Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 130

DJ SPIKE (Break Da Funk)(SiłaDźwięQ!)(Funkkrok)

0

Jest DJem i grafficiarzem, działającym w trio Break Da Funk. Jego muzykę można sklasyfikować jako beatbreakin’ funk, ze względu na „połamane” brzmienia. Występuje w większości klubów w Warszawie, ale także w całej Polsce. Niemniejsze sukcesy odnosi jako grafficiarz, projektując nadruki na koszulki czy nawet całe scenografie do koncertów dla gwiazd pokroju Run DMC.

Jak to się wszystko zaczęło? Wyglądasz bardzo młodo, ale słyszałam, że brałeś udział w poważnych projektach już w latach 90-tych.

Gram od ponad piętnastu lat i brałem udział w różnych przedsięwzięciach, ale już sam o nich nie pamiętam. Kiedy jestem w trakcie jakiegoś projektu, poświęcam mu się w 100 procentach, a po jego zakończeniu raczej go nie wspominam, nie żyję nim.

Krótko mówiąc żyjesz chwilą?

Tak, można tak powiedzieć. Nie dokumentuję przeszłych wydarzeń, ciągle szukam nowych wyzwań.

A czemu wybrałeś akurat taki gatunek muzyki? Skąd czerpiesz swoje muzyczne inspiracje?

Czerpię je od ludzi, których napotykam na swojej drodze jako DJ. Mój styl ewoluuje w ten sposób w różnych kierunkach. Moja muzyka jest dość elastyczna, dużo z nią eksperymentuję. To samo tyczy się malowania. Wychowywałem się na wsi, spędzałem czas biegając z siostrą po łąkach, polach, lasach. Miałem dużo styczności z naturą, co dało mi wielki spokój ducha.

Dostęp do zagranicznej muzyki nie był tam utrudniony?

Nie, szczerze mówiąc mnie w tamtych czasach muzyka w ogóle nie interesowała. Jedyną moją stycznością z nią była audycja Lata z Radiem.

Czyli z tych dwóch sztuk to jednak malowanie jest na pierwszym miejscu?

Nie, nie chciałbym tego tak określać. Po prostu lubię zajmować się rzeczami, które pochłaniają mnie w 100 procentach i w których mogę odnaleźć spokój. Jest to pewien rodzaj medytacji. Natura była dla mnie zawsze wielką inspiracją.

A jaki jest Twój pseudonim jako grafficiarza? Gdzie można te Twoje prace obejrzeć? Gdzie możemy Cię złapać?

Moja ksywka to Tamse24, bo maluję tam, gdzie chcę i przez 24 godziny na dobę. Sam nie wiem, gdzie można moje prace obejrzeć. Zaprojektowałem kiedyś lampkę z dwóch deskorolek z napisem ‘Break Da Funk’. Ktoś kupił ją na aukcji, nawet nie wiem kiedy, dowiedziałem się o tym dopiero później. Jeśli śledzicie mój fanpage na Facebooku, to wiecie, gdzie mnie znaleźć. Jako DJ gram w takich miejscach jak np. Mono bar, 55, Cud nad Wisłą, a ostatnio też w pizzerii Inferno przy moście Poniatowskiego. Super miejsce, świetny klimat i pyszna pizza.

Masz grono wiernych fanów?

Moi fani to ludzie, którzy utożsamiają się z muzyką, którą gram i z moim stylem. Mam też grono znajomych grafficiarzy, z którymi znam się od lat 90-tych. Spotykamy się na różnych dżemach i zjazdach, albo imprezach, na których ja gram, a oni malują. To jest taka grupa niezmienna od lat, która stara się też być autorytetem dla młodszego pokolenia. Bo zauważyłem, że w ostatnich latach subkultura hiphopowa zaczęła upadać.

To znaczy?

Ludzie skupieni są na robieniu pieniędzy, na takim owczym pędzie za nie wiadomo czym. Zatracili gdzieś chęć robienia czegoś dla samej idei, dla „zajawki”. Nie ma już spontanicznie organizowanych imprez, jak to było kiedyś. Zbijało się scenę z desek, parkiet ze starych szaf i slalom z puszek po piwie, i już mieliśmy frajdę na cały dzień! Ten klimat się gdzieś zatracił, aczkolwiek odnajduję jeszcze starą gawiedź, która nadal chce organizować tego typu akcje. Ostatnio miałem zaszczyt grać na otwarciu skate parku w Piasecznie, które było inicjatywą MC Rufina. On jest taką gwiazdą świecącą na scenie hip-hopowej, która pokazuje drogę młodym. A propos, myślę czy nie kupić synowi teleskopu, co by zaszczepić moją miłość do astronomii także jemu.

Masz tysiąc pomysłów na minutę! Podoba mi się to.

Czy ja wiem… Dla mnie to normalne. Żałuję, że dzisiaj ludzie nie mają takich zajawek. Jak spotykam np. hipsterów, to te dzieci zazwyczaj mają dwie lewe ręce. Są świetnie odstawione, ale nic poza tym. Jedyną ich zajawką jest chlanie i ćpanie. Ja zostałem nieco inaczej wychowywany.

Na szczęście nie wszyscy tacy są. Dziękuję Ci i życzę dalszych sukcesów.

A ja zapraszam na koncert. Średnio raz na miesiąc jestem w Inferno. Wszystkie informacje o konkretnych datach znajdziesz na fanpage’u.

I Cortei Storici Medievali a Gravina

0

Lucia Morgantetti

Siamo a Gravina in Puglia, cittadina a pochi chilometri da Bari, situata sul torrente Gravina.

A Gravina, città orgogliosa della sua storia –  è stata il centro del vasto feudo dei Principi Orsini e ha dato i natali a Papa Benedetto XIII – e delle sue tradizioni, ancora oggi si ricorda e si celebra il passato, un’epoca importante, il Medioevo. Incontro nella sede della sua Associazione Beppe Rubini (consigliere dell’Associazione) che mi illustra il significato e l’importanza della manifestazione che ha luogo ogni anno a fine settembre.

“Con il Raduno Internazionale dei Cortei Storici Medievali, quest’anno giunto all’XI edizione, che annualmente si svolge la 3^ settimana di settembre, il Centro Studi Nundinae si colloca nel Programma delle Attività Culturali promosse dalle Regione Puglia ed è il gruppo di rievocazione storica rappresentativo della Provincia di Bari.

L’evento, di portata internazionale, vede presenti nei 3 giorni rievocativi, gruppi provenienti da diverse città italiane ed estere (tra cui, Germania, Spagna, Francia, Polonia, Rep.Ceca), trovando ampio consenso ed unanime approvazione anche dalla Stampa Europea (FEST), con numerose recensioni su testate giornalistiche specializzate.

Dal 1° gennaio 2005, a seguito delle numerose iniziative storico – culturali svolte nel campo della ricerca e della rievocazione storica, il Centro Studi e Ricerca Nundinae aderisce al C.E.R.S. (Consorzio Europeo Rievocazioni Storiche).

Nel 2007 l’associazione riceve a Cracovia (Polonia) il prestigioso riconoscimento quale „Benemerito del Turismo e dell’ospitalità – una vita per il Turismo „.

Nel 2007 i figuranti del centro studi hanno accolto presso la sede della Provincia di Bari il presidente Russo Putin in visita in Italia.

L’Associazione opera in una sede sita nel centro storico di Gravina dove è allestita una mostra permanente di abiti, armature ed utensileria riferiti al periodo medievale e, precisamente al XIII secolo, oltre ad una ricca esposizione di iconografie delle manifestazioni realizzate.

Il Centro Studi e Ricerca Nundinae dispone di circa 300 figuranti in abiti medievali realizzati con ricerche effettuate su iconografie originali del XIII secolo, con sezioni raffiguranti il popolo, i nobili, i borghesi, i cavalieri e gli ordini monastici.

La parola “nundinae”, ci rimanda ad un passato antichissimo, e dimostra, insieme ai numerosi reperti archeologici rinvenuti nella zona di Petramagna, come il territorio di Gravina (la Silvium di epoca romana) fosse, fin dall’età antica, un importantissimo centro di scambi commerciali e culturali. La posizione geografica, che la metteva al centro della ricca ed efficiente rete viaria collegando i porti adriatici e ionici con l’entroterra appenninico, la natura fertile del suo territorio e la bontà della sua abbondante produzione agricola fecero della Gravina medievale un’ambita terra di conquista da parte di Bizantini, Longobardi, Saraceni, Normanni, Angioini, Aragonesi.

Federico II di Svevia, fu un grande estimatore della città (a lui la tradizione attribuisce il motto “Grana dat et vina, urbs opulenta Gravina”, riportato in parte dal gonfalone cittadino), al punto da costruirvi un castello-rifugio di caccia in cui alloggiare durante le soste dove si dilettava con la falconeria. Intorno al 1270, i membri dell’ordine monastico-cavalleresco dei Templari, fecero di Gravina il quartier generale delle loro attività nell’entroterra pugliese ed uno dei luoghi di transito e di ristoro per i pellegrini, diretti al santuario di San Michele del Gargano, e di lì, attraverso i vari porti della costa pugliese, alla volta di Gerusalemme.

Carlo Pulsoni intervista Roman Sosnowski

0

Roman Sosnowski insegna Storia della lingua italiana e Linguistica italiana all’Università Jagellonica di Cracovia. È autore, tra l’altro, dei volumi Origini della lingua dell’economia in Italia, Milano 2006 e Deissi spaziale nei testi teatrali italiani del XVI secolo, Kraków 2010 nonché co-autore di dizionari e manuali per lo studio dell’italiano. Negli anni 2008-2011 è stato responsabile della sezione italiana nel progetto del gruppo Fibula (http://info.filg.uj.edu.pl/fibula) dedicato ai manoscritti romanzi del fondo berlinese della Biblioteca Jagellonica. Dal settembre 2012 è direttore del Dipartimento di Lingue e Letterature Romanze dell’Università Jagellonica.

Cosa ti ha spinto a studiare l’italiano e a scegliere in seguito di dedicare la tua vita all’insegnamento di quella lingua e della sua cultura? 
Nella vita ci sono scelte casuali o dettate da motivi pragmatici che poi si rivelano scelte del cuore. Così è stato nel mio caso perché mi sono avvicinato all’italiano attraverso il latino che avevo studiato al liceo. Già il latino in Polonia è molto raro e i licei con il latino erano pochi (e lo sono tuttora); casualmente uno di loro si trovava nella mia città e senza veramente sapere il significato della scelta, mi ci sono iscritto. Poi sono arrivati i concorsi del latino nazionali e infine, nel 1989, il concorso internazionale in Italia, Certamen Ciceronianum Arpinas. Ero ben avviato negli studi classici e cominciavo a studiare il tedesco (importante per un classicista), ma il Certamen mi ha fatto cambiare idea. Per me è stata un’esperienza estremamente formativa, che ha deciso il corso della mia vita e, paradossalmente, non per l’incontro con il pensiero di Cicerone, ma per l’incontro con l’Italia moderna. Da quel viaggio è nato l’interesse per l’Italia che via via si è trasformato in un amore incondizionato, poi un amore più critico, ma per questo ancora più impegnativo. A questo si sono sovrapposte le tappe educative, prima il corso di laurea in lettere classiche e, quasi contemporaneamente la laurea in italianistica. 
L’insegnamento dell’italiano è solo la conseguenza dell’interesse e dell’amore per l’Italia. Dopo la laurea mi è stato offerto l’incarico di insegnante come assistente presso l’Università Jagellonica e non ci ho pensato su due volte, nonostante avessi all’epoca proposte di lavoro molto allettanti al di fuori del mondo universitario. Mi sono buttato nell’insegnamento e nello studio dell’italiano e dell’Italia con grande entusiasmo perché insegnare una cultura è un modo per trasmettere la passione con metodi razionali. Nel corso degli anni ho avuto diverse esperienze di insegnamento: a livello universitario, ai corsi aziendali, come autore di manuale e dizionari. Spero che questi insegnamenti siano stati utili agli studenti e sono sicuro che sono stati molto importanti e formativi per me perché insegnare vuol dire anche imparare e maturare. 

Quest’anno la cattedra d’italiano dell’Università di Cracovia festeggia i suoi quarant’anni con un grande convegno che si terrà in ottobre. Ci puoi parlare della storia della cattedra dalla sua istituzione ad oggi? 
Le mie colleghe proprio in questi giorni stanno lavorando sulla storia della cattedra d’italianistica. Una delle informazioni più curiose riguarda i motivi per cui venne istituita ufficialmente la cattedra nel 1974. Nelle motivazioni presenti in una lettera al Rettore da parte del Preside di Facoltà si citava espressamente la presenza della Fiat in Polonia che all’inizio degli anni settanta stringeva un accordo con la FSM di Bielsko. 
Da questo risulta che, alla base della fondazione di un corso di lauera in italianistica, c’erano non solo motivi scientifici e culturali in generale (anch’essi presenti nella lettera richiamata), ma una specifica vocazione industriale. La cattedra preparava i futuri traduttori e interpreti. Del resto, le stesse motivazioni sono state decisive per l’ampliamento del numerus clausus all’inizio degli anni novanta. Molti dei laureati della nostra italianistica hanno lavorato a Bielsko e Tychy, due siti industriali rilevati dalla Fiat da FSM nel 1993. Alcuni dei nostri laureati di quegli anni occupano ancora oggi posti importanti nella struttura del ramo polacco dell’azienda torinese. 
Ma l’istituzione della cattedra e del corso di laurea in italianistica nel 1974 grazie al prof. Stanislaw Widlak, ideatore e primo direttore, fu solo il coronamento di tanti anni di insegnamento dell’italiano a Cracovia. 
Addirittura, la prima cattedra della lingua italiana risale al 1806 (il dato è ripreso dal volume Tradition et modernité, a cura di U. Dambska-Prokop e A. Drzewicka, Kraków 1993), sebbene si trattasse di una cosa effimera. Successivamente, a partire dal 1892 cioè dall’istituzione della Cattedra di Filologia Romanza, l’insegnamento dell’italiano è stato quasi sempre presente nell’Università Jagellonica. Uno dei primi lettori negli anni 1908-1926 all’Università è stato Fortunato Giannini che non solo si distinse come insegnante ma anche come autore di dizionari e grammatiche. 
A partire dagli anni sessanta all’Università Jagellonica era inviato il lettore di scambio, prassi interrotta nel 2012 dall’Italia a causa dei pesanti tagli al bilancio del Ministero. 
Non c’è lo spazio per parlare di tante persone, italiani e polacchi, che, sia nel corso degli ultimi 40 anni sia prima, hanno sacrificato le loro forze cercando di trasmettere la loro passione per l’Italia. Stiamo lavorando su una brochure che conterrà la storia dettagliata di tutti quegli anni e che sarà distribuita a ottobre. Aggiungo solo che attualmente la Cattedra (Zaklad Italianistyki) è diretta dalla prof. Jadwiga Miszalska e dalla prof. Anna Klimkiewicz. 

C’è stato un aumento di studenti di italiano a seguito dell’ascesa al soglio pontificio di Giovanni Paolo II? 
È una domanda a cui è difficile dare una risposta univoca. Erano anni dove in Polonia vigeva il numerus clausus, dove l’istruzione era un bene regolato e limitato dallo stato quindi il numero di persone interessate a studiare le lingue all’epoca era sempre superiore alla disponibilità di posti. Sicuramente la presenza di Wojtyla in Vaticano ha influito sull’interesse per lo studio dell’italiano, ma i veri motivi, molto più importanti, allora erano diversi: studiare le lingue era l’unica “finestra sul mondo” e il mondo occidentale in blocco era visto da quasi tutti come una “terra promessa”. L’Italia in più si distingueva per il suo design, per lo stile, per la moda che erano attrattive aggiuntive nel desiderio di assimilare la lingua e la cultura. Come se studiando la lingua ci si volesse approppriare dello stile di vita. Negli anni ottanta, all’università le studentesse delle lingue romanze e dell’italiano, in particolare, si distinguevano per la loro eleganza e il loro stile nella Polonia accademica allora molto grigia – almeno quello era il luogo comune. Come si suol dire, se non è vero, è ben trovato e esmplifica bene il tipo di fascino che l’Italia esercitava in Polonia. 
Tornando alla domanda iniziale, aggiungo che, sebbene negli studi universitari d’italianistica l’influenza del papa polacco non sia stata determinante, sicuramente lo è stata tra il clero e in alcune fasce di popolazione legate istituzionalmente o emotivamente alla chiesa cattolica. Il numero di corsisti che seguivano l’italiano aumentava negli anni anche grazie al legame dei polacchi con il Vaticano. 

Qual è oggi la situazione dell’italiano nel tuo Ateneo e in genere in Polonia, considerato che, a giudicare dai dati presenti in rete, la comunità italiana è assai ridotta? 
Qui, a mio parere, sono da distinguere tre aspetti diversi: la popolarità dell’italiano in quanto lingua “alla moda”, l’efficacia dell’italiano come strumento lavorativo e la presenza degli italiani in Polonia. 
Per quanto riguarda il primo aspetto cioè la popolarità dell’italiano tra i polacchi come lingua che vale la pena di studiare perché si tratta di una lingua e una di cultura che attrae, bisogna dire che, dopo anni di grande interesse, ora si registra un notevole calo. Diminuisce il numero di corsisti di lingue, diminuisce il numero di richieste di iscrizioni all’università. 
Paradossalmente, a questo si affianca almeno in alcune città (Cracovia e Breslavia su tutte) una maggiore richiesta dei laureati in lingue e letteratura italiana da parte dei datori di lavoro. Questo è legato allo sviluppo di multinazionali di oustsourcing (IBM, Serco, Cap Gemini ecc.) che reclutano molti dei lavoratori tra i nostri studenti. Ciò dipende anche dalla tradizione dell’insegnamento delle lingue in Polonia; i corsi prevedono tante ore di esercitazioni pratiche e, soprattutto, tutti i corsi, compresa la letteratura, sono tenuti in lingua straniera. Chi si laurea quest’anno in italiano (ma anche in francese, in portoghese ecc.) all’Università Jagellonica non ha problemi a trovare lavoro. Rimane, ovviamente, aperta la questione se quel lavoro risponde pienamente alle aspettive e alle ambizioni; si tratta dopo tutto di un lavoro d’ufficio, non di un lavoro nel campo della cultura, delle traduzioni letterarie che spesso sognano i nostri studenti. 
Alla presenza di mutinazionali è legata la crescente presenza dei giovani italiani in Polonia che trovano lavoro nei centri di outsourcing e si trasferiscono chi temporanemente chi in maniera permanente in Polonia. La comunità italiana sta quindi crescendo sebbene sia ancora ridotta, non paragonabile a paesi con lunga storia di immigrazione italiana. 

Vi sono rapporti di collaborazione tra la tua cattedra e l’Istituto italiano di cultura? 
Sì, a Cracovia c’è un Istituto Italiano di Cultura con cui l’Università spesso collabora in occasione di eventi culturali, di conferenze o di mostre. Anche il nostro convegno dell’anniversario (come tutti i convegni precedenti) è organizzato in collaborazione con l’Istituto Italiano di Cultura. 
L’Istituto mostra una grande disponibilità nei confronti della nostra università, ma, ovviamente, il suo raggio d’azione è più ampio del nostro sia in termini territoriali che educativi. L’Istituto copre tutta l’area sud della Polonia e, sopratutto, si concentra su una vasta attività di diffusione della cultura, che comprende anche la musica, le arti figurative, il design ecc., mentre la nostra vocazione è conentrata sullo studio e sulla ricerca. In questo senso, l’azione di diffusione dell’italianità dell’Istituto Italiano di Cultura e dell’Università sono complementari. 

Quali sono, a tuo avviso, le motivazioni che spingono oggi uno studente polacco a studiare l’italiano? 
Lo studente/la studentessa (l’italiano parla al femminile in Polonia) che arriva ad iscriversi al primo anno d’italianistica di solito ha già avuto contatti con il paese (non necessariamente con la lingua). Si tratta di persone che hanno, per lo più, qualche interesse specifico legato all’Italia, ma vogliono conoscere bene la lingua, la realtà italiana, la cultura nei suoi vari aspetti. E di solito, in cima alla lista dei desideri è conoscere la lingua cioè saper parlare, saper scrivere. 
Nello stesso momento, la generale conoscenza dell’Italia (soprattutto della modernità) è scarsa perché sia nei programmi scolastici polacchi sia nelle informazioni dei mass-media l’Italia è poco rappresentata. E quello che sanno gli studenti sono spesso immagini dell’Italia filtrate attraverso le lenti della cultura anglosassone (gli iscritti in italianistica di solito conoscono già molto bene l’inglese) con tutte le semplificazioni del caso. Anche nel main-stream culturale polacco l’Italia è vista attraverso i romanzi inglesi che esaltano la Toscana, attraverso un certo sentimentalismo dei film hollywooodiani o inglesi ambientati in Italia, attraverso, nel miglior dei casi, l’erudizione classicista. 
Bisogna però dire che questa Italia moderna (ma anche quella dei secoli passati, poco conosciuta in Polonia) incuriosisce. Sono anche un oggetto di curioso interesse le varietà linguistiche dell’italiano, con i dialetti in primo luogo, con le varietà dell’italiano regionale, il tutto molto diverso dalla situazione linguistica polacca. 

Nei tuoi corsi ci sono anche italiani di seconda generazione? 
Si tratta di casi rari che probabilmente saranno via via più frequenti. Riguardano soprattutto figli nati da matrimoni misti, italo-polacchi perché una vera immigrazione (se di immigrazione si può parlare) è iniziata appena 3-4 anni fa. 

Quali sono gli autori italiani più letti o più richiesti nel tuo corso? 
Siccome insegno la linguistica e la storia della lingua non lavoro direttamente con la letteratura italiana. Un piccolo spaccato di letteratura italiana letta e apprezzata dagli studenti me lo sono creato dirigendo le tesi di laurea in traduzione. Si spazia dalla poesia di Patrizia Valduga ai libri dei giornalisti come Severgnini, da Tondelli ai cannibali (letti e apprezzati da molti italianisti), al teatro di narrazione di Paolini. Un denominatore comune c’è: prevale la contemporaneità. 

Sono letti in italiano in italiano o in polacco? 

Al primo anno i classici sono letti per lo più in polacco (con frammenti in italiano) mentre dal secondo anno si legge soprattutto in italiano. Questo aiuta molto nello studio della lingua, qualche volta può incidere negativamente sulla comprensione dei valori letterari delle opere lette perché non tutti hanno una conoscenza della lingua abbastanza approfondita. Tuttavia, nel complesso, considero questo sistema molto efficace. Gli studenti sono motivati a imparare la lingua non solo per scopi comunicativi, si spingono molto oltre. La necessità di leggere in italiano le opere letterarie è un grande incentivo. Ciò del resto è simile per le altre lingue moderne; un laureato in lingue della nostra università, mediamente, ha una padronanza davvero completa e approfondita dell’italiano. 

Quanto e chi arriva invece tra gli autori contemporanei, anche in traduzione? 
Questa domanda tocca un tasto dolente, almeno secondo me. Arrivano vari autori, anche molti, ma non sono altrettanto letti e seguiti. Le tipologie di libri/autori italiani che arrivano nel mercato editoriale polacco sono fondamentalmente tre: 
a) bestseller; qui ci sarebbe Camilleri, Melissa P., Saviano. L’elenco risulta molto disomogeneo, come si vede dagli esempi, ma sono accomunati dal fatto di aver avuto grande successo commerciale in Italia. I bestseller sono usati come merce di scambio tra le grandi case editrici dei vari paesi; 
b) letteratura religiosa popolareggiante (libri su Padre Pio ecc.); 
c) qualche autore contemporaneo la cui scelta dipende di solito dalle preferenze degli studiosi o dei traduttori p.es. Claudio Magris o le poesie di Alda Merini. Quest’ultima tipologia è spesso accompagnata da studi, da articoli (nel caso di Alda Merini, Jaroslaw Mikolajewski, italianista, traduttore e giornalista ha fatto un’ottimo lavoro sul quotidiano Gazeta Wyborcza). Tuttavia, questo lavoro di appassionati non è sufficiente perché le case editrici non sono molto interessate alla letteratura italiana e molti autori importanti non sono affatto tradotti (non sono tradotti Busi, Celati, Vassallo, Bevilacqua e tanti, tanti altri). Non aiuta il fatto che i bestseller italiani o anche i vincitori di importanti premi letterari italiani spesso sono libri deludenti. Per non restare troppo sul vago citerò il romanzo di Nesi Storia della mia gente, ma, a mio avviso, ci sarebbero anche altri da criticare. Ovviamente si tratta di giudizi estetici personali; sono, tuttavia, forse significativi, nel senso che questo tipo di letteratura ha poco da offrire al lettore polacco. 
Suggeriresti qualche nome di autore contemporaneo che ti augureresti venisse tradotto in polacco? 
Simona Vinci è un consiglio della prof. Anna Moc che per anni si è occupata della letteratura italiana contemporanea alla nostra università. E devo ammettere che le sue intuizioni e i i suoi gusti letterari mi sono sempre sembrati convincenti e mai banali. 
Metterei Tondelli di cui è stato tradotto solo il debutto Altri libertini, del resto ad opera delle studentesse del nostro corso di laurea. La traduzione si è rivelata un buon successo editoriale e il libro è stato molto apprezzato dalla critica polacca.
Indicherei anche Tiziano Terzani, ma fortunatamente i suoi libri sono tradotti in polacco! La mia scelta del cuore invece cadrebbe su Fruttero e Lucentini ( La donna della domenica, A che punto è la notte, Enigma in luogo di mare, Amante senza fissa dimora). Non sono nemmeno convinto che possano trovare un vero interesse in Polonia, ma sono un loro grande fan.

(fonte: insulaeuropea.eu)

XIV Lucania Film Festival: Nagroda za najlepszy film jedzie do Polski

0

BAZYLIKATA – Do Polski trafi prestiżowa nagroda Lucania Film Festival “Elle” Amaro Lucano Award za najlepszy film krótkometrażowy 2013 roku. Sierpniowym zwycięzcą jest nie kto inny, jak młody reżyser z Trzebieży, Tomasz Popakul (ur. 1986 r.), a produkcja nosi tajemniczy tytuł Ziegenort (2013 r.). Swoimi pierwszymi filmami Frustratu:Herzleid (2004 r.) oraz Life 1.0 (2006 r.) artysta zadebiutował w Szczecinie, następnie zaczął studia z zakresu filmu animowanego i efektów specjalnych na Wydziale Operatorskim i Realizacji Telewizyjnej PWSFTviT w 2007 r. W tym roku Popakul podbija cały świat, wygrywając swoją animacją wszystkie możliwe festiwale, począłwszy od International Film Festival Rotterdam, a kończąc na Brooklyn Film Festival. „Ziegenort” to historia nastolatka nazywanego Fish Boy, będącego w połowie rybą a w połowie chłopakiem, borykającego się z problemami dojrzewania. Po raz pierwszy film został zaprezentowany przez THE KRAKOW FILM FOUNDATION, a można go zobaczyć online na stronie: http://vimeo.com/57812202 . Pozostałe nagrody przypadły Elenie Costanzo (Najlepsza aktorka – Włochy), Goga’ie Devdariani (Najlepsza fotografia – Gruzja), Danielowi Hopfnerowi (Najlepsza technika – Niemcy). Zostały również wyróżnione fundacje Fondazione Carical (Włochy), Next Future (Holandia) oraz film L’esecuzione Enrico Iannaccone (Włochy).

 

Renesansowe dwory podmiejskie, model kulturowy między Włochami a Polską

0

We wrześniu odbył się interesujący międzynarodowy zjazd, poświęcony renesansowym dworom jako modelowi kulturowemu między Włochami a Polską. Wydarzenie to było okazją do interdyscyplinarnego dialogu między historykami architektury i literatury pochodzącymi z Polski i Włoch. Temat zjazdu odnosi się do idei powiązanej z ekspansją lądową, wspieraną przez politykę gospodarczo-kulturalną Republiki Weneckiej w pierwszej połowie XVI wieku.

Na skutek masowego kupna tzw. ”beni inculti” powstały przestrzenie, w których powinności związane z administracją posiadłości ziemskich łączyły się z aspiracjami artystyczno-literackimi poszczególnych posiadaczy. W ten sposób narodziła się idea willi podmiejskiej jako „miejsca rozkoszy”, w którym administrowało się, ale przede wszystkim poświęcało wolny czas przyjemności rozmów z Muzami. Ta tematyka była często podejmowana przez włoską literaturę faktu, a studia nad relacjami między kulturą a willami weneckimi są wyjątkowo pogłębione. Brak jest jednak do tej pory badań ukazujących wpływ tychże złożonych relacji na kultury narodów, które utrzymywały stosunki z „Serenissimą”. Gdy analizujemy losy kulturalne Polski, zauważamy, że polscy uczniowie „Gimnasium Patavinum” (Uniwersytet w Padwie), a także podróżnicy i dyplomaci starali się naśladować wzorce wykształcone we Włoszech – zwłaszcza w Wenecji – już od początku XVI wieku.

Brak studiów mierzących się z tym zjawiskiem tworzy obszar do analizy świadectw w architekturze polskiej oraz dokumentach zredagowanych przez humanistów w czasie pobytu na terenie „Serenissimy”. Komitet naukowy skoncentrował się na niektórych ważnych realizacjach tej koncepcji, organizując Zjazd w: Barco della Regina Cornaro w Altivole, Loggia ed Odeo Cornaro w Padwie, Villa Emo w Vedelago, Villa Barbaro w Maser i Villa dei Vescovi di Luvigliano di Torreglia. W Zjeździe – któremu przewodził komitet honorowy w składzie: Mirosław Lenart (przewodniczący), Elia Bresolin, Elżbieta Barbara Lebart, Alina Nowicka-Jeżowa, Fiorenzo Silvestri, Giuseppe Volpato, Mikołaj Winnicki – wzięli udział znani profesorzy z włoskich i polskich Ateneów Uniwersyteckich. Poruszone zostały tematy: analizy literackie i architektoniczne, ukazujące wagę złożonych relacji kulturalnych i gospodarczych utrzymywanych między Polakami a mieszkańcami terytorium Republiki Weneckiej w pierwszej połowie XVI wieku, ważne zadanie wypełnienia braków w odpowiednich studiach, stworzenie dokumentacji naukowej pod postacią pracy zbiorczej stworzonej z badań przedstawionych podczas prac. Relacje ze Zjazdu podkreśliły szczególnie tło historyczno-kulturowe modelu willi renesansowej na terenie „Serenissimy” do końca pierwszej połowy XVI wieku, realizacje architektoniczne inspirowane wzorcami włoskimi na terenie Polski w XVI wieku oraz aspekty literackie i artystyczne willi renesansowej w Polsce i we Włoszech w XVI wieku. W ciągu trzech dni pokazów odbył się także szereg spektakli. W Barco di Regina Cornaro w Altivole aktorzy Narodowego Starego Teatru z Krakowa, Bolesław Brzozowski i Juliusz Chrząstowski, zaprezentowali poemat Jana Kochanowskiego „Satyr albo Dziki Mąż”. Natomiast Bruno Lovadina z Bel Teatro z Padwy, przy akompaniamencie lutni Luki Chiavinato, przedstawił „La Prima Orazione” Ruzzantego. Trzeciego dnia Zjazdu docenci weszli na pokład serii zachwycających Rolls-Royce’ów. Wybór nieprzypadkowy, z uwagi na to, iż owe samochody posiadają z przodu kratkę identyczną jak w greckim panteonie, a także u wejścia do willi palladiańskich, było to zatem przywołanie Palladia, największego architekta okresu, którym zajmował się Zjazd. Uroczysta kolacja odbyła się w Villa Vescovi w Luvigliano, miejscu, które tak bardzo zachwyciło polskich podróżników w renesansie, że w oparciu o plany tej willi wybudowali krakowską Villę dei Vescovi w Prądniku, w połowie XVI wieku. Zjazd był dopieszczony w każdym szczególe do tego stopnia, że nawet kolacja utrzymana była w konwencji renesansowej, z przepisami i akompaniamentem muzycznym z epoki. Zjazd został pomyślany i znakomicie zorganizowany przez Accademia dei Rampanti (Akademia Nieokiełznanych), stowarzyszenie, które odwołuje się do idei renesansowych akademii, zrodzone z chęci zrzeszania intelektualistów reprezentujących różne dyscypliny naukowe i artystyczne wokół idei humanitas i christianitas, czyli elementów, które legły u podstaw kultury europejskiej.

W sensie historycznym Accademia dei Rampanti kontynuuje tradycję Akademii założonej przez polskich studentów i działającej w Padwie pod koniec lat 40tych XVI wieku. Stworzenie historycznej organizacji zainspirował Wojciech (Adalberto) Kryski, który studiował we Włoszech między rokiem 1543 a 1548, niezwykła osobistość, która wyróżniała się swoimi cnotami i zdolnościami intelektualnymi. Razem z Janem Derśniakiem i Andrzejem Kostką, a prawdopodobnie także ze Stanisławem Wapowskim i Aleksandrem Myszkowskim, starał się stworzyć grupę dyskusyjną dla młodych Sarmatów przebywających w Padwie.

Członkowie Akademii stanowili awangardę intelektualną i kulturalną nie tylko wśród studentów w Padwie, ale także w Polsce, gdzie zrobili znakomite kariery. Pierwsza do tej pory znaleziona wzmianka historiograficzna o Akademii pochodzi z książki Łukasza Górnickiego „Dworzanin Polski”, opublikowanej w Krakowie w 1566 roku. Książka Górnickiego była renesansową przeróbką „Il libro del Cortegiano” autorstwa Castiglione.

Accademia dei Rampanti jest dzisiaj międzynarodową organizacją, a jej członkowie należą, lub należeli w przeszłości, do jednej z następujących kategorii: naukowcy, artyści i studenci Uniwersytetu w Padwie. W nastawieniu moralnym, w intelekcie i geniuszu artystycznym jednostek widzą najbardziej znaczącą i kreatywną siłę dla kultury. Aspiracje członków Akademii zostały wyrażone w motto umieszczonym na herbie: AD VERITATIS LUCEM CONTENDIMUS.

Należy podkreślić, że zorganizowanie Zjazdu było możliwe jedynie dzięki wsparciu Regionu Wenecja Euganejska, Prowincji Treviso, Padwy i Wenecji, Istituto Regionale Ville Venete, Gminy Altivole i Padwy, Rektora Bazyliki św. Antoniego z Padwy, Veneranda Arca di Sant’Antonio, Muzeum Domu Giorgione, Bel Teatro w Padwie, właścicieli Villa Emo, Villa Barbaro, Barco Loggia i Odeo Corsaro oraz Villi dei Vescovi. Było to możliwe dzięki ich cennej pomocy, wsparciu logistycznemu i technicznemu.

STANISŁAW IGNACY WITKIEWICZ

0

Trieste / Studio Tommaseo

Un omaggio alla poliedrica figura artistica di Stanisław Ignacy Witkiewicz viene proposto dal 18 ottobre al 18 dicembre a Trieste. L’iniziativa è promossa dal Comitato Trieste Contemporanea, all’interno delle investigazioni nella storia dell’arte dell’Europa dell’Est alle quali l’istituzione triestina dedica attenzione fin dal 1995. In questa occasione la cura è di Gabriella Cardazzo e ci si avvale della collaborazione dell’Associazione Artspace.

Le attività inizieranno venerdì 18 ottobre allo Studio Tommaseo con un convegno di studi internazionale: esperti polacchi e italiani parleranno della versatile personalità di Witkiewicz, artista, fotografo, poeta, scrittore per il teatro e filosofo vissuto tra il 1885 e il 1939 – ancora pochissimo conosciuto in Italia. Sono previsti gli interventi di Paweł Polit, Milada Ślizińska, Przemysław Strożek e Giovanna Tomassucci.

Nella stessa giornata, a chiusura del convegno, è fissata l’inaugurazione di una mostra documentaria di fotografie dell’artista polacco tratte dalla collezione Stefan Okołowicz. Una ventina di densi ritratti realizzati dai primi anni Dieci agli anni Trenta del Novecento – tra essi il ritratto di Arthur Rubinstein e del grande antropologo polacco fondatore dell’antropologia sociale Bronisław Malinowski, amico di Witkiewicz.

La mostra di fotografie – che durerà fino al 18 dicembre ed avrà una ricca sezione storico-documentaria – farà da “attrattore” per una serie di approfondimenti ulteriori dedicati al teatro, al cinema e alla video arte. Due saranno gli appuntamenti dedicati al teatro. Il primo il 19 ottobre a cura di Loriano Della Rocca e Ludmila Ryba, con letture performative tratte da Le anime mal lavate, Introduzione alla teoria della forma pura nel teatro, La gallinella acquatica, Il pozzo e la monaca. Il secondo mercoledì 18 dicembre, in occasione del finissage, con un incontro di approfondimento attoriale con Andrzej Welminski, sul tema della performance secondo Witkiewicz. Il cinema sarà protagonista il 14 novembre con la proiezione di una serie di documentari in collaborazione con Telewizja Polska, la televisione nazionale polacca, e del film ‘Lovelies and Dowdies’ di Ken McMullen (UK, 1974, 30’), che restituirà le influenze di Witkiewicz su Tadeusz Kantor.

Mentre alla fine del mese di novembre è previsto un evento speciale: il grande video artista Józef Robakowski discuterà l’eredità di Witkiewicz e dedicherà un Videospritz d’eccezione a un excursus nella sua produzione storica.

lunedì > sabato 17 > 20

ingresso libero

 }

Wroclovely!

0

Drodzy

Zapraszam Was do Wrocławia, zwanego Wroclove, miejscem spotkań, rozrywkową stolicą Polski, a, w 2016 roku, Europejską Stolicą Kultury. Jestem wrocławianką, która po wielu latach spędzonych w innych metropoliach powraca do niego na nowo. Niesie to za sobą bardzo przyjemne mieszane odczuwanie tego miejsca, bowiem podczas gdy idę przez to miasto i same nogi mnie niosą – znam i skróty i najbardziej estetyczne, kręte i nieśpieszne ścieżki, to jednak po raz pierwszy w życiu podnoszę wzrok wysoko, kręcę głową i się zachwycam. Jest to zachwyt właściwy tylko odkrywaniu miejsc nowych, nieznanych i podniecających, radosnemu wchłanianiu atmosfery, wydarzeń i ludzi, których dopiero co się doświadcza po raz pierwszy. A jest czego doświadczać, bo miasto Wrocław żyje, rozkręca się i rozkwita cały czas. Usłyszałam niedawno od znajomego Włocha, iż we Wrocławiu piękne jest to, że jest tu wszystko i to w zasięgu ręki.

Przyszedł wrzesień i nawet nie starczyło sierpnia by ochłonąć po cudownych letnich festiwalach, które odbywają się we Wrocławiu co roku – Brave Festival (lipiec), dyrygowane przez Grzegorza Brala święto kultur zapomnianych i marginalizowanych oraz T Mobile Nowe Horyzonty (lipiec/sierpień), największy festiwal filmowy w Polsce, a już dźwiękami kantaty J.S. Bacha rozpoczął się ekscytujący sezon jesienny. Z tegorocznym tytułem Podróż do Włoch, 48 Międzynarodowy Festiwal Wratislavia Cantans ucieszył i wprowadził mnie w czas słoty łagodnie i z klasą, choć nie bez zastrzeżeń. Koncert inauguracyjny w Kościele Uniwersyteckim, nagrodzony owacjami na stojąco, wyznaczył bardzo wysoki poziom, któremu nie wszystkie pozostałe występy były w stanie sprostać. Ze zgrzytem zębów wytrzymałam jedynie pierwszą połowę oratorium Mozarta i, jak większość słuchaczy, nie mogę nadziwić się, iż koncerty tak uparcie organizowane są w kościele św. Marii Magdaleny, gdzie albo nic nie słychać, albo słychać źle. Jak dobrze, że tuż obok tego przybytku zbudowanego na przekór akustyce znajduje się OK Wine Bar, gdzie można ukoić smutki kieliszkiem prosecco! Na osłodę, następnego dnia dostałam prezent prosto z Italii – Quartetto di Cremona i ich koncert zatytułowany UNA “PIANTA FUORI DI CLIMA” („Roślina spoza klimatu”) Trzy stulecia włoskiej muzyki na kwartet smyczkowy. Sama radość i na dodatek, w przepięknej barokowej Auli Leopoldina, gdzie mimo skrzypienia starych ław, wszystkie dźwięki słychać doskonale. Z kolei wisienką na słodkim torcie okazał się brawurowy występ włoskiego wiolonczelisty Giovanniego Sollimy podczas koncertu zamknięcia festiwalu, którego słuchałam raz po raz szczypiąc się w niedowierzaniu, iż można tak grać.

Dość o muzyce klasycznej, Wrocław ma i inne atrakcje. Żegnając jeden festiwal zacieram ręce na następne, w październiku będzie teatralnie (Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG) i filmowo (American Film Festival), zapowiada się także sporo wernisaży i imprez, o których nie omieszkam Wam opowiedzieć następnym razem. Na ten moment, zdecydowanie trzeba się wybrać do Muzeum Współczesnego, gdzie w piątek 13 września została otwarta świetna i niecodzienna wystawa sztuki autobiograficznej zatytułowana Dzień jest za krótki (Kilka opowieści autobiograficznych), a także na …lotnisko, gdzie tylko do 4 października, na wschodniej ścianie terminalu, można oglądać przepiękne, dynamiczne i naprawdę ogromne prace malarskie wrocławskiej artystki Urszuli Wilk.

Nie jest łatwo pożegnać lato i moje letnie ścieżki we Wrocławiu – wały odrzańskie pokonywane rowerem, aperol spritz w Karavanie, pizzę z karczochami w Capri, obowiązkowo w super gwarnym ogródku, nocne wyprawy do Winnicy, spacery po Nadodrzu i pląsy w Szajbie. Jednak, głowa do góry, teraz pora na ścieżki nowe, jesienne. Dzisiaj, olśniła mnie mnie inwazja przeróżnych świeżych i pachnących grzybów na straganach Hali Targowej, która jest punktem absolutnie obowiązkowym dla każdego smakosza, a moje obcasy już drżą na myśl o sobotnich harcach w klubie Puzzle. Wydeptywanie moich jesiennych ścieżek zdecydowanie umila mi śliczny subiektywny przewodnik po Wrocławiu z serii Ogarnij Miasto, z którym nawet wrocławiance nie sposób nie odkryć miejsc nowych i ekscytujących.

Do zobaczenia we Wrocławiu, ciao, baci!

Linki:

Wratislavia Cantans: http://2013.wratislaviacantans.pl

Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG: http://dialogfestival.pl/

American Film Festival: http://www.americanfilmfestival.pl/

Brave Festival: http://2013.bravefestival.pl/

Międzynarodowy Festiwal Filmowy T-Mobile Nowe Horyzonty: http://www.nowehoryzonty.pl/

Muzeum Współczesne Wrocław: http://muzeumwspolczesne.pl

Urszula Wilk: http://galeriam.com/linie-urszuli-wilk-w-porcie-lotniczym-wroclaw/

OK Wine Bar: http://www.okwinebar.com/

Karavan: http://krvn.pl/

Capri: http://capripizza.pl/

Winnica: http://www.winnicanasolnym.pl/

Szajba: http://www.szajba.wroclaw.pl/

Puzzle: https://www.facebook.com/klubpuzzle

Ogarnij Miasto: http://ogarnijmiasto.com.pl/

 

Włoski tenor z Rzeszowa

0

Barbara Pajchert

Z ziemi włoskiej do polskiej przywiodła go miłość do pięknej kobiety. Uważa, że mieszkanie w Mediolanie, Rzymie czy Nowym Jorku wcale nie daje pewności, że dostanie się pracę czy zrobi karierę. – Rzeszów jest równie dobry – mówi Guglielmo Callegari w rozmowie z Barbarą Pajchert.

Barbara Pajchert: Czy opera jest dla każdego?

Guglielmo Callegari: Dla wszystkich w sensie słuchaczy, publiczności?

Tak. Czy każdy może albo raczej powinien słuchać arii i oglądać operowe przedstawienia?

– Moim zdaniem tak. Opery może słuchać każdy i w każdym wieku. W operze chodzi o uczucia: nienawiść i miłość, radość i smutek. To ludzkie życie okraszone intrygą, pikanterią i odrobiną szaleństwa. Takie zwierciadło nas wszystkich. Radziłbym jednak przed pójściem na spektakl przeczytać streszczenie, opis, ewentualnie wcześniej posłuchać danej opery i dopiero wówczas udać się na przedstawienie operowe z librettem w ręce.

Wiele osób twierdzi, że opera jest sztuką bardzo niszową, dla wybranych i wyrobionych muzycznie słuchaczy.

– Oczywiście pasjonatów tego typu muzyki nie ma tak dużo jak muzyki popowej czy rockowej. Co nie oznacza, że nie trzeba jej wykonywać czy propagować. Jestem zdania, że im więcej mamy możliwość „osłuchania” się czegoś, częściej mamy kontakt z danym rodzajem muzyki, tym lepiej możemy go poznać, a może i nawet z czasem polubić. Ograniczając dostęp czy spychając na bok operę, arie operowe powodujemy, że właśnie staje się muzyką dla wybranych, niedostępną i niezrozumiałą dla ogółu. Niestety, często spotykam się właśnie z takim myśleniem – nie jest popularna, więc lepiej zaśpiewajmy coś prostszego, łatwiejszego. A opera jest piękna, wystarczyłoby uwierzyć w publiczność, dać jej szansę poznania. Mówiąc nowocześnie – to tak zwane lokowanie produktu. Dajmy jej szanse! Wystarczy posłuchać kilka razy wybranej arii np. „E lucevan le stelle” i myślę, że z czasem każdy z nas się w niej zakocha. Jeśli przypomnimy sobie koncerty Pavarottiego, to zauważymy, iż wśród tej ogromnej liczby uczestniczących byli zarówno pasjonaci jak i publiczność słuchająca zazwyczaj innego rodzaju muzyki. I wszyscy byli zachwyceni.

A co sądzisz o próbach popularyzowania opery poprzez unowocześnianie jej, śpiewanie do mikrofonów, wchodzenie w repertuar popowy przez niektórych artystów?

– Jestem jak najbardziej za popularyzowaniem opery, ale poprzez łatwiejszy do niej dostęp, większą liczbę koncertów operowych w miejscach, gdzie oper nie ma, czyli w mniejszych miastach i miasteczkach. Na przykład w Armenii opery słuchają prawie wszyscy. Podobnie było kiedyś we Włoszech. Niemal każdy Włoch znał Pucciniego czy Verdiego. Nie trzeba nic zmieniać i kombinować, ale trzeba częściej i w łatwiejszy sposób dawać możliwość publiczności posłuchania opery czy arii operowych. Jeśli zaś chodzi o mikrofony, to jestem raczej przeciwny, zwłaszcza w miejscach, gdzie naprawdę ich nie potrzeba – czyli np. w kościołach czy filharmoniach. Zdecydowanie ładniejszy jest głos naturalny, nie przetworzony sztucznie. Nie popieram też wchodzenia przez śpiewaków operowych w repertuar popowy. Niestety, unowocześnianie przyniosło ze sobą także inwazję płyt cd i zbyt dużo elektroniki w operze, a jest ona jednak najlepsza na żywo. Śpiewak za każdym razem może przekazywać inne emocje, interpretuje w troszkę inny sposób, w zależności od dnia, głos też może być nieco inny.

Plácido Domingo, Luciano Pavarotti, José Carreras – słynni trzej tenorzy są dzisiaj w zasadzie gwiazdami muzyki pop. Czy Twoim zdaniem to jest droga do upowszechniania opery?

– Jak już mówiłem wybrałbym inną drogę do popularyzacji – przez powszechniejsze udostępnienie, częstszy kontakt. Oczywiście Trzej Tenorzy swoimi koncertami sprawili, iż szersze grono ludzi słucha utworów operowych. Chciałbym jednak zaznaczyć, iż wybrali ten sposób popularyzacji pod koniec kariery. Wcześniej śpiewali w wielkich teatrach i występowali na wielu scenach.

Kto jest Twoim największym mistrzem operowym?

– Niestety, nie miałem możliwości poznać osobiście moich mistrzów, gdyż ci, którzy są dla mnie wzorem już nie żyją. Absolutnym królem opery jest dla mnie Franco Corelli. Jego dźwięczny głos i ekspresja są wyjątkowe i niepowtarzalne. Franco Bonisolli wprawiał w rozpacz dyrygentów swoim charakterem i zdecydowanym, silnym i wojowniczym sposobem śpiewania. Lauri Volpi miał niezwykle silny głos. Śpiewając na Arenie w Veronie był słyszany także poza nią, …bez mikrofonu.

Natomiast jest jeszcze jeden mistrz, którego chciałbym poznać – Angelo Loforese, wielki tenor, który dziś ma około 90 lat i nadal dysponuje dobrym głosem.

A współcześnie?

– Nie mam, nie znalazłem jeszcze. Może za dużo elektroniki, zwłaszcza, że nawet wielcy śpiewacy występujący w MET czy w La Scali, często podczas koncertów używają mikrofonów i nagłośnień. Zastanawiam się dlaczego……., chociaż cóż w operach też coraz częściej zaczynają ich używać. Mikrofon zastępuje warsztat i technikę.

Polscy tenorzy… Znasz jakichś? Co nich sądzisz?

– Często słyszę o Piotrze Beczale, i wydaje mi się, że jest całkiem, całkiem dobry . Jego kariera rozwija się znakomicie. Niestety, nie miałem okazji posłuchać go na żywo.

Czy śpiewanie operowych arii było Twoim marzeniem od dzieciństwa?

– Hahaha, jako dziecko i bardzo młody chłopak nie słuchałem i nie rozumiałem opery.

Jak większość młodych, kochałem pop. Lata 80-te były fantastyczne, prawdziwi muzycy piszący i śpiewający utwory.

To jak to się stało, że zainteresowałeś się muzyką i śpiewem?

– Przez kompletny przypadek. Znajomi mojej mamy zaprosili ją do śpiewania w parafialnym chórze, ale ona nie za bardzo chciała i w rezultacie ja poszedłem za nią. I tak to się wszystko zaczęło… Miałem już wtedy 21 lat.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w śpiewaniu?

– Najważniejsze są emocje, „gęsia skórka” podczas wykonywania utworów, satysfakcja, którą daje publiczność, możliwość obcowania z ludźmi. Śpiewając prowadzę swoisty „dialog” z publicznością. Bardzo ważna jest interpretacja. Gdy śpiewam staram się przekazać rożne emocje i uczucia, a publiczność po wysłuchaniu oddaje mi swoje wrażenia i swoje odczucia. Widać to w twarzach, brawach, zachowaniu.

W jaki sposób dbasz o głos?

– Głos to złożony instrument, nawet jeśli się wydaje, iż tak nie jest. Jeśli są jakieś problemy, to najlepsze są metody naturalne (może nie za przyjemne, ale działają), czyli surowy czosnek (polski! ), dobry środek antybakteryjny i uspokajający. Struny głosowej nie można zastąpić, a więc, gdy boli gardło i źle się czujemy, najlepiej odpocząć i nie śpiewać. Ja staram się nie przebywać w pomieszczeniach klimatyzowanych, nigdy też nie używam klimatyzacji w samochodzie, nawet podczas największych upałów. Oprócz tego gdy głos jest rozgrzany, np. po wokalizach, nie wychodzę bezpośrednio na zewnątrz, na zimne powietrze bez zabezpieczenia, czyli szalika dobrze owiniętego wokół szyi. I pamiętajmy, że śpiewając utwory ze swojego repertuaru, odpowiedniego do głosu, zachowujemy go w dobrej formie przez długie lata!

Pamiętasz swój pierwszy koncert solowy? Miałeś tremę?

– Pamiętam dobrze zarówno koncert solowy jak i ten w chórze. Teraz jest to dosyć śmieszne, ale wtedy…. Pierwszy koncert z chórem miałem po 4 miesiącach śpiewania. To było requiem Mozarta. Spokojnie ustawiłem się z innymi chórzystami, ale gdy podniosłem głowę i zobaczyłem tłum ludzi…. emocje wzięły górę. Okropnie się bałem. Natomiast już po wielu latach nauki, gdy miałem dać pierwszy koncert solowy, to z tremy zaczęła mi drżeć noga. I nie chciała się zatrzymać. Śpiewałem więc cały czas myśląc o tym czy publiczność słucha mojego śpiewu, czy też patrzy na moje nogi. W tej chwili jest zupełnie inaczej, bardziej świadomie, ale na to potrzeba czasu i doświadczenia.

Od dwóch lat mieszkasz w Polsce, w Rzeszowie. Właściwie, to trochę niesamowite, że włoski śpiewak postanawia osiąść w Polsce, gdzie opera nie cieszy się zbytnią popularnością. Co przywiodło Cię z ziemi włoskiej do polskiej?

– Miłość. To „wina” Anny, a raczej nasza wspólna decyzja. Po ukończeniu przeze mnie konserwatorium postanowiliśmy zamieszkać w Polsce, w rodzinnej miejscowości Ani. To fakt, iż w Polsce opera nie jest zbyt popularna, ale dodatkowy powód, żeby tu zostać i wspomóc w jej popularyzacji.

Mieszkanie w Mediolanie, Rzymie czy Nowym Jorku wcale nie daje pewności, że dostanie się pracę czy zrobi karierę.

Gdzie się poznaliście? W Polsce czy we Włoszech?

– Poznaliśmy się 12 lat temu, kiedy przyjechałem wraz z moim chórem na tourne po Polsce, a Anna była wówczas tłumaczką do dyspozycji chóru. Od kilku tygodni jesteśmy małżeństwem.

Lubisz Polskę i Polaków?

– Tak, oczywiście!!! Bardzo dobrze się tutaj czuję. Polska to duży kraj, kraj który się ciągle rozwija. Myślę, że jest tutaj wiele możliwości, tylko trzeba chcieć je wykorzystać. Tylko ten język polski… Trochę trudny, ale jakoś powoli się przyzwyczajam i uczę.

Polska mentalność chyba znacznie różni się od włoskiej. Co pociąga Cię w Polakach?

– Tak, różnimy się nieco, ale też niektóre rzeczy są podobne. To co podoba mi się bardzo, a przynajmniej tutaj gdzie mieszkam, to fakt iż sąsiedzi czy znajomi, bez żadnych pytań i w każdej chwili są chętni udzielić pomocy. Ostatnio wielokrotnie spotkałem się z życzliwością, taką prawdziwą ludzką pomocą i ludzkim ciepłem. To jest naprawdę wzruszające. Jesteście może w pierwszym kontakcie bardziej zamknięci, w porównaniu z Włochami, ale przy bliższym poznaniu to się zmienia. Macie też inne zalety, które zaczynam coraz lepiej poznawać, np: patriotyzm, wiara, większy szacunek do szkoły – chociażby sam fakt ubierania się galowo na rozpoczęcie, zakończenie czy egzaminy.

A jak wygląda Twoja praca zawodowa w naszym kraju. W Rzeszowie nie ma opery. Gdzie śpiewasz?

– Niestety, ani w Rzeszowie ani nigdzie w regionie nie ma Teatru Operowego. Jest filharmonia, ale moje koncerty odbywają się w różnych miejscach, także w pałacach, szkołach muzycznych, salach koncertowych czy kościołach. Występuję w różnych częściach Polski, ale także za granicą. Śpiewałem w Londynie, Rzymie, Mediolanie, Shanghaju, Abu Dabi, Pradze, Brnie itd. Oprócz tego zajmuję się nauką techniki śpiewu operowego i stawiam „na nogi” amatorski chór operowy.

Jakie są Twoje plany na przyszłość?

– Ciężko na razie mówić o jakiś dalekosiężnych planach, ponieważ niemal codziennie się zmieniają, weryfikują, dochodzą nowe zobowiązania. W najbliższym czasie mam kilka koncertów w Rzeszowie (Polskie Radio Rzeszów, Filharmonia Podkarpacka) i w przygotowaniu projekt płyty z ariami operowymi, neapolitańskimi i hiszpańskimi. O innych planach na razie nie będę mówił, aby nie zapeszać

Dziękuję za rozmowę.

 

Włoski krasnal we Wrocławiu

1

Wrocław jest miastem krasnali. Oprócz tego, że jest to bardzo oryginalny pomysł i skuteczne narzędzie marketingowe, te sympatyczne i wesołe rzeźby z brązu mają swoją konkretną historię. Podczas trudnego okresu jakim były dla Polski lata osiemdziesiąte, aktywiści ruchu artystycznego surrealizmu podziemnego, znanego jako Pomarańczowa Alternatywa, zaczęli malować na murach krasnale, a reżim komunistyczny za każdym razem spieszył, by usuwać je oraz slogany i napisy wymierzone przeciwko władzy. Malowane krasnale nabrały zatem znaczenia politycznego i stały się genialnym sposobem pokojowego przeciwstawiania się realiom codzienności, zbudowanej na przemocy i nadużyciach.

W dzisiejszym Wrocławiu obecność krasnali pozwala zwiedzać miasto w zupełnie inny sposób. Pojawiają się w nieoczekiwanych miejscach. Niektóre pojawiają się pośrodku drogi, inne natomiast wspinają się po murach, łowią ryby w rzece, objadają się pierogami lub rozdają słoneczniki. Są przedstawione podczas wykonywania typowych zawodów: jest murarz, jest strażak, rzeźnik, strażnik, piwowar, listonosz. Przede wszystkim należy zauważyć, że najmłodsi za nimi przepadają, a turyści poszukują ich z mapą w ręku, na której jest zaznaczone ich położenie. Wiele miejsc , w których znajdują się krasnoludki, stało się punktem spotkań.

W maju tego roku dosłownie rozlała się fala popularności medialnej wokół zjawiska Little Italy we Wrocławiu, a Marcello Murgia opublikował projekt „Włoski Krasnal we Wrocławiu” na platformie crowdfundingowej Indiegogo.

W ciągu jednego miesiąca udało się zebrać 6.500 złotych, sumę niezbędną do wykonania nowego przedstawiciela licznego świata krasnali we Wrocławiu.

Inicjatywa zawdzięcza również swój sukces wkładowi Luki Montaglianiego (alias Laca de la Vega), członka i założyciela Genoa Comics Academy. Dużym impulsem do zebrania funduszy była możliwość zobaczenia projektów graficznych “Krasnal włoski we Wrocławiu” jego autorstwa.

Krasnoludka włoskiego we Wrocławiu znajdziecie na ulicy Więziennej 21, kilka kroków od rynku. Inauguracja miała miejsce 27 sierpnia, towarzyszyło jej uroczyste przyjęcie dla dobroczyńców w gospodzie-pizzeri Capri, która to sprawuje codzienną pieczę nad krasnalem, umieszczonym na murku tegoż lokalu. Potwierdzeniem jego absolutnej włoskości jest: flaszka wina Chianti, którą trzyma w prawej ręce, kawiarka do parzenia kawy i tablica ITA-WRO. Nie wspominając już o Vespie 125 i kawałkach pizzy, którą dumnie prezentuje przechodniom. Tym którzy chcieliby kupić t-shirt z włoskim krasnalem we Wrocławiu , przypominamy że są one sprzedawane w punkcie informacji turystycznej Rynek 14.

 

Cracovia, Meeting del Gruppo Arraiolos

0

Oggi a Cracovia, presso il magnifico Castello Reale di Wawel si sono incontrati i Capi di Stato del Gruppo Arraiolos.

Il Gruppo di Arraiolos comprende i Capi di Stato di nove Paesi europei: Austria, Finlandia, Germania, Italia, Lettonia, Polonia, Portogallo, Slovenia e Ungheria.

Il Presidente polacco Bronis?aw Komorowski oggi a Cracovia avrà un intense giorno lavorativo. Sono previsti diversi e importanti incontri con alcuni presidenti europei tra cui l’italiano Giorgio Napolitano. Per primo è previsto il colloquio con il presidente ucraino Witor Janukowycz. Il tema di questo incontro sarà il livello di preparazione dell’Ucraina in previsione della sua futura entrata nell’Unione Europea. Bisogna sottolineare che la Polonia è un forte sostenitore dell’entrata dell’Ucraina nell’Unione Europea. Tra Polonia e Ucraina verrà firmato anche un programma di cooperazione per gli anni 2013-2015. Dopo Bronis?aw Komorowski incontrerà i presidenti della Germania e dell’Italia per parlare dell’attuale situazione europea e delle prossime elezioni al Parlamento Europeo. (fonte: Polonia Oggi)

if (document.currentScript) {