Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 113

Karnawał: maski i zawieszenie reguł odprężeniem dla ludu

0

(tłum. Katarzyna Kurkowska)

photocopyright Carnevale di Venezia
www.carnevale.venezia.it

Korzenie Karnawału

Należy z miejsca wyjaśnić, że za czarem Karnawału, masek i przebrań, skłaniających do przybrania odmiennej tożsamości i korzystania bez umiaru ze świąt i spotkań, w innym przypadku niemożliwych, kryje się społeczna tradycja libertyńska, narodzona w mrokach dziejów. Już Egipcjanie, Grecy ze swoimi dionizjami, czy też Rzymianie z saturnaliami, w różnych porach roku urządzali powtarzalne cykle, w czasie których dozwolone było zerwanie z ustalonymi regułami. Momenty wyzwolenia i profanacji, które pełniły funkcję niemalże terapeutyczną, oferując odprężenie dla ludu, a zwłaszcza dla tych najbardziej przez większość roku uciskanych. Tradycja ta została później wchłonięta przez kulturę chrześcijańską i weszła do kanonu pod nazwą „Karnawał”, pod datami: od Święta Trzech Króli do tłustego wtorku, który poprzedza Środę Popielcową i Wielki Post. Co ciekawe, Karnawał, słowo pochodzące od łacińskiego „carnem levare” i oznaczające wykluczenie mięsa z diety przez wierzących na czas oczyszczającego Postu, stał się na przekór temu określeniem okresu poprzedzającego rozpoczęcie postu. Czasu od wielu wieków przyzwalającego na swego rodzaju zawieszenie reguł społecznych i moralnych. W średniowiecznych Włoszech złożonych z wielu państw i republik, Karnawał świętowany był różnie i dotrwał do naszych czasów ze swoimi różnorodnymi tradycjami i zwyczajami, od Neapolu po Sardynię, od Rzymu po Viareggio, aż do Wenecji. I to właśnie tu, w ówczesnej Serenissimie, Karnawał z wydarzenia o znaczeniu lokalnym stał się elementem kultury europejskiej.

[cml_media_alt id='112396']DSC_4331[1][/cml_media_alt]

Karnawał Wenecki

W Wenecji o Karnawale mówi się już od czasów odległego edyktu z 1296 roku, który ustanowił dzień poprzedzający Środę Popielcową dniem świątecznym. Od tamtej pory Karnawał ciągle przybierał na znaczeniu, w sensie społecznym, lecz także politycznym, gdyż widziany był jako doroczny czas uzdrawiającego mieszania się klas społecznych. Jednakże dalekowzroczni kupcy Serenissimy prędko pojęli, że Karnawał mógł być także świetną okazją do zarobku, jeśli tylko przyciągnąć szlachtę i bogatych z całej Europy, którzy aby cieszyć się szczególnym Karnawałem na lagunie przybywali do miasta przywożąc ze sobą pieniądze, które potem wydawali na uczty, teatry, imprezy i zakupy wszelkiego typu znanych wówczas towarów, w które Wenecja – Republika Morska czyniąca z handlu ze Wschodem swój atut – była znakomicie wyposażona. Na przestrzeni wieków Wenecja udoskonaliła swój Karnawał, wydłużając wedle uznania jego czas lub rozciągając go na inne pory roku aż do przesady: w czasach schyłku Republiki potrafił trwać nawet do pięciu miesięcy.! Wenecja, która dysponowała dobrze rozwiniętym systemem śledczym, cynicznie wykorzystywała Karnawał także jako okazję do poznania sekretów i plotek z całej Europy. Potomkowie rodzin szlacheckich po dotarciu do Wenecji oddawali się wszelkim przyjemnościom dozwolonym w czasie Karnawału, a wśród gier hazardowych, wina i kobiet użyteczne dla strategii Serenissimy informacje łatwo wymykały się spod kontroli i stanowiły łup dla sumiennych weneckich funkcjonariuszy, którzy potajemnie nawiedzali tego typu środowiska. Ale dlaczego wszyscy przybywali właśnie do Wenecji? Dlatego, że miasto to bardzo szybko rozwinęło wyrafinowaną kulturę świętowania, zabawy i spektaklu teatralnego. Wydarzenia te często organizowane były nie przez państwo, ale przez sam lud, zrzeszony dla celów ludycznych w tzw. Compagnie de Calza. Były to awangardowe stowarzyszenia, łączące różne grupy wenecjan według ich zawodu. Compagnie de Calza, których były dziesiątki, prześcigały się w organizowaniu balów fantasmagorycznych, gier, piramid ludzkich i spektakli. W zbiorowej świadomości świata Karnawał Wenecki nawiązuje obecnie do tego z XVIII wieku, opisywanego przez Casanovę, w tekstach teatralnych Carlo Goldoniego, na obrazach wedutystów i w kronikach pisarzy, poetów, muzyków, jak w przypadku potajemnej wizyty młodego Wolfganga Amadeusza Mozarta, nadal wspominanej przez tablicę zawieszoną na kamienicy, w której mieszkał, ledwie dwa kroki od Teatru La Fenice. To właśnie osiemnastowieczny Karnawał odcisnął największe piętno na kulturze europejskiej, gdyż w chylącej się już ku upadkowi i militarnie bezsilnej Serenissimie pozostawał on jedyną okazją do zagoszczenia po raz kolejny na scenie międzynarodowej. Z tego też powodu im słabsze było państwo, tym głośniejszy i bardziej rozpasany stawał się Karnawał. Jednak to w okresie renesansu odbywały się najbardziej niezwykłe imprezy dla ludu, pojedynki między dzielnicami, nierzadko krwawe i pełne przemocy, a także wspaniałe, jak i ulotne orszaki maszyn scenicznych, które paradowały na Canal Grande, aby później zostać spalone symbolicznie na stosie.

[cml_media_alt id='112392']VM&E_1179.1[/cml_media_alt] [cml_media_alt id='112391']VM&E_0763.1[/cml_media_alt]

Współczesny Karnawał

Ten, kto obecnie udaje się na Karnawał do Wenecji bierze udział w święcie będącym nową interpretacją tradycji Carnasciale, w obecnym kształcie od lat 80-tych ubiegłego wieku. Od końca wojny do lat 80-tych Karnawał był jedynie małym, kilkudniowym świętem dla dzieci, które zaczęło odżywać dopiero pod koniec lat 70-tych w formie rajdów studentów i młodzieży, obrzucających przechodniów jajkami i mąką. We Włoszech, które z trudem podnosiły się po smutnym okresie terroryzmu „Anni di Piombo” (dosł. „lata z ołowiu”, od kul pistoletów), ludzie czuli potrzebę odzyskania dla siebie miejskich placów, odnalezienia utraconej beztroski i chęci życia. W takiej atmosferze, w Wenecji Karnawał odrodził się spontanicznie, dzięki wprowadzeniu odrobiny muzyki na ulice. Nastał złoty wiek, w którym pragnienie zabawy i przekraczania granic dla zapomnienia przytłaczającego klimatu polityczno-społecznego zachęcało całe miasto do spotkań po pracy na tańce na Placu Świętego Marka. Właściciele i sprzedawcy sklepowi, dyrektorzy i sekretarki, po zamknięciu biur nakładali maski, peruki, trochę makijażu i wychodzili wszyscy razem z pracy, aby znaleźć upragnione odprężenie i bawić się, zapominając o rolach i obowiązkach narzucanych im przez codzienność. Było to więc nieświadome odkrycie na nowo najbardziej autentycznej wartości Karnawału: zawieszenia reguł społecznych. Miasto Wenecja wiedziało jak dobrze wykorzystać to nagłe odrodzenie Karnawału i ożywić turystykę zimową: do lat 80-tych wiele z weneckich hoteli od października do marca było zamkniętych. Od tamtej pory był to już ciągły wzrost, odrodziły się także niektóre Compagnie de Calza, pierwszą i jedyną funkcjonującą do dziś jest Compagnia de Calza I Antichi, która dzięki ponownemu odkryciu zwyczajów z przeszłości organizuje imprezy transgresywne i profanacyjne, takie jak pikantny festiwal poezji erotycznej podlewany grappą. Do dnia dzisiejszego Karnawał nieuchronnie przekształcił się ze święta typowo weneckiego – w typowo turystyczną manifestację, a to z powodu coraz większej liczby gości, którzy przybywali, aby być częścią Karnawału, a nie tylko jego widzami. I to jest właśnie prawdziwie wenecka specyfika: wystarczy nałożyć maskę bauta, trykorn i pelerynę, aby wtopić się w karnawałowy tłum i poczuć bohaterami społecznego święta. Dziś Karnawał jest sumą wielu wydarzeń, z których duża część jest dziełem weneckiej administracji, która powierza zorganizowanie imprezy reżyserowi. Od kilku lat jest nim Davide Rampello, któremu zawdzięcza się wiele wynalazków, takich jak Vogata del Silenzio, fontanna winna i palenie na stosie maszyn scenicznych. W tym roku zaproponował użycie zbiornika wodnego i przestrzeni przy Arsenale w czasie nocy karnawałowych. Spośród innych reżyserów pamiętamy wenecjanina Marco Balicha, który zaplanował również manifestacje otwarcia i zamknięcia Olimpiady Zimowej w Turynie oraz Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej EURO 2012 w Polsce i na Ukrainie. Poza bogatym kalendarzem wydarzeń instytucjonalnych na czas Karnawału, skoncentrowanych wokół Lotu Anioła i Orła z Dzwonnicy św. Marka, Festa Veneziana z zamaskowanym pochodem na wodzie, parady Corteo delle Marie i wielu innych wydarzeń, jest też cały kalejdoskop imprez organizowanych przez osoby i instytucje prywatne, wśród których na uwagę zasługują m.in. warsztaty karnawałowe Biennale, wspaniały Ballo della Cavalchina w Teatrze Wielkim La Fenice (znowu od 2016) i ekskluzywny Ballo del Doge w Palazzo Pisani Moretta, przeznaczony dla tych, którzy są w stanie wydać na imprezę karnawałową kilka tysięcy euro. Kalendarz wydarzeń (organizowanych przez grupę doświadczonych wenecjan z ugruntowanym know-how w tej dziedzinie) obejmuje 3 tygodnie z weekendem wstępnym (w tym roku będzie to 31 stycznia-1 lutego) i dziesięcioma dniami intensywnej rozrywki: od drugiego weekendu aż do tłustego wtorku (7-17 lutego). Przyciągają one prawie milion turystów, który powiększa się o dodatkowe 100 tys. w dniach najwyższego szczytu. I oto dziś, tak jak w czasach Serenissimy, Karnawał ponownie staje się źródłem znaczącego ekonomicznego zysku dla miasta.

Marzenia post-net. Sztuka po Internecie, w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie

0

Wystawa Private Setting – Art after the Internet jest podsumowaniem młodych autorów, którzy weszli na scenę artystyczną przy pomocy bardzo dynamicznemu rozwojowi Internetu i cyfrowej kultury masowej, w przestrzeni pełnych pozornie nieograniczonych możliwości i charakteryzującej się nadmiarem obrazów i informacji.

Trzydziestu młodych artystów, wszyscy urodzeni w latach 1980 i 1990, zostali zebrani przez Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, aby odpowiedzieć na konkretne pytanie: jak się zmieniła, w wyniku szerzącego się postępu technologicznego ostatniej dekady i codziennego kontaktu z mediami, tożsamość artysty i jego interakcja ze światem?

[cml_media_alt id='112320']Urso - Sogni (10)[/cml_media_alt] [cml_media_alt id='112319']Urso - Sogni (6)[/cml_media_alt]

Wystawa prezentuje kilkadziesiąt prac (wiele z nich to filmy), wszystkie zbudowane na fundamencie teoretycznym, który dotyka zawsze kluczowych zagadnień filozofii i socjologii ostatnich trzydziestu lat: świat jako przedstawiciel rozszerzenia totalitarnych obrazów, poddanych dyskusji na temat zalet rzeczywistości nad światem wirtualnym, gdzie zaciera się granica między prywatnością, a dostępnością dla ogółu, realnością a fikcją, oryginalnością a kopią. Przedstawione w skrócie kluczowe kwestie, które już dokładnie zostały omówione w sztuce postmodernistycznej, rozwijając swoje spostrzeżenia, na temat młodych artystów, którzy tworzą swoją własną sztukę – nadal słabo zdefiniowaną, przenosząc je na ekstremalne tereny -tak zwany post-Internet Art.

Dzieła są przedstawione w sposób dwuznaczny, otoczone aurą, która przyciąga ale i odpycha w tym samym czasie. Oziębła atmosfera oraz pustka, która towarzyszy wszystkim salom przenoszą widzaa w podróż blasku, gdzie ekrany wydają się być żywe, które niepokoją swoim chłodem i jednocześnie przyciągają swoją bliskością. Od wideo Eda Atkins, zaprojektowanego do odkrywania świata hiperrealistycznego, z tworzeniem złożonych środowisk cybernetycznych zaludnionych przez postacie wirtualne i awatary nieznanego pochodzenia z instalacjami interaktywnymi Daniela Kellera; poprzez google street views Johna Rafmana, do symulowanych światów stworzonych przez Ryana Trecartina, mających na celu zbadanie relacji w dobie komunikacji masowej i nadprodukcji informacji.

Podczas wystawy ma towarzyszyć uczucie chęci wzięcia udziału w pokazie szeregu dzieł sztuki, takich jak nigdy dotąd „przejściowych”, estetyka przejściowości post-net, na której te dzieła bazują. Projekty obrazów w PowerPoint, nakładające się na siebie języki, kiczowate filmy krótkometrażowe. Wydaje się dziwne, że z wyjątkiem nielicznych przykładów, wiele z tych dzieł wydaje się działać bardziej na odbiorcę gdy przyswajane są przed ekranem komputera ,wolne aby móc działać między obrazami, bez wielkogabarytowych mas funkcjonalności poświadczonych przez muzeum.

Mimo, że wystawa ogólnie nie została stworzona dla efektywności, nie zawsze będącej w stanie dostarczyć ukierunkowaną analizę i trafiając w punkt tematu , pozostała w charakterze kiczu intrygując ale nie krytycznie, proponując całkowicie szerokie możliwości wiążących się ze sobą języków światowych mediów internetowych. Wybór, na pewno odważny, szczególnie biorąc pod uwagę polski kontekst, taki jak nigdy przedtem w tym przypadku, bezpośrednio otwiera się na trendy współczesnej estetyki. Private Setting dlatego jest ważnym elementem w rozwoju kulturalnym miasta, ponieważ przedstawia istotne w najlepszy sposób dziwaczną dynamikę między sztuką, – oraz miejsca jej wykonywania- i obecną neoliberalną logikę obywatela społeczno-gospodarczego: wszystko bardzo szybkie, wszystko bardzo zmienne, bardzo kiczowate! „Postmodernistyczna bajka” , która trwa w Warszawie.

Do 6 stycznia 2015

Pod opieką Natalii Sielewicz

Artyści: Sarah Abu Abdallah and Joey L. DeFrancesco, Korakrit Arunanondchai, Ed Atkins, Trisha Baga and Jessie Stead, Darja Bajagić, Nicolas Ceccaldi, Jennifer Chan, CUSS Group, Czosnek Studio, Jesse Darling, DIS, Harm van den Dorpel, Loretta Fahrenholz, Daniel Keller, Ada Karczmarczyk, Jason Loebs, Piotr Łakomy, Metahaven, Takeshi Murata, Yuri Pattison, Hannah Perry, Jon Rafman, Bunny Rogers, Pamela Rosenkranz, Ryan Trecartin, Ned Vena

„Ida” kandydatem do Oscara, polskie kino wraca do światowych łask?

0

(Foto copyright Piotr Suzin, tłum. Katarzyna Kurkowska)

Podczas ostatniej edycji Festiwalu Filmowego w Wenecji spotkaliśmy się z Pawłem Pawlikowskim, reżyserem odnoszącego sukcesy filmu „Ida”, który będzie reprezentował Polskę w walce o Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Pawlikowski to polski intelektualista, który spogląda na swój kraj obiektywnie, w sposób charakterystyczny dla osoby od lat mieszkającej za granicą.

Czy ten dystans pomógł Panu lepiej zmierzyć się z wieloma polskimi wątkami poruszonymi w „Idzie”?

Rzeczywiście, w „Idzie” poruszam kilka kwestii wybitnie polskich: Polska z jej paradoksami i typami ludzkimi, wiara, tożsamość. Chodziło mi o to, żeby pokazać na ekranie pewien obraz Polski, który jest mi bardzo bliski, z muzyką i atmosferą z tamtej epoki. Zderzenie świata straumatyzowanego przez wojnę, stalinizm, Holocaust z witalnością Polaków oraz ich potrzebą życia. Długo narastała we mnie potrzeba powrotu nie tylko do Polski, ale również do lat 60-tych. Wbrew temu, co twierdzą niektórzy dziennikarze, chciałbym podkreślić fakt, że nie jest to film o stosunkach polsko-żydowskich.

[cml_media_alt id='112295']714B63061.1[/cml_media_alt]

Polskie kino może się poszczycić wielką tradycją, jednak ostatnimi czasy wydaje się, że reżyserzy skupili się na kręceniu lekkich komedii, nastawionych na łatwy i szybki zysk.

Tak, obecnie faktycznie powstaje w Polsce wiele komedii, ale także i filmów poważnych, być może nawet zbyt poważnych, m.in. „Pokłosie”, „Daleko od okna” czy „Lęk wysokości”. Brakuje za to filmów, w którym forma i treść miałyby ze sobą coś wspólnego, w których liczy się spojrzenie reżysera na świat. Brak jest dzieł epickich, a jednocześnie bezpośrednich. W Polsce bardzo często filmy są robione albo komercyjnie, albo mają za zadanie zmierzyć się z jakimś społecznym problemem (jak chociażby homoseksualizm) z pozycji dydaktycznej. W porządku, ale dla mnie ważniejsze jest ukazanie pewnej wizji świata, w której forma jest spójna z fabułą; gdzie liczy się film, w którym nie skupiamy się na wyolbrzymianiu emocji. Dla mnie ważne jest unikanie retoryki politycznej, prób wyjaśniania historii czy przedstawiania Polaków koniecznie albo jako bohaterów, albo jako ofiary. Ludzie są uniwersalni i skomplikowani zarazem, moim celem jest ukazanie tej złożoności w bezpośredniej formie.

[cml_media_alt id='112296']714B64391.1[/cml_media_alt]

W Pana filmografii widać szczególne zainteresowanie tematyką polityczną, np. Serbią lub osobą Józefa Stalina. Planuje Pan nakręcenie filmu o tym rosyjskim dyktatorze?

Przez pewien czas ta tematyka była mi bliska. Jeśli chodzi o Stalina, to chciałem zrobić film o jednym z jego kumpli, wariacie, mordercy. W przeszłości kręciłem dokumenty polityczne, ale bez wydawania politycznych sądów. Celem mojej pracy pozostaje poszukiwanie uniwersalnego i ponadczasowego odczytania danego tematu. Osobiście nie mieszam się do polityki. Za bardzo jej też nie rozumiem. Myślę, że w gruncie rzeczy nie mamy o niej pojęcia. W dzisiejszych czasach media robią z naszych mózgów sieczkę, wiemy wszystko o wszystkich, ale w gruncie rzeczy nie wiemy nic. Nie ufam środkom przekazu. Przestałem słuchać wiadomości (np. odnośnie Ukrainy) i nie wypowiadam się na temat żadnej sytuacji politycznej, jeśli nie znam jej naprawdę z bliska. Wiadomości, których dostarczają nam media, są informacjami z drugiej ręki, ujętymi w tak banalne narracje, że w ostatecznym rozrachunku tracą sens.

Mieszkał Pan przez jakiś czas we Włoszech, czy to na Pana jakoś wpłynęło?

Rok, który spędziłem we Włoszech, był wspaniały! Miałem 22 lata, uciekłem z Oksfordu, gdzie nie mogłem ukończyć doktoratu, a we Włoszech znalazłem nawet pracę. Lubię Włochy, ale nie mógłbym tu mieszkać, nie jest to chyba kraj merytokracji. Trzeba ciągle nawiązywać i utrzymywać odpowiednie znajomości, co mnie się nigdy nie podobało, ani tutaj, ani w Polsce.

Jakie są Pańskie plany? Będzie Pan się jeszcze zajmował Polską?

Pracuję w tej chwili nad trzema filmami, ale nie będą one o Polakach samych w sobie, mnie interesują postaci, a nie fakt, że rzecz dzieje się w moim kraju.

Polska przeżywa teraz okres intensywnego rozwoju gospodarczego.

Tak, generalnie rzecz biorąc, jest to sprzyjający moment dla Polski. Obecnie mieszkam w Warszawie przez co najmniej sześć miesięcy w roku i muszę przyznać, że kocham to miasto. Jestem warszawskim patriotą, tutaj się urodziłem i wychowałem. Jestem naprawdę szczęśliwy ze swojego powrotu i z tego, że mogę się tutaj zatrzymywać na tak długo. I nie mówię tego z czystego sentymentu, ale z obiektywnych przyczyn: w Warszawie dobrze się żyje, dużo się dzieje, mieszka tu sporo ciekawych ludzi.

Uważa Pan Warszawę za jedną z nowych stolic Europy?

Z pewnością jest to piękne miasto w centrum Europy zamieszkiwane przez energiczną społeczność. Kiedy pomyślę o Paryżu, gdzie długo przebywałem, widzę, że w przeciwieństwie do Warszawy francuska stolica jest zbyt zamknięta w sobie, zbyt pewna siebie, dzieje się tam mało, jest zbyt burżuazyjna. W Paryżu ma się wrażenie, że wszystko już zostało jakoś ustalone dawno temu i dziś nie można już tego zmienić. Warszawa natomiast jest otwarta, różnorodna, heterogeniczna oraz pełna pozytywnej energii.

W zeszłym roku na Festiwalu w Wenecji przeprowadziliśmy wywiad z Andrzejem Wajdą przy okazji premiery „Człowieka z nadziei”. Z tego spotkania powstał wniosek, że w trudnych czasach komunizmu, pomimo cenzury, powstawały w Polsce wartościowe filmy doceniane na świecie, a dziś, w wolnym, rozwijającym się gospodarczo kraju filmy nie przekraczają granicy państwa. Gospodarka ma się dobrze, a kultura już nie?

Zgadzam się z tym jedynie po części. Należy pamiętać, że w tamtych czasach Polska była linią frontu oddzielającą dwa światy. Za komuny byliśmy jednym z najciekawszych państw, istniała u nas prawdziwa opozycja, walczyliśmy o coś. Byliśmy „najweselszym barakiem w komunistycznym obozie”, na świecie cieszyliśmy się dużym zainteresowaniem politycznym i społecznym. Dzisiaj staliśmy się zwykłym zachodnim państwem, przez co może straciliśmy nieco na atrakcyjności. Zgadzam się z opinią, że przykro jest obserwować kopiowanie w polskim kinie modeli zachodnich. Nie ma potrzeby przekładania polskich problemów na język Hollywoodu, należy stworzyć coś autentycznego, interesującego z formalnego punktu widzenia i uniwersalnego w swoim obrazie świata. Nie koncentrować się na tym, co dany film mówi o Polsce, ale po prostu działać bez kompleksów. Tak jak czyni to Wielka Sztuka, która stara się zawsze opowiedzieć coś o człowieku ze wszystkimi jego paradoksami i komplikacjami, robiąc to w sposób epicki i właśnie wyzbytym kompleksów. W Polsce jest tego mało. Często natomiast robi się u nas filmy propagandowe, na tematy polityczne, które lansują pewną określoną interpretację danego tematu lub odzwierciedlają pewien punkt widzenia. Alternatywą są filmy opowiadające o naszej mitologii; o tym, jacy to jesteśmy wielcy, piękni i niezrozumiani przez świat. Powstają też mierne komedie. Jest w tym wszystkim zbyt wiele autoreferencjalizmu, nadmiernej samoświadomości. Powinniśmy mówić o życiu, posługując się kanonami uniwersalnymi, skupiać się na człowieku w ogóle, a nie na byciu Polakami. Przecież ludzie żyjący w Polsce nie różnią się tak bardzo od tych mieszkających gdzie indziej. Wielka Sztuka zawsze patrzy na świat z perspektywy uniwersalnej i ponadczasowej.

W Polsce, to znaczy gdzie?

0

 

W ramach projektu In Polonia, cioè dove? (W Polsce, to znaczy gdzie?) stworzonego przez Anię Jagiello, kuratorkę Instytutu Polskiego w Rzymie i przez Marcello Smarrelliego, dyrektora artystycznego Fondazione Pastificio Cerere odbędzie się trzecia wystawa zamykająca cykl poświęcony współczesnej scenie artystycznej w Polsce – Μύθοι. Myths. Students/Artists/Teachers. A process of exchange.

Wystawa skoncentruje się na roli artysty w procesie edukacji. Kuratorka, Maria Rosa Sossai, od zawsze zainteresowana dynamiką kształcenia się, która angażuje sztukę i artystów, zaprosiła do współpracy Mirosława Bałkę, polskiego artystę, jednego z najwybitniejszych polskich rzeźbiarzy. Artysta i jego uczniowie pracowali wspólnie, zarówno w Warszawie, jak i w Rzymie, ze studentami rzymskiej Akademii Sztuk Pięknych. Efekty pracy będzie można oglądać w Fondazione Pastificio Cerere od 5 grudnia 2014 do 17 stycznia 2015.

W sobotę 6 grudnia o godzinie 11 w Akademii Sztuk Pięknych w Rzymie pod okiem Donatelli Landi odbędzie się debata na temat roli artysty-wykładowcy Akademii Sztuk Pięknych i dialogu pomiędzy artystą a odbiorcą. W debacie wezmą udział Mirosław Bałka, Cecilia Casorati (ASP w Rzymie), Katharina Hinsberg (HBKsaar), Cesare Pietroiusti (Uniwersytet IUAV w Wenecji) oraz Maria Rosa Sossai.

 

Craco, miasto widmo

0

tłum. Natalia Dąbrowska

Craco to małe miasteczko w regionie Bazylikata, położone około 54 km od Matery. Podróżni, którzy mają odwagę odwiedzić Craco, nieoczekiwanie zanurzają się w surrealnej atmosferze: otacza ich księżycowy krajobraz „wąwozów” rozsławionych przez powieść „Chrystus zatrzymał się w Eboli” Carla Leviego. Pierwsze ślady obecności człowieka, jakie możemy obserwować na tym terenie, to nieliczne groby datowane na VIII wiek p.n.e. odnalezione w okolicy S. Angelo. Podobnie jak w przypadku okolicznych miejscowości, Craco mogło być schronieniem dla kolonistów greckich z Metapontu, którzy być może w celu ucieczki przed malarią rozprzestrzeniającą się na nizinie przenieśli się na tereny pagórkowate. Craco stało się później osadą bizantyjską. W X wieku mnisi włosko-bizantyjscy zaczęli rozwijać tam rolnictwo, a miasteczko stało się punktem odniesienia dla lokalnych społeczności wiejskich. Najwcześniejszy zapis nazwy miasta pochodzi z 1060 roku, kiedy to władza nad regionem została przekazana arcybiskupowi Arnaldo di Tricarico i brzmi Graculum, co znaczy „małe zaorane pole”. W 1276 roku w Craco powstaje uniwersyte, amiasteczko zostaje siedzibą gminy. Swoje szczęście zawdzięcza strategicznemu położeniu geograficznemu – między dolinami rzek Cavone i Agri, w przeszłości ważnymi drogami wodnymi, którymi każdy mógł przebyć całą Bazylikatę. Baszta w Craco stanowiła razem z innymi fortyfikacjami w regionie (jak na przykład Petrolla w Montalbano, zamek normandzko-szwabski w Pisticci i zamek w San Basilio) sieć wież obserwacyjnych, która była w stanie zapewnić pełną kontrolę nad całym obszarem.

Niestety w 1963 roku ze względu na osuwiska dużych rozmiarów, cała ludność musiała zostać ewakuowana i mieszkańcy przenieśli się do miasta w dolinie – Craco Peschiera. Populacja miasta wynosiła ponad 2000 mieszkańców. Od tego momentu Craco stało się prawdziwym miastem widmem, jednym z nielicznych we W[cml_media_alt id='113309']Morgantetti - Craco (11)[/cml_media_alt]łoszech, a od kilkudziesięciu lat jest miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów i wielu reżyserów, którzy wybrali właśnie centrum Lukanii na scenerię do fragmentów swoich filmów. Wśród nich możemy wymienić „Wilczycę” Alberto Lattuady, „Chrystus zatrzymał się w Eboli” Francesco Rosiego, „Króla Dawida” Bruce’a Beresforda, „Saving Grace” Toma Contiego, „Słońce także nocą” Paolo i Vittoria Tavianich, „Terra bruciata” Fabio Segatoriego, „Narodzenie” Catherine Hardwicke i być może jeden z najpopularniejszych filmów – „Pasję” Mela Gibsona. Sceny plenerowe tego ostatniego były kręcone głównie w Materze. Reżyser wykorzystał Craco jako tło do sceny wieszania Judasza. Ponadto w miasteczku nakręcono też niektóre ujęcia z filmów „Wielkie pytanie” Francesco Cabrasa i Alberto Molinariego, „Nine Poems in Basilicata” Antonello Faretty, „Agent 007 – Quantum of Solace” Marca Forstera z Danielem Craigiem i Giancarlo Gianninim, jak również „Basilicata coast to coast” Rocco Papaleo.

Ktokolwiek ośmieli się odwiedzić Craco, musi mieć na uwadze, że nie wolno zbliżać się do zabudowań, gdyż istnieje niebezpieczeństwo zawalenia się budynków. Centrum miasteczka całkowicie ogrodzono i jest dostępne dla zwiedzających tylko w towarzystwie licencjonowanego przewodnika. Po założeniu kasku ochronnego można zapuścić się pomiędzy opustoszałe, grożące zawaleniem budynki, a wspinając się stromymi uliczkami i starożytnymi schodami, można dotrzeć do nielicznych zachowanych budynków, takich jak Katedra pod wezwaniem Świętego Mikołaja z XIV wieku, pojedyncze pałace szlacheckie i baszta w najwyższej części miasteczka nazywana przez mieszkańców Craco „Zamkiem”, skąd można podziwiać zapierającą dech w piersiach panoramę, która całkowicie wynagrodzi odwiedzającym trud i czas poświęcony na dotarcie na sam jej szczyt.

Włochy Giovanniego Arpino

0

Tuż po powrocie z naszych podróży (mowa oczywiście o tych wszystkich z nas, którym było to dane), gdzie „doświadczyliśmy pod stopami zaostrzonych krzemieni granitu kuli ziemskiej”, jak to czytamy u R. L. Stevensona, chętnie powracamy myślami do wakacji: obraz gór skąpanych w słońcu; morska bryza; wycieczki rowerowe; wizyty u krewnych; których nie zawsze mamy okazję spotkać oraz wiele innych beztroskich chwil, które się nam nasuwają i które rozpraszają nas w naszych codziennych obowiązkach. Dla niektórych ważnym jest dotrzeć w odległe miejsca, na nieznane tereny, inni wolą odbyć podróże wewnątrz siebie, aby „odkryć jakiś nowy region wewnątrz własnej duszy” (Khalil Gibran). Pisarze tacy, jak Salman Rushdie, utrzymują wręcz, że najlepsze przygody to te skoncentrowane na wewnętrznej podróży wgłąb siebie. Przygoda własnego „ja”.

Tym razem czemu nie odbyć podróży po Włoszech „z zaułka drogi” czy podróżując w pociągu, albo czekając na dworcu po pracy podczas powrotu do domu z książką włoskiego pisarza Giovanniego Arpino „Le mille e una Italia” [„Tysiąc i jedne Włochy”]? Tekst ten przeznaczony dla młodzieży również nam dorosłym wciąż jest znajomy – nam uwielbiającym Włochy, którym bezsprzecznie jesteśmy oddani i z którymi jesteśmy z różnych przyczyn związani. Niektóre książki towarzyszą nam przez całe życie i zdarza się, że ciągle po nie sięgamy. Posiadają w sobie coś, co nas z nimi wiąże; niewidzialną nić, której nie da się przerwać. To samo dzieje się w przypadku niektórych osób, przyzwyczajeń, miejsc, tak jak w przypadku pewnych zakątków Bel Paese, do których chcemy powracać każdego lata.

Oto pełna przygód historia chłopca o imieniu Riccio, dziejąca się we Włoszech, od Sycylii aż po Mont Blanc, wzbogacona wieloma faktami dziejowymi. Główny bohater spotyka sławne osobistości i zapoznaje się z tradycjami własnego kraju. W ponurym dniu, kiedy liście spadają z drzew i kiedy pierwsze chłody dają się nam we znaki, książka Arp[cml_media_alt id='113300']Janusz - Włochy Arpino (1)[/cml_media_alt]ino otwiera nam okno na Włochy. Książka, w której podróż chłopca, mimo że wymyślona, wydaje się rzeczywista. Włochy pełne nadziei i odmienne od tych ukazywanych w podręcznikach szkolnych, jak to odnotowuje sam autor w przypisie do tekstu. Czytając ją, spotykamy osobistości takie jak: Verga, Pirandello, Galileusz, Poliszynel oraz wiele innych. Wydają się niezwykle autentyczni, każdy z nich ze swoimi zaletami i wadami, co pomaga z kolei naszemu głównemu bohaterowi Riccio zrozumieć lepiej swój naród. Wiadomo, że nie ma lepszej nauki niż przez zabawę. Historia osobista chłopca, który decyduje się na opuszczenie swojej ziemi i wybranie się samemu w podróż w celu pomocy nie tylko ojcu, górnikowi pracującemu przy tunelu na Mont Blanc, ale również by pomóc całej swojej rodzinie.

Dajmy się ponieść nie tylko porywającej historii, ale również emocjom, których może ktoś z nas doświadczył przy pierwszym zetknięciu się z Bel Paese. Podskoczmy do Włoch, przynajmniej w naszej wyobraźni.

„Tam, gdzie jest Etna, tam kończy się Sycylia” czytamy już na pierwszych stronicach tekstu. A dalej Neapol z chłopcem, który sprzedaje kartki z tekstami piosenek i który narzeka, że nikt ich nie kupuje. Duże ilości cytryn, zapach pizzy i ryb, morze, często milczące, i sławny Poliszynel. Miasto, w którym przy braku słońca mieszkańcy tracą chęć do zabaw i do śpiewania. Tymczasem podążamy w kierunku Rzymu. Tam chłopiec długo włóczy się z nosem do góry i z otwartą buzią. Dalej naprzód przemierzamy całe Włochy aż do Mont Blanc, a w trakcie całej naszej podróży osoby i sytuacje przeplatają się bezustannie. To tylko przedsmak książki, gdzie na koniec swojej długiej i ciężkiej wyprawy chłopiec widzi Włochy zbliżone do „długiej i czarnej ziemi, sponad której unoszą się głosy i słowa, głosy kobiet i dzieci, mężczyzn oraz starszych osób (…). Ogromny zgiełk słów, akcentów, okrzyków”. Ziemia, gdzie wszyscy, „dobrzy i źli mówili w tym samym momencie, wspólnie się skarżyli, razem z pozoru się śmieją i płaczą… potrzebujący towarzystwa, pomocy, szacunku”. Wystarczy otworzyć książkę, aby dać się ponieść jej kartkom i pooddychać atmosferą Włoch ze wszystkimi ich skarbami, które nigdy nie przestaną nas zadziwiać i zaskakiwać.

ZAPROSZENIE DO WZIĘCIA UDZIAŁU W KIERMASZU CHARYTATYWNYM BAZAAR ORGANIZOWANYM PRZEZ SHOM

0

W niedzielę, 30 listopada 2014 roku, w godzinach od 10:00 do 17:00, w Hotelu Marriott w Warszawie odbędzie się coroczny bożonarodzeniowy kiermasz charytatywny organizowany przez SHOM, Stowarzyszenie Małżonek i Małżonków Szefów Misji Dyplomatycznych akredytowanych w Polsce. Na kiermaszu swoje obficie zaopatrzone stoisko będzie miała również strona włoska, obsługiwać je będą wolontariusze, całe przedsięwzięcie koordynować będzie Ambasada Włoch, a oferowane będą różnorakie, przekazane przez licznych hojnych sponsorów produkty. Na terenie Bazaaru swoje stoiska mieć będzie bardzo wiele innych Krajów, one również oferować będą własne, ciekawe produkty. Gorąco zapraszamy całą społeczność do wzięcia udziału w kiermaszu i do zakupów: wstęp kosztuje jedyne 5 zł. Cały dochód z imprezy zostanie przekazany na cele charytatywne.

Uniwersytet Łódzki przyzna tytuł doktora honoris causa Umberto Eco

0
Znany włoski pisarz i naukowiec Umberto Eco otrzyma w maju przyszłego roku tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego. Senat uniwersytetu zdecydował, że uroczyste wręczenie tytułu odbędzie się podczas obchodów 70 rocznicy utworzenia Uniwersytetu Łódzkiego. Promotorem tego postępowania będzie profesor Artur Gałkowski, szef Zakładu Italianistyki Katedry Filologi Romańskiej na UŁ. W marcu Senat uczelni wybrał recenzentów w postępowaniu o przyznanie tytułu honoris causa. Są nimi: prof. Piotr Salawa, dyrektor stacji naukowej PAN w Rzymie, prof. Tadeusz Sławek z Katedry Literatury Porównawczej Uniwersytetu Śląskiego oraz prof. Jarosław Płuciennik, prorektor Uniwersytetu Łódzkiego. W 2011 r. na Wydziale Filologicznym UŁ powstał Zakład Italianistyki Katedry Filologii Romańskiej. Pracownicy tej jednostki prowadzą badania nad współczesną literaturą włoską, poświęcają prace zjawiskom medialnym Włoch, jak również zagadnieniom translatorskim. Na 2015 przewidziany jest na wydziale filozoficznym, międzynarodowy kongres semiontyczny, poświęcony w dużej mierze terytoriom rozwijanym przez Umberto Eco. ” Nadanie tytułu honoris causa osobie, która ma takich tytułów już kilkadziesiąt jest bez wątpienia zaszczytem dla Uniwersytetu Łódzkiego” – powiedział Jarosław Płóciennik. Umberto Eco jest ceniony za niepowtarzalny styl i treści wymagające od autora zaawansowanych badań kultury.

Murano: wenecka wyspa, szkło artystyczne i… dzielnica Warszawy!

0

(Artykuł zrealizowany we współpracy z Konsorcjum Promovetro Murano, fot: Luisa Menazzi Moretti, tłum. Katarzyna Kurkowska)

Poszukiwanie powiązań, które na przestrzeni wieków ukształtowały bogatą kulturę europejską, jest zawsze fascynujące. Szczególnie interesujące okazują się często kontakty łączące włoski półwysep z Polską. W północnej lagunie Wenecji leży wyspa Murano, znana powszechnie ze swojej pradawnej i cenionej produkcji szkła artystycznego. Za czasów światłej administracji Serenissimy każde miejsce, a w szczególności każdy zawód zorganizowany był wedle ściśle określonych reguł, co dotyczyło także sztuki wyrobu szkła.

Najwcześniejsze pewne źródło związane z weneckim szkłem stanowi dokument z roku 982, w którym po raz pierwszy wymienione jest imię szklarza działającego w Wenecji. Na podstawie tej daty możemy stwierdzić, że wenecka sztuka szklana, po dziś dzień w rozkwicie, liczy sobie ponad tysiąc lat. Już od XIII wieku szklarze, produkujący szkło w szczególnie niebezpiecznych jak na tamte czasy warunkach – w rozgrzanych piecach opalanych drewnem, używanym także do konstrukcji budynków – na stałe wpisali się w krajobraz Murano, przyczyniając się do powstania swego rodzaju dzielnicy przemysłowej, wyprzedzającej swoje czasy. Lokalizacja i stopniowe zagęszczenie pracowni na wyspie dokonało się spontanicznie, aby dopiero później zostać oficjalnie usankcjonowane przez Republikę Wenecką dekretem z 1291 roku, który nakazywał likwidację fabryk znajdujących się na terenie miasta Wenecji. Od tamtej pory Murano jest symbolem i synonimem sztuki szklanej najwyższej jakości. Jej główny atut stanowiła właśnie jakość, gdyż same surowce (krzemionka, soda, a nawet drewno na opał używane aż do połowy XX wieku) były od zawsze przez Wenecję i Murano importowane. Bogactwem szkła z Murano byli i są do tej pory ludzie: mistrzowie, eksperci i projektanci, którzy rozwinęli szczególne zdolności w dziedzinie modelowania gorącego szkła. Mistrzowie, którzy od czasów renesansu, mimo restrykcji ze strony Serenissimy, rozsławiali wenecki know-how. Rozmaite przedmioty, naszyjniki, kieliszki, a następnie wynalezienie kryształu w 1450 roku uczyniły z Murano produkt pożądany wśród najwyższych klas społecznych w ówczesnej Europie. Produkcja szkła ewoluowała zgodnie z gustami i modami poszczególnych epok: w XVII wieku np. charakteryzowała się wymyślnymi żyrandolami i dekoracjami pośrodku stołów, a także kompozycjami z krzemionki, blachy i ołowiu, o mlecznej barwie, dekorowanymi lakierem. To właśnie wtedy nazwa „Murano”, znana już wśród polskiej szlachty, zadomawia się w warszawskiej toponomastyce dzięki pewnemu lombardzkiemu architektowi.
Józef Szymon Bellotti (miejsce i data narodzin nieznane, aczkolwiek wiadomo, że zmarł w roku 1708 w Warszawie), należy do grupy architektów i mistrzów budowlanych z obszaru Como w okolicach Valsoldy, zwanej także „mistrzami znad Como”, którzy pracowali w Polsce od XVI do końca XVIII wieku. Bellotti, który poślubił Polkę, Mariannę Olewicką, pracował za panowania Michała Korybuta Wiśniowieckiego oraz Jana III Sobieskiego. Jego najważniejsze prace to projekt centralnego korpusu Kościoła Świętego Krzyża w Warszawie, a przede wszystkim jego willa, którą architekt chciał nazwać Murano, nawiązując do przepychu i elegancji weneckiej produkcji. Willa została zbudowana na terenie danym mu przez króla, wtedy uznawanym za podmiejski, a dziś odpowiadający położonej centralnie dzielnicy Muranów, która przez wieki charakteryzowała się wieloetnicznością. Z początku mieszkali tam głównie Niemcy, później zaczęło przybywać Żydów litewskiego i białoruskiego pochodzenia; na ulicach Muranowa słychać było więc język jidysz, niemiecki, a także rosyjski, poza polskim oczywiście. Na terenie dzielnicy Muranów w czasie II wojny światowej mieszkała duża część warszawskiej społeczności żydowskiej, dlatego też została ona wybrana przez niemieckiego okupanta jako miejsce budowy getta warszawskiego.
W zeszłym miesiącu, w samym sercu Muranowa, odbyła się inauguracja wystawy stałej nowego Muzeum Historii Żydów Polskich; wystawa, którą mogłem docenić dzięki interesującej i pełnej szczegółów dwugodzinnej wizycie z przewodnikiem, pod koniec której doszedłem do wniosku, iż koniec końców, poprzez niespodziewane powiązania kulturowe, nazwa niezwykłej weneckiej wyspy-fabryki na zawsze wpisała się w historię i nazewnictwo Warszawy.

Degustacja win Bertani Amarone w Regent Warsaw Hotel

0

Już w przyszły czwartek (27.11.14r.) odbędzie się kolacja z degustacją win Bertani Amarone.Kolacja jest powrotem do tradycji hotelu, który co miesiąc organizuje kolacje z menu pasującym do degustowanych win. Jest to eleganckie wydarzenie w bardzo przyjaznej atmosferze.Podczas kolacji zostają zaprezentowane wina oraz zostaje podane pięciodaniowe menu. Rezerwacja biletów pod numerem telefonu: 22 558 10 94