………. e lei si è innamorata di quel ……………….. Sono andati a mangiare e
……………………… molto.

ODPOWIEDZi:

I.
1. Pioviggina quindi prendi un ombrello. Ieri sera ha
piovuto a dirotto.
2. Vado a fare 2 passi/ a fare un giro.
3. Prima sistemo un po’ la casa.
4. Non vuole lavorare in nero.
5. Sua fi glia ha il pollice verde.
6. E’ innamorato cotto.
7. La gente non ha fatto niente.
8. Preferisco l’uva nera.
9. Ti devi decidere/ Devi deciderti.
10. La notte scorsa ho fatto un brutto sogno.

II.
a 5, b 3, c 4, d 6, e 1, f 2

III.
Maria è uscita con Luca che le fa il fi lo da un bel po’. Lei non si fi da di lui perché la sua amica Paola dice che è un tipo che ci prova con tutte. A Maria però Luca piace molto ed ha litigato con Paola. L’ha conosciuto ad una festa, lui le ha sorriso e lei si è innamorata di quel sorriso. Sono andati a mangiare e si sono divertiti molto.

Aleksandra Leoncewicz – lektorka języka włoskiego, tłumaczka, prowadzi własne studio językowe Pani Od Włoskiego.

Międzynarodowy Dzień Tłumacza 2022

0

30 września, w dniu świętego Hieronima, autora pierwszego łacińskiego przekładu Biblii i patrona wszystkich tłumaczy, na całym świecie obchodzi się Międzynarodowy Dzień Tłumacza ustanowiony przez Międzynarodową Federację Tłumaczy (MFT). Bez pracy tłumaczy nie moglibyśmy przeczytać większości ulubionych, ważnych, słynnych książek. Tłumaczki i tłumacze, lepiej niż ktokolwiek inny, dostrzegają różnice i podobieństwa między językami, kulturami, tradycjami i unaoczniają nam, że wielojęzyczność stanowi podstawę światowej kultury i literatury.

Z tej okazji warszawski oddział EUNIC, czyli Stowarzyszenie Narodowych Instytutów Kultury Unii Europejskiej, we współpracy ze Stowarzyszeniem Tłumaczy Literatury i z Komisją Europejską, jak co roku organizuje specjalne wydarzenie poświęcone pracy tłumaczy i tłumaczek literatury. Wydarzenie ma zwrócić uwagę na zasadniczą rolę tłumaczek w odbiorze obcojęzycznej literatury i kultury oraz fakt, że swoją pracą translatorską współtworzą literaturę światową. Organizowane z tej okazji wieczory koncentrują się wokół istotnych z punktu widzenia przekładu zagadnień, a zarazem interesujących dla szerokiej publiczności.

Od 2012 roku w programie obchodów znajdują się także lekcje i warsztaty w warszawskich liceach ogólnokształcących, prowadzone przez uznanych tłumaczy literatury, którzy przybliżają młodzieży wybrane, fascynujące aspekty swojej pracy. W tym roku z uczniami spotkają się Paulina Ciucka (tłumaczka z języka litewskiego), Dominika Górecka (tłumaczka z języka szwedzkiego), Jakub Jedliński (tłumacz z języka francuskiego), Joanna Kornaś-Warwas (tłumaczka z języka rumuńskiego), Adam Lipszyc (tłumacz z jezyka niemieckiego), Tomasz Ososiński (tłumacz z języka niemieckiego), Aga Zano (tłumaczka z języka angielskiego).

Dołącz do nas w Warszawie w piątek 30 września z okazji Międzynarodowego Dnia Tłumacza! Zapraszamy do Teatru Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich na „Wieczorne tłumaczy i tłumaczek rozmowy”. Tym razem będzie gratka dla miłośników kryminałów – rozmowa o przygodach związanych z przekładaniem powieści kryminalnych. Dowiemy się też, jakie są blaski i cienie rezydencji twórczych dla tłumaczy i tłumaczek.

Dla początkujących tłumaczy języka szwedzkiego i francuskiego oferujemy tego dnia dwa warsztaty, na które obowiązują zapisy ( wschod@stl.org.pl).

Organizatorzy: Austriackie Forum Kultury, Ambasada Estonii, Instytut Francuski w Polsce, Ambasada Irlandii, Litewski Instytut Kultury, Goethe-Institut, Instituto Camões, Rumuński Instytut Kultury, Ambasada Szwecji, Biuro Walonii-Brukseli w Warszawie, Włoski Instytut Kultury.

Partnerzy: Stowarzyszenie Tłumaczy Literatury, Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej w Polsce, Teatr Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich.

PROGRAM:

Piątek 30.09.2022

Teatr Ochoty im. Haliny i Jana Machulskich, ul. Mikołaja Reja 9, Warszawa
godz. 16.00 | Warsztaty dla początkujących
obowiązkowe zapisy: wschod@stl.org.pl

1.Zbrodnia na kryminale – język szwedzki
Prowadzenie | Agata Teperek, Justyna Kwiatkowska

2. Czym jest przekład literacki w jednym zdaniu? – język francuski
Prowadzenie | Jakub Jedliński

godz. 18.00 | Wieczorne tłumaczy i tlumaczek rozmowy
wstęp wolny

1. Europejska mapa zbrodni – o tłumaczeniu powieści kryminalnych
udział biorą | Wojciech Charchalis (portugalski),  Bożena Kojro (fiński), Anna Osmólska-Mętrak (włoski),  Julia Różewicz (czeski)
prowadzenie | Justyna Kwiatkowska i Agata Teperek

2. O rezydencjach fakty i plotki
Udział biorą | Paulina Ciucka (litewski), Dorota Konowrocka-Sawa (angielski), Katarzyna Marczewska (francuski), Anna Michalczuk-Podlecki (estoński)
prowadzenie | Anna Klingofer-Szostakowska

Październik 2022
Temat lekcji: tłumacz!
Informacje i zgłoszenia: aklingofer@gmail.com
Lekcje w warszawskich liceach ogólnokształcących prowadzone przez tłumaczy i tłumaczki literackie: Paulina Ciucka (tłumaczka z języka litewskiego), Dominika Górecka (tłumaczka z języka szwedzkiego), Jakub Jedliński (tłumacz z języka francuskiego), Joanna Kornaś-Warwas (tłumaczka z języka rumuńskiego), Adam Lipszyc (tłumacz z jezyka niemieckiego), Tomasz Ososiński (tłumacz z języka niemieckiego), Aga Zano (tłumaczka z języka angielskiego).

Świeżo wydane

0

Oniryczna podróż po snach i odmętach zatopionych w nostalgii i melancholii. Tak w skrócie można określić muzykę, jaką zaproponował nam na debiutanckim albumie Tommaso Paradiso.

Tommaso do tej pory znany był z bandu Thegiornalisti założonego w 2009 roku wraz z Marco Antonio Musellą i Marco Primaverą. Kilka przebojów i trasa po całych Włoszech: tym mogli się pochwalić przez dekadę istnienia. Jednak urodzony w rzymskiej dzielnicy Prati Paradiso, zapragnął solowego grania, mniej gitarowego jak w macierzystym zespole, który był konsekwencją marzenia, które narodziło się po wysłuchaniu „Defi nitely Maybe” Oasis. Wtedy w wieku 11 lat zapragnął być muzykiem. Na „Space Cowboy” gitarowego grania jest znacznie mniej. Pełno tu beztroskich klimatów, w których muzyk zdaje się wyruszać w introspektywną podróż. Można uchwycić dużą ilość cytatów i muzycznych inspiracji, od których artysta nie stroni. Dotyka tu Carlo Verdonego, Vasco Rossiego, The Strokes, The Beatles czy Arctic Monkeys w singlu „Silvia” z charakterystycznym gitarowym graniem. Na płycie można usłyszeć synth-pop, łączący syntezatory, perkusję i klawisze w stylu lat osiemdziesiątych. Tekstowo to intymna podróż, która już na otwierającym album utworze zapowiada, że Tommaso nie wstydzi się swoich emocji. Ujawnia przed nami własne uczucia takie jak strach, samotność, niepewność, utrata i poszukiwanie spokoju. Niezwykle przyjemne doznanie!

Sangiovanni „Cadere Volare”
Raz burza loków, innym razem włosy bardzo krótko przycięte. Dziś na paznokciach kolor biały, jutro różowy. Stylizacje wykraczające poza oczywisty ubiór przeciętnego nastolatka. Przekraczające granice szeroko rozumianej męskości. Bez dziwactwa, ale jednak z odrobiną szaleństwa i charakteru. Oto Sangiovanni, nadzieja włoskiej muzyki, wokalista, który wydał w tym roku długo wyczekiwany debiutancki album zatytułowany „Cadere Volare”. Tego radosnego chłopaka niektórzy mogą kojarzyć z programu Amici, który łowi nowe talenty. Tak też się stało z urodzonym w Vicenzy dziewiętnastoletnim dziś wokalistą. Konsekwencją telewizyjnego sukcesu była najpierw epka, a teraz pełno wymiarowy album, który promowany był przez taneczny singiel „Farfalle” (piąte miejsce na festiwalu w San Remo). Album ten tylko pozornie skrojony dla nastolatków słuchających mało zaangażowanego popu. To krążek niezwykle dojrzały, mądry, na którym dużo jest miłości, wiele piosenek poświęconych jest mniej lub bardziej ważnym historiom, mniej lub bardziej dojrzałym uczuciom. To dotykanie się z dorosłością, ważny głos w tematach jak radzenie sobie z emocjami, odrzucenie spowodowane orientacją czy próby samobójcze. Dalej to opowieść o młodym człowieku, który pragnie być lekki i wolny. Sangiovanni reprezentuje nowe pokolenie, ale ucieka od moralizowania, z drugiej strony jest niezwykle wiarygodny. Muzycznie miesza popowe odmęty z elektroniką i hip-hopem. W jednym z wywiadów wyznał: „Moja muzyka na pierwszy rzut oka może wydawać się lekka w najbardziej powierzchownym tego słowa znaczeniu, ale to też jest moja siła”. I na tej uczciwości i szczerych emocjach wygrywa. Piekielnie zdolny dzieciak, od którego możemy uczyć się smakowania życia i lekkiego sposobu bycia w trudnych czasach!

Ditonellapiaga „Camouflage”
Oto narodziła się nowa królowa włoskiej muzyki, która śmiało mogłaby stanąć na scenie z takimi światowymi legendami jak Dua Lipa, Roisin Murphy czy Beyonce. Nieprzypadkowo wymieniam artystki z różnych obszarów i gatunków muzycznych, bowiem pochodząca z Rzymu młoda wokalistka nie ma zamiaru się ograniczać, a przybieranie nowych ról i ich odgrywanie, jak w teatrze, przychodzi jej z łatwością. Ditonellapiaga, którą poznaliśmy chociażby na tegorocznym festiwalu w San Remo, gdzie wraz z ikoną lat 80. Donatellą Rettore zaprezentowała chwytliwy kawałek „Chimica”, oddaje hołd muzyce tanecznej i jej różnym odcieniom w najlepszy sposób. Na debiutanckim „Camouflage” przeobraża się w kameleona. Obsypuje nas elementami disco po house, eurodance z początku lat 2000, po brzmienia lżejsze z elementami soulu jak w utworze „Come fai”. Potrafi zaskakiwać klimatem retro z lat 60. jak i totalnie abstrakcyjnym brzmieniem w otwierającym krążek „Morphina” – najlepszym momentem na płycie. Jest też bardzo dobry, zamykający krążek „Carrefour Express”, mówiący o nieodwzajemnionych zauroczeniach, o pragnieniu posiadania tego, czego nie można mieć. Przy tych wszystkich blaskach i cieniach, kolorach i dźwiękach, które nie chcą się zaszufladkować otrzymujemy spójną myśl, a Ditonellapiaga wkracza na scenę muzyczną odważnym krokiem, którego nie da się nie zapamiętać.

Od Tintoretta do cicchetti

0

Wielu turystów przyjeżdża do Wenecji na jeden dzień – zachwyca się wszechobecną wodą, smukłymi gondolami, kolorami masek i szkła, tłoczy się na Placu Świętego Marka i na Ponte di Rialto, podążając posłusznie za parasolką przewodnika. Zdjęcia, uśmiechy, pamiątki.

Niezliczona ilość mostów i kanałów, kościołów i placów, może na początku oszałamiać i

zniechęcać do indywidualnego odkrywania uroków Serenissimy. Jeżeli jednak poświęcimy Wenecji trochę więcej czasu, to okaże się, że trudno się tu tak naprawdę zgubić. Bo nawet jeśli zabłądzimy w ślepą uliczkę, to przecież na jej końcu znajdziemy albo tajemniczy ogród albo nowy widok na któryś z kanałów. A czy nie tego właśnie szukamy? Piękna, tajemnicy, czegoś co nas zadziwi?

W tym roku przyjechaliśmy do Wenecji na przełomie kwietnia i maja. Kiedy wysiedliśmy z autobusu na Piazzale Roma, powitało nas bezchmurne niebo i kipiąca zieleń Giardini Papadopoli. To właśnie w tym miejscu, gdzie kończy się ruch kołowy, dla większości turystów rozpoczyna się przygoda z Wenecją.

Od razu ruszyliśmy dobrze znanym sobie szlakiem ku Campo Santa Margherita w sestiere Dorsoduro, jednej z sześciu dzielnic Wenecji. Jeden most, drugi, trzeci, czwarty, piąty.

Postój. Musimy się zatrzymać przy jednym z tych mostów. To nie jest zwyczajny most. To Ponte dei Pugni – dawniej miejsce zaciekłych starć między Wenecjanami. Most nie miał kiedyś barierek a celem walczących ze sobą na pięści było zrzucenie przeciwnika do wody.

Przy moście mieści się jeden z naszych ulubionych weneckich barów – Bar Artisti Osteria Ai Pugni – tu czujemy się u siebie. Ponieważ chcemy jeść i pić jak Wenecjanie, zamawiamy do picia select spritz, bardziej wytrawną wersję aperol spritza, charakteryzującą się karminowym kolorem i wyrafinowanym gorzkim smakiem. Do tego obowiązkowe przekąski, najlepiej kilka rodzajów. W Osteria ai Pugni lubimy jeść smażone sakiewki z ciasta wypełnione gotowaną szynką, serem mozzarella albo bakłażanem. Wszystko rozpływa się w ustach, wszystko ma swój właściwy smak i zapach. Nigdzie indziej nie smakuje tak dobrze.

Wenecja czeka. Idziemy dalej przez rozległe Campo Santa Margherita ku Gallerii dell’Accademia – świątyni sztuki, gdzie zgromadzone są największe skarby weneckiego malarstwa: dzieła Belliniego, Tintoretta, Tycjana, Guardiego i Canaletta. Wszędzie po drodze mijamy liczne witryny sklepowe wypełnione szkłem i biżuterią, które przypominają, że handel zawsze leżał u podstaw egzystencji tego miasta. Są też sklepy z perfumami, niemal galerie sztuki, takie jak Bottega Cini, który sprzedaje produkty marki The Merchant of Venice (Kupiec wenecki) – wyjątkowe i wyrafinowane perfumy o kompozycjach, które przywodzą na myśl całe bogactwo Wenecji w jej najświetniejszych momentach rozwoju.

Bottega Cini bierze swoją nazwę oczywiście od Palazzo Cini, dziś muzeum, w którym eksponowane są zbiory Vittorio Ciniego (1885-1977), włoskiego kolekcjonera, przemysłowca i filantropa. Kawałek dalej kolejne muzeum – a właściwie mekka tych, którzy

zajmują się sztuką, czyli Peggy Guggenheim Collection. W nigdy nieukończonym pałacu, położonym przy samym Canale Grande, zgromadzone są dzieła najsławniejszych artystów XX w., jak Kandinsky, Rothko i Pollock. Mnie najbardziej zachwyciła rzeźba Maiastra Constantina Brancusiego, przedstawiająca mitycznego rumuńskiego ptaka przekształconego przez artystę w syntetyczną złotą bryłę. Jest tu też wspaniały ogród, gdzie można odpocząć w cieniu i księgarnia, w której nie kupiłam ani ołówków z nazwą muzeum ani kolorowych skarpetek, a książeczkę Venice the basics autorstwa Giorgio Gianighiani i Paoli Pavani. Być może jest to książka przeznaczona dla dzieci, ale urzekły mnie w niej ilustracje Giorgia Del Pedrosa i czytelne przedstawienie tego jak była budowana Wenecja – od naturalnych wysp umacnianych palami do perfekcyjnie wytyczonych kanałów i pałaców zdających unosić się na wodzie, a w rzeczywistości stojących na solidnych fundamentach, które są arcydziełem sztuki inżynieryjnej.

Wschodni koniec Dorsoduro, zwany Punta della Dogana, jest skierowany w stronę wyspy

San Giorgio Maggiore, która wita przybywających lśniąco białą fasadą Palladia i figurą anioła, który czuwa na wieży kościoła. To właśnie tam, wysoko, pod sercami dzwonów, można spojrzeć w cztery strony świata i objąć wzrokiem liczne wyspy Wenecji, a potem wrócić na ziemię i spojrzeć z kolei w górę, by w prezbiterium kościoła zobaczyć Ostatnią wieczerzę Tintoretta. To jeden z licznych cudów tego miasta – obraz stworzony do tego miejsca, z uwzględnieniem tego z jakiej perspektywy będzie oglądany; wciąż tu jest – od ponad 400 lat!

Na wyspie działa też prężnie Fundacja Giorgio Cini. W tym roku powstało dzięki niej kilka wystaw: FontanaArte. Vivere nel vetro – poświęcona szkłu użytkowemu legendarnej mediolańskiej wytwórni, z eksponatami pochodzącymi nawet z lat 30. XX wieku, An Archaeology of Silence z rzeźbami i obrazami sławnego artysty współczesnego Kehinde Wileya oraz bardzo intrygująca ekspozycja On fi re, prezentująca dzieła stworzone przez wybitnych artystów przy użyciu ognia. Fundacja udostępniła też swoja galerię na obleganą przez zwiedzających wystawę Homo Faber, mającą na celu przypomnienie znaczenia tradycyjnych rzemiosł i przekazywania tradycji z pokolenia na pokolenie.

Najbliższa San Giorgio Maggiore jest Giudecca – największa z wysp archipelagu, na której toczy się codzienne życie Wenecjan. Prawie codzienne, bo czy może być zwyczajne kiedy mieszka się koło Il Redentore – przyczynie święta, w czasie którego raz do roku, w trzecią niedzielę lipca, można dostać się na Giudekkę bez użycia łodzi, idąc po moście pontonowym? Nad wyspą góruje hotel Hilton – z jego baru Skyline, mieszczącego się na dachu, rozciąga się widok na wschodnią i zachodnią część Wenecji. Jest to wyjątkowe miejsce, ponieważ porównywalne widoki można zobaczyć tylko z kościelnych dzwonnic. Bar ten jest także wspaniałym miejscem na wieczorne spotkanie z przyjaciółmi.

Z kolei poranki w Wenecji najlepiej spędzać tak jak Włosi – pijąc il caffè, a nie rozcieńczone

wodą i mlekiem americano czy caffè latte. Kocham caffè. Bez niego nie jestem w stanie wyobrazić sobie pobytu we Włoszech, pobytu w Wenecji. Espresso pite kilka razy dziennie dodaje sił i dobrego humoru. Podobnie jak lody. Nigdy nie przypuszczałam, że po latach odnajdę lokal, w którym ich spróbowałam będąc w Wenecji po raz pierwszy w czasie moich studiów. Lodziarnia Millevoglie prowadzona przez Dorotę i Tarcisio przy bazylice Santa Maria Gloriosa dei Frari, gdzie znajduje się niezwykły obraz Tycjana Wniebowzięcie, jest właśnie tym miejscem. Nasze spotkanie przerodziło się w przypadkowy zlot Polaków mieszkających na stałe w Wenecji, ponieważ im dłużej smakowaliśmy lodów (w moim przypadku pistacjowych, do których mam słabość, i gianduiotto, o smaku rodem z Turynu), tym więcej osób do nas dołączało. Nota bene w barze Doroty i Tarcisia, obok lodziarni, można również wypić caffè i aperol oraz zjeść cicchetti. Co mogę powiedzieć o cicchetti? Na pewno to, że są niebiańsko pyszne. Te niewielkie przekąski, często robione z kawałka pieczywa, na którym kładzie się warzywa, sery, wędliny i ryby są częścią mojego weneckiego rytuału kulinarnego. Przepadam szczególnie za tymi z pastą rybną z baccalà (dorsz) albo tymi z karczochami i prosciutto cotto. I proszę, nie nazywajcie ich tapasami – inny kraj, inna tradycja, inna rola. Jeżeli chcecie jeść i pić jak Wenecjanie, to pijcie caffè oraz select i jedzcie cicchetti. A na kolację spróbujecie może polenty z wątróbką albo smażonych w cieście owoców morza? Tak, wielu już to mówiło, że Wenecja i Włochy to nie tylko makarony i pizza, ale warto wziąć sobie tę prawdę do serca.

Skoro o sercu mowa, to dla Wenecji jest nim oczywiście plac św. Marka, z bazyliką św. Marka, dzwonnicą i Palazzo Ducale (Pałacem Dożów). Choć są to tak oblegane przez

turystów miejsca, to nie można ich jednak pominąć. Pałac Dożów trzeba zwiedzić choć raz w życiu. Na mnie największe wrażenie robią obrazy – ich ogrom, ilość i jakość. Tintoretto oraz Francesco i Jacopo Bassano. Niewyobrażalna ilość pracy, pomysłów i wielkie umiejętności. Podobnie, jak w kościele San Giorgio Maggiore – obrazy namalowane do poszczególnych sal wciąż są w nich eksponowane i opowiadają historię Wenecji kolejnym pokoleniom, które tu przychodzą. Trasa zwiedzania pałacu jest bardzo ciekawa. Prosto z sal pełnych złota, rzeźb i barwnych malowideł prowadzi przez sławny Ponte dei Sospiri do dawnych więzień. Schodzimy coraz niżej i niżej, korytarze zwężają się, zakratowane okna i zaryglowane drzwi, żywo przypominają oniryczne ryciny Piranesiego. Na najniższym poziomie okna bliskie są poziomu kanału – czuć zapach morskiej wody i wilgoć. Choć dziś to tylko muzeum słyszałam, jak zwiedzający oddychają z ulgą kiedy ponownie wychodzą na światło dzienne.

My też chcemy słońca, powietrza i morskiej bryzy, dlatego przenosimy się do Giardini della Biennale, oczywiście „tego” biennale – znanej na całym świecie wystawy sztuki, która w tym roku odbywa się po raz 59. Tu wśród drzew, chodząc między pawilonami, można spędzić cały dzień. Ale tak jak w przypadku wielkich muzeów dobrze jest zrobić wybór, choć jest to bardzo trudne, bo wszystko nas ciekawi. Obowiązkowo oglądamy pawilon główny i pawilon polski z wystawą instalacji Małgorzaty Mirgi-Tas, w którym artystka pokazuje codzienne czynności w odniesieniu do rytmu wszechświata. Nie jest to wizja przerażająca – wręcz przeciwnie. Instalacja, wykonana z pozszywanych fragmentów różnokolorowych tkanin, przywodzi na myśl domowe zacisze, pozwala poczuć ciepło, spokój, gościnność polskiego domu.

Gościnności nie brakuje i Wenecjanom. Podziwiam ich za to, że przy tej ilości turystów wciąż serwują mi z uśmiechem caffè i serdecznie odpowiadają na pozdrowienia, a do tego są tak dumni ze swojego miasta i chętnie dzielą się jego skarbami; a przy tym wciąż pozostają sobą, tak pozytywnie nastawieni do życia i promieniujący tym nastrojem na innych.

Na początku był Valentino

0

Pierwsza twarz kina, która rozkochała w sobie tłumy rozhisteryzowanych wielbicieli na całym świecie, tym samym przynosząc gigantyczne zyski dla producentów filmowych. Twarz pochodzącego z Włoch Rudolpha Valentino. Tajemniczego amanta, który zmarł w wieku zaledwie 31 lat.

Mały Rudolph we wspomnieniach matki nie był łatwym dzieckiem i nie zapowiadał się na kogoś, kto zapisze się na kartach historii świata. Jego matka pochodziła z francuskiej wsi, lubiła zabawę i taniec. Na jednej z takich potańcówek poznała młodego, niezwykle przystojnego włoskiego weterynarza Giovanniego D’Antonguella, pracującego w wędrownym cyrku. Wpadli w sidła miłości i szybko zorganizowali skromne wesele, a po ślubie przeprowadzili się do zakurzonego i mało atrakcyjnego miasteczka Castellaneta, nietkniętego upływem czasu. Rodolfo urodził się nad ranem 6 maja 1895 roku. Nadano mu imiona Rodolfo Alfonso Raffaello Piero Filiberto Guglielmi di Valentina d’Antonguella. We wspomnieniach matki już od maleńkości cechował się uporem, był chłopcem krnąbrnym nieposłusznym, awanturniczym, miał śliczną buźkę jak cherubinek. Jego siostry po latach wyznały, że był pupilem ojca, a matka nie potrafi ła nad nim zapanować. Już jako mały chłopiec przestał okazywać jej posłuszeństwo, odmawiał nawet pójścia do kościoła, a kiedy matka usiłowała go zmusić krzyczał i pluł dookoła. Był prawdziwą udręką, zwłaszcza po tym jak ojciec zabrał go z wizytą do stolicy prowincji Tarentu (wł. Taranto) z okazji specjalnych obchodów milenijnych, gdy nadszedł rok 1900. W wielkim mieście zobaczył życie, inne perspektywy, możliwości, zobaczył automobile i wielkie budynki. W oczach dziecka niewielka włoska mieścina Castellaneta zamieniła się w więzienną celę. Od tej pory był na dobre zdecydowany opuścić miasteczko.

Nauki pobierał w parafii u proboszcza oraz u miejscowych zamężnych kobiet i starych panien. Rodolfo nie cierpiał się uczyć, przez co ojciec sprawiał mu regularne lanie i zmuszał do uczęszczania na zajęcia, ale to nigdy nie skutkowało. Młody i przyszły gwiazdor kina urywał się z lekcji, chodził własnymi drogami na wagary bawiąc się w oliwnych gajach, wyobrażał sobie, że jest mocarnym mitycznym herosem lub mężnym wojownikiem. Uwielbiał przybierać różne role, maski, a jego fantazja i wyobraźnia była nieograniczona. Ta wyobraźnia doprowadziła go do tego, że w wieku 5 lat przeciął sobie w poprzek ostrą brzytwą prawy policzek. Blizna została mu na całe życie, a on kolegom z podwórka opowiadał, że ranę odniósł w trakcie jednego z licznych pojedynków, w którym rzecz jasna zwyciężył.

W wieku 11 lat ojciec Rodolfo zmarł, a on wraz z bratem musiał zatroszczyć się o matkę i siostrę. Musiał, ale niekoniecznie przechodziło mu to z łatwością, bowiem zamiast zarabiać na rodzinę nieustannie wdawał się w bijatyki z rówieśnikami, podkradał ostatnie oszczędności z domów sąsiadów, a nawet z portfela własnej matki. Odmawiał też wzięcia się do jakiejkolwiek pracy, był coraz bardziej nieposłuszny i mocno zafascynowany światem erotyki. Zaczął od niewinnych pocałunków, by przejść do seksualnych podbojów, którymi przechwalał się wśród włoskich nastolatków. W wychowaniu Rodolfo pomagała cała rodzina, ale i to nie skutkowało. W pewnym momencie jeden z kuzynów oświadczył, że jeśli ma być kryminalistą niech lepiej jedzie do Ameryki i tam nim zostanie, dzięki temu nie narazi całej rodziny na zhańbienie nazwiska. I tak też się stało, wuj pomógł nawiązać kontakty między Włochami a Ameryką. Na wyprawę do Nowego Świata wpływ miała nie tylko rodzina, ale i sąsiedzi, którzy ciesząc się, że opuści wieś, dołożyli się do budżetu, który miał mu wystarczyć na utrzymanie. 9 grudnia 1913 roku Rodolfo wsiadł na pokład liniowca Cleveland i obrał kurs na Nowy Jork. Dla wielu bliskich jedynym dokonaniem Valentino we Włoszech było opuszczenia ojczystego kraju.

Pierwsze miesiące pobytu w Ameryce nie były snem, ani z pewnością nowym, lepszym światem. Rodolfo nie mógł się utrzymać, zmieniał co chwilę prace, które nie przynosiły mu nawet podstawy na przeżycie. Błąkał się po ulicach w poszukiwaniu lepszego zajęcia, czasem spędzał noce na ulicy, czasem nocował u chwilę wcześniej poznanych ludzi. Żeby przeżyć żebrał o jedzenie w restauracjach. W końcu podjął pracę, która wyprowadziła go na prostą. Był tancerzem i chłopakiem do wynajęcia, żigolo, który dzięki niebanalnej urodzie rozkochiwał w sobie swoje majętne klientki. Następnie dołączył do wędrownego zespołu operetki, z którym powędrował do San Francisco, gdzie za namową aktora Normana Kerry’ego spróbował sił w filmie. To w tym czasie zmienił swoje nazwisko na Valentino. Początkowo były to niskiej jakości filmy nieme, w których liczyła się jak najbardziej przerysowana gra aktorska. Przez pierwszych kilka lat nakręcił niemal dwadzieścia tytułów, lecz przełom nastąpił w 1921 roku, kiedy do kin wszedł obraz „Czterech jeźdźców Apokalipsy”, a następnie ikoniczny dziś „Szejk”. Oba tytuły przyniosły mu ogromną popularność, zwłaszcza wśród kobiet. Stał się pierwszym popularnym męskim idolem kultury masowej do tego stopnia, że kiedy po wizycie w Europie zapuścił brodę, krytyka
fanów zmusiła go do jej zgolenia.

Sława Rudolpha Valentino wiązała się z licznymi skandalami, a te oczywiście związane były z przepięknym kobietami. Jego pierwsze małżeństwo z Jean Acker skończyło się po kilkunastu miesiącach. Wszystko przez fakt, że aktorka kina niemego nie chciała ze świeżo poślubionym mężem współżyć (podobno była lesbijką, która zgodziła się na małżeństwo by ratować swą gasnącą karierę filmową). Następnie w jego życiu pojawiła się Natacha Rambova, scenografka i kostiumografka, z którą ożenił się w 1922 roku. Ożenił się przed sfinalizowaniem rozwodu z Acker, co wywołało kolejny wielki skandal. Zaledwie kilka dni po ślubie funkcjonariusze zatrzymali go i wrzucili do więzienia, oskarżając o bigamię. Wkrótce małżeństwo Valentino z Rambovą zostało unieważnione i pobrali się ponownie w 1923 roku. Wiele osób z otoczenia aktora uważało, że Rambova przynajmniej częściowo spowodowała upadek Valentino, większość jego przyjaciół uznała ją za całkowicie kontrolującą i toksyczną dla jego kariery. I tak też się stało, wielka gwiazda zaczęła blednąć. Kino nieme jeszcze w latach 20. miało zajść jak słońce nad bulwarem w filmie Billy’ego Wildera. Valentino coraz częściej trafiał na strony gazet, które informowały o nienajlepszym stanie jego zdrowia. Podobno cierpiał na depresję.

Przy tym wszystkim Valentino miał jeszcze jedną nieodkrytą do dziś tajemnicę. Ze względu na jego męskość, dbałość o ciało, wygląd, idealnie dobrane kostiumy szeptano o jego homoseksualizmie. Na liście jego kochanków miał znaleźć się meksykański aktor Ramón Novarro czy francuski poeta Jacques Hébertot. Artykuły o jego męskich zalotach pojawiały się w prasie coraz częściej. By przerwać te komentarze zaczął interesować się boksem, a nawet uczestniczył w kilku walkach, które miały podkreślać jego męskość.

W sierpniu w 1926 roku Valentino przeżył załamanie nerwowe. Znajdowała się wówczas w hotelu, w Nowym Jorku. Podobno przez kilka dni nie wychodził z pokoju. Pewnej nocy nagle upadł i, po tym jak go odnaleziono, został przewieziony do szpitala. Lekarze w rozpoznaniu wpisali, że były to wrzody. Jego stan nie poprawił się po operacji, a wręcz się pogorszył. We wczesnych godzinach poniedziałkowego poranka 23 sierpnia rozmawiał z lekarzami o swojej przyszłości, by zaledwie kilka godzin później umrzeć w młodym wieku 31 lat.

Natacha poznała smutną nowinę w swoim zamku we Francji, otrzymała telegram z informacją o śmierci swojego byłego męża i pogrążyła się w głębokim smutku. Zamknęła się w swoim pokoju na kilka dni. Odmawiała jedzenia, jakichkolwiek kontaktów, rozmów, komentarzy. Jean Acker również odmówiła komentarza, oznajmiła tylko, że odszedł i nie warto nic więcej mówić. Największe show wykonała Pola Negri. Wiadomość dotarła do niej, kiedy była w hotelu w Hollywood, gdzie przez dzień i noc pracowała nad ostatnimi kadrami filmu „Hotel Imperial”. Aktorka zemdlała słysząc słowa o śmierci Valentino. Po upływie kilku chwil jej rozpacz przeszła w histerię, zaczęła wołać zmarłego na przemian to po polsku, to po angielsku. Hotelowy lekarz, do którego dołączył osobisty medyk aktorki zdołali pohamować emocje aplikując jej środki uspokajające. Tego samego dnia od razu pojawiły się w gazetach artykuły: „Gwiazda jest w stanie szoku, który uniemożliwia wydanie oświadczenia i prace nad filmem zostały przerwane”.

Ludzie, którzy czuwali pod szpitalem i jako pierwsi usłyszeli informację o śmierci włoskiego amanta, przyjęli ją równie emocjonująco. Zaledwie po upływie kilku minut zgromadzone pod szpitalem kobiety zaczęły lamentować i histerycznie krzyczeć. „Rudi umarł” – skandowały jednogłośnie. Niektóre z nich padały na chodnik, inne traciły przytomność. Do akcji musiała wkroczyć policja zbierająca z ziemi rozemocjonowane fanki. Z lamentu pod szpitalem wieść pomimo czasów, w których nie było Internetu i telefonów komórkowych, rozniosła się po całym świecie. Wszystkie gazety i radia informowały o najważniejszym wydarzeniu ostatnich miesięcy. Zmarła legenda, amant kina. W miastach całej Ameryki kobiety koczowały przy kioskach po kilka godzin, by kupić jakąkolwiek gazetę z jego nekrologiem. Tytuły rozchodziły się po kilku sekundach. Na wieść o śmierci Rodolfo, inny gwiazdor, Charlie Chaplin wyznał: „Śmierć Rudolpha Valentino to jedna z największych tragedii w historii kina”.

To co działo się po ogłoszeniu informacji o śmierci Valentino przeszło wszelkie oczekiwania. Globalna żałoba, masowe zamieszki czy załamania psychiczne wielu wyznawców jego talentu. Ostatnie życzenie zmarłego gwiazdora to publiczne wystawienie jego ciała dla fanów. Pracownicy zakładu pracowali przez całą noc balsamując ciało i wykonując stosowny makijaż. Zwłoki ubrane były w garnitur niezwykle elegancki, co najmniej jak na ceremonię rozdania Oscarów, trumna wykonana z brązu i srebra jak dla członka rodziny królewskiej. W międzyczasie, w domu pogrzebowym, przy trumnie stało czterech strażników honorowych Czarnych Koszul (podobno wysłanych przez Benito Mussoliniego). Późniejsze śledztwo ujawniło, że dom pogrzebowy wynajął strażników w ramach akcji promocyjnej.

Jego ciało zostało wystawione w kościele rzymskokatolickim św. Malachiasza. Dziesiątki tysięcy ludzi żegnało gwiazdora nierzadko będąc na skraju załamania. Fani zaczęli przytłaczać nowojorską policję, która wyznaczona była do pilnowania wydarzenia. The Smithsonian donosił, że tłum poza domem pogrzebowym liczył ponad sto tysięcy osób. W końcu wybuchły zamieszki, gdy żałobnicy walczyli, by jeszcze raz rzucić okiem na „włoskiego kochanka”. Pojawiły się nawet doniesienia o rozpaczliwych samobójstwach. Pogrzeb Valentino był wydarzeniem transmitowanym w radiu, o którym rozmawiano w każdej części świata. Na ceremonii obecna była oczywiście Pola Negri, która ku uciesze reporterów kilka razy zemdlała. Według aktora Bena Lyona, w dniu nabożeństwa zażądała, aby organizatorzy umieścili na trumnie Valentino ogromną kompozycję kwiatową, na której widniał napis „P-O-L-A”.

Ostatnie słowa gwiazdora to podobno: „Nie zaciągaj żaluzji. Czuję się dobrze. Chcę, żeby przywitało mnie światło słoneczne”. Tak też się stało. Nie umierał w cieniu, a w blasku, jak niegdyś. Przez dziesięciolecia po śmierci Valentino każdego roku w rocznicę śmierci do jego grobu przychodziła zawoalowana na czarno, tajemnicza kobieta i kładła na grobie pojedynczą różę. W końcu okazało się, że cała sprawa była chwytem reklamowym, mającym na celu podtrzymać fenomen dawnej gwiazdy kina.

Sella del Diavolo – honorowa trybuna w Zatoce Cagliari

0

W kwietniu ubiegłego roku, po krótkim weekendzie spędzonym w domu w Lombardii, przed powrotem do Polski, postanowiłem wybrać się w krótką podróż do Cagliari: wspaniałe miejsce, ale na pewno nie w połowie drogi między Bergamo a Warszawą! Chociaż nie miałem zbyt wiele czasu do dyspozycji, brakowało spokoju i relaksu, z jakim powinno się zwiedzać wyspę, podróż była absolutnie udana, intensywna, z promieniami słońca, które rozświetlają piękno stolicy Sardynii.

Wczesnym rankiem przyjechałem z pobliskiego lotniska do centrum miasta ozdobionego wysokimi palmami i natychmiast udałem się do mojego głównego celu, punktu centralnego wizyty: Sella del Diavolo.

Jak we wszystkich przypadkach, a we Włoszech jest ich mnóstwo, gdy nazwa miejscowości bezpośrednio przywołuje postać Mefistofelesa, jej początki sięgają jakiejś legendy. W przypadku Sella del Diavolo (Diabelskie Siodło) legenda opowiada o niebiańskiej bitwie między aniołami i demonami, która dała nazwę Zatoce Aniołów i znajdującemu się w niej cyplowi.

Do tego malowniczego kompleksu przyrodniczego, położonego w południowej części miasta, można łatwo dotrzeć z centrum miasta długim spacerem, lub w szybszy sposób samochodem bądź autobusem do plaży Calamosca, gdzie znajduje się trasa prowadząca na szczyt Sella.

Niezbyt kręta ścieżka pełna jest gęstej roślinności typowej dla tego obszaru, wśród której jałowce i różne krzewy. Droga wiedzie wzdłuż chronionej strefy wojskowej, po czym otwiera się przed nami rozległa panorama, z której wyróżnia się plaża Poetto z dwunastokilometrowym wybrzeżem. Również z tego zbocza, od strony przystani Marina Piccola, można dostać się na cypel alternatywną drogą. Idąc dalej ścieżką wzdłuż grzbietu, coraz wyraźniej widać, jak Sella oddziela dwie wspomniane wcześniej plaże i jak bardzo jest to uprzywilejowane miejsce, z którego można w pełni podziwiać zapierające dech w piersiach piękno zatoki.

Na górze znajduje się kilka elementów, które świadczą o bogatej i zróżnicowanej historii pod względem obecności ludów i kultur: ruiny świątyni punickiej, dwa zbiorniki, jeden związany z kulturą punicką, a drugi, mniejszy, zbudowany na fundamentach rzymskich, teren kościoła poświęconego przez wiktoriańskich mnichów świętemu Eliaszowi, patronowi miasta, o którym mówi się, że zginął męczeńską śmiercią właśnie tutaj, oraz wieża strażnicza z okresu panowania hiszpańskiego. W dalszej części trasy widoczne są również ślady konstrukcji z II wojny światowej.

Nie sposób nie uznać krajobrazu, który otacza Sella del Diavolo, za główny element widowiska, nie umniejszając przy tym znaczeniu samego cypla. Nie da się patrzeć na to morze nie doznając zdumienia. Strome klify stanowią magiczną scenerię. Woda jest tak przejrzysta, że gołym okiem można dostrzec cienie kajaków i łódek na dnie morza, które wydają się niemal fruwać.

Schodząc ze wzniesienia, za zbiornikami, aby zrobić swego rodzaju pętlę na wzgórzu, poniżej w oddali można zauważyć błyszczącą niszę, krystaliczny trójkąt wody między skałami i roślinnością, który lśni i przyciąga: ukryta jest tam plaża Cala Fighera. Gdy podchodzimy bliżej, brnąc wśród roślinności, niepewnymi ścieżkami, migocząca nisza poszerza się, aż znajdujemy się w tym małym zakątku chronionego raju; i tu słowa są zbędne, a ja podziwiam to cudo, mocząc stopy w wodzie o przejrzystości niespotykanej nigdzie indziej. Zachwyt trwa także w trakcie powrotu na górę, wśród skał, skąd widok na małą zatokę to ostatnia malownicza pocztówka, zanim zostawimy zatokę za sobą i wrócimy na drogę do Calamosca, kończąc ten wspaniały spacer do jednego z symboli Cagliari. A podziw dla tego miejsca jeszcze długo pozostaje w pamięci.

tłumaczenie pl: Vanda Asipenka