Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 30

Saltimbocca alla romana

0

Składniki dla 2 osób:
200 g cielęciny pokrojonej w plastry
50 g szynki parmeńskiej
30 g masła
Pieprz i sól wedl uznania
liście szałwii
białe wino
mąka 00
Wykałaczki

Przygotowanie:
Aby przygotować Saltimbocca, cielęcina musi być równo pokrojona w plastry, trzeba położyć mięso na desce do krojenia, wyciąć chrząstkę oraz tłuszcz, a następnie ubić plastry trzepaczką do mięsa tak, aby miały 2-3 milimetrową grubość. Na ubite plastry mięsa kładziemy plaster szynki parmeńskiej a na szynce liść szałwii.

Wykałaczką przebijamy mięso, szynkę i liść szałwii od dołu do góry i ponownie od dołu. Należy obtoczyć naszpikowane mięso w mące, tylko od dołu. Kolejny krok to rozpuszczenie masła w rondlu, na małym ogniu. Gdy masło roztopi się smażymy nasze naszpikowane plastry mięsa, po kilka minut z każdej strony, aby się zarumieniły.

Następnie dolewamy białego wina i pod koniec gotowania doprawiamy solą i pieprzem według własnego uznania.

Możemy podawać saltimbocca alla romana w sosie własnym w naczyniu do serwowania.

Rzym oczami muzyków

0
Dall’alba al tramonto, Ermal Meta [Piazza del Popolo]

Już Francesco Petrarka uznał, że „głupcem jest ten, kto podziwia inne miasta, nie odwiedzając Rzymu”. Włoska stolica często znajduje się na listach najpiękniejszych miast świata. I nie ma się czemu dziwić: atmosfera panująca w tym mieście, piękne zabytki i oddech historii na każdym kroku, czynią z Rzymu muzeum pod gołym niebem. Jeśli nie możecie znaleźć się teraz w Wiecznym Mieście, wyruszcie w muzyczną podróż po jego ulicach w towarzystwie najpopularniejszych wykonawców ostatnich lat.

Vivere a colori, Alessandra Amoroso

Sei tu il mio re, io la tua regina in un’eterna Roma (Jesteś moim królem, a ja twoją królową w wiecznym Rzymie), śpiewa Amoroso – rzeczywiście potwierdzając swoją

Vivere a colori, Alessandra Amoroso [Zamek Anioła/Castel Sant’Angelo]

królewską pozycję najczęściej słuchanej włoskiej artystki w serwisie Spotify w 2016 roku (czyli w roku wydania tego singla). Spacerując po nastrojowych uliczkach Wiecznego Miasta, piosenkarka zabiera nas na Piazza Navona i Most Świętego Anioła z pocztówkowym wręcz widokiem na Zamek. Można zobaczyć także zdobiące ten bodaj najpopularniejszy rzymski most figury aniołów autorstwa Gian Lorenza Berniniego i jego współpracowników. W tym teledysku miasto staje się tłem wydarzeń dobrze współgrającym z energicznym utworem, który od razu poprawia humor.

Vivere a colori, Alessandra Amoroso [Piazza Navona]
Dall’alba al tramonto, Ermal Meta

Utrzymany w konwencji speed datingu wideoklip pokazuje rozwój uczucia pomiędzy uczestniczką i uczestnikiem szybkich randek. Para, w czasie przeznaczonym na spotkanie, odbywa ekspresowy spacer na sushi, do kina, a później rowerami udaje się przez Ogrody Willi Borghese do tarasu widokowego na wzgórzu Pincio. Z tego punktu rozpościera się piękny widok na Piazza del Popolo i kopułę Bazyliki świętego Piotra. W dalszej części bohaterowie przenoszą się na wspomniany plac. Romantyczna atmosfera i dynamika, w postaci ciągle odliczającego czas do końca randki stopera, doskonale łączą się ze sobą, nadając ekscytujące tempo całej akcji. Towarzyszymy randkowiczom podczas ich przyspieszonego poznawania się, a Rzym wydaje się być integralnym bohaterem rozwoju ich relacji.

Posso, Carl Brave i Max Gazzè

W teledysku do Posso już od pierwszych sekund widzimy panoramę Rzymu. Carl Brave zabiera słuchaczy, a przede wszystkim widzów wideoklipu, na czterominutowy spacer po Wiecznym Mieście. Realizacja nagrań plenerowych zajęła 2-3 dni, przy pomocy telefonu i kamery GoPro. Efektem tego przedsięwzięcia jest radosny teledysk, w którym można zobaczyć wiele ciekawych turystycznie miejsc. Choć widoki niektórych zabytków to zaledwie kilkosekundowe ujęcia, można dostrzec między innymi: świątynię Asklepiosa w Ogrodach Willi Borghese, wnętrze Panteonu, barokową fontannę dell’Acqua Paola, wieczornie oświetloną Fontannę Czterech Rzek na Piazza Navona czy zachowany fragment świątyni Hadriana na Piazza di Pietra.

In questa città, Max Pezzali

Utwór jest opowieścią o magnetyzującej mocy Rzymu, który przyciąga i nie pozwala czuć się samotnym.

In questa città, Max Pezzali [Janikulum/Gianicolo]

Nie mogło być inaczej w przypadku teledysku – wokalista podziwia niesamowitą panoramę miasta, stojąc na placu usytuowanym na wzgórzu Janikulum. Wraz z Maxem Pezzalim poznajemy Rzym z perspektywy taksówki, motocykla i pieszego spaceru. I tak, po rozpoczęciu wyprawy z dworca Termini, udajemy się w pobliże Koloseum, na Piazza del Popolo, przed Fontannę di Trevi, na Schody Hiszpańskie, przed Panteon, na Piazza Navona, a także przed fontannę dell’Acqua Paola. Na koniec znów wracamy na taras widokowy i spoglądamy na majestatyczne miasto oraz pomnik Giuseppe Garibaldiego.

I nostri anni, Tommaso Paradiso

Rodowity mieszkaniec Rzymu, Tommaso Paradiso, pokazuje swoje ukochane miasto nocą. Pulsujące wieczną energią i nieprzemijającym pięknem, przedstawione w nostalgiczny, pełen miłości sposób.

In nostri anni, Tommaso Paradiso

W nocnej scenerii zobaczymy zatem plac świętego Piotra, Łuk Konstantyna Wielkiego i Koloseum, Schody Hiszpańskie, Forum Romanum, fontannę dell’Acqua Paola, Pałac Sprawiedliwości, a o zachodzie słońca – pomnik Wiktora Emanuela II, a także słynny widok na kopułę Bazyliki świętego Piotra przez dziurkę od klucza na Awentynie. Jest to piękny hołd dla Wiecznego Miasta, zachwycający i poruszający serce każdego miłośnika rzymskiego ducha.

Najpiękniejsza kobieta świata

0
Gina Lollobrigida, 1958, Mostra del Cinema di Venezia, fot. Gianfranco Tagliapietra

Niegdyś Gina Lollobrigida uznawana była za najpiękniejszą na świecie. Kobieta, dla której mężczyźni tracili głowę i… inne kobiety. Przy tym wszystkim ikona kina, która z biegiem lat, poza rolami filmowymi, zasłynęła licznymi skandalami i kontrowersyjnymi wypowiedziami. Oto boska Gina, która w tym roku obchodzi 95. urodziny!

Z Giną Lollobrigidą jest pewien problem. Otóż nie dostała ona takiej szansy od kina jak Sophia Loren, która do dziś błyszczy, podtrzymując swoją legendę i nazwisko wypracowane za młodu. Ginę kino już dawno pożegnało, pocięło na kawałki podobnie jak Normę Desmond w „Bulwarze zachodzącego słońca”. W młodości była na ustach wszystkich, a w Ameryce, u szczytu kariery, jako gwiazda kina przyćmiewała nawet wspomnianą Loren. Nie da się zapomnieć jej ról choćby w tytułowym obrazie „Najpiękniejsza kobieta świata” Roberta Z. Leonarda, gdzie wciela się we włoską aktorkę, która wpada w sidła miłości rosyjskiego arystokraty. Dalej tytułowa Anna z Brooklynu u Vittoria de Siki, królowa z „Salomona i królowej Saby” Kinga Vidora czy Adrianna z „Rzymianki” na podstawie słynnej powieści Alberta Moravii. Partnerowali jej najwięksi amerykańscy amanci od Errola Flynna, Burta Lancastera, Anthony’ego Quinna, Yula Brynnera, Franka Sinatry po Rocka Hudsona. To wszystko jest dzisiaj nostalgicznym afiszem z maleńkiego kina, które ustąpiło miejsca przemysłowi filmowemu, w którym rządzą skandale, także te wywoływane przez Ginę.

Jej historia zaczyna się pod koniec lat 20. ubiegłego wieku w Subiaco, górzystym miasteczku niedaleko Rzymu, w którym urodził się chociażby Cesare Borgia, Francesco Graziani, włoski napastnik, mistrz świata z 1982 roku i Gina. Tam przyszła gwiazda kina spędza swoje nastoletnie lata. Jest jedną z czterech córek producenta mebli Giovanniego Lollobrigidy i Giuseppiny Mercuri. Jej siostry to Giuliana (ur. 1924), Maria (ur. 1929) i Fernanda (ur. 1930). Wojna ją omija, żyje skromnie z dala od niebezpieczeństwa. Kiedy w późniejszych latach wspominała ten okres, zawsze dodawała, że miała szczęście, że prowincja dała jej spokój i możliwość nieustannej zabawy, w której nie dochodzi do zderzenia się z brutalną rzeczywistością. W tym czasie zaczęła interesować się modą i kinem. Brała udział w amatorskich przesłuchaniach i sesjach zdjęciowych. Jeszcze jako nastolatka, w roku zakończenia wojny, zagrała w komedii „Santarellina” Eduarda Scarpetty, w Teatro della Concordia w Monte Castello di Vibio. Dwa lata później wygrała konkurs Miss Włoch, co otworzyło jej drzwi do Cinecittà i świata filmu.

Pierwsze doświadczenia z przemysłem filmowym to zderzenie z żelaznymi zasadami i starszymi panami, którzy widzieli w Ginie jedynie piękną kobietę, tło do męskich postaci w swoich filmach. „Lollo” miała nie tylko świadomość swojego wyglądu i czaru, ale i skłonność do ulegania męskiej urodzie. W 1949 roku Lollobrigida poślubiła Milko Škofiča, słoweńskiego lekarza starszego o około siedem lat, który został jej menedżerem i z którym miała syna, Andreę Milko Škofiča, urodzonego w 1957 roku. Jej najbardziej zagorzałym i wytrwałym wielbicielem był Howard Hughes – ówczesny łamacz serc, który u swego boku miał śmietankę towarzyską w postaci największych kobiecych nazwisk show-biznesu z Katharine Hepburn i Jean Harlow na czele. Jego zauroczenie Giną zaczęło się w 1950 roku, gdy zobaczył jej zdjęcia w bikini. Hughes szybko odnalazł początkującą gwiazdę z Włoch i zaprosił do Hollywood na test ekranowy. Zgodziła się, oczekując że jej mąż będzie mógł jej towarzyszyć. Jednak tuż przed planowanym odlotem z Rzymu, przysłano tylko jeden z dwóch obiecanych biletów lotniczych. „Ale mój mąż mi zaufał” – mówiła po latach Lollobrigida. „Powiedział: Jedź. Nie chcę, żebyś pewnego dnia powiedziała, że nie pozwoliłem ci na karierę.” Tak zrobiła. Wyjechała. Pobyt w Ameryce trwał niecałe trzy miesiące, w tym czasie Gina pokazywała się na planie filmowym, przyjmowała kolejne wizyty wpływowego, starszego o dwadzieścia lat, adoratora, któremu jak twierdziła później nigdy nie uległa. „Był bardzo wysoki, bardzo interesujący, ale miał dwie kurtki i jedną parę spodni, które nosił każdego dnia — pełne kurzu i brudu, jak u robotnika. Powiedziałam mu: Jeśli stracisz wszystkie pieniądze, to może wyjdę za ciebie. Może był zaskoczony, że byłam jedyną osobą, która nie była zainteresowana jego pieniędzmi.”

Gina Lollobrigida z każdym kolejnym filmem zdobywała miliony fanów. Jeszcze w latach 50. amerykańska prasa pisała, że „Nowy Jork oszalał na punkcie Giny”. Faktycznie tak było. Kobiety chciały być jak ona, była bardziej amerykańska niż włoska. Pojawiła się na okładce pisma „Time”, została przyjęta z honorami w Białym Domu przez prezydenta Dwighta Eisenhowera i była zapraszana na najważniejsze branżowe kolacje, pełne wpływowych ludzi. Swój pierwszy hollywoodzki film „Pokonać diabła” nakręciła z Humphreyem Bogartem w 1953 roku. Trzy lata później pojawiła się z Anthonym Quinnem w „Dzwonniku z Notre Dame”. Humphrey Bogart powiedział, że przy niej „Marilyn Monroe wyglądała jak Shirley Temple”. W Europie szaleństwo nie było wcale mniejsze. Kiedy przyleciała tam w 1955 roku, 35 malarzy poprosiło ją, by przez cztery dni pozowała im w Mediolanie. Gwiazda przyjęła to zaproszenie. Pozowała także malarzowi z ZSRR Ilji Głazunowi oraz słynnemu Giorgio De Chirico. Aktorka ujawniła po latach, że otrzymała także propozycję zagrania narzeczonej Marcella Mastroianniego w filmie „La dolce vita” Federica Felliniego. Jak stwierdziła, jej ówczesny mąż ukrył przed nią scenariusz i dlatego rolę tę powierzono Yvonne Furneaux.

W latach 70. gwiazda Lollobrigidy zaczęła blednąć, a kino proponowało jej znacznie mniej ciekawe role od tych, które dostała Sophia Loren. Pytana o rywalizację z legendarną aktorką odparła: „Nie potrzebowałam żadnej rywalizacji; to ja byłam numerem jeden. Szłam do przodu o własnych siłach, nie miałam producenta, który mnie chronił. Wszystko zrobiłam sama”. Ten pstryczek dotyczył oczywiście małżeństwa Loren z Carlo Pontim, cenionym włoskim producentem filmowym. Odsuwając się od kina, Gina zajęła się początkowo dziennikarstwem, reportażem i fotografią. I trzeba przyznać, że odnosiła w tych dziedzinach dużo sukcesów. Liczne podróże, odwiedziny w krajach najbardziej odległych, czy wreszcie sesje zdjęciowe największych ikon kultury: Paula Newmana, Salvadora Dalí, Davida Cassidy, Audrey Hepburn czy Elli Fitzgerald. Jedną z najbardziej tajemniczych wizyt z tamtego okresu jest ta na Kubie, gdzie przez dwanaście dni gościła u ówczesnego przywódcy Fidela Castro, zbierając materiał do reportażu o nim.

Dziś Gina to już tylko filmowa pocztówka, która częściej szokuje, niż zachwyca. Tak było chociażby kilka lat temu, kiedy hucznie ogłosiła obchody swoich 90. urodzin. Uroczystość odbyła się w Rzymie. Gwiazda odsłoniła na via Condotti swoją rzeźbę, a na jej cześć rozwinięty został 200-metrowy czerwony dywan. Rzeźbiarstwo stało się jej nowym sposobem na wyrażanie emocji. Porzuciła kino dla niewielkiej pracowni, by po latach całkowicie odciąć się od filmu. Swoje rzeźby prezentowała zaś na wystawach na całym świecie. Jej nazwisko pomogło w przyciągnięciu osób, które proponowały jej kolejne współprace. Jak chociażby w 1996 roku, kiedy zaprojektowała znaczek pocztowy dla Republiki San Marino z portretem Matki Teresy z Kalkuty. Znaczek pobił rekordy sprzedaży, a dochód z niej Gina przekazała na działalność charytatywną zgromadzenia Misjonarek Miłości. „Nie chciałam być aktorką, nie znałam kina, kochałam rzeźbę i miałam piękny głos” – wyznała po latach w wywiadzie dla jednego z włoskich magazynów. Próbowała również swoich sił w polityce. Pod koniec lat 90. kandydowała bez powodzenia do Parlamentu Europejskiego z listy włoskiej centrolewicy. Obraziła się na kino, które nie miało dla niej więcej atrakcyjnych propozycji.

W październiku 2006 oznajmiła, że jest związana z młodszym o 34 lata hiszpańskim biznesmenem Javierem Rigau y Rafolsem, którego poznała ponad 20 lat wcześniej na przyjęciu w Monte Carlo. W listopadzie 2010 Lollobrigida i Javier Rigau wzięli ślub. A potem… potem było jeszcze huczniejsze rozstanie, które nie obyło się bez kolejnych skandali i relacji z rozpraw sądowych. W styczniu 2013 roku wszczęła postępowanie prawne przeciwko Javierowi, oskarżając go o oszustwo i twierdząc, że wcześniej uzyskał prawo do działania w jej imieniu na podstawie pełnomocnictwa i przeprowadził spisek, aby uzyskać dodatkowe uprawnienia do jej majątku. „Kiedyś przekonał mnie, żebym udzieliła mu mojego pełnomocnictwa. Potrzebował go do niektórych spraw prawnych, ale zamiast tego obawiam się, że wykorzystał fakt, że nie rozumiem hiszpańskiego… Kto wie, co mi dał do podpisania.”

Ostatnie miesiące Giny to całkowite odcięcie się od świata, nie wpuszcza nikogo do swojego domu. Lollobrigida mieszka w posiadłości przy Via Appia Antica w Rzymie, regularnie bywa też w swojej willi w Monte Carlo. Kino, małżeństwa, mężczyźni, wszystko to mocno ją doświadczyło i sprawiło, że jest coraz bardziej nieufna. Udzieliła ostatnio wywiadu dla włoskiej telewizji, w którym wyznała, że do pierwszego w jej życiu incydentu molestowania doszło, gdy była jeszcze nastolatką. „Pierwszy raz doszło do tego, kiedy miałam 19 lat i nadal chodziłam do szkoły. O drugim razie wolałbym nie mówić. Byłam mężatką i zaczynałam pracę w filmach” – powiedziała. Odmówiła zidentyfikowania osób, które ją molestowały, poza stwierdzeniem, że jeden był Włochem, a drugi obcokrajowcem. Mimo licznych skandali, jej pozycja najpiękniejszej kobiety świata jest niezagrożona!

Yvette Żółtowska-Darska: ,,Czuję się Włoszką przypadkowo urodzoną w Polsce”

0

Z wykształcenia jest polonistką, pracowała w agencji reklamowej McCann-Erickson, koncernie L’Oréal oraz polskiej edycji Elle. Przez 7 lat była dyrektorką generalną TVN Style. Od 2013 jest autorką dedykowanych dzieciom biografii sportowców, które znalazły się wśród bestsellerów Empiku w 2015 i 2016 roku.

Kiedy Włochy zaistniały w twoim życiu?

Chyba wtedy, gdy w latach 80. ubiegłego wieku zdjęcia rodziców posłużyły mojemu

Rzym, 1966. Zdjęcia rodziców z podróży do Włoch fot. Anna i Stanisław Żółtowscy

łacinnikowi w warszawskim liceum Batorego jako ilustracje do lekcji o Rzymie i Pompejach. W Polsce panowała bieda, mało kto jeździł „na zachód”, a ja w domu miałam setki przepięknych zdjęć z Włoch. Były wprawdzie czarno-białe i sprzed dwudziestu lat, ale włoskie zabytki od wieków są takie same. Na zdjęciach mój tata odstawiony w ciuchy z połowy lat 60., w okularkach dandysa pozował na tle włoskich uliczek i kultowych Fiatów 500. Mama wyglądała jak gwiazda włoskiego kina tamtej epoki, w stylizacjach godnych Giny Lollobrigidy czy Sophii Loren. Była piękną młodą kobietą, nosiła wydekoltowane sukienki, balerinki, ciemne okulary. No i miała super talię, mimo wczesnej ciąży.

Wczesnej ciąży…?

Tata, wówczas adiunkt na Akademii Sztuk Pięknych, i mama – jego studentka, pokochali się i pobrali, kiedy mama była na studiach. Historia we włoskim stylu, jak miłość od pierwszego wejrzenia z Ojca Chrzestnego. Po dyplomie w 1965 roku mama – niezwykle utalentowana młoda malarka – miała wystawę i otrzymała kilka stypendiów. Jedno było zagraniczne, co oznaczało prawo do paszportu i wizy. Wraz z tatą zdecydowali się na kulturalne tournée do Włoch i Francji. Tuż przed wyjazdem okazało się, że mama jest w ciąży ze mną. I tak w brzuszku mamy zwiedziłam Włochy po raz pierwszy.

Masz obrazy rodziców z tamtej podróży?

Oczywiście z tej podróży powstał cykl włoski. Rodzice jeździli pociągami. Rzym, Wenecja, Florencja, Bolonia, Rawenna, Pompeje. Tata zrobił we Włoszech mnóstwo zdjęć. Sam je wywoływał, a odbitki robił najczęściej w formacie A4. Były takie duże, bo po powrocie do Polski to z nich odtwarzał na płótnach swoje impresje.

Z cyklu włoskiego zostawił sobie jeden obraz. Nosi tytuł „Florencja” i wisi u mnie w domu. Mało kto rozpozna w nim Florencję, ale ja wiem, że to rzeka Arno i Ponte Vecchio.

Mówisz po angielsku, francusku znasz łacinę, kiedy nauczyłaś się włoskiego?

Przyjaciółka ze studiów polonistycznych, dziennikarka Sylwia Wysocka, dzisiaj

Florencja, 1966, obraz Stanisława Żółtowskiego fot: Yvette Żółtowska-Darska

korespondentka PAP w Rzymie, wyszła za mąż za Marka Lenerta, wieloletniego korespondenta Polskiego Radia we Włoszech i Radia Wolna Europa. Zamieszkała w Rzymie, a ja jeździłam do niej przy każdej okazji. Czułam, że nie wypada mi nie znać włoskiego. Zaczęłam brać prywatne lekcje tego języka. Kiedy na świat przyszła Tosia, córeczka Sylwii i Marka, zostałam jej mamą chrzestną. Chrzest odbył się w Rzymie, w kościele Santa Maria in Vallicella, zwanym Chiesa Nuova. Dzień powszedni, w kościele malutkie grono – tylko ksiądz, Tosia, rodzice i chrzestni. Po ceremonii poszliśmy do knajpki obok kościoła na cudowną włoską kolację, oczywiście z pizzą. Urzekł mnie ten włoski klimat. Obiecałam sobie, że jeśli będę mieć dziecko, ochrzczę je w takim właśnie stylu. Udało się. Milo został ochrzczony w tym samym kościele przez tego samego księdza, a na kolację poszliśmy do tej samej knajpki.

Syn podziela włoskie pasje?

Milo na tle San Casciano dei Bagni fot. Yvette Żółtowska-Darska

Syn, Milo Maurycy, czasem nazywany przeze mnie Maurizio, jest w dwujęzycznej klasie licealnej z angielskim i włoskim. Uwielbia melodię tego języka. Marzę, by pojechał do Włoch pomieszkać z włoską rodziną, popracować, poznać kulturę, styl życia. Kiedy był malutki regularnie jeździliśmy z nim do Włoch. Mąż, architekt wnętrz, na wiosnę jeździł samochodem na targi do Mediolanu. Ja z małym Milem dolatywałam samolotem i z Mediolanu ruszaliśmy do Toskanii. Stałym punktem był tygodniowy pobyt „u Sergia”, jak nazywaliśmy nasze pierwsze agriturismo. Był to prześliczny kamienny dom z ogrodem i widokiem na wieże San Gimignano. Drugi tydzień spędzaliśmy za każdym razem w innym miejscu Toskanii. Kochałam wynajdywać wyjątkowe gospodarstwa agroturystyczne i poznawać nowe okolice.

Byłaś zaprzyjaźniona z włoskimi pisarzami, na przykład Marleną de Blasi.

W Polsce zaczęła się wtedy moda na książki o cudzoziemcach we Włoszech. Przeczytałam

Florencja, 1966. Anna Żółtowska na tle Ponte Vecchio, zdjęcie było inspiracją do obrazu fot. Stanisław Żółtowski

powieść Marleny „Tysiąc dni w Wenecji”. Opisywała życie z perspektywy Amerykanki, która wyszła za mąż za Włocha. Książka mnie zachwyciła i skontaktowałam się z autorką. Poznałyśmy się, polubiłyśmy. Spotykaliśmy się z Marleną i jej mężem Fernando de Blasi podczas każdego pobytu w Toskanii. Marlena, która jest też krytykiem kulinarnym, zaaranżowała dla nas kolację na trawie pod Florencją. Innym razem upiekła tort, który w moje urodziny zjedliśmy w San Casciano dei Bagni – miasteczku, gdzie rozgrywa się akcja jej książki „Tysiąc dni w Toskanii”. Milo uwielbiał grać w zagadki logiczne z „panem Fernando”, jak nazywał męża Marleny. Niezapomniane wspomnienia.

 

T TAURIx+1 i T TAURIx+2, Anna Żółtowska, obrazy namalowane na wystawę w 1965 r. fot. Yvette Żółtowska-Darska

A Dario Castagno?

Po przeczytaniu wszystkich przetłumaczonych na polski książek o Toskanii, szukałam na Amazonie angielskojęzycznych. W ten sposób trafiłam na rodowitego Toskańczyka, Dario Castagno. Był  przewodnikiem anglosaskich turystów po Toskanii i genialnie opisywał, jak od jego strony wygląda ich „najazd” na ten region Włoch. Napisałam do niego, Dario zaprosił nas do winnicy, z którą współpracował. To on rzucił mi nowe światło na kamienne „ruinki”, które tak bardzo rozpalają wyobraźnię turystów marzących o posiadaniu domu w Toskanii. Jasno wyłożył nam, jak to po wojnie rodowici Toskańczycy mieli dość kamiennych, wiejskich domiszczy z małymi oknami, bez prądu i łazienek. Dlatego, gdy w latach 50. zaczęto budować klockowate domy w miastach – koszmarne z naszego punktu widzenia, ale za to wyposażone w media – masowo przenosili się do miast. Minęło pół wieku i dziś te opustoszałe domy kosztują miliony euro. Jako członek rady nadzorczej wydawnictwa Pascal przekonałam Daria, żeby zgodził się na wydanie swoich książek po polsku. Na okładkę pierwszej z nich – „Za dużo słońca Toskanii”, Dario wybrał zdjęcie, które zrobiłam o świcie w agriturismo pod San Quirico d’Orcia.

Przyjaźnie z pisarzami zaowocowały własną twórczością?

Widząc moją fascynację Włochami i Toskanią, wszyscy byli przekonani, że pewnego dnia napiszę książkę o włoskich podróżach. I rzeczywiście zaczęłam pisać, ale nie o Toskanii, tylko o… piłkarzach. Byłam po rozwodzie, odeszłam z korporacji. Syn miał 10 lat, grał w piłkę i non stop opowiadał o piłkarzach. Przeczytałam genialną autobiografię Zlatana Ibrahimovicia, kiedyś zawodnika Juventusu i Interu, dziś AC Milan. Wsiąkłam w ten świat. Postanowiłam opisać dzieciom piłkarzy po mojemu – z dużą

Cyprysy w Toskanii jesienią fot. Yvette Żółtowska-Darska

liczbą zdjęć i z naciskiem na ich dzieciństwo. Tak powstał Messi. Mały chłopiec, który został wielkim piłkarzem. Książka otrzymała pierwszą nagrodę w konkursie „Przecinek i kropka” dla Najlepszej Książki Dziecięcej w

Wojciech Szczęsny ze swoją biografią: SZCZĘSNY. Chłopak, który odważył się być bramkarzem

2014 roku i została przetłumaczona na 9 języków. Potem napisałam kolejne historie o Ronaldo, Ibrze, Lewandowskim czy Szczęsnym, ta ostatnia powstała dokładnie w chwili transferu Wojtka do Juventusu. Teraz marzy mi się książka o kapitanie squadra azzurra – Włochu Giorgio Chiellinim. Kocham gościa. Bardzo chcę pokazać dzieciakom, że ten genialny obrońca jest nie tylko świetnym człowiekiem, ale też facetem, który ukończył studia zarządzania! Muszę tylko

Widok na San Gimignano fot. Yvette Żółtowska-Darska

znaleźć wydawcę, który będzie chciał wydać Chielliniego dla dzieci.

Co najbardziej lubisz we Włoszech?

Powinnam powiedzieć, że sztukę i zabytki, ale trudno, przyznam się. We Włoszech kocham… sklepy. Włoską modę i dizajn stawiam nawet ponad włoskie jedzenie. Jak buty to Tod’s, jak ubrania to Max Mara. Przez lata moim rytuałem były zakupy na rzymskiej Via Condotti czy na Via de Tornabuoni we Florencji. Ale już na poważnie – kocham włoski styl życia, luz, klimat, wino, jedzenie, futbol. Wszystko mi się tam podoba. Czuję się, jakbym była Włoszką przez przypadek urodzoną w Polsce. Mówię szczerze. Trochę tak, jakby z czasów, kiedy podróżowałam po Włoszech w brzuszku mamy, zostało mi w głowie i w sercu, że pomylono mi miejsce urodzenia.

Lancia Astura III TIPO 233 CORTO 1936 – Rydwan Bellony

0

Ciężko się skupić i cokolwiek napisać: dłonie same zaciskają się w pięści, gdy widzę bandytów demolujących dom naszego sąsiada. Kolor czerwony nie kojarzy się już z Maranello, lecz z krwią bohaterów pokrywającą dzień w dzień ziemię Ukrainy.

Drodzy Ukraińcy wytrwajcie! Pamiętajcie, że zdecydowana większość dyktatorów kończy marnie w hańbie i potępieniu, głęboko wierzę, że tak będzie i z Waszym oprawcą. Chwała Ukrainie!

Wybór dzisiejszego modelu jest więc nieprzypadkowy, gdyż cofa nas w czasy, gdy we Włoszech rządziła dyktatura. Pojęcie dyktator w starożytnym Rzymie oznaczało wodza, w którego ręce oddawano władzę absolutną w sytuacjach kryzysowych lub wojny. Po raz pierwszy miało to miejsce w 501 p.n.e.

Zapewne przyglądała się temu, stojąc w pełnym rynsztunku w czarnym rydwanie Marsa, ze swoim okrutnym obliczem, Bellona – rzymska bogini wojny mająca świątynię na rzymskich polach marsowych, gdzie senatorowie imperium przyjmowali delegacje niezbyt przychylnych Rzymowi krajów, gdzie też wypowiadano wojny i witano wracających z nich generałów.

Lancia Astura powstała w czasach, gdy Włosi ulegli pompatycznym przemówieniom Mussoliniego i dali sobie wmówić, że ponownie mogą stać się imperium na miarę starożytnego cesarstwa. Monumentalna Astura sunąca ulicami Rzymu niczym transatlantyk idealnie nadawała się na symbol wielkości faszystów i dlatego stała się oficjalną limuzyną rządu. Stała się rydwanem, którym włoscy dygnitarze parli do wojny, najpierw w Afryce a następnie w Europie, by ostatecznie doprowadzić swój kraj do upadku. Zanim to jednak nastąpiło Il Duce jeden z tych flagowców w 1938 podarował Hitlerowi, ten jednak nigdy jej nie użył preferując Mercedesa Benz 770. Sam Mussolini wolał auta Alfy Romeo, których posiadał dziesiątki. Z czasem każdy nowy model mediolańskiej firmy prowadzony przez testowego kierowcę Alfy Romeo pana Guidotti przedpremierowo był dostarczany wodzowi, by ten wyraził swoją opinię. Podobno miłość swojego życia Mussolini poznał jadąc Alfą 1750 cabrio, wielokrotnie powtarzając manewr wyprzedzania Astury, w której wraz z rodziną podróżowała do Ostii Claretta Petacci. 25 kwietnia 1945 razem udali się w ostatnią podróż życia, uciekając z Mediolanu Alfą 6C 2500 Berlinetta Touring z 1939 w stronę Szwajcarii. Trzy dni później już nie żyli, a ich samochód po ponad 20 latach postoju w wiejskiej szopie kupił amerykański oficer za jedyne 300 USD i wysłał go do USA.

Jak wspomniałem Astura była samochodem monumentalnym, dostojnym i jednocześnie niemal teatralnym. Mimo, że swoją karoserią bardziej może kojarzyć się z włoskim Art Deco czyli stylem Liberty, pasowała do pojawiających się coraz liczniej budynków faszystowskiego modernizmu.

W Polsce co chwila powraca temat wyburzenia Pałacu Kultury w Warszawie jako symbolu komunizmu. Włosi natomiast patrzą na problem pozostawionej po faszystach architektury w zgoła inny sposób. Traktują to jako część swojej historii, której nie da się przecież odwrócić, nie chcą niczego przemilczać ani wymazywać, ot tak było [u nas ostatnio coraz częściej niestety sięga się po „gumkę do historii”]. To dlatego rzymska dzielnica EUR stwo-
rzona w duchu imperialnego faszyzmu na EXPO 1942 nie dość, że nie została wyburzona to wręcz kończono jej budowę niemal do 1960, czyli w zupełnie nowych Włoszech. Oczywiście usunięto tam wszystkie możliwe symbole faszystowskie, no właśnie możliwe, bo co zrobić z najważniejszym jej budynkiem, czyli Pałacem Kultury Włoskiej zwanym też kwadratowym Koloseum, gdzie ilość łuków fasady w pionie i poziomie oznacza jedno – Benito Mussolini!

W 1931 podczas paryskiego salonu Lancia zaprezentowała dwa nowe modele, kończące „grecką” erę i rozpoczynającą erę „rzymską” były to Artena i Astura. W latach poprzedzających II wojnę światową turyńska Lancia miała bliskie stosunki z rządem faszystowskim, który bardzo wspierał modernizację przemysłu. Nawet nazwy nowych modeli Lancii z tamtych czasów o tym jasno świadczą, odchodzą od tradycji używania greckiego alfabetu na rzecz nazw lokalizacji związanych z mitem założycielskim potęgi Rzymu. Mamy tu: Artena, Aprilia, Ardea, Augusta, Ro oraz Astura, czyli mała rzeka w południowym Lazio oraz wieża obronna w pobliżu której Republika Rzymu w 338 p.n.e. pokonała wojska Związku Latyńskiego, tym samym zdobywając władzę wzdłuż całego wybrzeża morza Tyrreńskiego.

Astury były produkowane pomiędzy 1931 a 1939 w czterech seriach, ogółem powstało ich niemal 3000, co jak na samochód luksusowy, a więc dość drogi [cena samego podwozia III serii wynosiła ponad 38 tys. Lirów] było ilością całkiem pokaźną, jednak biorąc pod uwagę zamówienia rządowe łatwo to wytłumaczyć. Ilość firm, które opracowywały dla nich nadwozia sprawiło, że poszczególne auta bardzo się od siebie różnią. Powstawały kabriolety, spidery, limuzyny, berline czy coupe, a miały w tym swój udział nie tylko włoskie carrozzerie ale także firmy niemieckie i angielskie. Jednak te najpiękniejsze zawdzięczamy włoskim wirtuozom, jak na przykład model Astura 233C Aerodinamica mediolańskiej manufaktury Castagna, czy krótka seria wyprodukowana przez Touringa w wymyślonej przez nich w 1931 stylistyce Flying star czyli z chromowanymi listwami biegnącymi wzdłuż całego auta i łagodnie opadającymi w jego tyle – faktycznie przypomina to przelatujące komety. Niektóre miały przeznaczenie stricte sportowe, pamiętacie perłę Museo Nicolis – Astura MM Sport w karoserii firmy Colli [Gazzetta It. 87]? Sam Pininfarina wypuścił ponad 50 różnych wersji Astury, były to krótkie serie a czasami wręcz pojedyncze egzemplarze.

Najbardziej popularną była seria III [1933-37], której zakłady Lancii opuściło 1243 gotowe do zabudowy podwozia w 2 wersjach rozstawu osi. Ponieważ auto nie miało zbyt dużej mocy, bo jedynie 82 KM, producent sugerował firmom karoseryjnym stosowanie jak najlżejszych rozwiązań. W zakładach Fariny na zlecenie Francesco Bocca dealera Lancii z Biella bazując na krótszym podwoziu zbudowano 6 kabrioletów, których oficjalna nazwa brzmiała Lancia Astura 233C Tipo Bocca. Dokładnie tą wersję odwzorowuje model Minichamps. Ponieważ trudno jest dotrzeć obecnie do danych odnośnie wymiarów poszczególnych wersji Astury muszę się zdać na solidność tej firmy. Choć prezentuje się świetnie niestety ma tą skazę, że nic się tutaj nie otwiera. Każda z czterech wersji kolorystycznych jest limitowana dość dziwnie: 999 szt. biała, po 150 niebieska i czarna, ale już bordowej wypuszczono tylko 50 szt. Jak widzicie na zdjęciach jestem posiadaczem tej najrzadszej, mój entuzjazm jednak studzi myśl, że Minichamps mogli założyć, że nikt takiej nie kupi.

Mam wielką nadzieję, że do dnia wydania tego numeru Gazzetta Italia, rzymski bóg Letus zdąży spojrzeć barbarzyńcom w oczy, a Ukraińcy będą już w trakcie odbudowy swojej wolnej i niepodległej ojczyzny.

Lancia Astura III 233C

Lata produkcji: 1933-1937
Ilość wyprodukowana: 1243 egz. [335 wersji C]
Silnik: V-8 17°
Pojemność skokowa: 2973 cm3
Moc/obroty: 82 KM / 4000
Prędkość max: 130 km/h
Przyspieszenie: b.d.
Liczba biegów: 4
Rozstaw osi: 3100 mm
Masa własna i wymiary są uzależnione
od wersji nadwozia.

GAZZETTA ITALIA 94 (sierpień – wrzesień 2022)

0

Tajemnicze spojrzenia Gigantów z Mont’e Prama obserwują nas z okładki nowego numeru Gazzetta Italia, który poświęca tym liczącym 3000 lat rzeźbom ciekawy artykuł. Giganci są na Sardynii, więc dobrze komponują się z prezentacją Shardany, stowarzyszenia zrzeszającego Sardyńczyków w Polsce. Ugo Rufino, po 7 wspaniałych latach, opuszcza Włoski Instytut Kultury w Krakowie i wybiera Gazzettę, aby opowiedzieć swoją ekscytującą przygodę na polskiej ziemi.

Nasza rubryka o kinie tym razem dotyczy niesamowitej Moniki Vitti, ikony najlepszego włoskiego kina, która odeszła kilka miesięcy temu. Nowa Gazzetta to skarbnica ciekawych artykułów na szlaku Włochy-Polska, m.in. „Włoskie życie Tamary Łempickiej”, poświęcone wystawie w Lublinie, wspaniały artykuł o „Cristinie Campo i Gustawie Herlingu-Grudzińskim”, relacja z Turnieju Piłki Nożnej Włochów w Polsce, a potem poszukamy śladów italianizmu w Kętach, gdzie często zbierają się polscy miłośnicy Vespy.

W Gazzetta znajdziecie oczywiście wszystkie tradycyjne rubryki o kuchni, zdrowiu, języku, komiksach, etymologii, silnikach, a od tego numeru otwieramy się również na design! Biegnijcie, więc do Empiku lub zadzwońcie do nas (505 269 400), by zdobyć nowy numer Gazzetta Italia!      

,,The Milk of Dreams” – Biennale Sztuki w Wenecji

0
Biennale Arte fot. Daniel Rumiancew

Tegoroczna, 59. edycja Biennale Sztuki w Wenecji jest celebrowana nie tylko dlatego, że długo na nią czekaliśmy – miała się odbyć w 2021 roku, ale została przesunięta z powodu pandemii. Głośno zrobiło się już w momencie ogłoszenia przez kuratorkę Cecilię Alemani listy artystek i artystów, których prace tworzą wystawę główną, zatytułowaną w tym roku „The Milk of Dreams”. W tej grupie zdecydowanie dominują kobiety, osoby niebinarne i transpłciowe, wśród 231 nazwisk znajdziemy jedynie 21 mężczyzn. Jest to sytuacja bez precedensu, bardzo znacząca i symboliczna decyzja kuratorki (sama Alemani podkreśla, że nie był to arbitralny wybór, ale proces), a dla nas, zwiedzających, możliwość doświadczenia czegoś naprawdę nowego.

Warto wspomnieć, że Alemani jest dopiero czwartą kobietą w 127-letniej historii trwania tej imprezy, której kuratorskiej opiece zostało powierzone biennale. Media rozpisują się o „epokowej zmianie postaw”, a tegoroczną edycję określają jako przełomową. Zachwycają się zaprezentowaną sztuką pełną zmysłowości, uczucia, wyobraźni, bliską krwiobiegu; narracją zbudowaną w opozycji do świata białego mężczyzny; holistyczną opowieścią pełną magii i mitologii; innym niż dotychczas portretem cywilizacji i świata.

Jak na biennale pierwszych razów przystało, niektóre pawilony narodowe po raz pierwszy w ogóle prezentują prace kobiet; Francję po raz pierwszy reprezentuje artystka pochodzenia algierskiego (Zineb Sedira); Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię artystki czarnoskóre (Simone Leigh oraz Sonia Boyce, obie zostały nagrodzone Złotymi Lwami); Nową Zelandię kobieta trans (Yuki Kihara). Pierwszy raz twórczyni pochodzenia romskiego gości w pawilonie narodowym, i jest to Pawilon Polski (Małgorzata Mirga-Tas).

Zarówno w pawilonach narodowych jak i na wystawie głównej oglądamy prace artystek z ogromnym i niezwykle ciekawym dorobkiem, których nazwiska i twórczość dopiero mamy szansę poznać, gdyż przez lata były one wykluczone z tzw. głównego nurtu. Mamy więc do czynienia z potężną lekcją alternatywnej historii sztuki, uczestniczymy w święcie inkluzywności i muszę przyznać, że jest to doświadczenie głęboko poruszające.

Pierwsze co przyszło mi do głowy gdy przechodziłam przez Pawilon Główny w Giardini oraz w Arsenale, ale także spacerując po pawilonach narodowych, to że nareszcie mam szansę w tak dużej skali zobaczyć, doświadczyć i obcować z tzw. female gaze, czyli kobiecym spojrzeniem, perspektywą. Dla porównania, w Fundacji Peggy Guggenheim odbywa się równolegle świetna wystawa o surrealiźmie, zatytułowana “Surrealism and Magic: Enchanted Modernity”, gdzie różnice między męskim a kobiecym spojrzeniem zostały wykazane w sposób wręcz dydaktyczny, wytłumaczone i pokazane palcem. “The Milk of Dreams” nie musi tego robić, przechodząc z sali do sali, to po prostu się czuje, widzi i chłonie.

Objawia się to nie tylko w przedstawieniach kobiecego ciała, które w kobiecej perspektywie nie jest jedynie ozdobą, obiektem seksualnym, a osobą, która ma swoją siłę, historię, rolę i sprawczość. Przedstawień kobiet jest na wystawie mnóstwo, opowiadają one o przeróżnych aspektach życia, ograniczeniach, oczekiwaniach, radościach, rolach narzuconych i tych wymarzonych, o seksualności, o płynności, są posthumanistyczne lub surrealistyczne hybrydy ciał, ale także dużo przedstawień kobiet w ich codzienności.

Codzienność to bardzo obecna bohaterka tegorocznego biennale. “Przyziemne”, “małe”, “nieznaczne” sprawy i czynności są na tej wystawie celebrowane. Świadczy o tym choćby spektrum pokazywanych mediów, jest dużo malarstwa (szczególnie warte uwagi są prace Cecilii Vicuñii, Pauli Rego), rysunku (Sandra Vásques de la Horra), ceramiki (fantastyczny Pawilon Łotwy Skuji Braden), prac na papierach, rzeźby, obecna w dużych ilościach jest także tkanina: prace szyte, tkane, gobeliny, włóczka, zdobne dywany i makaty, wyszywanki i hafty. Nie znajdziemy tu zbyt wiele spektakularnych instalacji, technologicznych nowinek czy ogromnych formatów nastawionych na efekt wow (zobaczymy je za to na towarzyszących Biennale, wystawach Anselma Kiefera w Palazzo Ducale oraz Anisha Kapoora w Gallerie dell’Academia i Palazzo Manfrin) . Wyjątkiem jest rzeźba, potężne postaci z brązu Simone Leigh, naturalnej wielkości słoń Katariny Fritsch witający nas w Pawilonie Głównym w Giardini, czy olbrzymie drewniane popiersia i dłonie będące częścią niezwykle zmysłowej instalacji “The Concert” Latify Echakhch w Pawilonie Szwajcarskim.

Pod hasłem “The Monumentality of Everyday”, codzienność świętuje między innymi Pawilon Kosowa. Znajdziemy w nim, przygotowaną przez artystę Jakupa Ferri niesamowitą instalację z obrazów, dywanów i haftów przedstawiających codzienne, małe wydarzenia, takie jak uprawianie sportu lub spotkania ze zwierzętami, z surrealistycznym twistem.

Podobnie, lecz z większym rozmachem, tkaninę oraz życie codzienne prezentuje Pawilon Polski. Małgorzata Mirga-Tas, pierwsza w historii romska artystka reprezentująca kraj w pawilonie narodowym, projektem zatytułowanym “Przeczarowując świat” , będącym manifestem na temat romskiej tożsamości i sztuki, zachwyciła media i gości biennale. Szczelnie wypełniła wnętrze pawilonu obrazami uszytymi ze zbieranych od swojej rodziny i bliskich ubrań i materiałów. W nawiązaniu do słynnego “kalendarzowego” cyklu fresków z Palazzo Schifanoia w Ferrarze, jest to 12 wielkoformatowych paneli. Każdy panel przynależy do jednego z 12 znaków zodiaku i jest podzielony na trzy poziome pasy-narracje. Górny przedstawia historię mitycznej wędrówki i przybycia romskich społeczności do Europy zainspirowany XVII-wiecznym cyklem grafik Jacques’a Callota “Les Bohémiens”. Cykl ten, niezwykle pięknej urody, jest jednak antyromski i utrwalający krzywdzące stereotypy, które towarzyszą nam do dziś. Mirga-Tas “przeczarowuje” je i przywracając bohaterkom i bohaterom tych obrazów godność. Pas środkowy to prezentacja znaków zodiaku, którym towarzyszą portrety ważnych dla artystki kobiet, jest to jej osobiste archiwum herstorii. W pasie dolnym zobaczymy sceny z życia codziennego społeczności romskiej oraz elementy pejzażu Czarnej Góry, skąd Mirga-Tas pochodzi. Jest to świat przyjazny, kolorowy i zwyczajny, wypełniony ludźmi, zwierzętami, codziennymi rytuałami i czynnościami. Wykreowany przez artystkę obraz odbiega od konwencjonalnych przedstawień społeczności romskiej, gdzie pornografizuje się ubóstwo, obecny na przykład w w filmie-doświadczeniu VR w Pawilonie Greckim (“Oedipus In Search of Colonus” Loukii Alavanou).

Ciekawych i zaskakujących momentów jest na tegorocznym Biennale naprawdę sporo: motyw ziemi (Delsy Morelos “Earthly Paradise”, Precious Okoyomon “To See the Earth Before the End of the World”, Ariel Bustamante, Carla Macchiavello, Dominga Sotomayor, Alfredo Thiermann “Turba Tol Hol-Hol Tol”), zabawy dzieci z całego świata w Pawilonie Belgijskim (Francis Alÿs “The Nature of the Game”), Pawilon Włoski (Gian Maria Tosatti “History of Night and Destiny of Comets”), immersyjne wytchnienie w Pawilonie Serbskim (Vladimir Nikolić “Walking with Water”).

Komentarzem do trwającej od lutego wojny w Ukrainie jest zamknięty i opustoszały Pawilon Rosji, symboliczna instalacja Pawło Makowa zatytułowana “Fontanna wyczerpania” w Pawilonie Ukraińskim, a także utworzona na terenie Giardini strefa dla działań ukraińskich artystów.

Przyznam, że pisząc ten tekst nie opuszcza mnie myśl, że bardzo chętnie wróciłabym do Wenecji i na Biennale, bowiem kilka dni to zdecydowanie za mało, aby wszystko faktycznie zobaczyć, poczuć i zrozumieć. Tak właśnie działa tegoroczna edycja, zatrzymuje, wciąga i zaostrza apetyt na więcej.

Barbara Piekut w Rzymie

0
Pokaz mody fot Marco Carusotti

13 lipca 2022 w Muzeum Sztuki Nowoczesnej MAXXI w Rzymie odbył się pokaz najnowszej kolekcji Barbary Piekut dla marki MO.YA fashion pod tytułem  „Libre”, w ramach oficjalnego kalendarza ALTA ROMA. Tym samym pochodząca z Podlasia projektantka na stałe zapisała się w historii polskiej mody jako druga Polka, która przeszła przez sito weryfikacyjne i została zaproszona przez komisję, by pokazać swoją kolekcję w ramach najważniejszego fashionweek’u w Europie, ALTA ROMA. Udział w tym wyjątkowym wydarzeniu jest niebywałą nobilitacją i wiąże się z docenieniem dotychczasowej pracy projektanta. W ramach ALTA ROMA zaistnieli tacy projektanci, jak Fendi, Elie Saab czy Valentino, co najlepiej świadczy o randze wydarzenia.

ALTA ROMA jako największe i najbardziej prestiżowe modowe święto we Włoszech przyciąga wiele mediów. Do zawsze obecnych w trakcie Alta Roma zalicza się:  Vogue  Italy, Vogue Paris, ELLE, Grazia, Interview, Glamour Magazine, Marie Claire, Vanity Fair, Dazed and Confussed, NY Times, La Reppublica, Traveller, Amica, Fashion TV, Rai TV oraz wiele innych.

Najistotniejszym faktem wyróżniającym ALTA ROMA jest brak „przypadkowych” uczestników wydarzenia. Każdy z gości pokazu jest imiennie zapraszany – jest to skutek ogromnego zainteresowania pokazami i projektantami. To niesamowite, że od teraz możemy śmiało mówić, iż Podlasianka była drugą w historii Polką, która dostąpiła tego zaszczytu.

Barbara Piekut znana jest ze swego zamiłowania do haute couture, gdzie każdy detal sukni jest dopracowany w najmniejszym szczególe. To właśnie ta miłość przełożyła się wymiernie na nagrody i wyróżnienia, które w tym roku otrzymuje. Jednym z najważniejszych osiągnieć w jej dotychczasowej karierze było otrzymanie „Złotej Pętelki 2022” przyznawanej przez Polską Akademię Mody za całokształt twórczości, a kilka miesięcy później zaprezentowanie nowej kolekcji na ALTA ROMA – w miejscu, o którym marzy każdy projektant couture. To wspaniałe zwieńczenie 10-lecia marki MO.YA fashion, które przypada w tym roku. Barbara Piekut jest żywym przykładem na to, że ciężka praca ukierunkowana na pasję potrafi przynieść wspaniałe efekty. Białostoczanka jest obecnie zdecydowanie jedną z najbardziej zapracowanych projektantek w kraju, biorącą udział we wspaniałych przedsięwzięciach, takich jak np. misternie wykonane na najwyższym poziomie stylizacje z papieru na potrzeby kalendarza „łączy nas Podlasie, naturalnie!”, ukazujące wspaniałe podejście do ekologii w modzie, na poziomie niespotykanym jak do tej pory w Polsce, a zauważonym i docenionym na świecie. Zaproszenie do pokazania kolekcji na ALTA ROMA było więc konsekwencją wielu lat ciężkiej pracy i pasji, która wyznacza drogę i prowadzi do miejsc, których nie spodziewaliśmy się zobaczyć.

Pokaz mody fot. Marco Carusotti

Pokaz Barbary Piekut był jednym z najbardziej udanych tego wieczoru, długo oklaskiwany i podziwiany przez międzynarodową publiczność na sali i online. Piękne jedwabne materiały, koronki i pióra, kobiecość i wdzięk oraz wysublimowany gust i elegancja sprawiły, że długo rozmawiało się o nim w kuluarach. Wszystkie dodatki projektantka naszywała ręcznie, co charakteryzuje tylko wysokie krawiectwo Alta Moda.

Na pokazie pojawili się goście z całego świata, przedstawiciele Ambasady RP w Rzymie, Ambasady Jordanii, Libanu, Egiptu, Austrii, koronowane głowy z Afganistanu, ludzie świata kultury, sztuki, telewizji, krytycy mody, styliści, blogerzy i międzynarodowi dziennikarze, łącznie ponad 300 osób. „Tak długo, jak powstają tak wyrafinowane kolekcje, istnieje nadzieja dla tego świata”, dało się słyszeć po pokazie. Barbara Piekut w najlepszy z możliwych sposobów reprezentowała Polskę, stając się jednocześnie najlepszą ambasadorką Podlasia, które często wymieniała w wywiadach: „Jestem dumna, że pochodzę z Podlasia. Jest to wyjątkowe miejsce, gdzie nieskalana natura spotyka się ze sztuką, gdzie dobrze jest żyć i tworzyć. To idealna baza wypadowa na świat, miejsce, gdzie chce się wracać. A dzięki wsparciu Urzędu Marszałkowskiego miałam możliwość rozwinąć skrzydła na najważniejszym fashion week’u w Europie ALTA ROMA i na stałe wpisać się do historii polskiej mody. Jestem za to ogromnie wdzięczna.”

Kolekcja „Libre” inspirowana jest twórczością polskiego kompozytora muzyki filmowej Adama Korzeniowskiego (szerzej znanego jako Abel Korzeniowski). Jego utwory rozbrzmiewały podczas premiery kolekcji stanowiąc idealne tło muzyczne dla misternie dopracowanych kreacji, jednocześnie przyprawiając widzów o dreszcze. Całość kolekcji MO.YA fashion utrzymana jest w kolorach pudrowego różu, złotego beżu i szampana, przeniosła gości w świat marzeń projektantki, która używając igły i nitki, niczym magicznej różdżki, wyczarowała piękno, wyrafinowanie i  elegancką nonszalancję należną Wielkiej Modzie. Kolekcja Piekut hołduje kobiecości, wywyższa ją i zachęca kobiety, by cieszyły się jej doświadczaniem. Delikatne jedwabie, koraliki, ręcznie tworzone aplikacje i piór stały się już elementami na stałe kojarzącymi się z twórczością projektantki Barbary Piekut. W Polsce znana jest z zamiłowania do haute couture i do tworzenia wszystkich kolekcji w jej duchu.
„Dominują, jak zawsze u mnie, moje ukochane koronki, jedwabie, pióra i ręcznie tworzone aplikacje. Całość ultra kobieca i sensualna, podkreślająca piękno kobiecej sylwetki. Całości stylizacji dopełniła autorska biżuteria z polskiego bursztynu, by jeszcze bardziej podkreślić miejsce pochodzenia kolekcji. Tworzę dla kobiet, gdyż uważam, że kobiecością należy się cieszyć na każdym jej etapie i bawić się nią, gdy jest ku temu sposobność. Każda z nas jest piękna i wyjątkowa, a moja praca polega głównie na tym, by to kobietom pokazać”, mówi Barbara Piekut i dodaje, „w nietypowych czasach, w jakich przyszło nam żyć, moda powinna nadawać kolory życiu, skłaniać do radości, dodawać blasku. Życie jest za krótkie, by od czasu do czasu nie założyć koronek i piór, nawet po to, by choć na chwilę pokolorować sobie szarość codzienności, bez względu na nasz wiek, czy rozmiar, który w danym momencie nosimy. Piękno i szyk mierzy się sumą wstrzymanych na nasz widok oddechów, nie miarką krawiecką.”

 

Haute Couture Art Night Tursi 2022

0
Autorskie projekty Natashy Pavluchenko pod włoskim niebem w Bazylikacie

6 sierpnia 2022, przed średniowieczną Bazyliką Matki Bożej Królowej Anglony w Tursi na południu Włoch, podczas wydarzenia Haute Couture Art Night, zostaną zaprezentowane kolekcje Maria D’Anglona oraz Bianca / Everlasting, autorstwa polskiej projektantki Natashy Pavluchenko. Oba projekty pochodzą z nowej, ponadczasowej linii modowej artystki łączącej modę, sztukę i historię.

Miasto Tursi znajduje się we włoskim regionie Bazylikata. Jego początki sięgają V wieku i związane są z najazdem Wizygotów, pod przewodnictwem legendarnego wodza Alaryka. Obszar ten słynie z produkcji owoców cytrusowych, w tym szczególnej odmiany pomarańczy, które sprowadzili tu Saraceni w 1000 roku. To region, który upodobali sobie także filmowcy – w pobliskiej Materze Mel Gibson kręcił sceny do „Pasji” i realizowano również sceny pościgu do ostatniego filmu o przygodach Jamesa Bonda „Nie czas umierać”.

„To sen który staje się rzeczywistością” – powiedziała projektantka, gdy okazało się, że obie jej kolekcje artystyczne, zostaną zaprezentowane we Włoszech, w tak wyjątkowym miejscu. Znajdujące się w XI-wiecznej Bazylice ornamenty ołtarzy stały się inspiracją do powstania w 2020 roku pierwszego projektu pod nazwą Maria D’Anglona. Rok później powstała kolejna kolekcja łącząca modę i sztukę zatytułowana Biała / Everlasting, dla której inspiracją stały się dekoracje średniowiecznego kościoła św. Stanisława w Bielsku-Białej. To jedyna, jak do tej pory, kolekcja Natashy Pavluchenko cała rygorystycznie w kolorze białym. Oba projekty, których premierowe pokazy odbyły się w kolejnych edycjach rzymskiej Altaroma, zostały wykonane w Atelier projektantki w Bielsku-Białej.

Głównym organizatorem Haute Couture Art Night / Tursi 2022 jest Urząd Miasta w Tursi, na czele z Burmistrzem Salvatorem Cosmą. Gośćmi specjalnymi będą Ambasador RP we Włoszech Anna Maria Anders i Prezydent Miasta Bielska-Białej Jarosław Klimaszewski.

Podczas wydarzenia, odbywającego się pod patronatem Ambasady RP w Rzymie, promowany będzie także UrBBan Fussion. Art & Fashion Festival, organizowany w Bielsku-Białej i dedykowany modzie oraz różnym formom sztuki. Partnerem i producentem wiodącym wydarzenia w Tursi jest International Fashion Network.

*****

NATASHA PAVLUCHENKO

Projektantka mody, ilustratorka, designerka. Polka z białoruskimi i ukraińskimi korzeniami, od ponad 20 lat mieszkająca w Bielsku-Białej. Jej pradziadek, jeszcze przed I wojną światową, z sukcesem prowadził pracownię krawiecką na warszawskiej Starówce. Potem los rzucił rodzinę na Wschód, na tereny dzisiejszej Białorusi. Swoją przygodę z modą Natasha rozpoczęła w wieku 17 lat. Podczas nauki w Fashion Design Institute of Modern Knowledge w Mińsku stworzyła pierwszą autorską kolekcję. Wygrana w konkursie Smirnoff Fashion Awards w Moskwie (2001), pozwoliła jej na udział w międzynarodowym Fashion Show w Dusseldorfie, gdzie została okrzyknięta „Odkryciem Roku 2002”.

Kolejne zwycięskie konkursy i przeglądy mody potwierdziły jej talent i rzemiosło krawieckie najwyższej jakości oraz nowoczesną wizję mody. Kreacje Natashy, które powstają w bielskim Atelier, podziwiano w Portugalii, Rosji, Hiszpanii, Niemczech i Azerbejdżanie. Z okazji 90-lecia istnienia Fiat Auto Poland Pavluchenko zaprojektowała wnętrza Fiata 500, a jej designerskie projekty mebli zostały dobrze przyjęte podczas targów w Paryżu. Natasha Pavluchenko ubiera gwiazdy filmowe i telewizyjne, tworzy również kostiumy teatralne. W jej kreacji wystąpiła na oskarowej gali w Hollywood Ewa Puszczyńska, producentka nagrodzonego filmu „Ida” (reż. Paweł Pawlikowski). Projektantka stworzyła także markę Neo Couture, z myślą o kobietach ceniących indywidualny styl, niepowtarzalny krój i materiały najwyższej jakości.

Projekt MARIA D’ANGLONA

Po zorganizowaniu kilkuset pokazów mody, projektantka zaczęła szukać nowych inspiracji i
form ekspresji dających ujście jej kreatywności. Pomysł na nową linię modową przyszedł jej podczas wizyty w Tursi. Po powrocie do Polski projektantka wnikliwie studiowała wzory tamtejszych ołtarzy, badając je pod względem genezy, kolorystyki i historii. Tak powstała Maria d’Anglona – ponadczasowa kolekcja, otwierająca nową linię kreatywną i pokazująca, że moda może inspirować się sztuką i sama się nią stać. „Nazywam tę kolekcję projektem, bo nie chcę zamykać się wyłącznie w samej przestrzeni modowej. Chciałam pokazać, że historia, na którą często nie zwracamy uwagi, może być inspiracją do czegoś nowoczesnego” – powiedziała projektantka.

Maria d’Anglona została zaprezentowana po raz pierwszy w Rzymie w styczniu 2020 roku. Projekt uzyskał wsparcie burmistrza miasta, miejscowego biskupa, społeczności Tursi i przedsiębiorców z regionu. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Maria Cristina Rigano z International Couture – organizatorka pokazów mody w Paryżu, Pekinie i w Rzymie. zaraz po prezentacji kolekcji stwierdziła, że to projekt, w którym historia staje się modą.

Projekt BIAŁA / EVERLASTING

Kontynuując rozpoczętą linię kreatywną i znajdując kolejną inspirację we wnętrzach najstarszego bielskiego kościoła p.w. św. Stanisława, projektantka stworzyła podczas
pandemii zupełnie nową kolekcję dedykowaną miastu, w którym żyje i pracuje. “Biała / Everlasting jest dla mnie kolekcją nietypową, zaskoczeniem kolorystycznym. Jest symbolem miłości, czystości i wieczności. Kolor kolekcji pochodzi od nazwy miasta, w którym mieszkam i tworzę, a ono ma niezwykłą duszę oraz niesamowitą historię.” – wyznała Natasha Pavluchenko. Kolekcja miała swoją światową premierę podczas Altaroma 2021, w ramach pokazów International Couture w Rzymie.

„To moda, która staje się sztuką i czerpie z historii Bielska-Białej, z tradycji włókienniczej miasta, z jego architektury, przetwarza ją i pokazuje światu. Wspaniale, że także w ten sposób można odkrywać polską historię i przybliżać ją Włochom.”- stwierdziła obecna na pokazie Ambasador Polski we Włoszech, Anna Maria Anders. W tworzenie kolekcji zaangażowały się władze miasta na czele z Prezydentem Miasta Jarosławem Klimaszewskim. Powstanie kolekcji wpisało się w jubileusz 70-lecia połączenia obu miast, leżących od setek lat po dwóch stronach rzeki Biała.

URBBAN FUSION. Art & Fashion Festival

Międzynarodowe zainteresowanie jakie wzbudziły kolekcje MARIA D’ANGLONA oraz BIAŁA / EVERLASTING,przekonało władze miasta do zorganizowania w Bielsku-Białej nowego i cyklicznego w zamierzeniu wydarzenia, skierowanego w dużym stopniu do młodych ludzi – uczniów, studentów i absolwentów szkół artystycznych. UrBBan Fusion. Art & Fashion Festival nawiązuje do tradycji włókienniczej miasta i łączy na jednej przestrzeni różne rodzaje sztuk. Dyrektorem artystycznym wydarzenia została jego główna pomysłodawczyni, Natasha Pavluchenko.

Pierwsza edycja Festiwalu odbyła się w grudniu ubiegłego roku. W festiwalowych pokazach performatywnych w fascynujący sposób połączyła: modę, muzykę, taniec i sztuki wizualne. Młodzi ludzie mogli także uczestniczyć w spotkaniach rangi masterclass z międzynarodowymi wykładowcami, w wernisażu fotografii poświęconej modzie, wystawie rysunku modowego, projekcjach filmowych o tematyce modowej, a co najważniejsze – wziąć udział w konkursie modowym przeznaczonym dla osób do 31. roku życia, w którego jury zasiedli przedstawiciele Polski i Włoch. Kolejna edycja Festiwalu już wkrótce.