Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 15

„Giardino di Delizie” polsko-włoski zespół

0

Ewa Augustynowicz to skrzypaczka, dyrygentka, założycielka i dyrektorka artystyczna polsko-włoskiego żeńskiego zespołu Giardino di Delizie, grającego muzykę barokową. Absolwentka szkół muzycznych pierwszego i drugiego stopnia, przez rok studiowała muzykę dawną w L’Aquili, licencjat zdobyła w Rzymie w Accademia Nazionale Santa Cecilia, a magisterium w Palermo na Sycylii. Wcześniej ukończyła kulturoznawstwo na niemieckiej uczelni Viadrina we Frankfurcie, gdzie przez całe studia była koncertmistrzem orkiestry uczelnianej. Ma doktorat z historii cywilizacji, poświęcony badaniom śladów w różnych krajach Europy tańca, zwanego „polką”.

Dlaczego nazwałaś swój zespół „Giardino di Delizie”?

Nazwę zespołu, który stworzyłam w 2014 roku, wymyślił mój mąż, Włoch, z wykształcenia historyk. Nawiązuje do Florencji z czasów Medyceuszy, gdy w barokowych ogrodach zwanych „Giardino di Delizie”, umieszczano dzieła sztuki, tzw. „delicje”, by odwiedzający mogli je podziwiać.

Do wspólnego grania zaprosiłaś tylko kobiety?

Taki był mój pomysł, ponieważ w przeciwieństwie do Polski, we Włoszech w branży muzycznej dominują mężczyźni. Jest wiele męskich zespołów, prowadzonych przez mężczyzn. Nas wyróżnia to, że jesteśmy zespołem żeńskim, który prowadzi kobieta. Wyróżnia was też polsko-włoski skład To też z góry zaplanowałam. Większość składu zespołu stanowią Włoszki, ale jest kilka Polek: ja, dyrektor artystyczny i skrzypaczka, Anna Skorupska, altowiolistka z Frascati, czy wiolonczelistka Agnieszka Oszańca z Mediolanu. Wszystkie mieszkamy we Włoszech, w różnych miastach, Rzym i okolice, Florencja, Vicenza.

Repertuar też łączy obie kultury

Nasz repertuar ilustruje wpływy polskie we Włoszech i włoskie w Polsce. Płyta „Gems of the Polish Baroque” prezentuje kompozycje instrumentalne najbardziej znanych polskich kompozytorów XVII wieku, Jarzębskiego, Zieleńskiego, Szarzyńskiego. Tak bardzo inspirowali się Włochami, że odnosi się wrażenie, iż są to utwory włoskich kompozytorów. Mielczewski prezentuje trochę folkloru, który z kolei przeniknął do twórczości kompozytorów włoskich czy niemieckich.

Polski folklor inspirował Włochów?

Oczywiście. W XVII wieku wielu włoskich muzyków przybywało do Polski, by pracować w orkiestrze królewskiej na dworze Wazów. Nasza ostatnia płyta „Alla Polacca” pokazuje, jak polska muzyka okresu baroku inspirowała zagranicznych kompozytorów: Tarquinio Merula (La Polachina), Carlo Farina (Sonata La Polaca), Giovanni Picchi (Ballo alla Polacha).

Niemiecki muzyk Georg Philipp Telemann zainspirował się polskimi przydrożnymi oberżami, gdzie na fidelach i innych instrumentach podgrywali nie muzycy, lecz lokalni grajkowie ludowi. Echa tych melodii, motywy poloneza, wybrzmiewają w wielu jego utworach, mamy na płycie jego Concerto alla Polonese. Mamy też „Polnische Sackpfeiffen” (dudy) Austriaka Schmelzera. To dowodzi, że wymiana kulturowa pomiędzy muzykami polskimi i zagranicznymi była naturalna, wpływali wzajemnie na swoją twórczość, dzielili się umiejętnościami i wiedzą.

Dlaczego wybrałaś barok?

Lubię barok. Moja mama grała na skrzypcach. Ja ukończyłam w Polsce klasę skrzypiec, a połączenie mojej gry na skrzypcach współczesnych z instrumentami dawnymi zafascynowało mnie, kiedy wzięłam udział w projekcie „Dydony i Eneasza” Purcell’a. Ukończyłam we Włoszech kolejne studia, gruntownie zgłębiając technikę gry na instrumentach dawnych.

Co to są instrumenty dawne?

W XVI i XVII wieku grano na instrumentach, które miały struny jelitowe. Ówczesne instrumenty, wytwarzane w pracowniach Stradivarius, Guarneri, Amati, różnią się od współczesnych: szyjka skrzypiec była inaczej ułożona, podstrunnik i mostek także inne, smyczki krótsze i bardziej wygięte. Powstanie wielkich sal koncertowych w XIX wieku spowodowało zastąpienie delikatnych i mniej słyszalnych strun jelitowych metalowymi, o donośniejszym dźwięku.

Obecnie muzykę dawną gra się zarówno na instrumentach oryginalnych jak i na ich kopiach. Oryginały mają po 400 lat i z racji walorów kolekcjonerskich bywają bardzo drogie. Jednak dzisiaj niekoniecznie brzmią dobrze. Nawet jeśli w XVII wieku przeżywały swój okres świetności, kiedy miały po kilka, kilkadziesiąt lat, dzisiaj ich drewno jest już często w stanie bardzo kiepskim, więc moda, by grać na nich muzykę dawną, to częściej marketing, niż dbałość o podejście filologiczne. Bardzo często jednak lepszy dźwięk mają kopie, wykonane współcześnie, według muzealnych wzorów; ja np. mam kopię Guarnieri z 2017 roku o super brzmieniu.

Wasza publiczność to…

We Włoszech, melomani słuchający muzyki barokowej, to raczej poważna starsza publiczność, mimo że ta muzyka ostatnio zyskuje na popularności. W Polsce, gdy grałyśmy na Festiwalu Schola Cantorum w Kaliszu, czy na koncercie we Wrocławiu, zaskoczyła nas masa młodych ludzi.

Mówi się, że Włosi są narodem rozśpiewanym Może na meczu piłki nożnej… Albo w autobusie jak jadą kibicować… (śmiech).

W XVI, XVII i XVIII wieku Włochy wyznaczały w Europie trendy muzyczne. Od XIX wieku zaczęło się to zmieniać. Obecnie nie obserwuję wśród młodych Włochów masowego zainteresowania edukacją muzyczną, a skoro nie ma popytu, to i oferta jest marna. W Polsce szkolnictwo muzyczne jest bardzo dobrze rozwinięte i reprezentuje naprawdę wysoki poziom, we Włoszech natomiast prywatne szkoły muzyczne są dużo słabsze, a publiczne nie istnieją. Poziom umiejętności gry na instrumentach wymagany u progu Liceo Musicale jest nieporównywalnie niższy niż w Polsce, co sprawia, że i w konserwatoriach poziom studiów jest niższy niż w u nas.


Jak się żyje we Włoszech?

Bardzo dobrze. Chociaż uważam, że Włochy jako kraj nie od razu przyjmują obcokrajowców. Włosi są przywiązani do swoich „małych ojczyzn” i pielęgnują lokalne różnice kulturowe. Wynika to z włoskiej historii, gdzie przez wieki funkcjonowały liczne księstwa. Zjednoczenie nastąpiło dopiero w XIX wieku i do dzisiaj, żyjąc w jednym kraju, Włosi mówią o sobie Neapolitańczyk, Sycylijczyk czy Toskańczyk. Pokutuje wiele stereotypów. Na przykład, że południe jest religijne i rodzinne, a północ europejska i biznesowa.

Co ci się tam najbardziej podoba?

Tutejszy luz, radość życia i optymizm. Ludzie uśmiechają się więcej niż w Polsce.
I to piękno wokół. Wszystko tu jest piękne, nawet ruiny. Wybrzeże Morza Tyrreńskiego i tutejsze pejzaże. Klimat wspaniały, krótka łagodna zima, do morza niedaleko, cały rok jest ciepło, zielono, kwitną krzewy. Rzym, gdzie mieszkam, architektonicznie jest miastem jak z bajki Walta Disney’a. A przy tym ma dużo zieleni, przepięknych parków. A szczególnie podoba mi się to, jak we Włoszech żyją i są traktowani seniorzy. W każdym wieku podejmują różne aktywności, zdają egzaminy na wyższe uczelnie i studiują, chodzą na różne kursy, śpiewają w chórach, malują, przesiadują w kawiarniach, popijają kawę, wino, aperole, dużo się śmieją. Mam wrażenie, że w Polsce od starszych ludzi oczekuje się głównie bawienia wnuków i zaprzestania snucia marzeń i planów.

Recepta na sukces?

Aktywność i praca. Samo nic nie przyjdzie. Trzeba jeździć po świecie, podpatrywać życie, ludzi, otworzyć się. Ostatnio ukończyłam na Uniwersytecie Muzycznym im. F. Chopina roczny kurs online music management, czyli marketing i budowanie marki. Dzisiaj, będąc artystą, trzeba umieć komunikować się ze światem nie tylko przez samą muzykę.

tłumaczenie it: Beata Sokołowska

Foto: Barbara Sandra Pawlukiewicz Carusotti, Marco Carusotti

Franco Aprile: Horizon, umiędzynarodowienie firm, dzięki sieci profesjonalistów

0
Franco Aprile

Polska w coraz większym stopniu znajduje się w centrum dynamiki rozwoju gospodarczego, przemysłowego, a nawet społecznego Europy, a Warszawa wkrótce stanie się jedną ze stolic nowego kontekstu geopolitycznego. Metropolia, której atrakcyjność rośnie do tego stopnia, że sieć profesjonalistów Horizon Consulting wybrała ją jako lokalizację dla włoskiego projektu obejmującego kilkanaście rynków zagranicznych.

Prezentacja Horizon odbyła się 21 czerwca w Hotelu Raffles Europejski w obecności najwyższych władz włoskiego systemu w Polsce, w tym ambasadora Luki Franchetti Pardo. Franco Aprile, prezes Horizon Consulting, jest menedżerem i przedsiębiorcą z długim doświadczeniem zawodowym w sektorze publicznym i prywatnym. Po 11 latach pełnienia funkcji prezesa i dyrektora zarządzającego Liguria International (firmy zajmującej się umiędzynarodowieniem regionu Ligurii i całego systemu liguryjskich izb), Aprile jest obecnie prezesem Confcommercio International Genova i dyrektorem zarządzającym AICE (Włoskiego Stowarzyszenia Handlu Zagranicznego) na Europę Środkową i Wschodnią. Były radny Izby Handlowej w Genui od 2005 r., Franco Aprile jest obecnie prezesem i partnerem Horizon Consulting i Overpartners Consulting, firm, do których wnosi ogromną wiedzę na temat geopolitycznego obszaru Europy Wschodniej, ze szczególnym uwzględnieniem rynku polskiego i czeskiego, w którym Aprile był konsulem honorowym Ligurii i Piemontu przez 17 lat.

„Horizon to rodzaj butiku usługowego dla firm, które chcą zająć się 12 rynkami: Włochy, Polska, Albania, kraje bałtyckie, Chorwacja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Węgry, Portugalia, Czechy, Rumunia, Hiszpania, Słowacja i Szwajcaria. Decyzja o wyborze Warszawy na siedzibę sieci pokazuje, jak strategicznym rynkiem jest dla nas Polska”.

Kiedy powstał pomysł na projekt?

Mario Moretti wpadł na pomysł stworzenia Horizon Consulting pod koniec 2019 roku, ja natomiast zostałem partnerem i przewodniczącym od 2020 roku. W ciągu tych 3 lat zbudowaliśmy solidne podstawy firmy w 12 krajach z 208 specjalistami z różnych dziedzin: podatków, prawa, księgowości, rekrutacji. Projekt polega na oferowaniu usług doradczych nie tylko włoskim firmom, które zamierzają wejść na rynki zagraniczne, ale także zagranicznym firmom, które zamierzają inwestować w naszym kraju. Dzięki tej filozofii i strategii zwracają się do nas firmy, które wyróżniają się najwyższym stopniem przedsiębiorczości.

Podczas prezentacji w Hotelu Europejskim, Alfio Mancani, prezes Horizon Polska, przypomniał o niezwykłej wymianie handlowej między Włochami a Polską, która może rozwinąć się jeszcze bardziej po zakończeniu niefortunnej wojny w Ukrainie.

Dzień po zakończeniu wojny otworzymy biuro w Ukrainie, gdzie już zaczęliśmy działać, zwłaszcza we Lwowie, jeszcze przed bezpodstawną rosyjską inwazją. Wszyscy wiemy, że Polska stanie się centrum, z którego rozpocznie się odbudowa infrastruktury i społeczno-gospodarcze odrodzenie Ukrainy. Tak więc Warszawa ma być jedną z najbardziej strategicznych stolic europejskich w ciągu najbliższych dziesięciu lat, a w tym kontekście jest miejsce dla wielu nowych włoskich firm, nawet w dotychczas mało popularnych sektorach, takich jak farmaceutyka.

Aldio Mancani, Paolo Lemma, Franco Aprile

Czy włoskie firmy są w stanie konkurować na rynkach międzynarodowych?

Biorąc pod uwagę, że misją Horizon jest właśnie ułatwianie firmom zmierzenie się z rynkami zagranicznymi, pozwolę sobie powiedzieć, że włoskie firmy zawsze wykazywały dużą zdolność do innowacji i jakości, nasza historia jest historią sukcesu, ale dziś coraz ważniejsze jest inwestowanie w profesjonalizm partnerów i nie pozostawianie niczego przypadkowi.

Alfio Mancani, Augusto Cosulich

Historie sukcesu wielu włoskich firm, które czasami trafiają w obce ręce.

To prawda, ale to problem pokoleniowy, niestety coraz trudniej jest przekazać pałeczkę, szczególnie po trzecim pokoleniu. To również kwestia niskiego wskaźnika urodzeń, kluczowa sprawa, którą inne kraje, takie jak na przykład Polska, zajęły się poważnie, zapewniając wsparcie ekonomiczne na utrzymanie dzieci. Ważne jest zatem, aby zatrzymać naszych absolwentów, oferując możliwości zatrudnienia i ułatwiając życie tym, którzy chcą założyć firmę, ponieważ nie możemy ograniczyć się do życia wyłącznie z turystyki. Włochy tracą zarówno z powodu historycznego problemu z biurokracją, jak i nadmiernego rozproszenia firm, które mają trudności z rozwojem i łączeniem się. Wszystko to powoduje, że prestiżowe włoskie marki kończą czasami pod kontrolą międzynarodowych korporacji. Muszę jednak przyznać, że dla obecnego rządu problem obrony włoskiej produkcji wydaje się być ważny.

Luca Franchetti Pardo, Franco Aprile

Czy kraje postkomunistyczne na wschodzie zmieniają Unię Europejską?

Z pewnością dały jasno do zrozumienia, że nie ma jednej Europy, ale jest ich wiele. Do tego dochodzą zintensyfikowane relacje między USA a krajami tego obszaru, zwłaszcza z Polską, co pokazuje, jak płynna i trudna do przewidzenia jest ewolucja polityczna Unii Europejskiej.

Wina w Toskanii

0

Rozwój uprawy winorośli w Toskanii zawdzięczamy Etruskom, którzy zamieszkiwali ten region przez wiele stuleci i są uważani za tych, którzy najbardziej poświęcili się uprawie winorośli i produkcji wina. Kiedy pojawili się Rzymianie działalność rozwijała się z upływem czasu, nie wzbudzając jednak szczególnej uwagi. Świadectwa, które mówią o toskańskiej kulturze wina, są liczne, niekiedy bardzo ciekawe, jak Czarny Kogut, symbol Chianti Classico, który swoim zachowaniem wyznaczył granice terytorium Chianti, oraz cytaty w literaturze włoskiej, takie jak Vernaccia z San Gimignano (pierwsze toskańskie wino, które otrzymało znak jakości DOC w 1966 roku) wspomniane przez Dantego w „Boskiej Komedii”.

Toskańska duma i wielka pasja do wina to cecha nie tylko najskromniejszych rolników, toskańska szlachta również była ogromnie zaangażowana, tak bardzo, że uprawą winorośli i produkcją wina zajmowały się bezpośrednio szlacheckie rodziny, takie jak Ricasoli, Antinori i Frescobaldi, żeby wymienić tylko kilka najważniejszych nazwisk, które reprezentują dzisiaj najlepszą włoską enologię. Toskańskie obszary uprawy winorośli można podzielić na dwa makroobszary; wzgórza środkowej Toskanii oraz wybrzeże Morza Tyrreńskiego.

Środkowa Toskania to historyczne serce regionu z absolutną dominacją Sangiovese. Natomiast Chianti Classico i wszystkie podobszary Chianti, okolice Prato z winem Carmignano, Siena z Brunello di Montalcino, Vino Nobile di Montepulciano, Vernaccia di San Gimignano i tereny wokół Arezzo od Valdarno do Valdichiana, reprezentują terytoria, które zawsze były symbolem toskańskiego wina.

Toskania na wybrzeżu Morza Tyrreńskiego to mieszanka różnych obszarów i historycznych win, takich jak Candia ze Wzgórz Apuańskich i wzgórz Lukki, Elba i Maremma, gdzie powstaje Morellino di Scansano, a także winnice z okolic Livorno i Pizy, które ostatnio zyskały większe uznanie. To również tereny od Montescudaio do Bolgheri i Val di Cornia, z dominacją kilku międzynarodowych winorośli, które tworzą tak zwany „super tuscan”.

Toskańskie wina i potrawy rodzą się z tradycji rolniczej, prostej i autentycznej, gdzie mięso jest podstawą tradycyjnej kuchni, w której najważniejsze są wspólne biesiadowanie i rozkoszowanie się smakiem.

Quattro P showroom i winiarnia
ul. Waflowa 1, 02-971 Warszawa
www.quattrop.pl

Tłumaczenie pl: Agata Pachucy

ASTROLOGIA, HOROSKOP, ZODIAK

0

Co jakiś czas słyszy się, że prawie wszystko co mamy dzisiaj, wszystkie motywy literackie i całe dziedzictwo kulturowe, zostało utworzone już przez starożytnych. Jest to opinia dość przesadzona, ale pomylilibyśmy się, gdybyśmy powiedzieli, że nie jest bliska prawdzie. W rzeczywistości bowiem, spośród wszystkich elementów kulturowych naszego współczesnego społeczeństwa, bardzo wiele pochodzi z przeszłych epok, nawet jeśli nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę. Pewne rzeczy były poddawane modyfikacjom tak wiele razy, że nie są łatwo rozpoznawalne. Innym razem, w wersji niemal niezmienionej, pochodzą bezpośrednio ze starożytności.

Astrologia
Jedną z dziedzin, które są obecnie bardzo popularne i które pochodzą ze starożytności, jest astrologia. Słowo to wywodzi się, przez łacinę, ze starożytnej greki i składa się z dwóch słów: ἄστρον (ástron) albo αστήρ (aster) oraz -λογία (-logía). Pierwsze jest rzeczownikiem oznaczającym „gwiazda” lub „konstelacja”. Drugie z kolei, „-logia”, znane bardzo dobrze, dzięki różnym naukom jak np. biologia, psychologia itp., pochodzi z greckiego sufiksu -λογία (-logía), które, jak wyjaśniliśmy w artykule o biologii, oznacza badanie lub dziedzinę naukową. Słowo to pochodzi od λόγος (lógos), w tym znaczeniu „wyjaśnienie” lub „opowiadanie”. Podstawą słowotwórczą tego rzeczownika jest czasownik λέγω (légo), ze znaczeniem „mówić”, „rozmawiać” i tym podobne. Astrologia jednak, w odróżnieniu od słowa „biologia”, nie oznacza badań całkowicie naukowych. Na to jest słowo „astronomia”, które zamiast „-logia” używa słowa pochodnego ze starogreckiego νόμος (nómos), czyli „prawo”. Pierwsze słowo, „astrologia”, odwołuje się więc do próby przewidywania przyszłych zdarzeń, próby opowiedzenia o gwiazdach, drugie natomiast odnosi się do badania ciał niebieskich w sposób naukowy. Należy wspomnieć również, iż jest to wytłumaczenie dość nowoczesne, ponieważ w swoich początkach astrologia i astronomia mieszały się ze sobą, a obecne rozróżnienie między tymi dwoma pojęciami, zaczęło być używane dopiero w późnym średniowieczu.

Horoskop
Interesująca zdaje się również etymologia słowa „horoskop”, silnie powiązanego z astrologią. Jest to słowo w całości greckie, ὡροσκόπος (horoskópos), „obserwujący porę”, utworzone z dwóch słów: ὥρα (hóra) „pora” i σκοπέω (skopéo) „obserwować”. Pochodzenie tego słowa bierze się z praktyki przewidywania przyszłych zdarzeń w oparciu o obserwację planet i słońca i ich ułożenia w określonej porze. Dziś słowo „horoskop” zmieniło troszkę swoje znaczenie i jest używane bardzo często jako wróżby wymyślane przez copy-writera i publikowane w gazetach. Pomimo tego, horoskop nie stracił swojego powiązania ze znakami zodiaku, które do dziś są dobrze znane każdemu.

Zodiak
Mówiąc o horoskopie musimy więc wyjaśnić także znaczenie słowa „zodiak”. Nie jest niczym zaskakującym, że także ono jest pochodzenia greckiego: ζῳδιακός (zoidiakós) składa się z dwóch wyrazów. Pierwsze, ζῴδιον (zóidion), oznacza „figura” lub „znak na niebie”. Jest to jednak już znaczenie kontekstowe, bowiem samo słowo jest tak naprawdę zdrobnieniem od słowa ζῷον (zôion), które oznacza „zwierzę”. Nie powinno się to wydać niczym dziwnym, jeśli pomyślimy, czym są znaki zodiaku i że prawie wszystkie przedstawiają inne zwierzę. Drugie słowo, κύκλος (kúklos), oznacza „koło” albo „krąg”. Nazwa, oznaczając więc „krąg zwierzątek”, odpowiada ustawieniu na niebie konstelacji, które wyobrażane są jako zwierzęta jak np. Ryby, Koziorożec itd.

Ferrari Testarossa Wszystkie lusterka diwy

0

Ze wszystkich wspaniałych modeli, jakie opuściły bramę fabryki w Maranello ten jest najsłynniejszy, bo któż nie słyszał o Testarossa? O tym samochodzie napisano już chyba wszystko, nakręcono setki godzin materiałów filmowych, więc mówiąc o tym skarbie narodowym Włoch, trudno się nie powtarzać. Nazwa pochodzi od czerwonego koloru, którym została pokryta głowica silnika, podobnie nazwano wcześniejsze modele 500 TR [1956] oraz 500 TRC i 250 Testa Rossa z 1957. Nie był to także pierwszy raz, gdy Ferrari uhonorowało nowe modele, czerpiąc ze swojej historii, tak było przy okazji Mondial 8 z 1980, który nawiązywał do 500 Mondial [1953] oraz Ferrari 288 GTO jako kontynuacji legendarnej 250 GTO z 1962. Różnica jest taka, że w tym przypadku Ferrari po raz pierwszy zrezygnowało z umieszczenia w nazwie jakichkolwiek cyferek odnoszących się tradycyjnie do pojemności silnika.

Po szybkiej reakcji na pojawienie się w 1973 totalnie odmiennego od klasycznych linii lat 60. Lamborghini Countach, modelu 365 GT4 BB, wywracającego do góry nogami spojrzenie na stylistykę Ferrari, Maranello próbowało być równie awangardowe. Niestety niewystarczająco, ponieważ Lamborghini wyprzedzało wtedy wszystkich innych o lata. Aż 11 lat od rozpoczęcia produkcji pierwszych Countach, Ferrari miało w końcu coś, co było w stanie przyćmić dominującą przez poprzednią dekadę w segmencie super samochodów Lamborghini, była to właśnie Testarossa. Proponowana wtedy przez Lamborghini wersja QV była nadal szybsza od Testarossa, jednak wciąż bardzo niepraktyczna. Ferrari, oprócz zbliżonych osiągów i świetnej linii nadwozia projektu Emanuele Nicosia, oferowało również komfortowe i przestronne wnętrze. Tym sposobem, czerpiąc z osiągnięć Lamborghini, Testarossa pozwoliła Ferrari stać się firmą globalną. Już podczas paryskiej premiery 2.10.1984 w kabarecie Lido, zebrano 37 zamówień. Popularność modelu była wielkim wyzwaniem dla producenta, gdyż nigdy wcześniej w Maranello nie pracowano na taką skalę. Finalnie wyprodukowano ponad 7 tys. aut i to w wielu wariantach, co narzucały rynki USA, Wielkiej Brytanii, Japonii a nawet Francji, gdzie wymogiem był inny typ reflektorów. Sukcesowi Testarossa sprzyjał ekonomiczny boom lat 80., gdy m.in. maklerzy z Wall Street nie wiedzieli, co zrobić ze swoimi horrendalnymi premiami. Wtedy także przedsiębiorcy, gwiazdy disco, filmu czy sportu, zarabiali olbrzymie pieniądze i to w szybkim czasie. Ferrari tym modelem pomógł ostentacyjnie je wydać, już nie wystarczyło podjechać pod najlepszą w mieście restaurację Rolls Roycem, by pokazać, że masz pieniądze, gdy była to Testarossa krzyczałeś „zobaczcie kto dostał pokera z ręki”. To Ferrari było jak sterowiec niosący napis „The World is Yours” w filmie Braiana de Palmy  „Człowiek z blizną” i tu mały smaczek dla fanów tej produkcji. Gdy otworzymy schowek pasażera w Testarossa przed oczami pojawia się zamontowane tam lusterko, gadżet, którym zapewne nie pogardziłby Tony Montana. Z lusterkami w tym Ferrari od początku było coś nie tak, gdyż przez pierwsze dwa lata produkcji
samochód był wyposażony tylko w jedno zewnętrzne lusterko po stronie kierowcy, kuriozalnie umieszczone niemal na wysokości lusterka wewnętrznego, dzisiaj modele „monospecchio” są jednak najbardziej cenione. Po wystawie w Genewie w 1986 pojawiły się już dwa lusterka, umieszczone w standardowym obecnie miejscu.

Konstrukcyjnie i mechanicznie Testarossa była ulepszoną i bardziej okiełznaną wersją Ferrari 512 BB z 1976, której głównym założeniem było spełniać normy amerykańskie, gdzie 512 BB nie było dopuszczone do ruchu. Jej charakterystyczne boczne żebrowania oprócz tego, że uczyniły z Testarossa ikonę stylu, miały bardzo praktyczne zastosowanie, mianowicie dostarczały powietrze do umieszczonych z tyłu chłodnic silnika. To rozwiązanie spowodowało, że szerokość przodu auta była dużo mniejsza niż mieszczący olbrzymią jednostkę napędową tył, jego obrys był niemal równy części środkowej wraz z lusterkami!

Identyczna stylizacja nadwozia pojawiła się w 1989 w mniejszym pojemnościowo (V8) modelu Ferrari 348 TB i TS oraz, od 1993, 348 spider.

Jako prawdziwa diwa Testarossa gościła dziesiątki razy na wielkim ekranie, czasami tylko epizodycznie, jak np. w kultowym „Gone in 60 seconds” jako Rose, tam też partnerowało jej 13 innych modeli z Maranello. Z Lamborghini Countach zestawiono ją w „Wolf of Wall Street” fi lmie, który świetnie oddaje hedonistyczny klimat przełomu lat 80. i 90. W jednym z najbardziej popularnych seriali tamtych czasów, „Miami Vice”, biała Testarossa była już niemal trzecim bohaterem, stając się wraz z utworem „Crockett’s theme”, czeskiego kompozytora Jana Hammera, nierozerwalną częścią tej historii. Równie ważną rolę zagrała w holenderskim „De Dominee” [2004], czy w całkiem nowej, dość kontrowersyjnej, serii „Dirty lines”. W 2019 producenci „Murder Mystery”, mając do dyspozycji dwa egzemplarze Testarossa, nie mieli dla nich żadnej litości, do tego stopnia, że jeden z nich w scenie szalonego pościgu, miał „tylko” poobcierać boki, tracąc przy tym lusterka, został jednak całkowicie rozbity, czego oczywiście w filmie nie zobaczymy.

Ferrari zleciło Studiu Pininfarina wykonanie wyjątkowego modelu Testarossa, który był prezentem dla właściciela Fiata Gianniego Agnelli. Srebrne auto z numerem podwozia 62897, to jedyna oficjalnie wyprodukowana Testarossa spider, dodatkowo wyróżniał ją emblemat konia Ferrari umiejscowiony na pasie tylnych lamp, wykonany z czystego srebra [oznaczonego w tablicy pierwiastków jako AG], co miało nawiązywać do inicjałów Agnellego. Kilka innych spiderów powstało już nieoficjalnie, m.in. na zlecenie sułtana Brunei. W jego kolekcji znalazły się także 2 z 3 modeli koncepcyjnych Mythos z nadwoziem typu barchetta, wyprodukowanych przez Pininfarina i bazujących na mechanice Testarossa.

512 TR to następczyni Testarossa [1992-94 2261 egz.], która nie wnosiła jakichś rewolucyjnych zmian w wygląd samochodu, ale przyznam, że czarny żebrowany pas, całkowicie maskujący tylne światła, robi wrażenie przy tej szerokości auta. Zmieniono także kształt grilla, na którym, w przeciwieństwie do poprzedniczki, pojawił się koń Ferrari. Skupiono się głównie na poprawieniu osiągów, co udało się w ok. 10%.

W 1994 roku pojawiła się ostatnia generacja, 512 M, uważana powszechnie za najbrzydszą. Zachowała ona ikoniczne żebra, lecz całkowicie zmieniono zarówno przód jak i tył auta. Z przodu zniknęły niemodne otwierane reflektory, dodano zaś na masce dwa wloty typu NACA oraz „uśmiechnięty” grill Całość frontu szpecą dwa małe oczka świateł przeciwmgielnych. Zrezygnowano z łączonych jednym pasem świateł tylnych, który był atrybutem pierwotnej konstrukcji na rzecz podwójnych świateł okrągłych. Na szczęście tym razem nic nie kombinowano przy lusterkach. Moc silnika podniesiono do 440 KM i było to ostatnie 501 egz. Ferrari z silnikiem V12 umieszczonym z tyłu.

Dla kolekcjonerów modeli w skali 1:18, jeżeli chodzi o Testarossa, jedynym słusznym wyborem jest, podobnie jak z Ferrari F40, produkt Kyosho. Dopóki CMC nie wypuści swojej wersji, ten jest zdecydowanie najlepszy. Jednak, zarówno ja jak i inni posiadacze tego modelu, musimy pogodzić się z faktem, że z biegiem czasu lakier pokrywa się całkiem pokaźną „gęsią skórką”. Obok dla porównania Ferrari 512 M od Hot Wheels, a w tle rysunek techniczny 512 TR. Zamykając dzisiejszy temat, dopiszę coś, w co zapewne nie uwierzycie: mój model dotarł do mnie z … urwanym lusterkiem, na szczęście udało się to naprawić.

Lata produkcji: 1984–91
Ilość wyprodukowana: 7177 egz.
Silnik: V-12 180°
Pojemność skokowa: 4943 cm3
Moc/obroty: 390 KM / 6300
Prędkość max: 290 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h (s): 5,1
Liczba biegów: 5
Masa własna: 1506 kg
Długość: 4485 mm
Szerokość: 1976 mm
Wysokość: 1130 mm
Rozstaw osi: 2550 mm

Nicola Pettenò nowym prezesem Confindustria Polonia

0

KOMUNIKAT PRASOWY CONFINDUSTRIA POLONIA


Wczorajszy dzień był bardzo ważny dla członków Confindustria Polonia. 19 września w siedzibie naszego członka strategicznego, Generali Poland zostało zwołane nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Członków. Wśród celów spotkania: wybór nowego Przewodniczącego i odnowienie oraz poszerzenie składu Zarządu Stowarzyszenia.

Dziękujemy Rogerowi Hodgkissowi, CEO Generali Poland i Justynie Szafraniec, dyrektorce marketingu za gościnność i otwartość na współpracę z nami.

Niniejszym ogłaszamy wybór nowego Przewodniczącego, którym został Nicola Pettenò, a także skład nowego Zarządu: Domenico Dibisceglie (WkB) Marco Gambini (Zannini Poland), Massimiliano Raponi (Intratel), Giacomo Scimone(Elit SA), Serge Giannitrapani (Prima Components Europe) , Gianluca Marcattilli (Faraone Poland) e Silvio Corbucci(PLOH Sp. z o.o.). Gratulujemy!

Jestem dumny z tego, że mogłem przyczynić się do powstania organizacji, która zrzesza już ponad stu członków i ma przed sobą tak ambitne cele – mówił w swoim pożegnalnym przemówieniu ustępujący Przewodniczący, Alessandro Romei, dziękując wszystkim za wsparcie podczas swojej kadencji i życząc nowemu Zarządowi powodzenia w dalszym rozwijaniu Confindustrii. Jesteśmy pewni, że nowy Przewodniczący, obecny prezes Cebi Poland, mający ponaddwudziestoletnie doświadczenie w zarządzaniu, wprowadzi w życie swoje pomysły na rozwój naszej organizacji.  W swoim inauguracyjnym wystąpieniu zapewnił, że zrobi wszystko, by zrealizować swój program zaprezentowany wczoraj podczas Zebrania. Cele nowego Zarządu przewidują między innymi wzrost liczby członków Confindustrii, wzmocnienie relacji między Confindustrią i Sistema Italia, otwarcie nowej siedziby i nawiązanie współpracy między polskimi a włoskimi uniwersytetami.

Podczas wczorajszego spotkania nie mogło zabraknąć prezentacji Guida Paese 2023, trzeciej już edycji przewodnika po polskim rynku. Stworzone przez nas kompendium dla przedsiębiorców wkrótce zostanie zaprezentowane podczas tradycyjnego już Roadshow w pięciu różnych lokalizacjach. W ramach promocyjnych działań przedstawiliśmy już nasz przewodnik Laurze Ranalli z Włoskiej Ambasady w Polsce oraz Paolo Lemmie, dyrektorowi Italian Trade Agency, a także społeczności zgromadzonej na Forum Ekonomicznym w Karpaczu.

Walne Zgromadzenie Członków Confindustrii zostało zwieńczone uroczystym podpisaniem deklaracji członkowskiej przez Finest SPA, stowarzyszenie zajmujące się międzynarodowymi finansami i przedsiębiorstwami w północno-wschodniej Europie. Dziękujemy prezesowi stowarzyszenia, Alessandrowi Minonowi za obecność i przyczynienie się do wzmocnienia relacji polsko-włoskich. 

Dziękujemy także wszystkim członkom strategicznym za nieustanne wsparcie : @rina , @senatrans, @Generlai i @ploh, oraz zespołowi Confindustrii, dzięki któremu wczorajsze wydarzenie okazało się takim sukcesem:  @virginia Novara, @Fausto Ferraro, @Emilia Maj, @Dariusz Wlodkowski, @Marco Fontana, @Agnese Mussari.

JAROSŁAW MIKOŁAJEWSKI „SYRAKUZAŃSKIE”

0

Syrakuzańskie to złożone dzieło, esej i zarazem oryginalna forma dziennika z podróży, zawierającego refleksje-rozważania Jarosława Mikołajewskiego, wszechstronnego, intelektualisty: italianisty, poety, pisarza, tłumacza, publicysty.

Dziennikarska ciekawość i wewnętrzna
– potrzeba prowadzą go na Sycylię, gdzie pragnie uczestniczyć w swego rodzaju tajemnicy, jaką jest ludzka wędrówka, w tym przypadku chodzi o wędrówkę 46 migrantów z Sea-Watch w maju 2019 r., autor wyraża też tęsknotę za ich szczęśliwym przybyciem do Syrakuz. Do tych samych Syrakuz, gdzie
1 prawie dwa tysiące lat wcześniej, wiosną 61
– roku, przybył apostoł Paweł, którego wie-
ziono do Rzymu, na sąd przed trybunałem Cezara. Tak naprawdę nie wiemy, czy Paweł mógł zejść ze statku. Ale gdyby on lub
y jego towarzysze to zrobili, co zobaczyliby
w Syrakuzach? Na to pytanie odpowiada
ą Mikołajewski, który zabiera nas w duchową
y podróż w czasie i przestrzeni, pomiędzy
reminiscencjami literackimi (na pierwszym
, miejscu Iwaszkiewicz, ale także Karasek,
Hartwig, Szymborska, Miłosz, Camilleri
i nawiązania do Vittoriniego) i muzycznymi (Szymanowski), żeglu- jąc po historii (wypędzenie Żydów po ostatecznej rekonkwiście hiszpańskiej) i micie (znowu Karasek), malarstwie (ikonicznym, tu Caravaggio)ipoezji,posycylijskośćicharakterystycznymdlaniej fascynacjom, których esencję znajdujemy w wierszu Syrakuzy, ze wstępem w ewangelicznym stylu, prawdziwy pean na cześć morza, prawdziwy motyw przewodni całej narracji.

Tłumaczenie pl: Agata Pachucy

MEAL PREP: SPRYTNY SPOSÓB NA ZDROWĄ DIETĘ

0

Meal prep to przygotowywanie posiłków z wyprzedzeniem. Termin ten pochodzi od angielskiego „meal preparation” i oznacza mądry sposób na poradzenie sobie z dietą w nadchodzącym tygodniu bez narażania się na niespodziewane nadejście głodu i podjadanie.

W praktyce, przez „meal prep” rozumie się praktykę poświęcania kilku godzin na przygotowanie posiłków, które spożywamy w ciągu kolejnych kilku dni. Jest to bardzo pożyteczny sposób na przestrzeganie zbilansowanej diety, poprzez optymalizację czasu i redukcję marnowania żywności.

Na pierwszy rzut oka wszystko wydaje się skomplikowane i nudne. Może pierwszych kilka razy takie rzeczywiście będzie, jak wszystkie dobre nawyki, również meal prep wymaga pewnego wdrożenia. Cała początkowa trudność będzie tkwiła w umiejętności organizacji. Ale jak już znajdzie się własny rytm, zwycięży satysfakcja z utrzymywania dobrej diety każdego dnia, zwłaszcza wtedy, gdy wraca się do domu zmęczonym i bez chęci do robienia czegokolwiek.

Korzyści jest wiele i są niezwykle cenne. Przestrzeganie zróżnicowanej i zbilansowanej diety – planowanie menu z wyprzedzeniem pozwala rozłożyć porcje na każdy posiłek. Oszczędzanie czasu i pieniędzy – rzadsze wizyty w supermarkecie i przygotowanie różnych dań w tym samym czasie, a także optymalizacja zużycia sprzętów gospodarstwa domowego. Mniej marnotrawstwa – zakupy stają się bardziej konkretne, a ilość produktów dopasowana do ich zapotrzebowania w danym posiłku. Organizacja i planowanie posiłków dotyczy każdego: tych, którzy zjadają posiłek w szkole lub w pracy, czy wracają późno do domu, a także osób, które pragną zadowolić gusta wszystkich członków rodziny.

Jak działa meal prep w praktyce? Wszystko można podsumować w trzech słowach: planowanie, gotowanie i przechowywanie. Przede wszystkim, zastanówcie się nad organizacją waszego tygodnia, żeby przemyśleć, ile posiłków tak naprawdę musicie przygotować. Czy są dni, kiedy macie więcej czasu, żeby coś ugotować? Lub czy macie jakieś plany na jedzenie poza domem? Stworzenie schematu pozwoli na lepszą organizację.

Kontrolujcie spiżarnię i lodówkę, żeby zweryfikować ilość produktów, których termin ważności niedługo minie: wykorzystajcie je w pierwszej kolejności do waszych dań. Następnie zajmijcie się sporządzeniem jadłospisu na nadchodzący tydzień: jeśli nie macie pomysłu od czego zacząć, poszukajcie przepisów online, na pewno znajdziecie tam mnóstwo inspiracji. Zasadniczo, reguła zdrowego posiłku zakłada, że każde danie (śniadanie, obiad, kolacja) będzie składało się w połowie z owoców lub warzyw, w 1⁄4 z produktów pełnoziarnistych i w 1⁄4 z dobrej jakości białka, do czego można dodać małą porcję zdrowych tłuszczów (oliwa z oliwek, olej lniany, nasiona oleiste, krem z suszonych owoców). Różnorodność nie oznacza jednak jedzenia każdego dnia czegoś innego: w ciągu tygodnia można jeść te same dania albo łączyć główne składniki w różnych wariacjach, np. przyprawione w inny sposób lub z innymi warzywami. Można również po prostu gotować posiłki w podwójnych porcjach i zjadać je następnego
dnia: ale tylko, jeśli jesteście pewni, że nie ulegniecie pokusie zjedzenia wszystkiego naraz. Możecie przygotować cały posiłek w całości, od razu gotowy do spożycia lub przygotować tylko główny składnik dania, a o dodatkach pomyśleć w dniu spożycia, np. o roślinach strączkowych, duszonych warzywach, a potem każdego dnia decydować, w jaki sposób chcecie je połączyć. Podstawowe menu może pozostać bez zmian, zmieniać możemy jedynie sposób ich podania i dodatki, np. w poniedziałek można zjeść rośliny strączkowe, we wtorek jajka itd.

Po zaplanowaniu posiłków i skontrolowaniu dostępnych produktów, można sporządzić listę zakupów i pójść do supermarketu z gotowymi pomysłami, pewnie przemierzając sklepowe alejki. W ten sposób oszczędzamy czas i kupimy tylko to, czego naprawdę potrzebujemy.

Na koniec przechodzimy do gotowania. Wybierzcie dzień, który jest dla was najwygodniejszy i zarezerwujcie sobie kilka godzin na gotowanie. Zacznijcie od tego, co wymaga najwięcej czasu na przygotowanie i postarajcie się jednocześnie przyrządzić kilka rzeczy: w piekarniku można umieścić różne składniki i w ten sposób, podczas ich pieczenia, zająć się przygotowaniem kolejnych.

Gdy wszystko będzie już ugotowane i zdąży wystygnąć, umieśćcie podzielone porcje w szczelnych opakowaniach i włóżcie je do lodówki lub zamrażarki. Nie trzeba koniecznie kupować specjalnych opakowań, świetnie nadadzą się również szklane słoiki pochodzące z recyklingu.

Jeśli nadal nie jesteście przekonani, mam dla was jeszcze jedną sugestię. Na śniadanie, oprócz klasycznych słodkości, można przygotować naleśniki, owsiankę, granolę lub jogurtowe koktajle. Płatki zbożowe i rośliny strączkowe mogą być przechowywane w zamrażarce, do późniejszego wykorzystania w sałatkach lub do zrobienia pulpetów, burgerów, zup i kremów. Jeśli chcecie jednak coś bardziej oryginalnego i apetycznego, przygotujcie słone ciasta i muffi ny, lasagne, zapiekanki, omlety lub nadziewane warzywa. Mam nadzieję, że nabraliście apetytu: nie pozostaje wam więc nic innego, jak zacząć przygotowywać posiłki!

Macie pytania dotyczące odżywiania?
Piszcie na info@tizianacremesini.it, a postaram się
na nie odpowiedzieć na łamach tej rubryki!

Tłumaczenie pl: Julia Jędrzejczyk

Gabriele D’Annunzio, sto sześćdziesiąta rocznica urodzin

0

Po stu sześćdziesięciu latach od jego narodzin, o „osobistości”, jaką był Gabriele D’Annunzio, bardziej niż o rzeczywistości historyczno-literackiej, której był głównym bohaterem, stale krążą liczne legendy.

Często źródłem legend powstałych wokół jego nazwiska były fantazyjne wymysły Gabriele, tak jak przykładowo ten, o narodzinach „na pokładzie brygantyny Irene” w burzową noc, na środku Morza Adriatyckiego, pod znakiem Barana, opowiadany publiczności francuskiej. Nic z tego nie było jednak prawdą. Gabriele urodził się, tak jak wszystkie dzieci w tamtych czasach, w domu, trudny poród matki Luisy de Benedictis odbył się w posiadłości w Pescarze w Abruzji o ósmej rano 12 marca 1863, a więc pod znakiem Ryb. Jego ojcem był Francesco Paolo, właściciel ziemski, a następnie burmistrz adriatyckiego miasta, którego relacje z wybitnym synem bywały trudne.

Tak oto, pochodzący z Abruzji, Gabriele i jego ukochana ojczysta ziemia odżyje w wielu z jego utworów poetyckich, narracyjnych oraz dramatycznych: „Ah, perché non son io co’ miei pastori?”, napisze najpierw w jednym z najpiękniejszych wierszy z Alcyone, zbioru utworów poetyckich z 1903 roku, a następnie w Libro segreto z 1935 doda „Porto la terra d’Abruzzi, porto il limo della mia foce alle suole delle mie scarpe, al tacco de’ miei stivali”. Poeta nigdy nie wyparł się swojego pochodzenia, nawet w momencie, gdy, po ukończeniu nauki w prestiżowej szkole z internatem Cicognini w Prato, mając dziewiętnaście lat, przeprowadził się do stolicy, zostając najpierw genialnym kronikarzem wyższych klas kapitolińskich, następnie wielkim mówcą i poetą, a potem także arbitrem elegantiarum rzymskiej społeczności tamtej epoki.

Ale ten młody, zachłyśnięty miejskim życiem Abruzyjczyk, zawsze zadbany i elegancki niczym renesansowy książę (jego obszerna garderoba zawierała m.in. 50 płaszczy, 200 par butów i 500 krawatów), swoim słowem oraz eleganckim i uwodzicielskim sposobem bycia podbije świat. Do szaleństwa doprowadzi uwiedzione przez siebie kobiety, a żołnierzy do egzaltacji. Uwielbiany i znienawidzony, wyzywany i naśladowany, obiekt zazdrości prawie wszystkich swoich kolegów pisarzy i intelektualistów z powodu osiągniętego sukcesu, będzie pławił się w luksusie i zaciągał niezliczone kredyty, wiodąc niepowtarzalne życie „Księcia Renesansu”.

Mimo że był kontrowersyjny, niekiedy sprzeczny, poddawany dyskusjom, a nawet wątpliwy jako postać, jego wielki wkład w historię literatury między XIX a XX wiekiem był jednak niepodważalny, gdyż przetarł szlaki najwybitniejszych, a także najbardziej autentycznych form nowoczesności, zarówno w prozie, poezji i teatrze, jak i w kinie czy publicystyce, co uczyniło go przedstawicielem i prekursorem wszystkich artystycznych nurtów i stylów nowego stulecia.

Niekiedy „zdarzyło” mu się także ukraść pomysły i wersy poetom i intelektualistom, włoskim czy zagranicznym, w szczególności francuskim, ale Gabriele umiał zwrócić je po mistrzowsku. Joyce, Musil, von Hoffmansthal, czy Proust podziwiali go bezwarunkowo, włoska proza i poezja XX wieku wiele mu zawdzięczała.

Rzeczywiście, D’Annunzio zawdzięczamy nieśmiertelne dzieła, znane i tłumaczone we wszystkich językach: powieści (Rozkosz, Niewinny, Triumf śmierci, Ogień), nowele (Dziewicza ziemia, Le novelle della Pescara), tragedie (Miasto umarłe, Córka Joria, Pochodnia pod korcem), aż po Notturno, na pozór pamiętnik wojenny, a tak naprawdę niezwykłe dzieło zrodzone z eksploracji cieni świadomości i pamięci, które zarówno pod względem stylu, języka, jak i tematyki będzie wzorem do naśladowania dla wielu późniejszych pisarzy.

To samo tyczy się także jego rozległej twórczości poetyckiej: od pierwszego zbioru Primo Vere, napisanego w latach nastoletnich, do Laudi, zawierającego jedne z najpiękniejszych utworów lirycznych w historii poezji włoskiej (między innymi Deszcz w sosnowym lesie). Dzięki nim potrafi ł przekształcić poezję minionych wieków, zamkniętą w ramach zużytych form klasycznych, w poezję wolną od schematów i metrum, ale bogatą w dźwięczność foniczną i fonematyczną najwybitniejszej produkcji dwudziestowiecznej.

Styl D’Annunzia, zarówno w prozie jak i poezji, był naprawdę niepowtarzalny i osobliwy: używał słów nowych lub wydobytych z tradycji, dźwięcznych i lekkich, dzięki nieoczekiwanym zestawieniom, dzięki rytmom, mającym na celu wzbudzenie emocji, dzięki nieoczywistym połączeniom słów, takim jak miękkie i uwodzicielskie lub kanciaste i ostre rzeźby.

Odważne pociągnięcia pędzla, bogata kolorystyka, oczarowująca manipulacja światłem i cieniem, wysublimowana harmonizacja muzyczna. Mistrzostwo werbalne, zmysłowa sugestia, niezrównane użycie słów, zarówno pod względem ich sugestywności, jak i semantycznego znaczenia, stanowią magię i czar, któremu trudno się oprzeć.

Swoim magnetyzującym i nieodpartym urokiem, udało mu się wzbudzić emocje i podbić serca tysięcy kobiet. Nigdy jednak nie był dobrym mężem ani dobrym ojcem: zbyt burzliwa była jego egzystencja, której centrum zawsze stanowiło pisanie, sztuka i zamiłowanie do wszystkiego, co piękne i eleganckie, z kobietami włącznie.

Mówiło się, że było ich wiele, jednak tylko nieliczne były naprawdę kochane i przeistoczone w Muzy, uwiecznione w jego arcydziełach. „Mózg mój karmiony jest ogniem pachwin” zwykł mówić, powtarzając, jak niezbędnym paliwem napędowym dla jego kreatywności było poruszenie emocjonalne i erotyczne.

Jedną z pierwszych muz Gabriele była Giselda Zucconi, miłość okresu „tęsknego i wściekłego dojrzewania”, upamiętniona pod postacią Lally w drugim zbiorze poetyckim Canto Novo. Następnie była też Elvira Leoni z domu Fraternali, ale kochana przez poetę pod imieniem Barbara, uwieczniona w postaci Ippolity Sanzio w powieści Triumf śmierci. Po porzuceniu przez poetę, umrze samotnie w pensjonacie prowadzonym przez zakonnice. Mimo wielu kochanek, Gabriele miał tylko jedną żonę, Marię Hardouin z Gallese, upamiętnioną w wierszu Peccato di maggio, z którą doczekał się trójki synów: Mario, Gabriellino i Veniero. Z Marią Graviną Cruyllas Ramacca Anguissola di San Damiano, sycylijską księżniczką, która porzuciła dla niego swoją rodzinę i której poświęcił swoją arcyciekawą powieść Niewinne, miał jeszcze jedną córkę, Renatę.

Pośród wszystkich muz dannuncjańskich, jedna szczególnie wyróżnia się swoją wielkością i pięknem i jest to Eleonora Duse. Starsza o pięć lat, cierpiąca na suchoty, biseksualna, namiętna i o niezrównanym talencie, wyniosła Gabriele na wyżyny europejskiej dramaturgii: to ona była inspiracją dla wszystkich jego teatralnych arcydzieł.

Niewątpliwie ją kochał, ale potem opisał ją bezlitośnie w Ogniu i zostawił, mówiąc bezdusznie: „Sento nelle fibre più profonde il bisogno imperioso del piacere, della vita carnale, del pericolo fisico, dell’allegrezza”. Tak zakończyła się wielka miłość.

Koniec ten, tak naprawdę spowodowany był nową „muzą”, młodą i urodziwą Alessandrą Starabba di Rudinì, piękną i posągową (której nadał imię Nike, na cześć Nike z Samotraki), która, porzucona przez niego, ucieknie do Francji, po to, by tam zostać zakonnicą, na zawsze zachowując jednak, wśród biografii świętych i modlitewników, zuchwałe listy swojego nigdy nie zapomnianego kochanka.

Nie mogłoby zabraknąć także jednej z kobiet, będących obiektem największych westchnień Gabriele, czyli florenckiej hrabianki Giuseppiny Giorgi Mancini, nazywanej Giusini we wspa- niałym „Solus ad Solam”, swego rodzaju przejmującym pamiętniku napisanym przez Gabriele, gdy jego namiętna kochanka popadła w obłęd. Jednak jego ostatnią nimfą Egerią była aktorka kina niemego Elena Sangro, a właściwie Maria Antonietta Bartoli Avveduti, która stała się bohaterką pozbawionego polotu, starczego drobnego poematu „Carmen Votivum”.

Jednak poeta „Wieszcz” był nie tylko wielkim uwodzicielem i kochankiem; zostawił również potomnym pamięć o swoich dokonaniach podczas I wojny światowej: od Beffa di Buccari, poprzez Lot nad Wiedniem w czasie Wielkiej Wojny, aż do niezwykłego zdobycia miasta Fiume 12 września 1919 r., stając na czele ponad dwóch tysięcy zagorzałych bojowników, mężczyzn i kobiet. To tam napisał i szerzył najbardziej przyszłościową Konstytucję (la Carta del Carnaro) tamtych czasów, w której uznawał każdego rodzaju miłość, równość wszystkich obywateli, a także prawa kobiet do głosowania i do zwycięstwa w wyborach.

Był zagorzałym nacjonalistą, irredentystą i monarchistą, trudno jednak określić, jaki naprawdę był jego stosunek do faszyzmu i Mussoliniego. To raczej ten ostatni inspirował się D’Annunziem, zwłaszcza w czasach okupacji miasta Fiume, przyjmując jego pozy, modę, sposób bycia czy mity krążące o Dowódcy z Fiume.

Po tragicznie zakończonym podbiciu miasta, podczas krwawego Bożego Narodzenia w 1920 roku, D’Annunzio udał się do Villa Cargnacco nad jeziorem Garda, wiejskiej rezydencji należącej niegdyś do Henry’ego Thode, która to, przekształcona i przemieniona, stanie się słynnym Vittoriale degli Italiani (dosł. Sanktuarium Włoskich Zwycięstw). Było to jego ostatnie arcydzieło, „księga żywych kamieni”, do dziś stanowiące narodowy pomnik jego geniuszu i niepokornej osobowości. To tam, wśród alejek, otwartych przestrzeni, placyków i wspaniałych ogrodów w całości stworzonych przez architekta Maroni z pomysłu Gabriele, zmęczony i w podeszłym wieku poeta został wciągnięty w niekończący się erotyczny wir, będąc ofiarą pazernego i patetycznego seksualnego delirium. A w orgiastycznym pijaństwie jego późniejszych lat, jedna młoda kobieta wyróżnia się ponad wszystkie inne: hrabina Scapinelli Morasso, „Titti”, „ostatnia Clemàtide”, świeża i pełna blasku istota, która wzbudziła w nim ostatnie
miłosne poruszenie.

Gabriele D’Annunzio, wieszcz, bohater, kochanek, poszukujący przygód awanturnik, twórca wyjątkowych arcydzieł i bohater jedynego w swoim rodzaju życia, zmarł wkrótce potem na udar mózgu, o godzinie 20:05, 1 marca 1938 roku (w ostatni dzień karnawału), osiemdziesiąt pięć lat temu, podczas gdy zamierzał „arcydziałać” przy swoim biurku.

tłumaczenie pl: Natalia Zdunek

foto: dzięki uprzejmosci Fondazione Il Vittoriale degli Italiani

Wioska w jaskini

0

Osada we wnętrzu góry Monte Cofano stanowi niemal bajkową scenerię. Stare kołyski, lalki, garnki, kopyta szewskie, domowe przyrządy, których przeznaczenia nierzadko trudno się domyślić. Wysoka na 70 metrów czeluść ma powierzchnię przynajmniej 650
metrów kwadratowych. To największa
z dziewięciu grot znajdujących się
w okolicach Scurati na Sycylii. Już w czasach paleolitu pomieszkiwali tu pierwsi jaskiniowcy, o czym świadczą odnalezione przez archeologów fragmenty prymitywnych narzędzi, kości zwierząt, malowidła naścienne i odłamki
ceramiki, dziś dostępne w muzeach
w Trapani i Palermo. Przez tysiąclecia
grota służyła ludziom za schronienie,
jednak regularne osiedle powstało tu
dopiero w roku 1819. W brzuchu skały
pobudowano dwa szeregi niewielkich
domostw oddzielonych wąską uliczką,
a ich mieszkańcy – członkowie rodziny
Mangiapane, od których nazwiska
miejsce wzięło swoją nazwę – do końca
lat 50. XX wieku stanowili samowystarczalną społeczność, utrzymującą się z uprawy roli i rybołówstwa.

W latach osiemdziesiątych, dzięki inicjatywie miejscowych pasjonatów i jedynego żyjącego potomka rodziny Mangiapane, wszystkie izby pieczołowicie zakonserwowano. Tak powstało lokalne Muzeum Etnografii i Sycylijskiej Kultury Agrarnej, czyli śródziemnomorski skansen. Nie ma tu gablot i sensorycz- nych rozwiązań multimedialnych, jest za to zapach starych mebli i tkanin, wyprawionej skóry i słomy. Gdaczą kury i pieją koguty, na podwórku na zewnątrz groty po rozgrza- nym piachu przechadzają się konie, kozy i osły. Wejście do wyłomu zacieniają stare, powykręcane drzewa oliwne i dorodne opuncje o owocach w odcieniach pomarańczu, fioletu i fuksji – figi indyjskie. Zazwyczaj są one cierniste i przed spożyciem trzeba bardzo ostrożnie oczyszczać je specjalną tarką. W przypadku niektórych odmian bywają gładkie i wtedy fachowo mówi się, że są… bezbronne. To określenie zupełnie mnie rozczula, tak samo zresztą jak pamiątki po zwyczajnym życiu zebrane we wnętrzach tego skalnego zaścianka.

Wszystko przetrwało tu w niemal nienaruszonym stanie: pomieszczenia gospodarcze, kuchnia, jadalnia, pokój dzienny i warsztaty m.in. wikliniarski i szewski. Jest maszyna do szycia i krosna, koło garncarskie, kamienna prasa do tłoczenia oliwy, duży piec opalany drewnem. Pokoje są skromne i schludne, urządzone na wzór swoich czasów. Bielone, chropawe ściany zdobią szmaciane makatki i malowidła przedstawiające legendarne sceny rycerski, a u sufitu zawie- szono tzw. pupi, czyli marionetki z tradycyjnego sycylijskiego teatru lalek. Na mocnych, drewnianych stołach i regałach stoją cebrzyki i cynowe balie, wiklinowe kosze, wiekowe butle i gąsiory, wszelkiej maści beczułki. Jest tu nawet mała prywatna kapliczka i zakład fryzjerski, w którym urzędował tzw. balwierz, czyli cyrulik. Zajmował się nie tylko przycinaniem włosów, ale także rwaniem zębów, przeprowadzaniem małych zabiegów chirurgicznych i leczeniem przypadłości skórnych.

Dziś ten maleńki świat zamknięty w grocie jak w kapsule czasu kilka razy do roku ożywia się jak kiedyś. Od przeszło czterdziestu lat, dzięki pracy 160 wolontariuszy w czasie letnich wakacji odbywa się tu festiwal rzemiosła. Bierze w nim udział około 70 przedstawicieli odchodzących w niepamięć zawodów, którzy w otoczeniu skansenu demonstrują arkana swojej sztuki. Jednym z nich jest tzw. o zabbarinaru, zajmujący się obróbką liści agawy, bo zabbara to agawa w dialekcie sycylijskim. Przy pomocy najprostszych narzędzi najpierw spłaszcza i ubija jej mięsiste pędy, a potem na naszpikowanej kolcami desce wyczesuje z nich włókna. Z miąższu agawy powstaje pewien rodzaj mydła, a z wysuszonych włókien powroźnik wykonuje sznury i liny okrętowe. Jest też pracujący młotem i dłutem kamieniarz oraz – wycinający meble wyłącznie siekierą – cieśla. Rybak przy pomocy długaśnej igły szyje sieci, sprawnie poma- gając sobie dużym palcem od stopy, jego kompan – soli i układa w baryłce świeże
sardynki, w przeszłości wymieniane na
przybywające z innych wybrzeży solone
śledzie i dorsze. Oddzielne pomieszczenie
służy do wyrobu wina. Wymurowana na
podłodze cysterna zostaje napełniona
kiściami winogron, które następnie ubija
się i rozgniata bosymi stopami, co przypo-
minana polskie deptanie kapusty. U sufitu
lina, której można się przytrzymać, gdyby
kogoś zamroczyło, zapach świeżego mosz-
czu czasem przytępia zmysły. Na wybiegu
tuż u wejścia do jaskini, dwa konie młócą
kopytami zboże, gnane przez jeźdźców po
rozłożonych na ziemi wysuszonych kłosach.
To ponoć tysiącletnia tradycja, potem tę
sieczkę przesiewa się przez duże sito i wzy-
wając imiona lokalnych świętych, oddziela
ziarno od plew. Bez modlitw, zaklęć, znaków i talizmanów na Sycy- lii ani rusz, często to jeszcze muzułmańskie naleciałości.

Wiele dzieje się tu również w okresie Bożego Narodzenia, bo nic nie nadaje się na tradycyjną włoską szopkę tak idealnie jak prawdziwa grota. Przebrani w stroje z epoki wolontariusze odgrywają sceny narodzin Jezusa, znowu przybywają rzemieślnicy
– szewc szyje buty, wikliniarz wyplata krzesła, a miejscowe kucharki przygotowują świąteczne specjały. Między innymi le sfincie, wyko- nane z ziemniaczanego ciasta pączki z dziurką, których nazwa pochodzi od słowa ispong, w języku arabskim oznaczającego gąbkę. Tyle zimą. Latem żar leje się z nieba. Na wyciągnięcie ręki błękitne morze, które mieni się jak diament, a zwłaszcza po wyjściu z zacienionej groty, jego lazurowy blask niemal razi w oczy. Jest błogo i cicho, słychać tylko cykady, strydulujące w zapomnieniu jakimś, czy transie. Gorące powietrze wibruje, unosząc aromat ziół, kwiatów i soli. Przychodzi mi na myśl komisarz Montalbano, sycylijczyk z krwi i kości, bohater serii kryminałów autorstwa Andrei Camilleriego. Wszak to w Grocie Mangiapane kręcono sceny do
telewizyjnej ekranizacji Złodzieja kanapek, powieści z dreszczykiem znanej również polskim czytelnikom.

Sycyliczycy kochają swoją wyspę. Zresztą lokalność, tradycje i silne poczucie przynależności to w ogóle elementy ważne dla
włoskiej kultury. Nazwisko Mangiapane oznacza „spożywający chleb”. Wymowne w swej prostocie, wydaje się odpowiednie
w przypadku ludzi uprawiających ziemię i spożywających jej płody, zwłaszcza w tamtych odległych czasach, gdy ekologia i zrównoważony rozwój nie były szumną ideologią, ale (sic!) chle- bem powszednim rodzin żyjących z pracy własnych rąk, dobrze, że pielęgnuje się ich pamięć i umiejętności.









foto: Massimo Arnoldi