Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 45

O nie dość docenianym participio passato

0

Uczenie się nieregularnych form participio passato nigdy nie należało do najprzyjemniejszych form spędzania czasu studentów, a jednak wszyscy się ich uczyliśmy; wszyscy ci, którzy chcieli nauczyć się włoskiego, bo zazwyczaj czas przeszły passato prossimo był jednym z pierwszych czasów przeszłych, którego nas uczono w szkole, czy na różnych kursach językowych. Nie ma innej opcji, trzeba nauczyć się tych form na pamięć, ponieważ wiele, przynajmniej na pierwszy rzut oka nie jest do niczego podobnych i trudno je odgadnąć. A tymczasem musimy pamiętać, że na podstawie wielu form nieregularnych participio passato powstają rzeczowniki i struktury, które wzbogacają nasze słownictwo, a przede wszystkim poszerzają naszą znajomość języka. Znajomość participio passato zdecydowanie ułatwia zatem rozumienie, a z czasem i mówienie w języku włoskim.

Chciałabym przedstawić wam listę, przynajmniej niektórych grup. Podzielę je według formy rzeczownika, który tworzą:

1) Forma participio nie zmienia się:
ridere – riso – il riso – śmiech
sorridere – sorriso – il sorriso – uśmiech
fare – fatto – il fatto – fakt
dire – detto – il detto – powiedzenie
essere – stato – lo stato – stan
mordere – morso – il morso – kęs, ugryzienie

2) Forma participio przyjmuje żeńską końcówkę:
cuocere – cotto – la cottura – gotowanie
proporre – proposto – la proposta – propozycja
sorprendere – sorpreso – la sorpresa – niespodzianka
promettere – promesso – la promessa – obietnica
permettere – permesso – il permesso – pozwolenie
correre – corso – la corsa – bieg
scrivere – scritto – la scritta – napis
offrire – offerto – l’offerta – oferta
offendere – offeso – l’offesa – obraza
rispondere – risposto – la risposta – odpowiedź
vedere – visto – la vista – widok, wzrok
scegliere – scelto – la scelta – wybór
spendere – speso – la spesa – zakupy
scendere – sceso – la discesa – zjazd, zejście

3) Forma participio stanowi bazę rzeczownika:
aprire – aperto – l’apertura – otwarcie
chiudere – chiuso – la chiusura – zamknięcie
morire – morto – la morte – śmierć
chiedere – chiesto – la richiesta – prośba, zapytanie
leggere – letto – la lettura – czytanie, lektura
decidere – deciso – la decisione – decyzja

Poza tym same formy participio passato służą do budowania zdań takiego rodzaju:

Fatti gli esercizi, vado a casa. Zrobiwszy ćwiczenia, idę do domu.
Finita la lezione, possiamo giocare. Skończywszy (po skończeniu) lekcji, możemy się bawić.

Podczas gdy po polsku zdania te brzmią dziwnie i staroświecko, to po włosku te formy są bardzo przydatne, ponieważ wszystko to, co pozwala nam unikać odmiany czasownika jest uznawane za łatwiejsze. Przekonałam was do nauczenia się participio passato?

***

Aleksandra Leoncewicz – lektorka języka włoskiego, tłumaczka, prowadzi własne studio językowe italdico.

Enzymy trawienne a odporność

0

Prawdopodobnie mieliście już okazję to usłyszeć: gotowanie niszczy enzymy, dlatego lepiej wybierać surowe pokarmy. A może słyszeliście o nich w różnych reklamach: od kosmetyków po środki czyszczące? Zastosowanie enzymów w produkcji przemysłowej jest naprawdę szerokie, do tego stopnia, że obecnie termin ten funkcjonuje w powszechnym użyciu. Duże zainteresowanie rynku i sposób, w jaki podkreśla się ich obecność, aby zareklamować produkt, zdają się sugerować, jakoby enzymy służyły do „ulepszenia działania” różnych rzeczy. I faktycznie, właśnie tak jest.

Enzymy są katalizatorami, czyli białkami, które są w stanie przyspieszyć zachodzenie reakcji chemicznych. Jak bardzo? Nawet milion razy! Są produkowane przez nasz organizm wewnątrz komórek, ale mogą też funkcjonować poza nim, czyli w produktach przemysłowych, po tym jak zostaną uzyskane w procesie fermentacji mikroorganizmów (grzybów i bakterii).

Mówimy o nich, ponieważ wśród najważniejszych funkcji organizmu wymienia się tę wspomagającą procesy trawienne. Trawienie jest w rzeczywistości złożonym procesem transformacji: podczas długiej podróży z ust do jelit, spożyty pokarm zostaje rozłożony i zredukowany do najmniejszych cząstek – takich, które mogą zostać wykorzystane przez organizm. Białka są rozkładane na aminokwasy, a węglowodany na cukry proste. Potem, w stosownym momencie, organizm użyje ich do wytworzenia tego, co będzie mu potrzebne.

Jak łatwo się domyślić, mamy do czynienia z ogromną pracą, a bezdyskusyjnymi bohaterami tego dzieła są właśnie one: enzymy trawienne, wytwarzane przede wszystkim przez żołądek, wątrobę i jelita.

Przychodzimy na świat z zasobem około pięciu tysięcy różnych enzymów, które jednak z biegiem czasu wyczerpują się: podeszły wiek, stres, toksyny środowiskowe, syntetyczne leki – wszystko to wchodzi w skład czynników redukujących potencjał enzymowy. Także jakość produktów spożywczych może być gorsza ze względu na techniki uprawy, konserwacji i jałowość gruntów, spowodowaną wszechobecnym stosowaniem nawozów i herbicydów.

A co dzieje się, gdy nasz organizm okazuje się nie mieć wystarczającej ilości enzymów? Pierwszym sygnałem są typowe objawy zbyt powolnego trawienia: ociężałość, wzdęcia, uczucie senności po posiłkach.

Jednak jest tego jeszcze więcej – niedobór enzymów może wpływać na występowanie dużo poważniejszych zaburzeń, takich jak zaburzenia wchłaniania jelitowego, stany zapalne powodowane przez pokarmy i „leaky gut syndrome” (zespół nieszczelnego jelita), wszystkie stany zapalne, które sprzyjają pojawianiu się chorób autoimmunologicznych. W praktyce ściany jelita powinny tworzyć barierę selektywną i pozwalać na przenikanie przez nie jedynie niezbędnym substancjom. W przypadku przedłużającej się dysbiozy (zaburzenia w składzie flory bakteryjnej) w ścianach tych rozwija się stan zapalny i nie są już one w stanie pełnić swojej funkcji, umożliwiając tym samym bakteriom i niestrawionym cząsteczkom przedostanie się do krwi i głównych tkanek, a nawet do poszczególnych organów, co prowadzi do dalszego rozprzestrzenienia się stanu zapalnego. Układ odpornościowy jest nieustannie pobudzany, gdyż musi zwalczać wszystkie substancje patogenne znajdujące się w obiegu i w ten właśnie sposób aktywuje się kaskada reakcji zapalnych, której konsekwencje ponosi cały organizm.

Na szczęście świadome przyjmowanie enzymów i probiotyków może polepszyć tę sytuację, a nawet doprowadzić do zwalczenia zaburzeń: zastosowanie tych sposobów, coraz częściej popartych naukowymi dowodami, okazuje się skuteczne i szybkie. W praktyce dobre trawienie ogranicza obecność substancji alergizujących i jest kluczowe dla prawidłowego funkcjonowania układu immunologicznego.

Ale gdzie możemy znaleźć enzymy trawienne? To bardzo proste – w owocach i warzywach! Najlepiej w surowych gdyż, jak wcześniej wspomniano, enzymy są wrażliwe na ciepło i już w temperaturze powyżej 40° ulegają denaturacji. Również z tego powodu jest tak ważne, żeby w naszej codziennej diecie nie zabrakło dużej ilości sezonowych owoców i warzyw – w miarę możliwości 5 porcji dziennie, po jednej do każdego posiłku.

Produkty szczególnie bogate w enzymy to papaja i ananas (które jednak nie są owocami lokalnymi), wszystkie suszone owoce, świeże kiełki, imbir i żywność fermentowana (na przykład kefir, tofu czy miód).

A jeśli to nie wystarcza? W sprzedaży znajdują się suplementy z enzymami wielofunkcyjnymi (a więc takimi, które zawierają różne enzymy działające równocześnie na białka, węglowodany i tłuszcze) uzupełniane o probiotyki i koenzymy – witaminy, które zapewniają aktywację enzymów.

Zazwyczaj nie ma specjalnych przeciwwskazań do stosowania naturalnych suplementów z enzymami trawiennymi i można je zażywać nieprzerwanie przez co najmniej 1-2 miesiące, tuż przed głównymi posiłkami lub w ich trakcie.

Pamiętajmy jednak o tym, co mówi słynne przysłowie: trawienie zaczyna się w ustach. Ślina zawiera amylazę, enzym niezbędny do trawienia węglowodanów. Powolne przeżuwanie to pierwszy krok w stronę poprawy naszego trawienia.

Macie pytania dotyczące odżywiania? Piszcie na info@tizianacremesini.it, a postaram się
na nie odpowiedzieć na łamach tej rubryki!

***

Tiziana Cremesini, absolwentka Neuropatii na Instytucie Medycyny Globalnej w Padwie. Uczęszczała do Szkoły Interakcji Człowiek-Zwierzę, gdzie zdobyła kwalifikacje osoby odpowiedzialnej za zooterapię wspomagającą. Łączy w tej działalności swoje dwie pasje – wspomaganie terapeutyczne i poprawianie relacji między człowiekiem i otaczającym go środowiskiem. W 2011 wygrała literacką nagrodę “Firenze per le culture e di pace” upamiętniającą Tiziano Terzani. Obecnie uczęszcza na zajęcia z Nauk i Technologii dla Środowiska i Natury na Uniwersytecie w Trieście. Autorka dwóch książek: “Emozioni animali e fiori di Bach” (2013) i “Ricette vegan per negati” (2020). Współpracuje z Gazzetta Italia od 2015 roku, tworząc rubrykę “Jesteśmy tym, co jemy”. Więcej informacji znajdziecie na stronie www.tizianacremesini.it

Kasia Dyjewska, love the context!

0

Jeżeli artyści są poetyckim sejsmografem człowieczeństwa, przesłanie, które Kasia Dyjewska zawiera w swoich pracach, to potrzeba odbudowania wartości relacji międzyludzkich. Ideę tę wyraża poprzez swoją wizję budynków, w których żyjemy, będąc architektem z zamiłowaniem do malarstwa lub malarką z zamiłowaniem do architektury.

Jestem architektem i malarką, albo może na odwrót. Dom rodzinny pełen był ołówków, arkuszy papieru, pędzli i innych przyborów malarskich. Mój dziadek i zarazem mój serdeczny przyjaciel, był architektem, również moja mama studiowała architekturę. Nie jest jednak powiedziane, że środowisko, w którym żyjemy decyduje o naszych wyborach życiowych. Moje rodzeństwo obrało zupełnie inne ścieżki zawodowe. Ja natomiast już jako mała dziewczynka wykazywałam zainteresowanie malarstwem i lubiłam chodzić na wystawy. Zawsze byłam bardzo kreatywna. Kiedyś, w szkole podstawowej, zapytano nas: „Kim chcecie być jak dorośniecie?” Już wtedy wiedziałam, że chciałabym zostać malarką. Przy wyborze liceum, zdecydowałam się jednak na profil matematyczno-informatyczny, bo chciałam studiować i poznawać nowe obszary wiedzy. W rzeczywistości uwielbiałam zarówno malarstwo, jak i nauki ścisłe, dlatego zdecydowałam wtedy, że zostanę architektem.

Architektura jako kompromis pomiędzy malarstwem i matematyką?

Studiowanie architektury bardzo mi się podobało, jednak jednocześnie cały czas uczęszczałam na inne kursy. Nie przestałam malować i rysować. Na architekturze moim ulubionym przedmiotem, oprócz projektowania, był oczywiście rysunek i również stąd pochodzą prace, które później złożyły się na moje portfolio, konieczne do zgłoszenia kandydatury na Akademię Sztuk Pięknych.

Czyli?

Z perspektywy czasu uważam, że to był wariacki pomysł. Podczas studiów na architekturze, postanowiłam zdawać na Akademię, pomyślałam: „Pokażę moje prace i zobaczymy, co się wydarzy.” W rezultacie zostałam przyjęta na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie, wciąż studiując na Politechnice. Przez około dwa lata uczyłam się jednocześnie na obydwóch kierunkach. Potem uzyskałam dyplomy: najpierw z Architektury, a następnie na Akademii Sztuk Pięknych.

Przez lata Politechnika Warszawska organizowała wyjazdy studyjne do Wenecji, a Ty wzięłaś udział w jednym z nich.

Cudowne wspomnienia! To było wspaniałe doświadczenie zarówno pod względem warsztatów, jak i integracji wśród studentów. Atmosfera była niepowtarzalna: Włochy, słońce, jedzenie, wino, ludzie. Wszystko było doskonałe! Zgłębialiśmy wtedy tematykę projektowania architektury w historycznym otoczeniu. Ta podróż sprawiła, że zakochałam się we Włoszech. To była moja pierwsza podróż do Italii. Kilka lat później wróciłam do Wenecji, zwiedziłam również Rzym i Anzio.

Czy Twoje obrazy odzwierciedlają większe zainteresowanie formami architektonicznymi niż ludźmi? Czy uważasz, że w naszym codziennym życiu architektura ma większy wpływ na człowieka, niż człowiek na architekturę?

Myślę, że każdy malarz maluje to, co widzi lub co zobaczył wcześniej. Od urodzenia mieszkam w Warszawie i dla mnie wychowywanie się w tym miejscu miało ogromny wpływ na postrzeganie świata. Architektura na moich obrazach jest metaforą tego, jak postrzegam społeczeństwo dzisiaj – wyludnione miasto, które jest dla mnie symbolem rozbitego i odizolowanego społeczeństwa, gdzie człowiek jako jednostka traci zdolność do nawiązywania relacji międzyludzkich. Nad tą samotnością dominują niezwykle przytłaczające budynki. Zastanawiam się nad tym, jak w przyszłości rozwinie się architektura w miastach, ponieważ uważam, że otoczenie w którym żyjemy ma olbrzymi wpływ na naszą psychikę i na relacje międzyludzkie. W czasie największego lockdownu, kiedy wychodziłam na krótkie spacery, miałam wrażenie, że przechadzam się po jednym z moich obrazów, w którym obecność ludzi jest zauważalna jedynie dzięki zapalonemu światłu, widocznemu przez okna kamienic.

Orwellowska wizja świata?

W rzeczy samej, „1984” Orwella to jedna z moich ulubionych książek. Ostatnio spodobał mi się serial dostępny na platformie Netflix, zatytułowany „Nowy wspaniały świat”, który jest adaptacją książki Aldousa Huxleya o tym samym tytule. Uwielbiam dystopijne książki i filmy, które dotyczą tematyki postapokaliptycznej wizji przyszłości i relacji człowieka ze sztuczną inteligencją. Są one dla mnie olbrzymim źródłem inspiracji.

Jakie masz zdanie o olbrzymim rozwoju urbanistycznym niektórych polskich miast, a zwłaszcza Warszawy?

Na pewno brakuje Warszawie spójnego planu urbanistycznego. Odnoszę wrażenie, że niektóre decyzje nie są przyjazne człowiekowi i nie wszystkie grupy społeczne mogą korzystać z nowych rozwiązań architektonicznych w równy sposób. Ja maluję kamienice i małe przestrzenie oderwane od wielkiej przemiany architektoniczno-urbanistycznej, tak jak dzielnica Szmulki na warszawskiej Pradze, gdzie mam swoją pracownię. Maluję kamienice, w których mieszkają zwyczajni ludzie, a życie toczy się w zupełnie innym wymiarze, niż w centrum Warszawy z olbrzymimi wieżowcami ze szkła i cementu, które rozwija się zgodnie z mottem Rema Koolhaasa „fuck the context”.

Widok na przyszłość / 90×170 cm / olej i pasta woskowa na płótnie / 2020

Dlaczego malujesz tylko na dużych formatach?

Mój tata często powtarza: „nigdy nie sprzedasz tego obrazu, jest za duży!”. Maluję techniką małych linii i kropek, które, gdy obserwuje się płótna z bliska, hipnotyzują odbiorcę. Tego efektu nie umiem uchwycić na małym obrazie. Ponadto, duży format pozwala również wywrzeć większe wrażenie na odbiorcy, a tego właśnie oczekuję od moich dzieł.

W Twoich pracach przeważa klasyka, chromatyczna elegancja, a czasami wręcz metafizyka, co przywodzi na myśl twórczość Giorgio De Chirico.

Sposób w jaki maluję, odzwierciedla moją osobowość. Nie jestem malarzem spontanicznego gestu, raczej podchodzę do malarstwa z precyzją, co może wynikać z faktu, że jestem architektem i mam potrzebę porządku. A może jest to nieświadoma odpowiedź na chaos rozpędzonego świata. Jeżeli chodzi o inspiracje, faktycznie bardzo cenię De Chirico, zwłaszcza za atmosferę obecną w jego dziełach, stworzoną za pomocą światła i kompozycji. Podziwiam również Edwarda Hoppera i jego dzieła obrazujące puste wnętrza oraz Davida Hockneya, w którego twórczości się zakochałam, będąc na jego wystawie w Londynie. Sposób w jaki nakłada farbę jest hipnotyzujący. Bardzo lubię też malarstwo Petera Bruegela, szalenie mnie w nim bawią sceny rodzajowe i charakterystyczne zajęte swoimi sprawami ludziki. Sytuacje te są metaforą jego współczesności, jednak nadal są bardzo uniwersalne. Ludzie pojawiają się również na moich obrazach jako symbol paradoksu, tak jak chłopczyk z piłką na obrazie „Zakaz gry w piłkę”.

Lubisz używać gier słownych, gdy wybierasz tytuły swoich obrazów?

Tak, tytuły są dla mnie bardzo ważne. Powiem Ci, jak wygląda proces mojej pracy: przemieszczam się po mieście pieszo, na rowerze lub transportem publicznym, szukając bezpośredniego kontaktu z człowiekiem. Gdy coś porusza moją wyobraźnię, robię zdjęcie. Potem przygotowuję precyzyjny szkic obrazu, nakładam na niego specjalną kratkę, a następnie, gdy wszystko jest już przemyślane, przenoszę rysunek na duże płótno, w skali 100:1 lub 10:1. Ostatnio zainspirowała mnie taka scena: nieopodal mojej pracowni jest szkoła. Był chyba weekend, szkoła była zamknięta i w pewnym momencie zauważyłam mężczyznę, który ewidentnie wracał z imprezy. Zatrzymał się dokładnie naprzeciw wejścia do szkoły i oddał mocz. Od razu skojarzyłam sobie ten gest z ciągle trwającą dyskusją o polskiej edukacji, jak powinna wyglądać, czy dzieci powinny siedzieć w klasie, czy spędzać czas na powietrzu. Szkoła jest fundamentalnym aspektem naszego społeczeństwa, ale z pewnością nie dla tego mężczyzny. I tak, malując tę scenę, wpadłam na pomysł, by zatytułować ten obraz: „Bad Education”,

Zostając jeszcze w temacie edukacji, Ty należysz do pierwszego pokolenia Polaków, które wychowało się po upadku muru berlińskiego, co jest tematem bardzo żywej dyskusji politycznej w Polsce.

Urodziłam się w 1987 r., ale faktycznie czuję raczej przynależność do pokolenia postkomunistycznego. To bardzo interesujące pytanie, ponieważ odnoszę wrażenie, że moje pokolenie pod pewnym względem jest bliskie ludziom, którzy byli świadkiem transformacji w Polsce, jednak było wtedy zbyt młode na to, by pamiętać to szczegółowo. Na przykład, wiemy kim jest Leszek Balcerowicz, ponieważ nam o nim opowiedziano, nie dlatego, że byliśmy świadomymi świadkami procesu transformacji. Z drugiej strony, jesteśmy za starzy, by dokładnie zrozumieć, co się dzieje obecnie. Reasumując, w krótkim czasie zmieniło się bardzo dużo i być może, malując to co widzę, znajduje ujście w dyskusji politycznej, która jest coraz bardziej podzielona. Ja jestem tolerancyjna i kieruję się zasadą, według której w każdym dialogu należy zrozumieć obydwa punkty widzenia. Dzisiaj mam wrażenie, że większość konfliktów rodzi się, ponieważ dla wielu ludzi obrona własnego punktu widzenia (bez choćby odrobiny elastyczności) jest usilną próbą znalezienia własnej tożsamości, co oznacza, że jest wyrazem niepewności. I to właśnie, często powoduje agresję u ludzi, niezależnie od tego, po której stronie konfliktu stoją. To dla mnie bardzo nużące, więc koncentruję się na tym, co jestem w stanie zrobić, co dobrego mogę ludziom dać – wszystkim, niezależnie od upodobań politycznych. Mam nadzieję, że wkrótce odwróci się ten stan rzeczy i nauczymy się żyć bardziej empatycznie, szanując się wzajemnie podczas dyskusji i próbując poszerzyć swój punkt widzenia, co jest możliwe do osiągnięcia jedynie podczas dialogu. Ekstremizm jest często przyczyną tragedii.

W Europie, której mottem jest Green Deal i równowaga środowiskowa, jakie budynki będziesz malować za dziesięć lat? Czy budynki będą „inteligentniejsze” z mniejszym wpływem na środowisko?

To nie raj / 180×180 cm / olej i akryl na płótnie / 2019

Kto wie? Za dziesięć lat będę malować to, co wtedy będę widziała. A może wszystko się zmieni i ze względu na ekologię nie będziemy już produkować nowych rzeczy, w tym obrazów tak jak rozumiemy je teraz? To bardzo interesujące jak artyści podchodzą do tego tematu, używając na przykład w swoich dziełach materiałów pochodzących z recyclingu. Na Akademii Sztuk Pięknych mamy studentki, które wykorzystują to, co znajdą, by tworzyć przepiękne tkaniny i projekty ubioru. Myślę, że świat sztuki ma olbrzymi potencjał na odniesienie się do tego zagadnienia, w tym edukacyjny.

A Ty o jakim świecie marzysz za dziesięć lat?

Chciałabym przede wszystkim, żeby świat nie stracił relacji międzyludzkich, a człowiek, jako jednostka, był uważny na otoczenie. Chciałabym też, abyśmy wszyscy byli bardziej empatyczni, co pomogłoby nam zrozumieć wzajemnie nasze potrzeby i żebyśmy zamiast zatracać się w Internecie, spotykali się w rzeczywistości. Mam też nadzieję, że miasta będą się rozwijały, dając ludziom możliwość socjalizowania się. Chciałabym po prostu, by za dziesięć lat Facebook i nowe social media nie zastąpiły nam miejsca spotkań. Kto wie, może Internet nagle przestanie istnieć i ludzie powrócą do spotkań na żywo, a nie wirtualnie, jak to zbyt często ma miejsce dzisiaj?

A Twoje wystawy?

Po otrzymaniu dyplomu, moje życie nabrało zawrotnego tempa, zorganizowałam liczne wystawy zarówno w Warszawie, jak i w innych miastach. Jestem otwartą osobą i często się zdarza, że poznaję kogoś, kto rozmawia z jeszcze inną osobą, a potem, dziwnym zbiegiem okoliczności, dostaję propozycję zorganizowania wystawy. Teraz, podczas pandemii, oczywiście wszystko jest bardziej skomplikowane. Najprawdopodobniej, na moją następną wystawę w Gdańsku przywiozę obrazy z cyklu doktorskiego realizowanego na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku.

Wampiry budzą się nocą / 130×260 cm / olej na płótnie / 2018

Obrazy budynków?

Obrazy z Warszawy. W tym mieście istnieją niesamowite miejsca, o których mało osób wie. Na przykład na Placu Bankowym, w ciągu budynków, w którym obecnie jest ratusz, kiedyś był cyrk. Natomiast w kamienicy na Placu Unii Lubelskiej było niegdyś miejsce samobójców, gdzie istniały mieszkania na wynajem krótkoterminowy i podobno bardzo wiele osób targnęło się tam na swoje życie. Na Muranowie jest kościół, gdzie w czasach PRL-u ukazała się Madonna. Jest taka fotografia Rolke’a, która wydaje mi się bardzo interesująca, ukazuje właśnie ten moment, w którym tłum ludzi patrzy z otwartymi ustami w stronę objawienia. Czuję, że właśnie takie historie muszę namalować.

Cytadela Warszawska i adiutant płk. Francesco Nullo

0
Syberia, Aleksander Sochaczewski

Wszyscy w Warszawie wiedzą, gdzie jest pomnik płk. Francesco Nullo, wielu nawet wie, skąd się w Polsce wziął. To postać niemal podręcznikowa, symbol więzów łączących Polskę i Włochy. Ale co ma wspólnego z Warszawą, z Cytadelą, a konkretniej z X Pawilonem tejże Cytadeli, gdzie od 1835 roku mieściło się carskie polityczne więzienie śledcze? Mało brakowało, żeby trafił tu w 1863 właśnie Francesco Nullo, tak jak trafił tu ujęty 5 maja 1863 roku na polu bitwy pod Krzykawką k. Olkusza jego adiutant porucznik Luigi Caroli.

Kiedy w Polsce wybucha powstanie styczniowe 1863 roku, odbija się szerokim echem prawie w całej Europie, a szczególnie we Włoszech. Jak pisał najwybitniejszy polski historyk zajmujący się powstaniem 1863 roku, Stefan Kieniewicz: „Był na Zachodzie jeszcze jeden kraj – Italia – gdzie sympatia dla Polski była niemalże jednomyślna. Nie tylko dla mazzinistów i garibaldczyków, ale i dla umiarkowanych patriotów. Polacy byli niedawnymi sojusznikami, a sprawa ich solidarną ze sprawą Risorgimento. W lutym lub w marcu we wszystkich większych miastach włoskich odbywały się propolskie wiece, zewsząd napływały składki, tysiące ludzi podpisywały petycje, domagające się pomocy dla Polski”. I chociaż zarówno Mazzini, jak i sam Garibaldi raczej nie widzieli możliwości bezpośredniej akcji zbrojnej Włoch w obronie Polski, pokładając nadzieję w wojnie europejskiej, to ich zwolennicy nie zważali na to i postanowili wyruszyć do Polski. Tak narodził się tzw. legion włoski. Garibaldi wahał się z poparciem, choć przewidywał, że być może na jego czele stanie jego syn Menotti. Ostatecznie tylko ok. 30 ludzi udało się do Galicji, a stamtąd przez granicę do walczących Polaków w Królestwie Polskim. Wśród nich był właśnie płk Francesco Nullo i Luigi Caroli.

Jak piszą autorzy książki o udziale cudzoziemców w powstaniu styczniowym Ewa i Bogumił Liszewscy: „Luigi Caroli urodził się w Bergamo w 1834 r. w patriotycznej rodzinie kupieckiej. Odziedziczył po ojcu duży majątek, zdobył solidne jak na owe czasy wykształcenie. Był świetnym sportsmenem, wspaniałym jeźdźcem, wyśmienitym szermierzem, bożyszczem kobiet, które nazywały go pieszczotliwie „signor Gigio”. Początkowo służył w piemonckim pułku kawalerii. Za zasługi w walkach przeciw Austrii awansował do stopnia porucznika”. W 1863 postanowił pomóc walczącej Polsce.

Przedsięwzięcie było bardziej dyktowane sercem niż rozumem. Wymarsz legionu włoskiego razem z oddziałem Józefa Miniewskiego z Krakowa nastąpił 2 maja 1863 r. W Krzeszowicach powstańcy otrzymali broń i ekwipunek. Elementem wyróżniającym legionistów włoskich spośród polskich partyzantów były czerwone koszule żołnierzy Garibaldiego. Już w pierwszej bitwie pod Krzykawkę, tuż za kordonem granicznym, legion włoski, w którym walczyli także Francuzi – poszedł w rozsypkę, a Francesco Nullo poległ. Do niewoli dostali się ci, którym nie udało się uciec z pola bitwy. Byli to: Luigi Caroli, Emil Andreoli, Alessandro Venanzio, Ambroggio Giupponi i Febo Arcangeli z Bergamo, Giuseppe Clerici z Como, bracia Lucio i Giacomo Meuli z Viadany, Achile Bendi z Forli, Francuz Louis Alfred Die, podający się za Francuza Inflantczyk Charles Richard oraz Polacy: Józef Czerny-Szwarcenberg z Krakowa i Ferdynand Gajewski z ówczesnego Podgórza (dziś prawobrzeżna dzielnica Krakowa). Jeńcy byli najpierw umieszczeni w areszcie w Olkuszu, a potem od 20 maja 1863 roku w więzieniu w Częstochowie.

Początkowo obchodzono się z nimi łagodnie, władze rosyjskie nie bardzo wiedziały jak postępować z cudzoziemcami, obywatelami państwa, z którym Rosja miała już stosunki dyplomatyczne. Wpływ na takie traktowanie jeńców miał dowodzący w tym rejonie wojskami rosyjskimi książę Aleksander Szachowski. Nastroje wśród uwięzionych Włochów nie były więc złe, niektórzy oczekiwali nawet rychłego zwolnienia. Kiedy jednak 17 czerwca 1863 roku wszyscy zostali przewiezieni do Cytadeli Warszawskiej i osadzeni w słynnym już w całej Europie X Pawilonie – nastroje znacząco się pogorszyły. Caroli i współtowarzysze nie wiedzieli, że z Petersburga przyszedł rozkaz surowego potraktowania jeńców. Być może chodziło o odstraszenie innych chętnych do udziału w powstaniu.

W tym czasie wojna europejska wydawała się bardzo bliska i władze carskie wolały nie stosować wobec obywateli państw zachodnich nadmiernej tolerancji. Pobyt Luigi Carolego i towarzyszy w Cytadeli trwał ledwie dwa tygodnie, bo w tym czasie sąd wojenny działał bardzo szybko. Wina, polegająca na udziale w powstaniu przeciwko władzy carskiej, była ewidentna, tym bardziej, że podsądni nie ukrywali po co i dlaczego przyjechali do Polski. Nie wiemy, w której celi przebywał Caroli i jego koledzy. Jest wysoce prawdopodobne, że przebywali w celi kilkuosobowej, bo w tym czasie liczba uwięzionych była bardzo duża. Uwięzieni za udział w powstaniu mogli w tym czasie liczyć się tylko z dwoma wyrokami – karą śmierci lub zesłaniem na Syberię. Karę śmierci zasądzano mimo wszystko stosunkowo rzadko, jeśli ujęty nie był rozstrzelany na miejscu bitwy lub w kilka dni później i trafiał do X Pawilonu – mógł być przekonany, że na pewno pojedzie na Syberię. Często było też tak, że zapadały wyroki śmierci, które w kilka dni potem łagodzono i zamieniono na zesłanie. Tak było i w tym przypadku. Karę śmierci złagodził Wielki książę Konstanty rezydujący jeszcze w Warszawie zwolennik łagodniejszej polityki. Obywatelom Włoch wymierzono karę 12 i 7 lat katorgi na Syberii. Katorga był najcięższym rodzajem kary, znacznie ostrzejszym niż zesłanie czy osiedlenie. Oznaczało to zakuwanie więźnia w kajdany i przymusową pracę na miejscu pobytu.

Jeden z uwięzionych, który przeżył katorgę i wrócił do domu, Emil Andreoli, napisał: „Dotąd jest zagadką dla mnie, dlaczego zamiast uczciwie rozstrzelać nas lub powiesić rząd rosyjski wysłał nas na Sybir. Czyż Sybir nie jest gorszy sto razy od śmierci?”. Opinię taką zdają się potwierdzać przejmujące obrazy Aleksandra Sochaczewskiego, które znajdują się w Muzeum X Pawilonu. Malarz spędził na zesłaniu ponad 20 lat i po powrocie stworzył przejmującą kolekcję obrazów syberyjskich (razem 120) z najgłośniejszym z nich pt. „Pożegnanie Europy”, pokazywanym od 1900 roku m.in. na wystawach w Londynie, Brukseli, Wiedniu, Krakowie i Lwowie. Przedstawia on grupę zesłańców politycznych i kryminalnych przekraczających na Uralu granicę Europy i Azji. Surowy zimowy krajobraz i twarze więźniów, na których maluje się rozpacz – oddają nastroje, jakie towarzyszyły także włoskim zesłańcom. Polacy od wielu lat byli już z Syberią obeznani, ale dla Włochów musiał to być szok.

Jak piszą Ewa i Bogumił Liszewscy: „Włosi, skuci za ręce, przemierzyli tysiące kilometrów. Do celu podróży, położonego w pobliżu Nerczyńska Kadai, dotarli zimą. Tu czekała na nich wyczerpująca praca w kopalni srebra. Wśród zesłańców często pojawiały się projekty buntu i ucieczki, jednak Caroli uważał je za iluzoryczne i nierealne. W wolnych chwilach pogłębiał znajomość języków, nauczył się m.in. polskiego. Zafascynował się wierszami Juliusza Słowackiego, sam zaczął pisać wiersze. Od rodziny, z którą utrzymywał kontakt listowny, otrzymywał znaczne kwoty pieniężne, dzięki którym jemu i jego towarzyszom żyło się na zesłaniu całkiem znośnie. Jednak wszelkie próby wyjednania łaski u cara o wcześniejsze zwolnienie więźniów czynione przez rodzinę i inne bardzo wpływowe osoby z kręgów dyplomatycznych spełzały na niczym”.

Amnestię ogłoszono jednak w 1866 roku, ale Caroli już tego nie doczekał. Karolina Firlej-Bielańska, autorka wydanej w 1923 roku książki pt. „Nullo i jego towarzysze”, napisała: „Chory na duszy i na ciele gasł powoli, trawiony trudami i tęsknotą za ukochaną Italią. Zmarł na zapalenie mózgu 8 czerwca 1865 r.”. W listach do domu pisał: „Twarde jest życie więźnia, ale o ileż lżej je znosić, jeśli serce jest zadowolone ze spełnionego czynu i słodkich wspomnień pełne”. Andreoli i inni uwięzieni Włosi wrócili do domu.

5 stycznia 1937 roku „Gazeta Lwowska” podała następującą informację: „Przy porządkowaniu archiwum miejskiego w Bergamo odnaleziono własnoręczne testamenty dwóch tamtejszych obywateli, którzy w powstaniu 1863 r. oddali swe życie za sprawę polską, a mianowicie Francesco Nullo, poległego pod Krzykawką i Luigi Caroli, zmarłego w lodach Syberii. Oba testamenty sporządzone zostały w 1863 r., przed wyjazdem do Polski”.

Pamiętając o tej tragicznej historii, warto odwiedzić Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej przy ul. Skazańców 25 (od środy do niedzieli w godzinach 10.00-17.00). W części ekspozycji poświęconej powstaniu 1863 roku można zobaczyć tabliczkę z nazwiskiem Luigi Caroli oraz piękną statuetkę przedstawiającą płk. Francesco Nullo. Dodajmy też, że więźniami X Pawilonu, obok tak znanych postaci związanych z historią Polski, jak Romuald Traugutt, Roman Dmowski i Józef Piłsudski, byli także ci, którzy zapisali się w historii świata. Cztery razy więźniem X Pawilonu był Feliks Dzierżyński, jego cela (w której przebywał w 1908 roku) jest oznaczona i znajduje się na parterze budynku. W rok 1906 więziona tutaj była także Róża Luxemburg, a w 1904 „prawa ręka” Włodzimierza Lenina – Jakub Furstenberg-Hanecki, jeden z organizatorów przewrotu bolszewickiego w 1917 roku. W latach 1861-1862 więźniem był także ojciec słynnego Josepha Conrada – Apollo Nałęcz-Korzeniowski (cela na parterze). Odwiedzał go 5-letni wówczas Józef Korzeniowski, czyli późniejszy Joseph Conrad.

Już wkrótce, po wybudowaniu nowej siedziby Muzeum Wojska Polskiego i Muzeum Historii Polski – cały teren Cytadeli będzie przeznaczony dla zwiedzających. Powstanie Cytadela Muzeów (Muzeum Historii Polski, Muzeum Wojska Polskiego wraz z istniejącymi już: Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej i Muzeum Katyńskim).

Jan Engelgard

Kierownik Muzeum X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej (Oddział Muzeum Niepodległości w Warszawie)

foto: Jan Engelgard

Kultura jednoczy narody

0
Palazzo Blumenstihl widziane ponad Ponte Cavour, podświetlony z okazji 100-lecia odzyskania przez Polskę Niepodległości, 11 listopada 2018 r. © Instytut Polski w Rzymie

Rozmowa z Dyrektorem Instytutu Polskiego w Rzymie, Łukaszem Paprotnym

Obszarem dyplomacji publicznej jest komunikacja ze społeczeństwami innych państw. Jednym z najlepszych jej narzędzi jest szeroko rozumiana kultura, która opowiada o kraju, tradycji, historii i współczesności, pozwalając społeczeństwom poznawać się i zrozumieć siebie nawzajem. Instytuty Polskie odgrywają rolę szczególnych emisariuszy Polski, działających na rzecz budowania relacji dwustronnych i kształtowania wizerunku naszego kraju za granicą.

Instytut Polski w Rzymie ma siedzibę w samym sercu miasta nad Tybrem, w pięknym, dziewiętnastowiecznym Pałacu Blumenstihl. O roli i inicjatywach Instytutu opowiada nam jego Dyrektor i I Sekretarz Ambasady Polskiej we Włoszech, Łukasz Paprotny.

Fotografia wykonana 19 kwietnia 2021 r., w Dniu Pamięci Ofiar Powstania w Getcie Warszawskim, w ramach akcji „Żonkile” organizowanej przez Muzeum POLIN © Instytut Polski w Rzymie

Jaka jest misja instytutów polskich za granicą, jakie znaczenie ma instytut w porównaniu z innymi instytucjami działającymi za granicą?

Instytuty Polskie są placówkami podległymi Ministerstwu Spraw Zagranicznych, których naczelnym zadaniem jest upowszechnianie polskiej kultury, wiedzy o historii oraz dziedzictwie narodowym w świecie, a także promocja współpracy w dziedzinie kultury, edukacji, nauki oraz życia społecznego. Instytut Polski w Rzymie pełni też formalnie rolę wydziału do spraw kultury i nauki Ambasady RP przy Kwirynale, a dzięki współpracy z innymi placówkami polskimi we Włoszech – konsulatami, Stacją Naukową PAN czy biurem Polskiej Organizacji Turystycznej, a także z organizacjami polonijnymi w wielu regionach Italii – osiągamy efekt synergii w promowaniu Polski wobec publiczności włoskiej.

Instytuty Polskie współpracują z instytucjami państwowymi oraz uznanymi organizacjami pozarządowymi w krajach, w których działają. Z jakimi instytucjami włoskimi współpracuje Instytut Polski w Rzymie?

W naturalny sposób, najbliższa współpraca łączy Instytut Polski z ośrodkami studiów języka i literatury polskiej na 13 włoskich uniwersytetach: w Bari, Bolonii, Florencji, Genui, Mediolanie, Neapolu, Padwie, Pizie, Rzymie, Turynie, Udine i Wenecji. Bogactwo życia społecznego i kulturalnego wszystkich regionów Włoch wymaga od nas utrzymywania więzi i nawiązywania współpracy z bardzo wieloma instytucjami kultury i organizatorami festiwali w wielu miastach Włoch, w szczególności w dziedzinie sztuk wizualnych, muzyki, filmu, teatru i literatury. W samym Rzymie to m.in. Muzea Kapitolińskie, Casa della Memoria, Istituzione Universitaria dei Concerti, Centro Sperimentale di Cinematografia, MACRO, Biblioteca Europea, Teatro di Roma czy RomaEuropaFestival, by wymienić tylko niektóre z różnych obszarów. Współpracujemy także z pozostałymi instytutami kultury państw członkowskich Unii Europejskiej w ramach klastra EUNIC Roma.

Efektywne kształtowanie pozytywnego wizerunku Polski za granicą wymaga również wspólnego wysiłku wielu resortów i instytucji. Z jakimi polskimi instytucjami kultury współpracuje Instytut Polski we Włoszech?

Przede wszystkim z narodowymi instytucjami kultury, które poprzez swoje działania obecne są także we Włoszech, takimi jak m.in. Instytut Adama Mickiewicza, Zachęta – Narodowa Galeria Sztuki (opiekun Pawilonu Polskiego na Biennale w Wenecji), Instytut Książki (uczestnik La fiera del libro per ragazzi w Bolonii) i Narodowy Instytut Polskiego Dziedzictwa Kulturowego za Granicą „Polonika”, a w innych dziedzinach także np. z Narodową Agencją Wymiany Akademickiej. Współpracujemy także z licznymi niepublicznymi instytucjami kultury, które podejmują się realizacji działań z partnerami włoskimi.

Jak powiedzieliśmy wcześniej, Instytuty Polskie podlegają Ministerstwu Spraw Zagranicznych. W którym roku rozpoczął działalność Instytut w Rzymie?

Powstanie naszej placówki zostało uzgodnione przez ministrów spraw zagranicznych Polski i Włoch w roku 1984 i 1985; Instytut Polski w Rzymie zainaugurował działalność w roku 1992, wkrótce więc będziemy obchodzić 30-lecie.

Czy Instytut organizuje kursy języka polskiego? W jakim zakresie współpracuje ze Szkołą Polską w Rzymie?

Instytut Polski w Rzymie nie organizuje kursów języka polskiego w swojej siedzibie, wspiera natomiast wybrane kursy odbywające się w Rzymie, w tym kurs na Uniwersytecie RomaTre, niemający statusu lektoratu. Promujemy także jedyny jak dotąd we Włoszech ośrodek certyfikacji znajomości języka polskiego jako obcego – na Uniwersytecie Turyńskim: https://www.cla.unito.it/it/certificazioni-linguistiche/certificazione-lingua-polacca. Wspieramy także Szkołę Polską im. Gustawa Herlinga-Grudzińskiego przy Ambasadzie RP w Rzymie poprzez organizację dla młodzieży polonijnej zajęć poświęconych wybranym zagadnieniom sztuki polskiej, które wzbogacają program nauczania przedmiotu wiedza o Polsce. To zanurzeni w obu kulturach młodzi ludzie mają szansę być najskuteczniejszymi ambasadorami polskości w swoich włoskich środowiskach.

Jest Pan Dyrektorem Instytutu Polskiego w Rzymie od roku 2018. Co jest najtrudniejsze w kreowaniu pozytywnego wizerunku Polski?

Polska kultura ma we Włoszech ugruntowaną, mocną pozycję, którą zawdzięcza wielowiekowym związkom obu krajów, a w ostatnim stuleciu także intensywnym stosunkom dyplomatycznym, czy – to nie bez znaczenia – postaci Jana Pawła II. Polska powojenna kultura artystyczna wywiera także we Włoszech wyraźny efekt, by wspomnieć nazwiska takich twórców jak Jerzy Grotowski, Tadeusz Kantor, Magdalena Abakanowicz, Andrzej Wajda, Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Penderecki, Wisława Szymborska czy Ryszard Kapuściński, a obok nich wielu nam dziś współczesnych. Jeśli miałbym wskazać na pewną trudność, jest nią różnica doświadczeń w odniesieniu do II wojny światowej, która tak fundamentalnie ukształtowała współczesną Europę. Ciesząc się z wielu włoskich inicjatyw „Viaggio della Memoria” i bardzo dużej liczby Włochów odwiedzających rokrocznie Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, chciałbym podkreślić rolę, jaką w odniesieniu do upowszechniania historii politycznej i społecznej odgrywają także inne instytucje: Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie, Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, wreszcie Europejskie Centrum Solidarności na terenie Stoczni Gdańskiej. Zachęcam jednocześnie do samodzielnego odkrywania Polski jako nowoczesnego europejskiego kraju, pełnego przedsiębiorczości i społecznej energii, dumnego ze swoich korzeni i z roli lidera pokojowych przemian demokratycznych w Europie Środkowej i Wschodniej, kraju atrakcyjnego gospodarczo, kulturalnie i turystycznie.

Na co zwraca się uwagę podczas przygotowywania programu?

Na to, w jaki sposób opowiada o współczesnej Polsce, na jego kreatywność i atrakcyjność. Jestem przekonany, że nasz program jest atrakcyjny szczególnie wówczas, kiedy jego elementy są przygotowywane we współpracy z zainteresowanymi partnerami włoskimi, gdy są przez nich uznawane za swoje i oferowane „własnej” publiczności.

Ile wydarzeń w ciągu roku jest organizowanych przez Instytut w normalnych warunkach?

Około 100, tak było ostatnio w 2019 r. Wśród nich są zarówno wydarzenia na niedużą skalę, jak i nasze flagowe imprezy – festiwale Corso Polonia i CiakPolska. Z okazji Roku Gustawa Herlinga-Grudzińskiego współorganizowaliśmy wówczas także interdyscyplinarny festiwal „Neapol Herlinga”.

Jak to wyglądało w minionym roku? Jak udało Wam się obejść trudności związane z ograniczeniami pandemicznymi?

Podobnie jak inne instytucje, w znacznym stopniu przenieśliśmy swoją obecność do internetu. M.in. w ramach zainicjowanej przez nas akcji EUNIC Roma pod hasłem #Solidarietaculturale udostępnialiśmy w social mediach zasoby polskich instytucji kultury, zaangażowaliśmy także polonistów włoskich do dzielenia się na naszym kanale YouTube ulubionymi fragmentami literatury polskiej w ramach kampanii #Poloniadaleggere. Oczywiście nie wszystko udało się odwzorować w sieci, w 2020 r. nie odbył się np. nasz doroczny rzymski Festiwal Corso Polonia. Możemy natomiast mówić o sukcesie ostatniej edycji naszego festiwalu filmowego CiakPolska, który zazwyczaj nie mógł pomieścić w salach kinowych Rzymu wszystkich chętnych, a tym razem zgromadził na platformie Cineteca di Milano w sumie 20 tys. widzów z całych Włoch.

Jakie są plany na przyszły rok?

W 2022 r. wszyscy mamy nadzieję funkcjonować już w warunkach post-pandemicznych. Jeszcze w 2021 r. czekają nas obchody stulecia urodzin Stanisława Lema i 200-lecia urodzin Cypriana Kamila Norwida. Natomiast rok 2022 będzie Rokiem Polskiego Romantyzmu – w 200 lat od pierwszego wydania „Ballad i romansów” Adama Mickiewicza, rówieśnika Giacomo Leopardiego. W przyszłym roku zakończą się obchody stulecia odzyskania przez Polskę niepodległości. Oczywiście planujemy także świętować 30-lecie Instytutu Polskiego w Rzymie. Serdecznie zapraszamy!

V Jubileuszowa edycja konkursu „Polak Roku we Włoszech”

0

Związek Polaków w Kalabrii – Włochy już od pięciu lat jest organizatorem konkursu „Polak Roku we Włoszech”. Pomysłodawcą jest prezes związku Katarzyna Gralińska, która wraz z sekretarzem stowarzyszenia i Kapituły konkursu Magdaleną Ratajewską są odpowiedzialne za realizację i przebieg całego wydarzenia.

Celem konkursu jest aktywizacja środowiska polonijnego i lokalnego we Włoszech oraz na świecie, przedstawienie dorobku oraz wzmocnienie pozytywnego wizerunku Polaka przedsiębiorczego i odnoszącego sukcesy w różnych dziedzinach życia społecznego i gospodarczego.

Przewidziany jest wybór Polaka Roku w ośmiu następujących kategoriach:

  1. DZIAŁALNOŚĆ KULTURALNA
  2. DZIAŁALNOŚĆ ARTYSTYCZNA
  3. DZIAŁALNOŚĆ NAUKOWA I EDUKACYJNA
  4. DZIAŁALNOŚĆ SPOŁECZNA (FILANTROPIJNA) NA RZECZ POLAKÓW WE WŁOSZECH I NA ŚWIECIE
  5. DZIAŁALNOŚĆ GOSPODARCZO-PRZEDSIĘBIORCZA
  6. POLAK Z WYBORU – WŁOCH LUB CUDZOZIEMIEC ZASŁUŻONY DLA PROMOWANIA POLSKI I WIEDZY O POLSCE WE WŁOSZECH I NA ŚWIECIE
  7. POLACY ZA GRANICĄ ZASŁUŻENI NA RZECZ ZDROWIA W CZASACH PANDEMII
  8. POLAK LUB CUDZOZIEMIEC PIĘCIOLECIA – LAUREAT POPRZEDNICH CZTERECH EDYCJI

Kandydatami do nagrody w pierwszych pięciu kategoriach mogą zostać wyłącznie obywatele polscy lub polskiego pochodzenia mieszkający na terenie Włoch i poza granicami.

Kandydaci w danej kategorii powinni spełniać wymagania ogólne, które zostały wymienione w regulaminie.

https://polakrokuwewloszech.wordpress.com/regulamin/

Zgłoszenia kandydatów należy składać do dnia 10/09/2020 po pobraniu odpowiedniego formularza ze strony https://polakrokuwewloszech.wordpress.com/zglaszaniekandydatow/ i następnie wysłania go na pocztę elektroniczną polakroku.wlochy@gmail.com

Warunkiem niezbędnym do przyjęcia zgłoszenia kandydata jest wyrażenie przez niego zgody na udział w niniejszym konkursie oraz zaakceptowanie warunków regulaminu. 

https://polakrokuwewloszech.wordpress.com/regulamin/

Nagrodą dla laureata (I miejsce) jest statuetka „Polaka Roku we Włoszech” i na świecie – V Edycja Jubileuszowa 2021– zaprojektowana i wykonana przez znanego polskiego artystę Krzysztofa Renesa.

Nagrodą II miejsca jest tabliczka okolicznościowa, a III miejsca medal.

W wyjątkowych przypadkach przyznawane mogą być inne nagrody i wyróżnienia.

Wręczenie nagród nastąpi podczas uroczystej Gali, która odbędzie się w październiku a laureaci zobowiązani są do osobistego odbioru nagrody. W przypadku, gdy laureat jest nieobecny na uroczystej Gali (z ważnych i uzasadnionych powodów), nagroda może zostać przekazana upoważnionemu przedstawicielowi, który będzie reprezentował laureata podczas uroczystości.

Wszelkie informacje na temat konkursu znajdują się na stronie: https://polakrokuwewloszech.wordpress.com/

Gazzetta Italia jest partnerem medialnym wydarzenia.

Magda Stachula – mistrzyni domestic noir

0

Prywatnie żona i mama dwóch synów, zawodowo pisarka, autorka sześciu bestsellerowych thrillerów psychologicznych. Magda Stachula zawsze chciała pisać, ale dopiero podczas urlopu macierzyńskiego wróciła do marzenia sprzed lat i w zawrotnym tempie osiągnęła ogromny sukces. W 2019 roku, nakładem wydawnictwa Giunti ukazał się włoski przekład jej pierwszej książki, a w planach jest już kolejny tytuł.

Inspiracją do powstania debiutanckiej powieści „Idealna” (wyd. Znak, 2016), była obserwacja życia w Pradze przez kamerę, umieszczona na specjalnym tramwaju Mazací tramvaj. Książka szybko stała się bestsellerem i została okrzyknięta polskim domestic noir. Czym charakteryzuje się ten nurt?

Domestic noir to nurt powieści kryminalnej, a raczej thrillera, który nie ma jeszcze polskiego odpowiednika. Domestic, czyli związany z domem, noir – niepokojący, mroczny. Te dwa słowa dobrze oddają zarówno najczęstsze miejsce akcji powieści, jak i panującą w nich mroczną atmosferę. Powieściom tym blisko do thrillerów psychologicznych, bo na ich kartach opisywane są obsesje i toksyczne relacje. Miejsce akcji to najczęściej rodzina, gdzie dochodzi do przemocy – tym straszniejszej, że niespodziewanej. Tym, co w książkach tego gatunku przeraża najbardziej, jest krzywda, która zdarza się tam, gdzie powinniśmy być bezpieczni, czyli w domu.

Skąd ta fascynacja monitoringiem?

Pracowałam w firmie, która importowała kamery do monitoringu miejskiego. Dużo wiedziałam na ten temat i miałam taką słabość, że podglądałam online życie w różnych częściach świata właśnie przez kamery z monitoringu. Patrzyłam jaka jest pogoda, jak się ludzie ubierają i co się tam dzieje. Pewnego razu zaczęłam podglądać życie w Pradze i tam znalazłam coś niezwykłego, ponieważ kamera nie była statyczna, tak jak w innych miejscach, tylko poruszała się zamontowana na tramwaju, który naoliwia tory. To nie jest tramwaj, którym można podróżować, ale dzięki kamerze można zobaczyć na żywo, co się dzieje w mieście. Pomyślałam, że to świetny motyw na thriller i następnego dnia zaczęłam pisać. Byłam bardzo zdeterminowana, pisałam po 7-8 godzin dziennie, nie wiedząc, czy ktokolwiek będzie chciał to później czytać. Wymagało to ode mnie doskonałej organizacji, bo mam dwójkę dzieci. Starszy syn chodził do przedszkola, a młodszy zostawał z moją mamą, ja natomiast szłam do mieszkania mojej mamy, które szumnie nazywałam „moim biurem” i tworzyłam moją powieść. Skończyłam w trzy miesiące!

Potem okazało się, że jednak całkiem sporo osób chce ją czytać…

Za radą mojego ulubionego podręcznika „Jak pisać. Pamiętnik rzemieślnika” autorstwa Stephena Kinga, odczekałam miesiąc, żeby nabrać dystansu do historii i bohaterów, których powołałam do życia. Potem przeczytałam i spojrzałam świeżym okiem na całość, zrobiłam jakieś drobne poprawki i wysłałam do kilku wydawnictw. Ku mojemu zdziwieniu, już następnego dnia dostałam odpowiedź zwrotną. Wiedziałam, że to jest doskonały znak, bo zwykle na odpowiedź czeka się nawet kilka miesięcy. Po 6 tygodniach podpisałam umowę i miałam wrażenie, że spełnia się marzenie, na które czekałam całe życie. Miałam dużo szczęścia, bo wydawcy również zależało na szybkim procesie wydawniczym. To był moment, kiedy na świecie królowały thrillery psychologiczne w nurcie domestic noir, czyli „Zaginiona dziewczyna” czy „Dziewczyna z pociągu”, a moja powieść była pierwszą tego typu po polsku, więc myślę, że to też pomogło mi zadebiutować. „Idealna” ukazała się 9 miesięcy po tym, jak pomysł zakiełkował w mojej głowie. Z pewnością zadziałał tu też jakiś pierwiastek szczęścia. Później wszystko potoczyło się w zawrotnym tempie: premiera, reklamy, pozytywne opinie krytyków i miejsce na liście bestsellerów w Empiku.

Od 2016 roku wydała pani już sześć książek, jak to się dzieje, że one tak szybko powstają?

Założyłam, że chcę dla moich czytelników wypuścić jedną książkę rocznie i staram się dotrzymać danego sobie słowa. Kiedy „Idealna” leżakowała miesiąc w mojej szufladzie przed wysłaniem do wydawcy, zaczęłam pisać kolejną książkę, żeby się nie stresować przed wymarzonym debiutem. Kiedy dostałam  pozytywną odpowiedź odnośnie pierwszej powieści, miałam już gotową sporą część kolejnej, która później ukazała się pod tytułem „Trzecia” (wyd. Znak, 2017). Zawsze chciałam pisać i już jako dziecko dużo pisałam, co prawda do szuflady, ale już wtedy tworzyłam jakieś swoje pierwsze historie. Można więc powiedzieć, że byłam rozpisana i dodatkowo oczytana. Jedynym problemem była organizacja czasu zawodowego i prywatnego. Bardzo zależało mi, żeby moje pisanie nie odbywało się kosztem rodziny. Dzieci tak szybko rosną, że nie chcę niczego pominąć w ich rozwoju, dlatego pomyślałam, że jedna książka rocznie to jest plan, który jestem w stanie zrealizować. Podchodzę do tego bardzo profesjonalnie i ambitnie, traktuję to jako moją pierwszą właściwą pracę, a historii mi w głowie nie brakuje. Poza tym ja bardzo lubię proces tworzenia, więc chyba dlatego te powieści powstają w miarę regularnie.

Tworząc swoje historie opiera się pani tylko na wyobraźni, czy potrzebuje pani jakichś konsultacji z ekspertami?

Wszystkie historie powstają w mojej głowie. Inspiracją przy „Idealnej” był praski tramwaj. Przy drugiej powieści zaczęłam się zastanawiać, co by się stało jakby na terapię przyszła kobieta, która wygląda identycznie jak psychoterapeutka, ale jest po prostu o 15 lat starsza. Taki kontakt między psychoterapeutą a pacjentem jest specyficznym, niektórych pytań nie można zadać i ciekawiło mnie, co się rodzi w głowie osoby prowadzącej terapię i wokół tego zaczęłam snuć fabułę. Pierwsza scena do powieści „W pułapce” po prostu mi się przyśniła. Obudziłam się rano i pomyślałam, że muszę ją zapisać, bo to będzie początek książki. Podczas pisania robię też dokładny research, ale najważniejszym etapem jest wyjazd do miasta, w którym toczy się akcja. Najczęściej to mój rodzinny Kraków, ale była też Praga, Berlin, Porto i Kopenhaga. Każde miasto odwiedzam, żeby poczuć jego klimat i lepiej wyobrazić sobie, gdzie mają poruszać się moi bohaterowie.

Być może sukces pani powieści związany jest również z tym, że ich bohaterkami są kobiety, z którymi zapewne poniekąd utożsamiają się pani czytelniczki?

Zdecydowana większość moich czytelników to kobiety, ale na moje bohaterki wybieram kobiety, bo łatwiej jest mi wcielić się w bohaterkę niż w bohatera. Wiem jakie one są, o czym myślą, czego pragną i czego się boją. Uważam, że kobiety są bardziej skomplikowane psychologicznie, prowadzą więcej rozmów z samą sobą, mają więcej dylematów, wizji i dla autora niezwykle ciekawe jest, żeby wejść w taką postać. W maju 2021 roku ukazał się mój najnowszy thriller „Odnaleziona” (wyd. Edipresse Książki, 2021), który jest kontynuacją losów Leny z „Oszukanej” (wyd. Edipresse Książki, 2019), główną bohaterką jest młoda dziewczyna, która ucieka przed swoją przeszłością do Kopenhagi. Poruszyłam w tej historii m.in. problem handlu ludźmi i po premierze „Oszukanej” dostawałam dużo maili od czytelniczek, które pisały, że kupiły tę książkę ku przestrodze swoim córkom czy wnuczkom, więc tak, moje książki są o kobietach i głównie pisane dla kobiet, choć mam też oddanych i wiernych czytelników.

W Włoszech pojawiło się tłumaczenie powieści „Idealna”, są w planach tłumaczenia na inne języki?

Pierwsze tłumaczenie było na język czeski, bo to miejsce akcji i ten tramwaj jest tam bardzo znany, dlatego wokół niego stworzono promocję i zmieniono również tytuł na „Mazací tramvaj”. Potem było tłumaczenie włoskie, które ukazało się nakładem wydawnictwa Giunti w 2019, w doskonałym przekładzie Marcina Wyrembelskiego. Teraz jest
w przygotowaniu tłumaczenie ukraińskie i prowadzone są dość zaawansowane rozmowy z Rumunią. Na razie została przetłumaczona tylko moja pierwsza powieść, ale już prowadzone są rozmowy w sprawie wydania jej sequelu „Strach, który powraca”.

Jak przyjęto książkę we Włoszech?

„La donna perfetta”, bo tak brzmi tytuł włoski, została bardzo dobrze przyjęta. Na portalach społecznościowych zauważyłam duży odzew od czytelników. Włoski wydawca bardzo dobrze eksponował tę książkę. Dostawałam od pana Marcina zdjęcia z Bolonii i Florencji, gdzie widać powieść eksponowaną w główniej witrynie księgarni wydawniczej. Sama też, jeszcze przed pandemią, byłam w Turynie i weszłam do takiej małej księgarni na lotnisku i widziałam mój tytuł w pierwszym rzędzie. To niezwykle budujące i miłe.

Jest jakieś miasto włoskie, które mogłoby stać się miejscem akcji jednej z kolejnych  powieści?

Uwielbiam Włochy pod każdym względem. Podobają mi się bardzo Bolonia, Florencja i Mediolan. Spodobał mi się również Turyn, który jest zupełnie inny od reszty włoskich miast. Bardzo lubię włoski klimat i podejście do życia. W szkole uczyłam się francuskiego i to zawsze Paryż był moim marzeniem, ale kiedy w końcu tam pojechałam, to trochę mnie rozczarował. Natomiast wobec Włoch nie miałam żadnych oczekiwań i może dlatego, jak trafiłam do Rzymu, to zakochałam się od pierwszego wejrzenia, dlatego niewykluczone, że właśnie tam rozegram, któryś z moich następnych thrillerów.

foto: Maja Kupidura

„Zabić nudę”, pokaz filmów Wilhelma Sasnala w Wenecji

0
Sasnal, "Litania", 2015

Fundacja Signum ma zaszczyt zaprosić na “Zabić Nudę”, pokaz czterech filmów krótkometrażowych (w tym dwóch premier) Wilhelma Sasnala w Palazzo Donà Brusa w Wenecji.

Wilhelm Sasnal (urodzony w Tarnowie 1972, obecnie mieszka i pracuje w Krakowie) jest polskim artystą, zajmującym się zarówno malarstwem jak i filmem. Jego prace są niezwykle osobiste i osadzone w codziennym życiu. Czerpiąc z nurtu polskiej szkoły “kina własnego”, jak również z wizualnej stylistyki niezależnych teledysków, Sasnal z niezwykłą wrażliwością zderza ze sobą obraz z muzyką.

Choć artysta razem ze swoją żoną Anką zrealizował kilka filmów pełnometrażowych, krótkie filmy pozwalają mu na większą swobodę w prowadzeniu narracji, a proces twórczy jest zbliżony do procesu towarzyszącemu malowaniu obrazów.

Program

  1. Kolumb, 2014/27’
    Produkcja: Lismore Castle Arts, Sadie Coles HQ
    Zainteresowanie Sasnala postacią XV-wiecznego włoskiego odkrywcy zaczęło się po zapoznaniu się z aktualnymi teoriami medycznymi na temat prawdopodobnej choroby dwubiegunowej Krzysztofa Kolumba. Sasnal opowiada historię podróży niezwykłego odkrywcy, przeplatając historyczne fakty z wytworami własnej wyobraźni. Film analizuje stan umysłu i spuściznę kolonizatora w charakterystycznym dla artysty nurcie ‘kina własnego’.
  2. Zabić nudę, 2021/5’33’’
    Film w bardzo wizualny i intuicyjny sposób zabiera nas w psychodeliczną podróż. Czerpiąc z tradycji kina psychodelicznego, Sasnal wykorzystuje prywatne materiały archiwalne, wprowadza eksperymentalną narrację i zaburzenia wizualne, by w jak najbardziej sugestywny sposób zobrazować doświadczenie psychodeliczne.
  3. Koreks, 2015/14’
    produkcja: Johnen Galerie / Esther Schipper Galerie, Berlin
    Punktem wyjścia dla narracji jest wizyta w starym, rodzinnym domu. Odkrywając opuszczoną przestrzeń, bohater filmu natrafia na niewywołaną taśmę filmową z  materiałem, który sfilmował 25 lat temu. W filmie splatają się wspomnienia pierwszych doświadczeń związanych z nauką wywoływania taśmy z wyobrażeniami bohatera o tajemniczej zawartości niewywołanej rolki filmowej.
  4. Litania, 2015/2’43’’
    Litania w bardzo poetycki i wysmakowany wizualnie sposób konfrontuje motyw religii i popkultury poprzez niejednoznaczne zestawienie tekstu tradycyjnej litanii z popularną piosenką alternatywnego zespołu rockowego lat 80.

Autorzy wystawy

KURATORKI WYSTAWY: Małgorzata Kozioł, Paulina Przyborowska

KONCEPT KURATORSKI: Małgorzata Kozioł

ASYSTENT ARTYSTY: Paweł Gardynik

WSPÓŁPRACA TECHNICZNA: Giovanni Slongo

PROJEKT PLAKATU: Wilhelm Sasnal

Podziękowania dla Andrzej Przywara, Foksal Gallery Foundation

WYSTAWA FINANSOWANA PRZEZ: Signum Foundation

Wystawa otwarta w dniach 07-12.09.2021
Godziny wystawy: 10.00-18.00
Projekcje o pełnej godzinie (Ostatnia projekcja o 17:00)
Wstęp wolny, obowiązuje rezerwacja miejsc: palazzodonabrusa@gmail.com
Adres: Palazzo Donà Brusa San Polo 2177, 30125 Venezia

http://www.palazzodonabrusa.it/

Biografia artysty

Wilhelm Sasnal urodzony w 1972 roku w Tarnowie, mieszka i pracuje w Krakowie. Malarz,
rysownik, filmowiec i twórca komiksów. Prace Wilhelma Sasnala znajdują się w najważniejszych światowych kolekcjach muzealnych, m.in. w Museum of Modern Art i w Solomon R. Guggenheim Museum w Nowym Jorku, Tate Modern w Londynie, Centre Pompidou w Paryżu, Sprengel Museum w Hanowerze, Fondation Beyeler w Riehen, Van Abbemuseum w Eindhoven i Stedelijk Museum w Amsterdamie. Artysta miał wystawy indywidualne m.in. w Kunsthalle Zürich, Camden Arts Centre i Whitechapel Gallery w Londynie, K21 Kunstsammlung Nordrhein-Westfalen w Dusseldorfie, Haus der Kunst w Monachium, oraz brał udział w licznych wystawach zbiorowych na całym świecie.

Od samych początków kariery artystycznej, Wilhelm Sasnal rozwijał równolegle dwa ważne dla niego nurty: malarstwo i film. W ostatnich latach artysta wraz z żoną Anką kręcił filmy pełnometrażowe: Świniopas (2008), Z daleka widok jest piękny (2011), Aleksander (2013), Huba (2013), Słońce, to słońce mnie oślepiło (2016). Ich filmy były prezentowane na najbardziej prestiżowych festiwalach filmowych m.in na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Rotterdamie, czy na Festiwalu Filmowym w Berlinie. Sasnalowie zdobyli także nagrodę za Najlepszy Nowy Film Polski podczas 11. edycji Festiwalu Filmowego Nowe Horyzonty. Wilhelm Sasnal najczęściej pracuje na taśmie 16 mm.

Fundacja Signum

Fundacja Signum zajmuje się działalnością pomocową na rzecz dzieci i młodzieży oraz międzynarodową promocją sztuki XX i XXI wieku – ze szczególnym uwzględnieniem sztuki polskiej. Stara się łączyć te działania w projektach edukacji przez sztukę oraz sztuki zaangażowanej społecznie. Fundacja działa na terenie Polski z siedzibą w Fabryce Zeylanda w Poznaniu oraz w dwóch przestrzeniach wystawienniczych: Signum Foundation Gallery w Łodzi oraz Palazzo Donà w Wenecji.
www.signum.art.pl/wydarzenie/wilhelm-sasnal-zabic-nude/

Palazzo Donà Brusa / Fundacja Signum

Palazzo Donà Brusa, gotycki pałac, to wyjątkowe miejsce w samym sercu Wenecji, na Campo San Polo. Początki pałacu sięga XIV wieku, był najpierw domem rodziny arystokrackiej Donà, pochodzącej z Aquileia. Palazzo ma niezwykle bogatą historię, przez wiele lat było domem artystów, między innymi włoskiego kompozytora Giovanniego Francesco Brusa. Od 2009, roku jest własnością Fundacji Signum, zajmującej się promocją sztuki współczesnej.

Działalności fundacji w Wenecji została zainaugurowana wystawą „Obudźcie się, aby śnic” pokazując prace artystów takich jak: Mirosław Bałka, Nicolas Grospierre, Grupa Sędzia Główny, Tadeusz Kantor, Eustachy Kossakowski, Katarzyna Kozyra, Natalia LL, Dominik Lejman, Jacek Malczewski, Kasimir Malevich, Michał Martychowiec, Roman Opałka, Ignacy Stanisław Witkiewicz, Krzysztof Wodiczko. W 2010 roku odbyła się kolejna wystawa Fundacji Signum: Światło i Ruch/Luce e movimento/lumière et mouvement, będąca wystawą – hołdem dla sztuki kinetycznej i wielkich osobowości świata sztuki drugiej połowy XX wieku: MadameDenise René, Carlosa Cruz-Dieza, Jesusa Rafaela Soto, dzięki którym sztuka kinetycznazmieniła nie tylko nasze myślenie, ale również otaczającą nas przestrzeń prywatną i publiczną. Zostały zaprezentowane prace artystów: Martha Boto, Carlos Cruz-Diez, Horacio Garcia Rossi, Werner Graeff, Julio Le Parc, László Moholy-Nagy, Józef Robakowski, Nicoals Schöffer, Jesús Rafael Soto, Gregorio Vardanega.

Signum Foundation Palazzo Donà jest od wielu lat przestrzenią wystawienniczą. Dzięki wyjątkowemu położeniu stała się ona miejscem dialogu odmiennych kultur, postaw artystycznych, międzynarodowych spotkań artystów i krytyków. Miejsce z indywidualnym charakterem.

XXX FORUM EKONOMICZNE

0

„Europa w poszukiwaniu przywództwa”

Forum Ekonomiczne w Karpaczu jest największą w Europie Środkowo-Wschodniej platformą spotkań, na której nie tylko dyskutuje się o bezpieczeństwie, perspektywach rozwoju gospodarczego, współczesnych wyzwaniach i przezwyciężaniu kryzysów, ale także przedstawia konkretne rozwiązania i innowacyjne idee. Międzynarodowy wymiar Forum Ekonomicznego daje szansę na to, aby zastępować stereotypy faktami, a opinie kształtować na podstawie rzeczowej wymiany poglądów.

Termin: 7-9 września 2021 r.
Miejsce: Hotel Gołębiewski, Karpacz

Jak co roku, redakcja Gazzetta Italia jest jednym z patronów medialnych wydarzenia. Szczegółowy plan Forum Ekonomicznego znajduje się na stronie: https://www.forum-ekonomiczne.pl/forum-ekonomiczne-2021/

Dlaczego w Bolonii żyje się długo i szczęśliwie?

0

W Bolonii można zobaczyć historyczne centrum: 2 wieże, Bazylikę San Petronio, Sanktuarium Madonna di San Luca. Całe miasto przejdziesz w pół godziny, ale najpiękniejsze jest to, że albo na tym poprzestaniesz, albo zostaniesz na całe życie.

Wybrałam sobie nie lada zadanie: zachwycić turystów z Polski miastem z czerwonej cegły! Całkiem przystępny rozkład lotów daje możliwość pobytu przez kilka dni. I tak źle, i tak niedobrze. Ani temu blisko do pół godziny, ani tym bardziej do całego życia, czyli z automatu jestem na straconej pozycji. Być może jeszcze przed zarezerwowaniem biletów, a na pewno przed wejściem na pokład samolotu przeczytacie, że na Bolonię warto przeznaczyć co najwyżej 2 dni. Pierwszy na spacer po centrum, drugi na wycieczkę do położonego na wzgórzu sanktuarium San Luca, chociaż i to nie jest propozycja dla wszystkich, bo daleko (najdłuższe arkady na świecie!), pod górę, bez sensu (dziś pielgrzymujący na kolanach Bolończycy to legenda, kiedyś to przynajmniej ludzie w coś wierzyli!), i na zmianę fa caldo (jest za ciepło), albo fa freddo (zimno, a w okresie jesienno-zimowym jeszcze mgliście!). Przynajmniej w barach jest zawsze dobra pogoda.

Nie przyjeżdżajcie nigdy do Bolonii w sierpniu! To najsmutniejsze miasto świata. Muszę to podkreślać na każdym kroku, bo wszystkim wydaje się, że tylko żartuję i przesadzam, jak zwykle, a to naprawdę jest rada płynąca prosto z serca. Wszystko pozamykane, Włosi nad morzem, studenci nad morzem, miasto jest wymarłe i umiera się z gorąca. Mówi ta, co kocha upał.

Jak widzicie, trzeba dużo wiedzieć, zanim się tu przyjedzie. Ale turysta z definicji, zwykle nie jest wystarczająco poinformowany, dlatego nie sposób od was takiego przygotowania wymagać! Przyjeżdżając na kilka dni, na pewno prędzej czy później miasto się wam znudzi i wskoczycie w sieć zaskakująco dobrze funkcjonującego transportu kolejowego, odwiedzając Rimini, Ravennę czy Ferrarę. W tym tkwi cały szkopuł. Prawdopodobnie zakochać się bez pamięci w Bolonii można… tylko w niej mieszkając.

Processed with VSCO with m5 preset

Według klasyfikacji włoskiego dziennika Sole 24 Ore z 2020 roku, Bolonia jest najlepszym miastem do życia we Włoszech, pokonując dotychczasowego mediolańskiego faworyta. Czym to wytłumaczyć? Po pierwsze, bez problemu przemierzycie całe miasto pieszo. Ekologicznie, bez korków i samochodu, co najwyżej dla sportu możecie wskoczyć na rower. Po drugie, całkiem dużo rzeczy tutaj dobrze funkcjonuje. Po trzecie, to kulinarna stolica Półwyspu. Każdy Włoch powie, że jedzenie pochodzące z jego regionu jest najsmaczniejsze, ale odrobina szczerości wobec siebie samego wystarcza, żeby przyznać, że tagliatelle al ragù i tortellini są najlepsze na świecie. Po… czwarte (?), coś co zachwyca mnie najmocniej na świecie, to wolność i panująca w mieście atmosfera sprawczości. Prawdopodobnie zasługa tysięcy studentów, wolnych umysłów, inżynierów, marzycieli, pisarzy i obcokrajowców, to poczucie, że możesz być kimkolwiek chcesz, że jesteś piękny/a w swojej osobie. Po ulicach Bolonii błąka się duch Resistenza, co przetłumaczone na polski jako “ruch oporu”, moim zdaniem całkowicie nie oddaje istoty sprawy. Dzień bez protestu w Bolonii to dzień stracony, ale nie mylcie tego wydarzenia z rozróbą i niepokojem. Po piąte, po szóste, po siódme, można mnożyć powody. Nie poznałam jeszcze żadnego mieszkańca Bolonii, który by na nią narzekał. A bolończycy czystej krwi, których szukać ze świecą w ręku, (lub ewentualnie na Piazza Santo Stefano?) są tacy dumni ze swojego miasta! Mają wszystko i nic.

Są w Bolonii rzeczy niewytłumaczalne. Delikwenci na Piazza Verdi i zaparkowany kilka metrów dalej policyjny radiowóz. Buchające w twarz opary marihuany i napędzająca region wydajność. Lewackie podejście do życia i wciąż silna pozycja Kościoła. Z niezrozumienia czasem rodzi się niechęć. Mimo wszystko Bolonii żyje się długo i szczęśliwie, musicie zaufać mi na słowo. Wiem, nie każdy po takiej deklaracji będzie gotowy pakować walizki. Dla tych, którzy nie boją się zaryzykować, piszę i opowiadam. Tak jak widzicie, z serca, chaotycznie, próbuję pokazać wam kontekst, doradzić jak się poruszać po mieście, fizycznie i metafizycznie. O tym jak przez chwilę bolońsko żyć, opowiada mój e-book. Miłej lektury!