Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

WINGS/SKRZYDŁA Natasha Pavluchenko i jej nowa kolekcja na rzymskim festiwalu mody ROMA ETERNA

0

Wieczne Miasto z entuzjazmem przyjęło najnowszą kolekcję Natashy Pavluchenko WINGS / SKRZYDŁA zaprezentowaną na pokazie w Rzymie. Tworząca w Bielsku-Białej polska projektantka, ilustratorka i designerka, otworzyła wieczór międzynarodowy rzymskiego festiwalu modowego, organizowanego przez International Couture. Artystka, o korzeniach polskich, białoruskich i ukraińskich, od ponad 20 lat tworząca w Polsce, pokazała się ze swoją premierową kolekcją w Rzymie już po raz jedenasty. Zaproszona wiele lat temu przez Sylwię Fendi do udziału w pokazach Alta Roma, Natasha Pavluchenko zdobyła już sobie uznanie wśród rzymskich znawców mody. Kreacje Natashy są przykładem wyrafinowanego krawiectwa, docenianego przez miłośników haute couture, a także sztuki i designu.

Projekt WINGS Natashy Pavluchenko obejmuje ubrania, akcesoria, samochód, tatuaż, a także obraz. Wszystkie elementy kolekcji ubiorów powstają w autorskiej pracowni Natashy w Bielsku-Białej i są wykonywane ręcznie przez team projektantki. To prawdziwe dzieła sztuki, które mogą być jednak użytkowane na co dzień. Pokaz w Rzymie i wcześniejszy podczas Festiwalu Filmowego w Cannes, oznaczają powrót Natashy Pavluchenko, po kilkuletniej przerwie, do modowych show i do prezentacji jej marki NeoCouture na wybiegach.

WINGS jest to projekt artystyczny, w którym poruszam się między wieloma płaszczyznami – opowiada artystka. Jest dedykowany ludziom o podobnej do mojej wrażliwości. Wiele lat temu narysowałam jedno skrzydło – na zawiasach. Nadszedł teraz moment, że powstało i drugie. Każdy z nas ma swoje marzenia, ucieczki w światy inspiracji, każdy szuka finalnie miłości, szczęścia i mocy. Chciałabym, aby moje WINGS były pewnym symbolem dla osób takich jak ja. By pamiętały one, że skrzydła można także złożyć i odpocząć. Tak by za chwilę móc znów je otworzyć na nowo. Może w innej przestrzeni lub rzeczywistości.

Artystka już od dawna wyraża się na wielu polach. Natasha Pavluchenko projektowała kostiumy teatralne, wnętrza samochodów (Fiata 500 i Audi), meble, a niedawno stworzyła również kostiumy do baletu „Harnasie” Karola Szymanowskiego, w choreografii Karola Urbańskiego, wystawianego w Teatrze Wielkim w Łodzi. W tym roku, już po raz kolejny, w sukni Natashy Pavluchenko na oscarowej gali, pojawiła się producentka filmowa Ewa Puszczyńska, zdobywczyni tegorocznego Oscara za dramat historyczny „Strefa interesów”, w reż. J. Glazera.

Sylwetki kobiet, proponowane przez Natashę Pavluchenko, emanują siłą i pewnością siebie, a zarazem zwiewnością i eterycznością. Motywem przewodnim tegorocznego pokazu International Couture była postać Sybilli Kumańskiej, jednej z najważniejszych postaci profetycznych w religiach greckiej i rzymskiej. Zgodnie z legendą Sybilla przybyła do Italii z Grecji lub Persji. Swoje wyobrażenie tej kapłanki wyroczni Apollina w Cumae, położonego we włoskim regionie Kampanii, przedstawił Michał Anioł Buonarotti na freskach w Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie.

W pokazie, odbywającym się w modernistycznym Palazzo d’Arte Antica w rzymskiej dzielnicy EUR, oprócz reprezentantki Polski, uczestniczyli także projektanci z Włoch, Libanu i Maroka. W wizualizacjach modowego show Natashy Pavluchenko, pojawiających się w przestrzeniach monumentalnego Salone delle Colonne, ozdobionego kolumnami pochodzącymi z marmuru kararyjskiego, wykorzystano fotografie autorstwa Diany Błażków, wykonane w Cavatina Hall w Bielsku-Białej.

W trakcie festiwalu ROMA ETERNA otwarta została także wystawa „Moda, Made in Italy & Cinema”. Wśród eksponatów pojawiła się kreacja Natashy Pavluchenko, pochodząca z ponadczasowej kolekcji „Maria D’Anglona” łączącej modę, sztukę i historię, a inspirowanej marmurowymi intarsjami XVIII-wiecznego ołtarza w Bazylice w Tursi na południu Włoch.

foto: Augusto Franscatani

 

„Sycylijki” Gaetano Savatteri

0

Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie już dawno za nami, ale książki polecane podczas spotkań warto zatrzymać w pamięci na dłużej. Jedna z nich to „Sycylijki” dziennikarza Gaetano Savatteriego, której polskie tłumaczenie ukazało się niedawno nakładem Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego Bo.wiem. Rozmawiałam na jej temat podczas spotkania, moderowanego przez Adama Szaję, dziennikarza i autora bloga skamksiazki.pl

Co wyróżnia mieszkańców największej wyspy na Morzu Śródziemnym od przedstawicieli innych włoskich regionów? Istnieje wiele teorii. Jedna z nich należy do dziennikarza palermiańskiego dziennika „L’Ora” Vittorio Nisticò, który twierdził, że Sycylijczycy dzielą się na tych ze skały (którzy nie wyobrażają sobie życia z dala od Sycylii) i z otwartego morza (którzy bez problemu opuszczają wyspę)? Kolejna, która wydaje się lepsza i bardziej precyzyjna, aby opisać sycylijskość używa terminu sicilitudine ukutego przez palermiańskiego pisarza i malarza Crescenzio Cane, a rozsławionego później przez Leonarda Sciascię. Sicilitudine (niezwykle trudne do przetłumaczenia słowo), oznacza stan ducha. Jak pisał Cane w swoim eseju z 1959, ten stan wynika ze strachu i samotności, które atakują każdego, kto mieszka na Sycylii, krainie iluzji i złudzeń, impulsów i tyranii: najpierw faszyzmu, potem mafii. Według Sciasci to także melancholia zabarwiona słodyczą, poczucie kruchości zrównoważone instynktowną i szczerą reakcją na to, co nam się nie podoba i co chcielibyśmy zmienić. To głęboka samoświadomość, pęd do działania i wiedzy, znak rozpoznawczy cywilizacji, która nie poddaje się trudnościom. Jeśli sicilitudine to strach, to jest to strach w pozytywnym znaczeniu tego słowa. To odwaga, by być czujnym i jednocześnie podejmować ryzyko. I czuć, że się żyje.

Wydaje mi się, że powyższe słowa doskonale opisują kobiety, które poznajemy na kartach książki, ich cechą wspólną z pewnością jest chęć działania i odmiany własnego losu. Wraz z autorem wyruszamy w podróż w czasie, żeby poznać św. Rozalię, patronkę Palermo, Frankę Violę, symbol emancypacji kobiet, dziennikarkę i pisarkę Giulianę Saladino, „octową staruszkę”, która przygotowywała mikstury do trucia mężów w XVII wieku, piosenkarkę Rosę Balistreri i wydawczynię Elvirę Sellerio, a także zbuntowaną Goliardę Sapienzę i wiele innych wspaniałych kobiet. Savatteri pokazuje ich niezależność, bezkompromisowość i ogromną odwagę. To kobiety, które potrafią przeciwstawić się mafii, walczyć o sprawiedliwość i zmieniać krzywdzące je zwyczaje. Stanowią doskonały przykład dla wszystkich, że nie zawsze potrzeba wielkich gestów i bohaterskich czynów, czasami wystarczy zacząć od zmian w naszym najbliższym otoczeniu, aby odmienić losy historii.

Marcin Patrzałek – młody muzyk, który zachwycił włoską publiczność

0

foto: Klaudia Kurek

Marcin Patrzałek to gitarzysta, muzyk, kompozytor z Kielc, znany przede wszystkim z aranżacji gitarowych, które pod koniec 2018 roku zdążyły zgromadzić ponad 70 milionów odsłon online. Marcin, mimo młodego wieku, może pochwalić się zwycięstwami w dwóch znanych show telewizyjnych, polskim „Must Be The Music” w 2015 roku, a pod koniec ubiegłego roku również we włoskim programie „Tu Si Que Vales”. Z Marcinem rozmawiałam o jego twórczości, miłości do muzyki i jego relacjach z Italią.

 K.R.: Jak narodziła się Twoja miłość do muzyki?

M.P.: Moje początki z gitarą narodziły się całkowicie przypadkowo. W wakacje 2010 roku, kiedy miałem 10 lat, rodzice szukali dla mnie zajęcia i tata wpadł na pomysł by zapisać mnie na dziesięciodniowy kurs gitary klasycznej w moim rodzinnym mieście. Z początku byłem bardzo niechętny, bo wcześniej nie robiłem nic podobnego. Jednak po pierwszej lekcji okazało się, że jest duży potencjał aby kontynuować naukę. Gitara szybko stała się dla mnie czymś naturalnym i od razu zacząłem spędzać dużo czasu na ćwiczeniach. Po pierwszych 3 miesiącach nauki wygrałem swój pierwszy konkurs – Wojewódzki Konkurs Gitary Klasycznej. Było to dla nas dużym zaskoczeniem, bo czas nauki był niezwykle krótki. Później grałem coraz więcej, zacząłem interesować się wieloma innymi stylami oraz szerzej pojętą muzyką. Obecnie gram w stylach takich jak klasyka, flamenco, perkusyjny fingerstyle, jazz – to wszystko staram się łączyć na jednej gitarze i tworzyć dosyć unikatowe rozwiązania w muzyce. Tworzę również muzykę filmową oraz muzykę elektroniczną, które planuję silnie włączyć w swoją twórczość i koncerty. Nikt z rodziny nigdy nie był profesjonalnym muzykiem, jednak zarówno mój dziadek jak i tata mocno interesują się muzyką – dziadek w młodości grał w zespole jazzowym, a tata hobbystycznie (choć na bardzo wysokim poziomie) zajmuje się obróbką techniczną muzyki i dźwięku. Obaj są dla mnie inspiracją oraz najważniejszymi krytykami jeśli chodzi o moją muzykę.

Jak określiłbyś swój styl?

Styl który wykonuje na gitarze jest bardzo niespotykany. Używam pudła gitary tak jak perkusista używa bębnów, a paznokcie i nadgarstek służą do wydobycia całkiem „niegitarowych” brzmień. Chcę wykorzystywać gitarę tak, by brzmiała jak cały zespół muzyczny lub cała orkiestra symfoniczna. Nie jest to proste, ponieważ wiąże się z użyciem masy skomplikowanych technik gitarowych. Staram się prezentować bardzo indywidualne podejście do takiej gry – jak wspomniałem uczyłem się gitary klasycznej, hiszpańskiej gitary flamenco, jazzu i gitary akustycznej – łączę wszystkie te style w jedno, żeby stworzyć, mam nadzieję, unikatowe show. Styl jest na tyle nowy i indywidualny, że nie ma żadnej „poprawnej” czy utorowanej ścieżki uczenia się. To mi się podoba. Można określić ten sposób gry jako „perkusyjny fingerstyle” jednak tak jak mówiłem, staram się indywidualnie podchodzić do gitary i takie szufladkowanie według mnie wcale nie jest istotne.

Skąd czerpiesz inspirację do tworzenia autorskich kompozycji?

Bardzo trudno mi określić skąd czerpię inspirację. Po pierwsze słucham muzyki nieustannie i myślę, że jest to kluczowe. Szczerze mówiąc, bardzo rzadko słucham muzyki gitarowej, skupiam się na masie innych gatunków od metalu, przez muzykę eksperymentalną, pop, rap, jazz itd. Fakt, że tyle dźwięków otacza mnie bez przerwy powoduje, że mogę wyrażać się na gitarze w sposób zdecydowanie różny od tradycyjnego podejścia do gitary akustycznej. Kiedy komponuję lub aranżuję, zwykle to co robię jest bardzo spontaniczne, często to jakiś impuls sprawia, że tworzę zarys całości utworu w bardzo krótkim czasie, a potem przez kolejne miesiące dopracowuję go w szczegółach.

W 2015 roku zostałeś zwycięzcą polskiego programu „Must be the Music”. Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział we włoskim talent show?

Pomysł, jak większość rzeczy w moim życiu, był bardzo spontaniczny. Moi rodzice pracowali we Włoszech kiedy byli studentami. Mają bardzo dobre wspomnienia związane z tymi czasami, szczególnie mama, która mówi płynnie po włosku i kocha włoską kulturę. To właśnie ona wiele mówiła mi o Włoszech, co naturalnie mnie zaciekawiło. Ostatni rok był dla mnie bardzo owocny jeśli chodzi o rozszerzenie mojej twórczości na zagranicę. Pod koniec 2017 r. jedna z moich aranżacji uzyskała ponad 30 milionów wyświetleń w Internecie, kilka miesięcy później wideo z moim wykonaniem Kaprysu Paganiniego uzyskało 14 milionów, a moja aranżacja 5. Symfonii Beethovena w ciągu miesiąca uzbierała ponad 14 milionów wyświetleń. Wspominam o tym, ponieważ znaczną większością odbiorców tych utworów byli obcokrajowcy. O takich wynikach nigdy mi się nie śniło, a fakt, że zagranicą moja muzyka przyjęła się tak dobrze dał mi do myślenia. Pomyślałem: „warto pokazać się szerszej publiczności!”. Dlatego wysłałem kilka nagrań do programu „Tu Si Que Vales”. Reszta potoczyła się sama.

Jak pracowało ci się z Włochami w programie?

Mój pobyt we Włoszech ani przez chwilę nie był nudny. Włosi są pełni energii oraz chętni do nowych znajomości i to stworzyło naprawdę unikatową atmosferę. Osoby pracujące przy produkcji programu były dla nas bardzo przyjazne i pomocne, co było miłą odskocznią od ogólnej presji tego przedsięwzięcia. Jednak najmilszą niespodzianką dla mnie było kiedy, po ogłoszeniu mojego zwycięstwa, wszyscy włoscy członkowie produkcji oglądający program na backstage’u podskoczyli z radości i… zaczęli wiwatować! Oczywiście nie było mnie przy tym, gdyż byłem na scenie, ale z opowieści mojej rodziny wynika, że wszyscy szczerze cieszyli się z wyniku. To dla mnie ogromna radość, ponieważ bardzo mi zależało, żeby jako obcokrajowiec zdobyć sympatię Włochów. Wspominam to naprawdę z wielkim uśmiechem na twarzy!

Masz na swoim koncie występy w różnych krajach, a jak odebrałeś włoską publiczność?

Tak jak wspomniałem Włosi są pełni energii, więc granie dla nich to czysta przyjemność tym bardziej, że to co wykonywałem w „Tu Si Que Vales” było naprawdę energiczną grą na gitarze! O publiczności mogę wypowiadać się tylko dobrze, ponieważ przyjęła mnie bardzo pozytywnie. Dostałem owacje na stojąco zarówno od widzów jak i od jurorów. Emocje, które mi dostarczyli były niezwykłe, także pozostaje mi tylko podziękować całej publiczności włoskiej i tamtejszej Polonii za wsparcie!

Czujesz się w jakiś sposób związany z Italią?

Moje początki z gitarą leżą w klasyce, a ogrom kompozytorów i genialnych wykonawców było i jest Włochami, także jako muzykowi trudno jest mi tego nie docenić. Włosi są narodem bardzo muzykalnym, co tym bardziej zbliża mnie do nich, nie mogę się doczekać aż znowu tam zagram. Ponadto, moi rodzice są szczególnie związani z Italią i bardzo często wspominają spędzony tam czas… I zapomniałbym wspomnieć – w naszym domu na okrągło gości kuchnia włoska!

Plany na przyszłość?

Oczywiście przyszłość wiążę z muzyką. Chciałbym studiować na bardzo prestiżowej uczelni Berklee College of Music w Bostonie w Stanach Zjednoczonych. Studiowałbym tam kompozycję muzyki filmowej, a moim głównym instrumentem byłaby gitara. Poza edukacją stawiam bardzo mocno na rozwój osobisty, chcę poszerzyć moje horyzonty muzyczne. W przyszłości mam nadzieję połączyć muzykę elektroniczną, muzykę orkiestralną z unikatowym stylem gry na gitarze. To są na razie plany, ale aktywnie działam, aby stały się rzeczywistością. Wiele okazji przychodzi bardzo niespodziewanie, w przyszłym roku gram koncerty prawie nieprzerwanie aż do września, większość z nich poza Polską (np. w RPA, w Norwegii, we Francji, na Malcie, we Włoszech). To mnie ogromnie cieszy i jednocześnie jest dużym wyzwaniem, gdyż w maju piszę maturę i połączenie tych rzeczy jest niezwykle trudne

W kolorze niebieskiego szafiru –  magia jeziora Garda

0

foto: Luca Del Sole

tłumaczenie pl: Paweł Siwek

Niezwykły kwiecień nadaje wiosennych barw parkom i balkonom miasteczka Peschiera del Garda, gdzie również mosty nad kanałami, jak zawsze, ubierają się w pelargonie, żeby przywitać nadejście dobrego sezonu. Nadzwyczajne okoliczności, które zaskoczyły Europę i świat zostawiły swój ślad także tutaj. Kwiecień, który zwykle rozpoczyna sezon turystyczny, przyjmując tysiące miłośników, którzy gromadzą się w historycznym centrum i nad brzegiem jeziora, dziś wydaje się szeptać. Cisza, która ogarnia miasto jest surrealistyczna, niemniej jednak atmosfera panująca nad brzegiem jeziora jest magiczna.

Uwielbiane ze względu na słońce, morze i duże wyspy, Włochy, są również najpiękniejsze na północy, gdzie znajdują się unikalne na skalę światową dzikie szczyty, zielone pastwiska, ośnieżone stoki i scenerie zapierające dech w piersiach, wśród których jeziora na styku Niziny padańskiej i najpiękniejszych gór Europy, które otaczają pas Alp niczym klejnoty diademu, zdobiącego  głowę pięknej damy. Północ Włoch, czasem pochopnie kojarzona wyłącznie z surowością, oziębłością i pracowitością, która często przegrywa ze stereotypowym wyobrażeniem pizzy i mandoliny, które  zdominowało obraz Włoch na świecie, ale który tak naprawdę zawiera dziedzictwo piękna, sztuki i kultury, oferujący szeroki wybór dla obierających go za swój cel podróży. Wystarczy pomyśleć, że z pięćdziesięciu pięciu obiektów umieszczonych na liście światowego dziedzictwa kulturowego i naturalnego, które można podziwiać na całym półwyspie, aż dwadzieścia pięć znajduje się w północnych Włoszech. Wśród nich są Wenecja i Laguna Wenecka, Dolomity, Wzgórza Prosecco w Conegliano i Valdobbiadene, czy Weneckie dzieła obronne, Ogród botaniczny w Padwie i miasto Werona. Są to przykłady ponadczasowego bogactwa, które uwodzą każdego przybywającego do północno-wschodnich Włoch.

I właśnie tu leży jezioro Garda, wcześniej według tradycji rzymskiej nazywane Benaco, które jest połączeniem piękna i harmonii. Jego wody mają początek w samym sercu Dolomitów, wśród cudów rezerwatu przyrody Adamello Brenta i płynąc wzdłuż krętych meandrów rzeki Sarca, wpływają do jeziora z ujścia w Torbole, a następnie przepływają do rzeki Mincio, pięćdziesiąt kilometrów na południe od brzegu Peschiery, docierając do majestatycznych weneckich murów Quadrilatero, wzniesionych w celu obrony miasta. Mikrokosmos o intensywnych kolorach i zapachach, stworzony z niepowtarzalnych przylądków i wybrzeży. Unikalne miejsca, w tym strome zbocza na zachodnim brzegu, wyściełane starymi ogrodami cytrynowymi, których piękno oczarowało Johanna Wolfganga von Goethego podczas jego Grand Tour we Włoszech lub inne rzadko polecane miejsca, takie jak Sanktuarium Madonna della Corona, zawieszone między ziemią a niebem, stoi osadzone w skale Monte Baldo, zwisając na krawędzi doliny Val d’Adige, w głębi lądu po wschodniej stronie. Baśniowe krajobrazy otoczone są wspaniałą architekturą, którą można podziwiać w okolicy, na przykład: willa w stylu weneckiego neogotyku na wyspie Garda, Willa Bettoni w Gargnano, kompleks Vittoriale degli Italiani w Gardone Riviera lub monumentalne dzieło powstałe dzięki niepohamowanej fantazji Gabriela D’Annunzio, które było ostatnią rezydencją poety.

Jezioro Garda to skarb o tysiącu twarzy, który nigdy nie przestaje zaskakiwać, na przemian z zapierającymi dech w piersiach widokami, wśród których urokliwe plaże Parco Baia delle Sirene i jedne z najpiękniejszych miasteczek we Włoszech, czyli Tremosine, gdzie zachwycają wspaniałe widoki i Malcesine, gdzie Castello Scaligero, Palazzo dei Capitani i urocza przystań, to dziedzictwo wielowiekowych tradycji regionów Wenecji Euganejskiej, Lombardiia i Trydentu. Dziedzictwo, które świadczy o skrzyżowaniu się cywilizacji, które pozostawiły niezatarte ślady swojej egzystencji. Od osad rzymskich, w których zachowały się cudowne pozostałości willi Desenzano i Sirmione, po dziedzictwo kulturowe wynikające z intensywnych relacji handlowych, które zawsze utrzymywano z sąsiednimi narodami Europy Środkowej i niezliczone elementy przyczyniające się do stworzenia tożsamości tak charakterystycznej dla tego obszaru.

Nic dziwnego, że jezioro oczarowało i zainspirowało swoim pięknem artystów z całego świata. Mówiliśmy już o uznaniu przez Goethego, ale kształty Benaco zostały również uwiecznione przez mistrzowską akwarelę Josepha Mallorda Williama Turnera i pędzel Jean-Baptiste-Camille Corota. Nawet Dante Alighieri nie zapomina o miejscach nad Gardą. W pieśni XX (63 – 78) z Piekła, czytamy  o jeziorze i miejscowości Peschiera, o których włoski poeta wspomina opisując pochodzenie czarownicy Manto. Co więcej, oda śpiewana przez Katullusa szczególnie docenia uroki tego miejsca. Jest ściśle związana z miastem Sirmione, artysta opowiada o jego pięknie w Carme XXXI w swoim zbiorze poezji Liber. To samo Sirmione, które rozciąga się nad błękitnymi wodami jeziora Garda, jest też miejscem pamiętnego spotkania Ezry Pounda i Jamesa Joyce’a. Niezwykle wyczekiwane przez amerykańskiego pisarza spotkanie, obchodziło niedawno swoją setną rocznicę.

Można by kontynuować listę wybitnych osób, które pokochały jezioro Garda, ale powinno ono również zostać zapamiętane ze względu na swoją historię, pełną ważnych wydarzeń. Od wojen napoleońskich, poprzez wojny o niepodległość stoczone by uwolnić region od jarzma austriackiego, nie zapominając o ostatnich latach drugiej wojny światowej. W wyniku podpisania zawieszenia broni 8 września 1943 r. jezioro stało się zmierzchem dla faszystowskiej dyktatury. Wraz z atakiem wojsk angloamerykańskich, które wkroczyły na południową część półwyspu, Mussolini przeniósł główną siedzibę swojego rządu na wybrzeże Lombardii, tworząc Włoską Republikę Socjalną, dziś pamiętaną jako Republika Salò, od nazwy miasta, w którym znajdowały się siedziby Ministerstwa kultury popularnej i spraw zagranicznych reżimu. Wybrana ze względu na strategiczne położenie i bliskość z niemieckim sojusznikiem, lokalizacja posłużyła jako tło jednej z najbardziej kontrowersyjnych kart w historii Włoch.

Na koniec tego krótkiego nawiasu historycznego pragnę wspomnieć o ciekawostce, która nabiera szczególnej wartości przy pisaniu tych słów. Podziwiając wspaniałość murów Peschiera, nie można zapominać, że stanowią część wspomnianych wcześniej Weneckich dzieł obronnych i tak się składa, że podczas 41 posiedzenia Komitetu UNESCO w Krakowie zostały podniesione do rangi światowego dziedzictwa ludzkości. Na tych samych murach w 2019 r. Dumnie osiadł Lew św. Marka, symbol Republiki Weneckiej, którego wizerunek na Porta Verona zniszczono podczas inwazji wojsk Napoleona Bonaparte w 1797 r., co oznaczało upadek Republiki Weneckiej. Cenna marmurowa rzeźba przywraca dawny blask głównemu wejściu do ufortyfikowanego miasta, łącząc się z łacińskim napisem, który nigdy nie został usunięty i który mówi: „Disce haec moneat praecelsa leonis imago ne stimules veneti cev leo in hoste vigent” – „Ten doskonały obraz lwa odwiedzie cię od sprowokowania Wenecjan, ponieważ mają siłę lwa przeciwko wrogowi”. Historia skrzydlatego lwa z Peschiera del Garda nieuchronnie nawiązuje do historii innego lwa św. Marka, tego który po prawie stuleciu, dzięki zaangażowaniu Komitetu Ambasadorów Świętego Marka i miasta Wenecja, wrócił na swoje miejsce na w fasadzie Instytutu Historii PAN, na rogu Rynku Starego Miasta i ulicy Dunaj w Warszawie. Anegdota, zwykła ciekawostka, może nawet naciągnięta, ale pisząc ten tekst powrót lwa do Warszawy jawi mi się  jako symbol dawnych związków między ojczyzną Chopina a Republiką Wenecką, która wydała na świat Antonio Vivaldiego.

Garda jest największym z włoskich jezior: rozciąga się na powierzchni 368 kilometrów kwadratowych, jego wody oblewają gminy Werona, Brescia i Trydent. Szczególnie łagodny klimat i piękno tego regionu zawsze czyniły go jedną z ulubionych destynacji dla turystów z całego świata. Obszar ten oferuje niemal nieograniczone możliwości rekreacji. Biwakowanie i relaks w kąpieliskach nad brzegiem jeziora uzupełniają niezliczone szlaki turystyczne oraz enoturystyczne, a także atrakcje dużych parków rozrywki w Gardaland, Canevaworld i Movieland, koordynowanych przez aktywne i terminowe działania władz lokalnych, zaangażowanych w podkreślanie wartości dziedzictwa kulturowego, a także w rozwój i promocję turystyki. Co więcej atrakcyjność jeziora Garda jest także potwierdzona przez ważne dane. Według raportów opublikowanych w 2019 r. trzy prowincje położone nad jeziorem znajdują się w pierwszej dziesiątce we Włoszech pod względem ruchu turystycznego. Jeśli zaś spojrzymy na dane dotyczące Werony z ponad 13 milionami odwiedzających, turystyka jeziora Garda stanowi nawet ponad 75% tego wyniku. Zagraniczni turyści stanowią 76%, z przewagą mieszkańców z Niemiec i Holandii. Szczególne znaczenie ma także ilość polskich turystów, która wzrosła i wyniosła około 12% w stosunku do poprzedniego roku, co daje łącznie ponad 200 000 odwiedzających.

Jezioro Garda jest niekwestionowanym rajem dla sportowców, amatorów i profesjonalistów. Oferuje duże przestrzenie i pierwszorzędne obiekty. Szczególnie nadaje się do uprawiania sportów żeglarskich, oraz windsurfingu i kitesurfingu, a obecność widokowych i malowniczych tras przyciąga tysiące rowerzystów, kolarzy i triathlonistów każdego roku. W tej kwestii niezwykle interesujący jest projekt Garda Bike, obecnie w trakcie budowy,  który zakłada wybudowanie ścieżki rowerowej o długości prawie 200 km, która pozwoli na objechanie jeziora ścieżką prowadzącą wzdłuż całego wybrzeża. Wreszcie, szczególny kształt wzgórz otaczających basen jeziora sprawia, że ​​obszar ten jest prawdziwym sanktuarium wspinaczki sportowej. Wzdłuż wiszących ścian skalnych jeziora Garda występuje wiele klifów, na których amatorzy wspinaczki mogą spróbować swoich sił na trasach stworzonych z dolomitu, wyrastających z niebieskich głębin jeziora. A zatem nie można zapomnieć o mieście Arco di Trento na północnym wybrzeżu. Od 1987 r., w zamku o tej samej nazwie, organizowany jest Rock Master, prestiżowy międzynarodowy konkurs wspinaczkowy, który co roku przyciąga nad jezioro Garda najlepszych niezależnych wspinaczy na świecie.

Próba zawarcia w kilku zdaniach tego, co oferuje jezioro i emocji, które wzbudza, jest po prostu niemożliwe. Ale dlaczego nie spróbować podzielić się przynajmniej niektórymi wrażeniami?

Wciąż pamiętam,  kiedy latem jako dziecko podróżowałem po wschodniej części jeziora Garda, aby dotrzeć do Dolomitów di Brenta, gdzie spędziłem kilka tygodni. Te szczyty  kształtowały moje istnienie, ale widok na jezioro Garda, jego plaże i wyspy, otoczone lasami i górami, nigdy nie przestaje zapierać tchu  w piersiach za każdym razem, gdy wracam. Widowisko, które porywa serce, kołysząc tych, którzy dają się ponieść. Osobiście uważam za przywilej móc spacerować nad jeziorem, oddychając zapachem sosen, podczas gdy łabędzie unoszą się na wodzie elegancko i dumnie. Urodziłem się w Ligurii, jestem przywiązany do mojej ziemi, a morze jest ważną częścią mojego życia, ale wszystkim, którzy pytają mnie, jakie miejsca we Włoszech sugeruję odwiedzić podczas podróży, zawsze odpowiadam tym samym pytaniem: „Czy znasz Wenecję Euganejską? Czy znasz jezioro Garda? ”

Obecnie nie wiadomo, czego możemy się spodziewać latem, ale jest bardzo prawdopodobne, że rzeczywistość będzie się różnić od tej, do której jesteśmy przyzwyczajeni. Można sobie wyobrazić, że alejki średniowiecznych miasteczek nie będą pełne ludzi, a plaże w lipcowym słońcu będą uczęszczane rzadziej niż zwykle. Ruch na ulicach będzie mniejszy, a powietrze nieco czystsze. Wieczorem będzie mniej hałasu, być może mniej muzyki, ale w ciszy, przy samym dźwięku fal, uderzających o kamyki na brzegu, jezioro – tego jestem pewien – zabrzmi jeszcze bardziej magicznie.

A Ty? Znasz jezioro Garda?

Ukryty urok Valpanteny

0

tłumaczenie pl: Wojciech Wróbel

Zapraszamy w podróż do doliny, znajdującej się na północ od Werony, autentycznej i oferującej odwiedzającym wspaniałe przeżycia na łonie natury, przyciągając najbardziej wymagających miłośników wina.

Starożytni zwykli mawiać: “Nomen omen”. Spacerując lub jeżdżąc na rowerze po lasach i winnicach Valpanteny można zrozumieć, dlaczego jej nazwa oznacza “Dolinę wszystkich Bogów”.

Winorośla, drzewa oliwne i wiśnie, ale także łąki i lasy, które pokrywają dużą część obszaru, prócz imponujących kamieniołomów czerwonego marmuru z Werony, stanowią w rzeczywistości naturalny obraz przyciągający miłośników przyrody i wypoczynku na świeżym powietrzu, a także miłośników wina, szukających intensywnych doznań na terenach znanych z produkcji wina Valpolicella.

W okresie od średniowiecza do renesansu szlachta werońska uczyniła dolną Valpantenę swoim kurortem wypoczynkowym, budując wille i małe zamki otoczone murami. W ten sposób odseparowała świat szlachecki od wiejskiego, który uwydatnił się w okresie dominacji weneckiej. Właśnie dlatego dziś, położone wśród lasów i dolin, weneckie wille i ich piwnice to ważny element tego fascynującego krajobrazu.

DOŚWIADCZENIA W NATURZE

Valpantena rozciąga się na północny- wschód od Werony, aż do zboczy Prealp Weneckich, przecinając lasy i wioski, które zachowują swój tradycyjny urok. Zawsze było to miejsce o wyjątkowym charakterze przyrody ze względu na swoje położenie geograficzne, różnorodność środowiska naturalnego oraz bogactwo flory i fauny. Obszar ten jest również idealnym miejscem do obserwacji wielu gatunków ptaków wędrownych. Trasy piesze i atrakcje zapewniane przez winnice, turystyka rowerowa, wspinaczka górska, jazda konna, rafting, wędkarstwo i golf to tylko niektóre z aktywności, które Valpantena oferuje odwiedzającym. Wśród cudów przyrody w Dolinie wyróżnia się most Veja – naturalny łuk skalny wznoszący się na wysokość 50 metrów, powstały w wyniku erozji starożytnej podziemnej rzeki. Pod mostem znajduje się jaskinia, a w niej wiekowe stalaktyty i stalagmity.

W pobliżu doliny rozciąga się, na ponad 10 tysięcy hektarów lasów, łąk i górskich pastwisk, Rezerwat Przyrody Lessinia, gdzie turyści – pieszo, rowerem lub konno – mogą w pełni zachwycić się otaczającym ich krajobrazem, delektować się autentycznymi smakami niemal całkowicie dziewiczej krainy. Dalej na wschód, w kierunku klasycznej Valpolicelli, Park Wodospadów Molina oferuje możliwość fascynującego trekkingu, doprowadzającego turystów aż do serii wodospadów otoczonych zielenią.

RAJ DLA MIŁOŚNIKÓW WINA

Powstanie upraw winorośli Valpanteny jest bezpośrednio związane z fascynującą historią, sztuką i duchowością regionu. Chronione przez naturę winnice i gaje oliwne są integralną częścią genius loci. Dolina jest częścią obszaru Valpolicella i została na nowo odkryta, zwłaszcza w ciągu ostatnich trzydziestu lat, dzięki skupiskowi historycznych winnic. Charakterystyka geomorfologiczna gleb (zwłaszcza wapiennych) i minimalna ingerencja człowieka w środowisko naturalne pozwalają uzyskać eleganckie i wyraziste w smaku wina, które zachowują swoją wyjątkowość bez inwazyjnych koncentratów i wzmacniaczy smaku. To właśnie od świata wina wywodzi się projekt Rete Valpantena (www.valpantena.org): sieć utworzona w celu podniesienia wartości i rangi Doliny poprzez promowanie jej tożsamości oraz dziedzictwa kulturowego we wszystkich jego przejawach. Przedsiębiorstwa rolne i winiarskie: Bertani, Brigaldara, Costa Arènte, La Collina dei Ciliegi, Pernigo i Ripa della Volta rozpoczęły ten proces, angażując również Villę Pellegrini i Villę Arvedi (dwa niesamowite przykłady budynków architektury weneckiej) oraz laboratorium drożdży InFermentum. La Collina dei Ciliegi z Relais Ca’ del Moro, Costa Arènte i Brigaldara z Locanda Case Vecie zapewniają przybyszom z różnych stron świata słynną włoską gościnność wśród klimatycznych wzgórz i wyjątkowe doznania kulinarne.

Człowiek, który uratował Krzywą Wieżę

0
fot. Matteo Bertolin

W październiku 2023 opinia publiczna we Włoszech wstrzymała oddech. Symbol miasta, wieża Garisenda w centrum Bolonii, zaczęła grozić zawaleniem. Media przypomniały sytuację w Pizie, gdzie w latach 90. niebezpieczne wychylenie wieży groziło katastrofą. Jednym z bohaterów tej drugiej historii był Michał Jamiołkowski, profesor na Uniwersytecie w Turynie.

Wieże budowano w średniowiecznej Italii z dwóch powodów: jako zabezpieczenie bogatego właściciela przed ewentualnym rabunkiem i podkreślenie jego statusu społecznego. W historii północnych Włoch zawalenia wysokich wież zdarzały się dość często. Czasem, aby uniknąć katastrofy zmniejszano wysokość chwiejących się wież, jednak takie rozwiązanie nie wchodziło w grę w przypadku wieży w Pizie.

W tym przypadku standardowe metody nie przynosiły efektów. Kolejno, dziesięć zespołów podejmowało się zadania uratowania zabytku. Co oczywiste władzom wcale nie zależało na jej całkowitym wyprostowaniu. W końcu, zadanie powierzono właśnie Jamiołkowskiemu, który stanął na czele dziesięcioosobowego zespołu specjalistów. Zastosowano innowacyjne metody, aby umożliwić siłom grawitacji „wyprostowanie” budowli. W końcu ustabilizowano budowlę i po jedenastu latach ogłoszono pozytywne zakończenie prac. Badania kontrolne z 2020 roku wykazały, że władze miasta nie powinny mieć problemu ze swoim zabytkiem przez kolejne 300 lat.

Profesor Michał Jamiołkowski stał się bohaterem włoskich mediów i został wyróżniony tytułem honorowego obywatela Pizy. Ten wybitny inżynier, geolog w Polsce znany był również w środowisku sportowym, ponieważ w latach 50. grał w koszykówkę w Polonii Warszawa, a według statystyk klubowych w każdym meczu zdobywał dla zespołu średnio 6 punktów. Tak jak sport kształtuje w człowieku najlepsze cechy, czyli konsekwencję w działaniu i dążenie do zwycięstwa, tak praca tego nieprzeciętnego człowieka sprawiła, że osiągał wyżyny profesjonalizmu zajmując się najbardziej wymagającymi przedsięwzięciami inżynierskimi ostatnich lat.

Zmarły w lipcu ubiegłego roku Jamiołkowski zostanie zapamiętany przez Polaków jako sportowiec i wybitny inżynier, przez Włochów natomiast będzie wspominany jako człowiek, który uratował Krzywą Wieżę w Pizie.

Matka i córka, czyli ostatni film neorealistyczny

0
Matka i córka / La ciociara

Mówi się, że film nigdy nie dorównuje literackiemu pierwowzorowi. Istnieją jednak adaptacje, które nie tylko nie odstają od poziomu książki, ale stają się oddzielnymi dziełami sztuki. Należą do nich niewątpliwie takie filmy jak: Ojciec chrzestny, Przeminęło z wiatrem czy Czas apokalipsy (na podstawie Jądra ciemności). Dotyczy to również twórczości jednego z największych włoskich pisarzy XX wieku: Alberto Moravii, na podstawie którego dzieł nakręcono około trzydzieści filmów w większości przez znanych i cenionych reżyserów, takich jak: Luigi Zampa, Damiano Damiani czy Jean-Luc Godard. Jednakże istnieją tylko dwie adaptacje, które są porównywalne z pisarstwem Moravii i stały się klasykami międzynarodowego kina: Konformista Bernardo Bertolucciego (na podstawie powieści napisanej w 1951 r.) oraz Matka i córka Vittoria De Siki (na podstawie książki o tym samym tytule z 1957 r.).

Matka i córka / La ciociara

Faszyzm w dwóch odsłonach

Jeśli chodzi o tematykę dzieł Moravii, to możemy je podzielić na dwie główne kategorie: należące do nurtu egzystencjalistycznego oraz te, które, jak powiedziałby sam Moravia, są związane z „mitem narodowo-ludowym”. Dwie powieści, którymi zajmujemy się w tym artykule, są doskonałymi przykładami, ponieważ Konformista należy do pierwszej kategorii, a Matka i córka do drugiej. Oba teksty pokazują to, co wydarzyło się we Włoszech podczas II wojny światowej, ale na zupełnie różne sposoby: Konformista pokazuje faszyzm „od środka”, ponieważ główny bohater (Marcello) jest częścią systemu totalitarnego. Matka i córka przedstawia wojenne doświadczenia oczami cywilów – bohaterka jest matką jednej z tzw. marocchinat (tak określano kobiety, które doświadczyły przemocy seksualnej dokonanej przez marokańskich żołnierzy służących w armii francuskiej pod koniec II wojny światowej).

Jeśli chodzi o Konformistę, to nie jest to stereotypowy przykład opowieści o „złych faszystach”. Marcello to postać bardzo „ludzka”, której złe wybory doprowadzają do klęski życiowej. Na koniec bohater uświadamia sobie, że kiedy faszyzm upadnie, „będzie tylko nędznym mordercą”, a tym samym pokazuje, że jest człowiekiem świadomym, a nie tylko marionetką reżimu.

Matka i córka / La ciociara

Zupełnie inaczej jest w przypadku Cesiry z Matki i córki przedstawionej jako prosta kobieta, która ma problemy z czytaniem, ale potrafi dobrze liczyć, dzięki czemu udaje jej się prowadzić własny sklep. Bohaterka reprezentuje drobnomieszczankę, która nie jest świadoma tego, co dzieje się wokół niej i dlatego chce jedynie rozwijać własny interes. Cesira nie jest w stanie wyobrazić sobie katastrofy, jaką może przynieść wojna. Dopiero gdy okoliczności stają się naprawdę poważne (nie może już dłużej zarządzać ani sklepem, ani pozostać w domu w Rzymie), zdaje sobie sprawę, że nienawidzi wojny, co pokazuje proces dojrzewania bohaterki.

Proza Moravii na dużym ekranie

Jeśli chodzi o Matkę i córkę, to jej filmowa wersja została nakręcona niemal natychmiast w 1960 r., podczas gdy adaptacja Konformisty powstała prawie dwadzieścia lat po publikacji powieści, tj. w 1970 r. Najpierw zobaczmy, jak Bertolucci nakręcił powieść Moravii, nadając każdej scenie symboliczny charakter, dzięki słynnym zdjęciom Vittoria Storaro.

Matka i córka / La ciociara

W pierwszej scenie obserwujemy bohatera w dzieciństwie, gdy spotyka mężczyznę, który chce go wykorzystać seksualnie, a tragedia, której doświadcza, będzie miała wpływ na całe jego późniejsze życie. Scena ta jest niezwykle podobna do sceny gwałtu w Matce i córce, ponieważ dzieje się to w pobliżu symbolu religijnego, a w przypadku Konformisty jest to krucyfiks. Inne podobieństwa można znaleźć w tym, że ofiarą jest niewinne dziecko, a szofer z rewolwerem przypomina żołnierza.

Druga scena pokazuje wyalienowanie Marcella podczas jego wesela, kiedy obsesyjnie stara się zachowywać normalnie. Jego przyjęcie weselne jest portretem smutnego faszysty i tworzy analogię z trzecią sceną balu, która okazuje się najbardziej groteskowa ze wszystkich – tłum porywa go, a on nie może się z niego wyrwać. Ostatnia scena doskonale pokazuje, że główny bohater jest „nieprzystający” do reszty ludzi i prawdopodobnie nigdy nie uda mu się odnaleźć upragnionej normalności.

Matka i córka nakręcona „w duchu” neorealizmu

Jeśli chodzi o filmową adaptację Matki i córki, to, mimo że powstała w 1960 r., a więc chronologicznie po okresie neorealizmu1, jest filmem neorealistycznym w pełnym tego słowa znaczeniu. Są jednak krytycy, którzy twierdzą, że koniec neorealizmu wyznaczył w 1960 r. film Luchina Viscontiego Rocco i jego bracia2 i w tym sensie Matka i córka jest jednym z ostatnich filmów tego gatunku. Należy jednak wziąć pod uwagę, że adaptacja powieści przejawia większość cech typowych dla neorealizmu jak: motyw II wojny światowej, warunki życia ludzi biednych, osadzenie akcji w miejscach realistycznych oraz pokazanie biedy, która również „odgrywa rolę” w filmie3. Największa różnica polega na tym, że w filmie występują profesjonalni aktorzy: Sophia Loren (Cesira), Jean-Paul Belmondo (Michele) czy Eleonora Brown (Rosetta).

Warto podkreślić, że film jest czarno-biały i ważna jest w nim jest symboliczna gra kontrastami. Ówczesne warunki historyczne są pieczołowicie odtworzone i możemy zobaczyć zarówno sceny ukazujące konflikt zbrojny, jak i te przedstawiające mieszkańców gór.

Matka i córka / La ciociara

Dla widza XXI wieku istotne jest, że bombardowania zostały sfilmowane realistycznie, bez użycia efektów specjalnych. Kolejną zaletą jest naturalne przedstawienie górali ze wszystkimi folklorystycznymi szczegółami. W filmie widzimy również wpływ wojny na ludność cywilną. Wizja okropieństw wojny nie jest jednak przedstawiona w sposób bardzo realistyczny, a raczej poetycki, co stanowi mocny atut filmu. Liryzm ten wyraża się głównie w ścieżce dźwiękowej, która podkreśla nastrój scen, a także w zbliżeniach, które skupiają się na emocjach bohaterów.

Losy matki i córki

Aspektem, który przyciąga uwagę, jest bardzo naturalne odtworzenie więzi między matką a córką. Cesira w wykonaniu Sophii Loren (miała wtedy 26 lat) jest opiekuńcza i czuła, podczas gdy Rosetta grana przez Eleonorę Brown (zaledwie 12 lat, gdy odgrywała tę rolę) jest przedstawiona jako niewinna dziewczynka, która jest związana z matką. Fabuła rozwija się w taki sposób, że możemy obserwować wydarzenia poprzez ich relację: szczęście z bycia razem przed wojną (1), podróż na południe (2;3), przybycie do Sant’Eufemii (4) i zniknięcie Michele (5).

Dla widza fundamentalne znaczenie ma wymiar miłości między matką i córką, ponieważ „czuje się” zaangażowany i podziela emocje bohaterek podczas oglądania. Matka i córka, podobnie jak inne dzieła neorealistyczne, wyróżniają się silnym przekazem emocjonalnym, głównie poprzez poruszanie tematu życia najsłabszych jednostek (podobnie jak w Złodziejach rowerów, gdzie ojciec i syn kochają się pomimo wszelkich przeciwności losu).

Co więcej, bohaterowie posługują się prostym językiem jak w większości filmów neorealistycznych. Tylko Michele wyróżnia się słownictwem typowym dla intelektualisty, który wyraża opinie na temat wojny, będąc jedynym „świadomym” głosem. Film przedstawia antyfaszystę jako zupełnie inną osobę niż wieśniacy. Na koniec Michele staje się bohaterem tragicznym, który troszczy się o innych, ale jest niezrozumiany przez prostych ludzi, którzy traktują go jak profesora, ponieważ ukończył studia.

Życie poznajemy poprzez przemoc

Przez większość filmu Cesira i Rosetta żyją w dobrych stosunkach, jednak punktem zwrotnym jest gwałt na dziewczynie. Po tym wydarzeniu więź między matką a córką ulega zmianie. Przede wszystkim uderzający jest szok psychiczny, którego doznaje Rosetta (1). Następnie widzimy rozpacz matki, ponieważ nie była w stanie uratować córki (2), co przeradza się w całkowitą desperację (3). Kolejno widzimy dystans, jaki wytworzył się między dwiema kobietami (4).

Gwałt jest punktem kulminacyjnym całego filmu, po którym córka zostaje prostytutką, a matka ulega całkowitemu załamaniu. Jest to również moment, w którym widz doznaje największego wstrząsu – przepełnia go współczucie dla bohaterek, ponieważ zna historię rozpadu miłości rodzinnej. Przemoc, jakiej doznaje dziewczyna, redefiniuje jej relacje z innymi ludźmi i odgrywa w filmie taką samą rolę jak kradzież roweru w Złodziejach rowerów – przedstawia tragiczny los jednostki, ale też całego narodu doświadczającego dramatycznej sytuacji historycznej. Co więcej, inicjacja seksualna jest fundamentalnym tematem w pisarstwie Moravii – definiuje relacje międzyludzkie i pokazuje świat takim, jakim jest. W tym sensie gwałt jest niejako „niezbędny” do tego, by stać się dorosłym i dostrzec otaczające nas zło.

Matka i córka / La ciociara

Cierpienie, które leczy

Paradoks wyzwolenia jest odzwierciedlony w filmie – szkody wyrządzone przez tak zwanych „wyzwolicieli” są takie same lub nawet dotkliwsze niż te wyrządzone przez ciemiężców. Scena gwałtu staje się bardzo symboliczna – nad opuszczonym kościołem latają ptaki, podczas gdy świątynia wydaje się pusta, jakby nie było w niej Boga. Na koniec, po licznych romansach Rosetty, matka daje upust swojej rozpaczy, co jednak nie robi większego wrażenia na córce. Dopiero gdy Cesira mówi jej o śmierci Michele, córka wybucha płaczem, a „niewinność zostaje odtworzona” w sensie moralnym. Żałoba pełni funkcję oczyszczającą, a dziewczyna w pewien sposób doświadcza poczucia winy.

Matka i córka to niezwykły obraz, ponieważ widzowie obserwują cierpienie niewinnych ludzi, których historia jest poruszająca. Odczuwamy swoiste katharsis, które oczyszcza widza, wzbudza w nim litość dla dramatu rodzinnego, a potem pozwala mu się od tych emocji uwolnić. Adaptacja stanowi również realistyczny portret wojny ze wszystkimi jej okropnościami i dlatego jest dosadnym komentarzem krytycznym wobec każdego konfliktu zbrojnego.

 

Przypisy:

1 Większość krytyków filmowych twierdzi, że koniec tego nurtu nastąpił około 1951 roku http://brevestoriadelcinema.altervista.org/20-1.html (zweryfikowano 10.02.2020).

2 Helman, A. (2012), Neorealizm: próby definicji, w: T. Lubelski, I. Sowińska, R. Syska (pod red.), Kino klasyczne, Universitas, s. 579.

3 Tamże, s. 596.

Gazzetta Italia 105 (czerwiec-lipiec 2024)

0

Wspaniałe miasteczko Le Castella nad Morzem Jońskim wita was na okładce 105 numeru Gazzetty Italia, zapraszając do zgłębienia wiedzy o pięknej, mało znanej i pełnej kontrastów krainie – Kalabrii. Zabierzemy was w podróż do Agrigento i opowiemy o rowerowych przygodach Bartka Ramzy we Włoszech. Poznacie inspirującą historię odrodzenia przez sport Bebe Vio, włosko-polskie doświadczenia rysownika Maurizio Di Bona, a także historię Adriana, warszawsko-rzymskiego fryzjera. W rubryce poświęconej kinu przedstawimy wielkiego Nino Manfrediego i film, w którym wcielił się w rolę Gino Girolimoniego oraz opowiemy, ile Włoch jest w serialu „Doctor Who”. Dla uczących się języka włoskiego polecamy artykuł profesora Tucciarellego „Fałszywi przyjaciele: pułapki tłumaczeń”. W nowym numerze przeczytacie o legendarnej Lancii Aurelii, o znaczeniu jodu w naszej diecie, a także znajdziecie przepisy kulinarne i wiele więcej! Kupcie zatem swój egzemplarz Gazzetty Italia online lub w Empiku!

Sen trwa!

0

tłumaczenie pl: Alicja Liberadzka

XI edycja Turnieju Piłki Nożnej Włochów w Polsce zgromadziła w weekend 1-2 czerwca (2024 r.) ponad stu piłkarzy – Włochów, Polaków i przedstawicieli innych narodowości – rywalizujących na boiskach AZS Łódź. Historyczny Turniej Piłki Nożnej, będący najważniejszym i najliczniejszym wydarzeniem sportowym Włochów w Polsce, został uświetniony obecnością Ambasadora Włoch, Luki Franchetti Pardo, który po przemówieniu powitalnym wziął udział w ceremonii otwarcia, najpierw przy losowaniu grup, w którym pomogła pani Marta, żona Ambasadora, a następnie podczas odgrywania hymnów narodowych Włoch i Polski. W wydarzeniu uczestniczył także Amedeo Piovesan, który w październiku 2014 roku zapoczątkował i zorganizował pierwszy Turniej rozegrany w Łodzi, który następnie stał się turniejem objazdowym.

Na boisku najlepsza okazała się ponownie drużyna Il Sogno di Varsavia (Sen Warszawy), która pokonując w finale gospodarzy KTM Łódź 3-1, powtórzyła zeszłoroczne zwycięstwo. W meczu o trzecie miejsce A.C. Wawa pokonała Real Poznań w rzutach karnych, po meczu zakończonym wynikiem 4:4. Zacięte finały poprzedziły równie wyrównane półfinały: KTM Łódź-Real Poznań 2-1 i Il Sogno di Varsavia-A.C. Wawa 3-2 po dogrywce. Drużyna z Łodzi pocieszyła się nagrodami dla najlepszego bramkarza Kamila Marcinczaka i najlepszego napastnika Macieja Daneckiego. Natomiast najlepszym zawodnikiem został Filip Kacperkiewicz z Il Sogno di Varsavia. Nagroda fair play trafiła do Atletico per niente Wrocław, która nie otrzymała ani jednej żółtej kartki.

W sobotę przed rozpoczęciem Turnieju odbył się mecz pamięci „Angelo i Ergest na zawsze z nami” (sponsorowany przez Isopak Polska), aby uczcić pamięć dwóch zmarłych przedwcześnie zawodników, którzy grali dla Łodzi. Był to mecz rozegrany przez dawne gwiazdy Turnieju, czyli „chłopaków”, którzy z tej okazji wrócili na boisko po latach przerwy. Następnie, mimo nadciągającego deszczu, 8 drużyn podzielonych na dwie grupy po 4 osoby, rozpoczęło zmagania, dostarczając obecnej publiczności 56 goli w 12 sobotnich meczach i 58 goli w 12 meczach finałowych w niedzielę. Oto kolejność zajętych miejsc: Il Sogno di Varsavia, KTM Łódź, A.C. Wawa, Real Poznań, Warszawa United, It. a Wrocław, Ital3miasto, Atletico per niente Wrocław.

 

Wśród goli, przewrotek, poprzeczek, dryblingów i niezliczonych piłek wybitych poza ogrodzenie boiska, wiele emocji dostarczyły również żony, narzeczone i dzieci, a także doskonałe kanapki serwowane przez niezastąpioną ekipę Comites i Shardana, które wieczorem oferowały również lody i wyśmienity aperitif sardyński.

Turniej, objęty patronatem Ambasady i zorganizowany przez Comites, Gazzetta Italia wspólnie z Enrico Montim, Luigim i Melanią Noto, był możliwy dzięki fundamentalnemu wsparciu sponsorów: North Cost, BG Tech, Restauracji Mare e Monti, Across Europe, La Bottega d’Enrico, Italtecnica, Italia Lody Caffè, Andrea Cortassa.

Na zakończenie tej pięknej edycji już myślimy o miejscu kolejnych rozgrywek, a wśród kandydatów są Wrocław i Lublin.