Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 115

Szklaneczki z kuskusem w szafranie z chrupiącymi warzywami

0

Składniki na 8 szklaneczek; dla około 4 osób

  • 250 g wcześniej ugotowanego kuskusu
  • 250 ml wody
  • 1 duża cukinia lub 2 małe
  • 1 czerwona papryka
  • 1 marchew
  • 1 szalotka lub pół słodkiej cebuli
  • 10 pomidorków
  • kilka listków bazylii
  • 1 saszetka szafranu
  • 100 g fontiny lub emmentalera
  • sól, pieprz lub peperoncino, oliwa z oliwek
  • 2-3 łyżki białego wytrawnego wina

Przygotowanie:

Wszystkie warzywa obrać i umyć: cukinię, paprykę i marchew pokroić w kosteczkę. Szalotkę pokroić w cienkie plasterki i włożyć do dosyć dużego teflonowego garnka. Dodać 2 czubate łyżki oliwy i podsmażyć; później dodać pokrojone w kosteczkę warzywa, odparować z białym winem, doprawić solą i pieprzem i gotować maksymalnie przez 5-7 minut, utrzymując chrupkość warzyw. W tym momencie dodać pomidorki, również pokrojone na kawałki, i gotować wszystko razem przez kilka minut. Zdjąć z ognia i ostudzić.

W garnuszku doprowadzić do wrzenia osoloną dwiema szczyptami soli wodę, do wody dodać szafran. W żaroodpornej miseczce umieścić kuskus. Kiedy woda z szafranem zacznie wrzeć, należy polać nią kusksus i przy pomocy widelca dobrze wymieszać. Dodać kilka łyżek oliwy, przykryć miseczkę talerzem i odstawić na około 10 minut.

W międzyczasie ser pokroić w kosteczkę, a liście bazylii porwać rękoma. Kuskus dobrze rozdrobnić widelcem, a jeśli będzie taka potrzeba, dodać jeszcze odrobinę oliwy. W tym momencie do chrupiących warzyw dodać kuskus i dobrze wymieszać; na koniec połączyć z serem i bazylią.

Kuskus przełożyć przy pomocy łyżki do szklanych lub plastikowych szklaneczek.

Każdą szklaneczkę udekorować listkiem świeżej bazylii.

Smacznego!

Od Jean-Luc Nancy po Santiago Sierra, czyli cielesność w warszawskiej Zachęcie

0

Nagie, uszkodzone, upokorzone: takie są ciała wystawione w Zachęcie – Galerii Narodowej w Warszawie, w której do 19 października podziwiać można szeroki wybór prac, których głównym motywem jest cielesność.

Wystawa i jej tytuł inspirowane są jednym z najważniejszych tekstów współczesnej filozofii, autorstwa Jean-Luc Nancy, Corpus (1992). Nancy, jako reprezentant myśli dekonstrukcyjnej, w swym eseju przedstawia rolę ciała w tradycji zachodu: poświęcone duchowi i sferze religijnej, zdeklasowane przez samochód w zdominowanym przez technikę świecie wspołczesnym, zdyskryminowane i wykorzystane w sferze politycznej. Jednym słowem przez wieki ciało, poddawane stopniowej degradacji, zyskało funkcję tylko i wyłącznie reprezentatywną. Nancy przedstawia je jako traktowany instrumentalnie, już nie wolny, ale podporządkowany i pozbawiony swej autonomii przedmiot.

Wystawę otwiera film Status (2005) Dominika Lejmana, który jest wyraźnym nawiązaniem do dzieła Andrei Mantegni „Martwy Chrystus”: anonimowe i pozbawione życia ciało leżące na łóżku, oczekujące powrotu, lub, innymi słowy, oczekujące zmartwychwstania. Licznik odliczający czas przesuwa się do stóp postaci i, podczas gdy nic się nie zmienia, pogłębia się świadomość pustki przed poczuciem skończoności, która charakteryzuje wszelkie formy życia.

Związek ciała ze śmiercią pogłębiony został także w pracy Mariny Abramović, którą podziwiać można na wystawie w formie video performance, zatytułowanej Nude with Skeleton (2005), a także u Zbigniewa Libery, w filmie Obrzędy intymne (1984), w którym polski artysta przeżywający okres twórczego odrodzenia poświęca swoje dnie opiece nad umierającą babcią. Codziennie myjąc ją i ubierając, staje się uczestnikiem niezwykle intymnego i poruszającego rytuału. Film Libery, w swojej prostocie, jest jednym z najbardziej znaczących dzieł na wystawie. Przedstawia ono bowiem temat cielesności z wrażliwością, jednocześnie obalając wszelkie oczywistości i schematy z nim związane.

Inną pracą, również z pewnością zaliczaną do tych najważniejszych, jest 250 cm Line Tattooed on Six Paid People (1999), Santiago Sierry: sześciu młodych Kubańczyków stojących obok siebie, którym za wynagrodzeniem w wysokości 30 dolarów, kolejno wytatuowano linię ciągłą na plecach. Natomiast ciało Sierry przedstawione jest jako upolitycznione, gdyż zostało zdegradowane i poddane przemocy przez dominujący system gospodarczy. Równoległe i podobne do poprzedniego jest ciało przedstawione przez Valie Export, również wytatuowane, ale z innych powodów: dzieło Body Sign Action (1970) to fotografia, na której artystka przedstawiona jest z wytatuowanym pasem do pończoch, który z kolei stanowić ma znak rozpoznawczy na skórze, przedstawiający symboliczną dyskryminację płci i stłumioną seksualność.

Kolejne przedstawione na wystawie ciała, to chore i ranne ciało proponowane przez Alinę Szapocznikow i Marka Koniecznego, następnie nagie ciało symbolizujące emancypację Vanessy Beecroft, aż po tzw. ciała-akcesoria Sary Lucas, które wraz z serią asamblaży odwołują się do tematu w sposób cyniczny i cielesny.

Prace wydają się przemieszczać, ukazując się kolejno w bardzo szybkim tempie. Lista artystów prezentowanych na wystawie jest naprawdę długa, a dzieła wydają się nakładać na siebie. Jednak to, czego brakuje, to odpowiednio ukierunkowany wybór prac i odmienne spojrzenie na temat i sposób jego przedstawienia.

Oglądając wystawę widz pozostaje wciągnięty i pozostawiony bez tchu. Zbiór dzieł pozostawia jednak niewiele miejsca na refleksję. Wystawa proponuje widzom garść prac związanych z tematem cielesności, jednak całościowo nie będących w stanie ukazać go w sposób inny niż spodziewany przed przekroczeniem progu wejściowego na wystawę. Dużo nagości, wizja tematu jasna, jednak w zasadzie ta sama; nigdy wulgarna czy prowokacyjna, ale również rzadko błyskotliwa. Przykład tego, jak często odwaga i pomysłowość twórcy, upadają w obliczu ciężaru i odpowiedzialności, które niosą ze sobą określone tematyki.

Wystawa będzie czynna do 19 października 2014.

Pocałunek przy Barbakanie

0

(tłum. Katarzyna Kurkowska)

Zamykam oczy w nareszcie ciepłej, sierpniowej Warszawie, rozciągnięty na trawie w cieniu murów Barbakanu. Wera zostawiła mnie tu, a sama poszła na rozmowę o pracę. W międzyczasie powinienem przestudiować notatki na temat historii tej renesansowej fortecy, która zaledwie po kilku latach stała się przestarzała, a to za sprawą szybkiej ewolucji artylerii. Ale tu, w cieniu, jest mi tak przyjemnie, czuć powiew świeżego powietrza, notatki mogą poczekać, w końcu Barbakan nigdzie się stąd nie rusza. W oddali słychać dźwięki akordeonu muzyka, który zwykle gra na rogu ulicy Freta. Przewodniczka wyjaśnia po francusku, że około 1500 roku pewien włoski architekt zaprojektował ten bastion. Ale jak to ‘pewien włoski architekt’?Czyżby pani przewodnik nie doczytała notatek? To był Jan Baptysta Wenecjanin! Mam wrażenie jakbym widział go w renesansowych szatach, odmierzającego i badającego materiały. Tymczasem końskie kopyta uderzają o kocie łby, ciągnąc dorożki z turystami, które przejeżdżają przez Barbakan, aby wjechać na stare miasto. To samo miasto, które Bernardo Bellotto malował i pokazywał Stanisławowi Poniatowskiemu w czasie włoskich kolacji, organizowanych przez króla raz na tydzień. Ale oto nadjeżdża kolejna dorożka, tym razem w przeciwnym kierunku, zbliża się do Barbakanu. Któż może być w jej wnętrzu? Czarny trikorn i płaszcz, czyżby Casanova? Dorożka zatrzymuje się w samym środku wieży Barbakanu. Woźnica mamrocze coś w kierunku eleganckich pasażerów. On w trikornie i płaszczu, ona – w fiołkoworóżowej sukni. Jak nakazuje etykieta, rycerz wysiada pierwszy i oferuje jej swoje ramię. Następnie ruszają pieszo, podążając wzdłuż półkolistych murów.

“Oj, muszę trzymać się na baczności, jestem w towarzystwie Włocha,” żartuje przekornie promienne dziewczę.

“A czemuż to, łaskawa Pani? Jestem Wenecjaninem, a w naszym mieście znamy dobre maniery”, odpowiada elegancki rycerz.

“Mówi się, jakoby Włosi szybko skracali dystans dzielący ich od kobiety, a ja już czuję uścisk Pana ramienia”.

“Zatem zagrajmy w grę, a pokażę Pani, że dzieje się zupełnie na odwrót”, ripostuje natychmiast młody Casanova, cofając rękę, którą trzymał dziewczynę.

“Jaką grę? Jestem ciekawa!”.

On patrzy na nią z poważną twarzą: “Zadam pięć pytań, przy każdej prawidłowej odpowiedzi wycofam się o krok oddalając się od Pani, przy każdej błędnej odpowiedzi, moja droga damo, będzie Pani musiała oprzeć jedną z części swojego ciała na moim”.

Dziewczyna jest dumna i nie chciałaby wyjść na zlęknioną czy nieobytą w świecie: “Dobrze, proszę rozpocząć grę!”

Mężczyzna zdejmuje trikorn:”Jak głęboka jest fosa, która okrąża te mury?”.

“O, mój panie, proszę wiedzieć, że jako prawdziwa dama nad matematykę przedkładałam inne sztuki. Może 10 metrów?”

Rycerz uśmiechając się mówi: “W rzeczywistości 15 metrów. Powinna Pani dotknąć mnie jakąś częścią swojego ciała, ale jeśli Pani zechce – zagramy w inną grę”.

Dziewczyna patrzy mu prosto w oczy, opiera prawą stopę na lewej swojego konkurenta i mówi: “Trochę rozrywki nie zaszkodzi.”

Tak więc rycerz kontynuuje: “Domyślam się, że Pani ubranie jest z jedwabiu. Wzdłuż jakich szlaków dotarła do Warszawy ta najdelikatniejsza z tkanin?”

Dziewczyna mówi bez wahania: “Na pewno pochodzi z egzotycznych miejsc, których ze względu na mój młody wiek nie znam jeszcze, mimo że pragnę odkryć je jak najszybciej”, a jej prawa dłoń układa się na lewym biodrze rycerza.

“Z jakiego powodu takie damy jak Pani stoją po prawicy rycerzy?”.

Dziewczyna łapie się lewą dłonią boku rycerza i odpowiada: “Może po to, aby mężczyzna mógł damę lepiej chwycić!”

Rycerz czuje, że to nie on prowadzi tę grę. “Tak naprawdę to dlatego, że po lewej nosimy szpadę, która w razie potrzeby musi zostać bez przeszkód obnażona”.

“A czwarte pytanie?”, przerywa mu dziewczyna, która z jedną stopą postawioną wyżej, a drugą niżej potrzebuje odzyskać swoją równowagę.

“Jeśli będzie mi jeszcze dane spacerować z jaśnie panienką, zaprowadzę Panią do Łazienek, najpiękniejszego parku w Pani Warszawie. Kto go zaprojektował?”

Dziewczyna zaciska uchwyt dłoni na bokach rycerza i podnosi również lewą stopę. Teraz, z niewielkiej odległości, stwierdza: “Tego akurat naprawdę nie wiem! Chciałabym, aby Pan, z łaski swojej, zabrał mnie tam jak najszybciej i wyjaśnił całą historię.”

To właśnie w takich momentach widać, czy mężczyzna jest prawdziwym rycerzem i tak oto, ciesząc się niezmiennie bliskością i delektując się jeszcze bliższym kontaktem z tym uosobieniem kobiecości, dżentelmen oferuje jej pytanie ratunkowe: “Mówiąc o dobrych manierach, opowiadałem Pani o nas, Wenecjanach, jacy jesteśmy światowi i jak dobrze je znamy. Dlatego teraz powie mi Pani z łatwością z jakiego miasta pochodził Jan Baptysta, który zaprojektował ten wasz Barbakan.”

Dziewczyna potrząsa lekko głową i bierze głęboki oddech. “Dobre maniery nie są z pewnością cechą wymaganą u kogoś, kto projektuje wojenną konstrukcję, mającą bronić nas przed atakami najeźdźców… Zatem nie był to Wenecjanin”.

Delikatny zapach, który unosił się z szyi dziewczyny odurzał dżentelmena, wydaje mi się, że ja też go czuję. Dystans się skraca, dotykają się już ponad czterema częściami ciała, a oto wargi miękkie niczym róża dotykają ust rycerza. Jest to najbardziej przewidywalny, a zarazem niespodziewany pocałunek, jaki można sobie wyobrazić. Ja też go czuję na swoich ustach.

“No ładnie, to taki jesteś?” słyszę urażony głos. Nic nie rozumiem. W moim umyśle dżentelmen i dama nadal delikatnie się całują. “Z zamkniętymi oczami całujesz każdego, kto się zbliży?” Otwieram oczy, obok mnie jest Wera. “Co mówisz? Co się dzieje?” mamroczę. “Zobaczyłam cię tu z rozanielonym wzrokiem, podeszłam bliżej, oparłam swoją pierś na twojej, później usta. A ty, jak gdyby nigdy nic, pocałowałeś mnie!!! Skąd wiedziałeś, że to ja? A gdyby to była jakaś inna?”

“Ależ Wera! Rozpoznałem twój zapach, sposób, w jaki się o mnie opierasz, twoje usta. Jestem weneckim dżentelmenem, czyż umiałbym ci odmówić pocałunku?”

Kinga Gradowska: “Warszawa stanie się jedną z przyszłych stolic sztuki współczesnej”

0

Wśród bohaterów “Trendy Warszawy”, stolicy, która w modzie i sztuce zaczyna odgrywać ważną rolę i do której odwołuje się cała Europa, znajduje się Kinga Gradowska.

Założycielka projektu ARTsupport, kurator i mecenas sztuki, Kinga Gradowska od kilku lat zajmuje się promocją twórczości krakowskiego artysty Marcina Kowalika, dla którego zorganizowała wiele wystaw w różnych galeriach i instytucjach, takich jak siedziba Rzeczypospolitej Polskiej przy Unii Europejskej w Brukseli albo w licznych galeriach w Berlinie, Dublinie oraz w Miami Art Bassel w Stanach Zjednoczonych. “W międzyczasie jako ARTsupport bierzemy udział w wielu targach i aukcjach sztuki w kraju i za granicą” – opowiada Kinga, której pierwsze spotkanie ze sztuką zaczęło się w Liceum Plastycznym w Zamościu. “Sama maluję i rzeźbię. Wiedzę oraz doświadczenie, które nabyłam na studiach oraz w pracy w marketingu, zdecydowałam połączyć. Dzisiejsza rzeczywistość artystyczna cały czas zmienia się, artysta potrzebuje wsparcia menedżerskiego, które mogę zaoferować, współpracując z nowymi partnerami, sponsorami i ludźmi opiniotwórczymi. Dzięki połączeniu sił powstają ciekawe projekty, a rezultat takich działań jest bardzo konstruktywny.”

Polska i Warszawa od kilku lat znane się na całym świecie dzięki doskonałym wynikom ekonomicznym, czy istnieje wzrost jest zauważalny także w dziedzinie sztuki współczesnej?

W Polsce rynek sztuki zauważalnie zmienia się i ja obserwuję te zmiany z dużą nadzieją, myślę, że w ciągu dwóch, trzech lat będziemy porównywalni do Berlina. Polacy mogą sobie pozwolić na dobre samochody oraz drogie ubrania, jednak uważam, że nie rozumieją wciąż wystarczająco dobrze sztuki współczesnej. Boją się jej, chociaż mam wrażenie, że coraz mniej. W większych miastach powstaje coraz więcej miejsc, w których promuje się sztukę: galerie, kawiarnio-galerie albo sklepy, w których oprócz ubrań czy gadżetów proponuje się także prace młodych artystów. Powoli oswajamy się ze sztuką. Fajnie jest mieć jakiś przedmiot artystyczny, a nie tylko telewizor i wygodną kanapę. Coraz więcej jest młodych ludzi, którzy zawieszają obrazy w swoich mieszkaniach, czasami robią to z powodów estetycznych, a czasami traktują je jak prawdziwe inwestycje. Najważniejsze jest to, aby poczuć taką potrzebę i nie żałować na sztukę pieniędzy.

Jakie wydarzenia związane ze sztuką preferujesz?

W naszym kraju organizowanych jest coraz więcej targów sztuki, festiwali czy imprez. Razem z Marcinem Kowalikiem bierzemy udział w niektórych z tych wydarzeń, które często są świetną okazją do zaprezentowania prac młodych i mało znanych artystów. W Polsce liczą się Warszawskie Targi Sztuki, organizowane przez Rempex, w których razem z Marcinem bierzemy udział. Oprócz tego, każdego roku w Starym Browarze w Poznaniu odbywa się Art & Fashion Festival, organizowany przez Grażynę Kulczyk. Innym ciekawym pomysłem są warszawskie Art Yard Sale. Jeszcze daleko nam do berlińskiego art weeku, ale jesteśmy już na dobrej drodze.

[cml_media_alt id='111902']Kinga Gradowska “Varsavia sarà una delle prossime capitali dell’arte contemporanea” (7)[/cml_media_alt]Jak mogłabyś opisać współczesne trendy w Polsce?

Polska historia, lata komunizmu, wyjście z komunizmu, różne sytuacje polityczne mają naturalnie wpływ na twórczość polskich artystów. Jednak mam wrażenie, że młode pokolenie przez to, że żyje w państwie demokratycznym i jest świadkiem szybkiego rozwoju, do trudnych czasów wraca coraz rzadziej. Trudno jest zdefiniować obecne tendencje artystyczne. Sztuka jest dzisiaj bardzo różnorodna i często spotykam się z popularnymi opiniami: „nie znam się” czy „nie rozumiem sztuki współczesnej”. Myślę, że sztuki nie trzeba rozumieć. Pierwsze wrażenie i odczucie po spotkaniu się z dziełem sztuki jest emocjalne, więc najbardziej trafione. Ważne jest, aby to odbiorcy podobała się sztuka i by dobrze się w jej otoczeniu czuł.

Czy sztuka współczesna jest dobrą inwestycją?

Dostrzegam coraz większe zainteresowanie inwestowaniem w sztukę. Obecnie największymi kolekcjonerami sztuki są biznesmeni. W Polsce powstają fundusze finansujące sztukę, takie jak art banking, dzięki czemu w młodych artystów chętniej się inwestuje. Kupujący dzieło wie, że jutro ten dzisiejszy młody artysta będzie rozpoznawalny i doceniany na całym świecie. Przykładami tutaj są znani artyści tacy jak Sanałów, Opalka, Mitoraj albo Ziółkowski. Dzięki długiej i ciężkiej pracy osiągnęli najwyższy poziom. Marcin Kowalik jest kolejnym takim artystą, jego dzieła będą wkrótce rozpoznawalne w najlepszych galeriach na całym świecie. Wierzę, że poprzez ciężką pracę, praktykę i naturalnie talent Marcin będzie coraz częściej doceniany. W jakiejkolwiek dziedzinie, aby osiągnąć sukces potrzebna jest konsekwencja, praca i wiara we własne możliwości. Jestem przekonana, że w gąszczu plastikowych śmieci i bylejakości, w której dzisiaj żyjemy, każdy z nas poszukuje czegoś, co miałoby jakąś głębszą wartość. Jesteśmy już zmęczeni wygłupami, skandalami i aferami w telewizji. Nasza świadomość się zmienia i jestem przekonana, że dla rynku sztuki w Polsce nadchodzą bardziej dynamiczne lata.

Czy jest jakiś włoski artysta, który cię inspiruje?

Włosi od zawsze inspirowali świat sztuki i dali takie wielkie nazwiska, właściwie najbardziej znaczące w historii, jak np. Da Vinci, Uccello albo Caravaggio, którzy byli i zawsze będą źródłem inspiracji. Obserwuję z wielką uwagą kilku współczesnych włoskich artystów, takich jak na przykład Paolo De Biasi. Mam nadzieję, że poznam trochę lepiej współczesną włoską sztukę podczas wystawy konkursu Arte Laguna w Wenecji. Jest to wspaniała inicjatywa na poziomie międzynarodowym, w której wraz z Marcinem Kowalikiem bierzemy udział i mam nadzieję, że będę miała okazję do zbliżenia się do aktualnej sztuki włoskiej.

Wybory do Komitetòw Obywateli Włoskich Zagranicą (Com.It.Es)

0

Szanowni Wyborcy/Obywatele,

Zostały ogłoszone Wybory do Komitetòw Obywateli Włoskich Zagranicą (Comites), organòw reprezentujących interesy obywateli włoskich zamieszkanych zagranicą w kontaktach z biurami konsularnymi. Członkowie Comites zostaną wybrani w oparciu o listy kandydatòw wyłonionych w każdym okręgu konsularnym. Listy te powinny zostać przedłożne w Konsulacie do dnia 19 października 2014r.

Będą mogli głosować ci obywatele włoscy, ktòrzy ukończyli 18 lat z dniem 19/12/2014r., są zarejestrowani w AIRE (rejestr obywateli włoskich zagranicą), zamieszkują w okręgu konsularnym przynajmniej od 6 miesięcy i posiadają prawo wyborcze. List ten jest więc adresowany do wszystkich członkòw rodzin, ktòrzy spełniają powyższe warunki i zamieszkują wspòlnie pod tym samym adresem.

WSZYSCY CI, KTÓRZY MAJĄ ZAMIAR WZIĄĆ UDZIAŁ W GŁOSOWANIU POWINNI PRZESŁAĆ DO KONSULATU PODPISANY WNIOSEK O WPISANIE NA LISTĘ WYBORCÓW, ZAŁĄCZAJĄC KSEROKOPIĘ DOWODU TOŻSAMOŚCI.

WNIOSEK JEST IMIENNY I KAŻDY WYBORCA MUSI PRZESŁAĆ WŁASNY WNIOSEK O UDZIAŁ W GŁOSOWANIU.

Formularz wniosku można wydrukować ze strony internetowej tutejszego Konsulatu: (www.ambvarsavia.esteri.it ).

Będą ròwnież akceptowane wnioski sporządzone indywidualnie zawierające imię i nazwisko, datę urodzenia oraz aktualny adres z własnoręcznie podpisanym wyrażeniem woli o wpisanie na listę wyborczą do głosowania w wyborach na przedstawicieli Comites wraz z fotokopią dokumentu tożsamości.

Wniosek może być przesłany do Konsulatu listownie na adres: Ambasada Włoch w Warszawie – Kancelaria Konsularna, Pl. Dąbrowskiego 6, 00-055 Warszawa; mailowo: elettorale.varsavia@esteri.it , faksem: 22 8271821 lub doręczone osobiście.

WNIOSKI MUSI WPŁYNĄĆ DO KONSOLATU DO DNIA 19/11/2014

Do dnia 29 listopada 2014r. Konsulat prześle plik wyborczy zawierający kartę do głosowania oraz ofrankowanną kopertę do zwrotnego odesłania zagłosowanej karty wyłącznie wyborcom, ktòrzy złożyli wniosek.

Liczę na Państwa uczestnictwo w realizacji tej ważnej formy demokracji.

Z pozdrowieniami.

Ambasador

Włochy i Polska z przymrużeniem oka, poradnik przetrwania: maniery przy stole i anarchia za kółkiem!

0

Prawdą jest, że Włosi i Polacy czują do siebie pewną fatalną słabość, przez którą czasem zmuszeni jesteśmy do pokonywania trudności, aby żyć razem. Różnimy się, chociaż dość łatwo jest odnaleźć niezliczone pokrewieństwa, z których jesteśmy mniej lub bardziej zadowoleni. Chylimy jednak czoła i chcemy, wzorem Polaków, być pragmatyczni oraz konkretni i zasugerować pewne reguły przetrwania, które mogłyby pomóc w relacjach między Włochami a Polakami. Naturalnie mówimy tu o banalnych sterotypach, którym starają się zaprzeczyć zarówno zwłoszczeni Polacy, jak i spolszczeni Włosi.

Nieporozumienia często wynikają z różnych rytmów życia. Włoch budzi się rano i po omacku, jeszcze psychicznie nieaktywny, przemierza dom, żeby poczuć zapach kawy. Następnie chwyta się filiżanki i delektuje się kawą, jakby miał do czynienia z magicznym napojem bogów, bez którego nie ma możliwości stawić czoła dniu pełnemu pracy. A gdy on zachwyca się tym czarnym nektarem, w najgorszym wypadku zdegradowanym do postaci cappuccino, mocząc w nim ciastka lub croissanty, wyobraźmy sobie u jego boku jego hipotetyczną dziewczynę Polkę, która na śniadanie jada ciemny chleb, pokrojony w plasterki ser, nie gardząc pomidorami lub, co gorsza, kiszonym ogórkiem. [cml_media_alt id='111853']Giorgi - Una guida semiseria. (3)[/cml_media_alt]A do tego wszystkiego jeszcze jakiś mętny, kawopodobny produkt, którego nazwy nawet nie chcę znać! Nie chcąc od samego rana zakłócać równowagi w związku, Włoch unikać będzie kontaktu zarówno wzrokowego, jak i węchowego, aby nie drażnić swego delikatnego żołądka, a Polka nie będzie nawet patrzeć na to marne śniadanie, złożone z kawy i ciasteczek po to, by po godzince, kiedy Włoch powoli zacznie odczuwać głód, wytknąć mu, że takie śniadanie nie wystarcza. Pozostając w temacie jedzenia, jednym z nieporozumień natury makroskopijnej – który i w moim życiu prywatnym prowadzi do temperamentych kłótni – dotyczy kolacji. Najpierw trzeba ujarzmić polskich gości, uświadamiając im, że kolacja NIE zaczyna się przed 20.00, a potem mieć nadzieję, że nie przyjdą już najedzeni, po kolacji w domu o 18.00… W ten sposób dochodzimy do problemów związanych z zachowaniem przy stole. Dla Włochów oczywiste są pewne rytuały, które w trakcie kolacji celebrować trzeba, jak na przykład to, że aby wypełnić czas potrzebny na przygotowanie pierwszego dania, można zjeść lekką przystawkę. I na tym etapie dozwolone jest zrezygnowanie z jedzenia i odejście od stołu, aby pooglądać dom. Jednak, gdy podaje się pierwsze danie, gorąco zalecamy wszystkim Polakom, aby zaczęli jeść natychmiast, bez zbędnych opóźnień. Makaron, risotto i inne pierwsze dania muszą być zjedzone ciepłe. Dla Włocha NIE do zaakceptowania jest, że z jakiegoś powodu opóźnicie moment jedzenia albo to, że powiecie np. „zjem za chwilę” i zajmiecie się czymś innym albo, co gorsza, odejdziecie od stołu! Kochani Polacy, Włoch nie cierpi anarchii przy stole, tak samo jak tego, gdy próbujecie czegoś słodkiego w trakcie kolacji, a gdy podaje się drugie danie, nie macie odwagi powiedzieć, że nie chciecie go jeść powołując się na teorię (skądinąd prawidłową), że na noc nie powinno się dużo jeść, bo w tym momencie mógłby nastąpić najprawdziwszy koniec świata. Wtedy Włoch podałby wam mnóstwo przykładów o tym, jak niezdrowa jest polska kuchnia, pełna tłuszczów, przegotowanych warzyw, pozbawionych już witamin i zbyt dużej ilości mięsa. Takim narodowym szaleństwem dla Włochów, którego obcokrajowcy czasem nie potrafią zrozumieć, jest to, że w trakcie jedzenia rozmawiamy o jedzeniu – co jedliśmy wczoraj lub co ugotujemy jutro. To w czystej postaci za duża dawka tematów kulinarnych, nie do zniesienia przez Polaków.

[cml_media_alt id='111852']Giorgi - Una guida semiseria. (2)[/cml_media_alt]Jednak o swoich rygorystycznych zasadach panujących przy stole Włosi zapominają, gdy tylko temat schodzi na ruch uliczny i to Polaków po prostu dobija. Motto, jakim można podsumować życie Włocha to: „wygrywaj, wybierając sposoby szybkie i wygodne”. A dla Włocha, nawet niepamiętającego o Jacku Kerouacu i jego “On the road”, ulica jest metaforą życia i tak ją traktuje, gdy siada za kółkiem. W ten sposób każde skrzyżowanie staje się wyzwaniem, które można wygrać, a każdy wjazd na rondo to walka o wybranie najkrótszej drogi między wjazdem a zjazdem, niebacząca na (piękne i dla Włocha kompletnie bezużyteczne) białe linie, które wyznaczając pasy na jezdni, mogą go tylko oddalić od mety. Polacy z kolei tak przestrzegają tych białych linii, jakby prowadzili pociąg po szynach. Dlatego temu, komu przyjdzie podróżować u boku Włocha, mogę tylko zaproponować, by podgłośnił radio i wyobraził sobie, że jest na jednej z ruchliwych ulic Bombaju (och, pardon, teraz już Mombaju) lub Neapolu, na której zaraz może pojawić się słoń lub trzy osoby bez kasków na jednym motorku, które zataranują wam drogę. Czasami aby nie drażnić naszego systemu nerwowego, najlepszym rozwiązaniem jest bowiem zaakceptowanie indywidualnego ZEN każdego z nas, zwłaszcza przy stole i za kółkiem, bo jak wiadomo z DNA się nie dyskutuje!

Łukasz Skorupski

0

tłum. Konrad Behlke

Łukasz Skorupski jest trzecim bramkarzem włoskiego klubu AS ROMA, byłym graczem Gόrnika Zabrze, i mimo iż jest w Rzymie niespełna rok, już udowodnił swoją wartość. Ten utalentowany i bardzo wysoki (1,90 m) 23-letni chlopak w wywiadzie przeprowadzonym w Rzymie, zaskakuje skromnością i determinacją – jak mόwi, jego rolą jest ciągłe podnoszenie umiejętności i na tym się skupia. Nie mόwi wiele, jest konkretny i całkowicie pochłonięty swoją międzynarodową karierą. Za Polską tęskni, aczkolwiek piękno Wiecznego Miasta rekompensuje mu ten brak. Chwalony przez wszystkich, w tym przez byłego zawodnika AS Romy i prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniewa Bońka, zapowiada się na przyszłego głόwnego bramkarza klubu. Cała Polska wraz z Gazzettą Italia trzymają za Łukasza kciuki!

Od stycznia 2014 jesteś trzecim bramkarzem AS Roma, zaraz po Bogdanie Lobont i Morganie De Sanctisie. Dogadujecie się?

Tak, nie mamy z tym żadnego problemu, a nawet starsi koledzy bardzo mnie wspierają.

Kiedy zostałeś zauważony przez wysłanników Romy?

Nie wiem dokładnie, wszystkim zajmowali się moi menadżerowie. Zostałem wypatrzony na meczach Górnika Zabrze.

Mόwi się w piłkarskich kręgach, że już niedługo staniesz się bramkarzem numer jeden w rzymskim klubie, gdyż masz wielki talent, co podkreśla sam Zbigniew Boniek. Jakie są twoje oczekiwania?

Zamierzam ciężko pracować na to, by taką szansę otrzymać, a jeśli tak już się stanie, to będę robił wszystko, by bronić się w tej roli jak najlepiej.

Gra w Romie oznacza także życie na walizkach. Jak to na ciebie wpływa? Tęsknisz za Polską?

Na początku było mi ciężko, nowy klub, nowe miasto, bariera językowa, ale z każdym dniem czułem się dużo lepiej, teraz jestem bardzo szczęśliwy, że mogę być nawet małą częścią AS Romy i że mogę mieszkać w tak pięknym mieście. Czasami brakuje mi rodziny, ale jesteśmy w stałym kontakcie i jest ok.

Do tej pory, jak już wspomniałeś, grałeś w Gόrniku Zabrze, ktόrego stałeś się nie tylko liderem, ale rόwnież właścicielem. Jak byś podsumował ten “polski”okres twojej kari[cml_media_alt id='113240']Longawa - Łukasz Skorupski (12)[/cml_media_alt]ery?

Bardzo dużo zawdzięczam Górnikowi, tam dostałem szansę i stale mogłem rozwijać swoje umiejętności, był to dla mnie bardzo udany czas.

Co sądzisz o tegorocznym składzie Romy?

Zespół jest bardzo mocny i stale wzmacniany bardzo dobrymi zawodnikami. Dodatkowo panuje tu wspaniała atmosfera, która bardzo pomaga w odnoszeniu sukcesów. Uważam, że będziemy walczyć o najwyższe cele.

AS Roma zarządzana przez Jamesa Pallottę prowadzi politykę zakupu młodych utalentowanych piłkarzy z całego świata, tak jak to jest w twoim przypadku i integruje ich z tymi starszymi, doświadczonymi (np. Totti, czy De Rossi). Jak ten dialog między wami wygląda?

Moją rolą jest ciągłe podnoszenie swoich umiejętności i na tym się skupiam, nie oceniam polityki transferowej klubu. Tym, jak widać, doskonale zajmują się osoby, które dobrze się na tym znają. Świetnie, że są tacy piłkarze jak Totti czy De Rossi – symbole klubu i wzory do naśladowania.

Z kim dogadujesz się najlepiej w drużynie Romy? Kto jest twoim punktem odniesienia?

Od początku mojego pobytu w Rzymie ogromnym wsparciem jest dla mnie Bogdan Lobont, pozostali koledzy są dla mnie również bardzo w porządku.

Jak to jest być w drużynie z wielkim Francesco Tottim?

Jest to duże wyróżnienie.

Jak skomentowałbyś wielka porażkę Hiszpanόw, Włochόw i Brazylijczykόw w tegorocznych Mistrzostwach Świata w Brazylii?

Piłka bardzo szybko się zmienia, na każdych mistrzostwach są jakieś niespodzianki, czasami odrobina szczęścia może wszystko zmienić.

Gdy nie grasz, jak spędzasz swόj wolny czas? Masz inne pasje czy piłka nożna jest całym twoim życiem?

Teraz będąc w Rzymie staram się poznać jak najwięcej miejsc, a jest ich tu przecież mnóstwo. W wolnym czasie lubię podróżować, lubię też obejrzeć dobry film.

Kogo podziwiasz najbardziej w świecie piłki nożnej?

Jest wielu piłkarzy, których podziwiam, ale ostatnio duże wrażenie zrobił na mnie Manuel Neuer, swoją odwagą i bardzo dobrą grą nogami.

Floriana Serani: “Mroczna Dama” włoskiej mody

0

tłum. Zofia Babicka-Klecor

 

Floriana, okrzyknięta “królową Internetu” od czasu pierwszej edycji Roma Web Fest w 2013 roku, jest młodą, bardzo zaradną rzymianką, blogerką odnoszącą sukcesy i utalentowaną businesswoman, autorką wyrafinowanej i ostrej linii odzieży i akcesoriów BlackBlessed wzbudzającej duże zainteresowanie we Włoszech oraz za granicą. Projektantka ma jasną skórę, długie czarne włosy i zawsze ubiera się na czarno, ponieważ to jej ulubiony kolor. Floriana ma również bogate doświadczenie jako kupujący. Co więcej, nie tylko mówi świetnie po chińsku, ale również czuje silny związek z azjatyckim kontynentem, który z pewnością, jak mówi w naszym wywiadzie przeprowadzonym w jej rodzinnym mieście, wprowadził wartość dodatnią do jej życia. Jest zdecydowana, pełna energii, jedyna w swoim rodzaju. Prawdziwa gwiazda kreatywności i eksperymentu, chociaż osobiście lubi być nazywana „nowoczesną, kobiecą i tajemniczą czarownicą”.

Od ilu lat pracujesz w świecie mody?

W świecie mody pracuję od około 12 lat, chociaż moja pasja sięga dzieciństwa. Jako dziecko zaczynałam od szkicowania projektów ubrań na kartkach, a nawet na ścianach domu. W rzeczywistości chciałam skończyć studia artystyczne, ale moi rodzice sprawili, że poszłam inną drogą, co po czasie okazało się fundamentalne dla mojej własnej działalności zawodowej w świecie mody. Pod koniec mojej edukacji językowej, na początku w liceum lingwistycznym, a później na studiach magisterskich z języków orientalnych w Rzymie oraz w Pekinie, znajdywałam pracę jako freelancer, zarówno jako pośrednik, jak i kupiec odzieży oraz akcesoriów w Chinach na zlecenie włoskich przedsiębiorców. Znajomość języka chińskiego i specyfiki produkcji na dużą skalę miały znaczący wpływ na zdobywanie mojego doświadczenia zawodowego, co razem z wrodzonym poczuciem estetyki i wyczuciem nowych trendów pozwoliło mi znaleźć moją przestrzeń w tym sektorze, nawet bez ukończenia technicznych studiów, ale mając doświadczenie w tej branży.

Wszystko zaczęło się od bloga…

Zdecydowanie można powiedzieć, że moja osobista przygoda jako przedsiębiorcy zaczęła się od bloga. Pracowałam już w świecie mody, ale nie byłam obecna na rynku z moją marką, ograniczałam się do tworzenia kolekcji dla innych lub dbania o zakupy klientów; mój gust i kreatywność miały mało miejsca. Udało mi się pracować na całym świecie, co zawsze kochałam, ale moim niespełnionym, schowanym w szufladzie marzeniem było stworzenie własnej marki. W 20[cml_media_alt id='113234']Longawa - Floriana Serani (3)[/cml_media_alt]08 roku, kiedy we Włoszech jeszcze nie było wielu modowych blogów, ruszyłam z moim, właściwie dla zabawy, umieszczałam na nim edytoriale, które wywierały na mnie wrażenie, moje ulubione kolekcje z pokazów mody oraz aktualne trendy i ciekawostki – czyli to, co mnie intrygowało. Na początku, bloga czytali tylko znajomi z mojego kręgu, później, z upływem miesięcy, ilość odwiedzin znacząco i konsekwentnie wzrastała aż do momentu, w którym blog zaczął na siebie zarabiać dzięki reklamom dużych marek, itp., które widząc dużą aprobatę ze strony czytelników chciały zacząć publikować na mojej platformie. Był to moment, w którym zdałam sobie sprawę z posiadania własnego grona czytelników z prawdziwego zdarzenia, wtedy zapaliła mi się w głowie lampka: jeśli każdego dnia jest około tysiąc odwiedzających mojego bloga czytających moje posty, dlaczego nie spróbować im czegoś sprzedać? Warto zaznaczyć, że moja praca w tamtym momencie polegała właśnie na wytwarzaniu ubrań i akcesoriów. Mówisz i masz!

Co popchnęło Cię do stworzenia Twojej własnej linii ubrań „Blackblessed”?

Z pewnością, przede wszystkim, wielka pasja i silna wola. Wiedziałam, że nie będzie to najłatwiejsza praca, ale była tym, czego zawsze chciałam. Chciałam zaryzykować, a fakt posiadania publiczności w internecie sprawił, że pomyślałam, że nie przejdę z tym wszystkim niezauważona, miałam już zwolenników, którzy doceniali mój styl. Wybrałam tę nazwę, ponieważ najbardziej lubię ubierać się na czarno i stworzyłam estetykę mojej własnej linii wokół tego koloru, łącząc mroczny wizerunek z minimalizmem.

Kiedy narodziła się miłość do czerni?

Nie ma konkretnej daty, w pewnym momencie “obudziłam się” ubrana tylko w tym kolorze, najbardziej ze względów estetycznych, nie ma to zbyt dużego związku z rodzajem muzyki czy jakimś szczególnym ruchem. Jeśli mowa o modzie, mój wizerunek jest zdecydowanie mroczny i gotycki, ale zmiękczony bardzo czystymi liniami. Przede wszystkim naprawdę lubię się tak ubierać, powiedzmy jak taka nowoczesna i tajemnicza czarownica, ale przyzwyczajona do życia w metropolii, więc preferująca ubiór funkcjonalny i nowoczesny.

Co według Ciebie jest ważne w pracy stylisty/projektanta?

Według mnie podstawową cechą dla projektanta jest umiejętność włożenia cząstki siebie w każdą kreację, cząstki wyrażającej widoczny i rozpoznawalny styl. Wyraźnie określona tożsamość jest niezbędna, aby linia, a następnie osoba stylisty odniosły sukces, jest absolutnie najważniejsza, dlatego zawsze namawiam młodych ludzi, którzy szukają swojego miejsca w tym świecie, żeby nie bali się podążać za swoimi pomysłami i własnym gustem, nawet jeśli idą pod prąd, bo właśnie to uczyni ich wyjątkowymi.

Jaki rodzaj ubrań proponujesz w Twojej kolekcji Jesień-Zima 14/15?

Długości maxi, klasyczne kroje, elegancki, ale jednocześnie nowoczesny design, szeroka gama tekstur, przezroczystych i z bardzo kobiecymi płynnymi liniami, wielkomiejskie czarownice z Blackblessed oczarują Was również tej zimy!

Czy jest rzecz, bez której nie mogłabyś żyć?

Myślę, że dzisiaj mój komputer i telefon, ponieważ moja praca jest pasją mojego życia, ale oznacza również duży wysiłek, napięty grafik, mało wakacji, dostępność 24 godziny na dobę. Jest to ciemna strona spełniającego się marzenia! Jeśli natomiast spojrzymy na to pod innym kątem, z pewnością powiedziałabym, że moja rodzina, która zawsze za mną podąża i wspiera mnie w tej mojej przygodzie, a dzisiaj jest również integralną częścią mojej firmy, mając kluczowy wkład w wielu jej dziedzinach.

Jak wspomniałaś wcześniej, mówisz bardzo dobrze po chińsku. To bardzo trudny język również dla osoby, która go studiuje…

Jak wspominałam wcześniej, chińskiego nauczyłam się dzięki moim studiom językowym, zwłaszcza podczas mojego dwuletniego pobytu w Chinach na studiach uzupełniających, które później kontynuowałam przez dziesięć ostatnich lat aż do niedawna, spędzając tam dużą część roku. Doświadczenie związane z wykorzystaniem języka chińskiego na polu zawodowym, a następnie codzienne używanie chińskiego w relacjach z chińskimi przyjaciółmi z pewnością doprowadziły do udoskonalenia mojej znajomości tego języka.

Czy jest jeszcze coś innego co wiąże Cię z Azją?

Zakochałam się w tym kontynencie od pierwszego wejrzenia. Byłam już wcześniej zafascynowana ich kulturą, ale mój pobyt tam naprawdę zmienił moje życie. Dzisiaj czuję się tam swobodnie, prawie jak w domu, zwłaszcza w Chinach. Podróżowałam tam i z powrotem bardzo często, przez Europę i Azję, co pozwoliło mi zdać sobie sprawę jak duży wpływ miały na mnie niektóre typowe dla kultury chińskiej kwestie, od zwyczajów kulinarnych po nastawienie do pracy, z pewnością Azja wniosła wartość dodaną do mojego życia. Poza tym nawiązałam tam z kilkoma osobami wielkie przyjaźnie, które stanowią teraz integralną część mojego życia i są dla mnie punktem odniesienia.

W lipcu 2014 roku skończył się w Rzymie Rome Fashion Week – Alta Moda. Śledziłaś go?

Niestety, nie miałam możliwości, aby wziąć w nim udział, ponieważ ze względu na zobowiązania zawodowe nie było mnie w Rzymie. Zauważyłam jednak, że w ostatnich latach AltaRoma stara się odmienić, zwłaszcza poprzez oddawanie coraz większej przestrzeni nowym projektantom i projektom związanym z modą, co bardzo doceniam, w przeciwieństwie do innych tygodni mody w Rzymie wschodzący projektanci mają możliwości i wiele sposobów, żeby zostać zauważonymi.

Jabłka? Dosyć już tego słodkiego!

0

Embargo na polskie owoce sprawiło, że nawet ci najbardziej zagorzali przeciwnicy jabłek znaleźli dla nich miejsce w swojej codziennej diecie. Ale ile można pochłonąć szarlotek, dżemów i cydru przeplatanego antonówką?

Osobiście też padłam ofiarą tego owocowego szaleństwa i już przejadły mi się słodkości z jabłkiem w roli głównej. Postanowiłam zatem poszukać czegoś bardziej wytrawnego. Jedno spojrzenie do książki kucharskiej z północnej części Włoch i problem rozwiązany: dziś na stole królować będą nie tylko słodkie jabłka, ale również speck, ryż i wytrawne białe wino. Jednym słowem – risotto!

Danie doskonale znane mieszkańcom regionu Trentino-Alto Adige. Myślę, że jego kremowa konsystencja i ciekawe połączenie smaków śmiało mogłoby konkurować z polskimi obiadowymi specjałami, bez względu na okoliczności natury politycznej.

No to – do dzieła!

Składniki:

Ryż do risotto – 320 g

Masło – 40 g

Speck – 120 g

Starty parmezan – 40 g

Bulion z warzyw – 1 l

Białe wytrawne wino – 150 ml

2 jabłka

1 cebula

Świeżo zmielony pieprz

Przygotowanie:

Obieramy jabłka i kroimy w drobną kostkę (można skropić sokiem z cytryny, żeby nie zmieniły koloru). Speck kroimy najpierw w cienkie plastry, a potem w kostkę. Cebulę drobno siekamy.

W dużym garnku rozpuszczamy masło i dodajemy cebulę. Kiedy cebula delikatnie się zarumieni dodajemy ryż. Całość mieszamy i chwilę smażymy. Wlewamy 100ml wina, chochelkę bulionu i mieszamy. Następnie dodajemy speck i dobrze mieszamy. Za każdym razem kiedy ryż wchłonie całą wodę – dodajemy kolejną łyżkę bulionu i mieszamy.

Do oddzielnego garnka wrzucamy jabłka i wlewamy 50ml wina. Chwilę podgrzewamy i dodajemy do ryżu.

Teraz pozostaje nam tylko stopniowo dodawać resztę bulionu i regularnie mieszać. Kiedy ryż już dobrze się ugotuje, garnek zdejmujemy z gazu, a nasze risotto doprawiamy świeżo zmielonym pieprzem i parmezanem.

Smacznego!

Daria Witkowska

Autorka bloga www.via-italiana.com

Kalabria, na czubku włoskiego buta już od 2000 lat

0

tłum. Konrad Behlke

Kalabria jest ostatnim regionem Półwyspu Apenińskiego, który łączy się z Sycylią dzięki słynnej Cieśninie Mesyńskiej, na północy graniczy z Bazylikatą i kołysany jest przez Morze Jońskie i Tyrreńskie. Jego stolicą jest Catanzaro.

Kalabria jest pełna zasobów naturalnych, dlatego możliwe jest znalezienie wszystkiego: od gór Aspromonte w sercu kalabryjskiego płaskowyżu Sila lub Serra Dolcedorme (2.267 m.) z najwyższym wzgórzem w całej Kalabrii, aż po plaże w Tropea, Capo Vaticano, wyspę Capo Rizutto. Następnie można przejść przez równiny Gioia Tauro lub Sibari.

Dawniej, przed zjednoczeniem Włoch, region ten, pod nazwą Księstwa Kalabrii, obejmował dzisiejszy teren Apulii, czyli obcasa półwyspu, czego skutkami do obecnej chwili są pewne podobieństwa z punktu widzenia tradycji ludowej, jak i języka mówionego. Oczywiście, region ten był także częścią starożytnej Wielkiej Grecji, najważniejszej kolonii greckiej, a miało to silny wpływ na to, że obszar południowo-wschodni regionu, który wychodzi na Morze Jońskie, został nazwany Area Grecanica, przez bardzo dużą ilość stanowisk archeologicznych, a także przez miasteczka, w których do tej pory żyją osoby, przez których region ten nazywany jest „Grecanico”.

Na tym terenie znajdują się miasteczka takie jak Staiti, Pentedattilo, Gallicaniò, Bova Superiore (Chorà Tu Vua), Condofuri, Roghudi, Stilo, Amendola i wiele innych, których nazwy, co zrozumiałe, wykazują zdecydowane podobieństwo ze starożytnym językiem greckim, który wciąż widnieje na tabliczkach z hasłem „witamy” lub w licznych napisach wewnątrz miasta. Ważną atrakcją turystyczną, pozostając w kontekście greckiej historii, jest bez wątpienia obecność w mieście Reggio Calabria „Bronzi di Riace” (Brązy z Riace), uznanych za jedne z najbardziej znaczących rzeźb w sztuce greckiej. Równie ważna jest obecność wpływów bizantyjskich, które zostawiły swój nieobojętny ślad, jak na przykład w mieście Stilo, mieście słońca, gdzie znajduje się znany dla katolików kościół, w którym zwykli modlić się Tommasso Campanella, filozof, a także Kartezjusz i Francis Bacon, znani ze swoich rewolucyjnych myśli.

Kalabria to nie tylko histo[cml_media_alt id='113219']Camera 360[/cml_media_alt]ria. Znajdują się tutaj liczne miejscowości, które na czas lata wypełniają się kolorami, światłami i świętami, jak Reggio Calabria, oddalone 2,9 km od Sycylii, które oferuje krajobrazy zapierające dech w piersiach. Z prawie 200 tysiącami mieszkańców, miasto jest węzłem komunikacyjnym regionu, a także centrum uniwersyteckim wraz z Catanzaro i Cosenza.

Innym przepięknym miastem, które odżywa podczas okresu letniego, jest Scilla, mała miejscowość usytuowana na skalistym cyplu, skąd rozpościera się widok na morze. Nazwa miasta wywodzi się z mitologii greckiej i związana jest z córką Nisosa, króla Megary, której ciało porzucono w falach morza, właśnie u podnóża cypla. Miasto to jest jednym z najbardziej lubianych celów turystycznych, ponieważ widok na cieśninę i doskonała jakość ryb złowionych w okolicy sprawiają, że jest to miejsce niezwykle romantyczne, jedyne w swoim rodzaju, jak żadne inne.

Również sławna przez swój krystalicznie czysty piasek i morze jest Tropea, z której, tak jak ze Scilli i Capo Vaticano, rozpościera się przepiękny widok na morze. Należy ona do miejscowości bardzo znanych we Włoszech, a ośrodkiem turystycznym jest już od ponad 20 lat. Miasto jest zbudowane bezpośrednio na stromej skale i łączy się bezpośrednio z plażą, która już od wielu lat jest symbolem jakości i dobrej zabawy podczas lata w Kalabrii.

Do przewidzenia jest fakt, że w Kalabrii nie brakuje także dobrego jedzenia, typowego dla kultury śródziemnomorskiej, które składa się z mięs dobrej jakości, aż po najświeższe ryby, a także po pomarańczę bergamotkę, migdałowe mleko, ostrą kiełbasę ‘Nduja oraz ostre papryczki z Soverato, które stały się podstawą kultury kalabryjskiej. I wreszcie, nie brakuje także festiwalów z muzyką śródziemnomorską, tańców ludowych, zwanych tarantella, a także międzynarodowych (Paleariza, Kaulonia, Tarentella Festival, Calabria Sona, Tradizionandu, itp.), które towarzyszą latu kalabryjskiemu, począwszy już od czerwca aż do pierwszych dni września. Nie można zapominać o świętach patronów, jak np. 2 września – święto, które odbywa się przez 2 dni w klasztorze Polsi i gromadzi tysiące ludzi nie tylko z Kalabrii, ale z całego świata. Jest jeszcze sporo rzeczy, które chciałbym wam opisać, opowiedzieć, ale pozostawiam wam możliwość samodzielnego doświadczenia i zwiedzenia tego pięknego regionu, który oferuje tyle przyjemności, wiedzy i zabawy już od 2000 lat…