Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 154

Il futuro incerto dell’economia polacca

0

Iwona Pruszkowska

Dal punto di vista economico la Polonia si trova in un momento di svolta. Nonostante il fatto che l’anno scorso le economie della maggioranza dei paesi europei erano in crisi, quella polacca ha retto bene. Dai dati del GUS (Ufficio Statistico Generale) risulta che nel 2011 l’aumento del PIL polacco è stato del 4,3% e secondo le valutazioni del governo nel 2012 ammonterà al 2,5%. L’anno scorso per comprare un euro ci volevano mediamente 3,96 PLN, quotazione che nel corso dei primi otto mesi dell’anno si è mantenuta abbastanza costante. Da metà d’agosto invece ha oltrepassato la soglia dei 4 PLN e in seguito i polacchi hanno dovuto affrontare una vera e propria altalena di quotazioni dello z?oty che al momento di apice svalutativo ha raggiunto 4,56 PLN. Comunque, malgrado gli aspetti negativi determinati dall’indebolimento dello z?oty (ovvero l’aumento dei costi di importazione) gli esportatori polacchi ne hanno approffittato diventando più competitivi sui mercati esteri. Attualmente l’evoluzione della situazione economica in Polonia nel 2012 è piuttosto incerta. A marzo sono stati notati i primi sintomi del rallentamento economico, tra cui il calo dell’indice PMI (Purchasing Managers Index) e la riduzione del numero delle nuove commissioni per l’industria. L’anno corrente è iniziato con una quotazione dell’euro ammontante a 4,4 PLN ma in seguito il valore dello z?oty si è rafforzato e già a febbraio si trovava al livello di 4,1 PLN per 1 euro. E mentre le previsioni dei più noti economisti divergono riguardo lo sviluppo della situazione economica abbiamo chiesto un parere ad alcuni giovani polacchi laureati nei settori finanziario ed economico.

Ci saranno dei cambiamenti notevoli nella quotazione dello z?oty nei prossimi mesi?

“Lo z?oty può rafforzarsi nei confronti dell’euro, perché ci saranno sempre più persone dell’estero che cambieranno la loro valuta in z?oty” sostiene Diana Swarowska, laureata SGH (Scuola Superiore del Commercio) alla facoltà Finanza e Contabilità, che attualmente lavora presso la società Shneider Electric. Diversa l’opinione di Ma?gorzata Oldziejewska, anche lei laureata SGH alla facoltà Relazioni Economiche Internazionali. “Prima dell’Euro 2012 la quotazione dello z?oty non cambierà notevolmente. La domanda per la valuta polacca da parte degli ospiti non sarà così notevole per influire sul cambio. L’influenza dei campionati sul cambio della valuta polacca la si può invece considerare a lungo termine, visto l’aumento dei grandi investimenti, tra cui quelli infrastrutturali degli impianti sportivi. Comunque, è difficile valutare tale influenza visti tutti gli altri fattori che sono importanti per la quotazione” dice Ma?gorzata. “No, l’Euro 2012 non influirà in nessun modo sulla quotazione dello z?oty” sostiene decisa Paulina Paw?owska, laureata alla facoltà Legge e Amministrazione dell’Università di Varsavia, impiegata in uno studio legale.

Quale sarà la posizione del governo polacco e della NBP nei confronti dello z?oty: prendendo in considerazione l’esportazione vorranno mantenere il livello basso della valuta oppure no?

“Le previsioni d’esportazione per la Polonia sono ottimistiche. Da una parte la NBP può voler mantenere la quotazione bassa dello z?oty per migliorare la congiuntura dopo la crisi. Dall’altra parte, però, tale situazione può influire negativamente sul livello d’inflazione e i dirigenti della NBP dovrebbero focalizzarsi appunto sulla sua riduzione” dice Ma?gorzata. “Nè il governo, nè i dirigenti della NBP  influiranno sulla quotazione dello z?oty. Credo che vogliano mantenerlo al livello basso, per attirare le persone dall’estero, ma dubito che lo faranno, non sono uomini d’azione” sostiene Diana. “Il governo e la NBP faranno tutto il possibile per mantenere la quotazione bassa dello z?oty per sostenere l’esportazione” dice Paulina.

Dopo l’Euro ci sarà un rallentamento notevole dell’economia?

“La conclusione dei campionati Euro 2012 avrà un modesto impatto sulla crescita economica. Saranno invece importanti altri fattori come ad esempio il numero degli investimenti nel periodo estivo” sostiene Ma?gorzata. “Non sappiamo se in Polonia arriveranno così tanti tifosi come prevedono il governo, i commercianti e gli esperti del settore turistico. Credo che la congiuntura migliorerà per un breve periodo di tempo ma poi tutto ritornerà nella media” dice Diana. “L’Euro 2012 non avrà un grande influsso sull’economia polacca in generale mentre singoli imprenditori potrebbero trarre grossi giovamenti” afferma Paulina.

Włoskie paluszki grissini – pieczywo zdrowe i pyszne

0

Anna Wójtowicz – API Food

Moim zdaniem tak wychwalany przez rodaków polski chleb dawno przestał pełnić rolę pełnowartościowego i zdrowego pożywienia. Dozwolone dodawanie coraz większej ilości chemicznych składników, stosowanie rafinowanej mąki, nieumiejętny i zbyt krótki czas wyrastania drożdży, czy wreszcie najnowszy problem jakości polskiej soli – oto kilka zbrodni popełnianych przez piekarzy.

A przecież chleb od zawsze stanowi bazę naszego pożywienia. Historia ludzkości ściśle wiąże się z historią wytwarzania chleba. W epoce Neolitu, około 10 tysięcy lat temu, człowiek wykonał epokowy krok, porzucił myśliwski styl zdobywania żywności i rozpoczął uprawiać i hodować. Pojawiły się pierwsze uprawy zbóż, prymitywne sposoby mielenia ich ziaren, z których powstawało pożywienie będące pierwowzorem dzisiejszego chleba.

Historia najsłynniejszego włoskiego chrupkiego pieczywa o nazwie grissini jest znacznie bliższa naszym czasom, jednak aby dotrzeć do jego źródeł należy cofnąć się do roku 1679. Jak głosi legenda, chorowity książę Wiktor Amadeusz II z rodu Savoiów już jako dziecko miał ogromne problemy żołądkowe, cierpiał na niestrawność i brak apetytu. Zmartwiona stanem zdrowia matka chłopca, księżna Maria Giovanni Battista zwróciła się do dworskiego lekarza z prośbą o pomoc. Ów lekarz, niejaki don Teobaldo Pecchio, pewnie dzięki intuicji zdiagnozował źródło problemów małego księcia. Chodziło o zatrucie pokarmowe związane z problemami trawiennymi źle pieczonego chleba. Z pewnością w tamtych czasach w piekarniach nie przestrzegano ściśle zasad higieny, a czas wypiekania chleba mógł być niewystarczający ze względu na oszczędność materiałów do opału. Lekarz wezwał do współpracy swojego znajomego piekarza, Antonia Bruneto, i tak powstało pieczywo bez miękiszu, dobrze wyrośnięte, bardzo chrupkie i dobrze upieczone. Ciasto w postaci słupków musiało być rozciągane (stirato) do długości około pół metra. Tak utworzone chlebowe paluszki, bez miękiszu, a jedynie z mocno wypieczoną chrupiącą skórką okazały się remedium na problemy trawienne małego księcia, który za kilka lat został wybrany królem. W piemonckiej miejscowości Lanzo Torinese, skąd pochodził lekarz i piekarz, ufundowano pamiątkową tablicę na domu, na którym jak głosi legenda mieszkał don Pecchio .

Warto dodać, że od końca XVII wieku paluszki grissini na dobre zagościły na królewskim dworze Sabudów, a sława pieczywa zaczęła rozprzestrzeniać się również za granicą. Znanym smakoszem grissini okazał się być Napoleon Bonaparte, który kazał przywozić je z Turynu do Paryża.

Grissini dzisiaj

Chrupiące paluszki grissini, których zarówno etymologiczny jak i historyczny rodowód wywodzi się z Piemontu, dzisiaj można znaleźć na stołach w całych Włoszech. Z pewnością mieszkańcy Turynu i okolic są bogatsi w kulinarne doznania związane z tym specjałem, bo tutaj w każdej piekarni możemy poprosić zarówno o grissini tradycyjne, zwane stirati – długie i cienkie o regularnym kształcie, jak i mniej znane, rubatà. Ten drugi typ pochodzi z podturyńskiej miejscowości Chieri, paluszki są krótsze, grubsze i mają bardziej nieregularny kształt, wyrabia się je lekko skręcając ciasto.

Podczas olimpiady zimowej w 2006 roku w Turynie sportowcy z całego świata mieli okazję niemal oficjalnie, bo poprzez działania komitetu olimpijskiego, delektować się lekkostrawnymi paluszkami grissini. To piemonckie pieczywo sprzedawane jest już na całym świecie, włączając tak znane centra handlowe, jak Harrod’s w Londynie.

Mario Fongo – piemoncka rodzinna piekarnia i jej pieczywo

Historia rodziny Fongo jest ściśle związana z powstaniem pierwszego pieca chlebowego w piemonckiej miejscowości Rocchetta Tanaro. Od roku 1945 siedziba i struktura firmy pozostaje niezmieniona. Położona wśród malowniczych piemonckich pól zachowuje doświadczenie zawodowe i znajomość produktów podstawowych sztuki piekarniczej przechowywanej w rodzinnym łańcuchu pokoleń. Rzemieślniczy sposób wytwarzania pieczywa jest podstawą wpływającą na jakość, ale rodzina Fongo idzie z duchem czasu, stale modernizuje firmę, wprowadza nowe technologie.

Produktem wyróżniającym piekarnię są cienkie, chrupiące, długie na pół metra języki, nazwane „Lingua Di Suocera”, czyli „Język Teściowej”. Ich pyszny smak i strukturę zawdzięczają składnikom podstawowym najwyższej jakości: mąka, woda, sól i organiczna oliwa z oliwek extravergine oraz odpowiednim sposobom wyrabiania ciasta i wypiekania w piecu.

Piekarnia Fongo wytwarza oczywiście pyszne grissini, zarówno w wersji klasycznej – stirati, jak i rubatà. Podstawą paluszkowych specjałów są mąka, woda, sól, naturalne drożdże i kropla najwyższej jakości oliwy z oliwek, jednak oferta smakowa jest znacznie bogatsza: grissini kukurydziane, z mąki razowej, a także klasyczne z dodatkiem rozmarynu, oliwek odmiany Taggiascha, sezamu i orzechów. Jeśli chodzi o „Języki teściowej” to możemy próbować wersji klasycznej, z dodatkiem parmezanu, rozmarynu, pikantnych papryczek, oraz z solą Fleur de Sel z Ibizy.

Niech żyje bal

0

Zawsze było moim marzeniem zobaczyć Wenecję podczas karnawału. Zobaczyć to miejsce o tysiącu twarzy jeszcze dodatkowo w masce. Zainspirowało mnie to co kiedyś usłyszałam, że karnawał wenecki jest największym na świecie spektaklem teatralnym, w którym biorą udział wszyscy mieszkańcy, przyjezdni i zamknięta w kamieniu historia, w której Wschód nieustannie toczy spór z Zachodem. To przedstawienie, orgia kostiumów, czas wyzwolenia z wszelkich zasad i konwenansów, kiedy wszyscy stają się równi. Nie można oprzeć się wrażeniu, że jak w filmach Felliniego na ulice i place wychodzą marzenia i fantazje o innym, barwniejszym życiu.

Najbardziej pamiętam zawsze ten pierwszy moment kiedy płynę vaporetto – wodnym tramwajem. Coś we mnie się wtedy otwiera, puszczają jakieś zbędne linki… Chłonę zapach Wenecji, brzmienie Wenecji. Jestem znowu “wenecka”!

Kiedy tu jestem wciąż się gubię. Wiem, że nie ma sensu zapamiętywanie drogi, bo i tak mam wrażenie, że uliczki i kanały jak tylko się odwracam zmieniają się, przekonfigurowywują. Że jedyny ratunek i spokój umysłu to się poddać, “iść z prądem” – “go with the flow”. Że wszystko tu względne i nierzeczywiste, wszystko jest odbiciem, iluzją.

Nie mogę znaleźć wejścia do biura prasowego przy Rialto. Pytam o drogę napotkanego mężczyznę. Przez przypadek odpowiadam mu po polsku. Mówisz po polsku? – słyszę. Frantisek jest z Bratysławy, oprowadza słowackie wycieczki po Wenecji. Nauczył się polskiego, bo kocha polski jazz. Przyjeżdżał wiele razy do Polski na koncerty.

W biurze poznaję Sebastiano. I tu kolejne zaskoczenie. Sebastiano mieszka w Wenecji i… w Warszawie. Po polsku, z włoskim temperamentem przypomina mi o polskich i włoskich koneksjach począwszy od Kopernika i Bolonii, po królową Bonę na Wawelu. Pytam go jak wenecjanie spędzają karnawał. Patrzy na mnie przez chwilę i niczym lekarz przepisuje mi na kartce osoby, z którymi według niego powinnam sie spotkać: Beata i Matis.

To kobiety w Polsce spoźniają się tak samo jak w Słowacji? – śmieje się Frantisek. A która jest godzina? – pytam w gorączce fotografowania na Placu Św. Marka konkursu najpiękniejszej maski karnawału. Zapomniałam, że Wenecja jest poza czasem, że karnawał jest poza czasem, że jak fotografuję czasu nie ma.

Idziemy do lokalnej kawiarni o nazwie “Brazylijska” na pierwsze frittelle – karnawałowe ciasto, w smaku przypominające coś pomiędzy pączkiem, a kremówką.

Potem na koncert do La Fenice, najsłynniejszego weneckiego teatru operowego powstałego w 1792 roku. Wielu kompozytorów pisało swoje dzieła własnie z myślą o La Fenice. W 1996 ostatni z pożarów zniszczył niemal całe wnętrze teatru.

Przechodzimy obok muzeum Peggy Gugenheim, żony i kochanki wielu sławnych artystów jak Samuela Becketta czy Maxa Ernsta. Frantisek opowiada mi o jej dzieciach – zwierzętach, które są pochowane w pałacowym ogrodzie.

Nie możemy się ogrzać przy stoliku Hemingway’a. Z ulgą zamykamy drzwi w Harry’s bar, za którymi zostaje chłodne, komercyjne wrażenie. Znajdujemy swój “lokalniak” przy jednym z placów. Barman jest na początku sceptycznie nastawiony do nas, ale szczery entuzjazm, z którym przyjmujemy kolejne “vino de casa” sprawia, że na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu.

Rano pierwszy widok przez okno to śnieg. Nie wiem jeszcze, że przez te kilka dni dane będzie mi tu przejść przez cztery sezony jak u Vivaldiego, który wykładał tu w konserwatorium muzycznym w jednym z sierocińców. Kogo z muzyków, w ogóle z artystów tu nie było? Dla Wenecjan wspaniałość sztuki stanowiła zawsze symbol potęgi miasta. Choć ciężko wyobrazić mi sobie życie i tworzenie w miejscu, w którym ma się wrażenie, że wszystko zostało już powiedziane, które tak obezwładnia swoją doskonałością i pięknem.

Mateo, mąż Beaty uzmysławia mi, że Wenecja to nie Włochy. Siedzimy w recepcji hotelu który dzierżawi na Fundamente Nuovo. Przez ponad tysiąc lat (726 – 1797) Wenecja była stolicą niezależnej Republiki Weneckiej, która była jedną z morskich i handlowych potęg Morza Śródziemnego. Zamieszkałe przez Włochów, Greków, Słowian “państwo – miasto” na wzór greckich polis, było wielonarodowościowe, wielokulturowe, panowała w nim wolność religijna, a jego ustrojem była republika. Wenecja była najdłużej istniejącą republiką w dziejach. Dopiero w XIX wieku została włączona do nowo powstałego Królestwa Włoch. Jak chcesz zobaczyć prawdziwą Wenecję musisz przyjść na manifestację na Zattere – mówi do mnie Mateo.

Beata przychodzi spóźniona, odwiedzała ojca w szpitalu. Już jest dobrze – mówi – ale zeszłej nocy bardzo się bałam. Prosiłam jego ducha, żeby wrócił do ciała. Mówiłam do niego, żeby mi tego nie robił, nie w Wenecji. Beata napisała list, który

chce wysłać do lokalnej gazety. List, w którym dziękuje lekarzom z Ospedale Civile za uratowanie życia jej ojcu.

Z Matisem podobnie jak z Beatą, od kiedy wychodzimy sobie na spotkanie mam wrażenie, że znamy się od zawsze. Nie jestem pewna czy to, w co jest ubrany, to jego karnawałowe przebranie. Podobno codzienny “vintage styl” wyrósł na bazie tanich jak barszcz jedwabnych krawatów kupowanych jeszcze w Polsce w sklepie z odzieża na wagę. Mamy podobne podejście do piękna, traktując je jak filozofię. Wracają do mnie słowa Kahila Gibrana: “Żyjemy, żeby piękno odkrywać, wszystko inne jest formą czekania.” Muszę pokończyć różne rzeczy w Wenecji i czuję się gotowy do dalszej drogi. Może Paryż…? – zastanawia się na głos Matis. “Żyją zawsze gotowi do przeprowadzki gdzie indziej, czują się obywatelami Europy w sposób globalny” – czytam później w artykule Sebastiano.

Cały dzień edytuję zdjęcia z manifestacji na Zattere. Protest przeciwko wielkim statkom wpływającym do serca miasta. Zanieczyszczenia powodują ruinę zabytków, a statki podwyższają niebezpiecznie poziom wody. Długie oczekiwanie na przepływający statek. Potem nagle gwizdy, transparenty, kciuki skierowane do dołu. Poruszający moment, w którym z Mateo, Beatą i garstką innych poczułam się częścią Wenecji. Byłam za nią odpowiedzialna, za jej kruche piękno.

Wieczorem, mimo oficjalnej odgórnej odmowy z La Fenice z powodu ograniczonej ilości miejsc dla mediów i zbyt późnego wysłania podania, zakładam przepisową pelerynę i maskę i idę dla świętego spokoju sprawdzić, czy na pewno nie można wejść i sfotografować tego najsłynniejszego z weneckich balów.

Robię zdjęcia w odbiciu w lustrze w holu i już widzę zamykające się bezpowrotnie drzwi, kiedy przypomina mi się motto tegorocznego karnawału: “Życie jest teatrem, wszyscy w maskach” – przełożone na nasze “Niech żyje bal” i ryzykuję skok jak do pędzącego pociągu… I udaje się. Znajduję się nagle posród złoceń, szampanów, masek, jedwabnych kostiumów, wręczanych nagród Cavalchina Awards, śnieżnobiałych koni na scenie i słodkiego śpiewu Jose Carrerassa.

Evviva il ballo

0

El?bieta Piekacz

È sempre stato il mio sogno vedere Venezia durante il Carnevale. Vedere un posto di mille volti in maschera. Mi hanno ispirato le frasi che ho sentito nel passato che il Carnevale di Venezia è il maggior spettacolo teatrale nel mondo, in cui partecipano i residenti e gli ospiti e dove la storia è racchiusa nelle pietre, dove l’Oriente si scontra e si incontra con l’Occidente. È uno spettacolo, un’orgia di consumi, l’epoca della liberazione dalle regole e dalle convenzioni in cui tutti diventano uguali. Non si può resistere alla sensazione che, come nei film di Fellini, nelle strade e nelle piazze scorrono i sogni e le fantasie della vita più colorata.

Ricordo il viaggio in vaporetto. Sento che qualcosa dentro di me si apre, spariscono  le limitazioni inutili…  “Assorbo” l’odore di Venezia, i suoni di Venezia. Di nuovo sono “veneziana”!

Quando sono a Venezia mi perdo in continuazione. Non ha senso ricordarsi la strada. Ho l’impressione che appena mi giro le vie e i canali cambino. Ho l’impressione che l’unica soluzione sia arrendersi,  “seguire la corrente”  –  “go with the flow”. Tutto mi sembra relativo, irreale, tutto sembra essere un riflesso, un’illusione.

Non riesco a trovare l’entrata all’ufficio stampa presso il ponte di Rialto. Chiedo le indicazioni ad un uomo incontrato per strada. Per sbaglio gli rispondo in polacco.  Mówisz po polsku? sento. Frantisek è di Bratislava, fa da guida agli slovacchi per la Venezia. Ha imparato il polacco perchè adora il jazz polacco. È stato spesso in Polonia per assistere a dei concerti.

Arrivata all’ufficio stampa del Carnevale conosco Sebastiano. Ecco una nuova sorpresa. Sebastiano abita a Venezia e… a Varsavia.  In polacco, ma con temperamento italiano, ricorda le interrelazioni italo-polacche iniziando da Copernico e Bologna fino a Bona Sforza e il Wawel. Gli chiedo come i veneziani festeggiano il carnevale. Mi guarda un momento e come un medico scrive su un foglio i nomi delle persone con cui dovrei incontrarmi: Beata e Matis.

“Le donne in Polonia arrivano in ritardo come le donne in Slovacchia?” ride Frantisek. “Che ore sono?” chiedo nell’ansia di fotografare Piazza di San Marco in cui si svolge il concorso della miglior maschera del Carnevale. Ho dimenticato che Venezia è fuori del tempo, che il Carnevale è fuori del tempo e che quando scatto le foto il tempo non esiste.

Andiamo al caffé “Brazylijska” per mangiare le prime frittelle, dolci di carnevale, di un sapore che richiama le ciambelle polacche e le sfogliatelle alla crema. In seguito andiamo al concerto alla Fenice, il teatro d’opera più conosciuto, fondato nel 1792. C’erano tanti compositori che hanno scritto le loro opere pensando appunto alla Fenice. L’ultimo incendio, avvenuto nel 1996, ha completamente distrutto l’interno del teatro che è stato interamente ricostruito.

Passiamo accanto al Museo Peggy Guggenheim, moglie e amante di tanti artisti conosciuti tra cui  Samuel Beckett e Max Ernst. Frantisek mi racconta delle storie sui suoi figli-animali, che sono sepolti nel giardino del palazzo.

Non possiamo riscaldarci seduti alla tavola di Hemingway. Con sollievo chiudiamo la porta del Harry’s bar, dietro la quale rimane una sensazione di freddo. Troviamo un “nostro locale”. All’inizio il barista ha un approccio scettico, ma il nostro sincero entusiasmo con cui ordiniamo un “vino de casa” fa apparire un sorriso sulla sua faccia.

La mattina, guardando fuori dalla finestra, vedo la neve. Al momento non sapevo che nel corso dei seguenti giorni avrei sperimentato tutte le quattro stagioni come nei concerti di Vivaldi, che insegnava in un conservatorio di musica di Venezia presso un orfanotrofio. Ce n’è un musicista o un artista che non è stato a Venezia? Per i veneziani la meravigliosità dell’arte è stato sempre un simbolo della forza della città. Comunque è difficile per me immaginare di vivere e di creare in un posto in cui sembra che tutto sia già stato detto, in un posto che incanta con la sua perfezione e bellezza.

Secondo Matteo, il marito di Beata, Venezia non fa parte dell’Italia. Stiamo nella reception dell’albergo in cui Matteo lavora alle Fondamenta Nuove. Per oltre mille anni (726 – 1797) Venezia è stata la capitale dell’indipendente Serenissima Repubblica di Venezia, che era una delle maggiori potenze marinare e commerciali del Mar Mediterraneo.  Questa città-stato creata su modello delle polis greche e abitata da italiani, greci e slavi, era cosmopolita, ci regnava la libertà religiosa e il suo governo era repubblicano. Venezia è stata la repubblica più longeva della storia. Solo nel XIX secolo Venezia ha cominciato a far parte del Regno d’Italia. “Se vuoi vedere la vera Venezia devi venire alla manifestazione alle Zattere”, mi ha detto Matteo.

Beata arriva in ritardo. È andata a fare la visita al padre che sta in un ospedale. “Adesso va bene – dice – ma la notte scorsa ho avuto tanta paura. Ho chiesto al suo spirito di ritornare nel corpo. Gli ho chiesto di non farmelo, non a Venezia.” Beata ha scritto una lettera indirizzata ad un giornale locale. Nella lettera ringrazia i medici dell’Ospedale Civile che hanno salvato la vita a suo padre.

Uscendo insieme con Matis, è come con Beata, ho l’impressione di conoscerlo da sempre. Non sono sicura se il suo vestito è un costume di carnevale. A quanto pare il suo quotidiano “vintage style” è nato a base di cravatte, comprate a buon mercato ancora in Polonia, nei negozi second hand. Abbiamo un approccio simile alla bellezza, che viene trattata come una filosofia. Ritornano a me le parole di Kahil Gibran: “Viviamo solo per scoprire nuova bellezza. Tutto il resto è una forma di attesa”. “Devo concludere alcune cose a Venezia ma mi sento già pronto a ripartire. Forse Parigi..?” pensa Matis ad alta voce. “Vivono sempre pronti a trasferirsi in un altro posto, si sentono cittadini di Europa” leggo in seguito tale frase in un articolo di Sebastiano.

Tutto il giorno modifico le foto della manifestazione alle Zatterre. È stata una protesta contro le navi grandi che entrano nel cuore della città. L’inquinamento distrugge i monumenti e le navi pericolosamente aumentano il livello d’acqua. Si attende il passaggio della nave e quando arriva fischi, striscioni e pollici indirizzati verso il basso. È stato un momento toccante in cui insieme con Matteo, Beata e altri manifestanti mi sono sentita parte di Venezia.  Mi sono sentita responsabile per questa città, per la sua bellezza fragile.

La sera, malgrado il rifiuto ufficiale della Fenice, a causa del numero limitato dei posti per i media e la presentazione tardiva della domanda, vesto un mantello e una maschera e vado per amor di pace a controllare se non sarei riuscita ad entrare e fotografare uno dei balli veneziani più conosciuti.

Scatto le foto di riflesso nello specchio e già vedo la porta che sta per chiudersi quando mi viene in mente il motto del Carnevale di quest’anno: “La vita è teatro. Tutti in maschera!” tradotto in polacco “Evviva il ballo” e rischio di saltare sul treno… E ci riesco. All’improvviso mi trovo tra dorature, champagne, maschere, costumi di seta, e l’assegnazione dei premi Cavalchina Awards, nivei cavalli e il dolce canto di Jose Carreras.

 

Pompeo Girolamo Batoni

0

BATONI: (Zwraca się do publiczności prawie szepcząc) Wiecie, mając siedemdziesiąt dziewięć lat jest się naprawdę okropnie starym. Nawet jeśli jest się Pompeo Girolamo Batoni! A starości nikt nie toleruje, nawet najbliższe osoby. (Rozgląda się dookoła) Dlaczego muszę żyć w takich ciemnościach? (Podchodzi do dwóch świeczników stojących na pianinie) Kto wie jakie ciemności czekają na mnie po śmierci! Teraz, dopóki jeszcze mogę, chcę widzieć światło. (Zapala niektóre świece) Moje dzieci i wnuki, wszyscy mają swoje zajęcia, z pewnością nie mogą przez cały czas być przy takim starcu jak ja. Zresztą, jako chłopiec też miałem swoje sposoby na rozrywkę, jak już nie musiałem pomagać ojcu w jego warsztacie złotniczym. A gdy dorosłem musiałem myśleć o rodzinie, którą założyłem. Czy miałem wtedy czas, aby opiekować się moimi dziadkami lub kimś z rodziny, który z wiekiem skretyniał? Wśród moich dzieci, wszyscy trzej chłopcy pracowali ze mną w warsztacie. Jeden, Felice, nawet ze mną pojechał do pracy do Lizbony. A cztery z moich córek, te które wybrały sztukę zamiast klasztoru czy małżeństwa, grały przez lata w przedsionku warsztatu, aby miło przyjąć i zabawić gromady gości, odwiedzających i zleceniodawców, którzy każdego dnia zbierali się tam w oczekiwaniu, aż ich przyjmę. Moje córki oferowały im słodycze i różnego rodzaju smakołyki przez nie same przygotowane, własnoręcznie, prawdziwe panaceum na wszystkie niedogodności podczas długich i wyczerpujących oczekiwań. Moje dzieci, wszystkie dwanaścioro, mają jakieś talenty, jedno gra na harfie lub skrzypcach, Ruffina pisze wiersze, inne rysuje, maluje lub świetnie gotuje. A to, że jestem dziś stary nie jest winą żadnego z nich, moją z pewnością też nie. Człowiek starzeje się z winy, a może z łaski natury, Wszechmogącego. A my, jak już się zestarzejemy, z uwagi na fakt, że uważamy się za strażników tradycji, obyczajów i zwyczajów tak chcielibyśmy, aby nic się nie zmieniało, aby życie pozostało takie jakim go znamy. A więc rzucajmy obelgi wobec tych, którzy są od nas młodsi, tylko dlatego, że się zmieniają, przekształcają. Jeszcze odważniej rzucajmy je wobec kogoś, kto się dostosowuje oraz wobec całego świata, który nami, już tak zmęczonymi, wstrząsa. Tak oto stajemy się zgryźliwi, niesympatyczni, obsesyjni, nietolerancyjni. Tylko chwilami jesteśmy świadomi tych wszystkich naszych okropnych wad i to niestety jedynie w szczególnych momentach jasności i poczucia człowieczeństwa, jak dla mnie w tym momencie. Nie bierzemy pod uwagę niewygód i trudności jakie przysparzamy naszym dzieciom, zwłaszcza jak jesteśmy starzy a oni jeszcze młodzi, albo osobom które się nami opiekują, kiedy się im sprzeciwiamy, kiedy nie chcemy rozważyć ich potrzeb, kiedy nam proponują aby przeprowadzić się, a my uparcie chcemy żyć w domu, w którym od zawsze mieszkaliśmy, ponieważ był on naszym schronieniem przez całe życie. W ten sposób poświęcamy nasze dzieci, sprawiamy, że są sami bez żony, męża, czy dzieci. Obwiniamy je za wszystko to, co musieliśmy dla nich zrobić; stwarzamy w nich niezliczoną ilość okrutnych wyrzutów sumienia tylko po to, aby dać upust naszym kaprysom, ponieważ chcemy być poważani, wspierani, szanowani. Natomiast nie tak powinno to wyglądać. Świat należy do wszystkich, także do nas, to prawda, ale musimy mieć świadomość, że należy on przede wszystkim do tych, którzy wprawiają go w ruch i którzy zamieszkają w nim w przyszłości. Powinniśmy mieć odwagę dobrowolnie przejść na emeryturę; wśród nas starszych ludzi powinniśmy się łączyć, powinniśmy się sobą wzajemnie opiekować, jak najlepsza wspólnota, uprzywilejowana, bo mądrzejsza, odcięta od reszty świata, z całym bagażem naszych doświadczeń, naszych zainteresowań, z naszej wiedzy do przekazania wszystkim tym, którzy tego będą chcieli, bez żadnego rozróżnienia: dzieciom, krewnym, przyjaciołom… nieznajomym. Powinniśmy jednakże żyć w jakimś odosobnionym miejscu, jednak zawsze gotowi, aby zaoferować naszą wiedzę, udzielić rad, a więc w jakiś sposób zintegrowani z innymi. Jednocześnie powinniśmy rozwijać zainteresowania, dbać o siebie, wymieniać się między sobą informacjami, pomocą, obdarzać przyjaźnią, wsparciem. A Twoja żona? Zapytacie. Moja żona, biedaczka, robi dla mnie co może. Ona również musi myśleć o swoich chorobach, a jeszcze pomaga niektórym naszym dzieciom w potrzebie. (Podnosi kielich ze stołu i napełnia go winem) Wybaczcie, ale napiję się trochę wina… mleka dla starych. (Pije) Ach i jeszcze jedno. Jak mogliście wcześniej usłyszeć od niektórych kobiet, my starzy ludzie musimy zaakceptować choroby, odciąć się od uczuć i cieszyć się z każdej możliwości, którą jeszcze natura dla nas zachowała. Straciliśmy jedno oko, mamy drugie, gdy straciliśmy obydwa, pozostaje nam węch, straciliśmy także węch, pozostają nam dotyk, smak i tak dalej. Także po nas, wcześniej czy później, przyjdzie śmierć, ta śmierć, którą nie powinniśmy postrzegać jako rozwiązanie naszych problemów, ale jako przyjaciółkę, która przychodzi aby przeprowadzić nas w inny wymiar. Zatem nasze serce, wcześniej czy później, zatrzyma się. Nawet jeśli jest ono rzeczywiście siedzibą uczuć, to i tak nie jest niczym innym jak mięśniem z funkcją pompowania i doprowadzania krwi do każdej części naszego ciała. Nie jest ono jak czas, który jak sądzę, będzie pulsował przez całą wieczność. Istnieje tylko jedno serce, które będzie żyć wiecznie, to Serce Jezusa Chrystusa, które wiele razy namalowałem za pomocą moich pędzli. (Podnosi obraz i zawiesza go na ścianie i pokazuje go publiczności) To jest kopia, olej na płótnie, którą chciałem sobie zachować. Oryginał, w Kościele Jezuitów w Rzymie, był na miedzianej blasze. Spójrzcie tutaj, Serce Jezusa promieniuje światłem, nie żyje w ciemności, ukryte wewnątrz ciała jak nasze; Święte Serce jest świadectwem, możliwym do zobaczenia przez każdego o szczerym sercu; ujrzała je między innymi Małgorzata Maria Alacoque. (Tak oto zaczyna odczuwać dookoła siebie obecność innych osób)

Laura Gigante – rosnąca gwiazda włoskiego kina

0

Piękna i młoda włoska aktorka z wdziękiem nastolatki. Znana głόwnie z horrorόw takich jak ‘Duchy’, ‘Krzyk’ i ‘Ubaldo Terzani Horror Show’, ale rόwnież dzięki filmowi Stefana Salvatiego z 2008 roku zatytułowanego ‘Albakiara’, będącego kontrowersyjną opowieścią o życiu bez reguł wspόłczesnej młodzieży, tzw. Generacji K. Mając za sobą liczne małe rόlki w rόżnych włoskich serialach kryminalnych (‘13 Apostoł’, ‘Inspektor Coliandro’), obecnie Laura Gigante jest twarzą ostatniego Kalendarza Lavazza, a już za niedługo będziemy mogli ją oglądać, niestety tylko we Włoszech, w teatrze, w spektaklu ’Otrzesz się o moje przeznaczenie jak motyl’ w reż. Raffaele Curi (Fundacja Alda Fendi) oraz w filmie ’Ziemia i wiatr’, debiut reżyserski Sebastiana Maulucciego.

Kto to jest ‘Albakiara’? To ta sama dziewczyna z piosenki Vasca Rossiego?

Albakiara z filmu jest całkowitym przeciwieństwem Albychiary z piosenki Vasca Rossiego.

Utożsamiasz się ze swoją bohaterką? Zmieniła cię w jakiś sposόb?

Kiedy byłam młodsza, czyli kiedy kreciłam ten film, tak, byłysmy podobne pod pewnymi względami. Dziś powiedziałabym, iż identyfikuję się bardziej z dziewczyną z piosenki.

Co sądzisz o narkotykach? Według ciebie ich posiadanie powinno być zalegalizowane? Jestem za legalizacją lekkich narkotykόw. Według mnie niesłusznie nazywa sie je narkotykami. Leki uzależniają o wiele bardziej niż marihuana, a są sprzedawane w celach leczniczych.

Myślisz, że ten film mόgłby być pewnego rodzaju ostrzeżeniem dla młodych, mόgłby ocalić czyjeś życie?

Nie sądze, by film Albakiara mόgł pomόc komukolwiek, chociaż z założenia film miał właśnie ten cel.

W tej produkcji pracowałaś z synem mitycznego, wyżej wspomnianego, piosenkarzaVasco, Davidem Rossim. Jak wspominasz waszą wspόłpracę?

David jest bardzo wrażliwym mężczyzną… Dobrze się z nim dogadywałam, zresztą tak jak i z innymi aktorami.

Kiedy zrozumiałaś, że chciałabyś zostać profesjonalną aktorką?

Zrozumiałam to niecały rok temu!

Jak opisałabyś twόj udział w serialu kryminalnym ‘’Inspektor Coliandro 3”?

Praca z Manetti Bros była nie tylko przyjemna, ale i przyczyniła się do mojego artystycznego rozwoju, chociaż, muszę przyznać, moja rola [podejrzana Kikky] była bardzo frywolna i prosta do zagrania.

Wyobrażałaś sobie kiedyś, że będziesz pozować nago dla Maxima, jednego z najsławniejszych miesiecznikόw dla mężczyzn w Europie?

Całkowicie o nim zapomnialam! Tak, zrobiłabym to ponownie. Nagość nie jest zawsze wulgarna, wszystko zależy od pozującego przed obiektywem.

Z tematyki społecznej z roku 2008 przerzucasz się na filmy horror w roku 2011, twoje kolejne wielkie osiągniecia na wielkim ekranie. Opowiedz nam coś o Ubaldo Terzani Horror Show (reżyseria Gabriele Albanesi). Jak odnalazłaś się w tym gatunku?

Kręcenie horrorόw jest fantastyczną sprawą. Można sie z nich nauczyć wielu rzeczy. Dzięki mistrzowi Sergiowi Stivalettiemu teraz wiem, czym są prawdziwe efekty specjalne i jak je się robi. Rozbawiona śledziłam kazdą fazę pracy Sergia, od przygotowywania siniakόw do tworzenia sztucznej krwi! I mimo, iż teraz wiem, jak to wygląda za kulisami, osobiście nadal boję się horrorόw, nigdy ich nie oglądam.

Gdzie możemy zobaczyć cię w 2012 roku?

Własnie skończyłam kręcic film Ziemia i wiatr w reż. Sebastiana Maulucciego (jego debiut), natomiast w kwietniu wystąpie w teatrze w nowym przedstawieniu Raffaela Curi z inicjatywy Fundacji Alda Fendi. Poza tym na horyzoncie jest jeszcze jeden spektakl teatralny…ale jeszcze nie wiem, kiedy wyjdzie!

Il Museo che rivitalizzerà le relazioni tra polacchi ed ebrei

0

Il Museo della Storia degli Ebrei Polacchi a Varsavia è un’iniziativa nata nel 1995 grazie all’Associazione “?ydowski Instytut Historyczny” (“Istituto Ebraico di Storia”). Il nuovo Museo è in costruzione all’incrocio tra le vie Zamenhofa, Anielewicza, Lewartowskiego e Karmelicka cioè nella zona di Muranów che una volta fu il cuore del quartiere ebraico a Varsavia. Fino al 2005 il Museo era solo un’iniziativa sociale che in seguito è stata patrocinata dal Presidente della Polonia, Aleksander Kwa?niewski. Inoltre dall’iniziativa del presidente di Israele, Shimon Peres, è nato il Comitato Onorario del Museo. Nel 2005 il Ministro della Cultura e del Patrimonio Nazionale, il Sindaco di Varsavia ed il Presidente dell’Associazione “Istituto Ebraico di Storia” hanno stipulato un accordo trilaterale in virtù del quale l’amministrazione pubblica doveva finanziare la costruzione del Museo. È il primo esempio di un’iniziativa del genere in Polonia in cui collaborano il governo, il consiglio locale ed un’istituzione non-governativa.

I lavori per la costruzione del Museo sono iniziati grazie ai fondi raccolti da privati e da fondazioni degli Stati Uniti, dell’Inghilterra, della Germania e della Polonia. La loro partecipazione, non solo ha aiutato a raccogliere dati sugli ebrei nel mondo, ma ha anche risvegliato un forte sostegno interculturale necessario per la fondazione del Museo stesso e per l’esposizione principale.

L’autore del progetto è Rainer Mahlamäki, professore alla Facoltà di Architettura presso l’Università di Oulu in Finlandia. Questo è il primo progetto che realizza all’estero. L’architetto punta a unire in modo creativo i valori estetici dell’edificio e la sua missione funzionale. L’esposizione principale sarà ubicata nel seminterrato, mentre nel primo piano si troveranno il centro d’istruzione, la sala proiezione, la sala conferenza, la sala concerto e la biblioteca. Il progetto si ispira ai paesaggi israeliani ma anche alla Bibbia e alla storia del passaggio degli Ebrei attraverso il Mar Rosso in fuga dall’Egitto. È anche il primo esempio di museo in cui il muro non è dritto  ed è proprio quel muro che mantiene tutta la costruzione del tetto d’acciaio e del soffitto. L’atrio del Museo assomiglierà a un paesaggio modificato dall’acqua fluente che modella le rocce scavandole.

Accanto al Museo e ai lati del Monumento agli Eroi del Ghetto, sarà costruito il parco che completerà il progetto. I colori dei fiori e degli alberi devono corrispondere a quelli dell’edificio e della bandiera dell’Israele. La composizione dei cespugli sarà fatta in modo lineare e sarà completata dalle luci, da un sistema continuo di panchine e di strisce di erba che renderà il parco ancora più attraente.

La missione del Museo è diventare un luogo di incontri e di discussioni per tutte le persone interessate alla storia, alla tradizione e alla cultura ebraica. Deve diventare un luogo che attirerà chi vuole conoscere il patrimonio culturale degli Ebrei polacchi ma anche un simbolo della svolta nelle relazioni polacco-ebree. L’apertura del Museo è prevista in primavera del 2013.

Vanni Scheiwiller europejski wydawca

0

Vanni Scheiwiller europejski wydawca, pod redakcją Carla Pulsoniego, Perugia, wydawnictwo Volumnia, 2011

Ta książka pieczętuje projekt rozpoczęty jesienią 2008 roku, kiedy z inicjatywy Aliny Kalczyńskiej pomyślano o zorganizowaniu w Perugii wystawy o Vannim. Projekt rodził się w zupełnie innym duchu niż inne dedykowane mu w ciągu ostatnich dziesięcioleci: wystawione eksponaty miały pozwolić na zrozumienie ważności i osobowości Vanniego dzięki cyklowi konferencji w ramach wystawy. Zamierzeniem organizatorów było rzucić światło na część cennego i skrupulatnego zapału wydawcy, jak wskazują na to niektóre informacje zawarte w tym albumie, w którym znajdują się także teksty autorów o szczególnym znaczeniu dla Scheiwillera oraz publikacje nieznanych dotychczas wspomnień osób jemu bliskich.

http://www.insulaeuropea.eu/Scheiwiller/Mostra/scheiwiller.html

 

Breslavia: cultura, storia e calcio!

0

Tra i quattro stadi allestiti per ospitare i campionati di Euro 2012, lo stadio “Miejski” di Breslavia è stato quello che finora ha ospitato il maggior numero di eventi. Qui si giocheranno tre partite valevoli per la prima fase dell’Europeo ma anche dopo i campionati lo stadio sarà ben utilizzato. Gli amministratori di Breslavia hanno già confermato le date di alcuni eventi di prestigio: il 29 giugno 2012 ci sarà il concerto di Prince, poi il torneo di calcio Polish Masters a cui prenderanno parte le squadre del Borussia Dortmund, Tottenham, Shakhtar Donetsk e ?l?sk Wroc?aw. Un evento da non perdere, in ottobre, sarà l’amichevole tra il Brasile e il Giappone! Inoltre, la città di Breslavia diventerà la capitale europea della cultura per l’anno 2016, e nel 2017 ospiterà i World Games (Giochi mondiali). Questo stadio, anche se non è né il più grande né il più bello, incanta per la sua funzionalità e il suo prestigio.

Lo Stadion Miejski è stato aperto l’otto settembre del 2011 dopo 27 mesi di lavori di costruzione. Solo due giorni dopo la sua apertura ha ospitato il primo evento di massa e non si è trattato né di una partita di calcio, né di un concerto, ma di un prestigioso incontro di pugilato del campionato del mondo dei pesi massimi WBC, che ha visto opporsi Tomasz Adamek e Vitalij Kly?ko. Un’inaugurazione originale che ha riscosso un enorme successo, con ben 40 mila spettatori sulle tribune, trasmessa in 140 Paesi! Breslavia ha indubbiamente beneficiato di questa visibilità. Il 17 settembre George Michael si è esibito allo stadio accompagnato
dall’Orchestra Filarmonica di Breslavia, mentre il primo di ottobre, nel campo dello stadio, sono arrivate le Monster Truck nell’ambito delle competizioni di Monster Jam. La squadra nazionale polacca ha giocato per la prima volta a Breslavia l’11 novembre del 2011, affrontando l’Italia. I giocatori di Franciszek Smuda hanno perso 0-2, un incontro che sarà ricordato anche per la contestazione del pubblico per l’assenza dell’emblema dell’aquila sulle maglie polacche.

Lo Stadion Miejski di Breslavia è una struttura costata ben 850 milioni di zloty, e possiede una costruzione innovativa e un aspetto non banale. La tribuna in cemento armato si nasconde dietro una facciata ingegnosamente rivestita con una rete in fibra di
vetro, ricoperta di Teflon. La membrana caratteristica dà allo stadio tante possibilità di illuminazione, adeguate al genere di evento. Il punto di forza della struttura di Breslavia è anche un ampio piazzale, che consente un accesso agevole allo stadio: l’efficienza nell’organizzazione degli eventi di massa è estremamente importante. Inoltre, le tribune meritano un plauso, essendo in un
unico livello. L’interno dello stadio si presenta come un antico teatro greco e crea un “catino” ribollente di emozioni. Per cosa è famoso questo palcoscenico greco? Naturalmente, per l’ottima acustica. É impressionante pensare a quanto forte sarà il tifo di più di 44 mila tifosi, tanti infatti ne può accogliere l’arena della Dolny ?l?sk. Per i fan più esigenti, sono state preparate trenta
logge VIP e una di esse sarebbe già stata prenotata dal miliardario russo Roman Abramovich.

Lo Stadion Miejski è lo stadio in cui la squadra di calcio della ?l?sk Wroc?aw gioca abitualmente le sue partite casalinghe. Non è ben nota la data di fondazione del club, ma si presume che questa sia avvenuta nel 1947, quando si unirono due club militari:
Pionier e Podchor??ak. “I militari”, così viene chiamata la squadra di Breslavia, nella sua storia ha vissuto dei momenti belli e brutti. I calciatori della “?l?sk” sono riusciti a vincere il campionato polacco soltanto una volta, nel 1977. Il WKS sta vivendo proprio in questi ultimi anni uno dei suoi periodi più gloriosi: dalla stagione 2008/09 i breslaviani giocano infatti nell’Ekstraklasa e l’anno scorso sono stati vicecampioni della Polonia: questo gli ha permesso di partecipare all’UEFA Europa League. “I militari” hanno
battuto squadre come il Dundee United o il Lokomotiv Sofija, ma alla fine si sono arresi al Rapid Bucarest. Attualmente, occupano la terza posizione nell’Ekstraklasa polacca a pochi punti di distanza dalla squadra capolista, il Legia Warszawa. Euro 2012 non ha portato solo nuovi stadi ma anche allo sviluppo e all’ammodernamento delle infrastrutture della città che ospiteranno il campionato. Breslavia è una città che negli ultimi anni si è sviluppata a un ritmo incredibile. Dal mese di marzo di quest’anno, l’aeroporto “Miko?aj Kopernik” dispone di un nuovo grande terminal che è costato 300 milioni di zloty e che può gestire fino a 3 milioni di passeggeri all’anno. Anche i mezzi pubblici sono stati sostanzialmente modernizzati. Altri lavori hanno interessato la costruzione di una tangenziale, la ristrutturazione della stazione centrale, lo sviluppo dei collegamenti ferroviari, e sono state attivate le linee speciali di tram e bus e infine è stata introdotta la catena dei garage Park and Ride. I tifosi saranno trasportati con gli autobus dall’aeroporto allo stadio; vicino alla fermata speciale nei pressi dello stadio si fermeranno anche i treni. Tutto questo è stato concepito affinché i tifosi possano tranquillamente e in sicurezza arrivare ad assistere alla partita. Per coloro che non sono riusciti a comprare in tempo i biglietti per Euro 2012, la città di Breslavia intende costruire in Rynek una cosiddetta “Strefa Kibica” che potrà accogliere 30 mila tifosi.

Si dice che Breslavia sia stata fortunata a poter ospitare Euro 2012, ma i tifosi potranno raccontare di aver avuto una fortuna ancor più grande: aver potuto visitare questa città. Già da qualche anno, la capitale della regione Dolny ?l?sk è in grado di suscitare ammirazione con la sua organizzazione efficiente e la sua modernità. Si può tranquillamente affermare che Breslavia è la New York polacca! È uno dei più grandi centri culturali e intellettuali in Polonia, qui studiano ben 70 mila giovani. La città è anche famosa per i numerosi circoli musicali, pub e discoteche: forse è per questo motivo che i tifosi cechi temono che i loro
giocatori, che pernotteranno a Breslavia, possano divertirsi fino a tarda ora. La filarmonica, l’opera, i musei, i teatri e i cinema sono un inconfondibile biglietto da visita per questa città di Dolny ?l?sk. Breslavia garantirà ai tifosi ospiti non solo tanto divertimento ma anche un ottimo sonno ristoratore negli alberghi, pensioni, ostelli e campeggi della città. Nella “Venezia del nord”, così viene a volte chiamata la città grazie al gran numero dei ponti (è la quarta città in Europa), anche il turista amante dei monumenti troverà
qualcosa per sé: sono presenti infatti architetture di varie epoche. Suscita grande ammirazione la parte più antica della città, ossia Ostrów Tumski. Inoltre, sono assolutamente degni di nota anche la città vecchia, il municipio gotico in Piazza del Mercato, o il padiglione moderno “Hala Stulecia”. Il dovere di ogni turista che soggiorna a Wroclaw è anche quello di vedere il Panorama Rac?awice, la fontana multimedia o lo zoo, che ha il maggior numero di animali d’ogni specie in Polonia.

Attualmente a Breslavia sono in corso gli ultimi lavori di adeguamento per lo Stadion Miejski. Sta venendo ripulito il rivestimento sul quale alla fine sarà attivo un sistema di illuminazione spettacolare. Anche se recentemente sono nati vari malintesi tra le due società responsabili per i lavori dello stadio e i problemi relativi al permesso d’uso, il presidente della città Rafa? Dutkiewicz è convinto che la città ultimerà tutte le opere in tempo e questi piccoli problemi non avranno alcun impatto sull’organizzazione di Euro 2012.

Niesamowity przypadek sądowy

0

W roku 1999, inwestor – obywatel włoski – nabył lokale na poddaszu w zabytkowej kamienicy w Krakowie, przy ul. Św. Gertrudy 7. Zamierzał przerobić poddasze na cele mieszkalne, przede wszystkim „dla siebie”, ze względów osobistych. W tym celu założył w Polsce spółkę, zatrudnił lokalnych projektantów, uzgodnił projekt z konserwatorem zabytków oraz z innymi zainteresowanymi podmiotami, m.in. współwłaścicielami nieruchomości sąsiedniej i uzyskał w sprawie wszystkie niezbędne pozwolenia administracyjne, w tym pozwolenie na budowę. Projekt przewidywał podniesienie dachu kamienicy oraz stworzenie dodatkowej kondygnacji. Wszystkie zainteresowane strony, w tym współwłaściciele sąsiedniej kamienicy brali udział w postępowaniu, żaden z nich nie składał odwołań od decyzji wydanych w sprawie, w tym od pozwolenia na budowę, które stało się ostateczne.

Dopiero po zrealizowaniu większości prac (zgodnie z zatwierdzonym i uzgodnionym projektem), jeden ze współwłaścicieli sąsiedniej kamienicy uznał, że inwestycja jednak narusza jego interesy i złożył w tej sprawie szereg pism i wniosków. Wszczęto postępowanie wyjaśniające, w trakcie którego okazało się, że władze Miasta Krakowa popełniły błąd przy wydawaniu pozwolenia na budowę. Błędu nie przeoczył skłócony współwłaściciel sąsiedniej kamienicy. W pewnym uproszczeniu, chodziło o terminologię, tj. różnicę pomiędzy sformułowaniem „przebudowa poddasza wraz z podniesieniem kalenicy dachu i stworzeniem dodatkowej kondygnacji” (o co wnioskował inwestor przedkładając w sprawie rysunki i projekty i na co zostało wydane pozwolenie) a pojęciem „nadbudowa” (jakie powinny były w tej sprawie użyć władze). W wyniku powyższego błędu, w roku 2006 ostatecznie zostało uchylone pozwolenie na budowę w tzw. trybie nadzwyczajnym.

Postępowanie wyjaśniające przed organami nadzoru budowlanego trwało od 2003 roku. Inwestor przy pojawieniu się pierwszych wątpliwości natychmiast wstrzymał inwestycję, w zasadzie na etapie prac wykończeniowych. W sprawie kilkakrotnie wzywano inwestora do przedłożenia ekspertyz, opinii, dodatkowych projektów budowlanych i dokumentacji powykonawczej, o łącznej wartości kilkuset tysięcy złotych. Inwestor skrupulatnie wypełniał wszystkie nakazy i postanowienia władz, gdyż zgodnie z udzielonymi wskazówkami, postępowanie miało charakter „naprawczy”, tj. miało na celu naprawienie wad pozwolenia na budowę. W sprawie istotna była również kwestia wpływu inwestycji na nieruchomość sąsiednią, jednak władze konsekwentnie oddalały wnioski inwestora o przeprowadzenie badań przez niezależnego biegłego i kwestia ta nie została wyjaśniona.

Po niemal 9 latach postępowania zapadła decyzja precedensowa w skali kraju. Organ nadzoru budowlanego nakazał inwestorowi rozbiórkę nie tylko dodatkowej kondygnacji powstałej w wyniku realizacji inwestycji, ale także tej, która istniała wiele lat wcześniej, zanim inwestor zdecydował się na nadbudowę tj. tej na której znajdowało się zakupione przez inwestora poddasze. Jeżeli inwestor wykona nakaz rozbiórki (obecnie złożył odwołanie od decyzji) utraci prawo własności poddasza, które po prostu przestanie istnieć.

W rezultacie łącznego działania organów administracyjnych, inwestor poniósł koszty nie tylko inwestycji zrealizowanej zgodnie z wydaną w sprawie decyzją (która okazała się wadliwa z przyczyn niezależnych od inwestora), ale koszty wykonania wszystkich ekspertyz, opinii i projektów których zażądały władze w postępowaniu mającym naprawić wady uchylonego pozwolenia na budowę. Jedynym efektem przeprowadzonej „naprawy” stała się decyzja, której wykonanie doprowadzi do utraty przez inwestora prawa własności poddasza istniejącego przed wykonaniem nadbudowy.

Inwestorowi przysługuje prawo do żądania odszkodowania od Gminy Kraków, obecnie jednak trudno oszacować pełną wysokość strat, w tym koszty ewentualnej rozbiórki. Bez wątpienia szkody sięgać będą milionów złotych.