Powstała petycja w sprawie niezamykania Hali Gwardii do czasu rozpoczęcia remontu
Książki do pisania
Seria „Książki do pisania”, wydawana w wielu językach, w tym we włoskim, opiera się na oryginalnym pomyśle wydawnictwa Austeria, mającym na celu oddanie hołdu szczególnie ważnym tematom i zagadnieniom szeroko rozumianej kultury, poprzez mądre dawkowanie zdjęć, cytatów i stron „do zapisania”, dostępnych dla wyobraźni czytelnika. Być może, to osobliwe zaproszenie od wydawnictwa Austeria, aby korzystać z wyobraźni, rozbudzi nigdy nie uświadomione pisarskie aspiracje.
„Książki do pisania” to w rzeczywistości miejsce, w którym pamięć jest zawsze na pierwszym planie, ale jest to również miejsce, w którym (nazwa nie jest przypadkowa) realizuje się odwieczne pragnienie – trzecie na świecie – bycia osobistym świadkiem żydowskich tradycji i kultury, ale nie tylko. (…) unikalny i oryginalny projekt, „Książka do pisania”, notatnik i zarazem zbiór cytatów i fotografii, który jest prawdziwym znakiem rozpoznawczym wydawnictwa. (Marilena Toscano, z artykułu opublikowanego 1 listopada 2022 w dzienniku ,,La Sicilia”).
Inicjatywa wydawnicza, do której Austeria posiada prawa autorskie, rozszerza się zatem również na rynek włoski, na który wydano już „Roma ebraica” i „Cracovia”, a wkrótce spodziewana jest publikacja „Triestu” Salvatore Esposito. Włoskie wydanie „Triestu”, które będzie kontynuacją poprzedniego, pod redakcją Joanny Ugniewskiej, skierowane jest do odbiorców włoskich i włoskojęzycznych, i w pewien sposób integruje i poszerza zakres tego pierwszego wydania (Gillo Dorfles, Giorgio Strehler, Lelio Luttazzi), bliższa nam epoka (Rumiz, Covacich, Morris, Brussell, Pahor, Jancar), nie zaniedbując polskiego wkładu (sama Joanna Ugniewska, ale także Jelenski, Gmyz, Kraszewski…).
Tłumaczenie pl: Agata Pachucy
Sanktuarium w Oropie i inne perły w okolicach Bielli
W sierpniu tego roku, podczas letniej przerwy spędzonej we Włoszech, tuż przed powrotem do Polski, jeden dzień przeznaczyłem na intensywne zwiedzanie razem z moim przyjacielem Davide. Wybraliśmy szlak kulturowy w prowincji Biella, najmniejszej w Piemoncie, ale pełnej pięknych miejsc, z których najważniejsze to z pewnością majestatyczne Sanktuarium w Oropie.
Najpierw pojechaliśmy do Bondarte, które składa się z niewielkiego kompleksu budynków ukrytych pomiędzy wzgórzami, które dzięki wspaniałym obrazom, mozaikom i rzeźbom tworzą prawdziwe muzeum pod otwartym niebem. Być może było to najmniej popularne miejsce ze wszystkich na naszej liście tego dnia, jednak najbardziej odpowiadające mojemu nietypowemu i selektywnemu pojmowaniu turystyki.
Drugim punktem programu była trasa Panoramica Zegna, prowadząca do kolejnej miejscowości u wrót Doliny Aosty, która jest czymś więcej niż zwykłym szlakiem turystycznym. Otoczona urzekającą naturą kręta trasa, rozsławiona dzięki działalności słynnego przedsiębiorcy tekstylnego Ermenegildo Zegna w latach 30. ubiegłego wieku, oczarowuje porywającymi widokami.
Następnie przyszła kolej na Rosazzę, uroczą wioskę, która zawdzięcza swoją nazwę i nowe życie patronowi Federico Rosazza: postaci owianej tajemnicą, która w pewien sposób towarzyszy również całej miejscowości, charakteryzującej się niespotykanymi wyborami architektonicznymi i enigmatyczną symboliką rozsianą w różnych miejscach.
Po zjedzeniu smacznego, lokalnego obiadu, nadszedł czas na wspomniany wcześniej kulminacyjny punkt dnia, jedno z najważniejszych miejsc kultu w całych północnych Włoszech, Sanktuarium w Oropie poświęcone Czarnej Madonnie. Doświadczenie było wyjątkowo owocne, dzięki zwiedzaniu z Lindą Angeli, kierownikiem ds. komunikacji w Sanktuarium, która okazała się pomocna i wiele nam wyjaśniła, co pozwoliło nam w pełni zrozumieć historię i specyfikę tego miejsca.
Jak twierdzi Linda Angeli „to miejsce jest wyjątkowe dla wszystkich, którzy tu przyjeżdżają ze względu na połączenie wielu istotnych elementów. Istnieje faktycznie aspekt głęboko duchowy, związany z wiarą, ascezą i obecnością Madonny. Następnie mamy do czynienia z niezwykłym, nieskażonym krajobrazem, a także ze sztuką, kulturą i architekturą. Myślę, że połączenie tych trzech, tak mocnych elementów w jednym miejscu, jest trudne do znalezienia gdziekolwiek indziej.” Inną cechą, która wyróżnia Sanktuarium jest możliwość noclegu, jak podkreśla Angeli: „Gościnność wyróżnia Sanktuarium od początków jego istnienia, a historycznie Oropa jest wyjątkowa również dlatego, że nie powstała w wyniku cudu czy objawienia, ale właśnie z powołania do gościnności, które kultywowano przez wieki. Domus et ecclesia cytowane w dokumentach z 1200 roku mówi właśnie o tym, że Sanktuarium gościło osoby podróżujące z Bielli w stronę Doliny Aosty i z powrotem, które poza jedzeniem i miejscem do spania, szukały duchowej gościnności”.
Elementem łączącym Sanktuarium w Oropie z Polską jest oczywiście wspomniana wcześniej Czarna Madonna, obecna również w Sanktuarium na Jasnej Górze. Związek ten jest niezaprzeczalny: hymn Sanktuarium w Oropie naśladuje muzykalność hymnu pochodzącego z Częstochowy, a poza tym, w zorganizowanej w Piemoncie w 2010 roku, ważnej konferencji na temat Czarnych Madonn licznie uczestniczyli również Polacy. Drewniana statuetka Madonny została niedawno ozdobiona absolutnie wyjątkowym Płaszczem Miłosierdzia, ukończonym w środku pandemii, wiosną 2020 roku, ale odsłoniętym dopiero w sierpniu 2021 roku. Płaszcz ma 25 metrów długości i składa się z 15 tysięcy kawałków materiału ofiarowanych przez tysiące ludzi, którzy zostawili na nich również intencję modlitewną do Madonny. Linda Angeli powiedziała też kilka słów na temat wzgórza Sacro Monte di Oropa, które wznosi się obok Sanktuarium: „To światowe dziedzictwo UNESCO wraz z pozostałymi ośmioma wzgórzami Sacri Monti w Piemoncie i Lombardii, poświęcone historii życia Madonny. Znajduje się na nim 12 kaplic z rzeźbami z terakoty nawiązujących do historii od Niepokalanego Poczęcia do Koronacji. Zwłaszcza w latach 1600 i 1700 był to sposób, żeby przybliżyć pielgrzymom historię Matki Boskiej poprzez tradycyjne rzemiosło i ubiór, zbliżając ją w ten sposób do codziennego życia ludzi”.
Po wizycie w Oropie, nadszedł czas na zejście w kierunku równiny, aby odwiedzić dwa ostatnie miejsca na naszej bogatej trasie. Pierwsze z nich to Ricetto di Candelo, średniowieczna fortyfikacja służąca kiedyś do przechowywania towarów na czarną godzinę, takich jak produkty spożywcze i wina. Wędrując po brukowanych uliczkach tej budowli, jednej z najlepiej zachowanych tego typu w Europie, naprawdę można poczuć się jak gdyby cofnęło się w czasie. I wreszcie, w odległości zaledwie kilku minut drogi, nie można nie zakończyć wycieczki w Belli, stolicy prowincji. Po spacerze w centrum „stolicy wełny” i zwiedzaniu neogotyckiej katedry Santo Stefano (wraz z jej wyjątkowym wnętrzem) oraz romańskiego baptysterium San Giovanni, przyszedł czas na kolację i przemyślenie wszystkiego, co widziało się w ciągu dnia. Do domu wracam bogatszy o nowe doznania, jak zwykle, gdy mogę poświęcić czas na tego typu doświadczenia.
Tłumaczenie pl: Jagoda Błaszczyk
Kultura żywienia źródłem innowacji
Listopad, od kilku lat jest miesiącem, w którym promuje się na świecie kulturę kuchni włoskiej, której, z inicjatywy Ministra Spraw Zagranicznych i Współpracy Międzynarodowej, został poświęcony cały tydzień, idąc w ślad za dziedzictwem Expo Milano 2015. Celem inicjatywy jest zgłębianie związków między jedzeniem a równowagą środowiskową, a także kultura jedzenia, bezpieczeństwo żywności, prawo do pożywienia, edukacja żywnościowa, tożsamość obszarów i bioróżnorodność.

Tekst: Elena Santi
Myśląc o włoskim jedzeniu musimy pamiętać o zmianach zaistniałych na przestrzeni lat, dzięki marketingowi produktów spożywczych, które dopiero po wojnie sprzedawano hurtowo. Wiele włoskich firm zasłynęło ze swoich opakowań do jedzenia zarówno gotowanego, jak i surowego, mając na uwadze, że pudełko, oprócz zapewniania ochrony i higieny, staje się cennym pojemnikiem, funkcjonalnym dla dystrybucji na dużą skalę i tym samym eksportu produktów, które rozsławiły nas na całym świecie.
Prawdziwą zmianę bez wątpienia przyniosło pojawienie się telewizji. W 1957 roku rzeczywiście mają miejsce dwie nowinki we włoskiej codzienności: narodziny pierwszych supermarketów i program telewizyjny, który staje się stałym punktem wieczoru wielu włoskich rodzin – Carosello.

Po wojnie, pod koniec lat 50., wraz z rozprzestrzenieniem się telewizji, reklama staje się jedną z nowości małego ekranu, nie ogranicza się już do gazet i czasopism, przekształca się wręcz w serię krótkometrażowych filmów z przerywnikami muzycznymi. W tym momencie firmy związane z produktami spożywczymi takie jak Barilla, Pavesi, Ferrero, Lavazza wierzą w kreatywność grafików, rysowników, artystów, znanych lub tych, którzy takimi się staną, ponieważ są w stanie wymyślić nowy język reklamowy w innowacyjnej krótkometrażówce lub na opakowaniu. W ten sposób dochodzi do odnowienia dotychczas znanych produktów, które dzięki telewizji wchodzą do użytku codziennego milionów Włochów.
Pojawiają się także firmy, które zastosowały ten innowacyjny język w swojej marce i logotypie, stając się na przestrzeni lat ikonami włoskiego stylu i kultury, tak jak Bialetti. Dobrym przykładem jest L’Omino coi baffi (człowieczek z wąsami), stowrzony przez autora komiksów Paula Campaniego i inspirowany właścicielem firmy Renato Bialettim, który zastąpił ojca Alfonsa Bialettiego, twórcy słynnej Moki Express. Sławna kawiarka, wymyślona w latach 30., przekształca się w unikalny i niepowtarzalny produkt, który po wojnie, dzięki właściwej wizji produkcji przemysłowej, sprzedano milionom Włochów. W ten sposób stała się symbolem włoskiego rytuału kawy. Sławny był również slogan, który powtarzał L’Omino coi baffi: „…wydaje się proste, ale takie nie jest; żeby zrobić dobrą kawę potrzeba waszego doświadczenia,waszej troski i… kawiarki Moka Express Bialetti”.

Dla Włochów kawa jest kultem, tak jak herbata dla Anglików. Dlatego nawet we włoskich barach i cukierniach, został wymyślony ekspres do kawy, który wyróżniał się budową i wydajością, aby stworzyć dobry napój w kilka minut.
Przedsiębiorstwo La Cimbali, które produkowało te maszyny już od lat 30., jako pierwsze wygrało Złoty Kompas, dzięki projektowi Pitagora, zaprojektowanym przez braci Achille i Piera Giacomo Castiglionich. Projektanci raz jeszcze zaskoczyli elegancją w tworzeniu czystych i prostych linii przedmiotu ze stali nierdzewnej, pozwalając na jego seryjną reprodukcję.

W latach 60. inny ważny przedsiębiorca zdecydował się na inwestycję w sztukę, aby wypuścić swój produkt do świata reklamy: Lagostina. Aby wprowadzić na powojenny rynek włoski szybkowar, wbrał Linię Osvalda Cavandoli, czyli postać małego uśmiechniętego mężczyzny z wielkim nosem, spacerującego po nieskończonej linii, z której powstaje jego kształt. Zgodnie z tym, co mówił slogan, był to produkt, który dzięki sposobie gotowania podkreślał smaki i oszczędzał czas gospodyniom domowym w świecie spożywczym i kuchni, musiał być wydajny w gotowaniu wyśmienitych potraw lub w przygotowaniu pysznych napojów, mieć funkcjonalny design, ale przede wszystkim musiał być atrakcyjny dla kupującego. Tak przedmioty codziennego użytku w kuchni i na stole stają się piękne, ponieważ projektanci od lat 60., aż do dnia dzisiejszego są wzywani do przeprojektowania istniejących form za pomocą nowych materiałów, takich jak stal nierdzewna, aby serwowane wam danie lub przygotowany przepis nabrały wartości w oczach współbiesiadników.

W naszej wyobraźni nie możemy zapominać o tacach, koszykach i miskach do owoców firmy Alessi, które na kolacjach lub niedzielnych obiadach naszych dziadków sprawiały, że stoły były eleganckie i piękne. Zastawy stołowe o wyrafinowanym designie, które do tej pory kupujemy i dajemy w prezencie, bo stały się ikonami stylu zrodzonymi z eksperymentów i innowacyjności w rodzaju obróbki, jak w przypadku badań nad technologią giętego metalowego drutu, prowadzonych przez biuro techniczne Alessi. To właśnie ta umiejętność pozwoliła firmie odnieść sukces i utrzymać w katalogu zestaw pojemników na stół i do kuchni o prostym, ale współczesnym designie.
Inne włoskie firmy, które na początku XX wieku powstały jako zakłady rzemieślnicze, zaczęły produkować seryjnie po wojnie, a dzięki ciągłemu przetwarzaniu innowacyjnych materiałów, zachowały dalekowzroczność, aby inwestować w talent architektów i projektantów i tworzyć kolekcje na stoły i do kuchni.
Włoski design, nawet w tygodniu dedykowanym kuchni włoskiej, przypomina o kompetencjach i kreatywności Włochów: od inspiracji w przygotowaniu pysznych potraw, aby umożliwić poznanie innych sposobów na wykorzystanie najsławniejszych składników na świecie, po umiejętność wymyślenia i projektowania prostych naczyń, które waloryzują zarówno przepisy szefów kuchni, jak i codzienne dania.
Tłumaczenie it: Eliza Kochanowicz
Edvard Munch – Podróż przez Norwegię, Włochy i Polskę
Oprócz poszukiwania, przeżywania i opowiadania doświadczeń, mniej lub bardziej związanych z relacją Włoch i Polski, próbuję też czasem rzeczy równie inspirującej: znalezienia trzeciego elementu łączącego, dla dalszego i mniej kanonicznego splotu kulturowego. Rolę kleju, a jednocześnie logicznie rzecz biorąc niekwestionowanego bohatera, odgrywa tu Norwegia, w postaci jej ikonicznego malarza Edwarda Muncha, którego niedawno odnowione muzeum w Oslo stanowi centralny punkt tej opowieści.
Często zdarza się, w różnych kontekstach, że artysta zostaje zapamiętany lub niemal całkowicie utożsamiony (niesprawiedliwie i powierzchownie) z jednym dziełem, co w konsekwencji odsuwa nieco w niepamięć resztę twórczości; rzadko jednak dzieje się to z przytłaczającą siłą, właściwą samej sztuce, jak w przypadku „Krzyku”.
W sobotę 22 października miałem zaszczyt gościć w MUNCH, niepowtarzalnym 13-piętrowym wieżowcu we wschodnim, historycznym centrum stolicy Norwegii, który od około roku jest nowym domem dla ogromnej spuścizny malarza.
Po satysfakcjonującej, kilkugodzinnej wizycie, miałem przyjemność przeprowadzić wywiad z szefem programowym MUNCH, Larsem Toft-Eriksenem, dzięki szefowej biura prasowego Maren Lindeberg. Była to doskonała okazja, aby podsumować mniej lub bardziej znaną spuściznę artystyczną Edwarda Muncha, jego niezbyt jawne związki z Włochami i Polską, a także dowiedzieć się więcej o różnorodnych wystawach.
Jeśli chodzi o niebezpieczeństwo dla artysty, jakim jest zachłyśnięcie się nieobliczalną globalną sławą jednego z jego produktów, Toft-Eriksen patrzy na to z bardziej konstruktywnej strony: „Z pewnością istnieje takie ryzyko, jeśli chodzi o Krzyk. Możemy jednak dostrzec plusy tej sytuacji, ponieważ ludzie poznają wtedy Muncha bardziej, a w końcu to właśnie czyni go tak wielkim, popularnym i docenianym. Już za życia, choć nie był bynajmniej supergwiazdą”, jaką jest dzisiaj, był zawsze postacią znaną i rozpoznawalną, cenioną zwłaszcza we Francji i Niemczech. Wielka sława przyszła później, wraz z muzeami i wystawami. Pierwszy pomysł na muzeum miał nawet sam Munch w latach 30. XX wieku; dzisiejsze muzeum powstało w 1963 roku w innej lokalizacji, a od października 2021 roku działa w obecnym miejscu”.
Warto wspomnieć o ważnej pozycji z Włoch, która rzuca nowe światło na artystę: dokument „Munch. Miłość, duchy, wampirzyce”, trójkolorowa produkcja wyjątkowo trafiła do włoskich kin 7, 8 i 9 listopada. Bezprecedensowa podróż w głąb życia Edvarda Muncha i jego Norwegii, od zachwycającego domu w Åsgård-strand, po obrazy urzekającej Skandynawii. Przemierzając pokazane w filmie sale majestatycznego MUNCHA i obserwując dzieła, możemy zastanowić się nad tematami, które naznaczyły istnienie i sztukę autentycznego geniusza i prekursora.
Przechodząc do analizy związku z Munchem z punktu widzenia konkretnej produkcji artystycznej, to o ile w odniesieniu do Polski należy podkreślić związek ze Stanisławem Przybyszewskim (który w 1893 roku poślubił znaną już wówczas Munchowi malarkę Dagny Juel, której portret z tego samego roku możemy zobaczyć obok), to w odniesieniu do Włoch Toft-Eriksen mnie zaskoczył: „Mówi się o długiej przyjaźni z polskim pisarzem; obaj byli w rzeczywistości bardzo blisko. Natomiast w Bel Paese, w Rzymie, Munch bywał kilkakrotnie. Istnieje zresztą obraz, jego autorstwa, przedstawiający grób jego wuja, słynnego historyka Petera Andreasa Muncha, pochowanego w stolicy Włoch”.
Miejsce spoczynku, o którym mowa, to słynny Cmentarz Niekatolicki w dzielnicy Testaccio.
Wracając do MUNCH w Oslo, o licznych i różnorodnych wystawach, które zdobią 13 poziomów wieżowca, decyduje sam Larsa Toft-Eriksena, który jest zatem najbardziej odpowiednią osobą, by zapytać o charakterystykę niesamowitych elementów kultury wizualnej, bodźców sensorycznych czy dzieł artystycznych wybranych do przestrzeni muzealnych: „Nie wszystko jest koniecznie związane ściśle z Munchem. Jest dużo sztuki nowoczesnej, współczesnej, o integrujących aspektach, ale wybór nie jest dokonywany wyłącznie na podstawie powiązania. Nadal istnieją i wcześniej istniały np. artystki będące pod silnym wpływem Muncha, jak w przypadku Tracy Enin. Kolejność pięter wieżowca jest ważna, a w przestrzeniach jest wiele możliwości poruszania się, jego kulminacją jest taras na dachu z widokiem na miasto”.
Całe to doświadczenie było bardzo satysfakcjonujące i trudne do podsumowania. Możliwość ciągłego odkrywania nowych rzeczy, wychodzenia poza to, co powierzchowne, to ciągła satysfakcja.
P.s. Powiem to na końcu, szeptem, ale muszę: „Krzyk” jest wspaniały, we wszystkich trzech wersjach oferowanych przez MUNCH, i wyraźnie przyciąga gości jak nic innego. Ale to, co naprawdę pozostawia wszystkich w oszołomieniu, to całe muzeum, najlepszy sposób, w jaki Oslo świętuje geniusz swojego Edwarda Muncha.
Tłumaczenie pl: Maja Kaszyńska
Za wolność naszą i waszą – podróż po Rzymie śladami legionu Mickiewicza
Wiosna Ludów, znana również pod nazwą rewolucji 1848 lub powstań z 1848 roku, była falą zrywów rewolucyjnych, jakie miały miejsce w połowie XIX wieku w całej Europie, których celem było obalenie absolutystycznych reżimów Restauracji i zastąpienie ich rządami liberalnymi.
W Rzymie, pod naporem powstań ludowych domagających się wolności i demokracji, upadł reżim papieski, a papież Pius IX uciekł do Gaety. 9 lutego 1849 r. Zgromadzenie wybrane w wyborach powszechnych proklamowało Republikę pod przewodnictwem Triumwiratu, przyjmując jako symbol trójkolorową flagę. Jednak, aby przywrócić władzę papieża, Francja, Austria, Hiszpania i Królestwo Dwóch Sycylii zaatakowały terytorium Republiki z kilu stron. Młodzi mężczyźni ze wszystkich części Włoch i Europy zjechali do Rzymu, aby bronić miasta. Garibaldi przyprowadził tam swoich ochotników – około 2000 słabo uzbrojonych, lecz mocno zdeterminowanych mężczyzn, którzy pragnęli za wszelką cenę bronić demokracji, wolności i Republiki. To właśnie Garibaldiemu powierzono obronę miejsca najbardziej narażonego na ataki – wzgórza Janikulum.
30 kwietnia Francuzi dotarli do bram Rzymu. Zatrzymani przez intensywny ogień obrońców i odparci w wyniku brawurowego ataku na bagnety, pod koniec dnia zostali zmuszeni do odwrotu. Jednak po miesięcznym rozejmie, gdy szeregi Francuzów wzrosły do 30 000 ludzi, walki zostały wznowione.
W obleganym i bombardowanym Rzymie dni Republiki były policzone. 30 czerwca Zgromadzenie, aby nie narażać miasta na bezsensowne zniszczenie, podjęło decyzję o zakończeniu oporu. Garibaldi nie przyjął kapitulacji i z kontyngentem zbrojnym rozpoczął odwrót w kierunku Wenecji. Mazzini udał się na wygnanie.
3 lipca, podczas gdy wojska francuskie wkraczały do Rzymu, z balkonu Kapitolu ogłoszono Konstytucję Republiki Rzymskiej.
W ciągu tych miesięcy Rzym z jednego z najbardziej zacofanych państw Europy stał się miejscem próby ogniowej dla nowych idei demokratycznych, opartych przede wszystkim na powszechnym prawie wyborczym dla mężczyzn (prawo wyborcze dla kobiet nie było wprawdzie zabronione przez konstytucję, ale zwyczajowo kobiety pozostawały z niego wykluczone), wolności wyznania i zniesieniu kary śmierci.
Powiedzieliśmy, że do obrony Republiki Rzymskiej pospieszyło wielu patriotów z różnych stron Włoch. Na wezwanie odpowiedziała również niecodzienna międzynarodowa armia ochotników: na barykadach Rzymu, wśród obrońców miasta znajdujemy cudzoziemców, którzy walczyli, pisali wiersze, malowali, niektórzy poświęcili swoje życie. Najbardziej jednorodną i zorganizowaną grupą był Legion Polski, formacja obywateli narodu skreślonego z map Europy, „pielgrzymów”, którzy – niesieni nostalgią – przybywali wszędzie tam, gdzie toczono walki o wolność i ojczyznę.
W swojej książce „Z Rzymu do Rzymu” Alessandro Cartocci przypomina o dokonaniach tych błędnych rycerzy w Wiecznym Mieście, składając należny im hołd i wyrażając uznanie za ich odwagę i lojalność.

Autorowi, po czasochłonnych i skomplikowanych poszukiwaniach archiwalnych, udało się po raz pierwszy, po ponad 170 latach, ustalić nazwiska 201 dzielnych legionistów, którzy walczyli u boku oddziałów Garibaldiego w Rzymie. Badania pozwoliły również na ujawnienie wielu ciekawych epizodów, w których uczestniczyli legioniści, wykazując się odwagą tak wielką, że budziła podziw nawet wrogów. Pojawia się więc pytanie: skąd Legion Polski w Rzymie? Jak, kiedy i w jakim celu utworzono ten oddział obcokrajowców walczący w obronie Wiecznego Miasta? Historia Legionu Polskiego założonego z woli polskiego poety-wieszcza Adama Mickiewicza w marcu 1848 roku, oficjalnie zatwierdzonego w Rzymie dekretem Triumwiratu z 29 maja 1849 roku, nigdy nie była dostatecznie zgłębiona. Pozostało tylko wypełnić tę lukę.
Cartocci na papierze przywrócił do życia tych odważnych wojowników, szkicując ich postacie w tak mistrzowski sposób, że możemy naprawdę poczuć się bliscy ich myślom i czynom, dzieląc bratersko ich ideały w tamtym surowym, wrogim świecie, w którym nie było miejsca na samostanowienie narodów. Były to realia, które zmuszały do odważnych, często skrajnych wyborów, do podejmowania wyrzeczeń w imię tej wolności, niepodległości i jedności narodowej, której Włosi i Polacy czuli się dotkliwie pozbawieni. Ich wspólne aspiracje zostały wyrażone również w tekstach hymnów obydwu Narodów.
Nie zdradzajmy jednak kolejnych szczegółów tej porywającej i pełnej niespodziewanych powiązań historii, by nie pozbawiać czytelnika przyjemności stopniowego odkrywania faktów, które
Cartocci, dzięki błyskotliwej narracji i umiejętnemu korzystaniu ze źródeł historycznych, przedstawia nam chronologicznie, to przywołując głosy licznych naocznych świadków, którzy czynią wciąż żywą pamięć o garstce bojowników, to dzieląc się z nami bogatą antologią dokumentów archiwalnych stanowiącą dopełnienie sekwencji obrazów i historii opowiedzianych w książce…
Dzięki tej nowej wiedzy i świadomości, wśród Bohaterów, którzy oddali życie za ideały Republiki Rzymskiej znajdują się teraz także nazwiska młodych Polaków walczących we Włoszech w imię braterstwa broni dla wyzwolenia ojczyzny uciskanej przez obce wojska. Polacy dzięki swojej postawie otrzymali znaczące wsparcie i pomoc kilkanaście lat później – w powstaniu przeciwko Rosji w 1863 roku, kiedy to duża grupa ochotników z Bergamo pod wodzą Francesco Nullo odpowiedziała na wezwanie Garibaldiego „Nie opuszczajcie Polski”.
Może od dziś ich nazwiska wyryte na starożytnej rzymskiej kolumnie w ogrodach przy Via Flaminia czy przy Mauzoleum Garibaldiego na Janikulum, mimo skomplikowanej dla Włocha ortografi i, będą brzmieć mniej obco. Z Rzymu do Rzymu, dobrej podróży!
Książka, znakomicie przetłumaczona na język polski przez Martę Koral, powstała dzięki hojnemu wkładowi Istituto Internazionale di Studi Giuseppe Garibaldi, instytucji zaangażowanej w promowanie i upowszechnianie studiów nad ideami i działalnością Giuseppe Garibaldiego oraz epopei Garibaldiego we Włoszech i na całym świecie. Uzyskała także patronat Instytutu Polskiego w Rzymie i Polskiej Akademii Nauk w Rzymie, a ich dyrektorzy, Łukasz Paprotny i Agnieszka Stefaniak-Hrycko, zechcieli w słowie wstępnym wyrazić swoje osobiste uznanie. Przedmowę napisała Pani dr Minasi, dyrektor Muzeum Republiki Rzymskiej i pamięci Garibaldiego.
Alessandro Cartocci, dyrektor Szpitala C. Forlanini w latach 1979 –2009 i wykładowca na kursach szkoleniowych dla personelu medycznego, dla rozładowania napięcia wynikającego z pracy zawodowej, zaczął zajmować się hobbystycznie badaniami historycznymi, z sukcesem przenosząc na pole zainteresowań swoje naukowe doświadczenie i metodologię badawczą. Jego pasją stała się Republika Rzymska z 1849 roku, której poświęcił dwie książki: „La faccia delle strade” [„Oblicze ulic”] o garibaldyjskiej toponimii Janikulum i Monteverde Vecchio oraz „La vedetta appenninica” [„Apeniński patrol”], w której zawarł ciekawostki, refleksje i wspomnienia dotyczące Wiecznego Miasta. Przez wiele lat publikował artykuły na łamach czasopisma Strenna dei Romanisti i Przeglądu historycznego Instytutu Niepodległości Włoch i Zeszytów Historiograficznych Międzynarodowego Instytutu Nauk „Giuseppe Garibaldi”.
Dochód ze sprzedaży książki zostanie przekazany Caritas DROHOBYCZ na potrzeby tamtejszego szpitala
Wszyscy zainteresowani mogą kupić książkę z 40% upustem, przekazując darowiznę w wysokości 25 euro na konto:
STOWARZYSZENIE DIAKONIA RUCHU SWIATLO ZYCIE
PL33124015741111001090648181
PKOPPLWXXX
Ul. Ks. Franciszka Blachnickiego, 2
34 – 450 KROŚCIENKO n. Dunajcem
Z dopiskiem: pomoc Ukrainie – Szpital Drohobycz
Kontakt: JOLANTA TERLIKOWSKA – TEL. +48 575 004 876
Stefano Lavarini – świetlana przyszłość polskiej siatkówki kobiet
Stefano Lavarini to obecny trener reprezentacji Polski w siatkówce oraz włoskiego klubu Igor Gorgonzola Novara. Jego sukcesy to m.in. mistrzostwo Brazylii, srebrny medal na Klubowych Mistrzostwach Świata i brąz na Mistrzostwach Azji. Lavarini opowiada nam o swoich doświadczeniach z ostatnich FIVB Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Kobiet 2022 rozgrywanych w Polsce i Holandii oraz o perspektywach reprezentacji Polski.
Jak oceniasz ten pierwszy sezon za sterami reprezentacji Polski?
Był bardzo intensywny. Zaczęliśmy od turnieju VNL już kilka dni po pierwszym spotkaniu. Było to wyzwanie, bo musiałem poznać i zrozumieć dziewczyny. Podczas zawodów, nawet gdy graliśmy ważne mecze, mieliśmy dużo czasu na pracę na siłowni i poznawanie się. Potem po VNL przygotowywaliśmy się wspólnie do mistrzostw świata. Mieliśmy szansę dobrze się zorganizować i w mistrzostwach poprawiać naszą grę, która zaprowadziła nas do ćwierćfinału i dała trochę satysfakcji. W końcu był to sezon pełen dobrych chwil i ciężkiej pracy, z której czerpaliśmy satysfakcję. Ale przede wszystkim był to sezon, który wydaje się dawać bardzo ciekawe perspektywy na przyszłość.
Co sądzisz o tych ostatnich Mistrzostwach Świata?
Myślę, że to były dobre mistrzostwa, nawet jeśli nie na wyjątkowym poziomie. Jeśli chodzi o czołowe drużyny na świecie, roczne opóźnienie Igrzysk Olimpijskich prawdopodobnie opóźniło zmianę pokoleniową, której dokonuje wiele drużyn. W tym roku niektóre z najważniejszych zespołów miały mało czasu na wprowadzenie w życie tej zmiany. W konsekwencji zaobserwowano pewne braki z punktu widzenia doświadczenia na poziomie międzynarodowym. Nam udało się poprawiać grę z meczu na mecz, pokazując, że poświęceniem i oddaniem jesteśmy w stanie się rozwijać, a patrząc w przyszłość mamy możliwość dotarcia do poziomu najlepszych drużyn i zdobycia kilku pozycji w światowych rankingach, aby mieć większe szanse na zakwalifikowanie się do kolejnych igrzysk olimpijskich. Ale także by być bardziej konkurencyjnym na poziomie europejskim i być może na poziomie światowym.
Jaka była atmosfera podczas meczów?
Atmosfera na meczach rozgrywanych w Polsce była czymś wyjątkowym, niesamowitym. Z pewnością będzie to jedno z najlepszych wspomnień, jakie zachowam z tego wydarzenia. Poczułem wielkie ciepło, wielkie zaangażowanie ze strony wszystkich Polaków, nie tylko na arenie, ale i poza nią. Na ulicy spotykałem wielu ludzi, którzy zawsze byli gotowi nieść słowo otuchy, okazując szczególną uwagę temu, co robimy. To wszystko utwierdziło mnie po raz kolejny w przekonaniu, że siatkówka w Polsce to sport cieszący się niezwykłą popularnością i kiedy drużyna wyszła na boisko, reprezentowanie tego kraju było dla mnie zaszczytem.
Powiedziałeś w wywiadzie, że te mistrzostwa są częścią długoterminowego planu, jaką przyszłość przewidujesz dla polskiej drużyny?
Ten pierwszy sezon był niewątpliwie ważnym doświadczeniem, ponieważ mieliśmy również okazję rywalizować w imprezie na poziomie mistrzostw świata. Ale nadal uważam to za punkt wyjścia, ponieważ naszym projektem jest zbudowanie silnej drużyny i równolegle wzrost całego ruchu kobiecej siatkówki, w którym reprezentacja narodowa odgrywa fundamentalną rolę jako bodziec. Bez wątpienia zajmie to trochę czasu, będzie wymagało dużo pracy. Każdy sezon będzie okazją do rozwoju. Celujemy w zdecydowanie wyższy poziom, który pozwoli nam konkurować z najlepszymi reprezentacjami świata. Myślę, że mamy duży potencjał i bardzo utalentowane zawodniczki. Teraz kolejnymi etapami są nowa edycja VNL, mistrzostwa Europy, w których ponownie spróbujemy znaleźć się wśród najlepszych drużyn, a następnie kwalifikacje do igrzysk olimpijskich, które będą bardzo wymagającym sprawdzianem, bardzo zależy nam na kwalifikacjach!
Jak oceniasz włoski ruch siatkarski?
Cóż, chodzi o światową elitę. Myślę, że liga włoska jest najlepszą ligą na świecie. Reprezentacja Włoch jest światowym liderem, ale przede wszystkim uważam, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat Włochy zbudowały wysokiej jakości ruch nawet na poziomie młodzieżowym, szkołę siatkówki nawet na poziomie młodzieżowym w kraju, który nie należy do najbardziej zaludnionych wśród wiodących narodów świata w tym sporcie.
Dlaczego włoscy trenerzy różnych dyscyplin sportowych są tak poszukiwani za granicą?
Uważam, że sukces włoskich trenerów, w odniesieniu do kobiecej siatkówki, a w szczególności mojego doświadczenia, wynika głównie z tego, że trenerzy włoscy uczyli się w ostatnich dziesięcioleciach na wzór najlepszych szkół siatkówki. Następnie metody pracy opartej właśnie na tym, czego nauczyliśmy się w najlepszych szkołach i na tym, czego doświadczyliśmy, dzięki możliwości życia w bliskim kontakcie z najlepszymi sportowcami na świecie. Ponieważ większość najlepszych sportowców na świecie ostatnich dwudziestu lat przeszła przez nasze mistrzostwa. Zawsze mieliśmy wielką zdolność do dzielenia się i wzrastania porównując się wzajemnie. Myślę, że mogę powiedzieć, że my, włoscy trenerzy, zawsze mieliśmy przyjemność dzielić się naszą wiedzą, a także uczyć się od siebie nawzajem, promując w ten sposób rozwój całego ruchu poprzez porównywanie. Oczywiście odnosimy sukcesy również dzięki naszemu stylowi, który nie chcę powiedzieć, że jest lepszy lub gorszy od innych, ale jest nasz – inny i ewidentnie doceniany, dodający pewności siebie.
Co najbardziej lubisz w Polsce? Z jakimi wspomnieniami wróciłeś do Włoch?
W Polsce odnalazłem się bardzo dobrze. Szczerze mówiąc, nie miałem zbyt wiele czasu na zwiedzanie kraju. Polska kultura, Polacy, to, co poznałem, to trochę to, co mam w relacjach z moim sztabem i zawodnikami. I muszę powiedzieć, że z tego, co udało mi się zobaczyć, a było tego niewiele, bardzo podobały mi się miasta, które odwiedziłem, miasta pełne historii i bardzo przyjemne do życia. Jedna rzecz, która bardzo mnie uderzyła, to wspaniała przyroda podziwiana podczas podróży samochodem między jednym miastem a drugim. Z punktu widzenia kontaktów międzyludzkich Polska, którą znam, to tylko Polska moich pracowników i z nimi może miałem szczęście, ale czuję ogromną harmonię, znalazłem wielką otwartość i zdolność do dialogu. Z tego, co przeżyłem w tym pierwszym doświadczeniu, mam przeczucie, że będę bardzo szczęśliwy w Polsce. Po doświadczeniu Mistrzostwa Świata wróciłem do Włoch ze wspaniałymi wspomnieniami, a przede wszystkim z bardzo silną motywacją na przyszłość.
ALDESTINE projekty Aleksandry Pauli Ziemińskiej
„Tęsknym okiem patrzę na kobiety prawdziwie eleganckie, które niewymuszenie i z prostotą poprzez ubranie wyrażają swoją wartość.” Aleksandra Paula Ziemińska, projektantka mody i stylistka, która miała odwagę wyjść ze swojej zawodowej strefy komfortu, aby realizować swoją pasję i powołanie. Jej marka ALDESTINE (Al jak Aleksandra, destiny – przeznaczenie) właśnie wchodzi na rynek. Link do strony: www.aldestine-official.com.

ET: Co czujesz widząc metki na twoich ubraniach?

AZ: Wzruszam się… Zawsze chciałam projektować. Mam to po babci. Przez wiele lat pracowałam w sektorze finansów, aż dojrzałam do tego, aby wszystko postawić na jednej szali. Tyle razy podkradałam babci materiały i szyłam dla lalek, teraz chcę szyć dla wszystkich kobiet.
Jakie kobiety cię inspirują?
Wszystkie! Uwielbiam siedzieć w kawiarni i obserwować ludzi, szczególnie jeśli jest to we Włoszech czy Francji. Moja miłość do Włoch jest bezgraniczna, chyba w poprzednim życiu musiałam być Włoszką. Mam nadzieję, że jedną z tych, które podziwiam: świadomą swo- jego piękna (każda z nas je ma). Inspiracją dla mnie są stare filmy, gdzie kobieta docenia elegancję. Dziś często boimy się otworzyć na same siebie. Z uwielbieniem patrzę na Sofię Loren czy Monicę Bellucci, które z taką naturalnością, taką swobodną elegancją się prezentują, nigdy nie są przerysowane. Są prawdziwe.
Główną rolę w twojej kolekcji odgrywają garnitury.
Nie boję się miksować struktur różnych materiałów, ale to właśnie garnitury współgrają ze mną w stu procentach. Chciałabym pokazać, że nie jest to tylko strój na spotkania biznesowe. Nie musi być włożony do takiej szufladki. Można w nim wyglądać elegancko, kobieco i poczuć się piękną. Jakość, kobiecość, powrót do prawdziwej elegancji w każdym rozmiarze, bo szyję ubrania od rozmiaru XS do XL.
Sama nosisz swoje stroje?

Oczywiście, nie ma innej opcji! One mnie wyrażają, czuję się w nich komfortowo. Podoba mi się jak kobiety wybierają elegancką prostotę, jak potrafią nosić ubrania, wyrażając nimi siebie i pokazując, że są ważne dla samych siebie.
Najbliższe plany zawodowe?
Moja kolekcja nastawiona jest na rynki zagraniczne, gdzie klasyka i stara elegancja jest po prostu widoczna na ulicy. Tęsknym okiem wodzę za kobietami w Paryżu, Mediolanie czy Rzymie i widzę jak do nich pasują moje garnitury. Polskie klientki są inne, często nie doceniają gatunkowych materiałów czy jakości wykonania. U mnie można indywidualnie dobrać rozmiar, można oddzielnie kupić marynarkę, a oddzielnie spodnie tak aby w pełni podkreślić sylwetkę.

A jakie masz marzenia?

To proste rzeczy: chcę być z boku, obserwować świat, który mnie inspiruje i tworzyć markę ALDESTINE, która będzie się kojarzyć z elegancją i jakością. Przywrócić kobiecość, umiejętność niewymuszonej klasy w noszeniu ubrań – to mi się marzy w czasach, kiedy moda jest tak mocno przerysowana.
Włoski styl jedzenia a mindful eating
Wizerunek Włoch w popkulturze często kojarzony jest z jedzeniem. Z jedzeniem, którym rozkoszujemy się podczas upalnych letnich wieczorów w towarzystwie przyjaciół, dobrego wina, spędzając godziny przy stole. Powstało wiele książek i filmów, które mitologizują Włochy i to, co może zrobić z człowiekiem jedna wyprawa do Italii.
Schemat jest podobny: bohater wyjeżdża, aby coś zmienić w swoim życiu/odpocząć/odnaleźć siebie na nowo. Zasiada do dania z makaronem i nagle wszystko się zmienia. Najpopularniejszą powieścią wykorzystująca taki schemat jest książka autorstwa Elizabeth Gilbert „Jedz, módl się, kochaj”, w której włoska kuchnia miała decydujący wpływ na przemianę głównej bohaterki. Stała się ona światowym bestsellerem (ponad 10 milionów sprzedanych egzemplarzy) i doczekała się adaptacji filmowej. Wszystkie te „wielkie”, pompatyczne historie, pisane na temat włoskiego jedzenia, jednych mogą dystansować, a innych zachęcić do kupienia biletu w jedną stronę do słonecznej Italii. Ile więc prawdy w „magicznym” działaniu kuchni włoskiej? Schodząc nieco na ziemię i odkładając sprawy duchowych przemian na bok, możemy na pewno stwierdzić, że dieta Włochów niesie wiele korzyści zdrowotnych. Co ciekawe, bardzo podobne korzyści zdrowotne można uzyskać, praktykując filozofię żywienia, o której jest ostatnio coraz głośniej: mindful eating.
Mindful eating jest częścią „sztuki uważności” czyli mindfulness, która polega na byciu „tu i teraz”, skoncentrowaniu się na zewnętrznych oraz wewnętrznych bodźcach. J. Kabat-Zinn, jeden z najbardziej znanych popularyzatorów mindfulness, opisywał ją jako „świadomość wyłaniającą się w wyniku kierowania uwagi w sposób celowy, nieosądzający, na chwilę bieżącą”. Mindful eating jest natomiast skupieniem tej filozofii wokół jedzenia. Chodzi więc o to, aby jedząc uważnie, bez pośpiechu, poświęcając czynności jedzenia miejsce i czas w naszej codzienności, poprawić zdrowie fizyczne, oraz psychiczne. W swojej najbardziej zaawansowanej formie, mindful eating jest wręcz medytacją nad jedzeniem poprzez skupienie uwagi na fakturze, wszystkich smakach i zapachach dania oraz powolnym jedzeniu. Praktyka ta niesie ze sobą wiele korzyści. Dla przykładu, badanie przeprowadzone przez naukowców z Columbia University wykazało, że ludzie jedzący w sposób uważny często mają niższy poziom glukozy i cholesterolu oraz lepsze ciśnienie krwi, niż ci, którzy jedzą w biegu. Największą przeszkodą dla współczesnego człowieka, aby zacząć praktykować mindful eating jest właśnie czas, którego stale mu brakuje. Zapomina przy tym, że dbając o drobne czynności w ciągu dnia, dba o swoją przyszłość, o zdrowie fizyczne i psychiczne.
Jak wynika z danych OECD (Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) średnio najwięcej czasu w ciągu dnia na jedzenie i picie (ponad 2 godziny) poświęcają Włosi oraz Francuzi. Zwraca to uwagę na fakt, że posiłek nie jest dla Włochów tylko jednym z obowiązków do wykonania. Jest również przyjemnością, rzeczą, której warto jest poświęcić czas. Zazwyczaj wykonywana o stałych porach dnia, często w towarzystwie rodziny lub przyjaciół, nabrała większego znaczenia niż w innych krajach. Stało się tak, ponieważ sztuka kulinarna jest nie tylko ważnym elementem włoskiej codzienności, ale również kultury. Ma to niewątpliwie związek z lokalnym patriotyzmem Włochów (wynikającym prawdopodobnie z późnego zjednoczenia kraju), który przejawia się silnym przywiązaniem do produktów regionu, z którego się pochodzi. Regionalne przepisy traktowane są bardzo poważnie, a ich modyfikacje nie są mile widziane. To również ma wpływ na uczucie, jakim Włosi darzą jedzenie. Jedząc, nie tylko zaspokajają głód i spędzają miło czas, ale również celebrują swoje pochodzenie. Ważna jest również uwaga, z jaką jedzą. Podczas posiłku rozmawiają często o tym, co mają na talerzach, a dobrze przyrządzone danie potrafi ą szczerze docenić. Są więc „tu i teraz” i postępują według jednej z zasad mindful eating, nawet o tym nie wiedząc.
W dzisiejszym świecie nie jest łatwo być „mindful”. Wraz z postępem technologicznym przyspiesza nasze życie i coraz trudniej jest poświęcić drogocenny czas na dbanie o siebie.
W momencie kiedy przerastają nas podstawy higieny posiłku, nie myślimy nawet o skupieniu uwagi na fakturze, smaku czy zapachu naszego dania. Walkę z bagatelizowaniem praktyk żywieniowych prowadzi organizacja Slow Food, założona w 1989 przez Carlo Petriniego. Zrzesza ona miliony ludzi z ponad 160 krajów i zajmuje się edukacją oraz działaniem w zakresie zapobiegania zanikowi tradycji kulinarnych. Walczy z filozofią szybkiego stylu życia i zmniejszającym się zainteresowaniem ludzi ich wyborami żywieniowymi.
Bycie uważnym podczas czynności jedzenia jest dla Włochów naturalne, więc nawet nie wykorzystując tej praktyki świadomie, czerpią wiele korzyści zdrowotnych. Ten styl jedzenia jest idealnym rozwiązaniem dla ludzi, którzy nie mają czasu na stosowanie zaawansowanych technik medytacji. Nie tylko z uwagi na fakty, które wykazują, że jest on korzystny dla naszego zdrowia, ale również na mity, które pomagają nam celebrować kuchnię włoską. Nie musimy więc medytować nad każdym posiłkiem, aby być zdrowszym, ponieważ łatwiejsza i bardziej dostępna forma praktyki uważności jest na wyciągnięcie ręki.
Gianluca Piredda i „Drakula na Dzikim Zachodzie”
W ciągu ostatnich dziesięcioleci niektórzy z włoskich twórców komiksów zrobili karierę za granicą, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, współpracując nieraz z najważniejszymi wydawnictwami zza oceanu. Wśród tych autorów jest Gianluca Piredda, scenarzysta licznych dzieł tłumaczonych w wielu krajach świata, między innymi komiksu „Drakula na Dzikim Zachodzie” („Dracula in the West”).
Piredda urodził się w Sassari w 1976 roku i zadebiutował w świecie komiksu w roku 1992. We Włoszech był jednym z pionierów komiksu niezależnego, a od 1999 roku rozpoczął współpracę z różnymi amerykańskimi wydawcami. Jego pierwszym dziełem, które ukazało się w USA była powieść graficzna „Winds of Winter”, po czym w roku 2001 ukazał się numer specjalny serii „Warrior Nun Areala”, stworzonej w 1994 roku przez Bena Dunna (która doczekała się w ostatnich latach serialowej adaptacji wyprodukowanej przez Netflixa). Komiks ten, zatytułowany „No Justice for Innocents” i opublikowany przez wydawnictwo Antarctic Press, napisał Gianluca Piredda, a ilustrował Chris Gugliotti. W kolejnych latach włoski scenarzysta dalej publikował w różnych wydawnictwach w Stanach Zjednoczonych: wśród jego licznych projektów była miniseria z gatunku thrillera „Free Fall”, która ukazała się w 2005 roku, a dwa lata później Piredda był jednym z autorów, którzy uczestniczyli w serii antologii komiksowych wydawnictwa Image Comics pt. „Negative Burn”. Z kolei w 2012 wydana została miniseria „Airboy: Deadeye”, której scenariusz napisał wspólnie z Chuckiem Dixonem, a rysunkami zajął się Ben Dunn – komiks ten poświęcony był przygodom tytułowego bohatera, heroicznego lotnika z czasów drugiej wojny światowej.
We Włoszech Gianluca Piredda wydawał kolejne książki (w tym „Wicked Game” i „Sardegna in cucina”) i komiksy, tłumacząc też amerykańskie serie komiksowe i współpracując z przeróżnymi magazynami dotyczącymi dziewiątej sztuki i fantastyki, między innymi z tygodnikami „Lanciostory” i „Skorpio” wydawnictwa Aurea Editoriale, z którym jest związany od 2015 roku. W 2017 roku na łamach „Lanciostory” Piredda został scenarzystą „Dago”, słynnego komiksu o tematyce historycznej, stworzonego w 1980 roku w Argentynie przez Robina Wooda i Alberta Salinasa. W roku 2018 w magazynie „Skorpio” zadebiutowała jego westernowa seria „Freeman” z rysunkami Vincenza Arcesa, która mierzy się z dramatyczną historią niewolnictwa i rasizmu w Stanach Zjednoczonych. Pod koniec 2019 roku w tygodniku „Lanciostory” ukazał się w czterech częściach pierwszy odcinek „Drakuli na Dzikim Zachodzie”, ilustrowany przez Lukę Lambertiego. Druga opowieść, wydana w roku 2021, zawiera natomiast rysunki Emiliana Albano.
„Drakula na Dzikim Zachodzie” stanowi oryginalne podejście do mitu wampira: złoczyńca z powieści Brama Stokera, który o mało nie poległ w starciu z Abrahamem Van Helsingiem, ucieka do Stanów Zjednoczonych, aby rozpocząć tam nowe życie z dala od Europy. Dzięki pomocy rdzennej amerykańskiej szamanki, która staje się jego niechętną sojuszniczką, wampir znajduje sposób, by przetrwać w świetle słońca i postanawia zamieszkać w miejscowości Penny Town. Mocną stroną serii jest na pewno pomysł, by umieścić postać Drakuli, tak mocno związanej z Europą, w klimatach typowych dla amerykańskiego pogranicza – pełnego saloonów, gangsterów i Indian. Wampir Gianluki Pireddy, który znalazł się w zupełnie obcym dla siebie świecie, nie jest całkiem negatywną postacią, taką jak hrabia Stokera – wręcz przeciwnie, z czasem nabiera on cech antybohatera. Choć jest dumny, arogancki i brutalny, często okazuje wdzięczność i hojność wobec śmiertelników, którzy mu pomagają i gotów jest bronić niewinnych mieszkańców Penny Town przed przestępcami i bardziej nadprzyrodzonymi zagrożeniami. Ważną rolę w tej opowieści odgrywa kultura rdzennych Amerykanów, których mity i legendy są jednym z kluczowych elementów przygód Drakuli na Dzikim Zachodzie. Mroczny i typowo horrorowy ton obecny jest szczególnie w drugim odcinku, który zdobi drobiazgowa i realistyczna kreska Emiliana Albano.
W 2022 roku pierwsze dwa odcinki „Drakuli na Dzikim Zachodzie” zostały wydane w USA przez Antarctic Press; w tym samym roku wydawnictwo Elemental sprowadziło Drakulę Pireddy do Polski – oba dotychczasowe odcinki zostały zebrane w tomie w twardej oprawie, wzbogaconym o dodatkowe ilustracje i wstępne szkice niektórych stron komiksu.
Foto: Sławomir Skocki, Tomasz Skocki