Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Gazetta Italia 1068x155
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2

Strona główna Blog Strona 77

Tatar z łososia na kremie z mozzarelli

0
dav

Przepis przygotował chef Trattoria Piccola Italia: Paweł Kulesza

Składniki:

  • 120 g łososia
  • 125 g mozzarelli
  • 20 g masła
  • sok z jednej cytryny i pomarańczy
  • skórka starta z jednej cytryny i pomarańczy
  • kromka pieczywa tostowego
  • anchois
  • czerwony pieprz w ziarnach
  • sól
  • oliwa z oliwek

Przygotowanie:

Kroimy mozzarellę na kawałki, mieszamy z odrobiną kremu maślanego, doprawiamy solą i pieprzem, a następnie miksujemy do osiągnięcia jednolitej masy.

Łososia kroimy na drobne kawałki marynujemy w skórce oraz soku z cytryny i pomarańczy, dodajemy ziarnisty pieprz czerwony, oliwę i sól a następnie mieszamy. Kromkę pieczywa tostowego kroimy w małą kostkę następnie podsmażamy na maśle z dodatkiem anchois do momentu osiągnięcia chrupkości.

Następnie grzanki układamy na talerzu, na nich kładziemy krem z mozzarelli, a na wierzchu kawałki marynowanego łososia.

Smacznego!

Italicus: zakątek Bel Paese

0

Przy ulicy Kremerowskiej 11, niedaleko Rynku Głównego w Krakowie, znajduje się wspaniała i przytulna księgarnia, w której, popijając dobrą kawę, można uczestniczyć w spotkaniach autorskich, prezentacjach książek, kursach języka, a przede wszystkim można znaleźć tu wiele włoskich publikacji. Wymyślona i prowadzona przez dynamiczną panią Krystynę Juszkiewicz-Mydlarz – jedną z pierwszych italianistek kończących studia w stolicy Małopolski – księgarnia „Italicus” jest od lat ważnym punktem odniesienia dla pasjonatów Bel Paese.

„Mamy wiele publikacji glottodydaktycznych, lingwistycznych, słowników, a także znajdziecie u nas literaturę piękną, przewodniki, audiobooki i filmy DVD” – opowiada pani Krystyna, która potrafiła przekształcić swoją pasję w pracę. „W 1973 roku rozpoczęłam studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Instytucie Filologii Romańskiej, gdzie właśnie w tym roku, w następstwie dwustronnej umowy włosko-polskiej, powstał kierunek italianistyki. Było 15 miejsc, nie zastanawiałam się długo.”

Decyzja, która zmieniła jej życie, zważywszy na fakt, że po ukończeniu studiów zaczęła pracę jako nauczycielka w XIII Liceum Ogólnokształcącym; uczyła też języka włoskiego na kursach, później na Uniwersytecie Jagiellońskim jako lektorka i wykładowca. „W międzyczasie pracowałam również jako tłumacz włoskich firm i przedsiębiorców. Ta praca dała mi możliwość zrozumienia zasad zarządzania firmą. W 1992 roku, niedługo po zmianie ustroju politycznego i gospodarczego, zdecydowałam się na zainwestowanie moich oszczędności i podjęcie działalności gospodarczej – importu i dystrybucji książek z Włoch do Polski. Był to wybór trochę ryzykowny, ale też był kontynuacją mojego doświadczenia zawodowego – włoskie książki były niedostępne na polskim rynku, a ważne dla pracy italianistów podręczniki były drogie dla Polaków, nie wspominając o tym, że język Dantego był uznawany za egzotyczny. Ale też od razu okazało się, że w Polsce potrzeba nowoczesnych materiałów do nauki języka włoskiego; nasza szkoła na początek dostała nieco książek od Włoskiego Instytutu Kultury. W tych latach praktycznie tworzyliśmy od zera program nauczania języka włoskiego. Bardzo wierzyłam w ten projekt i powiedziałam sobie „kocham książki, kupię je, a jeśli ich nie sprzedam, zatrzymam je dla siebie”. Pojechałam do Perugii i do Rzymu, udałam się do wydawców Guerra Edizioni i Bonacci Editore i zainwestowałam moje niewielkie oszczędności w zakup książek. Wieść szybko się rozeszła wśród italianistów i z całej Polski zaczęły napływać zapytania o włoskie książki. Pierwsze podręczniki zaproponowałam „w komis” także do warszawskiej księgarni językowej, rozpoczynając w ten sposób szerszą dystrybucję. Po tych pierwszych latach odważnych poczynań, z pudłami książek pod stołem w jadalni i często stawianym sobie pytaniem podczas pobytów we Włoszech: kupię sobie ładną spódnicę czy jeszcze jedną książkę?”, pani Krystyna otwiera swoją pierwszą księgarnię w 1999 roku przy ulicy Grzegórzeckiej, później w 2004 roku przenosi ją na ulicę Bronowicką, a na koniec, latem 2012 roku, do nowoczesnej pięknej siedziby przy ulicy Kremerowskiej, gdzie w głównej sali można wypić kawę, przeglądając oferowane przez księgarnię publikacje, spotkać się z przyjaciółmi i posłuchać wywiadów z wieloma włoskimi autorami zapraszanymi tu do zaprezentowania swojej twórczości.

Ale jakie książki włoskie są najlepiej sprzedawane w Polsce?

„Księgarnia “Italicus” utrzymuje się przede wszystkim z publikacji służących dydaktyce języka włoskiego, ale z wielką przyjemnością od kilku lat promuję literaturę piękną, często przedstawiając oryginalną wersję włoską i tłumaczenie na polski tego samego utworu. Z włoskich pisarzy najbardziej znani i tłumaczeni w Polsce to Fallaci, Saviano, Eco, Camilleri, Terzani, Tabucchi, Rodari i jego utwory dla dzieci, ale też nowi autorzy, tacy jak Mazzantini, Carofiglio, Ferrante, Martigli e Patrignani; z polskich tłumaczonych na włoski – oprócz filarów kultury polskiej jak Miłosz, Kapuściński, Lem, Szymborska, Twardowski – wskazałabym na Olgę Tokarczuk, Marka Krajewskiego i poezje Ewy Lipskiej.”

Język włoski dzisiaj nie jest już językiem egzotycznym?

„Powiedziałabym, że nie. Obecnie istnieje szeroka klientela złożona z nauczycieli, studentów, intelektualistów, tłumaczy i miłośników kultury włoskiej, lecz ta działalność pozostaje sektorem niszowym, ale jest to piękna nisza, w której czuję się szczęśliwa, że w niej ulokowałam swoje życie.”

Skończ z tym!

0

Sporo zamieszania w odbiorze uczących się języka włoskiego wprowadzają takie słowa jak fine lub finire. Już na pierwszy rzut oka widać, że mają coś ze sobą wspólnego, ale już niekoniecznie wszyscy pamiętają, że jest la fine i il fine i że do tego czasownik finire znaczy jednocześnie kończyć i kończyć się i wcale nie trzeba dodawać partykuły si. A do tego można też fare fine czy też określić coś nawet przymiotnikiem fine.

Spróbujmy więc poukładać tych kilka informacji:

1. FINIRE znaczy kończyć coś lub kończyć się. Odmienia się regularnie, w trzeciej grupie z rozszerzeniem – sco: finisco, finisci, finisce, finiamo, finite, finiscono

Finisco il lavoro alle 19. – Kończę pracę o 19.

Il lavoro finisce alle 19. – Praca kończy się o 19.

Po pierwsze absolutnie nie wstawiamy tu partykuły si – się, a po drugie pamiętajmy, że w czasach złożonych czasownik ten w znaczeniu zwrotnym odmienia się z posiłkowym essere.

Ho finito il lavoro alle 19. – Skończyłem pracę o 19.

Il lavoro è finito alle 19. – Praca skończyła się o 19.

I tu nie mogę nie wspomnieć o ciekawym użyciu czasownika finire – kończyć w znaczeniu zgoła odmiennym, a mianowicie wystarczy zastanowić się nad zdaniem:

Dove sono finiti i miei occhiali? Po polsku byłoby to, coś w rodzaju: „gdzie się podziały moje okulary?”

Czy też Ma dov’è finita la tua amica? co na język polski nie łatwo się tłumaczy może spróbujmy zwyczajnie „gdzie jest twoja przyjaciółka?” lub „co się z nią stało?”.

Konstrukcja ta jest charakterystyczna dla języka potocznego, mówionego i zawiera w sobie dodatkowy przekaz łączący zaciekawienie ze zdziwieniem, z pewnością nie jest zwyczajnym pytanie o to, gdzie coś lub coś się znajduje.

2. LA FINE znaczy

a) koniec, zakończenie np.la fine del mese – koniec miesiąca, la fine del mondo – koniec świata
b) koniec, rezultat, wynik np. la fine dell’inchiesta – koniec, wynik śledztwa
c) czy wreszcie la fine w znaczeniu la morte – śmierć, la fine è vicina – zbliża się koniec.

Dlatego też mówimy alla fine – czyli na koniec, informując, że coś się wydarzyło właśnie w tym momencie np. Alla fine della vita ha incontrato suo padre. – Pod koniec życia spotkał swojego ojca.

Alla fine zresztą często jest mylone z infine i finalmente ale to już zupełnie inny temat, na kolejne spotkanie z Angolo linguistico.

3. FARE FINE – jest to już wyrażenie, którego używamy w celu uzyskania informacji na temat rzeczy czy osoby, o której dawno nic nie słyszeliśmy. Jest ono trochę podobne do fare fine omówionego wyżej.

Che fine hai fatto? Znaczy mniej więcej: „Co się z tobą działo? Gdzie się podziewałeś?”

W ten sposób mamy też wyrażenie FARE UNA BRUTTA FINE – podobne do naszego „źle skończyć” w znaczeniu umrzeć w sposób tragiczny lub skończyć w znaczeniu porażki ekonomicznej lub społecznej. W tym drugim przypadku może można by to przetłumaczyć na polskie „stoczył się”.

Np. Il mio vicino ha fatto una brutta fine, è morto drogato. – Mój sąsiad źle skończył, zmarł naćpany.

4. DARE, METTERE FINE a qualcosa – zakończyć coś. Skoro można samemu fare fine to i można coś zakończyć.

Qualcuno deve mettere fine a questi pettegolezzi. – Ktoś musi wreszcie zakończyć te plotki. Czyli innymi słowy Qualcuno deve farla finita.

Otóż to, właśnie jedno z bardziej włosko brzmiących zdań farla finita – skończyć coś, skończyć z czymś. To la zastępuje la cosa, tę rzecz, sprawę.

5. IL FINE znaczy po prostu cel. Czy to ma coś wspólnego z wyrazem koniec; no w sumie cel jest na końcu w pewnym sensie, ale tak naprawdę głównie
przeszkadza uczącym się włoskiego i znakomicie im się myli. Cel po włosku jest rodzaju męskiego, tak samo jest po polsku; koniec rodzaju żeńskiego …chyba to nie pomogło.

Wszyscy za to znamy słynne zdanie Macchiavellego: „Cel uświęca środki”. To nauczmy się go po włosku – Il fine giustifica i mezzi.

6. FINE – wreszcie kolejna odsłona, jest to również przymiotnik, który ma wiele znaczeń:

cienki np. cienkie włosy – capelli fini
delikatny, drobny np. sabbia fine. – drobny piasek
wysublimowany, elegancki np. ironia fine – wysublimowana ironia, żart

7. Istnieje FINO A – czyli „aż do” w odniesieniu do czasu jak i przestrzeni.

Devi andare fino all’incrocio. – Musisz iść aż do skrzyżowania.
Lavoriamo fno a tardi. – Pracujemy do późna.

To może to byłoby na tyle? È finita qui? ☺

GAZZETTA ITALIA 80 (maj 2020)

0

Gazzetta Italia 80: To wyjątkowa Gazzetta Italia nr 80, którą w czasach koronawirusa oferujemy Wam w formie cyfrowej. To wydanie zupełnie inne i jedyne w swoim rodzaju, stanowi zapowiedź kolejnego, 81. numeru, Gazzetty Italia, który pojawi się w sprzedaży w czerwcu w formie papierowej.

Okładka poświęcona jest obchodom roku Raffaello Sanzio, a otwiera go szczery wywiad z Karoliną Porcari, w którym ujawnia swoje sekrety czytelnikom Gazzetty! Czeka Was nieskończona ilość artykułów, wywiadów, przepisów kulinarnych i wskazówek językowych.

Gianluca Migliorisi – 30 lat w Polsce

0

Od Roberta Baggio do Andrzeja Wajdy, z Vicenzy do Warszawy poprzez miłość, sport i mnóstwo pracy. Tak można by podsumować ostatnie 30 lat Gianluchi Migliorisiego, skutecznego managera, a dzisiaj Dyrektora zarządzającego Artsana Poland (marka Chicco i Recaro), historycznej włoskiej firmy z produktami dla dzieci.

Do Polski trafiłem po raz pierwszy 30 października 1989 roku. Towarzyszyłem ojcu, który zajmował się importem i exportem w sektorze biżuterii, między Vicenzą, stolicą Włoch w złotnictwie, a Polską. Dopiero co odbyły się pierwsze wolne wybory do Parlamentu, premierem był Tadeusz Mazowiecki, a prezydentem Wojciech Jaruzelski. Polska od jakiegoś czasu stała się krajem o dużym znaczeniu politycznym i społecznym. Pamiętam z jakim zaangażowaniem śledzono we Włoszech pierwsze strajki w Gdańsku, później symbol Solidarności, wybór Karola Wojtyły na papieża, a następnie sukcesy polskiej drużyny piłkarskiej i przyjazd Zbigniewa Bońka i Władysława Żmudy do Włoch. W ciągu zaledwie dziesięciu lat Polska znalazła się w centrum uwagi i wyszła ze stereotypu zapomnianego państwa Europy wschodniej, żeby stać się krajem, w którym dochodziło do zmian społecznych, często mających związek z Italią.

Jakie były etapy twojej drogi od obiecującego piłkarza z Vicenzy do warszawskiego managera?

Byłem drugim napastnikiem Laghetto, satelickiej drużyny Vincenzy, która szkoliła zawodników docierających nawet do Serie A. To okres mojego życia, który wspominam z nostalgią. Któregoś razu graliśmy mecz z Caldogno i znalazłem się na stadionie jako przeciwnik niejakiego Roberto Baggio… Moja kariera została przerwana z powodu wypadku samochodowego, w wyniku którego byłem wyłączony z treningów przez sześć miesięcy. Wielka szkoda, bo trzy drużyny były mną zainteresowane, kto wie jak potoczyłyby się moje losy. Po zamknięciu etapu piłkarskiego, w czasie studiów, pomagałem ojcu w rodzinnej firmie złotniczej i zacząłem jeździć między Vicenzą a Polską, zwłaszcza do Płocka, gdzie mieliśmy pracownię i do Warszawy, gdzie odbywały się spotkania biznesowe. To były lata, kiedy poznałem też moją przyszłą żonę i mojego przyszłego teścia, dzięki któremu dość szybko nauczyłem się mówić płynnie po polsku, budząc zazdrość moich rodaków. Sekretem było chodzenie z nim wieczorami do garażu, żeby montować i demontować silniki samochodów. To była zima, temperatury poniżej zera, tam właśnie, zaczynając od „śrubokrętu” i „obcęgów”, zaczęły się moje dążenia do tego, żeby mówić tym niełatwym językiem.

Nauka polskiego zmieniła też życie zawodowe?

Szereg okoliczności o zasięgu międzynarodowym spowodowało, że cena złota gwałtownie wzrosła, wszystko stało się dużo trudniejsze, mój ojciec postanowił poświęcić się innej działalności w Vicenzy i ja również zmieniłem branżę. Okazja trafiła się podczas spotkania z grupą przedsiębiorców, którzy pracowali między Włochami a Polską. Poznałem tam przedstawicieli firmy Agip, którzy sprzedawali oleje przemysłowe na Śląsku. Znajomość języka była dodatkowym atutem, wybrano mnie na przedstawiciela w Warszawie, ale wcześniej przeszedłem ośmiomiesięczny kurs w Rzymie, z wykładowcami z najlepszych włoskich uniwersytetów z zakresu marketingu, zarządzania projektami i informatyki. To była niesamowita okazja na dokształcenie się. Pracowałem w Agip kilka lat, ale nie byłem do końca przekonany co do tej pracy. Przełomem był rok 1994, kiedy trafiłem na firmę Ferrero. Zdecydowałem się przejść procedurę rekrutacyjną, która wówczas odbywała się w Holandii, i przyjęli mnie. Ferrero to firma, która z pewnością zmieniła mnie pod względem zawodowym, przeszedłem od logistyki do trade marketingu aż po dział handlowy i zostałem pierwszym obcokrajowcem na stanowisku dyrektora regionalnego w Polsce. To było długie, od 1994 do 2000 (w tym 3 lata spędzone w Poznaniu, gdzie urodziła się moja córka) i wspaniałe doświadczenie życiowe, z marką, która ma wyjątkowe produkty i niezwykły zmysł handlowy. Na początku sprzedawali przede wszystkim Tik Taki, Kinder niespodzianki, pralinki, Kinder Bueno, aż pojawiła się Nutella produkt, który potrzebował czasu, żeby być docenionym przez Polaków.

Później było Chicco?

Byłem młody i miałem ogromny zapał i ciekawość, żeby próbować nowych wyzwań na rozwijającym się rynku polskim lat dziewięćdziesiątych. Ferrero pochłonęło naprawdę dużo mojej energii. W międzyczasie do Polski trafiły wszystkie duże firmy, a ja mówiłem po polsku i miałem doświadczenie na rynku, to mi pomogło znaleźć pracę najpierw w firmie Barilla, a później w Segafredo, które kupiło palarnię kawy w Bochni, gdzie nieustannie jeździłem. W tamtym czasie urodziło mi się drugie dziecko i potrzebowałem wrócić do Warszawy, dlatego przyjąłem ofertę Ardo, firmy z artykułami gospodarstwa domowego, dla której pracowałem dopóki nie zmarł mój ojciec. To był trudny moment, który zmusił mnie do powrotu do Vicenzy na czas uporządkowania sytuacji. Mój ojciec był wówczas właścicielem trzech sklepów wielobranżowych z artykułami dla dzieci, między innymi CAM producenta wózków, fotelików i spacerówek. Kontakt z tą firmą był kolejną możliwością na rozwój, ponieważ po likwidacji sklepów stałem się pośrednikiem firmy CAM w Polsce i to właściwie był decydujący krok, który zaprowadził mnie do firmy Chicco, punktu odniesienia w Polsce jeśli chodzi o branżę artykułów dla dzieci. Firma miała jakieś problemy z dystrybucją, zasygnalizowałem o tym kilka razy aż w końcu wezwali mnie do siedziby głównej w Grandate. To było lato 2011 roku, spotkałem najważniejszych szefów Artsana, grupy zarządzającej Chicco i wieloma innymi markami, którzy złożyli mi ofertę nie do odrzucenia. Praca dla Artsana pozwoliła mi na rozwój zawodowy i jednocześnie Chicco podwoiła obroty w Polsce, stając się jedną z wiodących firm w branży.

Z perspektywy twojego dużego doświadczenia handlowego, jak określiłbyś przeciętnego klienta polskiego i włoskiego?

Na pewno są inni. Polak to klient, który przed zakupem sprawdza wszystkie szczegóły, wszystko wie i jest bardzo skrupulatny w sprawdzaniu wydajności produktu, krótko mówiąc, to klient pragmatyczny i kierujący się ceną. Włoch jest bardziej kapryśny, daje sobie doradzać, ceni sobie estetykę i nowości dotyczące produktu.

Jak opisałbyś Polskę Włochowi, który chciałby się tu przeprowadzić?

To kraj, który bardzo się zmienił w ciągu ostatnich lat, i gdzie cały czas są ogromne różnice między miastem a wsią. W Warszawie, podobnie jak w innych dużych miastach, jest wszystko. To stolica kosmopolityczna z ogromna ofertą pracy, choć nie jest już tak łatwo wspiąć się szybko po szczeblach kariery, jak w czasach, kiedy ja tu przyjechałem. Na pewno przewagę ma ten, kto przeprowadza się mając fach w ręku i pewne przygotowanie kulturowe i handlowe.

Polska i Europa – konfliktowa relacja?

Myślę, że Polska może dużo zyskać otwierając się na Europę, tak jak stary kontynent potrzebuje Polski jako leadera wewnątrz Unii Europejskiej. Jednak w tym momencie mam wrażenie, że ten kraj jest uwięziony w przeszłości. Metaforycznie moglibyśmy opisać Polskę jako silny, pełny życia organizm biegnący naprzód, ze wzrokiem zwróconym do tyłu. Wielka szkoda, bo Polska spełnia wszystkie wymagania, aby odgrywać kluczową rolę na kontynencie i gdyby jej się to udało, ze względów historyczno-kulturowych, przyniosłoby to korzyści również Włochom.

Polska i Włochy – dwa kraje, które wzajemnie się uzupełniają?

Tak i być może dzisiaj, gdy Polska rozwija się znacznie szybciej niż Włochy, relacje są jeszcze bardziej interesujące. Energia, jaka jest w Polsce, doskonale uzupełnia się z włoskim duchem i empatią. Żeby Polacy zrozumieli, kim są Włosi powinni obejrzeć „Mediterraneo” w reżyserii Gabriele Salvatoresa, jesteśmy narodem, który nawet w najtrudniejszych okolicznościach, umie dotrzeć do serca drugiego człowieka.

Jeśli mowa o kinie, opowiedz coś o twoich rolach w polskich filmach?

Dobrze się bawiłem w rolach statystów w filmach „Śniadanie do Łóżka”, „Plebania”, „Ranczo”, „W11”. Miałem również szczęście spotkać ludzi na najwyższym poziomie, takich jak Andrzej Wajda, którego filmy otworzyły mi oczy na Polskę, czy były premier Józef Oleksy, człowiek o niebywałej erudycji, i wielu innych ze świata kultury i sportu.

Wina Apulii

0

Apulia leży na obszarze w połowie pagórkowatym, w połowie równinnym. Na północy tego regionu znajduje się Gargano, cypel utworzony z wapienia i skał erupcyjnych, miejscami o stromych powierzchniach, porośniętych śródziemnomorskim zaroślami. Poniżej mamy Tavoliere, również w prowincji Foggia. Następnie Murge, rozległy obszar obejmujący prowincje Barletta-Andria-Trani, Bari i Brindisi. W końcu Salento z prowincją Lecce i częścią Brindisi oraz Tarentu.

Wspaniały obszar winnic w Apulii zmniejszył się o połowę od czasów boomu produkcyjnego, a roczna produkcja wina przekracza 6,7 ​​miliona hektolitrów (2017). Po latach produkcji nastawionej na wysoką wydajność, szczególnie win kupażowanych, dzięki ich barwie i konsystencji, obecnie mają miejsce próby ulepszenia obszaru. Mają one na celu poprawę jakości każdego z elementów wybranych win, w szczególności tych opartych na rodzimych winoroślach. Przede wszystkim na obszarze pomiędzy Brindisi i Tarentem najbardziej popularną formą hodowli jest Alberello, obecnie jednak coraz częściej zastępowane jest przez Spalliera.

Głównymi winoroślami tego regionu, w zależności od położenia, są:

  • Na północyBombino bianco, Bombino nero, Trebbiano Toscano, Uva di Troia,

Sangiovese oraz Montepulciano;

  • W środkowej części, Verdeca oraz Bianco di Alessano;
  • Na południu Primitivo, Negro Amaro i Malvasia nera.

Na północy, w prowincji Foggia w rejonie zwanym Daunia, znajdujemy wina San Severo DOC i Cerignola DOC. Na tym obszarze najbardziej popularnymi winoroślami są Bombino Bianco i Bombino Nero, Sangiovese i Montepulciano, Trebbiano Toscano i Uva di Troia (czarna jagoda). Wokół Bari znajdujemy obszar Castel del Monte, z którego pochodzą trzy wina z oznaczeniem DOCG (oznaczenie pochodzenia): Castel del Monte Bombino Nero DOCG, Castel del Monte Nero di Troia Riserva DOCG i Castel del Monte Rosso Riserva DOCG. Tutaj znajduje się również Aglianico i najbardziej popularne winorośla międzynarodowe. Poniżej, nadal w pobliżu Bari, znajdziemy Gravina DOC, Martinafranca DOC i Locorotondo DOC. Na tym obszarze produkowane są również białe wina z miąższem, z winorośli Verdeca (Gravina), Bianco d’Alessano (Martinafranca) i Malvasia Bianca Lunga (Locorotondo). Jeszcze dalej, na półwyspie Salentyńskim, oprócz głównej winorośli Negro Amaro i Primitivo, znajdziemy Malvasia Nera di Brindisi. Winorośl ta charakteryzuje wina oznaczone lokalnym DOC, w tym Primitivo di Manduria DOC (i Primitivo of Manduria Dolce Naturale DOCG) oraz wina Salice Salentino DOC. Region posiada więc  4 wina oznaczone DOCG, z których 3 pochodzą z poprzedniego DOC Castel del Monte, oprócz wyżej wspomnianego Primitivo di Manduria Dolce Naturale DOCG. Ponadto istnieje 28 produktów oznaczonych DOC i 6 oznaczonych IGT (klasa wina).

Otyłość i inne choroby Boccaccia

0
Źródło: corrierecesenate.it

Giovanni Boccaccio w jednym ze swoich listów, zaadresowanym po łacinie do bliskiego przyjaciela Mainarda Cavalcantiego, pisał trochę przesadnie «semper vita fuit fere simillima morti» [“moje życie od zawsze było nadzwyczaj podobne do śmierci”].  Niemniej jednak niezaprzeczalnym faktem jest to, że zdrowie fizyczne i psychiczne wielkiego pisarza z Certaldo z biegiem czasu uległo załamaniu i pogorszeniu, i nie było już takie samo jak wtedy podczas radosnych lat spędzonych w Neapolu Andegawenów, gdzie Boccaccio tryskał siłą i witalnością młodzieńca. Stało się tak przede wszystkim z jednego powódu, jakim był przyrost masy ciała, który w konsekwencji doprowadził Boccaccia do otyłości.  

Teza ta została potwierdzona ostatnimi badaniami, które poprzez poszukiwanie informacji na wielu płaszczyznach pozwoliły przygotować pełne szczegółow ekspertyzy medyczno-filologiczne na temat stanu zdrowia “pacjenta” Boccaccia, co było możliwe także dzięki rekonstrukcji przebiegu choroby na podstawie oryginalnej dokumentacji tamtejszej epoki, a w szczególności mowa tu o listach, które pisarz wymieniał w latach 1372-1374 ze swoimi przyjaciółmi Franceskiem de Brossanem i Mainardem Cavalcantim. Zawartość owych listów zgadzała się z serią powstałych w średniowieczu wizerunków Boccaccia, z których wynikało, że poeta, dotknięty otyłością, już od kilku lat miał poważne problemy zdrowotne, co objawiało się obrzękiem ciała, spowodowanym prawdopodobnie niewydolnością wątroby i serca.

Co więcej, w Palazzo Dell’Arte dei Giudici e dei Notai przy via del Proconsolo we Florencji znajduje się słynny fresk ukazujący postać schorowanego Boccaccia, którego celem było podkreślenie problemu odżywiania się pisarza. W 2017 roku w Bibliotece Malatestiana w Cesenie, pochodzący z Romanii Francesco Galassi, szanowany paleopatolog z Uniwersytetu w Zurychu, prezentując wyniki pracy swojego zespołu składającego się z lekarzy, naukowców, historyków, filologów i socjologów, zatytuował owe spotkanie Ostatnia powieść Boccaccia. Tajemnica śmierci, podróż między poezją a medycyną, aby przekonać cieszących się dużym autorytetem ekspertów z dziedzin bioarcheologii i paleopatologii do rozpoczęcia regularnych badań nad warunkami życia, przyczynami i rozwojem chorób w starożytności.

Z kronik epoki wiemy, że już od 1362 sytuacja Boccaccia zaczęła się pogarszać, szczególnie jeśli chodzi o jego zdrowie psychiczne. W roku tym pisarz popadł w głęboki kryzys religijny, który był powiązany z nienajlepszym już stanem zdrowia. Boccaccia nawiedził także pewien dziwny mnich o imieniu Gioacchino Ciani, który oznajmił, że został do niego przysłany z polecenia dopiero co zmarłego w aurze świętości pustelnika Pietra Petroniego. Mnich ten uprzedził poetę o zbliżającej się śmierci, zachęcając go tym samym do żałowania za grzechy i porzucenia poezji i świeckiego piśmiennictwa. Sterroryzowany i zaniepokojony tą ponurą przepowiednią Boccaccio, którego zdrowie było już w gorszej kondycji, zdecydował się pośpiesznie spalić wszystkie swoje książki i prowadzić od tej pory życie ascety żyjącego w zgodzie z wartościami religijnymi. Na szczęście, w porę zainterweniował w tej sprawie przyjaciel i mistrz Boccacia, Francesco Petrarca, który gwałtownie odwiódł pisarza od szalonego pomysłu zniszczenia wszystkich dzieł, pokazując mu na swoim przykładzie, że harmonia pomiędzy wiarą a poezją, literaturą a religią jest możliwa, przekonując jednocześnie poetę o wielkiej wartości jego dzieł.

Boccaccio tym samym powrócił do swojej działaności, szczególnie tej w roli erudyty, starając się połączyć, jak zalecił mu przyjaciel Petrarca, wiarę z poezją, zajmując się in primis ukończeniem traktatu poświęconego Dantemu Trattatelo in laude di Dante. Jednakże w roku 1372 poeta, którego sytuacja materialna ulega pogorszeniu, zaczyna być jeszcze bardziej przygnębiony swoją otyłością, a w dodatku zaczyna dokuczać mu puchlina wodna utrudniająca poruszanie się. Oprócz tych chorób Boccaccio cierpi także na świerzb i miewa ataki gorączki.

W 1373 roku pisarz dedykuje ostateczną wersje De casibus Mainardowi Cavalcantiemu, kontynuuje poprawki Genealogie i otrzymuje od miasta Florencji zadanie publicznego czytania Komedii Dantego, które przyniesie mu sławę. 23 października 1373 kończy swoją pasjonująca pracę na temat dzieł Dantego i rozpoczyna od dawna wyczekiwaną i bardzo lubianą publiczną lekturę Boskiej Komedii w kościele Santo Stefano di Badia, którą jednak jest zmuszony porzucić po kilku miesiacach przez problemy zdrowotne. Stan zdrowia poety pogarsza się, otyłość przynosi mu złe samopoczucie i coraz więcej dolegliwości, a wysokie stany gorączkowe przytrafiają mu się już regularnie. Do problemu zdrowotnego dochodzi także rosnące ubóstwo, które Boccaccio stara się częściowo złagodzić przyjmując niewielkie zlecenia, których zaczął imać się już w 1360 roku idąc w ślady Petrarki.

Ciężka sytuacja ekonomiczna i zdrowotna zmusza Boccaccia do powrotu do Certaldo, gdzie dowiaduje się o śmierci Petrarki. To smutne wydarzenie odbije się głęboko w pamięci i wpłynie na nastrój Boccaccia, ale jednocześnie zainsipiruje go także do napisania w 1374 roku, będąc już w podeszłym wieku, ostatniego sonetu poświęconego śmierci Francesca, jego przyjaciela i mistrza. Giovanni pomimo tego, że jego ciało i umysł były już wyczerpane, kontynuuje pracę nad korektą Genealogie deorum gentilium, encykopledii sporządzonej w języku łacińskim w 15 tomach, dzieki której jak sądził, zapewni sobie przyszłą sławę. Przeglądał ją i poprawiał aż do 21 grudnia 1375 roku, dnia, w którym przyszło mu umrzeć w swoim miasteczku Certaldo.

Teraz, sześć wieków później, Francesco Galassi każe nam zauważyć, analizując w sposób filologiczny obraz kliniczny wielkiego literata, że “szczegółowość jego opisów, w Dekameronie czy też w prywatnej korespondencji, jest zdumiewająca, tym bardziej jeśli uważa się, że Boccaccio nie za bardzo wierzył w dbałość lekarzy swych czasów”. Już w przeszłości osoba Boccaccia była obiektem pogłębionej i ciekawej analizy, wszystkich tych, którzy pragnęli zastosować metedologię historyczno-kliniczną typową dla paleopatografii, zwłaszcza że w Dekameronie pojawia się być może pierwszy w historii ludzkości, szczegółowy opis nagłej śmierci związanej z zaburzeniem pracy serca. Nie można także zapomnieć, że Giovanni Boccaccio był sceptycznie nastawiony do medycyny swoich czasów, a zdanie to podzielał razem z Petrarką, który napisał nawet Invective contra medium, kontrowersyjne pismo przeciwko pewnemu anonimowemu lekarzowi z kurii papieskiej. W dziele tym, Petrarca nie ograniczał się tylko do krytykowania współczesnych mu lekarzy, którzy pragnęli uznać swoja dziedzinę za jedną z siedmiu sztuk wyzwolonych, ale podkreślał dodatkowo, że poezja jest sztuką intelektualną dominującą nad wszystkimi innymi naukami duchowymi.

Alessandro Guagnino de’ Rizzoni

0

ALESSANDRO GUAGNINO DE’ RIZZONI (Werona 1538 – Kraków 1614). Był historykiem, pisarzem i żołnierzem. Należał do znanej i szanowanej rodziny Guagnini z Werony, której członkowie pełnili ważne funkcje, również w Radzie Miejskiej, już od XV wieku. Był synem Ambrogio Guagnini De’Rizzoniego i Bartolomei Montagni, i już od najmłodszych lat miał uczyć się łaciny i zajmować naukami humanistycznymi. Alessandro wykazywał jednak niezwykły talent do topografii i tworzenia map. Wydawał się osobą bardzo wyważoną, w zasadzie już w okresie szkolnym wykazywał dużą tolerancję wobec osób innej narodowości czy wyznających inną religię.

Jego ojciec, urodzony w Weronie w 1509 roku, był zdolnym kupcem i przedsiębiorcą, ale od 1545 roku zaczął mieć problemy finansowe. Postanowił wtedy, że zaciągnie się do pruskiego wojska, na służbę Księcia Albrechta Hohenzollerna. W końcu w roku 1555 postanowił porzucić Włochy, by wraz ze swoją żoną i dwiema córkami, Francescą i Clarą, zamieszkać w Krakowie, ówczesnej stolicy Królestwa Polskiego. Ambrogio zdecydował, że jego syn Alessandro zostanie we Włoszech, żeby w spokoju skończył swoją edukację. W tamtym czasie w Polsce od siedmiu lat królem był Zygmunt II August – syn Bony Sforzy, sławnej włoskiej królowej i wdowy po Zygmuncie I Starym. Sam władca był zatem obeznany z krajanami własnej matki. Co więcej sam Ambrogio, niedługo po tym, jak, na polecenie Księcia Albrechta Hohenzollerna, zamieszkał w Krakowie i dostał się na Dwór Królewski, objął na nim ważne stanowisko. Posada była tak wybitna, że już w 1558 roku zebrał znaczną sumę pieniędzy, która pozwoliła mu sprowadzić do Polski swojego syna. Kiedy Alessandro dotarł do Krakowa, Królestwo Polskie było zaangażowane w wojnę o Inflanty przeciwko Imperium Rosyjskiemu.  

Idąc w ślady ojca, wstąpił do wojska Korony i wziął udział w wojnie jako inżynier wojskowy w Witebsku, na terenie dzisiejszej Białorusi. Jednakże bardzo szybko Mikołaj VI Radziwiłł „Rudy”, Wielki Hetman Litewski, awansował go na dowódcę tamtejszego garnizonu. W 1561 roku Alessandro wraz z ojcem dostąpili zaszczytu osobistego poznania Króla Zygmunta II Augusta. W wojnie o Inflanty brało udział Królestwo Rosyjskie przeciwko Królestwu Polskiemu sprzymierzonemu z Królestwem Danii i Królestwem Szwecji; stawką wojny była hegemonia na Morzu Bałtyckim.

Następnie w roku 1578 postanowił wrócić do Włoch. Możliwe, że postanowił wrócić do ojczyzny dlatego, że zaczęły mu ciążyć jego obowiązki wojskowe. Innym powodem powrotu mógł być brak takich dobrych stosunków z nowym Królem Polski, Stefanem Batorym, jakie miał z Zygmuntem II, lub być może po prostu chciał wrócić żeby zaopiekować się dziedzictwem rodzinnym zostawionym przez jego matkę Bartolomeę. Krótko mówiąc, wydawał się bardzo zdeterminowany aby zmienić swoje bogate w doświadczenia życie. W ten sposób znalazł się w Wenecji, gdzie 6 listopada stawił się przed Senatem Republiki Weneckiej, z listem referencyjnym od Króla Stefana Batorego, oferując swoje usługi jako pośrednik handlowy z północną Europą. Swój pomysł argumentował możliwością wybudowania dwóch statków w miejscowości Philippsdorf niedaleko Gdańska, której był właścicielem. Mógłby stamtąd wysyłać do Wenecji cenne towary takie jak smoła, drewno czy liny. Ale ponieważ nikt nie chciał się zgodzić, żeby zostać jego poręczycielem – we wrześniu 1579 roku cały projekt upadł, a sam Alessandro został wtrącony do więzienia za długi.

Po odbyciu kary wrócił do Krakowa, ale w 1581 roku znowu wyruszył za granicę, tym razem do Sztokholmu. Tam został dworzaninem Katarzyny Jagiellonki, siostry Zygmunta II i żony Króla Szwecji Jana III. Bardzo szybko władca Szwecji, chcąc rozwinąć relacje handlowe z Republiką Wenecką, zdecydował się wysłać tam Alessandra, żeby nawiązał tam kontakty. Na początku relacje z Wenecją wydawały się świetne, ale później również to przedsięwzięcie upadło. Po tym fiasku na trzy lata przenosi się do Werony, żeby podreperować rodzinne interesy i następnie, w 1586 roku, wraca do Szwecji. Niestety nie znajduje tam spokoju,  ponieważ odkąd porzucił karierę wojskową stawał się osobą coraz bardziej ambitną i niespokojną. W następnym roku zdecydował się wrócić do Polski, gdzie w Krakowie próbował, z niepowodzeniem, znaleźć sobie żonę. Szukał kobiety z bogatej rodziny szlacheckiej, do tego pięknej i młodej, która zapewniłaby mu znaczny posag. Przez swoje nieudane interesy we Włoszech i w Szwecji utracił swoje bogactwo i teraz musiał przeżyć niemiły okres finansowego zaciskania pasa. Miał zatem wielką chęć wyjścia na prostą. 

W 1594 roku, pięćdzesięciosześcioletni Alessandro chciał już zdobyć żonę za wszelką cenę. W ten sposób poślubił zwykłą mieszczankę z Krakowa. W 1614 roku, po ponad 28 latach intensywnej działalności w polskiej stolicy i po 20 latach bezdzietnego małżeństwa, umiera otoczony najdroższymi mu osobami – kochającą żoną i najbliższymi przyjaciółmi. 

Alessandro Guagnino zapisał się w historii swoim napisanym po łacinie dziełem literackim „Sarmatiae Europeae descriptio, quae regnum Poloniae, Litvaniam, Samogitiam, Rvssiam, Massoviam, Prvssian, Pomeraniam, Livoniam, et Moschoviae, Tartariaeque partem complectitur„, w którym opisał kraje Wschodniej Europy. Dzieło na język polski zostało przetłumaczone jako „Kronika sarmacji europejskiej”. Pierwsze, okrojone wydanie opublikowano w Krakowie w 1578 i opisywało ono Kontynent Europejskiej Sarmacji, i już w 1574 roku została zadedykowana Henrykowi III Królowi Francji oraz jego czynom wojskowym z tamtych lat. Został zapamiętany głównie jako Alessandri Guagnini Veronensis, natomiast w Polsce nazywany był Aleksandrem Gwagninem z Werony i posiadał tytuł „Rotmistrza Królewskiego”. Warto wiedzieć: w pięciotomowym dziele “Sarmatiae Europeae descriptio” zadedykowanym Stefanowi Batoremu, Alessandro wszystkie ludy wędrowne i wszystkich nomadów wschodniej Europy zdefiniował jako „Tatarów Stepowych”. 

Muralizm sardyński: zjawisko o wielu twarzach, między tradycją a współczesnością

0

Sardynia to region znany powszechnie ze szmaragdowego morza, pięknych plaż i flamingów. Bardziej dociekliwy turysta może zachwycić się też bogactwem jej folkloru, wielowiekowych tradycji czy doświadczyć spotkania z przeszłością w kontakcie z dziedzictwem archeologicznym na miarę Pompejów. Jednocześnie wyspa jest w stanie zaspokoić ciekawość tych, którzy chcą zanurzyć się w rzeczywistości współczesnej Sardynii. Cała wyspa jest jak wielkie muzeum sztuki współczesnej pod gołym niebem. Kto tylko zechce, pozna historie zaklęte w obrazach, w muralach, milczących świadkach ostatniego półwiecza.

Źródła muralizmu można jednak szukać dużo wcześniej niż w połowie dwudziestego stulecia. Niektórzy naukowcy uznają za pierwsze murale już malowidła naskalne w paleolitycznych jaskiniach. Jedną z nieodłącznych cech człowieka jest bowiem pragnienie zaznaczenia swojej obecności, zostawienia jej śladu dla kolejnych pokoleń, dzięki użyciu uniwersalnego kodu, mowy obrazu, zrozumiałej w mgnieniu oka, niezależnej od słów i wyrażeń.

Zwykle pierwszym skojarzeniem z muralizmem sardyńskim jest miasto Orgosolo, położone w górzystym rejonie Barbagia w samym sercu wyspy, gdzie, dzięki profesorowi Francesco del Casino, powstały dzieła podejmujące styl kubistyczny i kod ekspresji meksykańskich artystów lat 20-tych, które zyskały sławę zarówno we Włoszech, jak i za granicą. To, co wyróżniało muralizm z Orgosolo, to obecność przede wszystkim tematów związanych z oporem przeciw nazizmowi i faszyzmowi, niemocą jednostki w obliczu opresyjnej władzy i z buntem przeciwko niesprawiedliwości społecznej. Z upływem czasu do wyżej wymienionych zagadnień dołączyły wątki dotyczące społeczności lokalnej i jej życia codziennego, jak również tematy uniwersalne, takie jak emancypacja kobiet czy emigracja. Dzisiaj w Orgosolo znajduje się ok. 150 murali, a miasto pozostaje otwarte na upiększanie przestrzeni przez artystów miejscowych i międzynarodowych.

Orgosolo nie było jednak pierwszą sardyńską miejscowością, w której rozwinięto sztukę malatury ulicznej. Jako prekursora należy wskazać San Sperate, miasteczko położone w prowincji południowej Sardynii. W roku 1968, podczas gdy w całej Europie można było odczuć atmosferę rewolucji zaciśniętych pięści, San Sperate znalazło własną drogę. Pinuccio Sciola wraz z grupą przyjaciół dzięki sile sztuki zainspirował miasto do przebudzenia z letargu. Razem z kolorami do San Sperate wróciło życie. Angelo Pilloni, uważany za prekursora szkoły etno-realistycznej, podobnie jak jego następcy, koncentrował się na przywróceniu godności mieszkańcom miejscowości, których codzienność była od wieków związana z ciężką pracą na roli. Ich dzieła przedstawiają narzędzia rolnicze i twarze mieszkańców wioski, opowiadają o trudzie pracy, lokalnych tradycjach i świętach, są ołtarzem cyklicznego rytmu życia. Artystom zależało na tym, by murale skupiały wokół siebie mieszkańców na dyskusje i wspominanie przodków, by stawały się swoistymi centrami życia kulturalnego danej społeczności. Istotnie, styl etno-realistyczny zyskał wielką popularność na wyspie i, choć San Sperate pozostaje jego stolicą, coraz to nowe wioski proszą muralistów o uwiecznianie na ścianach własnych historii i zwyczajów.

Jedną z kontynuatorek stylu zapoczątkowanego przez Angela Pilloniego jest bez wątpienia Pina Monne, urodzona w Irgoli, od dawna zamieszkała w Tinnurze, niewielkiej sardyńskiej miejscowości w prowincji Oristano, która w chwili obecnej jest pełna dzieł artystki. Pina Monne wyraża swoją miłość do rodzinnej ziemi nie tylko podejmując tematykę związaną z rolnictwem, przedstawiając sceny z przeszłości, tradycje i zwyczaje, aby ocalić je od zapomnienia, ale szczególnym sentymentem obdarza kobietę sardyńską. Postaci kobiece obecne na jej muralach są delikatne i dumne zarazem, niezwyciężone, niezależnie od okoliczności, zawsze gotowe do walki w obronie drogich im wartości.

Jeśli podczas podróży w poszukiwaniu murali znajdziemy się w południowo-zachodniej części wyspy, warto zatrzymać się w Carbonii, gdzie poszczególne dzieła sztuki ulicznej bardzo się od siebie różnią. W Serbariu na przykład, najstarszej części miasta o którym mowa, wiele jest obrazów jak z bajki autorstwa Debory Diany. Artystka choć od lat mieszka w Rzymie, każdego lata przyjeżdża na Sardynię, by poświęcić część czasu wolnego na tworzenie nowego muralu, za jedyne wynagrodzenie mając radość mieszkańców rodzinnego miasta. Debora przedstawia postaci kobiece w każdym wieku. Przywołuje przeszłość, kiedy to kobiety spotykały się na placach, by rozmawiać, łuskać groch, cerować, a także rozprawiać o magii, sile księżyca, wymieniać się sekretnymi radami przekazywanymi od wieków z pokolenia na pokolenie.

Tymczasem w dzielnicy Is Gannaus można spotkać murale w zupełnie innym stylu. Pewnego dnia grupa przyjaciół zebranych w barze u bram miasta zdecydowała się na projekt mający na celu ożywienie smętnej przestrzeni miejskiej właśnie za pomocą sztuki muralizmu. Ich celem było też wyartykułowanie palących problemów, ważnych dla młodego pokolenia Sardyńczyków. Z tego powodu artyści dotykali takich tematów jak wzrost bezrobocia z powodu zamknięcia fabryk, emigracja w poszukiwaniu pracy czy przemoc wobec kobiet. Nie wszystkie murale zostały ukończone, część z nich pozostawiono w niedopracowanej wersji, powodując tym bardziej wymowny efekt, jak krzyk zawieszony w próżni, zmuszając do refleksji nad problemami dzisiejszej Sardynii.

Miejscem absolutnie wyjątkowym z punktu widzenia bogactwa artystycznego jest bez wątpienia San Gavino Monreale, miejscowość położona na południu wyspy, pośród rozległej równiny Campidano. To właśnie tutaj, w 2014 roku, jako oddolna inicjatywa grupy wolontariuszy, zostało ufundowane stowarzyszenie „Skizzo”. Organizację założono po śmierci młodego artysty o pseudonimie Skizzo (prawdziwe imię i nazwisko to Simone Farci) w celu uczczenia pamięci przyjaciela poprzez upiększanie lokalnego krajobrazu. Pomysł wolontariuszy rozwinął się do tego stopnia, że w ciągu trzech lat powstało ponad 30 dzieł sztuki ulicznej różnych artystów, wśród których znani za całym świecie Zed 1, Spaik, Giorgio Casu, La Fille Bertha i wielu innych. Z tego powodu San Gavino Monreale stało się obowiązkowym celem wszystkich zainteresowanych sztuką współczesną, tych, którzy chcą dać się zaskoczyć intensywnym kolorom i niecodziennym formom, bogatym w wielowymiarowe znaczenia.

Każdy, kto chciałby dowiedzieć się czegoś więcej o sardyńskich muralach, może czuć się zaproszony do udziału w projekcie „Od nuragów po murale”, przygotowanym przez Koło Naukowe Kultury Włoskiej Uniwersytetu Warszawskiego oraz Polsko-sardyńskie stowarzyszenie kulturalne „Orzeł Biały” z Carbonii, którego realizacja planowana jest na 4-5 czerwca 2018 roku. Podczas serii wydarzeń będzie można spotkać niektórych z artystów wymienionych w niniejszym artykule, a także wziąć udział w inauguracji dzieła jednego z sardyńskich muralistów w Warszawie.

Zielone omlety

0

Składniki na 2 omlety:

  • 2 jajka
  • 1 łyżka mąki
  • 1 łyżka masła
  • 50 ml mleka
  • 60 g szpinaku (świeżego lub mrożonego)
  • 10 g szczypiorku
  • 2 średnie żółte cebule
  • 80 g świeżego ser (np. asiago, fontina, taleggio)
  • pieprz, sól, oliwa do smaku

Przygotowanie:
Weź patelnię, rozpuść trochę masła i gotuj na małym ogniu szpinak ze szczypiorkiem, aż do odparowania całej wody. Po ugotowaniu poszatkuj wszystko dokładnie. Weź garnuszek i rozpuść łyżkę masła, po czym dodaj mąkę. Dobrze wymieszaj, dodaj mleko i szczyptę soli, gotuj kilka minut, ciągle mieszając. Powinieneś otrzymać dość płynny sos beszamelowy, do którego dodaj uprzednio przygotowany szpinak.

Po przygotowaniu sosu, użyj jednej łyżki na 1 jajko (= 1 omlet). Ubij energicznie sos z jajkiem, posól i popierz do smaku.

Podsmaż cienko pokrojone cebule na patelni z odrobiną oliwy (powinny wyjść przezroczyste i lekko brązowe), pokrusz ser.

Usmaż omlety na lekko nasmarowanej masłem blasze, w bardzo niskiej temperaturze i pod przykryciem. Rozłóż je i nadziej cebulą i serem. Zwiń je i zamknij w folii aluminiowej, po czym włóż do piekarnika nagrzanego do 140° na 10 minut.

Podawaj z pozostałym beszamelem.

Smacznego!