Włoskie pasje: piłka nożna, samochody i motocykle

0
1503

Włochy! Z czym nam się kojarzą? Z pizzą, winem, plażą, górami, modą? Italia to jednak nie tylko wspaniała kuchnia, toskańskie winnice, ciągnące się kilometrami piaszczyste wybrzeże czy ośnieżone szczyty Dolomitów. To także sport, który w tym kraju często traktowany jest niemal jak religia. To tu dzieci od najmłodszych lat wychowuje się właśnie na sporcie.

Podstawa to futbol. Ten kto choć raz był we Włoszech na pewno spotkał na swojej drodze dzieciaki biegające za piłką lub będąc w barze usłyszał pełne emocji rozmowy o meczach. Drużyna narodowa – Azzurri, to dla Włocha świętość, a piłkarze często traktowani są jak Bogowie. To właśnie oni, 4-krotni Mistrzowie Świata ściągają przed telewizory miliony fanów. Choć włoski futbol uważany jest przez niektórych za mało atrakcyjny i nudny, to będąc w Italii warto jednak wybrać się na przynajmniej jeden mecz klubowy lub, jeśli ma się szczęście, reprezentacji narodowej.

Nie zapominajmy jednak, że sport we Włoszech nie ogranicza się jedynie do piłki nożnej. Ten kraj, to przecież kraina motoryzacji. To stąd pochodzą takie marki jak Ferrari, Lamborghini, Alfa Romeo czy Ducati, a także znane na całym świecie biuro projektowe Pininfarina. Dzięki temu nie brakuje tu torów wyścigowych, na których corocznie odbywają się największe sportowe imprezy świata.

Oglądanie sportu w telewizji cieszy, ale nie do końca satysfakcjonuje. Wielu z nas zapewne marzyło, żeby poczuć sportowe emocje na żywo. W takim razie dlaczego nie spełniać swoich marzeń? Zapraszam do Włoch!

Przygodę rozpoczynamy w Mediolanie, gdzie ląduje nasz samolot. Wrzesień to idealny miesiąc na odpoczynek i… sport. Plaże nie są już tak zatłoczone, morze ciepłe, a dookoła dużo się dzieje, szczególnie w sporcie. Pierwszym przystankiem w naszej wyprawie jest Monza. To tu 18 km od Mediolanu znajduje się jeden z najstarszych torów wyścigowych. Corocznie we wrześniu odbywa się tu Grand Prix Włoch Formuły 1. Wydarzenie to przyciąga kibiców z całego świata, jednak największą grupę stanowią kibice Ferrari, dla których ten domowy wyścig jest najlepszą okazją, aby pokazać przywiązanie do zespołu. Autodromo Nazionale di Monza to oficjalna nazwa toru, jednak przez Włochów często nazywany jest „La Pista Magica” – „Magiczny tor“. Kupując bilety weekendowe (3-dniowe) warto pokusić się o przyjazd na tor już w czwartek. W godzinach popołudniowych dla zwiedzających otwierany jest Paddock. Można na żywo zobaczyć jak montowane są bolidy, jak zmieniane są opony, a nawet spotkać kierowców. Tor posiada bardzo długie proste, dlatego poruszanie po nim nie należy do najłatwiejszych. Odległość od wejścia do niektórych trybun jest nawet kilkukilometrowa. W takim przypadku warto zastanowić się nad wyborem dobrego miejsca i dostosować go do środka lokomocji jakim będziemy się poruszać.

Jedynie najbardziej zagorzałym fanom Formuły 1 polecam pobliskie campingi, ponieważ podczas wyścigowego weekendu zarówno w dzień jak i w nocy odpalane są silniki, a z głośników słychać powtórki poprzednich wyścigów. Ma to swój urok i osobiście chętnie bym to przeżyła jeszcze raz, jednak dla ceniących spokój i ciszę polecam hotele w Mediolanie lub Monzy.

Będąc w Mediolanie nie zapomnijmy o zwiedzeniu katedry Duomo, zamku Sforzów, La Scali oraz tamtejszego kanału dookoła którego roi się od klimatycznych kafejek. Miasto kojarzone z modą ma dużo więcej do zaoferowania, dlatego warto skorzystać z rad mieszkańców. To oni najlepiej wiedzą gdzie dobrze zjeść, co zobaczyć i gdzie się pobawić.

Sprawdźmy też wrześniowy kalendarz Serie A (włoska liga piłki nożnej) lub meczów kwalifikacyjnych do mistrzostw i wybierzmy się na San Siro (Stadio Giuseppe Meazza) – jeden z największych stadionów piłkarskich świata. Pamiętam, gdy w 2007 roku będąc na wyścigach F1 natrafiłam na mecz Włochy – Francja (eliminacje do Euro 2008). Mimo że mecz skończył się remisem 0:0, uważam, że warty był obejrzenia; również ze względu niesamowitą atmosferę.

Opuszczając Mediolan udajemy się na południe. Kolejny przystanek – Bolonia. Oddalone o 216 km stare i malownicze miasto jest świetną bazą wypadową, aby szerzej zapoznać się z historią włoskiej motoryzacji. Najbliżej starego miasta, bo w odległości niespełna 8 km, znajduje się fabryka i muzeum motorów – Ducati. To raj dla miłośników dwóch kółek. Możemy tu zobaczyć zarówno modele seryjne jak również wyścigowe modele zespołu startujące w serii MotoGP. Dla ceniących szybką jazdę, a także wygodę czterech kółek też się coś znajdzie. Nieco dalej, bo 30 km od centrum znajdujemy fabrykę i muzeum superszybkich maszyn – Lamborghini.

Udając się bardziej na północ w kierunku miasta Modena warto zboczyć kilka kilometrów od głównej drogi i przenieść się do wyjątkowej, czerwonej krainy – Maranello. To tu produkowane są jedne z najsłynniejszych sportowych aut świata – Ferrari. Zaraz po wjeździe do tego niewielkiego miasteczka, nasz wzrok kieruje się na sklepiki, kafejki, budynki, wszystko to przystrojone czerwonymi flagami z czarnym rumakiem na czele. Nawet ludzie są tu niecodziennie ubrani. Czerwone kombinezony nie dziwią jednak, gdy dowiadujemy się, że większość z mieszkańców tego miasteczka, to właśnie pracownicy Ferrari.

Choć do fabryki prawdopodobnie nie uda nam się wejść, warto zaglądnąć do miejscowego muzeum, w którym mieszczą się prawie wszystkie modele samochodów tej włoskiej marki, a także szeroka wystawa silników, trofeów, bolidów F1 i innych pamiątek związanych z Ferrari. Dodatkową atrakcją jest również tor Fiorano znajdujący się w niewielkiej odległości od muzeum. To tam testowane są zarówno supersamochody, jak i bolidy z czarnym rumakiem.

Dla ceniących włoską klasykę, a nie tylko szybkość, mam niespodziankę. Nie oddalając się zbytnio od Modeny znajdziemy miasteczko Cittanova. To tu możemy natrafić na mało znane, jednak niezwykle interesujące muzeum – Panini. Kolekcja poświęcona marce Maserati zawiera wiele zabytkowych i kolekcjonerskich aut. Podziwiać możemy modele Boomerang, Eldorado, Berlinetta, a także wiele innych.

Ponieważ chodzenie po muzeach nie każdemu sprawia przyjemność, dlatego zapraszam spowrotem na tor. Tym razem udajemy się na południe, do miejscowości Imola oddalonej o 45 km od Bolonii. Znajduje się tu tor Autodromo Enzo e Dino Ferrari, nazwany imieniem założyciela marki Ferrari – Enzo, oraz jego syna Dino. Dzięki przebudowie toru Monza od 1980 roku na Imoli zagościła Formuła 1. Grand Prix San Marino odbywało się tu nieprzerwanie aż do 2006 roku. Miłośnicy sportów motorowych zapewne kojarzą ten tor z tragicznym w skutkach weekendem wyścigowym. To właśnie tutaj w 1994 roku podczas sesji kwalifikacyjnej zginął Austriak Roland Ratzenberger, a dzień później trzykrotny Mistrz Świata Formuły 1 – Brazylijczyk Ayrton Senna. Tor ten jest niezwykle ważny za równo ze względu na swoją historię jak i możliwość uczczenia tragicznie zmarłych kierowców.

Ostatnim przystankiem w naszej sportowej wyprawie jest Rimini, a dokładnie miejscowość mieszcząca się tuż obok – Misano. To tu znajduje się ostatni punkt, ostatnie wydarzenie do zaliczenia – MotoGP. Tor Misano, to drugi po Mugello tor wyścigowy we Włoszech, na którym odbywają się zawody tej mistrzowskiej serii. O punkty w Grand Prix San Marino walczą tu zarówno kierowcy MotoGP, jak również Moto 2 i Moto 3. Usytuowanie toru na wolnej przestrzeni oraz jego konstrukcja sprawiają, iż z każdego miejsca mamy dobry widok na to co się dzieje dookoła. Dla miłośników Ducati stworzono tu specjalną trybunę, z której można oglądać wyścig w towarzystwie kibiców tego zespołu.

Tegoroczny wyścig miał dla kibiców i zawodników szczególne znaczenie. Po raz pierwszy ścigali się na tym torze bez tragicznie zmarłego rok temu na torze Sepang – Marco Simoncelliego. O Włochu, który urodził się niedaleko toru i na którym stawiał swoje pierwsze sportowe kroki pamiętali wszyscy. Zarówno kibice, jak i zawodnicy okazywali pamięć po tragicznie zmarłym koledze umieszczając jego numer #58 i napis „Ciao Sic“ zarówno na koszulkach, motorach, samochodach, flagach jak również wielkich transparentach. Warto również pamiętać, iż od listopada poprzedniego roku tor Misano nosi nazwę : Misano World Circuit Marco Simoncelli.

Zarówno Formułę 1, jak i MotoGP trzeba zobaczyć przynajmniej raz w życiu. Atmosfery, ryku silników i relacji live nie zastąpi nawet najlepszy komentarz, czy opowiadanie przyjaciela. To po prostu trzeba poczuć! Nie patrzmy też stereotypowo na Włochy – one mają na prawdę dużo do zaoferowania. Trzeba tylko pobudzić wyobraźnie.