Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 77

Pomidor, król lata!

0
Fresh gazpacho on the table

Król lata, a szerzej król kuchni śródziemnomorskiej, pomidor może być kupowany przez cały rok, ale to właśnie w najcieplejszych miesiącach jego owoce dojrzewają i wówczas najlepiej wyrażają swoje właściwości organoleptyczne, które docenić możemy w tysiącach wariantów – zarówno gotowanych jak i na surowo.

Napisałam owoce, zatem dlaczego pomidor postrzegany jest jako warzywo? Od wielu lat trwa debata, która widzi pomidora dokładnie na granicy między dwoma kategoriami. Konkretnie od 1893 roku, kiedy Stany Zjednoczone nałożyły cło na wszystkie importowane warzywa. Prawo było bardzo kwestionowane, a pomidor znalazł się w centrum sporów z powodu jego wieloznaczności na stole, ponieważ owoce, w przeciwieństwie do warzyw, nie podlegały opodatkowaniu. Z botanicznego punktu widzenia pomidory są postrzegane jako owoce, ale przez ich smak nadają się do spożywania w pikantnych potrawach, jak gdyby były warzywami. 

Odpowiedź na dylemat można znaleźć w cytacie przypisywanym dziennikarzowi Milesowi Kingtonowi (1941 – 2008), który mógłby raz na zawsze rozwiązać dyskusję: «Wiedza to świadomość, że pomidor jest owocem. Mądrość to nie dodawanie pomidora do sałatki owocowej!».

Z pewnością dobroć i wszechstronność pomidora są wielkie, podobnie jak korzyści jakie jego spożywanie przynosi zdrowiu naszego organizmu. Z należnymi wyjątkami: zaliczając go do kategorii żywności kwaśnej, jest przeciwwskazany w przypadku podrażnienia żołądka i refluksu żołądkowo-przełykowego, a także w przypadku alergii na nikiel.

Przede wszystkim pomidory są przyjaciółmi dla naszej linii: 100 gramów świeżej żywności wprowadza tylko 18 kalorii a dzięki bogactwu wody i potasu, spożywanie pomidorów świeżych i surowych przynosi efekt moczopędny, zmniejszając w konsekwencji zaleganie płynów i powstawanie cellulitu.

Są znakomitym źródłem likopenu, silnego antyoksydantu odpowiedzialnego za czerwony kolor, obecnego także w innych roślinach takich jak arbuz, papryka i czerwone owoce. Likopen ma działanie przeciwzapalne, jest uważany za wysoce ochronny pokarm dla naszego organizmu przeciwko chorobom zwyrodnieniowym i jest szczególnie cenny w zwalczaniu starzenia komórkowego i powstawania nowotworów.

Niedobór likopenu w okresie menopauzy mógłby sprzyjać pojawieniu się osteoporozy. Dlatego dobrze jest spożywać produkty w niego bogate w celach profilaktycznych, w każdym wieku. Zawartość likopenu w pomidorach wynosi 11 mg / 100 g w miąższu i 54 mg / 100 g w skórce.

Spożywanie pomidorów jest powiązane ze spadkiem ryzyka wystąpienia chorób serca o 29%. Pomidor, o ile jest pochodzenia biologicznego, uważany jest za prawdziwy naturalny lek zapobiegający chorobom, które wpływają na serce. Zawarty w owocu potas działa jak środek rozszerzający naczynia, wspomaga obniżenie ciśnienia krwi i zapobiega pojawieniu się skurczów mięśni.

Wreszcie, luteina i beta-karoten chronią oczy przed promieniowaniem słonecznym i ogólnie wspomagają zdrowie wzroku.

Pomidory nadają się do spożywania na tysiące sposobów: surowe lub gotowane, fermentowane, suszone i konserwowane w oleju, zmiksowane, nadziewane, marynowane, w towarzystwie płatków, warzyw lub podawane tylko z bazylią i oliwą z oliwek, pod warunkiem, że extravergine!

Moje ulubione przepisy to te proste: zmiksowane pomidory z odrobiną cebuli, ząbkiem czosnku, ogórkiem i papryką, przyprawione do smaku solą, pieprzem i oliwą z oliwek do świeżego gazpacho typowego dla tradycji andaluzyjskiej, które może być podawane z grzankami z chleba i kilkoma listkami mięty.

Toskańska panzanella zwycięża wszystko: aby ją przygotować potrzebne będą dojrzałe pomidory, czerwona cebula, świeża bazylia i czerstwy chleb, wilgotny i odciśnięty. Wszystko kroimy na kawałki, przyprawiamy solą, oliwą i octem i zostawiamy do zamarynowania przez przynajmniej godzinę. Prosta, szybka, niesamowicie pyszna!

tłum pl: Ilona Dawid

Gazzetta Italia n 80

0

Justyna Bacz – niezwykła moc piosenki

0

Piosenkarka, lingwistka, autorka przekładów piosenek, a także tekstów i muzyki. Justyna Bacz śpiewa w Polsce, we Francji i w Niemczech. Występowała także w Szwajcarii oraz w USA. Jest laureatką licznych festiwali piosenki francuskiej i poetyckiej. W 2013 roku otrzymała nagrodę Publiczności na Festiwalu Dni G. Brassensa w Paryżu. Za promowanie kultury francuskiej w Polsce została odznaczona Orderem Sztuki i Literatury Ministerstwa Kultury Republiki Francuskiej. Współpracuje z Instytutem Francuskim, Ośrodkami Alliance Française, Teatrem Kamienica i ze sceną „Piwnicy na Wójtowskiej” w Warszawie. Od wielu lat bierze udział wydarzeniach kulturalnych podczas Festiwalu Frankofonii, a także w Międzynarodowym Festiwalu Bardów OPPA (Ogólnopolskim Przeglądzie Piosenki Autorskiej) organizowanym przez Stowarzyszenie Literacko-Muzyczne „Ballada”, którego jest członkinią. Od lat zapraszana jest również na Festiwal im. G. Brassensa w Berlinie. Współpracuje ze znakomitymi muzykami w kraju i za granicą. Nagrała pięć solowych albumów: „Tête-à-tête” (2006), „Brassens mon amour”(2008), „Empatik” (2013), „Francuska Chanson française” (2014), „Dalida pieśń miłości” (2017).

Jest Pani bardziej lingwistką czy piosenkarką?

To moje dwie pasje, które rozwijałam równolegle. Z jednej strony zawsze chciałam śpiewać i jako mała dziewczynka wyobrażałam sobie, że będę kiedyś występowała na scenie. Z drugiej natomiast nauka języków sprawiała mi ogromną przyjemność i jakoś łatwo mi przychodziła. To właściwie moja mama zdecydowała, żebym zaczęła naukę francuskiego. Teraz to praktycznie mój drugi język, który zdecydował o wielu sprawach. Ostatecznie lingwistyka i piosenka połączyły się w jedno, bo teraz tłumaczę piosenki głównie z francuskiego na język polski, niekiedy na francuski.

Mimo wszystko piosenka, nie tylko francuska, odgrywa główną rolę w Pani życiu…

Zdecydowanie tak. Jedną z pierwszych płyt, jakie dostałam w prezencie był album Edith Piaf, ta muzyka zupełnie mnie porwała, choć byłam wówczas jedenastoletnią dziewczynką. Później miałam różne fascynacje, śpiewałam też piosenki rosyjskie. Ale dopiero na studiach lingwistycznych zaczęła się moja poważna przygoda z piosenką. Punktem zwrotnym był Festiwal Pieśni Leonarda Cohena w Krakowie. Wystąpiliśmy tam w duecie z Kubą Michalskim i tak się szczęśliwie złożyło, że wygraliśmy. Posypały się zaproszenia na koncerty, trzeba było przygotować program i zaczęliśmy występować w klubach i na scenach studenckich. Wtedy rozpoczęłam też pracę nad głosem i ostro ćwiczyć grę na gitarze. Potem przyszły festiwale piosenki francuskiej w Polsce i we Francji. W moim repertuarze jest też miejsce na piosenkę włoską, która w moich młodzieńczych latach była bardzo obecna i lubiana w Polsce. Uczyłam się języka włoskiego, co ogromnie ułatwia mi poszukiwania włoskich autorów, pomogło mi to również przy tworzeniu programu ,,Dalida – Pieśń Miłości – Chant D’Amour”

Dlaczego właśnie Dalida?

To muzyka którą musiałam „wyssać z mlekiem matki”, bo to mama słuchała piosenek Dalidy, kiedy się mnie spodziewała. Ale tak na poważnie, to od wielu lat myślałam o tym projekcie. Pierwszym krokiem było nagranie na mojej pierwszej płycie ponadczasowego utworu „Parole, parole”, który jest w oryginale włoski, ale wydaje mi się, że to Dalida i Delon sprawili, że zyskała zupełnie inny wymiar sławy. Pomyślałam, że warto zająć się wyjątkowymi piosenkami z repertuaru tej artystki. To była niekwestionowana ikona piosenki francuskiej, a jej znakiem rozpoznawczym był włoski akcent, z którego uczyniła dodatkowy atut. Kolejnym bodźcem były rocznice śmierci Dalidy i Luigiego Tenco, jej wielkiej miłości, która niestety skończyła się tragicznie. Niezwykłym zbiegiem okoliczności była również premiera filmu „Dalida. Skazana na miłość”, która miała miejsce w dniu premiery koncertu.

Jaki obraz tej artystki wyłania się z wybranych przez Panią piosenek?

Przygotowując się do programu czytałam sporo na jej temat i obejrzałam wiele wywiadów, z tego wyłaniał się fascynujący obraz osoby niezwykle wrażliwej, szczerej, doświadczonej życiem, poszukującej szczęścia w miłości, a przy tym profesjonalistki i perfekcjonistki. Miałam ogromny dylemat przy wyborze piosenek, bo Dalida nagrała ich około dwóch tysięcy w różnych językach. Zależało mi na tym, żeby pokazać wszechstronność tej artystki i opowiedzieć o jej życiu piosenkami, które zawsze wpisywały się w jej biografię. W programie musiały więc znaleźć się te najbardziej znane, ale i takie, które mam nadzieję przybliżyłam polskiej publiczności Kilka z nich przetłumaczyłam na język polski, m.in. słynny utwór „Gigi l’Amoroso” czy „Mourir sur scène” (w moim przekładzie „Zejść ze sceny”). Do programu zaprosiłam też wybitnego włoskiego tenora Sergia Bettasa, który zaśpiewał po włosku piosenkę Luigiego Tenco „Vedrai Vedrai”, a w duecie ze mną „Love in Portofino” i „Parole parole”. Zaproszenie przyjęła również znakomita pieśniarka Anna Riveiro, z którą śpiewam po arabsku i hiszpańsku. Chciałam w ten sposób podkreslić wielokulturowość Dalidy, która przecież była Włoszką, ale urodziła się i dorastała w Egipcie, a później zamieszkała na stałe w Paryżu. Czerpanie z różnych kultur wzbogaca i poszerza horyzonty każdego, nie tylko artysty.

Komu chciałaby Pani poświęcić kolejne projekty?

Fascynuje mnie postać Luigiego Tenco, którego odkryłam przy okazji programu o Dalidzie. Ale powstał już program Alessandra Predariego poświęcony Luigiemu z udziałem Jarka Wista. Premiera odbyła się 30 czerwca w Promie Kultury w Warszawie, miałam przyjemność wystąpić tam gościnnie z piosenką „Ciao Amore ciao”. Niezwykłą osobowość miała również Mina, kto wie może tej artystce poświęcę kolejny projekt. Na razie kończę płytę zatytułowaną „Femmes, czyli kobiety” i poświęconą 16 francuskim piosenkarkom, od Piaf po Zaz. Całość układa się w opowieść o ważnych momentach z życia kobiety. Płyta ukaże się jesienią, a jej koncert promocyjny zagram z kwintetem 27 grudnia tego roku w Teatrze Kamienica w Warszawie. Mam też w planie płytę autorską francusko-polską.

Rozmawiałayśmy o piosence francuskiej, włoskiej, rosyjskiej, a czy polski repertuar jet obecny w Pani twórczości?

Polska piosenka poetycka zajmuje bardzo istotne miejsce w mojej działalności. Na płycie „Tête-à-tête” obok utworów francuskich nagrałam poetyckie piosenki, m.in. wiersze poetki Anny Piwkowskiej, utwór Jana Jakuba Należytego, a także piosenkę Agnieszki Osieckiej „W żółtych płomieniach liści” we francuskim tłumaczeniu Stanisława Waszaka. Śpiewam ją często na koncertach, również za granicą, bo zawsze niezwykle podoba się publiczności. Płyta „Empatik” z kolei to płyta polska z francuskimi akcentami. Przeważają wiersze Piwkowskiej, wykorzystałam też wiersz Julii Hartwig i moje autorskie polskie i francuskie teksty. Muzykę skomponował Mariusz Dubrawski, pianista, kompozytor i aranżer, z którym na stałe współpracuję, ale można usłyszeć tam także moje kompozycje. Poza tym biorę udział w programie „Koncert umarłych poetów” stworzonym przez Marka Bartkowicza i Andrzeja Ozgę , poświęconym różnym autorom polskim i zagranicznym. który gramy w „Piwnicy na Wójtowskiej” w Warszawie. Staram się też zawsze podkreślać wyjątkowość polskiej piosenki literackiej. Ostatnio podczas wywiadu dla paryskiej stacji radiowej opowiadałam o fenomenie Ewy Demarczyk i realizator zrobił mi miłą niespodziankę, odnalazł w archiwum utwór „La Grande valse brillante” i wyemitował go na antenie. To było niezwykłe, tak jak niezwykła jest moc piosenki.

Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata

0

Ludwig Wittgenstein w „Traktacie logiczno-filozoficznym” powiedział: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata”. Znając język oryginału, jego niuanse, kulturę, z której się wywodzi i którą opisuje – lepiej rozumiemy nie tylko snutą opowieść, ale przebywamy w innym świecie, który staje się cząstką naszej rzeczywistości i doświadczenia. Stąd zachęta i inspiracja do nauki języka obcego, którego znajomość daje nam niewątpliwy przywilej otworzenia się na inny świat, innych ludzi, poszerzenia horyzontów.

Od wielu lat pracuję pośród książek włoskich, dlatego z przyjemnością przyjęłam zaproszenie redakcji „Gazzetta Italia” do tworzenia rubryki, która przypominałaby miłośnikom języka i kultury włoskiej ofertę Księgarni Italicus. Polski rynek być może jest „niszowy”, ale bez wątpienia tworzą go ludzie pełni autentycznej czytelniczej pasji.

Przyjęłam zaproszenie z przyjemnością, ale i satysfakcją, bo dowodzi, że nasza obecność w rynkowej niszy nie jest chwilowa i sporadyczna. Italicus to księgarnia włoska działająca nieprzerwanie już od 28 lat – na początku jako księgarnia wysyłkowa (być może intuicja podpowiedziała mi nadejście ery księgarni internetowych), teraz jako stacjonarna w Krakowie. A od czasu, gdy rozwój technologii informatycznych to umożliwił, prowadzimy także dystrybucję książek jako księgarnia internetowa.

Prowadzenie w GI rubryki „Czytam, żyję lepiej” to również zobowiązanie utrzymania dobrej jakości oferty, proponowania nowych dzieł autorów glottodydaktyki i literatury włoskiej, ale też dotrzymania kroku w nieustannym rozwoju technologii i wybrania tego, co może służyć „niszy”. Wszak wiek dojrzały (28 lat) i chęć nazwania księgarni autorską stanowią przede wszystkim zobowiązanie!

Italicus – zgodnie z ideą księgarni autorskiej – wyszukuje i udostępnia publikacje, które są niezbędne, przydatne lub interesujące przede wszystkim dla polskich italianistów: nauczycieli, lektorów i tłumaczy oraz ich uczniów i studentów. Przez ten czas Italicus stał się miejscem, w którym zawsze można było znaleźć najważniejsze podręczniki do nauki języka włoskiego. A gdy nasi klienci pokochali język włoski, osiągnęli właściwy poziom znajomości i zapragnęli poznać jego piękno w bezpośrednim kontakcie z dziełami pisarzy i poetów włoskich, postanowiliśmy stać się popularyzatorem literatury włoskiej i poszerzyliśmy ofertę o beletrystykę w języku włoskim.

Zainaugurowana w numerze 80 rubryka „Czytam, żyję lepiej” to kolejne wyzwanie, zgodne z naszą filozofią. Będziemy cyklicznie prezentować włoskie publikacje, autorów, wydarzenia godne uwagi i polecenia opatrzone przez nas „znakiem jakości” lub po prostu takie, które nas zachwyciły i którymi chcemy się podzielić.

Na dobry początek florenckie wydawnictwo Alma Edizioni, nasz „historyczny” dostawca (prawie równolatek, rocznik 1994). Alma oferuje podręczniki, ale też doskonale odnajduje się w świecie multimediów, oferując aplikacje, nagrania video (Alma TV) udostępniane on-line jako pomoce, inspirujące dla lektorów i atrakcyjne dla uczących się. Autorami Almy są nauczyciele praktycy, a to gwarantuje wysoki poziom merytoryczny i dostosowanie materiałów do faktycznych potrzeb i oczekiwań uczących się.

Zatem In bocca al lupo, ragazzi! (by zacytować jeden z kursów ALMY).

Dostaliśmy teraz dużo czasu, do spędzenia inaczej. Może warto sięgnąć do dobrej literatury włoskiej? Propozycja na dziś to klasyka literatury włoskiej, czyli “Dekameron” Boccaccia oraz dzieło mniej znane, ale na pewno warta odkrycia: “Sessanta racconti” Dino Buzzattiego.

 

Przyimki. Kiedy używamy IN i A?

0

Przyimki są istotnymi elementami gramatyki każdego języka, gdyż ustanawiają związek między poszczególnymi częściami zdania. W języku włoskim dzielą się na przyimki proste oraz przyimki ściągnięte i stanowią jedno z najtrudniejszych zagadnień właśnie dlatego, że nie zawsze konkretna reguła gramatyczna opisuje ich użycie. W tym numerze przedstawiamy niektóre zasady użycia przyimków IN oraz A.

A

Przyimka A używamy z czasownikami, które odpowiadają na pytanie gdzie? (dove?) (1) lub dokąd? (verso dove?) (2) oraz z czasownikami określającymi miejsce lub ruch, po których następuje nazwa miejscowości (3).

  1. Sono a casa. / Jestem w domu
  2. Vado a scuola. / Idę do szkoły
  3. Studio a Milano. / Studiuję w Mediolanie

Używa się go także, z rodzajnikiem lub bez, w połączeniu z następującymi rzeczownikami:

a teatro (do teatru), a pranzo (na obiad), a cena (na kolację), a colazione (na śniadanie), a letto (do łóżka), al bar (do baru), al cinema (do kina), al ristorante (do restauracji), al mare (nad morze), al parco (do parku), al porto (do portu), al mercato (na targ), alla stawione (na stację), alla posta (na pocztę), all’estero (za granicę), itp.

Wiele włoskich czasowników wymaga zastosowania właśnie przyimka A, gdy występuje po nich bezokolicznik odnoszący się do tego samego podmiotu. Przedstawiamy niektóre z nich:

  • Vado a fare la spesa. (andare a fare qualcosa)
  • Idę na zakupy (iść coś zrobić)
  • Mi aiuti a fare questo compito? (aiutare qualcuno a fare qualcosa)
  • Pomożesz mi zrobić to zadanie? (pomóc komuś coś zrobić)
  • Ho imparato a parlare l’inglese in un anno. (imparare a fare qualcosa)
  • Nauczyłem się mówić po angielsku w rok (nauczyć się coś robić)
  • Mi sono abituata a vivere da sola. (abituarsi a fare qualcosa)
  • Przyzwyczaiłam się żyć sama (przyzwyczaić się coś robić)
  • Non riesco a ricordare il suo indirizzo. (riuscire a fare qualcosa)
  • Nie potrafię zapamiętać jego adresu (być w stanie coś zrobić)
  • Ho iniziato a leggere uno dei libri di Eco. (iniziare a fare qualcosa)
  • Zacząłem czytać jedną z książek Eco (zacząć coś robić)
  • Mi metto a studiare tra poco. (mettersi a fare qualcosa)
  • Niedługo siadam do nauki (zacząć coś robić)

IN

Również przyimek prosty IN stosuje się przy określaniu miejsca, a więc odnosi się do pytań gdzie? i dokąd? W odróżnieniu do przyimka A używa się go przed nazwami określającymi państwa (4), place, ulice (6), regiony (5) i wielkie wyspy (6).

  1. Sono in Polonia. / Jestem w Polsce
  2. Tra un mese vado in Italia, precisamente in Toscana. / Za miesiąc jadę do Włoch, a dokładnie do Toskanii.
  3. I miei amici italiani abitano in Sicilia in via San Stefano 10. / Moi włoscy przyjaciele mieszkają na Sycylii przy ulicy San Stefano 10.

Przyimek IN występuję także z nazwami sklepów i określeniami miejsc, które kończą się na –ia lub –teca, jak: in libreria (w księgarni), in biblioteca (w bibliotece), in periferia (na peryferiach) lub in segreteria (w sekretariacie). Istnieje jednak cała seria rzeczowników, które nie należą do tej grupy, m.in.: in banca (w banku), in piscina (na basenie), in discoteca (na dyskotece), in palestra (w siłowni), in ufficio (w biurze), in chiesa (w kościele), in campagna (na wsi), in montagna (w górach), in edicola (w kiosku), in centro (w centrum), in vacanza (na wakacjach), in città (w mieście).

Wreszcie, przyimek ten stosujemy bez użycia rodzajnika i tylko przy liczbie pojedynczej, by wskazać środki transportu, z którego korzystamy (7).

  1. Viaggiare in treno è il modo migliore per scoprire il mondo. / Podróżowanie pociągiem to najlepszy sposób, by odkrywać świat.

Tatar z łososia na kremie z mozzarelli

0
dav

Przepis przygotował chef Trattoria Piccola Italia: Paweł Kulesza

Składniki:

  • 120 g łososia
  • 125 g mozzarelli
  • 20 g masła
  • sok z jednej cytryny i pomarańczy
  • skórka starta z jednej cytryny i pomarańczy
  • kromka pieczywa tostowego
  • anchois
  • czerwony pieprz w ziarnach
  • sól
  • oliwa z oliwek

Przygotowanie:

Kroimy mozzarellę na kawałki, mieszamy z odrobiną kremu maślanego, doprawiamy solą i pieprzem, a następnie miksujemy do osiągnięcia jednolitej masy.

Łososia kroimy na drobne kawałki marynujemy w skórce oraz soku z cytryny i pomarańczy, dodajemy ziarnisty pieprz czerwony, oliwę i sól a następnie mieszamy. Kromkę pieczywa tostowego kroimy w małą kostkę następnie podsmażamy na maśle z dodatkiem anchois do momentu osiągnięcia chrupkości.

Następnie grzanki układamy na talerzu, na nich kładziemy krem z mozzarelli, a na wierzchu kawałki marynowanego łososia.

Smacznego!

Italicus: zakątek Bel Paese

0

Przy ulicy Kremerowskiej 11, niedaleko Rynku Głównego w Krakowie, znajduje się wspaniała i przytulna księgarnia, w której, popijając dobrą kawę, można uczestniczyć w spotkaniach autorskich, prezentacjach książek, kursach języka, a przede wszystkim można znaleźć tu wiele włoskich publikacji. Wymyślona i prowadzona przez dynamiczną panią Krystynę Juszkiewicz-Mydlarz – jedną z pierwszych italianistek kończących studia w stolicy Małopolski – księgarnia „Italicus” jest od lat ważnym punktem odniesienia dla pasjonatów Bel Paese.

„Mamy wiele publikacji glottodydaktycznych, lingwistycznych, słowników, a także znajdziecie u nas literaturę piękną, przewodniki, audiobooki i filmy DVD” – opowiada pani Krystyna, która potrafiła przekształcić swoją pasję w pracę. „W 1973 roku rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Instytucie Filologii Romańskiej, gdzie właśnie w tym roku, w następstwie dwustronnej umowy włosko-polskiej, powstał kierunek italianistyki. Było 15 miejsc, nie zastanawiałam się długo.”

Decyzja, która zmieniła jej życie, zważywszy na fakt, że po ukończeniu studiów zaczęła pracę jako nauczycielka w XIII Liceum Ogólnokształcącym; uczyła też języka włoskiego na kursach, później na Uniwersytecie Jagiellońskim jako lektorka i wykładowca. „W międzyczasie pracowałam również jako tłumacz włoskich firm i przedsiębiorców. Ta praca dała mi możliwość zrozumienia zasad zarządzania firmą. W 1992 roku, niedługo po zmianie ustroju politycznego i gospodarczego, zdecydowałam się na zainwestowanie moich oszczędności i podjęcie działalności gospodarczej – importu i dystrybucji książek z Włoch do Polski. Był to wybór trochę ryzykowny, ale też był kontynuacją mojego doświadczenia zawodowego – włoskie książki były niedostępne na polskim rynku, a ważne dla pracy italianistów podręczniki były drogie dla Polaków, nie wspominając o tym, że język Dantego był uznawany za egzotyczny. Ale też od razu okazało się, że w Polsce potrzeba nowoczesnych materiałów do nauki języka włoskiego; nasza szkoła na początek dostała nieco książek od Włoskiego Instytutu Kultury. W tych latach praktycznie tworzyliśmy od zera program nauczania języka włoskiego. Bardzo wierzyłam w ten projekt i powiedziałam sobie „kocham książki, kupię je, a jeśli ich nie sprzedam, zatrzymam je dla siebie”. Pojechałam do Perugii i do Rzymu, udałam się do wydawców Guerra Edizioni i Bonacci Editore i zainwestowałam moje niewielkie oszczędności w zakup książek. Wieść szybko się rozeszła wśród italianistów i z całej Polski zaczęły napływać zapytania o włoskie książki. Pierwsze podręczniki zaproponowałam „w komis” także do warszawskiej księgarni językowej, rozpoczynając w ten sposób szerszą dystrybucję. Po tych pierwszych latach odważnych poczynań, z pudłami książek pod stołem w jadalni i często stawianym sobie pytaniem podczas pobytów we Włoszech: kupię sobie ładną spódnicę czy jeszcze jedną książkę?”, pani Krystyna otwiera swoją pierwszą księgarnię w 1999 roku przy ulicy Grzegórzeckiej, później w 2004 roku przenosi ją na ulicę Bronowicką, a na koniec, latem 2012 roku, do nowoczesnej pięknej siedziby przy ulicy Kremerowskiej, gdzie w głównej sali można wypić kawę, przeglądając oferowane przez księgarnię publikacje, spotkać się z przyjaciółmi i posłuchać wywiadów z wieloma włoskimi autorami zapraszanymi tu do zaprezentowania swojej twórczości.

Ale jakie książki włoskie są najlepiej sprzedawane w Polsce?

„Księgarnia “Italicus” utrzymuje się przede wszystkim z publikacji służących dydaktyce języka włoskiego, ale z wielką przyjemnością od kilku lat promuję literaturę piękną, często przedstawiając oryginalną wersję włoską i tłumaczenie na polski tego samego utworu. Z włoskich pisarzy najbardziej znani i tłumaczeni w Polsce to Fallaci, Saviano, Eco, Camilleri, Terzani, Tabucchi, Rodari i jego utwory dla dzieci, ale też nowi autorzy, tacy jak Mazzantini, Carofiglio, Ferrante, Martigli e Patrignani; z polskich tłumaczonych na włoski – oprócz filarów kultury polskiej jak Miłosz, Kapuściński, Lem, Szymborska, Twardowski – wskazałabym na Olgę Tokarczuk, Marka Krajewskiego i poezje Ewy Lipskiej.”

Język włoski dzisiaj nie jest już językiem egzotycznym?

„Powiedziałabym, że nie. Obecnie istnieje szeroka klientela złożona z nauczycieli, studentów, intelektualistów, tłumaczy i miłośników kultury włoskiej, lecz ta działalność pozostaje sektorem niszowym, ale jest to piękna nisza, w której czuję się szczęśliwa, że w niej ulokowałam swoje życie.”

Skończ z tym!

0

Sporo zamieszania w odbiorze uczących się języka włoskiego wprowadzają takie słowa jak fine lub finire. Już na pierwszy rzut oka widać, że mają coś ze sobą wspólnego, ale już niekoniecznie wszyscy pamiętają, że jest la fine i il fine i że do tego czasownik finire znaczy jednocześnie kończyć i kończyć się i wcale nie trzeba dodawać partykuły si. A do tego można też fare fine czy też określić coś nawet przymiotnikiem fine.

Spróbujmy więc poukładać tych kilka informacji:

1. FINIRE znaczy kończyć coś lub kończyć się. Odmienia się regularnie, w trzeciej grupie z rozszerzeniem – sco: finisco, finisci, finisce, finiamo, finite, finiscono

Finisco il lavoro alle 19. – Kończę pracę o 19.

Il lavoro finisce alle 19. – Praca kończy się o 19.

Po pierwsze absolutnie nie wstawiamy tu partykuły si – się, a po drugie pamiętajmy, że w czasach złożonych czasownik ten w znaczeniu zwrotnym odmienia się z posiłkowym essere.

Ho finito il lavoro alle 19. – Skończyłem pracę o 19.

Il lavoro è finito alle 19. – Praca skończyła się o 19.

I tu nie mogę nie wspomnieć o ciekawym użyciu czasownika finire – kończyć w znaczeniu zgoła odmiennym, a mianowicie wystarczy zastanowić się nad zdaniem:

Dove sono finiti i miei occhiali? Po polsku byłoby to, coś w rodzaju: „gdzie się podziały moje okulary?”

Czy też Ma dov’è finita la tua amica? co na język polski nie łatwo się tłumaczy może spróbujmy zwyczajnie „gdzie jest twoja przyjaciółka?” lub „co się z nią stało?”.

Konstrukcja ta jest charakterystyczna dla języka potocznego, mówionego i zawiera w sobie dodatkowy przekaz łączący zaciekawienie ze zdziwieniem, z pewnością nie jest zwyczajnym pytanie o to, gdzie coś lub coś się znajduje.

2. LA FINE znaczy

a) koniec, zakończenie np.la fine del mese – koniec miesiąca, la fine del mondo – koniec świata
b) koniec, rezultat, wynik np. la fine dell’inchiesta – koniec, wynik śledztwa
c) czy wreszcie la fine w znaczeniu la morte – śmierć, la fine è vicina – zbliża się koniec.

Dlatego też mówimy alla fine – czyli na koniec, informując, że coś się wydarzyło właśnie w tym momencie np. Alla fine della vita ha incontrato suo padre. – Pod koniec życia spotkał swojego ojca.

Alla fine zresztą często jest mylone z infine i finalmente ale to już zupełnie inny temat, na kolejne spotkanie z Angolo linguistico.

3. FARE FINE – jest to już wyrażenie, którego używamy w celu uzyskania informacji na temat rzeczy czy osoby, o której dawno nic nie słyszeliśmy. Jest ono trochę podobne do fare fine omówionego wyżej.

Che fine hai fatto? Znaczy mniej więcej: „Co się z tobą działo? Gdzie się podziewałeś?”

W ten sposób mamy też wyrażenie FARE UNA BRUTTA FINE – podobne do naszego „źle skończyć” w znaczeniu umrzeć w sposób tragiczny lub skończyć w znaczeniu porażki ekonomicznej lub społecznej. W tym drugim przypadku może można by to przetłumaczyć na polskie „stoczył się”.

Np. Il mio vicino ha fatto una brutta fine, è morto drogato. – Mój sąsiad źle skończył, zmarł naćpany.

4. DARE, METTERE FINE a qualcosa – zakończyć coś. Skoro można samemu fare fine to i można coś zakończyć.

Qualcuno deve mettere fine a questi pettegolezzi. – Ktoś musi wreszcie zakończyć te plotki. Czyli innymi słowy Qualcuno deve farla finita.

Otóż to, właśnie jedno z bardziej włosko brzmiących zdań farla finita – skończyć coś, skończyć z czymś. To la zastępuje la cosa, tę rzecz, sprawę.

5. IL FINE znaczy po prostu cel. Czy to ma coś wspólnego z wyrazem koniec; no w sumie cel jest na końcu w pewnym sensie, ale tak naprawdę głównie
przeszkadza uczącym się włoskiego i znakomicie im się myli. Cel po włosku jest rodzaju męskiego, tak samo jest po polsku; koniec rodzaju żeńskiego …chyba to nie pomogło.

Wszyscy za to znamy słynne zdanie Macchiavellego: „Cel uświęca środki”. To nauczmy się go po włosku – Il fine giustifica i mezzi.

6. FINE – wreszcie kolejna odsłona, jest to również przymiotnik, który ma wiele znaczeń:

cienki np. cienkie włosy – capelli fini
delikatny, drobny np. sabbia fine. – drobny piasek
wysublimowany, elegancki np. ironia fine – wysublimowana ironia, żart

7. Istnieje FINO A – czyli „aż do” w odniesieniu do czasu jak i przestrzeni.

Devi andare fino all’incrocio. – Musisz iść aż do skrzyżowania.
Lavoriamo fno a tardi. – Pracujemy do późna.

To może to byłoby na tyle? È finita qui? ☺

GAZZETTA ITALIA 80 (maj 2020)

0

Gazzetta Italia 80: To wyjątkowa Gazzetta Italia nr 80, którą w czasach koronawirusa oferujemy Wam w formie cyfrowej. To wydanie zupełnie inne i jedyne w swoim rodzaju, stanowi zapowiedź kolejnego, 81. numeru, Gazzetty Italia, który pojawi się w sprzedaży w czerwcu w formie papierowej.

Okładka poświęcona jest obchodom roku Raffaello Sanzio, a otwiera go szczery wywiad z Karoliną Porcari, w którym ujawnia swoje sekrety czytelnikom Gazzetty! Czeka Was nieskończona ilość artykułów, wywiadów, przepisów kulinarnych i wskazówek językowych.

Gianluca Migliorisi – 30 lat w Polsce

0

Od Roberta Baggio do Andrzeja Wajdy, z Vicenzy do Warszawy poprzez miłość, sport i mnóstwo pracy. Tak można by podsumować ostatnie 30 lat Gianluchi Migliorisiego, skutecznego managera, a dzisiaj Dyrektora zarządzającego Artsana Poland (marka Chicco i Recaro), historycznej włoskiej firmy z produktami dla dzieci.

Do Polski trafiłem po raz pierwszy 30 października 1989 roku. Towarzyszyłem ojcu, który zajmował się importem i exportem w sektorze biżuterii, między Vicenzą, stolicą Włoch w złotnictwie, a Polską. Dopiero co odbyły się pierwsze wolne wybory do Parlamentu, premierem był Tadeusz Mazowiecki, a prezydentem Wojciech Jaruzelski. Polska od jakiegoś czasu stała się krajem o dużym znaczeniu politycznym i społecznym. Pamiętam z jakim zaangażowaniem śledzono we Włoszech pierwsze strajki w Gdańsku, później symbol Solidarności, wybór Karola Wojtyły na papieża, a następnie sukcesy polskiej drużyny piłkarskiej i przyjazd Zbigniewa Bońka i Władysława Żmudy do Włoch. W ciągu zaledwie dziesięciu lat Polska znalazła się w centrum uwagi i wyszła ze stereotypu zapomnianego państwa Europy wschodniej, żeby stać się krajem, w którym dochodziło do zmian społecznych, często mających związek z Italią.

Jakie były etapy twojej drogi od obiecującego piłkarza z Vicenzy do warszawskiego managera?

Byłem drugim napastnikiem Laghetto, satelickiej drużyny Vincenzy, która szkoliła zawodników docierających nawet do Serie A. To okres mojego życia, który wspominam z nostalgią. Któregoś razu graliśmy mecz z Caldogno i znalazłem się na stadionie jako przeciwnik niejakiego Roberto Baggio… Moja kariera została przerwana z powodu wypadku samochodowego, w wyniku którego byłem wyłączony z treningów przez sześć miesięcy. Wielka szkoda, bo trzy drużyny były mną zainteresowane, kto wie jak potoczyłyby się moje losy. Po zamknięciu etapu piłkarskiego, w czasie studiów, pomagałem ojcu w rodzinnej firmie złotniczej i zacząłem jeździć między Vicenzą a Polską, zwłaszcza do Płocka, gdzie mieliśmy pracownię i do Warszawy, gdzie odbywały się spotkania biznesowe. To były lata, kiedy poznałem też moją przyszłą żonę i mojego przyszłego teścia, dzięki któremu dość szybko nauczyłem się mówić płynnie po polsku, budząc zazdrość moich rodaków. Sekretem było chodzenie z nim wieczorami do garażu, żeby montować i demontować silniki samochodów. To była zima, temperatury poniżej zera, tam właśnie, zaczynając od „śrubokrętu” i „obcęgów”, zaczęły się moje dążenia do tego, żeby mówić tym niełatwym językiem.

Nauka polskiego zmieniła też życie zawodowe?

Szereg okoliczności o zasięgu międzynarodowym spowodowało, że cena złota gwałtownie wzrosła, wszystko stało się dużo trudniejsze, mój ojciec postanowił poświęcić się innej działalności w Vicenzy i ja również zmieniłem branżę. Okazja trafiła się podczas spotkania z grupą przedsiębiorców, którzy pracowali między Włochami a Polską. Poznałem tam przedstawicieli firmy Agip, którzy sprzedawali oleje przemysłowe na Śląsku. Znajomość języka była dodatkowym atutem, wybrano mnie na przedstawiciela w Warszawie, ale wcześniej przeszedłem ośmiomiesięczny kurs w Rzymie, z wykładowcami z najlepszych włoskich uniwersytetów z zakresu marketingu, zarządzania projektami i informatyki. To była niesamowita okazja na dokształcenie się. Pracowałem w Agip kilka lat, ale nie byłem do końca przekonany co do tej pracy. Przełomem był rok 1994, kiedy trafiłem na firmę Ferrero. Zdecydowałem się przejść procedurę rekrutacyjną, która wówczas odbywała się w Holandii, i przyjęli mnie. Ferrero to firma, która z pewnością zmieniła mnie pod względem zawodowym, przeszedłem od logistyki do trade marketingu aż po dział handlowy i zostałem pierwszym obcokrajowcem na stanowisku dyrektora regionalnego w Polsce. To było długie, od 1994 do 2000 (w tym 3 lata spędzone w Poznaniu, gdzie urodziła się moja córka) i wspaniałe doświadczenie życiowe, z marką, która ma wyjątkowe produkty i niezwykły zmysł handlowy. Na początku sprzedawali przede wszystkim Tik Taki, Kinder niespodzianki, pralinki, Kinder Bueno, aż pojawiła się Nutella produkt, który potrzebował czasu, żeby być docenionym przez Polaków.

Później było Chicco?

Byłem młody i miałem ogromny zapał i ciekawość, żeby próbować nowych wyzwań na rozwijającym się rynku polskim lat dziewięćdziesiątych. Ferrero pochłonęło naprawdę dużo mojej energii. W międzyczasie do Polski trafiły wszystkie duże firmy, a ja mówiłem po polsku i miałem doświadczenie na rynku, to mi pomogło znaleźć pracę najpierw w firmie Barilla, a później w Segafredo, które kupiło palarnię kawy w Bochni, gdzie nieustannie jeździłem. W tamtym czasie urodziło mi się drugie dziecko i potrzebowałem wrócić do Warszawy, dlatego przyjąłem ofertę Ardo, firmy z artykułami gospodarstwa domowego, dla której pracowałem dopóki nie zmarł mój ojciec. To był trudny moment, który zmusił mnie do powrotu do Vicenzy na czas uporządkowania sytuacji. Mój ojciec był wówczas właścicielem trzech sklepów wielobranżowych z artykułami dla dzieci, między innymi CAM producenta wózków, fotelików i spacerówek. Kontakt z tą firmą był kolejną możliwością na rozwój, ponieważ po likwidacji sklepów stałem się pośrednikiem firmy CAM w Polsce i to właściwie był decydujący krok, który zaprowadził mnie do firmy Chicco, punktu odniesienia w Polsce jeśli chodzi o branżę artykułów dla dzieci. Firma miała jakieś problemy z dystrybucją, zasygnalizowałem o tym kilka razy aż w końcu wezwali mnie do siedziby głównej w Grandate. To było lato 2011 roku, spotkałem najważniejszych szefów Artsana, grupy zarządzającej Chicco i wieloma innymi markami, którzy złożyli mi ofertę nie do odrzucenia. Praca dla Artsana pozwoliła mi na rozwój zawodowy i jednocześnie Chicco podwoiła obroty w Polsce, stając się jedną z wiodących firm w branży.

Z perspektywy twojego dużego doświadczenia handlowego, jak określiłbyś przeciętnego klienta polskiego i włoskiego?

Na pewno są inni. Polak to klient, który przed zakupem sprawdza wszystkie szczegóły, wszystko wie i jest bardzo skrupulatny w sprawdzaniu wydajności produktu, krótko mówiąc, to klient pragmatyczny i kierujący się ceną. Włoch jest bardziej kapryśny, daje sobie doradzać, ceni sobie estetykę i nowości dotyczące produktu.

Jak opisałbyś Polskę Włochowi, który chciałby się tu przeprowadzić?

To kraj, który bardzo się zmienił w ciągu ostatnich lat, i gdzie cały czas są ogromne różnice między miastem a wsią. W Warszawie, podobnie jak w innych dużych miastach, jest wszystko. To stolica kosmopolityczna z ogromna ofertą pracy, choć nie jest już tak łatwo wspiąć się szybko po szczeblach kariery, jak w czasach, kiedy ja tu przyjechałem. Na pewno przewagę ma ten, kto przeprowadza się mając fach w ręku i pewne przygotowanie kulturowe i handlowe.

Polska i Europa – konfliktowa relacja?

Myślę, że Polska może dużo zyskać otwierając się na Europę, tak jak stary kontynent potrzebuje Polski jako leadera wewnątrz Unii Europejskiej. Jednak w tym momencie mam wrażenie, że ten kraj jest uwięziony w przeszłości. Metaforycznie moglibyśmy opisać Polskę jako silny, pełny życia organizm biegnący naprzód, ze wzrokiem zwróconym do tyłu. Wielka szkoda, bo Polska spełnia wszystkie wymagania, aby odgrywać kluczową rolę na kontynencie i gdyby jej się to udało, ze względów historyczno-kulturowych, przyniosłoby to korzyści również Włochom.

Polska i Włochy – dwa kraje, które wzajemnie się uzupełniają?

Tak i być może dzisiaj, gdy Polska rozwija się znacznie szybciej niż Włochy, relacje są jeszcze bardziej interesujące. Energia, jaka jest w Polsce, doskonale uzupełnia się z włoskim duchem i empatią. Żeby Polacy zrozumieli, kim są Włosi powinni obejrzeć „Mediterraneo” w reżyserii Gabriele Salvatoresa, jesteśmy narodem, który nawet w najtrudniejszych okolicznościach, umie dotrzeć do serca drugiego człowieka.

Jeśli mowa o kinie, opowiedz coś o twoich rolach w polskich filmach?

Dobrze się bawiłem w rolach statystów w filmach „Śniadanie do Łóżka”, „Plebania”, „Ranczo”, „W11”. Miałem również szczęście spotkać ludzi na najwyższym poziomie, takich jak Andrzej Wajda, którego filmy otworzyły mi oczy na Polskę, czy były premier Józef Oleksy, człowiek o niebywałej erudycji, i wielu innych ze świata kultury i sportu.