Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 137

Wolontariat – przyjemność czy obowiązek?

0

Julia Szawlowska

Krótkoterminowe wolontariaty za granicą nie wzbudzają wielkich emocji i zainteresowania wśród osób snujących plany na wakacje. Brak perspektywy na odpoczynek w obliczu ciągłej pracy bynajmniej nie zachęca. Ale czy praca, którą na takich wyjazdach się wykonuje nie jest tym, co później najlepiej się wspomina?

Trzy lata temu dałam się namówić na wolontariat w Anglii, w ramach którego pojechałam pomagać przy organizacji festiwalu „One World Summer Festival”, propagującego zdrowy tryb życia. Muszę przyznać, że to było jedno z najciekawszych doświadczeń w moim życiu. Ostatnio wybrałam się do Hiszpanii, gdzie spędziłam dwa tygodnie mieszkając w średniowiecznym zamku i pomagając w pracach archeologicznych. Nie żałuję ani jednego dnia, mimo upału i zmęczenia. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, że takie wyjazdy mogą być świetną okazją do poznania różnych kultur i zawiązania przyjaźni, często nawet na całe życie.

Jak znaleźć idealny wolontariat dla siebie? Trzeba szukać na sprawdzonych stronach internetowych, takich jak np. www.workcamps.pl albo www.projects-abroad.pl. Poszukiwania projektów warto zacząć już kilka miesięcy wcześniej, bo miejsc jest mało, a chętnych wciąż przybywa.

Toto Cotugno i Ricchi e Poveri w Warszawie

0

26 maja Toto Cotugno oraz Ricchi e Poveri wystąpili w Warszawie na koncercie „I Love Italia”. Po ogromnym sukcesie pierwszej edycji koncertu, który odbył się w Łodzi gwiazdy włoskiej muzyki ponownie pojawiły się w Warszawie, aby wziąć udział w wyjątkowym wydarzeniu – ponad dwugodzinnym koncercie na żywo. Publiczność miała możliwość wysłuchania największych przebojów Toto Cotugno i Ricchi e Poveri, tak niezapomnianych kawałków jak „L’italiano”, „Solo noi”, „Mamma Maria” i „Acapulco”, które poruszają ukryte struny w duszy, wywołują wielkie emocje i przywołują wspomnienia.

Toto Cutugno to jeden z najsłynniejszych na świecie włoskich wykonawców piosenki autorskiej. W trakcie swojej długiej kariery wygrał Festiwal w Sanremo i Eurowizję. Napisał piosenki, które odniosły ogromny sukces, dla gwiazd takich jak Adriano Celentano i Joe Dessin. Ponadto zaśpiewał w duecie z Rayem Charlesem. Jego piosenki są bardzo znane i śpiewane na całym świecie.

Ricchi e Poveri znajdują się pośród tych włoskich artystów, którzy sprzedali największą liczbę płyt na świecie – ponad 20 milionów egzemplarzy. Wygrali Festiwal w Sanremo śpiewając piosenkę „Se m’innamoro”. W 2008 r. obchodzili czterdziestolecie swojej kariery artystycznej.

Koncert „I Love Italia” odbył się w Hali Widowiskowo-Sportowej Torwar. Obiekt jest w stanie pomieścić do 8 000 widzów. Na scenie Torwaru wystąpiły w przeszłości gwiazdy o międzynarodowej sławie, takie jak Depeche Mode, Pearl Jam, Rihanna, REM, Oasis, 50 Cent, Lenny Kravitz i Alicia Keys.

Polin: rimani qui…

0

Barbara Monka

Jagna Kofta, una guida ed educatrice del Museo della Storia degli Ebrei Polacchi, è stata intervistata da Barbara Monka in occasione della recente apertura del nuovo Museo della Storia degli Ebrei Polacchi.

BM: Il percorso che ha portato all’apertura del Museo della Storia degli Ebrei Polacchi (MH?P) non è stato né breve né facile. L’idea della sua creazione è nata nel 1993, quindi esattamente vent’anni fa, presso l’Associazione “?ydowski Instytut Historyczny” a Varsavia. Due anni dopo si è deciso di iniziare la sua costruzione. Quando scrivevo sul MH?P nel 2001 (The Warsaw Voice, November 11, 2001 No 45(681)) Frank Gehry avrebbe dovuto essere l’architetto del museo e sembrava che potesse essere aperto da lì a breve… Invece l’inizio dei lavori è avvenuto soltanto nel 2007, mentre il palazzo progettato da Rainer Mahlamäki è stato aperto al pubblico lo scorso aprile. Anche se il museo non ospita al momento nessuna mostra, le guide hanno lo stesso tanto lavoro da fare. Chi viene a visitare il museo?

JK: Il Museo della Storia degli Ebrei Polacchi attrae turisti individuali e gruppi organizzati, tra cui quelli scolastici provenienti dalla Polonia e da altri Paesi. La nostra offerta educativa è rivolta ai bambini, agli adolescenti a agli adulti e comprende delle gite e dei workshop educativi. Per noi, lavoratori del museo, è molto importante che vengano a visitarci anche gli abitanti del quartiere Muranów, si può dire i nostri vicini di casa. Il posto in cui ci troviamo ha per noi una grande importanza. All’entrata del museo è appesa una mezuzah fatta da un mattone originale proveniente dall’incrocio di due strade di Varsavia che oggi non esistono più, ovvero via Nalewki e via G?sia.

BM: Visitando il museo è difficile non pensare immediatamente alla tragedia del massacro e della deportazione… Il museo si trova di fronte al Monumento agli Eroi del Ghetto.

JK: Dalle pareti in vetro del museo si vede il monumento costruito nel 1948, accanto ad esso si trova il primo monumento agli Insorti del 1946, la cui forma ricorda una botola della fognatura. L’architettura del museo sembra essere tranquilla se vista dall’esterno, invece all’interno è molto dinamica. La sua costruzione contiene molti simboli: la stessa entrata ricorda a molte persone la lettera ebraica taw ?, mentre l’imponente corridoio principale, grazie alla sua struttura e al suo colore, fa pensare al deserto della Giudea o all’attraversamento del Mar Rosso. L’intero edificio è coperto da vetri con delle iscrizioni sulle quali è possibile leggere anche la parola “Polin” che in ebraico significa Polonia e che, se tradotta alla lettera, significa “rimani qui”. Esiste una leggenda secondo cui i primi ebrei che mille anni fa arrivarono in Polonia, quando sentirono questa parola, la riconobbero come un segno di Dio e decisero di stabilirsi.

BM: Molti si stabilirono e oggi il museo può raccontare la loro storia. A differenza di molti “musei ebraici” al mondo, questo non è il museo dell’olocausto, ma è il museo della storia degli ebrei che vivevano qui da mille anni. Ma cosa bisogna fare perché la gente lo consideri in questo modo?

JK: Non a caso il museo ha un nome così lungo: Muzeum Historii ?ydów Polskich… Questo non è un museo dell’olocausto, anche se quest’argomento non sarà ovviamente omesso. La mostra principale sarà composta da otto gallerie disposte su una superficie di 4000 mila metri quadri e i visitatori invece di semplici esposizioni potranno assistere ad un racconto interattivo sulla storia, sulla cultura e sulla religione ebraiche basata sui numerosi materiali di base. La storia sarà raccontata nelle otto sale chiamate “Bosco”, “I primi incontri” (Medioevo), “Paradisus Iudaeorum” (XV–XVI secolo), “Una piccola città” (XVII–XVIII secolo), “Le sfide della modernità” (XIX secolo), “La seconda repubblica”, “L’Olocausto”, “Il Dopoguerra”. La fine simbolica della mostra sarà la galleria di carattere temporaneo “Patrimonio”. Il museo non è costituito soltanto dalle mostre ma anche da laboratori, da percorsi istruttivi, da corsi di formazione e da spettacoli e concerti. Ci auguriamo che il museo diventi un luogo che non solo permetta di conoscere la storia degli ebrei polacchi ma che sia anche terreno per un dialogo e per incontri interculturali.

BM: Quando sarà aperta questa mostra?

JK: L’anno prossimo ma prima si susseguiranno mostre temporanee. La prima “Le lettere a chi è lontano” è stata inaugurata lo scorso 18 maggio, durante la prima Notte dei Musei nella storia di questo edificio. Solo quella notte il museo è stato visitato da quasi 6 mila persone che attendevano pazientemente in file lunghissime per poter entrare.

 

Języki, literatura i kultura w tłumaczeniu

0

26 i 27 kwietnia 2013 roku odbyła się konferencja naukowa WIDZIANE Z DRUGIEJ STRONY: JĘZYKI, LITERATURA I KULTURA W TŁUMACZENIU zorganizowana przez Instytut Kulturologii i Lingwistyki Antropocentrycznej przy Wydziale Lingwistyki Stosowanej Uniwersytetu Warszawskiego, poświęcona szeroko pojętej problematyce warsztatu tłumacza oraz dydaktyce przekładu. Konferencję otworzyła Dyrektor Włoskiego Instytutu Kultury w Warszawie, dott.ssa Paola Ciccolella.

W wystąpieniu inauguracyjnym Ambasador Republiki Włoch w Polsce, Riccardo Guariglia, podkreślił znaczenie jakości tłumaczeń dzieł włoskich w Polsce oraz potrzebę zaznaczania wielowiekowych silnych związków i relacji pomiędzy narodem polskim i włoskim, których świadectwem jest także literatura i kultura. Pierwszy wykład na uroczyste rozpoczęcie spotkania wygłosił Dziekan Wydziału Lingwistyki Stosowanej, prof. Krzysztof Hejwowski.

W otwartych warsztatach i sesjach plenarnych udział wzięło ponad 40 prelegentów z ponad 20 uniwersytetów z całej Europy. Mieliśmy okazję posłuchać wykładów poświęconych strategiom tłumaczeniowym, przykładom tłumaczeń literackich, technikom tłumaczeniowo – dydaktycznym i zagadnieniom skoncentrowanym na aspektach lingwistycznych w tłumaczeniach. Głównym bohaterem był język włoski, choć nie zabrakło również wystąpień w języku angielskim poruszających kwestie językowe i literackie.

Organizatorzy i uczestnicy, zadowoleni z rezultatów, widząc ogromny potencjał naukowo-dydaktyczny tego typu spotkań oraz zainteresowanie konferencją, planują już następne spotkania.

 

„IRENE I ARCANGELA”

0

„IRENE I ARCANGELA”

Florencja współcześnie. Na scenie zapalają się górne, ukośne, kolorowe światła. Ukazuje się wnętrze pracowni malarskiej. Malarka i poetka Irène Duclos Parenti siedzi na stołku na środku sceny tyłem do publiczności i deklamuje, sama do siebie, niektóre swoje wiersze anakreontejskie.

IRENE: (Odwraca się gwałtownie) Powiem krótko. Tutaj, w tym innym świecie nikt nie może się poruszać i zachowywać swobodnie. Jest bardzo trudno porozumiewać się z kimkolwiek. Wszędzie dookoła, pośród nas, są strażnicy, którzy ciągle nas kontrolują. Jednakże teraz, mając wrażenie, że jestem tu z wami sama, chciałabym skorzystać z tej jedynej okazji i rozwiać każdą waszą wątpliwość na temat mojego życia i mojej kobiecej i artystycznej natury. Myślę, że nie będzie to jednak łatwe. Upłynęło już tyle czasu od mojej śmierci, że mogę się pomylić w chronologii i przedstawieniu faktów. Muszę wpierw powiedzieć, że tutaj, w tym innym świecie, gdzie nie ma czasu, sny i rzeczywistość mieszają się w naszych umysłach i często mylą się ze sobą. Tak oto nasza wyobraźnia i fantazja płyną nieograniczone. Natomiast na ziemi, gdzie czas miesza umysł w inny sposób, występuje odwrotne zjawisko – często jest się skłonnym uwierzyć…, (Wstaje i odwraca się plecami) jest się gotowym uwierzyć…, tak, uwierzyć…, (Znów odwraca się w stronę publiczności) nie wierzyć!? Wierzy się, myśli się i tak oto przemija młodość. (Pokazuje obraz olejny Autoportret Arcangeli Paladini) Ona coś o tym wie. Arcangela Paladini musiała przeżyć całe życie w ciągu swojej młodości. (Krzyczy, obracając się dookoła własnej osi ze wzrokiem skierowanym ku górze. Następnie bierze ze sztalugi autoportret Arcangeli Paladini. Spogląda na niego i pokazuje go publiczności) Czyż nie było tak? (Odkłada obraz na miejsce nadal na niego patrząc) Jednak ty, Arcangelo, musisz przyznać, że jeśli chodzi o twoją sztukę, to los ci sprzyjał. To prawda, że żyłaś w VXII wieku, czyli prawie sto pięćdziesiąt lat przede mną, ale otrzymałaś wszelkie dobra i korzyści bardzo wcześnie, aby móc je później podarować innym. Natomiast ja zaoferowałam ludziom, których kocham jedynie moją wiedzę i doświadczenie zdobyte dzięki ciężkiej pracy i moim umiejętnościom, a nawet i moje dobra, choć nigdy nie otrzymałam żadnych dóbr czy darów od życia, ani też spontanicznych wynagrodzeń! A także to co potrafiłam przekazać mojej ulubionej uczennicy Emmie Greenland! Później, kiedy nie mogłam już nic więcej dać i kiedy nikt mnie już nie potrzebował, zamknęłam się w sobie, nie otrzymując od nikogo nawet najmniejszej pomocy. A egoiści? Poznałam ich całe mnóstwo! Na świecie jest ich na pęczki. Także tych, których możesz obsypać złotem, lecz którzy nigdy nie byliby gotowi ci pomóc z żadnego powodu. Chociaż kilka razy czułam, że umieram, to i tak nic nie mogłam poradzić, nie było nikogo gotowego mi pomóc. Jeśli ktoś się pojawił, był to ktoś obcy, kto po prostu przechodził tamtędy zupełnie przypadkiem. Oto dlaczego doszłam dziś do wniosku, że nawet w uprzywilejowanym gronie rodziny czy sztuki, świat należy do tak zwanych „spryciarzy”. Zatem chcę zmienić świat, zmienić wszechświat, pozwólcie mi wysiąść z tego powozu, zatrzymajcie ten świat, zatrzymajcie ten wszechświat! Zatrzymajcie go, muszę zmienić powóz, muszę zmienić kierunek, muszę zmienić świat, muszę zmienić wszechświat! Możecie sobie wyobrazić, że nawet moi rodzice nigdy mnie nie rozumieli? Nawet mój mąż, który również miał artystyczny temperament! Chociaż muszę jednak powiedzieć, że wszyscy oni bardzo mnie kochali. Mój mąż był wielkim człowiekiem, dżentelmenem, eleganckim mężczyzną, który być może aż nazbyt dobrze wiedział, jak zabiegać o kobietę. Pomyślcie, że podbił moje serce bilecikiem z napisem „takiej kobiecie jak Pani brakuje tylko jednego szczegółu, aby być doskonałą… jakiejś wady”. Muszę zaznaczyć, że jest to ta sama galanteria, którą okazywał mi książę Michał Jerzy Poniatowski, prymas Polski, jeden z moich najbardziej oddanych wielbicieli i nabywców, który pewnego dnia poza zwykłymi zleceniami, z powodu braku mojego autoportretu, zapragnął nabyć dla siebie za wszelką cenę portret mojej córki, kto wie, może jako wspomnienie o mnie. Natomiast Emma, moja ulubiona angielska uczennica, sprytnie wykorzystywała wszelkie okazje jakie jej się nadarzyły, czy to u mistrzów, czy te napływające z Rzymu, z Florencji, z Włoch czy ode mnie. Poza tym czerpała korzyści ze związków z mężczyznami. Mówiła: „Są tacy zmienni ci nasi dzisiejsi kochankowie, że jeśli szybko nie skorzystasz z ich łaski, gdy stracą dla Ciebie głowę, to później nagle Cię zostawią i zostaniesz z niczym!”. Czy teraz widzicie arogancję mojej uczennicy? W końcu wróciła do tej swojej Wielkiej Brytanii, aby szczęśliwie wyjść za mąż za wikariusza, aby samodzielnie spijać śmietankę, ignorując mnie w szczególny sposób, jakbyśmy nigdy nie istniały, ja i ona. Była zdolną malarką, nie przeczę, ale znajdowała się poza kręgiem artystów i handlarzy dziełami sztuki, którzy naprawdę się liczyli. Wprowadziłam ją w te kręgi we Florencji i we Włoszech, w złożony i nieznany świat malarstwa enkaustycznego. Kiedy tylko się spełniła, nie umiała napisać o mnie nawet jednego słowa w swoim eseju opublikowanym w sławnym czasopiśmie „Society Transaction”. Nie wspomniała o mnie również w swoim curriculum, kiedy pokazywała swój autoportret w Królewskiej Akademii Sztuki w Londynie. Sukces był po prostu jej! Geniusze opowiadają jedynie swoją historię i nie uznają kontekstu historycznego! Oni są geniuszami od urodzenia, nie proponują się, nie mylą się z innymi, za to uwielbiają być odkrywani. Jednak ona czuła się geniuszem, chociaż według mnie wcale nim nie była. Jej zdaniem do wszystkiego doszła sama. Nikt nigdy jej nie pomagał, nawet jej wpływowy mąż, wielebny wikariusz Thomas Hooker z Rottingdeanu, właściciel szkoły dla bogatych dzieci z rodzin szlacheckich. Ona jednak w odpowiedzi na wszystko odpłaciła mu się niekonwencojalną historią miłosną, zostając na pewien czas kochanką Johanna Christiana Bacha, syna wielkiego Johanna Sebastiana. Nie przez przypadek ten kompozytor zadedykował jej „Sześć sonat”. Rozumiecie? Ja w wówczas musiałam zniknąć, bo mogłabym być dla niej jedynie niewygodnym świadkiem. Już mnie nie potrzebowała! Chociaż kiedy była jeszcze dziewczynką, przyjęłam ją pod swój dach jak córkę. A Historia? Nawet ona nie oddała mi sprawiedliwości! Gdyby nie było dziś Alberta Macchiego, cichego poszukiwacza, altruisty, idioty jak ja, który postanowił mnie odkopać po prawie dwustu latach, to pomimo tego co zrobiłam, nadal pozostałabym pogrzebana w zapomnieniu zarówno jako malarka jak i poetka. A przecież byłam członkiem Akademii Sztuk Pięknych we Francji, Akademii San Luca i Arkadii we Włoszech. Wiem, że jest dla mnie niewygodnym mówienie o pewnych rzeczach, a dla was nieprzyjemnym wysłuchiwanie biednej kobiety, niespełnionej artystki, która teraz odmalowuje się jako wariatka ze słowotokiem. Zatem pomówmy o czymś innym. Chociaż mogłabym też powiedzieć coś o Macchim. Ten człowiek, dramaturg i improwizowany biograf przedstawił mnie jako ludojada, jako tą która zniszczyła życie niejednemu jezuickiemu opatowi, w szczególności Jacopowi Vittorelliemu. Kiedy to w rzeczywistości byłam kobietą właściwie tak nieśmiałą i bojaźliwą, że miałam ogromne problemy w relacjach z innymi. Następnie ustalił on, że musiałam być Włoszką, która wyszła za mąż za Francuza. A nie mogłam natomiast być Francuzką, która wyszła za mąż za Włocha? W każdym razie według niego musiałam być córką pana Parentiego i jego żony pani Duclos, kiedy mogło być dokładnie na odwrót? Ech! Takie rzeczy z pewnością mogą przytrafić się temu kto angażuje się w badania historyczne. Chciałabym, abyście posłuchali kilku wersów, które jak sądzę mogą wydawać się znajome jedynie Francuzom i które paryżanie śpiewali w latach 80. XVII wieku. Chodzi mi o te dotyczące króla Francji Ludwika XVI: „ Louis si tu veux voir/bâtard, cocu, putain/regarde en ton miroir/toi, la reine et le dauphin!” to znaczy „Ludwiku jeśli chcesz zobaczyć rogacza, dziwkę i bękarta/ spójrz w lustro razem z królową i Delfinem!” (Długa pauza) Wracając jeszcze do Arcangeli Paladini, muszę powiedzieć, że ona została jeszcze bardziej ukarana przez Macchiego niż ja. Dla niego ta malarka i poetka umarła bardzo młodo i bez dostąpienia zaszczytu zostania matką. Kiedy w rzeczywistości Arcangela miała dwie córki Maddalenę, która tak jak jej matka, wybrała karierę śpiewaczki, oraz Neerę, słodką istotę, która poślubiła znaną osobistość z Florencji, niejakiego Giuseppe Verdiego. Następnie powracając do mnie, dobrze żeby wszyscy wiedzieli: ja nie byłam jedynie kopiarką! Nie skopiowałam jedynie Guida Reniego, Andrei del Sarto, Guercina, Raffaella, Zoffany, Tiziana i innych. Skorzystam z tej może jedynej okazji, aby coś powiedzieć tutaj naprzeciw tej widowni, i powiem, że namalowałam wiele oryginalnych obrazów – techniką olejną, pastelami czy enkaustyczną – takich jak autoportrety, portret mojej córki i podobizny wielu innych osobistości włoskich i zagranicznych, począwszy od Guido III Villa po Josepha Eckhela, pejzaże, głowy i posągi inspirowane starożytnymi rzeźbami, Kleopatrą czy Polihymnią. Zanim zniknę wam z oczu, powtórzę jeszcze: „Moje krótkie ziemskie życie nie było wesołe i beztroskie, złożone jedynie z miłości i uwodzenia!”. (Scena z dramatu teatralnego „Irène Duclos Parenti e Arcangela Paladini Broomans” Alberta Macchiego, Rzym 2012)

Bolidy Ferrari na ulicach Warszawy

0

W moim krótkim życiu, miałem kilka okazji by mieć do czynienia z najbardziej lubianą marką na świecie. Oczywiście chodzi mi o Ferrari. Wśród wielu rzeczy jakie staram się robić jest również użyczanie głosu do spotów radiowych. W przeszłości musiałem bardzo mocno się wysilić, aby naśladować głos Enza Ferrari w spocie, który firma Shell przygotowała na 50. rocznicę nawiązania współpracy z Ferrari. Osobiście uważam się za prawdziwego szczęściarza, ponieważ wielu marzy o wejściu do samochodu sportowego z Maranello ze znaczkiem czarnego rumaka, stojącego na dwóch tylnych nogach, który jest włoską dumą. Miałem to szczęście, że mogłem ścigać się w Ferrari (360 gt a następnie 430gt3) na Mistrzostwach Europy Strefy Środkowej. Pamiętam jeszcze punkt kulminacyjny tej przygody na torze Hungaroring pod Budapesztem. Moje pierwsze zwycięstwo, hymn narodowy, godło Ferrari naszyte na kombinezon… To wszystko jest bezcenne jak mówiła pewna znana firma wydająca karty kredytowe. Ostatni Shell V-Power Nitro+ Show w Warszawie obudził we mnie tamte emocje, tamtą adrenalinę, przypomniał tamten specyficzny zapach gumy na asfalcie wymieszany ze spalinami, sprawił, że… uroniłem łezkę.

Polacy z pewnością marzyli o zobaczeniu ich, ale także i mojego, idola Kubicy za kierownicą najbardziej pożądanego na świecie bolidu. Jednak do tego nie doszło.

Felipe Massa, znacznie bardziej dostępny niż Kaiser Schumacher kiedy przyjechał do Poznania, z serdecznością poświęcał uwagę swoim polskim fanom, pozując do niezliczonej ilości zdjęć i rozdając autografy.

Formuła 1 z 2009 r., choć została pozbawiona 15% swojej mocy, z trudem mogła okiełznać swoje konie mechaniczne na miejskim asfalcie placu Bankowego, lecz dzięki temu udało jej się wywołać dreszczyk emocji w licznie zebranym tłumie.

Oklaski dla Shella i powodzenia dla Dantego Cinque, odpowiedzialnego za losy marki Ferrari w Polsce. Niezrównanej włoskiej dumy!

Giulio Andreotti – kardynał bez sutanny włoskiej polityki

0

Lino Bortolini

Urodzony w Segni, małej miejscowości w Ciociarii, w wieku trzech lat traci ojca, który zmarł w wyniku choroby, którą zaraził się na froncie I wojny światowej. Jego mama wychowała troje dzieci mając do dyspozycji skromną rentę wdowy wojennej. Była smutna i milcząca, przepełniona żalem po śmieci zaledwie osiemnastoletniej córki. Dzieciństwo pełne biedy i smutku, przeżyte w parafii, gdzie był głównym ministrantem i gdzie przyjaźnił się z trzema seminarzystami, jedynymi towarzyszami zabaw, którzy ostatecznie zostali kardynałami. Latem mama posyłała go do Rzymu do babci i do cioci Marianniny.

To właśnie one zapewniły mu w późniejszym okresie mieszkanie, aby mógł uczęszczać do liceum im. Tassoniego wraz z dziećmi rzymskiej arystokracji. W tej szkole poznał kolegów, którzy potem zostali słynnymi reżyserami, aktorami, profesjonalistami czy przedsiębiorcami.

Jako student zapisał się do Uniwersyteckiej Federacji Katolików Włoskich, gdzie dał się poznać jako aktywista. Prezesem Uniwersyteckiej Federacji Katolików Włoskich był Aldo Moro, który w 1943 r. został powołany pod broń. Andreotti zastąpił go na stanowisku prezesa, choć Moro nigdy z niego nie zrezygnował. Aby uniknąć służby wojskowej zatrudnił się jako bibliotekarz w Watykanie, gdzie pracował już Alcide De Gasperi. Finansowo wspierał go wtedy kardynał Montini, przyszły Paweł VI. De Gasperi, Andreotti i Moro z błogosławieństwem papieża Pacellego odtworzyli partię, którą Mussolini rozwiązał, tj. Chrześcijańską Demokrację. Andreotti był obdarzony niezwykłą inteligencją, ale źródeł jego sukcesu można doszukać się streszczając pokrótce jego dzieciństwo i młodość. Z powodu braku ojca i ciągłego przygnębienia matki w jego umyśle i sercu pojawił się opanowany i trochę cyniczny chłód, który nigdy go nie opuścił. Kontakty z seminarzystami a później przebywanie w Watykanie z psychologicznego punktu widzenia otworzyły przed nim, zwykle mało uczęszczaną, drogę ku oderwanej wizji świata. Jednak to przede wszystkim poprzez watykańską biurokrację zyskał bystrość, cierpliwość i ostrożność w zapamiętywaniu informacji i ocenianiu ich z różnych perspektyw.

Andreotti natychmiast, gdy tylko został wybrany na deputowanego i sekretarza De Gasperiego, utworzył swoje osobiste szczegółowe archiwum, uporządkowane i z czasem napęczniałe do ogromnych rozmiarów, w którym rejestrował korespondencję, dokumenty, zebrania, wywiady, tak aby móc się ewentualnie bronić albo samemu kierować oskarżenia.

Dzięki znajomościom z najważniejszymi rodzinami spośród rzymskiej arystokracji mógł przeprowadzić bez żadnych skrupułów urbanizację ogromnych terenów na peryferiach Rzymu, która przyniesie wielkie spekulacyjne dochody. Zrobił to na rzecz Watykanu, który tereny te otrzymał od Mussoliniego.

Przyjaźń z bardzo sławnymi reżyserami i aktorami pchnęła Andreottiego do udzielenia dużego wsparcia finansowego na rzecz odbudowy Cinecittà, które następnie odwdzięczyło się głośną i rosnącą reklamą jego postaci jako gwiazdy polityki, ministra i premiera.

Cała prowincja Frosinone, Ciociaria, w której się urodził, została prawie przemocą uprzemysłowiona. W tych okolicach, w Fiuggi, coraz częściej odbywały się kongresy Chrześcijańskiej Demokracji – najważniejsze i najbardziej rozreklamowane spotkania polityczne. To było jego zaplecze głosowania preferencyjnego.

Jego upadek rozpoczął się wraz ze skandalem związanym z ropą naftową wykrytym w 1980 r. Przed koniecznością bronienia się w sądzie przed oskarżeniem o przyjmowanie korzyści majątkowych i o korumpowanie ocaliło go głosowanie w parlamencie. Następnie jednak w Perugii został skazany za zlecenie zabójstwa dziennikarza Mino Pecorelliego, który ostro go zaatakował w sprawie łapówek w skandalu dotyczącym właśnie przemytu ropy naftowej. Z powodu braku wystarczających dowodów został później uniewinniony przez sąd apelacyjny.

Udowodniono fakt, że Andreotti mianował dowódcą Policji Finansowej szefa swoich zwolenników na Sycylii, później uwięzionego, a będącego w Terytorialnym Dowództwie Wojskowym w Palermo i utrzymującego ożywione kontakty z Limą. Andreottiemu wytoczono 27 procesów z powodu różnorakich skandali związanych z jego Chrześcijańską Demokracją. Zawsze go uniewinniano z powodu braku wystarczających dowodów, po tym jak za każdym razem oświadczał, że nic nie wie na żaden temat. Odnośnie do tego powiedział: „Nie oskarżają mnie o wojny punickie tylko dlatego że miały miejsce bardzo dawno temu!”.

W rzeczywistości wyrok, który zapadł w Palermo, potwierdzający jego związki z mafią a jednocześnie uniewinniający go jedynie z powodu przedawnienia przestępstwa, pozostaje poważną i przynoszącą hańbę ciemną plamą na jego wizerunku jako człowieka i polityka.

Kolejne wydarzenie historyczne, które kładzie cień na życie Andreottiego to śmierć Alda Moro. Wszyscy wiedzą, że gdyby Aldo Moro został uwolniony przez czerwone brygady, doprowadziłby do klęski zarówno Demokracji Chrześcijańskiej, ale też w szczególności do politycznego końca Andreottiego, który uzyskał wotum zaufania dla swojego szóstego rządu właśnie w dzień porwania Moro, jak i do klęski partii komunistycznej Enrica Berlinguera. Mora w gruncie rzeczy poświęcili w imię polityki realnej jego najbardziej zaufani koledzy.

Demokracja Chrześcijańska i Włoska Partia Komunistyczna przywróciły do życia skorumpowane instytucje, które jednak po upływie kilku lat przyczyniły się do upadku Pierwszej Republiki i do zadłużenia państwa, które ciąży jeszcze do dziś, i całymi latami będzie ciążyć, nad Włochami.

Zgarbiony Giulio Andreotti – wielki mediator i błyskotliwy, aczkolwiek cyniczny, interpretator nieistniejącego już katolickiego świata – zilustrowany przez Forattiniego w jednym z jego ostatnich rysunków, który przedstawia go w momencie przybycia do świętego Piotra przed bramy raju, w swoim garbie zabrał czarną skrzynkę zawierającą drobne i wielkie tajemnice. Cóż powiedzieć na temat jego interpretacji katolickiego świata? Cóż powiedzieć o licznych łapówkach, które za jego sprawą wpłynęły do Watykanu na konto Spellmana? Ten kardynał bez sutanny przez 50 lat był statystą Chrześcijańskiej Demokracji, ale czyż można powiedzieć, że tak stronniczy człowiek był prawdziwym statystą?

Oto jego najsłynniejsze zdania:

– „Władza niszczy tylko tych, którzy jej nie mają”.

– „Pomiędzy prawdą a kłamstwem jest zawsze coś pośrodku, dlatego wystarczy mówić rzeczy tylko w połowie”.

– „Prawo jest tworzone po to, aby je interpretować”.

– „Lepiej ledwo ciągnąć niż gryźć ziemię”.

– „Ten, kto nie chce wiedzieć o jakiejś sprawie nie powinien się z niej zwierzać nawet sobie samemu”.

Na temat podziału łapówek ze wszystkimi partiami i marnotrawstwa administracji publicznej: „kiedy już coś jest, to jest dla wszystkich!!!”.

Według mnie Andreotti został powoli odsunięty od włoskiego świata politycznego, ponieważ pomimo swoich zalet jako polityka, wysoce wyszkolonego urzędnika państwowego, sprytnego oportunisty, był również synem swoich czasów, niedoszłym innowatorem i modernizatorem, który nie umiał dostosować się do nowych realiów.

 

Splot przyjaźni i miłości Polki we Włoszech (Część 2)

0

Joanna Ewa Janusz

Trudne początki zarówno pod względem językowym jaki i ze względu na odległość od domu. Płacz do telefonu i rozdarcie. Tylko dzięki moim rodzicom oraz naszym przyjaciołom nie popadam w przygnębienie. Czym byłoby życie bez rodziny i przyjaciół? To dzięki nim nasze życie nabiera pogody ducha, radości i pewności. Było to doświadczenie, które nauczyło mnie czym jest rodzina i przyjaźń. Gdybym nie podjęła się tego wyzwania, prawdopodobnie nie odkryłabym do końca co znaczy być naprawdę kochaną przez tak wiele osób, które podtrzymywały mnie na duchu i otaczały troską na każdym kroku. Do dziś przechowuję wszystkie listy, które regularnie otrzymywałam od moich rodziców, krewnych i przyjaciół. Dużo pisałam, przelewając moje odczucia na papier. Czułam, że otwieram się na ludzi. Nasz Aroldo nie raz stwierdzał: “za ciasno ci było w tej twojej mieścinie”. Dzięki moim rodzicom i za sprawą Arolda nie zniechęcam się do dalszej nauki pomimo pewnych trudności z niektórymi przedmiotami. Studia dają mi ogromną satysfakcję i silną motywację. Studiowanie poza granicami kraju pomaga mi w zrozumieniu świata, a nabyta wiedza w odnalezieniu się w nowej kulturze odmiennej od tej, do której byłam przyzwyczajona, pomaga mi uporać się z nostalgią poza domem w Polsce, bo obecnie mam przecież dwa domy. Czuję jak bardzo mi brak mojego braciszka, ale na szczęście mam możliwość powrotu do domu co 3 miesiące. Ważne chwile na przemian przeplatane są radością i smutkiem, ale chęć ukończenia studiów dodaje mi siły w dążeniu do celu. Przyjaźnie zawarte w tym czasie i kontynuowane do dzisiaj dodają mi skrzydeł i sił. Wynik pierwszego egzaminu jest dla mnie ogromną satysfakcją. Udało się, ale to dopiero początek. Przede mną jeszcze wiele lat. Buduję mój własny świat na obczyźnie. Oczywistym jest, że nie brak trudnych chwil, ale jeśli mamy przy sobie osoby, które darzą nas uczuciem jak własną córkę i siostrę, wszystko wtedy staje się prostsze do przejścia. Czuję, że moja osobowość się zmienia i uczę się pokory. Wiem co oznacza otrzymać pomoc, żyć w rzeczywistości odmiennej od tej, do której przywykłam, być zrozumianą i poznać istotę tolerancji. Są to odczucia, dzięki którym powoli pozbywam się mojego nie zawsze dobrego charakteru. Moje studenckie życie posuwa się naprzód i koniec studiów wydaje się być już realny i bliski, aż tu nagle pewne nieszczęście spotyka naszego Arolda. Dostaje on poważnego udaru mózgu właśnie w tedy, kiedy zapada tytuł mojej pracy magisterskiej. Czas bolesny, przede wszystkim dla członków rodziny, jak i licznych przyjaciół. Mariadele nie opuszcza na krok swojego małżonka i nie daje nigdy odczuć cierpienia, z którym boryka się dzień w dzień. Nieustannie i z wyrazem anielskiej cierpliwości na twarzy towarzyszy małżonkowi w jego doli. Jest to niezwykła a zarazem prawdziwa miłość pomiędzy małżonkami. Moja praca magisterska posuwa się naprzód za sprawą jednego z synów Arolda, który bierze na siebie obowiązek ojca, pragnącego wspomagać mnie podczas pisania pracy. Wspólnie porządkujemy dokumenty, które skrupulatnie zebraliśmy z Aroldem jeszcze przed udarem mózgu. Nie mogę zawieść człowieka, który miał tyle serca nie tylko dla mnie, ale dla wielu innych osób. Ileż łez wylaliśmy przez tą przykrą sytuację. Aroldo, tak pomocny do tej pory, teraz jest przykuty do łoża nieruchomy. Praca magisterska prawie gotowa, jeszcze wydrukowanie i mogę oczekiwać na upragniony dzień obrony. To niesamowite, że niedługo będę mogła powrócić do mojego utęsknionego domu. Wszystko zostanie gdzieś za mną. Zostawię już niedługo mój świat stworzony na obczyźnie: przyjaciele, rozrywki, zainteresowania itd. Moje serce odczuwa smutek, ale chęć bycia przy rodzinie zaważy na wyborze i rychłym powrocie do domu. Wiem, że i tak prawdziwi przyjaciele pozostaną na zawsze, gdziekolwiek bym nie była. Będę mogła zawsze na nich liczyć i utrzymywać z nimi kontakt telefoniczny czy listowny. Przebywanie za granicą to piękne doświadczenie, ale moją ojczyzną jest Polska.

Nastaje dzień obrony. Towarzyszą mi najbliżsi przyjaciele, którzy nieustannie towarzyszyli mi podczas studiów (Daniela i Fabio, Alba z Daniele, Teresa z całą swoją rodziną), mój brat Wiktor, który specjalnie przyjechał z Polski aby mnie wspierać w tym jakże ważnym dla mnie dniu oraz wiele innych osób obecnych duchem. Kolejne emocje: radość i wzruszenie mieszające się ze smutkiem. Coś zostawiam, a jednocześnie coś zaczynam. Pełna optymizmu wsiadam z bratem do pociągu, który rusza w stronę domu. Przyjaźnie zawarte we Włoszech okazują się jeszcze bardziej zażyłe na odległość. Irmi, którą poznałam w pociągu podczas moich licznych podróży do Polski, Marì i wiele innych osób, z którymi pozostaję w kontakcie. Wkrótce rozpocznie się nowy rozdział w moim życiu z nową rzeczywistością. Mam mój upragniony dyplom a przy sercu liczne przyjaźnie oraz doświadczenia. Decyduję się na obranie drogi tłumacza. Zostaję przyjęta do biura tłumaczeń świadczącego usługi dla Fiata. Stawiam pierwsze kroki w zakładzie, gdzie nie wystarcza już moje przygotowanie literackie, a zatem muszę się przyłożyć i poznać słownictwo z branży samochodowej. Uczestniczę w wymianie informacji pomiędzy różnymi krajami. Moja dusza romantyczki jest znowu usatysfakcjonowana, bo śmiech i nowe spotkania to coś, czego nie może mi zabraknąć. Moje życie pełne entuzjazmu i wiary w przyszłość przekształca się w bajkę, kiedy w niespełna dwa lata od obrony poznaję mojego męża Włocha. Znowu moje życie musi obrać inny kierunek, lecz tym razem będzie to kierunek powrotu do Włoch. Kolejny raz opuszczam moją Ojczyznę, jednak tym razem dla miłości. W rok po ślubie na świat przychodzi nasza córeczka. Żyjemy radościami i przeciwnościami włoskiej rzeczywistości, która mnie otacza już nie jako studentkę, ale matkę i żonę cudzoziemkę. Przypadki życia są naprawdę tajemnicze i nieodgadnione. Nigdy nie wiemy, w którym momencie nabyte wcześniej doświadczenie zaowocuje tak, jak to stało się w moim przypadku. Po kilku latach przychodzi na świat nasz drugi aniołek, chłopczyk i teraz jest nas czworo. Włochy są dla mnie jak druga ojczyzna, ale Polska to Ojczyzna, do której ciągle wzdycham. Kto wie może kiedyś tam powrócimy.

 

“Offri se puoi e ricevi se vuoi”

0

Dawid Dura

Nonostante una discussione accesa scoppiata qualche tempo fa su internet, dopo che le prime caffetterie hanno aderito all’iniziativa de “Il caffè sospeso”, oggi questo genere di caffè è disponibile in più di 40 città in Polonia. Il progetto è piaciuto così tanto che la gente ormai “sospende” biglietti per l’ingresso ai teatri, bicchieri di vino o minestre calde.

L’iniziativa, che ha come scopo quello di rafforzare i legami sociali e di donare un po’ di gioia a un estraneo, è stata descritta molto bene dallo scrittore italiano Luciano De Crescenzo, nel suo libro “Il caffè sospeso”: «Quando un napoletano è felice per qualche ragione, invece di pagare un solo caffè, quello che berrebbe lui, ne paga due, uno per sé e uno per il cliente che viene dopo. È come offrire un caffè al resto del mondo…».

Anche Tonino Guerra, poeta, scrittore e sceneggiatore italiano scomparso qualche anno fa, ha menzionato di quest’usanza napoletana nella sceneggiatura del film “Matrimonio all’italiana”, scritta per Vittorio De Sica. Una volta in un caffè a Napoli ha sentito un povero uomo chiedere: “Avete qualche caffè sospeso?”.

Il 10 dicembre 2011 a Napoli è stata condotta un’azione sociale intitolata “Il giorno del caffè sospeso” che doveva portare alla rinascita di questa tradizione un po’ dimenticata. Essa è nota pure in Canada, Repubblica Ceca, Gran Bretagna, Russia e qualche altro Paese.

L’idea del caffè sospeso è arrivata in Polonia tramite… l’Ucraina. Il suo ideatore e coordinatore è Aleksander Ka?urin, originario di Kiev, che da tempo vive a Cracovia. Incantato dall’idea della condivisione del caffè (ma anche del pane, dei libri e delle medicine) in Ucraina, ha deciso di convincere i proprietari dei locali polacchi a sostenere questo progetto. Alla fine dello scorso mese di febbraio di quest’anno le bevande prepagate erano accessibili in otto locali, mentre adesso l’iniziativa de “il caffè sospeso” coinvolge già 115 partecipanti in tutta la Polonia. Il maggior numero dei locali che aderiscono si trova nelle grandi città come Varsavia, Cracovia e Breslavia, ma non mancano all’appello anche quelle più piccole, come Andrychów, Pszczyna o Bi?goraj. I locali che sostengono l’idea sono contrassegnati con il logo di due mani sovrapposte nei colori dell’arcobaleno. Di solito sulle tavole si trova un foglio informativo per i clienti e vicino al bancone è appeso un cartello, sempre aggiornato, con i prodotti “sospesi” disponibili, ma il modo di comunicare alla clientela i prodotti “sospesi” dipende esclusivamente dalla fantasia dei proprietari.

La cosa più importante è che finora nessuno ha rinunciato a quest’idea e che il numero di fan su Facebook continua a crescere: l’idea sul social network è piaciuta a quasi 13.000 persone. Insomma, chiunque abbia voglia di prendere un caffè può farlo grazie a questa iniziativa, visto che in questo modo oggi sarai tu ad averlo offerto da qualcuno, mentre domani magari sarai tu ad offrirlo a un altro.

Quest’usanza potrebbe essere modificata in modi diversi, a seconda delle preferenze individuali. Tuttavia sono i proprietari dei locali a decidere se sarà “sospesa” tutta l’offerta del menù o soltanto degli specifici alimenti o bevande. Invece di un caffè possiamo “sospendere” un dolce, un tè caldo, un’insalata o un intero pranzo.

Nonostante il successo, non mancano le critiche verso l’iniziativa; secondo alcuni infatti questo genere di solidarietà non arriva a chi ne avrebbe più bisogno, ovvero i poveri e gli emarginati. Altri detrattori dell’iniziativa invece sostengono che “il caffè sospeso” non sia altro che una scaltra strategia di marketing delle caffetterie, che intascano facilmente i soldi dei clienti senza dichiarar nulla all’ufficio fiscale. A fronte delle critiche, la tendenza si continua a diffondere come un virus e le idee non finiscono: un ristorante di Breslavia, ad esempio, ha aderito all’iniziativa modificando l’idea di partenza, proponendo “una zuppa da un vicino”.

 

“The Appointment” Gianpiera Alicchio debiutuje w Los Angeles

0

Gdy będziecie czytać ten wywiad Gianpiero Alicchio, młody i obiecujący włoski aktor znany ostatnio z reklamy Alcatel Touch, będzie prawdopodobnie w Los Angeles odbierać nagrodę jury festiwalu Comedy Fest za swόj film krótkometrażowy “The Appointment” nakręcony w “wiecznym mieście” lub też będzie kręcić jego kontynuację kinematograficzną. Tymczasem, Gianpiero spotkany przeze mnie w maju na Piazza Navona, jednym z najbardziej magicznych i romantycznych miejsc Rzymu, ekskluzywnie dla GAZZETTY ITALIA opowiada o swoim debiucie reżyserskim oraz, ze wzrokiem “szczęśliwie zakochanego”, dodaje kilka własnych przemyśleń na temat randek w ogόle.

Gianpiero, końcem kwietnia 2013 zakwalifikowałeś się do Festival Fest Comedy z Los Angeles jako jeden z finalistόw konkursu. Opowiedz coś wiecej na ten temat.

“To juz trzynasta edycja tego festiwalu, jednego z najważniejszych, jeśli chodzi o komedię w Stanach Zjednoczonych. Organizuje się go w Los Angeles, niedaleko Hollywood. Uczestniczą w nim wszystkie kraje z całego świata i tylko nieliczni zostają wybrani. “Spotkanie” (tudzież Randka) zostało oficjalnie wybrane i zostanie pokazane w kinach w Los Angeles 12 maja o godzinie 20.30 jako amerykańska premiera”.

O czym opowiada “Spotkanie”?

“Para przyjaciόł, około trzydziestki, zaprasza swoje dwie rόwieśniczki na kolację poza domem. Zgodnie z regułami prawdziwej randki, pozwalają zadecydować kobietom co do wyboru lokalu i czynią je swoimi gośćmi. Wybόr pada na wegetariańską restaurację, według nich niezbyt ekonomiczną. Mężczyźni odgrywają galantόw cały wieczόr. Niczego nie żałują, panie czują się w swoim żywiole i proponują kolejne spotkanie. Panowie obiecują, lecz w momencie pożegnania, coś idzie nie tak. Wszystko się zmienia…”.

Film otwiera zdanie Nietzsche’go. Jak jego refleksja ma się do treści?

“Utarło się mόwić, iż to mężczyzna, płeć silna, każe cierpieć kobiecie w miłości, lecz ja sądzę, iż jest pewna rόwność w tej kwestii. Każdemu z nas zdarzyło się znaleźć w niewygodnej sytuacji, w ktόrej wybόr padł na “bycie kimś innym” niż “bycie sobą”. O wiele prościej jest wydawać się zakochanymi, by coś uzyskać, niż być nimi i wrόcić do domu z pustymi rękami, przynajmniej z pozoru tak jest. Lubię zagłębiać się w meandry miłości i drapać jej powierzchnię, by odkryć za każdym razem coś nowego lub by znaleźć odpowiedzi. Sądze, iż by mόc mόwić o miłości trzeba najpierw jej zasmakować, ale tutaj rozmawiamy o pierwszym spotkaniu, pierwszej randce”.

Tłem filmu jest “wieczne miasto”, Rzym. To wybόr przypadkowy, czy celowy?

“Wybόr padł na Rzym, jak najbardziej miasto romantyczne, lecz głόwnym powodem, dla którego został wybrany był budget [śmieje się]”.

Z kim pracowałeś i jak wspominasz waszą pracę?

“Cast został wybrany spośrόd przyjaciόł i kolegόw po fachu, ktόrych bardzo szanuję, są to profesjonaliści. Każdy z nich ma wielki talent i powinien zostać doceniony przez showbusiness. Zespόł techniczny był wspaniały, w sposόb natychmiastowy zaspokajał moje potrzeby. Aktorzy…to wariaci jak ja [śmieje się], ale naprawdę bardzo dobrzy”.

W tym “krótkometrażowcu” jesteś zarόwno reżyserem jak i aktorem. Jak pogodziłeś ze sobą te dwie role?

“To było moje pierwsze doświadczenie reżyserskie i muszę przyznać, nie było łatwo, ale za to bardzo wesoło. Poza tym dodaj, że miałem szczęście bycia także aktorem, czegόż więcej chcieć [śmieje się]. Moim zdaniem, gdy jest się aktorem we własnym filmie, jest się w niego bardziej zaangażowanym niż jedynie w roli reżysera”.

I co dalej? Jedziesz do Los Angeles?

“Myślę, iż nadszedł właściwy moment, by tak jak Kolumb odkryć Amerykę [uśmiecha się]”.

Jako reżyser, przygotowujesz nowe projekty?

“Tak, zajmuję się teraz, nie jednocześnie, trzema projektami, jednym z nich jest napisanie ciągu dalszego The Appointment”.

A jako aktor?

“Wystąpię w spektaklu teatralnym w Neapolu (Capo Miseno) końcem czerwca, na początku lipca. Nie mogę nic więcej powiedzieć, ale zapewniam was, iż będzie to sztuka naprawdę sugestywna. Nie przegapcie jej, jeśli będziecie w tym czasie w Neapolu”.

A propos spotkań, randek… twoje kolejne spotkanie?

“A propos spotkań, muszę uciekać… [uśmiecha się]

Jeśli chcecie odwiedzić stronę internetową Gianpiera, wejdźcie na www.gianpieroalicchio.com