W Mediolanie nie można się nudzić

0
141

Myślę, że najtrudniej jest zacząć pisać pierwszy artykuł, rubryka w rubrykę, a dla mnie jest to też nowe czasopismo. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, zacznę od tego kim jestem i dlaczego ta rubryka będzie nazywać się „Ostrzymy szpilki” (jeżeli was to nie interesuje przeskoczcie kilka linijek i zacznijcie czytać od zdania „Dla kogoś takiego jak ja”).

Nazywam się Barbara Garavelli Nani Mocenigo i jestem córką Piemontczyka Giancarla Garavellego i wenecjanki Gabrielli, po których noszę moje długie nazwisko, nieproporcjonalne do zawartości mojego konta bankowego.

Urodziłam się w Edynburgu, w Szkocji, trochę przez przypadek. Pierwsze lata dzieciństwa spędziłam w Rzymie, a następnie mieszkałam w Wenecji aż do ukończenia liceum.

W 1989 roku przyjechałam do Mediolanu, by studiować Public relations na uniwersytecie IULM i od tego czasu nigdzie się już nie ruszyłam.

Mój wrodzony talent, któremu pomogłam studiami, sprawił, że zostałam PR menadżerką we wszystkich możliwych dziedzinach: lokale, wydarzenia, hotele, a nawet drużyna piłkarska (podpowiem, że właśnie wygrała Mistrzostwo kraju). Z łatwością przychodzi mi rozmawianie, zabawianie, organizowanie, pomaganie, dzielenie i rozwiązywanie. Ciężej przychodzi mi oddychanie, usiedzenie w miejscu, nie myślenie o niczym, a przede wszystkim robienie jednej rzeczy na raz.

Jestem kobietą całkowicie przejrzystą, nie ze względu na ubiór, przede wszystkim dlatego, że nigdy nie kłamię, w związku z tym powiem wam, że mam 52 lata i jestem dumna z tego, jak osiągnęłam ten wiek.

Jestem rozwiedzioną mamą czternastolatka. Kieruję to do mam, które czytają artykuł, żeby zyskać odrobinę przychylności. Jak wszyscy, mam swoje problemy, zawody miłosne, momenty, w których chciałabym wszystko rozwalić (kilka razy rozwaliłam coś naprawdę), ale nie potrafię przeżyć dwóch godzin bez uśmiechu. Nie mówię o okolicznościowym ustawieniu ust w uśmiech, ale o tym prawdziwym, pochodzącym z serca.

Jak to robię, że jestem zawsze taka wesoła? Wszyscy mnie o to pytają a odpowiedź jest bardzo prosta: każdego ranka budzę się i ostrzę szpilki. Uwaga! Powiedziałam, że je ostrzę, a nie zakładam. Mam 1,76 cm wzrostu i bardzo niechętnie zakładam obcasy (wolę jeansy i sportowe buty).

Ostrzenie szpilek jest dla mnie trochę tym, co robią mężczyźni, gdy ostrzą noże: staram się zawsze myśleć o tym, co miałam i co zrealizowałam oraz o tym, co mogę jeszcze zrobić, a nie o tym, co poszło źle i dawno minęło, ponieważ to niepotrzebne i frustrujące.

Wszyscy mamy powód do śmiechu, wystarczy nie skupiać się na negatywnych myślach, myśleć o bliskich dla nas osobach, posłuchać muzyki czy obejrzeć zachód słońca.

Wystarczy już mówienia o mnie, porozmawiajmy o mieście, w którym żyję od 33 lat, o Mediolanie.

Dla kogoś takiego jak ja, nadpobudliwego i ciekawskiego, Mediolan jest najlepszym miastem do mieszkania we Włoszech. Znajdziesz tu wszystko czegokolwiek szukasz, a często ta rzecz pierwsza znajdzie ciebie, z nowymi restauracjami, wystawami i wydarzeniami. Tutaj nie możesz się nudzić. Nawet jeśli zostałeś w domu oglądać film, czytać książkę, będziesz słyszał miasto, które żyje i emanuje energią.

Mimo, że mam 52 lata, zachowuję entuzjazm piętnastolatki. Nigdy więc nie mogłabym przegapić wspaniałej wystawy „The art Of The Brick”, gdzie można zobaczyć około miliona klocków lego, z których zbudowane są rzeźby Nathana Sawaya’ego.

Gdy mówię „rzeźby” nie mam na myśli konstrukcji, które tworzyliśmy jak byliśmy mali, polegając na naszej fantazji czy na skomplikowanych instrukcjach, mówię o obrazach takich jak „Gwiaździsta noc” Van Gogha, „Mona Lisa” Leonarda da Vinci, dinozaurze ogromnych rozmiarów czy o „Dawidzie” Michała Anioła.

W 1980 roku wielki historyk Argan powiedział: „Sztuka umarła”. Sztuka mogłaby przetrwać tylko z użyciem nowych materiałów, form, ideałów i technologii.

Pop art, sztuka uboga i wizualizm pokazały, że sztuka może zjechać ze „starych” torów i pokazać się światu w innym przebraniu.

Nathan Sawaya, inspirując się tymi starymi torami, rozwinął skrzydła gdzieś w galaktyce, która sprowadza dorosłych z powrotem do przeszłości, a dzieci do swoich zaczarowanych lasów.

Jest to wystawa, której nie można przegapić i która zasługuje na podróż do Mediolanu. Ajeżeli po wystawie macie ochotę na kawę, szybki obiad albo doskonałe aperitivo, kilka metrów obok znajdziecie „Bobino”, znajdujące się wewnątrz starej stacji kolejowej Porta Genova na placu Porta Genova 4.

Lokal ten jest otwarty od niedawna, ale już zagościł w sercach mediolańczyków oraz pewnej wenecjanki, która w każdy wtorek organizuje tam aperitivo z potańcówką dla tych z nas młodych inaczej.

W każdy wtorkowy wieczór, który po latach lockdownu zdecydowaliśmy się nazwać „Contatto”, tańczy się już o 21, a o 24 lokal jest zamykany, abyśmy w ten sposób mogli obronić się przed przedwczesnym starzeniem, idąc spać wcześnie.

Mam wam wiele do opowiedzenia o Mediolanie, ale wyczerpałam ilość znaków, więc musicie oczekiwać „następnego odcinka”.

Ostrzcie szpilki, a ja wrócę niedługo!

Tłumaczenie pl: Anna Dąbrowska