Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 68

Filmowa Toskania cz. 2: autoterapia, krajobrazy i Pinokio

0

Odcinek 7. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

W tym odcinku Diana Dąbrowska kontynuuje oprowadzanie po filmowej Toskanii. Wyjaśnia, dlaczego właśnie do tego regionu udają się bohaterowie filmowi w poszukiwaniu własnego „ja”. Przywołuje zarówno kultowe produkcje, takie jak „Pod słońcem Toskanii”, „Fanfaron” Dina Risi czy „Osiem i pół” Felliniego, jak i te mniej popularne, lecz niemniej warte uwagi: „La ragazza del Palio” Luigiego Zampy, „Zapiski z Toskani” Abbasa Kirostamiego oraz „Światło na Piazza” Guy’a Green’a.

Omówiony zostaje zaskakujący lecz prawdziwy syndrom Stendhala, który obrazuje włoski film o tym samym tytule z 1996 r. Diana wspomina także o polskich produkcjach nakręconych właśnie w słonecznej Toskanii: „Italiani” i „Słodki koniec dnia”.

Odcinek 6. Filmowa Toskania, komedia i „Włoskie wakacje” reż James D’Arcy

Odcinek 8. Ferragosto w kinie włoskim

Niccolò Machiavelli historia, mity i stereotypy

0

Wywiad z Alessandro Campim

Prawdopodobnie nie wszyscy wiedzą, że Machiavelli jest jednym z najbardziej znanych włoskich autorów, czytanym we wszystkich językach, m.in w języku polskim. Z tego powodu Włoskie Instytuty Kultury w Krakowie i Warszawie postanowiły zorganizować wystawę poświęconą florenckiemu myślicielowi. Jest to pewnego rodzaju podróż w czasie i przestrzeni, która rozpoczyna się w renesansie we Włoszech, a kończy w obecnych czasach i obejmuje cały świat. Świat, w którym Machiavelli gra główną rolę w popkulturze, czyli między innymi w komiksach, grach komputerowych, reklamach, muzyce i literaturze. „Uśmiech Niccolò, wizerunek Machiavellego na przestrzeni wieków między historią a mitem” to wystawa, która odtwarza postać Machiavellego poprzez portrety i obrazy florenckie zrealizowane i opublikowane na przestrzeni wieków: obrazy, grafiki, pocztówki, komiksy, freski, medale, karty kolekcjonerskie, znaczki, monety, popiersia, karykatury itp. Profesor Uniwersytetu w Perugii i kurator wystawy (która odbyła się w Krakowie w październiku, a w Instytucie Kultury w Warszawie zaplanowana jest od 12.12.2019), Alessandro Campi, opowiada o genezie tej inicjatywy.

Alessandro Campi: „Niccolò Machiavelli był jedną z wielkich postaci włoskiego renesansu, ale z czasem przekształcono go w ikonę cynizmu władzy. Pisma „sekretarza florenckiego” stanowiły w dziejopisarstwie historyczno-politycznym podstawę wiedzy na temat współczesnego świata i analizy władzy, opisanych w najdrobniejszych szczegółach, stworzyły archetyp historiograficzny zwany makiawelizmem, żeby podkreślić i ujawnić formy polityki wraz z jej strategiami i sprzecznościami. To pouczające dzieło jest także przyczyną powstania stereotypu związanego z Machiavellim. Jeśli dodamy do tego fakt, że był on zwolennikiem świeckiego charakteru władzy i walorów Republiki, występując tym samym wbrew oligarchii medycejskiej, to zrozumiemy, dlaczego przez co najmniej dwa wieki od jego śmierci był uznawany za autora wyklętego. Nie pomogło mu również to, że jego dzieła były zbyt szczere i bezpośrednie jak na tamte czasy i celowo napisane prozą w dialekcie florenckim, co było jawnym sprzeciwem wobec nakazów Kościoła, który zwłaszcza po reformie protestanckiej, uczynił z łaciny wyznacznik przynależności do wyznania katolickiego.”

Proszę wyjaśnić wybór tytułu wystawy: „Uśmiech Niccolò”?

Machiavellego zwykło się kojarzyć z twarzą wyrażającą przebiegłość, złośliwość, z enigmatycznym uśmiechem, często jego portrety przedstawiają osobę, która nie budzi zaufania, ponieważ, jak powiedzieliśmy wcześniej, przywykliśmy do utożsamiania go z kimś, kto reprezentuje władzę i dąży do celu bez skrupułów, myląc to, co Machiavelli świadomie analizował z jego prawdziwą osobowością. Machiavelli był nadzwyczajnym psychologiem władzy, opisanej przez niego w nieskazitelny sposób, ale osobiście był człowiekiem, który wcale się jej nie domagał, co więcej po 12 latach sprawowania funkcji wysokiego rangą urzędnika Republiki Florenckiej, został odstawiony przez Medyceuszy w kąt. Jeśli chodzi o sposób przedstawienia jego postaci, należy podkreślić, że wszystkie jego portrety zostały namalowane po jego śmierci. Obraz, który historycznie uważany jest za najlepiej odzwierciedlający prawdę, chociaż osobiście uważam inaczej, to obraz artysty Santi di Tito, urodzonego po śmierci Machiavellego, bazujący na jego florenckiej masce pośmiertnej.

Uśmiech, prawie grymas, który na przestrzeni wieków uczynił z Machiavellego popową ikonę przebiegłości.

Wynika to z faktu, że Machiavelli kojarzy się wyłącznie z „Księciem”, czyli jego najbardziej znanym dziełem, które zawiera bardzo skuteczny opis władzy. Dzieło o wielkiej wartości, które później zostało spłycone i stało się podręcznikiem do wykorzystania praktycznie w każdej dziedzinie. Głównie w świecie anglosaskim można było spotkać serię publikacji, w których cytowano i wykorzystano „Księcia” jako podręcznik do wygrywania wojen, meczów tenisa lub wychowywania dzieci. Jednocześnie siła cynicznego stereotypu, która przylgnęła do Machiavellego sprawia, że ​​pojawia się on jako postać w komiksach, reklamach i grach wideo, na przykład Machiavelli jest dobrze znany wśród młodzieży, bo to imię jednego z zabójców występujących w znanej serii gier Assassin’s Creed. Tendencja popkulturowa wiąże się z faktem, że nazwisko Machiavellego jest na tyle sugestywne i znane, że zaczęto go używać jako przymiotnika, powiedzieć dzisiaj “makiaweliczny” jest jak najbardziej akceptowalne. Ta sława byłaby do przyjęcia i nawet całkiem zabawna, gdyby towarzyszyła jej znajomość wartości Machiavellego, który zgodnie z duchem renesansowego eklektyzmu, był wielkim włoskim geniuszem podobnie jak Ariosto, Dante, Petrarka: polityk, uczony, strateg, poeta i historyk. Napisał jedną z najpiękniejszych komedii włoskiego teatru „La mandragola”, a także wiele opowiadań, w tym znaną bajkę o szatanie Belfagorze.

Skąd wzięła się Pana pasja do Machiavellego?

Nauczając historii i myśli politycznej Machiavelli zawsze był dla mnie ważną postacią. Później, kiedy moja żona 15 lat temu dała mi w prezencie stare wydanie „Księcia”, stał się on także bohaterem mojej wspaniałej kolekcji. Dziś mam ponad 2000 współczesnych wydań „Księcia” który, wraz z „Pinokiem”, jest najczęściej tłumaczoną włoską książką na świecie. Również w języku polskim możemy znaleźć dziesiątki różnych tłumaczeń. Materiały zebrane na temat Machiavellego są liczne i wkrótce zostaną opublikowane w internetowej bazie danych o sugestywnej nazwie „machiavelliana”, która będzie dedykowana wszystkim uczonym i pasjonatom tej wspaniałej postaci włoskiego renesansu.

tłumaczenie pl: Martyna Boreczek

Zioła aromatyczne – zapach lata

0

Jestem na kolacji z przyjaciółmi, rozmawiamy o kuchni indyjskiej, a znajoma mówi mi: „Używam naprawdę dużo rozmaitych przypraw w kuchni: ostrej papryki, curry… rozmarynu, bazylii, mięty… ”. 

Naprawdę? Czy aby na pewno dobrze usłyszałam? Wygląda na to, ze coś się komuś nieco pomieszało! Oprócz ostrej papryki, która jest jedyną prawdziwą przyprawą z listy i curry, które w rzeczywistości to masala, czyli mieszanka przypraw, wszystkie inne są aromatycznymi ziołami!

Jakie są różnice między przyprawami i ziołami oraz jak nauczyć się je rozpoznawać? 

Przede wszystkim należy zwrócić uwagę na ich wygląd, choć niestety jesteśmy przyzwyczajeni do kupowania gotowych opakowań zawierających już wysuszone i sproszkowane zioła, przez co wiele osób nie wie, jak naprawdę wygląda dana roślina. Przyprawy powstają z różnych jej części, takich jak owoce, korzenie, kora, nasiona, kłącza, które wymagają różnych sposobów przetwarzania, w celu wydobycia ich charakterystycznego smaku. Cynamon, na przykład, jest uzyskiwany przez suszenie kory z drzewa cynamonowego, goździki są suszonymi pąkami kwiatowymi, a czarny pieprz jest produkowany z niedojrzałych owoców rośliny o tej samej nazwie.

Natomiast zioła aromatyczne są zwykle pozyskiwane z zielonych części roślin, a więc z liści i mogą być spożywane od razu, bez potrzeby ich suszenia, które przeprowadza się tylko wówczas, gdy chcemy przechować dane zioła na dłużej.

Słowo przyprawa wywodzi się od późnołacińskiego słowa species, czyli „coś (żywność) specjalnego”. Specjalnego, ponieważ wszystkie przyprawy pochodzą z odległych krain o tropikalnym klimacie, zwłaszcza z Afryki i Azji Południowo-Wschodniej. 

Wszystkie z nich lub prawie: szafran, imbir i kminek są również uprawiane we Włoszech.
Z kolei zioła aromatyczne są znacznie bardziej rozpowszechnione. Przystosowane są one do umiarkowanego klimatu, a do ich uprawy wystarczy niewielka ilość ziemi, zatem można je z łatwością hodować w ogrodach, ale także na balkonach, parapetach czy oknach!

Przechodząc do kwestii, która interesuje nas najbardziej, a mianowicie do kuchni, główną cechą przypraw jest nadanie smaku daniom: mogą wzmocnić smak potrawy lub nawet ją całkowicie zmienić. Aromatyczne zioła natomiast, jak mówi sama ich nazwa, dodają daniom aromat, zapach i mają o wiele delikatniejszy smak.

Najlepiej smakują, jeśli są świeże, dodawane do zimnych potraw lub po zakończeniu gotowania, aby lepiej zachować ich aromat. A ususzone zioła można długo przechowywać i jeść przez cały rok: w tym przypadku, przed dodaniem ich do potraw, najlepiej przyrumienić je na patelni na kilku kroplach gorącego oleju, aby ponownie uwolnić ich zapach.

Jakie aromatyczne zioła lubicie najbardziej? Jest ich naprawdę sporo, po prostu wystarczy dać przestrzeń wyobraźni, pragnieniu eksperymentowania i smakowania!

Bazylia, królowa ziół w kuchni włoskiej, zasługuje na to, aby wspomnieć o niej w pierwszej kolejności: jej świeżych liści nie może zabraknąć na pizzy, ale także w sosach i świeżych sałatkach, gdzie doskonale komponuje się z pomidorami i cytrusami. Bogata jest ponadto w minerały i składniki odżywcze, w tym witaminę K, witaminę C, a także magnez, wapń, żelazo, kwas foliowy i kwasy tłuszczowe omega 3. Łatwo można wyhodować bazylię w domu lub na balkonie, w słonecznym i suchym miejscu, aby mieć jej świeże liście na wyciągniecie ręki. Doskonale smakuje jako dodatek do panzanelli – to typowy przepis z środkowych Włoch: potrawa przygotowana z czerstwego chleba, dojrzałych pomidorów, cebuli i świeżej bazylii, wszystko pokrojone na małe kawałki i doprawione oliwą z oliwek, solą i pieprzem. Ciekawostka: nawet w ogrodzie warzywnym, bazylia i pomidory powinny zawsze być uprawiane w pobliżu, ponieważ zapach ziół jest nieprzyjemny dla szkodników, a tym samym chroni owoce rośliny.

Rozmaryn niestety nie nadaje się do uprawy w doniczce, natomiast w rejonach śródziemnomorskich rośnie spontanicznie wzdłuż klifów. Nazwa zioła wywodzi się od łacińskich słów rhus i maris, co oznacza krzew morski. Rozmaryn jest niezbędny podczas przygotowywania potraw przyrządzanych w piekarniku (mięso, ryby, ale także ziemniaki i warzywa) oraz w sosach do marynowania. Świeże kwiaty mogą być wykorzystywane do nadania aromatu sałatkom lub bardziej delikatnym potrawom. Zawsze stosowany w fitoterapii ze względu na wiele korzystnych właściwości: oczyszczający dla wątroby, skuteczny w przypadku wszystkich zaburzeń jelitowych, ma także działanie energetyzujące, a zatem jest pomocny w przypadku wyczerpania psychicznego, zmęczenia, depresji. Zimą warto zaparzyć napar z rozmarynu, który ma działanie energetyzujące i wspomagające trawienie. Pomocny jest także w pielęgnacji włosów – używany do ich płukania, stymuluje mieszki włosowe, wspomagając odrastanie włosów i zapobiegając przedwczesnemu łysieniu.

Szałwia, roślina znana od czasów starożytnych ze względu na swoje właściwości zdrowotne, została uznana za magiczną i zdolną do wskrzeszenia umarłych! Obecnie wykazano jej właściwości antyseptyczne, przeciwzapalne i moczopędne. Ma również działanie hipoglikemizujące: napar z szałwii wypity na czczo jest pomocny w leczeniu cukrzycy, ponieważ zmniejsza poziom cukru we krwi. A ponadto: zmniejsza napięcie nerwowe, poprawia trawienie, uśmierza skurcze, zaburzenia miesiączkowania i uderzenia gorąca. A to tylko niektóre z objawów, dla których jest nieoceniona! W kuchni jest często używana do wraz z rozmarynem do przyprawiania potraw przygotowywanych w piekarniku. Także jej świeże liście są bardzo smaczne! Uprzednio zanurzone w cieście przygotowanym z mąki z ciecierzycy i piwa (woda gazowana dla tych, którzy wolą unikać alkoholu), a następnie smażone staja się wyjątkową i pyszną przystawką.

Czas na moje ulubione letnie zioło, czyli miętę. Orzeźwiająca, wspomagająca trawienie, wcierana w zęby pomaga zwalczać i zapobiegać halitozie, a także może być pomocna w przypadkach nudności i wymiotów. Znanych jest ponad 600 rodzajów mięty, wśród których najbardziej popularne są mięta pieprzowa i marokańska. Pyszne w słodkich i słonych przepisach, jak również do aromatyzowania herbaty, ziołowych herbat i letnich drinków: wrzućcie świeże liście do karafki z wodą, razem z plasterkiem cytryny i odrobiną świeżego imbiru, a uzyskacie doskonały gaszący pragnienie napój. Doskonale smakuje również pokrojona w paski jako dodatek do letnich sałatek na bazie warzyw i roślin strączkowych. Wypróbujcie mięty z cukinią i surowymi bakłażanami, pokrójcie w cienkie plasterki i pozostawcie na kilka godzin zanurzone w oliwie z oliwek i sokiem z cytryny. Koniecznie spróbujcie także sałatki z ciecierzycy, z selerem, liśćmi mięty i cząstkami cytryny pociętymi na małe kawałki!

Pytania i ciekawostki żywnościowe? Piszcie na info@tizianacremesini.it  postaram się odpowiedzieć w tej sekcji!

www.tizianacremesini.it

tłumaczenie pl: Magda Karolina Romanow-Filim

„Martin Eden”, reż. Pietro Marcello POKAZ SPECJALNY na Mojeekino.pl

0

LINK DO FILMU I BILETÓW NA POKAZ SPECJALNY 9 SIERPNIA 2020 NA PLATFORMIE MOJEeKINO:

https://www.mojeekino.pl/vods/vod.158?fbclid=IwAR0MRJ_Frfl5t9cBk8Yfi3MV2FtandMtOyG9OLeXkmfSLR3jU_ipTBKxJCU

Martin Eden / tytuł oryg. „Martin Eden 

reżyseria: Pietro Marcello
scenariusz: Maurizio Braucci, Pietro Marcello
obsada: Luca Marinelli, Jessica Cressy, Denise Sardisco, Vincenzo Nemolato, Carmen Pommella, Carlo Cecchi

dystrybucja: Aurora Films

Z chwilą, gdy tytułowy bohater filmu Pietra Marcella, wywodzący się z klasy robotniczej Martin Eden, spotka na swej drodze Elenę, nie ma wątpliwości, że to miłość od pierwszego wejrzenia. Myśl o ślubie z pochodzącą z dobrze sytuowanej przemysłowej rodziny młodą kobietą powoli staje się jego obsesją.    

Wyglądać to może na mezalians, bo cała wiedza, jaką do tej pory w swoim życiu zdobył Martin, opiera się nie na szkolnej edukacji, a na byciu w drodze. Zamiast kończenia kolejnych klas od wczesnych lat pływał na statkach, imając się różnych dorywczych zajęć. Chcąc zatrzeć klasową różnicę i skromne pochodzenie, marzy o zdobyciu wykształcenia oraz rozpoczęciu kariery pisarskiej. Wsparcie znajduje u boku starszego lewicowego intelektualisty, który przyczyni się także do politycznego przebudzenia bohatera.

„Martin Eden” inspirowany jest bestsellerową powieścią Jacka Londona pod tym samym tytułem, której akcję włoski reżyser przenosi do uwielbianego przez filmowców Neapolu. Klasowe napięcia, nieoczywiste uczucie, rodząca się świadomość i ambicja stają u podstaw tej intrygującej historii inicjacyjnej. Odegranej przez wcielającego się w główną rolę Lukę Marinellego, który za tę kreację odebrał nagrodę dla najlepszego aktora podczas ostatniego festiwalu filmowego w Wenecji. Był członkiem jury tegorocznego Berlinale.

Biogram reżysera:

Pietro Marcello – urodził się w 1976 roku w Casercie. Studiował malarstwo w Akademii Sztuk Pięknych. Szybko jednak zainteresował się reżyserią, początkowo próbując swoich sił w krótkim metrażu. W 2007 roku jego dokument „Crossing the Line” pokazany został w sekcji Horyzonty na weneckim festiwalu filmowym. Dwa lata później za dokument o Genui – „Paszczę wilka” otrzymał nagrody na festiwalach w Berlinie i Turynie. Film ten przyniósł mu także prestiżową nagrodę David di Donatello za najlepszy dokument. Kolejne laury – w Locarno, Monachium czy Göteborgu – przyniosła mu fabuła z 2015 roku „Piękna i utracona”. Jego najnowszy film „Martin Eden” znalazł się w konkursie głównym ostatniego festiwalu w Wenecji.

Materiały prasowe dzięki uprzejmości Aurora Films

Szymon Ołtarzewski – moje życie to marmur

0

Do Włoch przyjechał w 2003 roku dla marmuru i dzisiaj nie wyobraża sobie życia gdzie indziej. Na stałe współpracuje z dwiema włoskimi galeriami, we Florencji i w Pietrasanta. Miał wystawy w Anglii, Polsce i Turcji. Od dziecka jego pasją był rysunek, studiował malarstwo, rysunek i rzeźbę w prywatnych pracowniach i w Akademii Sztuk Pięknych w Carrarze, ale może pochwalić się również dyplomem ochrony środowiska. 

Dlaczego mieszkasz we Włoszech?

Odpowiedź jest prosta: Marmur! Mając 25 lat wpisałem w google hasło „marmur w Europie“. Wyskoczyły 2 opcje: Carrara we Włoszech i Tassos w Grecji. Wybrałem Włochy, uznając że autostopem łatwiej mi będzie wrócić, gdyby coś nie wyszło. I tak trafiłem do Carrarry. 

Trafiłeś do Carrarry i…

I stamtąd przekierowano mnie do Pietrasanta. Przyjechałem tu dla marmuru. Do źródła. I szukałem jakiejkolwiek pracy z nim związanej. Początkowo zajmowałem się wykańczaniem obróbki różnorodnych kamieni w pracowniach, produkujących elementy ozdobne i architektoniczne. Kolejnym krokiem była praca w Studio Forma, gdzie pod okiem Antonio Luchinelli miałem okazję współpracować z wieloma mniej lub bardziej znanymi artystami. Naszym głównym klientem był japoński artysta Kan Yasuda. W tym samym czasie stworzyłem serię 12 własnych marmurowych rzeźb. W 2009 roku miałem moją pierwszą indywidualną wystawę zatytułowaną „Non Toccare” („Nie dotykać”) w Aria Art Gallery w Pietrasanta. Odebrana została na tyle dobrze, że od tego czasu mogłem poświęcić się już tylko własnej twórczości.

Pietrasanta to twoje miejsce na ziemi?

Tak, tu założyłem rodzinę, poznałem wielu kolegów po fachu, zdobyłem przyjaciół. W najbliższym dziesięcioleciu nie planuję zmiany miejsca zamieszkania. Bardzo lubię światowe metropolie i duże, pełne chaosu miasta, ale z trudem w nich wytrzymuję dłużej niż 2 tygodnie. Każdy, kto kiedykolwiek zobaczy jak piękna jest Pietrasanta, zrozumie moją fascynację tym miejscem. 

Jak pracujesz?

Jednej rzeźbie poświęcam około pół roku. To wysiłek mentalny, ciągła koncentracja i ciężka praca fizyczna. Zaczynam rzeźbę od strukturalnych szkiców, szukając środka ciężkości, rozkładając ciężar w zależności od wielkości bloku. Dopiero później zaczynam myśleć o formie i treści. Na tyle, na ile materia mi pozwala, w trakcie pracy zmieniam kompletnie początkowy zamysł, uzyskując nieraz efekty, które mnie nawet zaskakują.  Zazwyczaj po ukończeniu pracy wykonuję profesjonalna sesję fotograficzną i skanuję rzeźbę w 3d, tworząc wirtualne archiwum z możliwością odtworzenia moich prac przy użyciu nowoczesnych technologii w dowolnych wymiarach i materiałach. 

Tworzysz tylko z marmuru?

W zasadzie tak. Ostatnio pracowałem w bryle marmuru, która ważyła 4 tony. Po wykonaniu rzeźby o wymiarach 130x180x80 cm zostało jakieś 400 kilo. Zwykle 70% materiału odchodzi, a nie jest on tani. Lubię pracować z kamieniem, bo to jest praca bezpośrednio z materiałem. Znajduję odpowiedni blok, zaczynam rzeźbić, kończę, podpisuję i gotowe. Ostatnio zrobiłem też 8 kopii limitowanych projektów w brązie. 

Jak trafiają  do Ciebie klienci?

Sprawami marketingu i promocji zajmują się zazwyczaj galerie sztuki, z którymi współpracuję. Aria Art Gallery Firenze pod kierownictwem Antonio Budetta i Futura Art  Gallery z Pietrasanta, kierowana przez Claudio Francesconi. Bezpośrednie kontakty z kolekcjonerami nawiązuje się też w różnych sytuacjach towarzyskich i zawodowych.

Ostatnie zamówienie? 

Od firmy deweloperskiej z Rotterdamu. Nad tą rzeźbą pracowałem ponad pół roku i aktualnie pracują nad kontynuacją tego tematu.

Miałeś wystawy we Włoszech, w Turcji, Anglii, a w Polsce? 

W 2016 roku miałem wystawę w polskiej ambasadzie w Rzymie. Zaprosił mnie ambasador Tomasz Orłowski po obejrzeniu moich rzeźb w Aria Arte we Florencji. Później wystawa pokazana była w Warszawie, w galerii Apteka Sztuki. 

Na zamówienie ambasady, wzorując się na karykaturze Zdzisława Przeździeckiego wykonanej sto lat temu przez Zdzisława Czermańskiego, wykonałem płytę upamiętniająca Przeździeckiego, który był pierwszym polskim ambasadorem we Włoszech. Obecnie płaskorzeźba znajduje się na ścianie budynku polskiej ambasady w Rzymie. Kolejnym zamówieniem od polskiej ambasady były medale w marmurze,  upamiętniające 100-lecie współpracy dyplomatycznej pomiędzy Polską a Włochami.

Jak to się stało, że skończyłeś studia inżynierskie?

Przypadek. Rysowałem od dziecka, podobnie jak moja mama, babcia, ciotki. Ojciec trochę rzeźbił. Jako nastolatek po 30 godzin tygodniowo rysowałem naturę. Chciałem zostać malarzem. W pracowni artysty z Zabrza, Witka Berusa, przygotowywałem się przez 2 lata do egzaminów na ASP. Jednak nim złożyłem tam aplikację, upomniała się o mnie komisja wojskowa. Skierowano mnie do gdańskiej jednostki pancernej na czołgi, bo skończyłem technikum mechaniczne. Żeby się wywinąć, musiałem błyskawicznie podjąć jakiekolwiek studia. Wybór ochrony środowiska był przypadkowy, miało być na rok, ale studia mnie zainteresowały, więc je ukończyłem. Dzisiaj bardzo mi procentuje znajomość biotechnologii, techniczny sposób rozumowania czy umiejętności mechaniczne z technikum. Dopiero kiedy tu przyjechałem, zacząłem studiować na Akademii w Carrarze.

Często wracasz do Polski?  

Z Polską nie mam wiele kontaktu. Chyba dlatego, że nigdzie w Polsce nie tkwiłem zbyt długo. Do 5 roku życia mieszkaliśmy w Bieszczadach, potem na Mazurach. Miałem 8 lat, kiedy po śmierci taty przenieśliśmy się na Śląsk. Z mazurskich jezior i lasów trafiłem do smutnego, poczerniałego od węgla miasta. Zmieniałem kolegów, bo zmieniałem szkoły. Jako nastolatek byłem dość niepokorny, nosiłem długie włosy, więc wyrzucili mnie z najlepszego liceum w mieście. Potem w technikum mechanicznym poznałem nowe środowisko. Tam niektórych uczniów bali się nawet nauczyciele. Jakoś przeżyłem, ale to nie był mój świat. Wyjechałem i nie wiem, gdzie w Polsce jest to miejsce, do którego miałbym wracać jak „do siebie“.

 

Pocztówki z Mediolanu

0

Mediolan to miasto odmienione. O wiele bardziej, niż można było to sobie wyobrazić zaledwie 5 lat temu, kiedy to ruch drogowy, słaba wydajność oraz niska jakość życia były na językach wszystkich: mieszkańców, osób dojeżdżających do pracy, turystów i pracowników mobilnych. Dziś wszystko uległo zmianie, zadziwiając przede wszystkim samych mieszkańców. W dzisiejszym Mediolanie mnóstwo jest ikonicznych miejsc, spośród ktorych polecamy szczególnie:

Darsena/Naviglio

Mediolan powstał na wodzie, lecz na początku XX w. kanały zostały zasypane. Pozostało kilka charakterystycznych, w pobliżu których toczy się huczne i żywe nocne życie. Darsena zespala te dwa kanały (Navigli). Dziś jest to cel i miejsce wydarzeń, które przeplatają się w zapełnionym po brzegi kalendarzu. 

Brera

Pinakoteka, alejki, restauracje i sklepy „starego Mediolanu”, który dziś odżywa, może trochę udawany, ale jednak sugestywny. 

Porta Nuova/ Gae Aulenti

Nazwa, która niesie w sobie przeznaczenie. Nowa brama, którą Mediolan otwiera względem Europy bardziej innowacyjnej, odważnej, bogatej, ale mimo to gościnnej. Projekt miejski wywołujący dyskusje, ale nie budzący wątpliwości, nowy Potsdamer Platz z wychwalanymi pomysłami w temacie zrównoważonego rozwoju. W tym „pionowym lesie” znajdziemy drapacz chmur nagradzany przez znawców architektury. 

Duomo

W Mediolanie powiedzenie „fabryka Duomo” przywołuje na myśl niekończące się prace. I rzeczywiście, Duomo, szósty pod względem wielkości kościół na świecie, jest stale poddawany renowacjom i pracom konserwacyjnym z uwagi na swoje niezliczone iglice, statuy i dekoracje. Niezaprzeczalne arcydzieło gotyckiej architektury. 

Teatr alla Scala

Dla Mediolańczyków po prostu „la Scala”. Dla muzyków i dyrygentów to cel, do którego zmierza ich kariera. Otwarcie lirycznego sezonu przypada na 7 grudnia, dzień św. Ambrożego, patrona Mediolanu, wraz z wieczorkiem pełnym blasku. Budynek został niedawno odnowiony według odważnego, acz udanego projektu Mario Botty.

Zamek Sforzów/ Parco Sempione

Niezwykły park bogaty w cudowne elementy z różnych epok, który nie ma żadnego powodu, by zazdrościć o wiele bardziej wychwalanym europejskim parkom. W środku znajduje się zamek i twierdza Sforzów, jak również Palazzo della Triennale, Łuk Pokoju i Arena di Milano. Pół dnia zwiedzania wystarczy, by zorientować się w różnorodności artystycznej Mediolanu. 

Modowy czworobok

Moda to Mediolan i viceversa. Wielkie domy mody, pokazy, sklepy tworzą nierozerwalny związek. W swoim bardziej wyrafinowanym, luksusowym wydaniu, ale również w pret-à-porter. Najbardziej atrakcyjnym celem zakupów jest czworobok, wytyczany przez Corso Venezia, Via Spiga, Via Manzoni i najsłynniejszą Via Montenapoleone. Plan podróży, który daje początek ścieżce pełnej inspiracji i pokus. 

Zabytkowy cmentarz

Może to i niecodzienne miejsce na wycieczkę. Jednakże mające w sobie piękno, które nikogo nie zawiedzie. Zbiór architektury i historiografii przejawiającej się w pomnikach, kaplicach, grobach. Wyraz różnorodnych stylów, okresów i tożsamości wielokulturowej. 

Triennale

La Triennale di Milano to kultowa świątynia designu. Tak jak w przypadku mody, design to Mediolan i viceversa. La Triennale to miejsce imprez i wystaw, ale również instytucja, która pielęgnuje, celebruje i chroni sztukę i design mediolański i międzynarodowy. Na balkonie znajduje się niezwykła restauracja z panoramą na miasto. 

San Siro: Milan-Inter

Piłka nożna we Włoszech to religia, a stadion San Siro to jedno z najpopularniejszych miejsc tego „kultu”. Na tym stadionie grają Milan i Inter. Mediolan to jedyne miasto w Europie, które może pochwalić się sukcesem obu swoich drużyn w Lidze Mistrzów. 

Autodrom Monza

Świątynia motoryzacji, najpopularniejszy obok Indianapolis tor wyścigowy na świecie. Znajduje się w obrębie ogromnego parku u bram Mediolanu, w którym usytuowana jest także Villa Reale i fantastyczne pole golfowe z 18 dołkami, najstarsze we Włoszech. 

Ostatnia Wieczerza

W refektarzu klasztoru Santa Maria delle Grazie znajduje się dzieło Leonarda da Vinci, które de facto możemy uznać za najsłynniejsze spośród wszystkich epok: Ostatnia Wieczerza. Jakikolwiek przymiotnik jest zbędny. Warto zaznaczyć, że zwiedzanie możliwe jest jedynie po dokonaniu rezerwacji z dużym wyprzedzeniem.

tłumaczenie pl: Magdalena Siwiecka
foto: Catilina Sherman

Pamięć utrwalona w dziele sztuki

0

O florenckim epitafium Stanislao Bechiego autorstwa Teofila Lenartowicza

We Florencji, w kościele Santa Croce, a dokładniej w jego krużgankach, znajduje się dzieło o tyleż interesujące, co zapomniane. Nie mieście się ono bowiem we wnętrzach świątyni, tuż obok wielkich prac Giotta i Donatella czy nagrobków Dante Alighieriego, Michała Anioła oraz Galileusza. Sporadycznie bywa wspominane w przewodnikach, nie często jest także zauważane przez turystów. Nawet docierający do kościoła Polacy, skupiający się na polonikach, oglądają głównie nagrobki malarza Michała Bogoria-Skotnickiego czy Zofii Zamoyskiej z Czartoryskich, córki sławnej kolekcjonerki Izabeli Czartoryskiej. Wśród tych wielu dzieł znajduje się epitafium poświęcone pamięci pułkownika Stanislao Bechiego (1828-1863).

Postać ta odegrała ważną rolę w dziejach relacji polsko-włoskich oraz na trwałe zapisała się w kanonie narodowych bohaterów. Wszystko dzięki swojej heroicznej i niezłomnej postawie podczas powstania styczniowego. W 1863 roku Bechi uzyskał od Giuseppe Garibaldiego listy polecające i zgłosił się do Komitetu Narodowego w Paryżu aby wziąć udział w powstaniu styczniowym.  Jako dowódca oddziału powstańczego w okolicach Włocławka został zdekonspirowany przez dziedziczkę wsi, w której się ukrywał. Kobieta obawiała się nałożenia wysokiej kary przez Rosjan w przypadku odnalezienia przebywających w jej majątku powstańców. Bechi wyrokiem sądu został publicznie rozstrzelany 17 grudnia 1863 roku. Ostatnie trzy dni przed egzekucją spędził w towarzystwie członkiń Komitetu Opieki nad Więźniami.

Po śmierci Bechiego, Garibaldi w liście do przewodniczącej Komitetu Opieki nad Więźniami Izabeli Zbiegniewskiej, podziękował za jej starania o ułaskawienie włoskiego żołnierza i opiekę nad nim aż do jego śmierci. Jeszcze przed egzekucją Bechi pozostawił działaczce książkę Voyages historiques et littéraires en Italie z dedykacją dla swojej opiekunki (przechowywanej w Muzeum Warszawy), listy do rodziny, fotografie i rzeczy osobiste, te ostatnie odesłano rodzinie razem z garścią ziemi z mogiły pułkownika. Zbiegniewska wraz z dwiema innymi członkiniami Komitetu Opieki nad Więźniami napisała przejmujący list do Julii z Paganich, wdowy po Bechim. Zrelacjonowała w nim ostatnie dni życia pułkownika i samą egzekucję. Jeszcze w grudniu 1863 roku zaczęła współorganizować pomoc finansową dla wdowy i jego dwójki dzieci, 6-letniego Guido i 4-letniej Luizy, akcja ta była prowadzona aż do śmierci przewodniczącej komitetu w 1914 roku.

Zbiegniewska o losach włoskiego powstańca opowiedziała Marii Konopnickiej i Teofilowi Lenartowiczowi, którzy postanowili upamiętnić Bechiego. Konopnicka napisała prosty, acz ujmujący wiersz, którego fragment brzmi:

I ty nie bądź zapomniany,
Stanisławie, dzielny Bechi,
Coś do Polski z Włoch aż przyszedł,
Przez góry, przez rzeki.

Jak lew biłeś się ty śmiało!
Nasza sprawa – twoją sprawą,
Aż zginąłeś rozstrzelany,
Bracie nasz…

We Florencji, tam pieśniarza
Uwieczniło ciebie dłuto –
Tą  śmierć twoją bohaterską
W marmurze wykuto…

Poetka chciała przede wszystkim upamiętnić Bechiego podkreślając jego pochodzenie, odwagę, zaangażowanie i przedwczesną śmierć poniesioną w imię ideałów. Pisała także o płaskorzeźbie, wykonanej przez Lenartowicza, który mieszkał już od kilku dobrych lat we Florencji. Był poetą, rzeźbiarzem, późniejszym wykładowcą w bolońskiej Akademii Adama Mickiewicza oraz znajomym i przyjacielem wielu Włochów. Postanowił w symboliczny sposób zadbać o pamięć o Bechim i wykonał epitafium w formie płaskorzeźby, którą 4 stycznia 1882 roku wmurowano w krużganek bazyliki Santa Croce we Florencji.

Z przekazów Zbiegniewskiej wiadomo, że najprawdopodobniej stworzył dwie wersje pomnika. O pierwszej wiemy z niezachowanej fotografii, najprawdopodobniej mógł to być gliniany model z terakoty. Artysta czasami wysyłał takie prace swoim zleceniodawcom przed ostatecznym wykończeniem. Na fotografii znalazła się scena przedstawiająca pożegnanie Bechiego z żoną. Tego typu motyw był zresztą wykorzystywany także we włoskiej ikonografii. Nie wiemy czy w przypadku tego pomysłu istniał wcześniej wykonany rysunek, co jednak w przypadku pracy Lenartowicza jest prawdopodobne.

Ostatecznie poeta-rzeźbiarz zdecydował się na inny wariant i ukazał w formie reliefu moment kulminacyjny, związany ze śmiercią pułkownika. Na lewo, na koniu, dostrzec można rosyjskiego żołnierza odczytującego wyrok. Bliżej centrum, obok słupa, do którego ma być przywiązany, znajduje się słuchający wyroku Bechi, a u jego stóp leży konfederatka – powstańczy symbol. Pułkownik odgania ręką żołnierza mającego zawiązać mu oczy, towarzyszy im także duchowny odprowadzający skazańca. W jego bliskim otoczeniu grabarz kopie mogiłę, a całość kompozycji domyka dwunastoosobowy pluton egzekucyjny z pułkownikiem po prawej stronie. W tle dostrzec można przyglądające się całej scenie kobiety rozpędzane przez kozaka nahajką. Lenartowicz w sposób realistyczny przedstawił ostatnie chwile Bechiego. Wymowa całości dzieła została podkreślona poprzez wykonane w jasnym marmurze obramowanie, choć pierwotnie zakładano inny, czarny kolor. W klasycznym typie ujęć zaprezentowano cztery postaci. Najprawdopodobniej, u góry, na osi przedstawienia, znajduje się wpół leżący Chronos czytający księgę życia. Na dole, pod reliefem, dostrzec można lwa będącego symbolem nieśmiertelności i męstwa. Z lewej strony artysta ukazał Anioła Wieczności stojącego na kuli ziemskiej i wskazującego na symbol Ducha Świętego. Po prawej stronie całej kompozycji umieszczono na hemisferze personifikację sprawiedliwości, która zdejmuje opaskę z oczu i trzyma w ręce wagę. Całość wieńczy krzyż na akroterionie z wolutami po dwóch stronach oraz inskrypcja w dolnej części.

Początkowo dzieło miało być umieszczone w ścianie bazyliki św. Wawrzyńca, w sąsiedztwie grobu rodziny Becchich, prawdopodobnie doradzono artyście jednak inną, bardziej prestiżową lokalizację – bazylikę Santa Croce. Relief w brązie i marmurowe obramienie wykonano we włoskich warsztatach. Całość nie emanuje jednak tragizmem, a pozostaje zapisem pewnego momentu historycznego. Symboliczny przekaz wzmacniają figury z obramowania, które mają na celu podkreślić wieczną pamięć, cnoty powstańca, Boską protekcje i spokój duszy oraz dziejową sprawiedliwość, ofiara bowiem nie została złożona na marne. Warto pamiętać, że to jedyne rzeźbiarskie dzieło Lenartowicza nawiązujące do powstania styczniowego. Artysta nie pobrał też za swoją pracę wynagrodzenia, a pieniądze na materiały i odlew uzyskano ze specjalne zorganizowanej zbiórki na ten cel.

Historia ta ma także swój epilog. W 1923 roku władze Florencji podjęły decyzję o podarowaniu mieszkańcom Włocławka kopii reliefu z Santa Croce. 28 września 1924 roku, z inicjatywy Koła Polsko-Włoskiego, odsłonięto w jednym z parków we Włocławku pomnik Bechiego, którego główna tablica wzorowana była na dziele Lenartowicza. Jednak w czasie II wojny światowej dzieło zostało zniszczone, udało się jednak ocalić płaskorzeźbę. Odratowany relief stanowił zasadniczą część pomnika, jaki stanął ponownie we Włocławku w 1965 roku. W 2003 roku monument przeniesiono w pobliżu miejsca, w którym pułkownik został rozstrzelany.

Za udostępnienie tekstu Izabeli Zbiegniewskiej o Bechim dziękuję Paniom: Urszuli Michalskiej i Urszuli Królikowskiej z Miejskiej Biblioteki Publicznej im. Zdzisława Arentowicza we Włocławku.

„Włoskie wakacje”, reż. James D’Arcy PREMIERA: 7.08.2020

0

Włoskie wakacje / tytuł oryg. „Made in Italy

reżyseria: James D’Arcy
scenariusz: James D’Arcy
obsada: Liam Neeson, Micheál Richardson, Valeria Bilello, Lindsay Duncan
gatunek: komedia
czas trwania: 1h 34 min.

premiera PL: 7.08.2020
dystrybucja: M2 Films

Liam Neeson, tym razem w cudownej, komediowej odsłonie, w rozgrzewającej serce opowieści o tym, że w malowniczej Toskanii… wszystko można zacząć od nowa!

Robert i jego syn Jack przyjeżdżają do Włoch, by jak najszybciej sprzedać rodzinną willę. Okazuje się jednak, że dom wymaga gruntownego remontu, ich przymusowe wakacją potrwają dłużej niż zakładali, a w malowniczej Toskanii… wszystko można zacząć od nowa.

Malownicza wioska w Toskanii, lokalne wino, najlepsze risotto i włoskie słońce, które zmienia wszystko. Czy można wyobrazić sobie lepsze miejsce? Robert i jego syn Jack od lat utrzymują kontakt raczej sporadycznie, a jedną z niewielu łączących ich rzeczy jest rodzinna willa w Toskanii. Kiedy Jack wpada w finansowe tarapaty, postanawia odezwać się do ojca i namówić go do sprzedaży domu. Obaj chcą jak najszybciej załatwić sprawę, podpisać odpowiednie papiery i wrócić do swojego londyńskiego życia.

Wszystko jednak komplikuje się, gdy na miejscu zamiast pięknego domu, który zapamiętali, zastają kompletną ruinę. Robert i Jack będą musieli spędzić razem więcej czasu niż zakładali i przeprowadzić gruntowny remont, aby sprzedać posiadłość. Wspólne prace idą naprawdę źle, ale zagubionym mężczyznom z pomocą przychodzą mieszkańcy pobliskiego miasteczka, w tym Natalia, właścicielka lokalnej restauracji. Z każdym kolejnym dniem Robert i Jack przekonują się, że tu czas płynie inaczej, to co wydawało się ważne, może poczekać, a Toskania to miejsce, w którym być może warto spróbować wszystkiego od nowa.

 Wielka pasja Elisabetty Franchi 

0
fot. Baranowski/AKPA

Artykuł został opublikowany w numerze 78 Gazzetty Italia (grudzień 2019-styczeń 2020)

Elisabetta Franchi to z pewnością jedno z najgłośniejszych nazwisk włoskiej mody w mijającym roku. Historia projektantki i właścicielki marki modowej o tej samej nazwie to najlepszy dowód na to, że „amerykański sen” może się ziścić również we Włoszech. Blisko 2 miliony obserwujących na Instagramie, ponad 100 milionów euro przychodu i około 90 butików monobrandowych na całym świecie to liczby, które mówią same za siebie. Jednak sukces ten nie byłby możliwy bez pasji, poświęcenia i ciężkiej pracy, które projektantka wkłada w tworzenie swoje marki już od ponad dwudziestu lat. 

Historia Elisabetty Franchi rozpoczęła się w Bolonii, mieście, w którym urodziła się i mieszka do dziś, tam też znajduje się główna siedziba jej firmy. Elisabetta odziedziczyła determinację w dążeniu do celu po swojej matce, która samotnie wychowywała ją i jej czwórkę rodzeństwa. Franchi już jako mała dziewczynka stworzyła zarys własnej marki, a jej ukochana lalka Betty była jej pierwszą modelką. Zresztą to właśnie jej imieniem nazwała swoją pierwszą firmę. Jeszcze na studiach pracowała jako asystentka w sklepie z ubraniami, ten okres nauczył ją słuchać swoich klientek i zwracać uwagę na ich potrzeby. Sama Elisabetta twierdzi, że to właśnie ten czas był dla niej kluczowy i stanowi podstawę jej sukcesu zawodowego. Tworząc modę, nie myślę wyłącznie o jej kreatywnej stronie i spełnianiu swoich artystycznych aspiracji. Nadal zależy mi na tym, by błyskawicznie reagować na potrzeby i zachcianki moich klientek. – mówi projektantka. 

Franchi swoje pierwsze atelier otworzyła w 1996 r., współtworzyła je wtedy tylko z pięcioma osobami. Zaledwie dwa lata później powstała spółka Betty Blue S.p.a, gdzie zaprojektowała kolekcję CELYN b, która nawiązywała do paryskiego stylu. W 2012 roku projektantka zdecydowała się na zmianę nazwy firmy, od tego czasu jej marka firmowana jest jej imieniem i nazwiskiem. Obecnie firma liczy aż 300 pracowników, a sklepy Elisabetta Franchi znajdziemy niemal na całym świecie w takich miastach jak: Paryż, Mediolan, Madryt, Moskwa, Warszawa, Hongkong czy Dubaj. Ubrania marki Elisbatta Franchi jak i styl samej projektantki są niezwykle kobiece. Podkreślają walory kobiecej sylwetki, a przy tym ukrywają jej mankamenty. Mimo że marka ma już 20 lat, to podstawą każdej kolekcji są te same kroje, czyli dopasowane, wydłużające sylwetkę spodnie, skórzana kurtka i podkreślająca kształty sukienka. 

Najnowsza kolekcja Elisabetta Franchi na sezon wiosna-lato 2020 została zaprezentowana w trakcie Milan Fashion Week, a zaledwie miesiąc później w Warszawie na uroczystej gali zorganizowanej w ramach obchodów stulecia polsko-włoskich relacji dyplomatycznych. Organizatorem wydarzenia było GPoland. Wśród głównych sponsorów tej niezwykłej gali znalazła się Ambasada Włoch w Polsce, Generali, ENIT, Inalca, GPoland oraz Cisowianka Perlage. Główną inspiracją zaprezentowanej w Warszawie kolekcji było morze. Marynistyczny styl został zdefiniowany na nowo, a błyszczące i prześwitujące tkaniny sprawiły, że ubrania są niezwykle kobiece. Tworząc tę kolekcję, chciałam oddać beztroską atmosferę wakacji, ale przede wszystkim zreinterpretować charakterystyczne dla mody marynarskiej kolory i motywy. Intensywna czerwień i niebieski nie są odcieniami, które chętnie nosimy na co dzień. Jednak uwielbiamy myśleć o nich w kontekście wakacji. – tłumaczy projektantka. 

Elisabettę Franchi śmiało można nazwać królową włoskiego Instagrama. Jej konto na tym, jakże popularnym, medium społecznościowym obserwuje blisko 2 miliony użytkowników. Niemal każdego dnia za jego pośrednictwem Elisabetta dzieli się ze swoimi fanami nie tylko najnowszymi projektami ale również życiem prywatnym. Zarówno na jej insta stories jak i w filmie dokumentalnym „Essere Elisabetta”, który został wyemitowany w tym roku we włoskiej telewizji, widać poświęcenie i ciężką pracę, jaką wkłada w rozwój firmy. Mimo wielu sukcesów jak i ponad 20 lat w branży mody, Franchi nie ma zamiaru spoczywać na laurach, praca to dla niej wielka pasja i bez niej nie wyobraża sobie życia.

fot: Podlewski / AKPA, Baranowski/AKPA

Filmowa Toskania, komedia i „Włoskie wakacje” reż. James D’Arcy

0

Odcinek 6. z cyklu „Dopóki jest kino jest nadzieja”

W tym odcinku Diana Dąbrowska opowiada o komediowej odsłonie Filmowej Toskanii. Na wstępnie wspomina o najnowszym filmie Jamesa D’Arcy’ego „Włoskie wakacje” (oryg. „Made in Italy” 2020). Następnie bardzo obszernie omawia filmowych twórców Toskanii, w tym takich ambasadorów komedii jak Francesco Nuti, Carlo Verdone, Roberto Benigni, Leonardo Pieraccioni, Paolo Virzì czy Massimo Ceccherini.

Diana jest także współredaktorką książki „Kino włoskie po 1980 roku”

Odcinek 5. Paolo Sorrentino: „Il Divo” e „L’uomo in più”

Odcinek 7. Filmowa Toskania cz. 2: autoterapia, krajobrazy i Pinokio