Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 12

Spotkania z włoskim biznesem – zaproszenie

0

Serdecznie zapraszamy na kolejne wydarzenie z cyklu „Spotkania z włoskim biznesem”. Tym razem skupimy się na warsztacie pracy dziennikarskiej w Polsce i we Włoszech, poznając tajniki „linguaggio giornalistico” oraz metody tłumaczenia tekstów dziennikarskich. Spotkanie odbędzie się we współpracy z Instytut Komunikacji Specjalistycznej i Interkulturowej – IKSI.

Zapraszamy studentów, bez względu na rok studiów!

📆 11.01.2024
⏰ 13:00
📍 ul. Dobra 55, sala 3.110, III piętro

Carpe diem: historia Polki, która wyjechała na wakacje… i nie wróciła!

0

foto: Anna Białkowska

Wyruszając na Sycylię samochodem, nie można być pewnym czy się tam w ogóle dotrze i  nie wiadomo nawet, czy z takich wakacji się wróci. Poznajcie historię podróży pełnej niespodzianek – od awarii samochodu w Niemczech, przez szereg spontanicznych decyzji, prowadzenie swojego biznesu online i pracę na włoskich eko-farmach. Będzie o odwadze i dążeniu do wolności, wsparciu rodziny i przyjaciół, a także odkrywaniu piękna prostego życia na włoskiej wsi. Anna Ewa podzieliła się z nami swoimi doświadczeniami z wwoofingu i marzeniami o wspólnym miejscu dla digital nomadów. Jej historia inspiruje do wyjścia poza rutynę i czerpania radości z życia „z dnia na dzień”.

Wyjechałaś na wakacje… i nie wróciłaś! Czy tak powinniśmy rozpocząć ten wywiad?

Dokładnie tak! W ubiegłym roku pod koniec czerwca postanowiłam pojechać swoim samochodem na Sycylię i z powrotem. Miałam kilkanaście tysięcy złotych oszczędności, solidnie spakowałam samochód, planując spanie na kempingach i obiecałam wrócić we wrześniu. Uprzedziłam swoich klientów, że będę w najbliższych tygodniach pracować dla nich zdalnie i wyruszyłam w stronę Niemiec… bez planu. Ahoj, przygodo!

Co zatem poszło „nie tak”?

Może ciężko w to uwierzyć, ale już w pierwszym tygodniu mojej podróży pojawiły się problemy z samochodem!. Jak możesz się domyślić, batalia z autoryzowanym niemieckim serwisem trwała wiele tygodni, a ja zostałam zmuszona do koczowania na kempingu. Już wtedy poczułam jak ważny jest dostęp do WiFi – przez półtora miesiąca na sam roaming wydałam prawie 1000 zł! To były ciężkie tygodnie, w których zmagałam się z rozczarowaniem i utratą motywacji. Jednak, kiedy auto było gotowe do dalszej drogi, czyli w połowie sierpnia, postanowiłam, że nie odpuszczę i ruszyłam dalej bez konkretnego planu na powrót.

Co z mieszkaniem, rodziną, przyjaciółmi oraz klientami? Jak zareagowali?

Już w lipcu, obawiając się o koszty jak i przedłużającą się podróż, wypowiedziałam wynajem mieszkania w Warszawie. Wszystkie rzeczy spakował do magazynu mój brat. Można powiedzieć, że był to pierwszy krok do życia w podróży i zostania prawdziwą Digital Nomadką! Od tego czasu poczułam lekkość w wolności i nawet zaczęłam czuć się całkiem komfortowo, mając tylko to, co mieści się w moim samochodzie. Ogromnie podziwiam osoby, które podróżują jedynie z plecakiem – ja zdecydowanie nie jestem jeszcze na tym etapie.

Najbardziej bałam się powiedzieć o tym pomyśle mojemu tacie, ale kiedy zobaczył, jak bardzo jestem szczęśliwa poza miastem, bez planu i w zgodzie ze sobą – stał się dla mnie ogromnym wsparciem. A moi przyjaciele? Zawsze wiedzieli, że ciężko mi usiedzieć na miejscu! Wielu z nich pisało, że jestem odważna i śledziło moje przygody na Instagramie. Jesteśmy w ciągłym kontakcie. Jeśli zaś chodzi o pracę – z niektórymi klientami pracuję do dziś bez zmian i odwiedzam, gdy jestem w Warszawie. Myślę, że najtrudniejsze nie było dla mnie mierzenie się z oczekiwaniami innych, ale z własnymi lękami, samotnością oraz odpowiedzią na pytanie: „Co ja w ogóle wyprawiam ze swoim życiem?”

Skąd zatem, na początku swojej podróży, czerpałaś największą motywację?

W tamtym czasie byłam ambasadorką programu Google – Umiejętności Jutra. Organizowane ze mną live’y oglądało kilka tysięcy młodych osób! Oczywiście poza wsparciem rodziny i przyjaciół, to właśnie te „niedzielne kawki” najmocniej mnie motywowały. W krótkim czasie na moim instagramie (glinda.molinda) pojawiły się młode osoby, które zainspirowały się moją historią – chciały uczyć się marketingu internetowego i zdobyć szansę na podobne życie i przygody. U mnie kluczowym czynnikiem było to, że chociaż studiowałam geografię, to przez kilkanaście lat pracowałam w marketingu i miałam już kompetencje, które pozwoliły mi prowadzić swój biznes nawet z zagranicy.

Latem mieszkałaś w namiocie, później znalazłaś bnb już we Włoszech. Ale to nie wszystko?

Dokładnie! Po przyjeździe do Włoch, trafiłam w miejsce zapomniane przez turystów – na malownicze wzgórza Val Tidone w okolicach Piacenzy. Przygód miałam tu co niemiara i jest to bez wątpienia materiał na książkę w stylu „Jedz, módl się i kochaj!”. W antycznym, kamiennym bnb zostałam do końca roku, a następnie ruszyłam w dalszą drogę – do Trentino i w góry Lessini – za każdym razem wybierając bardzo tanie pokoje w nietypowych bnb (350-450€ miesięcznie). Zimą zaczęłam wspominać dobre czasy w Val Tidone, kiedy to pomagałam poznanej tam włoskiej rodzinie w zbiorach winogron. Również w tym czasie, jednym z moich nowych klientów, było małżeństwo prowadzące gospodarstwo permakulturowe i uczące budowania wspólnot. Wszystkie te tematy rezonowały ze mną coraz mocniej. Chciałam spędzać dni w naturze, więcej się ruszać i uczyć nowych umiejętności, ale jednocześnie mieć czas na prowadzenie własnego biznesu. Wtedy postanowiłam zostać wwooferką!

W kilku słowach, na czym polega takie zajęcie i jakie trzeba mieć predyspozycje do wykonywania go?

Najprościej można to opisać jako eko-wolontariat. W zamian za 4-5 h pracy dziennie na farmach, otrzymujemy nocleg i wyżywienie. Wszystkie włoskie eko-gospodarstwa można przeglądać na platformie wwoof.it – wystarczy zgłosić się w wybranym przez siebie terminie i ustalić szczegóły. Do tej pory odbyłam cztery kilkutygodniowe wolontariaty. Zbierałam lawendę, karmiłam kozy, rozsadzałam sałatę, podwiązywałam pomidory, sadziłam nową winnicę, zmywałam naczynia w restauracji, pieliłam grządki, podlewałam kwiaty, robiłam kremy do ciała, nalewki z wiśni i dżemy z porzeczek, ale także sprzątałam, gotowałam i gdzie tylko mogłam – piekłam „polski chleb” i robiłam pierogi! Farmie oddawałam poranki, a „na swoim” pracowałam najczęściej popołudniami i wieczorami. Przyznam, że nie jest to sielanka, zwłaszcza na dłuższą metę. Traktuję to również jako wyboistą i czasem trudną, ale najlepszą i najszybszą drogę do samopoznania.

Co jest najbardziej wyjątkową rzeczą, jaką odkryłaś we Włoszech?

Dla mnie najważniejsze było zawsze poznanie tego „prawdziwego” włoskiego życia. Rzadko zaglądam do dużych miast i świadomie unikam atrakcji turystycznych. Byłam w Mediolanie, Wenecji, Weronie, Genui i Bolonii, ale to właśnie włoska wieś i maleńkie miasteczka skradły moje serce. Wciąż nie mogę się nasycić północnymi Włochami! Dopiero w październiku odwiedzę Umbrię jako wwooferka zbierająca oliwki! Na moim instagramie pokazuję piękno przyrody, oczywiście włoskie, lokalne jedzenie i codzienne piękne widoki, takie jak wschody słońca, stare budynki, małe sklepiki czy koty. Wbrew temu, co myślą nieraz moi znajomi nie czuję się, jakbym była na permanentnych wakacjach,  wręcz przeciwnie. Staram się skupiać na przyjemnościach prostego życia i dostrzegać te wszystkie momenty, które układają się w kolorową i autentyczną opowieść. Każdego dnia z wdzięcznością, ale nie bez zmartwień.

Jakieś rady dla początkujących Digital Nomadów?

Warto być realistą. Nie każdy Digital Nomad pracuje z hamaka. Pomyślcie sami: trzeba mieć gdzie podłączyć ładowarkę, a kiedy pracujesz kilka godzin musisz mieć stół czy krzesło. Ważny jest też cień, żeby było widać cokolwiek na ekranie i cisza – na jednej z farm pracowałam przy stole w restauracji, a tuż przed moim callem, kiedy ustawiłam już kadr i wszystko podłączyłam, syn gospodarza z kolegami zaczęli grać na bębnach. Kluczowy jest oczywiście internet. Do tej pory bazowałam więc na miejscach, które posiadają dostęp do Internetu lub korzystałam z roamingu. Warto mieć na uwadze, że dla Włochów dostęp do Internetu niekoniecznie wiąże się z bardzo dobrą prędkością i stałością połączenia.

Jaki wyznaczyłaś sobie cel na najbliższe miesiące? Chciałabyś zostać na stałe we Włoszech?

Nieustannie rozglądam się za ciekawymi projektami z pogranicza budowania społeczności, eko-rolnictwa oraz turystyki. W ostatnim czasie napisałam nawet do WWOOF Italy, proponując im swoje doradztwo w zakresie marketingu i promocji skierowanej do osób z zagranicy. Z drugiej strony kusi mnie, aby sprawdzić jak działa wwoofing w Irlandii, Szkocji czy Norwegii. Chciałabym współuczestniczyć w budowaniu co-workingu i co-livingu w północnych Włoszech. Gdzieś w górach, niedaleko większego miasta, w starym kamiennym domu, z ogrodem warzywnym, wielką kuchnią, zacienionym podwórzem, skromnymi pokojami i oczywiście dobrym internetem.

Gazzetta Italia 102 (grudzień 2023 – styczeń 2024)

0

Wspaniały widok na piemonckie Langhe otwiera 102. wydanie Gazzetta Italia. Wydanie zawierające wywiad z eklektyczną włosko-polską artystką Moniką Mariotti, artykuł poświęcony słynnej marce kapeluszy Borsalino oraz serię inspirujących propozycji podróży po Włoszech, w tym relację blogerki Mirki Jeske z samotnych wycieczek po Bel Paese. Polecamy tekst „Do odwiedzenia w Polsce” Elisy Baioni o cudach natury Słowińskiego Parku Narodowego. W numerze przeczytacie też tradycyjne felietony o kuchni (w szczególności z Emilii-Romanii, Friuli i Piemontu), zdrowiu, samochodach (historia Lamborghini 350), literaturze, komiksach, języku i etymologii. Biegnijcie więc do Empiku lub napisz do nas, aby nie przegapić numeru 102, który pozwoli Ci również wziąć udział w licznych konkursach z nagrodami. Miłej lektury!

Powstaniec z Italii w Poznaniu

0

Dla Poznaniaków Powstanie Wielkopolskie stanowi jeden z najważniejszych historycznych momentów, zwycięski narodowowyzwoleńczy zryw, wspominany do dziś z dumą w całym kraju. W jego przeprowadzeniu brały udział tysiące Wielkopolan, pragnących zrzucić kajdany niewoli, narzucone pruską opresją.

Tragiczna historia

Poza mieszkańcami regionu o wolność Wielkopolski walczyli także przedstawiciele innych narodów. Jednym z nich był Włoch Novizzo Cittadini, warto pochylić się nad jego tragicznymi losami, zwłaszcza że 21 sierpnia upłynęła 125 rocznica jego urodzin.

Ten żołnierz włoskiej piechoty, pojmany w czasie słynnej włosko-austriackiej bitwy pod Caporetto, na skutek decyzji wroga, został wygnany z ojczyzny i znalazł się w obozie jenieckim w Strzałkowie.

To tragiczne wydarzenie stało się zaowocowało podróżą Cittadiniego przez Europę, która zaprowadziła go do Wielkopolski. 

Kiedy na skutek kończącego I wojnę układu pomiędzy aliantami i Niemcami doszło do zwolnienia  przetrzymywanych w obozie jeńców, Cittadini zamiast wrócić prosto do ojczyzny, postanowił dołączyć do walczących o wolność Wielkopolan i wraz z nimi stanąć przeciwko niemieckiemu agresorowi. Niestety jego historia, choć naznaczona bohaterskim aktem, okazała się bardzo smutna. Włoch nigdy nie miał okazji wziąć udziału w bezpośredniej walce z wrogiem. Na skutek nieszczęśliwego wypadku, do którego doszło w trakcie czyszczenia broni, postrzelił się w brzuch. Zmarł po kilku dniach w wyniku poważnych obrażeń.

Symbol

Zdawać by się mogło, że to wydarzenie powinno zakończyć jego historię. Jednak Novizzo Cittadini stał się wówczas ważnym symbolem dla powstańców i odradzającego się państwa polskiego. Jego pochówek przeprowadzono ze wszelkimi honorami. W uroczystości pogrzebowej wzięli udział znakomici przedstawiciele Polski, Włoch i wielu poznaniaków. Wydarzenie w symboliczny sposób pokazywało przyjaźń pomiędzy narodami, a także podkreślało uznanie przez Italię odrodzenia Rzeczpospolitej.

Po pogrzebie postać Cittadiniego wciąż wzbudzała żywe zainteresowanie i wiele osób chciało dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Lokalna prasa rozpisywała się na temat poległego włoskiego powstańca, niestety wiele z powstałych wówczas artykułów było nieprecyzyjnych. Często mylono jego nazwisko, a nawet jednostkę, przedstawiając go jako lotnika. Dzięki temu Cittadini stał się symbolem wspólnej walki „o wolność naszą i waszą”, co można porównać z wydarzeniami z XIX wieku, kiedy wielu Polaków brało czynny udział w walkach o zjednoczenie Italii.

Pamięć o Novizzo Cittadinim jest wciąż żywa. Duże w tym zasługi poznańskiego stowarzyszenia Polonia – Italia, którego członkowie co roku w czerwcu odwiedzają grób włoskiego powstańca w parku Cytadela. Tradycja ta, tak jak historia samego poznańskiego stowarzyszenia, sięga lat trzydziestych ubiegłego wieku. Już wtedy członkowie stowarzyszenia wspominali walecznego Włocha, jego symboliczne zasługi dla naszego regionu i polsko-włoskiej przyjaźni.

 

Donato Carrisi: historie, które hipnotyzują

0
Donato Carrisi, fot. Vincens Gimenez

W Polsce wszedł obecnie do kin Pana film Jestem otchłanią, oparty na książce o tym samym tytule, jednocześnie ukazało się tłumaczenie drugiej powieści z cyklu, którego bohaterem jest Pietro Gerber: Dom bez wspomnień. Bardziej cieszy się Pan z tłumaczenia książki czy z filmu?

To tak, jakbym zadał sobie pytanie, czy bardziej kocham swoje pierwsze dziecko, czy drugie – niełatwo na nie odpowiedzieć. Dziwnie jest wydawać film i książkę w tym samym czasie, ale są to dwie strony Donato Carrisiego.

Z pewnością jest Pan przyzwyczajony do sukcesu, jaki odnoszą Pana dzieła we Włoszech i za granicą. Jak rozpoczęła się Pana kariera pisarska?

Otóż wszystko zaczęło się w 1999 roku dzięki księgarzowi, który doradził mi przeczytanie powieści Schody Aniołów Michaela Connelly’ego. Na początku odmawiałem czytania thrillerów, ale potem dałem szansę Connelly’emu i wtedy zdałem sobie sprawę, że moją drogą jest thriller. Początkowo pisałem scenariusze, a moją ambicją było zostać reżyserem. Ale nikt nie wierzył, że można napisać prawdziwy włoski thriller. Czułem się trochę jak Sergio Leone, kiedy zaczął kręcić westerny – podobnie, bo nie było włoskich autorów thrillerów. Co zatem zrobiłem? Przekształciłem pierwszy scenariusz w powieść i tak powstał Zaklinacz. I od tego wszystko się zaczęło. Po opublikowaniu serii powieści wróciłem do kina i w tym momencie łatwiej było również robić filmy. Niesamowite jest to, że Connelly dokładnie w 1999 roku otrzymał we Włoszech Premio Bancarella, a dziesięć lat później, w 2009 roku, otrzymałem tę samą nagrodę ja, za Zaklinacza.

Jakie były inne źródła inspiracji w zakresie thrillerów?

Wszyscy mistrzowie, którzy mnie zainspirowali, stali się później moimi przyjaciółmi: Ken Follet, Dan Brown, albo Michael Connelly, Jeffery Deaver, Stephen King. Na początku ich czytałem, a kiedy ich poznałem, zdałem sobie sprawę, że jesteśmy do siebie bardzo podobni. I zostałem bardzo dobrze przyjęty przez ten krąg pisarzy thrillerów.

Czy spodziewał się Pan światowego sukcesu?

Częściowo tak, ale to tak, jakbym miał szósty zmysł. Jakby jakiś mały głos wewnątrz mnie mówił: „napisz tę książkę, bo ta książka się spodoba”. I nie wiem, jak to wyjaśnić, to była raczej inspiracja niż pycha. Czułem się naprawdę natchniony.

Wielkim tematem Pana dzieł wydaje się odpowiedzialność za zło. W Zaklinaczu, lecz także w cyklu o Gerberze i w Jestem otchłanią zło jest w pewnym sensie inspirowane. Kto zatem jest odpowiedzialny za zło?

Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za zło. Ale naszą tendencją jest chęć uwolnienia się od odpowiedzialności: kiedy coś się dzieje, sami się od razu uniewinniamy. Więcej: widok potwora przynosi nam ulgę; wskazując go, nazywając go „potworem”, natychmiast odróżniamy go od nas. Natomiast w rzeczywistości potwory nas przypominają. Seryjny morderca, bohater Jestem otchłanią, który jest potworem par excellence, wcale nie jest potworny; wręcz przeciwnie, nie przyciąga uwagi, wydaje się nieszkodliwy. Gdyby taki nie był, nie byłby seryjny, nie mógłby zabić tak wiele razy w tak krótkim czasie.

W Jestem otchłanią w grę wchodzi również odpowiedzialność społeczna. Patologiczna sytuacja w rodzinie, brak skutecznej pomocy ze strony społeczeństwa kreują seryjnego mordercę. Czy zło można wytłumaczyć lub usprawiedliwić?

Usprawiedliwić nie, wyjaśnić tak: co więcej, mamy obowiązek wyjaśnić zło, ponieważ jedynym sposobem, by mu zapobiec, jest je poznać. Tylko kiedy podejdziemy bliżej i przyjrzymy mu się lepiej, będziemy mogli rozpoznać je w przyszłości. Zło jest zawsze wynikiem wychowania, środowiska. Komuś, kto urodził się w zdrowym środowisku, otoczony opieką, trudno byłoby stać się złym, chyba że jest to zło patologiczne.

W Jestem otchłanią poruszony jest problem przemocy wobec kobiet: w książce temat jest jeszcze bardziej pogłębiony niż w filmie. Czy sztuka może przyczynić się do podniesienia świadomości społecznej w pewnych kwestiach? 

Oczywiście. Po tej książce i po filmie otrzymałem wiele wiadomości od kobiet, które nie zdawały sobie sprawy, że są ofiarami przemocy, zwłaszcza psychicznej. Pisały do mnie: „Jestem z mężczyzną, który nigdy nie podniósł na mnie nawet palca, ale za każdym razem, gdy się kłócimy, boję się, że to zrobi – chociaż nigdy tego nie zrobił”. Otóż ten strach wystarczy, już samo zaszczepienie tego strachu komuś innemu jest przemocą.

W Pana najnowszych dziełach przemoc jest pokazywana w mniej oczywistych kontekstach, takich jak przemoc ze strony matki w Jestem otchłanią lub ze strony dzieci w cyklu o hipnotyzerze, zwłaszcza w La casa delle luci. Przemoc jest nieodłącznym elementem ludzkiej natury?

Nie mówiłbym o przemocy, mówiłbym o złu. Zło jest nierozerwalnie związane z ludzką naturą i niekoniecznie musi przejawiać się w formie przemocy. Przemoc jest tylko najbardziej rozpoznawalną formą. Matka nie musi bić dziecka, by je skrzywdzić, całkowicie wystarczy, że je odrzuci.

W Jestem otchłanią ukazany jest kontrast między kłamstwem a prawdą. Prawda jest okrutna, podobnie jak matka, która nazywa się, być może nieprzypadkowo, Vera. Jaki jest związek między prawdą a kłamstwem z punktu widzenia pisarza?

Dobre pytanie. Zacznijmy więc od rozważań psychologicznych. Każdy człowiek kłamie co najmniej pięćdziesiąt razy dziennie: drobne kłamstwa, drobne zachowania – to należy do ludzkiej natury i jest prawie nieświadome. Kłamstwo ma wiele odcieni. Czasami jest narzędziem obrony, innym razem narzędziem ataku lub postawą społeczną. Na przykład rodzina dziewczynki z fioletowym kosmykiem używa kłamstwa jako narzędzia społecznego. To właśnie robi thriller: posługuje się kłamstwem, by opowiadać historie, stąd bierze się tajemnica, stąd bierze się suspens: z odsłonięcia kłamstwa.

Skąd wzięła się inspiracja do cyklu o Pietro Gerberze? Dlaczego zainteresował się Pan hipnozą?

Od dłuższego czasu myślałem o napisaniu czegoś o hipnozie. Zdałem sobie sprawę, że właściwą drogą jest wykorzystanie postaci hipnotyzera dzieci, ponieważ uważa się zazwyczaj, że umysł dziecka jest dość nieskomplikowany, łatwy do zbadania; natomiast w istocie to labirynt, w którym można się zgubić. Poddałem się też hipnozie, właśnie po to, by zrozumieć, jak działa ten mechanizm. Udałem się do gabinetu znakomitej mediolańskiej hipnotyzerki, która teraz stała się jednym z moich konsultantów. Było piękne wiosenne popołudnie, na zewnątrz świeciło słońce, a ona prowadziła mój trans. Myślałem: „ale kiedy to się skończy”, byłem w pełni świadomy. Po pół godzinie otworzyłem oczy i odkryłem, że za oknem jest ciemno. Minęło nie pół godziny, minęły trzy godziny, a ja tego nie zauważyłem. Tym jest hipnoza: jest podróżą w głąb siebie. Pogłębia się kontakt z samym sobą, zanika natomiast kontakt z otaczającą nas rzeczywistością.

Akcja powieści o Gerberze toczy się we Florencji. 

Tak, ale usunąłem z Florencji turystów. Usunąłem ich wszystkich i w ten sposób Florencja stała się autentyczna.

Dlaczego Florencja?

Ponieważ Florencja to miasto magiczne. Teraz stała się lunaparkiem, trochę jak Wenecja, przeżywa najazd turystów i jest prawie nie do poznania. Florencja za każdym rogiem skrywa tajemnicę, każdy mały kawałek kamienia ma swoją historię, to niesamowite. Trzeba też zrozumieć, czy miejsce akcji jest po prostu scenografią, czy postacią: Florencja w cyklu Gerbera jest bohaterką. Myślę, że ta historia nie miałaby takiej mocy, gdyby nie była osadzona we Florencji.

Czy istnieje związek między hipnotyzerem a narratorem? Zadaniem pisarza jest również oczarować czytelnika?

Cóż, można mieć taką nadzieję. Niekoniecznie udaje się to za każdym razem, ale zasadniczo taka jest nadzieja.

Jak ma Pan w zwyczaju pisać? Według sztywnego planu czy w bardziej niezdyscyplinowany sposób?

„L’uomo del labirinto”, fot. Loris Zambelli, materiały prasowe Best Film

Nie sądzę, by istniał pisarz, który pisze od siódmej rano przez dziesięć godzin. Byłby to wtedy bardziej urzędnik. Nie, ja często wychodzę z domu w poszukiwaniu historii, bohaterów. Dla pisarza to bardzo ważne: podróżować i doświadczać. Za każdą z moich książek kryją się dwa lata zbierania materiałów. Punktem wyjścia jest zawsze prawdziwa historia, zazwyczaj łączę kilka opowieści razem. Samo pisanie to ostatnia rzecz. Jestem bardzo niezdyscyplinowany, kiedy piszę: mogę pisać o każdej porze dnia. Kiedy dopada mnie jakiś pomysł, natchnienie, muszę pisać.

Co natomiast z czytaniem? Jak dużo Pan czyta i jakie są Pana lektury?

Czytam wszystko. Zawsze powtarzam początkującym pisarzom: „musicie przeczytać co najmniej (!) sto trzydzieści książek rocznie”. To naprawdę absolutne minimum. I naprawdę czytam wszystko. Jestem wszystkożerny, oczywiście nie czytam tylko thrillerów. Czytam eseje, romanse, rzeczy z przeszłości, rzeczy bardzo aktualne, nie mam ograniczeń.

W Polsce Pana książki są bardzo popularne. Jakie są Pana relacje z zagraniczną publicznością?

Bardzo dobre, ponieważ książki jednoczą. Historie są uniwersalne, więc możemy pochodzić z różnych kultur, a ludzkie emocje są zawsze takie same. Kino, literatura to mosty, które jednoczą ludzi. 

Jak się Pan czuje, widząc swoje książki przetłumaczone na różne języki?

To bardzo satysfakcjonujące. Kiedy wyobrażę sobie, że w tej chwili, gdy rozmawiamy, ktoś po drugiej stronie świata czyta moją książkę – to miła myśl. Jakby istniało coś poza mną – ponieważ te historie nie należą już do mnie. Kiedy umieszczam je w książce, to tak, jakby nie były już moje. Należą do osoby, która otworzy tę książkę i zdecyduje się ją przejrzeć.

Czy chciałby Pan przekazać jakąś wiadomość polskiej publiczności?

Donato Carrisi, fot. Loris Zambelli, materiały prasowe Best Film

Tak: że chciałbym być w Polsce, chciałbym wchodzić do kin, siadać obok widzów, tak jak to robię we Włoszech. Chciałbym chodzić do księgarń i szukać czytelników, którzy przeglądają moje książki. Bardzo tego żałuję, mam nadzieję, że wkrótce przyjadę i to nadrobię. Chciałbym przyjechać do Polski również dlatego, że byłem tam kilka razy w przeszłości, ale tak naprawdę tylko przejazdem. Chciałbym zatem dowiedzieć się więcej o Polsce. Byłoby też ciekawie osadzić akcję jakiejś opowieści w Polsce.

Świetny pomysł! Moglibyśmy wtedy zostać Pana konsultantami, na przykład w zakresie Warszawy. Warszawa to moim zdaniem dobre miejsce akcji dla thrillera.

Idealne [śmiech, przyp. red.]. Uważam, że macie znakomite scenerie dla thrillerów. Nawiasem mówiąc, wciąż jeszcze nie w pełni wykorzystane. Więc tak, jestem przekonany, że można to zrobić. Byłoby interesującą rzeczą połączyć Włochy i Polskę: te dwa światy, które wydają się różne, ale moim zdaniem są bardzo podobne.

Mamy więc nadzieję, że wkrótce przyjedzie Pan do Polski. Dziękuję za rozmowę.

Dziękuję. Do zobaczenia w Warszawie w przyszłym roku. Jaka jest dziś pogoda w Warszawie?

Świeci słońce.

To dobrze! 

Za rok zapewne ukaże się polskie tłumaczenie trzeciego tomu wydanego niedawno we Włoszech cyklu o Gerberze: La casa delle luci (Dom świateł). Swoją drogą, nowa powieść bardzo mi się podoba.

Przeczytała już Pani Dom świateł?

Oczywiście.

Bardzo dobrze. W przyszłości pojawią się kolejne Domy.

W IIC w Warszawie włoscy i polscy artyści oddają hołd Italo Calvino

0

Pięciu włoskich i polskich artystów oraz dwóch kuratorów. Takie są liczby wystawy Qfwfq. Opowieści artystów w ruchu, która została zainaugurowana w salach Włoskiego Instytutu Kultury w Warszawie. Wystawa, którą można oglądać do 6 grudnia, gromadzi jednych z najciekawszych i najbardziej cenionych artystów na scenie kulturalnej obu krajów, gromadząc obszerny zbiór prac inspirowanych tematem podróży.

U podstaw projektu wystawy (której kuratorami są Leonardo Regano i Alex Urso) leży bowiem idea podróżowania: koncepcja złożona i wieloaspektowa, dedykowana Italo Calvino w setną rocznicę urodzin. Już sam tytuł wystawy nawiązuje do Qfwfq, bohatera Opowieści kosmikomicznych i Jeżeli t=0: podróżnika wychodzącego poza znaną przestrzeń i czas, metaforycznie pojmowanego jako świadek i narrator w podróży. W każdej z prezentowanych prac, podążając za wątkiem poetyki wielkiego włoskiego pisarza, poszczególni artyści podejmują więc temat podróży i migracji, różnymi językami i metodami, tworząc chóralną opowieść poświęconą sensowi wyjazdu i powrotu.

Tak jest w przypadku Karoliny Grzywnowicz, która w swojej instalacji dźwiękowej nadaje wymiarowi podróży konotację historyczną i polityczną, wiążąc ją ze zbiorową pamięcią i tożsamością narodu. Every Song Knows its Home to cyfrowe archiwum, które gromadzi niektóre pieśni ludowe, które towarzyszą podróży uchodźców. Radek Szlaga i Alex Urso łączą swoje poszukiwania z tematem migracji poprzez serię obrazów na płótnie i papierowych kolaży, w których prywatne zdjęcia i elementy związane z osobistymi doświadczeniami przeplatają się z fragmentami map i mapek geograficznych terytoriów, w których żyli lub o których marzyli migranci.

Natomiast seria rysunków Eleny Bellantoni skupia się na historii Cristiny Calderón, artystka uczyniła praktykę relacyjną centralnym punktem swoich badań: cztery prezentowane prace są wynikiem spotkania z ostatnią żyjącą osobą, która jako native speaker mówiła w języku yaghan, starożytnym języku rdzennych Amerykanów osiadłych w południowej Patagonii, w Argentynie.

Wystawa obejmuje również serię czarno-białych fotografii Giuseppe Stampone, inspirowanych jego ojczyzną, Abruzją; cenny i obszerny kolaż Diany Lelonek, którego korzenie sięgają śląskiego krajobrazu; złożona instalacja Jacopo Mazzonellego (niepokazywana nigdzie wcześniej praca, nawiązująca do 27 flag Unii Europejskiej); trzy intymne i emocjonalne prace Marty Nadolle oraz delikatna rzeźba z tkaniny autorstwa Claudii Losi.

Wreszcie ikoniczny i reprezentatywny cykl fotografii i rzeźb Polaka Michała Smandka, w którym niektóre włoskie wulkany ukazują się oczom publiczności poprzez interakcję z przedmiotami znajdującymi się w pomieszczeniu. „Podróż” Smandka między Włochami a Polską idealnie zamyka wizytę, jednocząc dziesięciu artystów w imię dialogu i wspólnej refleksji.

Xylella – wróg z daleka

0

tłumaczenie pl: Sara Kmak
foto: zdjęcia z filmu dokumentalnego „Il tempo dei Giganti” reż. Davide Barletti, Lorenzo Conte, Bari, Dinamo Film 2023

Jeśli zdarzy ci się lecieć samolotem z Warszawy do Bari i zdecydujesz się odwiedzić Lecce, przemierzając autostradę, na wschodzie zobaczysz morze i niebo, które stopniowo zlewają się ze sobą do momentu zetknięcia z horyzontem w intensywnym błękicie. Skrawek ziemi oddziela cię od morza: w nieruchomym i wiecznym ruchu, krajobraz jest naznaczony czerwienią gliniastej ziemi i srebrzystą zielenią liści drzew oliwnych. Drzewa zawsze tam były, zdają się kontemplować morze w milczeniu. To był krajobraz, który podziwiałem, kiedy wracałem do domu jeszcze kilka lat temu. Już tak nie jest. Krajobraz się zmienił. Ta zieleń ze srebrnymi liśćmi stuletnich drzew oliwnych prawie zanika, zastąpiona matową szarością, synonimem już nie starości i mądrości, ale śmierci. Wszystko to jest wynikiem działania bakterii Xylella Fastidiosa, która zdziesiątkowała drzewo oliwne, żyjące w tym regionie od setek lat. Mówi się, że to “najgorszy kryzys fitosanitarny na świecie”. Większość drzew oliwnych ma w rzeczywistości stuletnią, jeśli nie tysiącletnią historię, widziały następujące po sobie ludy i cywilizacje, a teraz umierają.

To historia, która na pierwszy rzut oka dotyczy tylko “świata roślin”, ale przypomina również inną pandemię, która po niedługim czasie dotknęła “świat ludzi”. Opis tej katastrofy ekologicznej był jednak często fragmentaryczny i niejasny. Zwłaszcza dla mnie, ponieważ już tam nie mieszkam. Informacje przychodziły, ale wyjaśnienia nie. Jedyną jasną rzeczą było obserwowanie postępującego wysuszenia drzew oliwnych w kierunku przeciwnym niż moja droga do domu. Pola, które niegdyś były zielone, stopniowo stawały się czarne, od Salento aż do prowincji Bari. Aby lepiej zrozumieć jak to możliwe, że tak długowieczne drzewo szybko znika, przeczytałem książkę „La morte dei Giganti” dziennikarza z Salento Stefano Martelli. Ale zacznijmy od początku. Chronologia zdarzeń będzie jaśniejsza, jeśli najpierw zrobimy krok wstecz.

Jest lato 2013 roku i na wsiach w Salento rolnicy i przedsiębiorcy rolni od kilku miesięcy z niepokojem obserwują coś niezwykłego i nigdy wcześniej nie widzianego: drzewa oliwne wysychają w imponującym tempie. Liście gigantycznych rzeźb z drewna nagle stają się brązowe i więdną. W krótkim czasie pień wysycha, a drzewa umierają. Tymczasem w siedzibie Instytutu Krajowej Rady ds. Badań Naukowych w Bari niektórzy badacze, pod kierownictwem dyrektora Donato Boscia, analizują gałęzie wysuszonych drzew oliwnych. Diagnoza molekularna wykazuje obecność patogenu do poddania kwarantannie: Xylella Fastidiosa; wszystko to jest bardzo dziwne, ponieważ ten typ bakterii nigdy nie wpłynął na drzewo oliwne. Naukowcy uważają, że to błąd i powtarzają analizę, jednak wynik pozostaje ten sam. Xylella to bakteria, która atakuje ksylemy drzew, czyli tkanki roślinne przenoszące limfę, i hamuje cyrkulację wody i minerałów. Drzewo bez limfy nie prowadzi fotosyntezy i w krótkim czasie wysycha i umiera. Bakteria ta potrzebuje jednak owada, aby przejść z jednej rośliny na drugą: cykady zwanej „Pienik ślinianka”, ponieważ do ochrony przed drapieżnikami, wytwarza pienistą wydzielinę. Cykada żywi się sokiem drzew oliwnych i przenosi ze sobą bakterię z chorej rośliny do zdrowej. Xylella rozprzestrzenia się jak pożar i nie zatrzyma się, jeśli nie zostaną podjęte działania. Ogłoszono stan wyjątkowy.

Mianowany zostaje nadzwyczajny komisarz ds. zarządzania stanem wyjątkowym: Giuseppe Silletti, dowódca okręgowy Państwowego Korpusu Leśnictwa w Apulii, który proponuje, zgodnie z dyrektywami Unii Europejskiej, plan wycięcia wszystkich chorych roślin na zakażonym obszarze, leczenie herbicydami i insektycydami w celu wyeliminowania owada w strefie buforowej oraz monitorowanie sąsiednich obszarów, aby dowiedzieć się czy bakteria się rozprzestrzenia. Są to drastyczne działania, które służą powstrzymaniu rozprzestrzeniania się bakterii Xylella, podobne do tych, które zostały podjęte w celu ograniczenia rozprzestrzeniania się wirusa Covid. Jednak podobieństwa na tym się nie kończą. Po ogłoszeniu planu działania rozpoczyna się zbiorowa psychodrama. Ludzie wychodzą na ulice, prosząc o powstrzymanie wycinki drzew, budują barykady, aby zatrzymać buldożery, a ze świata kultury i rozrywki podnosi się wiele głosów w obronie drzew oliwnych. W efekcie działania zostają zawieszone, również ze względu na niezdecydowanie polityków, którzy na papierze akceptują plan Unii Europejskiej, ale wcale go nie realizują, wspierając opinie publiczną, żeby zdobyć głosy podczas wyborów. Wśród ludzi rozprzestrzenia się też plotka o spisku skierowanym przeciwko tej stuletniej roślinie, będącej symbolem tożsamości regionu. Spośród różnych teorii spiskowych najbardziej wiarygodne jest to, że bakteria, kilka lat przed rozpoczęciem pandemii, została wprowadzona przez firmę badawczą o nazwie Allelyx (Xylella pisana wspak), podczas konferencji naukowej zorganizowanej w Bari w celu zbadania zagrożeń związanych z tą bakterią. Bakteria w niewytłumaczalny sposób zniknęła z laboratoriów i rozprzestrzeniła się w środowisku. Podobno za tym wszystkim stoi, znana wszystkim, międzynarodowa korporacja Monsanto, która chciałaby wyeliminować endemiczną odmianę drzew oliwnych, aby zasadzić na ich miejsce drzewa genetycznie zmodyfikowane. Właśnie dlatego rozprzestrzenia bakterię poprzez swoją firmę, której nazwa to akronim nazwy bakterii. Spisek gotowy: szkoda tylko, że bakteria przywieziona na konferencję jest innego szczepu niż ta znaleziona w Salento i że ognisko, Gallipoli, znajduje się 200 km od Bari. Poza tym, firma Allelyx faktycznie istnieje i została przejęta przez Monsanto. Jest to brazylijska firma, utworzona przez grupę naukowców, którzy badają Xyllę od zawsze, zanim Monsanto ją nabyło i właśnie dlatego tak się nazywa.

Społeczeństwo nie może jednak zaakceptować, że ta wielowiekowa roślina może umrzeć. Grupa badawcza, która odkryła obecność bakterii w drzewach oliwnych, była pierwszą, która poniosła konsekwencje. Lista zarzutów jest bardzo długa: rozciąga się od celowego rozprzestrzeniania choroby wśród roślin, przez zanieczyszczenie środowiska, po zniszczenie lub zniekształcenie naturalnego piękna. O ile wszystkie zarzuty poszły w niepamięć, o tyle w zapomnienie nie poszedł ciągły postęp zakażenia, które dotknęło dwadzieścia jeden milionów roślin na ponad ośmiu tysiącach kilometrów kwadratowych obszaru, co odpowiada 40% terytorium regionu. Produkcja oliwy spadła z dwudziestu ton do trzech ton. Szacuje się, że straty ekonomiczne związane z całym łańcuchem dostaw wynoszą około 1,6 mld euro. Gdyby środki zapobiegawcze zostały wprowadzone, być może te liczby wyglądałby inaczej.

Więc jeśli to nie jest spisek, skąd pochodzi ta Xylella? Bakteria przybyła do Europy razem z krzewem kawowca z Kostaryki i dotarła na rynek ogrodniczy w Taviano, miasteczka w pobliżu Gallipoli, epicentrum epidemii. Tutaj znalazła żyzny grunt do szybkiego rozprzestrzeniania się: umiarkowany klimat, terytorium oparte na monokulturze i rośliny osłabione latami stosowania herbicydów, to wszystko stało się zalążkiem do nieporozumień wśród ludzi: zabrakło zaufania i zamiast szukać rozwiązań, zaczęto szukać winnych. Winna jest Unia Europejska, bo nigdy nie wprowadziła zasad kontroli roślin, przyjeżdżających z innych kontynentów, winni są też lokalni politycy, którzy nie byli zdolni do podjęcia działań wbrew opinii publicznej, rolnicy i przedsiębiorcy, z kolei, są odpowiedzialni za to, że sami nie zadbali o tę wielowiekową roślinę, ponieważ są zainteresowani wyłącznie zyskiem. Co więcej, nauka była postrzegana przez opinię publiczną jako wróg, działający przeciwko naturze. W tych pozornie złotych czasach, kiedy wydaje się, że człowiek stanowi jedność z naturą, podważa się wiarygodność nauki. Ale trzeba przyznać, że nauka też nie jest bez winy, podając swoje rozwiązania za jedyne prawdziwe i oczekując ślepego kredytu zaufania. Oczywiście nauka nie posiada żadnych prawd objawionych, jest tylko jednym z języków, których człowiek używa do poruszania się po świecie, a język jest tym, co czyni człowieka ludzkim. Lew ryczy, w roślinach zachodzi proces fotosyntezy, a człowiek mówi. Dlatego język to człowieki, a nauka, od zawsze, jest jednym z języków, którym się posługuje. Człowiek natomiast to natura. Myślenie o człowieku poza naturą tylko dlatego, że potrafi wykorzystać narzędzie mowy jest szkodliwe. Tak więc nauka jest i musi być postrzegana jako natura. Być może konieczne jest ponowne zastanowienie się nad człowiekiem w tych kategoriach, aby zniwelować podział między człowiekiem a naturą i odzyskać zaufanie między ludźmi.

Być może właśnie tego może nas nauczyć ta tragiczna historia. Teraz wreszcie przestaliśmy szukać winnego i szukamy rozwiązania. Są ludzie, którzy ponownie sadzą endemiczny gatunek drzewa oliwnego, który na razie wydaje się odporny na bakterię Xylella. Inni natomiast zaczęli sadzić dęby i dęby ostrolistne, które rosły w okolicy, zanim wszystko zostało przekształcone w uprawę oliwek do celów produkcyjnych. Są wreszcie tacy, którzy próbują mieszać różne gatunki roślin, aby znaleźć roślinę odporną na bakterię. W projektach biorą udział naukowcy z całej Europy, bo jeśli teraz warunki klimatyczne do rozprzestrzeniania się bakterii są optymalne na południu Europy, to za kilka lat mogą być równie dobre w centrum lub na północy. Jeśli drzewa oliwne, które stanowią 60% zieleni regionu, umierają, należy znaleźć rozwiązanie, aby móc żyć na terenach nadających się do zamieszkania. W końcu to, co dotyczy świata roślin i zwierząt, nieuchronnie dotyczy również świata ludzkiego.

 

1  S. Martella, La morte dei Giganti. Il batterio Xylella e la strage degli ulivi millenari, Milano, Meltemi Editore, 2022. Na podstawie książki powstał interesujący film dokumentalny “Il tempo dei Giganti” w reżyserii Davide Barletti i Lorenzo Conte.

Italy Ambassador Awards, Poland edition 2023

0

Tłumaczenie pl: Zuzanna Miniszewska

Foto: Dariusz Dudzik

W czasach, kiedy masowa turystyka zyskuje złą sławę w prasie z powodu inwazji turystów pokazujących brak szacunku odwiedzanym przez nich miastom sztuki czy plażom położonym w wyjątkowym środowisku naturalnym, rośnie rola influencerów podróżniczych, którzy promują pozytywne zachowania wśród turystów, zachęcając ich do udania się w mniej oblegane miejsca lub proponując nowe sposoby na rozsądne zwiedzanie popularnych destynacji.

Z tego powodu podkreślamy znaczenie „Italy Ambassador Awards – Poland edition 2023”, wydarzenia, które odbyło się w czerwcu w Krakowie. W pięknej scenerii Hotelu Starego miały miejsce ceremonia wręczenia nagród i uroczysta kolacja, zorganizowane przez Italy Ambassador Awards (IAW) we współpracy z Włoskim Instytutem Kultury w Krakowie i pod patronatem Narodowej Agencji Turystyki Włoskiej (ENIT) oraz włoskiego konsulatu w Krakowie.

Marzena Latosińska, Maria Magdalena Milczarek, Svetlana Trushnikova, Matteo Ogliari, Izabela Krzanowska

„Tegoroczna polska edycja Italy Ambassador Awards stanowi wyjątkową okazję do nagrodzenia osób, które w szczególny sposób przyczyniają się do promocji dwustronnych relacji między Włochami i Polską. Ta nagroda jest dowodem przyjaźni i współpracy między dwoma krajami, które kocham”- mówi Izabela Krzanowska, dyrektorka IAW Polska.

Ania i Marcin Nowakowie

W trakcie wieczoru influencerzy opowiedzieli o swoich doświadczeniach i o pasji, która skłania ich do opowiadania o Włoszech za pośrednictwem mediów społecznościowych takich jak Instagram, Facebook, TikTok czy YouTube. Po zakończeniu prezentacji kandydatów, międzynarodowe jury wybrało zwycięzcę, który w listopadzie weźmie udział w finale włoskiego konkursu Italy Ambassador Awards we Florencji. Zwycięzcami nagrody IAW Poland Edition 2023 zostali Ania i Marcin Nowakowie, założyciele profilu „wedrownemotyle” na Instagramie. Uzasadnienie przyznania nagrody brzmiało: „Za odegranie znaczącej roli w promocji polskiej turystyki we Włoszech poprzez zachęcanie do wymiany kulturowej i wzajemnego wzbogacania się”. Zwycięzcy otrzymali wspaniałe trofeum wykonane przez polskiego rzeźbiarza Kamila Zaitza. Następnie partnerzy IAW Poland Edition przyznali wyróżnienia wybranym uczestnikom: Gazzetta Italia nagrodziła Bartka Kieżuna (Krakowski Makaroniarz) i Karola Webera (Inspektor Hotelowy). Restauracje Sant’Antioco i Santa Caterina przyznały nagrodę Katarzynie Wartalskiej (wlochoterapia). Nagrody od restauracji Tre Sorelle otrzymali Bartek Kieżun (Krakowski Makaroniarz), Mattia Centini (throwback pasta), Kinga Gajewska (kingagajatravels) i Karolina Wiszniewska (italia_e_cucina). Mattia Centini (throwback pasta) został także wyróżniony przez NORTHCOAST. Wszyscy uczestnicy otrzymali certyfikaty potwierdzające wkład w promocję turystyki w social mediach za pomocą tworzonych treści, a także podkreślające prezentowane przez nich kompetencje i odpowiedzialność etyczną. Jury przewodniczyły założycielka Premio Italy Ambassador Awards Svetlana Trushnikova oraz dyrektorka IAW Poland Izabela Krzanowska. W jego skład weszli cenieni specjaliści z różnych dziedzin, między innymi: Matteo Ogliari (dyrektor Włoskiego Instytutu Kultury w Krakowie), Katarzyna Likus (Konsul Honorowa Republiki Włoskiej w Krakowie), Sebastiano Giorgi (redaktor naczelny Gazzetta Italia), Brian Hauch Fenger (Managing Director AMKA Poland), Odoardo Spataro (właściciel KATANE gelato siciliano), Justyna Czekaj-Grochowska (właścicielka restauracji Portobello), Antonio Maglietta (właściciel restauracji Sant’Antioco i Santa Caterina), Piotr Wrona (właściciel restauracji Tre Sorelle), Sebastian Synowiec (dyrektor Horeca North Coast). Wieczór uświetnił występ utalentowanego saksofonisty Juliana Brodskiego oraz wystawa obrazów Michała Zakrzewskiego zatytułowana „L’Italia accogliente”.

Karol Weber, Bartek Kiezun

Confindustria Polonia przekroczyła próg 100 firm członkowskich 

0

Dwa kamienie milowe pod znakiem 100. 100 to liczba dotychczasowych wydań Gazzetta Italia, a także, od kilku tygodni, liczba firm członkowskich Confindustria Polonia, Stowarzyszenia Przedsiębiorców Włoskich działających na rynku polskim. Stowarzyszenie to, założone w 2019 roku, w krótkim czasie zgromadziło dużą grupę wielu włoskich firm obecnych w Polsce, tworząc sieć reprezentowanych firm działających na terenie całej Polski, szczególnie w województwach mazowieckim, śląskim i dolnośląskim. «Pomimo początkowego okresu charakteryzującego się trudnymi warunkami związanymi z trwającą wówczas pandemią, którą na szczęście udało się przezwyciężyć, dotychczasowa droga rozwoju Stowarzyszenia była jasna i była też powodem do dumy, o czym świadczy ważny cel, który został właśnie osiągnięty» – to słowa Alessandro Saglio, Dyrektora Generalnego Confindustria Polonia, który dodaje: «Confindustria Polonia w szybkim tempie przeszła etap „start up’u” i obecnie jest skonsolidowaną i w pełni działającą organizacją wspierającą włosko-polską społeczność biznesową».

Rok 2023 był dla Stowarzyszenia szczególnie intensywny i obfitował w wydarzenia, które koncentrowały się na budowaniu gospodarczych, społecznych i kulturowych mostów między Polską a Włochami. Inicjatywy organizowane przez Stowarzyszenie obejmowały zarówno wydarzenia związane z konkretnymi sektorami gospodarki, takie jak niedawne „Work Smart: praca, która się zmienia w czasach wyzwań”, podczas którego badano najważniejsze trendy związane ze światem pracy, jak i projekty związane z działalnością charytatywną i dialogiem między kulturą włoską i polską. Dużo uwagi poświęcono także wydarzeniom bieżącym: tematy związane z przebiegiem wojny na Ukrainie, a w szczególności wkład włoskich firm w przyszły proces odbudowy terytorium Ukrainy, były przedmiotem spotkań i konferencji, w których Confindustria Polonia była aktywnym uczestnikiem.

Strategiczne partnerstwo z takimi podmiotami jak Targi Kielce (jeden z liderów branży targowej w Polsce) stanowi wartość dodaną o fundamentalnym znaczeniu, również w zakresie promocji wydarzeń reprezentujących Włoski System w Polsce. Udział przedstawicieli Confindustria Polonia w różnych imprezach targowych organizowanych w ciągu roku przez Targi Kielce (w tym w targach STOM, poświęconych branży obróbki metali, oraz targach Plastpol, poświęconych sektorowi tworzyw sztucznych) umożliwił nawiązanie bezpośredniego kontaktu z uczestniczącymi w nich firmami włoskimi, co sprzyjało networkingowi stowarzyszeniowemu. Udział Stowarzyszenia w targach branżowych umożliwił również organizację tematycznych i uzupełniających wydarzeń w ramach samych targów, takich jak zorganizowane podczas targów Plastpol seminarium „Włoski przemysł maszyn do przetwórstwa tworzyw sztucznych i gumy: kontakty z Polską i perspektywy na przyszłość”.

Druga połowa roku będzie kontynuacją poprzednich miesięcy – powrócą spotkania, które stały się już stałymi punktami w programach Confindustria Polonia, ale organizowane będą także nowe wydarzenia. «We wrześniu będzie miał miejsce bardzo ważny moment dla naszego Stowarzyszenia, zostanie bowiem zwołane Zgromadzenie członków, które zatwierdzi nowy skład Zarządu. Jesienią rozpoczniemy zwyczajową serię spotkań Roadshow, aby zaprezentować kompendium „Guida Paese Polonia 2023”, kompendium informacyjne, które doczekało się już swojej trzeciej edycji. Nie zabraknie również nowych analitycznych wydarzeń, takich jak to poświęcone cyberbezpieczeństwu, które zaplanowane jest na listopad br. Rok zakończymy w miłej atmosferze i towarzystwie, aby wspólnie z naszymi członkami podczas kolacji wigilijnej pożegnać rok 2023 i powitać nowy » – wyjaśnia dyrektor Saglio, który na zakończenie wyraża podziękowania dla członków i strategicznych partnerów Confindustria Polonia: «Bez nieocenionego wsparcia firm Generali, PLOH, Rina i Senatrans nie bylibyśmy w stanie uzyskać tak cennego osiągnięcia, jakim jest pozyskanie 100 członków. Doceniamy ich wsparcie, jakiego udzielali nam od samego początku, dzięki czemu możemy dziś świętować ten pierwszy, ale jakże ważny cel».