Gigi Proietti – genialny przyjaciel

0
68
„Nad wszystko cenię sobie lekkość, która – jak mówił sam Fellini – jest kategorią nieosiągalną." Gigi Proietti (1940-2020)

Wielki „mistrz śmiechu” opuścił nas w dniu swoich 80. urodzin. Jeszcze przed zamknięciem kin, polska publiczność mogła podziwiać rzymskiego aktora w nowej ekranizacji „Pinokia” Mattea Garrone. Proietti wcielił się tam w postać okrutnego, lecz ostatecznie litościwego Ogniojada. To była ostatnia rola jednego z najbardziej kultowych artystów w – szeroko pojętych – dziejach włoskiego spektaklu (kino, teatr, kabaret, telewizja). Choć on sam miał się w swym fachu za zręcznego rzemieślnika, publiczność widziała w nim „genialnego przyjaciela”. Przyjaciela, z którym radośnie spędziła sporą i ważną część swojego życia. Przyjaciela, który podarował włoskiej mowie i jej użytkownikom wiele wspaniałych, swojskich powiedzonek i dowcipów. Dla wielu także mentor i pedagog, który namaścił swoją działalnością liczne zastępy włoskich komików. I choć wspomniana w motcie niniejszego lekkość wydaje się wiecznie oddalającym się fantazmatem, dla Proiettiego nie była ona stanem nadzwyczajnym, lecz… szczęśliwie permanentnym.

Muszę przyznać, że nie zawsze miałam pełną świadomość tego, jak rozległe i złożone było twórcze emploi włoskiego aktora¹, zanurzone jeszcze w świecie filmowo-teatralnej kontestacji i awangardy (vide fascynująca przyjaźń i współpraca z enfant terrible Carmelo Bene czy udział we wczesnych, jeszcze nieerotycznych filmach weneckiego twórcy Tinto Brassa [„Skowyt” – debiut w roli pierwszoplanowej!]). Mój szkic to subiektywne i syntetyczne spojrzenie na postać „genialnego przyjaciela” Proiettiego. Także w pewien sposób mojego.

Całymi latami Gigi Proietti był dla mnie jednym z najbardziej znanych i lubianych karabinierów w panoramie włoskiej telewizji. Jeszcze w latach 90. Maresciallo Rocca odważnie podejmował się skomplikowanych, niekiedy wielce niebezpiecznych śledztw, bardzo często na przekór otoczeniu i prokuratury. Nie można było odmówić charyzmatycznemu bohaterowi niezwykłej intuicji, wrażliwości i poczucia humoru. Ale nie był on „świętym bez winy” – zdarzało mu się również popełniać błędy, być zbyt impulsywnym czy upartym. Trudne sytuacje w pracy odbijały się u niego na dobrostanie sfery domowej. Rocca nieustannie poszukiwał w świecie równowagi, sprawiedliwości, prawdy. Wdowiec opiekujący się samotnie trójką dzieci (ówcześnie nowość!) nie tylko zjednał sobie serce pięknej aptekarki Margherity (w tej roli ikona włoskiego kina, Stefania Sandrelli; stworzyli wspólnie jedną z najbardziej lubianych par szklanego ekranu), ale też całej włoskiej widowni. Seria przygód słynnego marszałka i jego podopiecznych była „obowiązkowo obecna” we włoskich domach przez ponad dekadę, ciesząc się do samego końca swojej telewizyjnej żywotności naprawdę wysokim poziomem oglądalności.

Nie zawsze jednak było tak pięknie… A przynajmniej nie tak od razu w przestrzeni kina.

Z perspektywy wieloletniej działalności artysty, przełomowym wydaje się dla niego rok 1976. Rok z jednej strony niezwykle udany na deskach teatralnych (spektakl „A me gli occhi, please” stał się na długie lata swoistą wizytówką niesamowitych umiejętności aktora), z drugiej zaś… Rzymski aktor marzył ówcześnie, aby wystąpić w roli Giacomo Casanovy w najnowszym projekcie Federica Felliniego. Na castingu nie zrobił jednak na mistrzu z Rimini oszałamiającego wrażenia; w kontrowersyjną personę weneckiego bawidamka wcielił się ostatecznie Donald Sutherland. Ale to nie koniec przywoływanej historii. Na etapie postprodukcji i szukania pasującego do całości dzieła dubbingu, twórca „Słodkiego życia” zgłosił się właśnie do Proiettiego z prośbą o udział w zacnym przedsięwzięciu. Choć Gigi czuł ogromne rozczarowanie, uległ ostatecznie namowom człowieka, którego zwykł określać mianem „największego czarodzieja kina”. Fellini wyjaśnił po latach, że rzymski aktor miał twarz nazbyt „przyjemną i plebejską”, a on poszukiwał do swojego filmu facjaty „błądzącej, zmęczonej, rozmytej, przywołującej na myśl wodnistą Wenecję”.

Ów „plebejski żywioł” odnalazł spełnienie w bodaj najbardziej kultowym filmie z udziałem Proiettiego, czyli „Febbre da cavallo” (1976, reż. Steno). Na obrzeżach stolicy Italii, banda przyjaciół-wałkoni oddaje się swojej największej pasji: obstawianiu wyścigów konnych. Wśród nich Bruno Fioretti, zwany „Mandrake” (ksywa na cześć słynnego iluzjonisty-magika, bohatera komiksów autorstwa Lee Falka z 1934 roku), aspirujący aktor-utrzymanek o zniewalającym uśmiechu i bardzo osobliwych manierach. Opętani żądzą nieustannego „bycia-w-grze”, mężczyźni będą gotowi na wszystko, byle tylko nie zatrzymać własnego szaleństwa. Jednak w 1976 roku film autorstwa Steno – podobnie jak sam Proietti w trakcie wspomnianego już castingu do „Casanovy” – nie został dostrzeżony ani przez publiczność, ani przez krytykę. „Nie było ani pochwał, ani obelg. Nie wszystkich z pewnością wtedy śmieszył” – wspomni w jednym z wywiadów Proietti. Tytułowa „gorączka” (wł. febbre) postanowiła jednak wrócić na dobre. Rewolucja nadeszła na początku lat 90. za sprawą licznych retransmisji w prywatnych stacjach telewizyjnych. Mieszkańcy Rzymu odnaleźli wreszcie w filmie esencję swojego miasta, a w postaci Mandrake jego surrealistycznego wieszcza. Teksty migotliwej postaci samozwańczego czarodzieja, który jest w stanie dokonać rzeczy niemożliwych są do dziś powszechnie znane, a scena autorskiej „mowy obronnej” Mandrake na sali rozpraw należy do jednej z bardziej lubianych i cytowanych w historii włoskiego kina. Film doczekał się również kontynuacji („Febbre da cavallo – La mandrakata”, reż. Carlo Vanzina, 2002).

Słowa Felliniego okazały się zatem na swój sposób profetyczne. W twarzy i głosie² Proiettiego odnalazła się z czasem olbrzymia chęć czy wręcz potrzeba duchowej identyfikacji widowni. Jak wyznał niegdyś filmowy Mandrake: „Od kiedy zrozumiałem, że jestem w stanie rozśmieszyć ludzi, to zdecydowanie odłożyłem na bok rejestr dramatyczny. W moim przekonaniu nie ma większej satysfakcji, niż unoszący się na sali śmiech i zadowolenie publiki. Publiki, która współtworzy ze mną sukces każdego spektaklu… Mój życiowy sukces”.

¹ Opis bogatej działalności teatralnej Proiettiego zdecydowanie zasługiwałby na osobne opracowanie. Pierwszy znaczący sukces w świecie spektaklu pojawia się właśnie na polu teatralnym, kiedy w 1970 roku aktor zastępuje w musicalu „Alleluja, brava gente” samego Domenico Modugno. Warto dodać w tym miejscu, że Gigiego uważa się powszechnie za prawowitego spadkobiercę komediowo-rewiowej tradycji aktorskiej Ettore Petroliniego (1884-1936). Co ciekawe, obaj pochodzili z Rzymu.

² Głos można śmiało zaliczyć do jednej z najważniejszych „broni” w komediowym rezerwuarze Proiettiego. Nie mam tu na myśli wyłącznie śpiewania czy dubbingu (aktor był m.in. odpowiedzialny za głos niebieskiego Dżina do włoskiej wersji disnejowskiego „Aladyna”), choć warto zaznaczyć, że praktyka podkładania głosu na ekranie przyniosła Włochowi wiele zawodowych satysfakcji, czego najciekawszym przykładem w moim przekonaniu niespodziewane spotkanie i międzynarodowa współpraca z samym Robertem Altmanem. Podczas wizyty na Półwyspie Apenińskim i przy okazji dźwiękowej postprodukcji „Trzech kobiet” (3 Women, 1977) amerykański mistrz zgodził się odwiedzić włoskie studio dubbingowe, w którym poznał pracującego nad jego filmem Proiettiego. Zachwycony jego spontanicznością zaproponował mu rolę „z krwi i kości” w swoim włosko-amerykańskim projekcie „Dzień weselny” (A Wedding, 1978). Aktor wystąpił tam u boku swojego idola, a następnie bliskiego przyjaciela Vittorio Gassmana. Niezwykła umiejętność improwizacji, naśladowania różnych postaci i dialektów pojawiała się niezmiennie w kabaretowo-telewizyjnej praktyce Włocha. Nikt, tak jak Proietti, nie był w stanie dokonać tak udanych personifikacji, jak chociażby ta, w której wciela się w samego Edoarda de Filippo!

***

DOPÓKI JEST KINO, DOPÓTY JEST NADZIEJA to autorski cykl esejów poświęcony włoskiej kinematografii – jej kluczowym, ale również mniej znanym nurtom, dziełom, twórcom i twórczyniom – pióra Diany Dąbrowskiej, filmoznawczyni, organizatorki wielu imprez filmowych i festiwali, animatorki kultury i wieloletniej wykładowczyni Italianistyki na Uniwersytecie Łódzkim. Laureatka Nagrody Literackiej im. Leopolda Staffa (2018) za promocję kultury włoskiej ze szczególnym uwzględnieniem kina. W 2019 nominowana do Nagrody Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej w kategorii krytyka filmowa, zdobywczyni III miejsca w prestiżowym Konkursie o nagrodę im. Krzysztofa Mętraka dla młodych krytyków filmowych.