Moja wielka włoska wycieczka

0
1098
OLYMPUS DIGITAL CAMERA

autorzy: Małgorzata Tolko, Jan Steinmetz

Z niecierpliwością odliczałam dni do moich pierwszych włoskich wakacji. Zanim jeszcze stopniał śnieg w Warszawie, a temperatury stały się nieco łaskawsze, byłam myślami w Bel Paese, znanym mi wówczas jedynie ze zdjęć i godnych pozazdroszczenia opowieści znajomych. Chciałam zorganizować niezapomniany wyjazd, podczas którego mogłabym zwiedzić w towarzystwie przyjaciół malownicze miejsca, urokliwe miasteczka i podziwiać zapierające dech w piersiach widoki. Z pomocą Janka, mojego kolegi ze studiów, który szczegółowo zaplanował całą wycieczkę, moje marzenie się ziściło. I tak oto rozpoczęła się moja wielka włoska przygoda.

Wraz ze wschodem słońca wyleciałam z przyjaciółmi z Warszawy do Bergamo, położonego niecałe 45 km od Mediolanu. To lombardzkie miasteczko jest podzielone na dwie części: wysoką (starszą) i niską. Po wjeździe kolejką szynową do Wysokiego Bergamo mogliśmy zobaczyć malowniczą panoramę dolnego miasta, przypominającą zdjęcie z pocztówki. Spacer po starówce uwieńczyliśmy solidną porcją lodów domowej roboty. Wieczorem wybraliśmy się na zwiedzanie drugiej części, zaczynając od średniowiecznej katedry św. Aleksandra przy Piazza del Duomo. Oprócz kaplic poświęconych różnym świętym, mogliśmy zobaczyć kryptę, w której pochowano biskupów Bergamo.

Drugi dzień wycieczki spędziliśmy w Pawii – niewielkim, ale jakże urokliwym miasteczku. Grzechem byłoby nie zajść do renesansowej katedry, będącej piątą największą świątynią we Włoszech. Co ciekawe, jednym ze współautorów jej projektu był sam Leonardo da Vinci. Pełne przepychu wnętrza ociekające złotem z ozdobami charakterystycznymi dla epoki, w której powstała katedra, zrobiły na nas ogromne wrażenie. Pod koniec intensywnego dnia zjedliśmy kolację w restauracji, w której wszyscy traktowali nas z niezwykłą serdecznością, gdy tylko usłyszeli, że mówimy po włosku. Jeden z kelnerów przyznał nawet, że ma znajomych w Polsce i chętnie by odwiedził nasz kraj! Następnego ranka udaliśmy się do Certosa di Pavia, gotyckiego klasztoru zbudowanego na terenie należącym niegdyś do rodziny Viscontich. W klasztorze, dawniej zamieszkiwanym przez członków zakonu kartuzów, dziś przebywają cystersi, którzy oprowadzają turystów po zabytkowych pomieszczeniach, opowiadając historię tego miejsca.

Kolejnym celem podróży były Cinque Terre, a dokładniej Riomaggiore. Klimat tego miejsca jest niezwykły: kolorowe domy, kamienista plaża, błękit Morza Liguryjskiego… Robiliśmy jednodniowe wypady do niektórych miejscowości wchodzących w skład tej części riwiery liguryjskiej. Najpierw pojechaliśmy zatłoczonym pociągiem do pełnej pastelowych kamieniczek Vernazzy. Główny deptak przy porcie był pełen turystów, którzy, tak jak i my, robili zdjęcia romantycznemu morskiemu krajobrazowi. Krystalicznie czysta woda przyciągała plażowiczów, którzy godzinami wystawiali swoje półnagie ciała na słońce. Druga na naszej liście była Manarola. Niestety okazało się, że słynna Via dell’Amore, czyli Ścieżka Miłości wiodąca do niej z Riomaggiore wzdłuż brzegu morza, jest… zamknięta od dwóch lat! Na szczęście dowiedzieliśmy się o tym nieco wcześniej i wybraliśmy trasę górską. Przeprawa po stromych i wąskich zboczach była dość wyczerpująca, jednak bajkowe widoki poprawiły nam humor.

Ostatnim miejscem, które zwiedziliśmy, była Piza. Oczywiście główną atrakcję stanowiło Pole Cudów. Odwiedziliśmy baptysterium, łączące aż trzy style architektoniczne: romański, gotycki i renesansowy. Baptysterium to posiada niezwykłą akustykę. Weszliśmy też do katedry, która zachwyciła nas swoimi ogromnymi drzwiami z brązu. Można było na nich zobaczyć misternie wykonane scenki o charakterze religijnym, w których zadbano o każdy szczegół, nawet wyrazy twarzy postaci. Zobaczyliśmy również jeden z najsłynniejszych cmentarzy we Włoszech, Camposanto. Cmentarz otoczony jest krużgankami, a wnętrze budynku zdobią liczne freski. Spoczywają tu ważne osobistości, takie jak artyści czy profesorowie. Na koniec zrobiliśmy sobie zdjęcie z Krzywą Wieżą w tle, ale takie zwyczajne, bez udawania, że ją podtrzymujemy.

W sumie we Włoszech spędziliśmy dziesięć dni. Dziesięć cudownych, aktywnych dni, podczas których zobaczyłam wiele magicznych miejsc, doświadczyłam włoskiej gościnności i spędziłam niezapomniane chwile z moimi przyjaciółmi. Na pewno jeszcze nie raz odwiedzę ten piękny kraj, w którym nadal jest tyle do odkrycia.