Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155

Strona główna Blog Strona 101

O włoskiej służbie zdrowia DLA POLAKÓW

0

Dzisiaj trochę o włoskiej służbie zdrowia, którą niestety miałam okazję poznać („niestety” nie dlatego, żeby była taka zła, ale dlatego, że nikt nie lubi chorować, szczególnie na wyjeździe). Są to informacje oparte na moich doświadczeniach na Erasmusie w Bolonii, absolutnie nie pretendują do miana oficjalnych, a niektóre regulacje mogą się różnić w innych regionach Włoch.

Polak, wyjeżdżający do Włoch i ubezpieczony w Polsce, powinien (musi, jeśli wyjeżdża na Erasmusa) zaopatrzyć się w NFZ w Europejską Kartę Ubezpieczenia Zdrowotnego, w skrócie EKUZ. Karta jest wydawana w oddziale NFZ bezpłatnie i od ręki (ale w okresie wakacji i ferii swoje trzeba odstać w kolejce).  Może ją odebrać sam ubezpieczony albo osoba przez niego upoważniona, można też złożyć wniosek mailem lub zwykłą pocztą i wtedy karta zostanie wysłana pod wskazany adres. To ostatnie rozwiązanie przydaje się wtedy, gdy jesteśmy już za granicą, nie wyrobiliśmy karty albo przedłużyliśmy pobyt ponad termin ważności karty, a nie chcemy nikogo obarczać staniem w kolejkach. W przypadku wyjazdu turystycznego karta zostaje wydana maksymalnie na 6 miesięcy, w przypadku wyjazdu na studia lub do pracy – maksymalnie do daty wskazanej w zaświadczeniu, które musimy przedłożyć. Możemy mieć jednocześnie tylko jedną kartę EKUZ, więc w przypadku przedłużenia pobytu o nową możemy wystąpić, gdy upłynie termin ważności starej, lub odsyłając starą. Tak czy owak, przez ok. 10-14 dni jesteśmy fizycznie bez karty (została nam wysłana, ale jeszcze nie doszła), więc jeśli w tym czasie mamy płacić za jakieś świadczenia, to musimy zapłacić pełny koszt, a potem domagać się zwrotu w Polsce, więc w takim wypadku radzę wszelkie zaplanowane świadczenia medyczne przełożyć na czas, gdy jeszcze mamy starą albo już mamy nową EKUZ.

Można też opłacić prywatne ubezpieczenie, które zagwarantuje nam zwrot kosztów leczenia poza tymi, które zwraca NFZ. Z kartą EKUZ jesteśmy we Włoszech traktowani tak jak Włosi, tzn. płacimy za to, za co płacą u lekarza Włosi, i w takiej wysokości jak oni. Jeśli otrzymujemy świadczenia, które dla Włochów są płatne, a jesteśmy zarejestrowani do lekarza pierwszego kontaktu (możemy być przy pobycie na ponad 3 miesiące), to te koszty są nam od razu naliczane jak dla Włochów, jeśli nie jesteśmy zarejestrowani, to płacimy za świadczenia pełną wysokość, a w Polsce występujemy o zwrot (mamy na to 6 miesięcy) i otrzymujemy ten zwrot w kwocie przewyższającej wysokość kosztów obowiązujących Włochów. Włosi są zobowiązani pokryć koszt każdej płatnej wizyty u lekarza i każdego płatnego badania do wysokości 36,15 € i te same zasady obowiązują Polaka z kartą EKUZ, czyli jeśli wizyta kosztuje np. 25 €, to płacimy za nią w całości, jeśli kosztuje 36,15 € lub więcej, to płacimy 36,15 €, a zwrot dostaniemy tylko wtedy, gdy oprócz EKUZ mamy ubezpieczenie prywatne od kosztów leczenia za granicą, bo Włosi zwrot poniżej kwoty 36,15 € też mogą dostać tylko z ubezpieczenia prywatnego.

Bezpłatne dla Włochów (a więc i dla nas) są świadczenia ambulatoryjne uzyskiwane w związku z wypadkiem oraz poważnym nagłym zachorowaniem, zakwalifikowanym tak przez personel placówki medycznej, a także leczenie szpitalne, przy czym w przypadku leczenia szpitalnego planowego (wyjazdu na leczenie) NFZ pokryje nam jego koszt tylko wtedy, gdy wcześniej uzyskaliśmy zgodę NFZ na wyjazd na leczenie za granicą.

Zgłaszając się na pogotowie (w dni robocze Pronto Soccorso, w weekendy i w nocy Guardia Medica), które we Włoszech jest przy szpitalu, otrzymujemy jeden z kodów: czerwony – w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia, żółty – gdy nie ma bezpośredniego zagrożenia życia, ale wymagana jest pilna interwencja medyczna, zielony – w przypadkach mniejszej wagi, ale wymagających interwencji pogotowia albo biały – gdy nie jest wymagana interwencja pogotowia, tylko wystarcza lekarz pierwszego kontaktu. W takiej też kolejności jesteśmy przyjmowani przez lekarza, czyli pacjent z kodem białym musi przeczekać wszystkich z kodem czerwonym, żółtym i zielonym, nawet gdy zgłosili się później, oraz te osoby z kodem białym, które były przed nim. Na pogotowiu spędzimy co najmniej „pół dnia”, niekiedy pacjenci wypisywani są dopiero dnia następnego (!).

Ponieważ pogotowie jest przy szpitalu, to jak już pacjent (nawet ten z kodem białym) zostanie przyjęty przez lekarza ogólnego, to uzyskuje wszelkie konsultacje specjalistyczne, które lekarz ogólny uzna za wskazane, oraz wszelkie badania, które lekarz ogólny i lekarz specjalista uznają za konieczne i pilne. Otrzyma również skierowania na badania mniej pilne oraz leki lub receptę na leki.

Leki przepisane przez lekarza na karcie wizyty z pogotowia są odpłatne (ale płaci się za nie znacznie mniej niż za leki, które idziemy kupić bez żadnej recepty – bo we Włoszech, podobnie jak w innych krajach południowych, bez recepty można kupić każdy lek, który nie jest narkotykiem, ale nawet 10 razy drożej niż na receptę), natomiast leki przepisane przez lekarza pierwszego kontaktu na tzw. czerwonej recepcie są albo bezpłatne albo płaci się za nie niewielki ryczałt. Trzeba tylko zwracać uwagę, żeby kupować je w aptece „państwowej”.

Na tej samej czerwonej recepcie (wł. ricetta rossa) lekarz pierwszego kontaktu wypisuje również skierowania na badania i zabiegi, w przypadku badań i zabiegów specjalistycznych oprócz tej czerwonej recepty wymagane jest również przepisanie (wł. prescrizione) tych badań przez specjalistę na karcie wizyty. Z taką receptą i kartą wizyty idzie się do punktu CUP (zunifikowanego centrum rezerwacji), których w Bolonii jest 120 (12 w przychodniach/szpitalach i 108 w aptekach), żeby zapisać się na badanie/zabieg (jeśli ktoś ma włoską legitymację ubezpieczenia zdrowotnego, to na niektóre badania można się również zapisać przez stronę internetową).

Czas oczekiwania na badanie/zabieg zależy od tego, w ilu placówkach się je wykonuje i ile jest osób oczekujących. Na niektóre badania dostaje się od razu termin i miejsce, w przypadku bardziej specjalistycznych trzeba poczekać nawet do kilku miesięcy, przy czym od razu zostaje podane (lub wybiera się) miejsce, po czym dana placówka kontaktuje się z pacjentem telefonicznie.

Rachunki za świadczenia włoskiej służby zdrowia można zapłacić przekazem pocztowym, gotówką lub kartą w punkcie CUP albo online. Za świadczenia, na które mamy skierowanie, należy zapłacić przed badaniem (ale w momencie, gdy mamy już termin i miejsce), za świadczenia pogotowia – w terminie do 30 dni po uzyskaniu świadczeń.

Karolina Porcari: “Moje serce jest na granicy włosko-polskiej”

0

„Nie czuję się ani bardziej Polką, ani bardziej Włoszką. Wszystko zależy od tego, w którym kraju jestem w danym momencie. Gdy znajduję się w Polsce, bardziej uwidacznia się moja słowiańskość. Gdy jestem we Włoszech, również za sprawą języka, odsłania się inna część mojego temperamentu.”

Dorastałaś w Lecce, następnie przeniosłaś się do Mediolanu, aby rozpocząć studia. Co skłoniło Cię do przyjazdu do Polski?  

Krakowska Szkoła Teatralna. Kiedy zdecydowałam się zostać aktorką postanowiłam spróbować swoich sił w Polsce. Po obejrzeniu wielu spektakli na festiwalach, które przyjeżdżały z różnych części świata do Mediolanu, zdałam sobie sprawę, że wrażliwość słowiańska jest mi bardzo bliska.

Jak Twoja rodzina zareagowała na tę decyzję?

Nie była zbyt szczęśliwa, nie tyle z powodu ewentualnej przeprowadzki do Polski, ile z decyzji rozpoczęcia szkoły aktorskiej. Wcześniej studiowałam literaturę i filozofię. Od momentu kiedy pierwszy raz postawiłam swoją stopę na scenie w wieku 16 lat – grałam przewodniczącą chóru w „Chmurach” Arystofanesa w reż. Salvatore Tramacere (Koreja) – zakochałam się w teatrze. Zrozumiałam, że nie będę szczęśliwa, póki nie spróbuję swoich sił w aktorstwie. Moja rodzina ostatecznie zawsze mnie wspierała, jednak wciąż bardzo się martwi niestabilnością, która jest wpisana w ten zawód.

Czujesz się osobą spełnioną zawodowo?

Trudno mówić o spełnieniu w moim zawodzie. Aktorstwo bez wątpienia jest wspaniałe i dodaje skrzydeł, ale bywa frustrujące, ponieważ nie zawsze dostaje się role, nie zawsze wygrywa się castingi. Wtedy przychodzą najczarniejsze myśli na temat życiowych wyborów.

Grasz w teatrze, filmach i serialach. Wiele osób pamięta Cię z roli Anity Szymczak z serialu
“Barwy Szczęścia”. Który obszar działalności aktorskiej preferujesz?

Przez ostatni rok nie pracowałam w teatrze, ponieważ pisałam swój pierwszy scenariusz filmowy. Poza tym miałam szczęście zagrać w kilku filmach. Obecnie ciągnie mnie do kina. Myślę że niebawem zatęsknię do teatru. Właściwie już tęsknię.

Rola Twoich marzeń?

W teatrze ostatnio dużo myślę o “Medei” Eurypidesa.  Jeśli chodzi o kino bardzo chciałabym zagrać główną rolę w filmie na podstawie mojego scenariusza. Jest to kobieta, która odrzuca macierzyństwo. Jest tancerką, która postanawia spróbować żyć inaczej niż większość kobiet w naszym społeczeństwie. Nie chcę jednak zdradzić więcej, ponieważ wciąż nad tym pracuję.

Jakie dostrzegasz różnice między pracą z Polakami a tą z Włochami?  

Nie zauważyłam znaczącej różnicy. Na pewno inaczej pracuje się na planie filmu niezależnego, a inaczej na planie filmu, który jest finansowany przez państwowe instytucje. Mój debiut „Come l’ombra” w reżyserii Mariny Spada był  całkowicie finansowanym przez twórców. Mimo skromnego budżetu to było wspaniałe doświadczenie, które zaprowadziło nas na Venice Days Weneckiego Festiwalu Filmowego. Potem film dostał dużo nagród. We Włoszech kino niezależne jest bardziej rozwinięte niż w Polsce. Tylko raz zagrałam w polskim filmie niezależnym, mam tu na myśli „W spirali” Konrada Aksinowicza.

Poznałyśmy się na premierze filmu „Ojciec” Artura Urbańskiego, w którym zagrałaś główną rolę kobiecą (jako Mila). Utożsamiasz się może z tą postacią?

Kiedy Artur zaprosił mnie do „Ojca” postanowiliśmy czerpać dużo z moich doświadczeń prywatnych. Mila w jednej z pierwszych scen spotyka reżysera, który pyta ją: „Skąd jesteś? Skąd się tu wzięłaś?”. Ta odpowiada: „Przyjechałam tutaj z miłości”.  Ja też przyjechałam tutaj z miłości, z tą różnicą, że Mila zmieniła kraj z miłości do mężczyzny – ja z miłości do teatru. Ta postać jest mi bardzo bliska również dlatego, że jest aktorką, która chce się spełniać zawodowo, ale jest jednocześnie młodą matką i boryka się z koniecznością pogodzenia tych ról.

Plany na przyszłość?

Pod koniec tego roku wyjdzie „Music Word Love”, film anglojęzyczny  w reżyserii Marthy Coolidge („Sex in the city”, „Weeds”), w którym zagrałam po raz pierwszy w mojej karierze rolę Żydówki, Miriam Rubin. Film był kręcony w Łodzi i Krakowie; jest to historia miłosna na tle II Wojny Światowej. Niedługo wyjdzie również niemiecki film „Mein Bruder Robert” w reżyserii Philipa Gröninga („Wielka Cisza”, „Die Frau des Polizisten”), w którym zagrałam rolę dość oryginalnej nauczycielki filozofii.

„Eight collages by Monsieur G.” ALEXA URSO

0

ALEX URSO

Musée de l’Oubli
Eight collages by Monsieur G.

DZiK, Ul. Belwederska 44 A, Warszawa

10 – 25 listopada 2016

Otwarcie 10 listopada, godz. 19.00

Ten projekt jest częścią 1st Worldwide Apartment and Studio Biennale

www.wasbiennale.com

 

[cml_media_alt id='115731']Alex Urso, Musée de l'Oubli, Collage, 2014[/cml_media_alt]

 

Naiwnym jest wierzyć w to, że pojedyncze wydarzenia oraz dzieła, które przetrwały do dziś są najważniejszą spuścizną minionych wieków. Swoje istnienie zawdzięczają decyzjom wąskiego grona teoretyków sztuki, którzy dokonując konkretnych wyborów przyczynili się do wyeliminowania szeroko pojętej reszty.” (Jean Dubuffet, Asphyxiante culture)

Wystawa składa się z ośmiu kolaży stworzonych przez Monsieur G. – nieznanego artystę francuskiego, którego prawdziwej tożsamości nigdy nie udało mi się poznać (prace podpisywał zawsze z tyłu, z datą 1979). W 2014 roku znalazłem je na ulicznym targu w Warszawie. Ukryte między starzyzną i rupieciami z drugiej ręki, leżące na ziemi, przykuły moją uwagę. Zaintrygowany, postanowiłem je ocalić.

Po zakupie całej serii, spędziłem sporo czasu czyszcząc każdy kawałeczek pracy, układając od nowa oraz rewitalizując zniszczone elementy by w końcu móc dać im drugie życie.

Cały projekt jest więc swoistym działaniem archeologicznym. To tchnięcie życia w rzeczy zapomniane przez czas. Ratując je od niepamięci przełożyłem właściwy artyście akt „kreacji” na akt „rehabilitacji”.

Moją główną intencją było złożenie hołdu tajemniczemu Monsieur G., a w szerszym rozumieniu – ukłon w stronę wszystkich artystów, których historia nigdy nie uznała za wartych uwagi. (Alex Urso)

* * *

www.alexurso.com

 

Informacje dla zwiedzających:

DZiK jest wielofunkcyjną przestrzenią kulturalną mieszczącą się przy ul. Belwederskiej 44 A.

Wystawa będzie mieścić się na pierwszym piętrze.

Wystawa będzie otwarta codziennie, od wtorku do soboty w godz. 12:00 – 20:00

Zainteresowanych spotkaniem z artystą prosimy o kontakt:

0048.796263115

painorpaint@gmail.com

Dlaczego warto zapamiętać Wajdę?

0

Andrzej Wajda już od samego początku wiedział, że jego kino musi być polskie. Dzisiaj osiągnęliśmy moment, w którym należy przekraczać granice, robić koprodukcje europejskie, gdzie liczy się uniwersalizm. Natomiast pokolenie mistrzów lat ’60 zawsze podkreślało swoje korzenie. Bergman odnajdywał się najlepiej w Szwecji, otoczony aktorami swojego teatru, nie da się wyobrazić Felliniego bez włoskich realiów albo Kurosawy (mistrz, który inspirował Wajdę w wielu jego pracach) bez związku z kulturą japońską. Tarkowski bez związku z Rosją? Resnais bez francuskich wzorców? Mistrzowie uniwersaliów uczyli się na własnych podwórkach ducha swoich narodów; to właśnie dlatego w kinie Wajdy obecne są polskie realia, perypetie,  walka o wolność i osoby związane z historią narodową i prawie każdy jego film jest swego rodzaju próbą opisania osobowości Polaków.

Wajda nie uciekał od trudnych tematów, wykorzystywał każdą okazję do wypełnienia białych plam w historii Polski, pokazując ówczesne realia. Lata siedemdziesiąte to dla Wajdy niezwykła epoka, co najmniej osiem lat, a połowa z tego to zbliżanie się do mistrzostwa. Przede wszystkim Człowiek z marmuru, niesamowity szkic polityczny, który ukazuje fałsz epoki komunizmu. Wajda myślał o tym temacie już na początku lat sześćdziesiątych, gdy Jerzy Bosak opowiedział mu historię o murarzu, przodowniku pracy z czasów Stalina, szefa wielkiej budowy, który stopniowo spadał z piedestału i dlatego się zbuntował. Mistrz przez wszystkie te lata chciał aby to kobieta odkryła prawdę o Birkucie, do tej roli wybiera Agnieszkę (rola Krystyny Jandy), imię to nie jest przypadkowe ponieważ reżyser inspirował się Agnieszką Osiecką, która studiowała w Łódzkiej Akademii Filmowej. Kręcenie filmu przez pewien czas zostało uniemożliwione przez cenzurę. Wajda twierdził, że słowa były niebezpieczne, propagowały ideologię i to one pierwsze zostały poddane cenzurze. Być może to własnie dlatego polskie kino jest przede wszystkim kinem wyobraźni. Więc jak można cenzurować Cybulskiego, który umiera powoli i cicho, w zapomnieniu?

Wajda w swoich filmach nie robi nic innego jak wypełnia wszystkie białe plamy zostawione w historii. Jest środkiem, który zostaje użyty przez niego aby poinformować i ukazać wszystkim horrory, które od zawsze były częścią polskiej historii, ale nieznanej ludziom ponieważ zostały dobrze ukryte. Pisze na kartach Historii, które zostaną dodane do naszych szkolnych podręczników, taki był cel, Wajda wybrał ten zawód własnie dlatego. Został bojownikiem o sprawiedliwość, mierząc się z polityką i władzami, które często blokowały jego filmy. Walczył jak jego bohaterowie, walka bez uzbrojenia, bez pistoletów lub bomb, ale za pomocą kamery i taśmy filmowej, czasami przegrywając ale przeważnie jednak wygrywając batalię, w sposób który pozwalał mu na pokazywanie swoich filmów i wykrzyczenie prawdy, ładnej czy brzydkiej ale takiej jaka była. Często był krytykowany za sposób narracji historii, postaci czy przesadę i obsesję na punkcie śmierci. Wierzę jednak, że to właśnie są cechy charakterystyczne, które wyróżniały go pośród  innych, nadając mu wyjątkowość.
Dlaczego warto zapamiętać Wajdę? Jest jedna cecha, która jest dla niego typowa, to nostalgia która mnie uderzyła, gdy po raz pierwszy przypadkowo oglądałam jego film i powoli utwierdzałam się w przekonaniu, że przybliża mnie do siebie, poprzez tłumaczenia tekstów, koncepcję filmów. Wajda nie robi nic nieświadomego lub nieumyślnego. Wszystko ma swój sens, logikę i własne miejsce także najmniejszy gest ma swój własny unikalny sens i wartość. W akademii nauczyłem się pewnej ważnej rzeczy, pisze autor, obserwować świat, który mnie otacza. Za sprawą Silvii Parlagreco, pisarki i tłumaczki niektórych tekstów i rękopisów Wajdy, zdałam sobie sprawę, że jest to zdanie, na którym wszyscy się wychowaliśmy, jednak wielu z nas wydawało się to zbyt oczywiste, zbyt proste, aby się tego nauczyć.   

WROCŁAW EUROPEJSKĄ STOLICĄ KULTURY… I TEATRU

0

Od 14 października do 15 listopada we Wrocławiu odbywać się będzie Olimpiada Teatralna, wydarzenie jedyne w swoim rodzaju, zarówno pod względem poziomu proponowanego programu, jak i liczby gości.

Przez 31 dni ponad 100 spektakli i artystów z całego świata przewinie się przez Europejską Stolicę Kultury, przywożąc ze sobą powiew świeżości nie tylko na gruncie teatralnym.

Wśród licznych międzynarodowych gości obecni będą również włoscy reżyserzy teatralni:

Romeo Castellucci – autor sztuk teatralnych i reżyser. Jego dorobek artystyczny prezentowany był w ponad pięćdziesięciu krajach. Znany na całym świecie jako twórca teatru opartego na interdyscyplinarności sztuki i ukierunkowanego na wielopłaszczyznowy odbiór; ponadto autor rozmaitych dzieł teoretycznych z zakresu inscenizacji, podążających śladami jego teatru. Prace Castellucciego są regularnie wystawiane przez prestiżowe teatry i opery, nierzadko pojawiają się też w programach międzynarodowych festiwali.

W 2005 r. Romeo Castellucci został ogłoszony Dyrektorem sekcji teatralnej weneckiego Biennale, a w 2008 r. powołano go – jako „artiste associé” – do zespołu kierowniczego Festiwalu Teatralnego w Awinionie. We Wrocławiu, 22 oraz 23 października, będzie można zobaczyć jego spektakl „Zstąp, Mojżeszu”.

Pippo Delbono – autor sztuk teatralnych, reżyser teatralny i filmowy. Na początku lat ’80 przeprowadził się do Danii, gdzie zetknął się z grupą Farfa kierowaną przez Iben Nagel Rasmussen, legendarną aktorkę z Odin Teatret. Podróżując i współpracując z grupą, opanował orientalną sztukę aktorsko-taneczną, którą miał okazję zgłębiać podczas swoich kolejnych pobytów w Indiach, Chinach i na wyspie Bali. Także spotkanie z Piną Bausch odegrało niepoślednią rolę w rozwoju artystycznym i zawodowym reżysera. Podczas Olimpiady Teatralnej, 26 i 27 października, Pippo Delbono zaprezentuje spektakl „Vangelo”.

Roberto Bacci – reżyser, od lat dyrektor artystyczny festiwali teatralnych, takich jak Festiwal w Santarcangelo di Romagna, Międzynarodowy Festiwal Teatralny Volterra Teatro czy Festiwal Passaggio w Pontederze. Od 2015 r., wspólnie z Gabriele Lavią, pełni obowiązki dyrektora artystycznego toskańskiej Fondazione Teatro. W latach 2012-2015 był dyrektorem artystycznym sekcji teatralnej festiwalu Fabbrica Europa odbywającego się we Florencji. Ponadto Bacci przekazuje swoją wiedzę reżyserom i aktorom podczas kursów oraz zajęć prowadzonych w teatrach i instytutach teatralnych zarówno we Włoszech, jak i za granicą. Jego spektakle były wystawiane w Europie, Ameryce Łacińskiej oraz na Bliskim Wschodzie. We Wrocławiu, 21 i 22 października, Bacci przedstawi spektakl „Lear”.

Eugenio Barba – włoski reżyser teatralny, jedna z najwybitniejszych postaci współczesnej sceny teatralnej. Znany jako uczeń i przyjaciel Jerzego Grotowskiego. Założyciel i dyrektor Odin Teatret, uważany jest, obok Petera Brooka, za ostatniego żyjącego mistrza Zachodu. Począwszy od 1974 r., Eugenio Barba i jego Odin Teatret docierają do środowiska społecznego za pomocą oryginalnej praktyki wymiany międzykulturowej (tzw. barteru). Podczas Olimpiady Teatralnej Barba zaprezentuje swoje najnowsze dzieło, „Drzewo”. Spektakl można oglądać od 21 do 25 października.

Organizatorem wydarzenia jest Instytut Grotowskiego, instytucja kultury zajmująca się badaniami artystycznymi i teatralnymi.

Olimpiadzie Teatralnej przewodzi motto „Świat miejscem prawdy”, będące parafrazą tytułu tekstu wygłoszonego przez Jerzego Grotowskiego w 1976 r.: „Wchodzimy w świat, aby przezeń przejść. Przechodzimy próbę świata, a świat jest miejscem prawdy. W każdym razie – świat powinien być miejscem prawdy”.

Wszystkie informacje dotyczące Olimpiady Teatralnej są dostępne pod adresem: http://www.theatreolympics2016.pl/.

GAZZETTA ITALIA 59 (październik-listopad 2016)

0

Na okładce żywa legenda: Al Pacino, potomek sycylijskich imigrantów w USA, uwieczniony przez polskiego fotografa Jurka Kralkowskiego, który od 27 lat pracuje w Rzymie w otoczeniu włoskiej śmietanki towarzyskiej. W tym numerze znajdziecie wiele tekstów w temacie kina, m.in. wywiad z reżyserem Jerzym Skolimowskim i aktorką Karoliną Porcari; ponadto ciekawy wywiad z dziedziny fotografii ze wspomnianym Jurkiem Kralkowskim! Jak zwykle nie zabraknie artykułów dotyczących podróży, zarówno tych włoskich – do Noli, Bolonii, na Sycylię – jak i polskich – do włoskiej Bydgoszczy czy kościołu farnego w Kazimierzu Dolnym, gdzie możemy cieszyć się urokami polskiej złotej jesieni! O biznesie porozmawiamy z Gianbruno Torrano, a pasjonaci kuchni znajdą coś dla siebie w zabawnym artykule Kamili Jabłońskiej, która w żartobliwy sposób opowiada o dwojakim stosunku Polaków do owoców morza. Dodatkowo oczywiście przepisy Paoli Panzeri i Amex Chefa, a także rady dotyczące odżywiania autorstwa Tiziany Cremesini oraz te dotyczące wina od Andrei Lamponi. Nie zabraknie też artykułów, w których zgłębimy kwestie dotyczące języka włoskiego, m.in. w wywiadzie z doktorem italianistyki Karolem Karpem z UMK w Toruniu; a także wielu, wielu innych tekstów z pogranicza włosko-polskiego… Krótko mówiąc czeka na Was wydanie przebogate w treści i przepiękne fotografie, w którym znajdziecie także, jak zwykle, wszystkie wydarzenia z Włoskich Instytutów Kultury w Warszawie i Krakowie.

Najpiękniejsze wydarzenie sportowe Włochów w Polsce

0

Kiedy ponad stu młodych i tych już nieco starszych Włochów, Polaków, Hiszpanów, Francuzów, Chilijczyków oraz wiele osób innej narodowości, ubranych w różnobarwne koszulki i spodenki, zebrało się na boisku ChKS Łódź i odśpiewało Mazurka Dąbrowskiego i Fratelli d’Italia, niektórzy z nich dostali z tego powodu gęsiej skórki. Bowiem w czasach, w których przyszło nam żyć, szczególnie ostatnio niezbyt radosnych, rzadko się zdarza poczuć taką autentyczną atmosferę przyjaźni i braterstwa. Dzięki turniejowi Piłki Nożnej Włochów w Polsce można było poczuć te pozytywne wibracje.

Czwarta edycja turnieju odbyła się w weekend 17-18 czerwca w Łodzi, czyli tam, gdzie się  narodził. Organizatorzy zawodów to jak zwykle Amedeo Piovesan, Marco Mannetta i Sebastiano Giorgi, wspierani przez sponsorów. Patronem turnieju zostały Ambasada Republiki Włoskiej w Polsce oraz Gazzetta Italia.

Dopingowani przez około setkę osób, wśród których były żony, narzeczone, dzieci i przyjaciele, zostali uwiecznieni z pietyzmem przez kamery programu „Dzień dobry TVN”, którego realizatorzy przyjechali specjalnie na tę okazję do Łodzi. Osiem drużyn z dumą i wielkim zapałem stanęło w szranki, aby zdobyć Trofeum, a ich wolę walki podgrzewał fakt, że wspomniano o nich na łamach samej Gazzetta dello Sport!

Losowanie grup zostało powierzone dwóm małym fanom i przyniosło podział na dwie zrównoważone grupy. W grupie A z kompletem punktów turniej zakończyła drużyna „Calcio e Birra Cracovia”, potwierdzając tym samym, że jest solidną firmą. W zażartych derbach małopolski pokonała rywala zza miedzy – Atletico Cracovia, zawdzięczające swoją nazwę Hiszpanom od tiki taki występującym w jego barwach.

Tuż za nimi uplasowała się Łódź, następnie godni pochwały chłopcy z Trójmiasta, którzy cały turniej grali w siedmiu bez rezerwowych, a na domiar złego już po pierwszym meczu stracili z powodu kontuzji bramkarza i musieli wypożyczać na kolejne spotkania bramkarza od innej drużyny.

Z kolei w grupie B na czele stawki  znajdowała się  drużyna z Poznania, aż do momentu kiedy miała zmierzyć się z odwiecznym rywalem – A.C. Wawa.

W tak zwanych derbach „elegancji”, bo jak się wydaje obie drużyny zaprezentowały się w najbardziej stylowych koszulkach, niespodziankę sprawili warszawiacy. Warszawiacy, którzy na kilka dni przed zawodami naprędce musieli organizować drużynę, przyjechali do Łodzi głodni sukcesu i woli walki.

Po remisie z drużyną z Wrocławia, który był swoistym przytarciem w kolejnych meczach, nabrali  rozpędu, wbili piąty bieg i pomimo ciężkich przepraw, kuksańców, kontuzji, a nawet podbitych oczu dotarli do finału.

W grupie B za Warszawą i Poznaniem uplasowały się Katowice ze swoim niezniszczalnym kapitanem-bomberem Erminio, który by uspokoić arbitrów i kibiców po swoich wybrykach, na i poza boiskiem, tłumaczył się tym, że następnego dnia ma urodziny i z tej okazji już na samą myśl staje się nerwowy… Co by nie mówić, drużyna z Katowic, wzmocniona dodatkowo dwójką torunian, zapisała się pięknie w tym turnieju z dwóch powodów. Po pierwsze jako najbardziej aktywna społeczność włoska w Polsce Katowice otrzymały nagrodę Gazzetta Italia. A drugi powód godny uwagi to to, że w drużynie tej wystąpił Stefano Meticci oraz jego dwóch nastoletnich synów Alberto i Lorenzo. Potwierdza się fakt, że te wspaniałe zawody  nie tylko łączą zawodników z różnych narodów w jedną drużynę, lecz także mogą łączyć pokolenia. Co zaś dotyczy drużyny z Wrocławia, to po doskonałym pierwszym zremisowanym spotkaniu 1-1 z A.C. Wawa, drużyna  zupełnie przygasła i zakończyła fazę grupową na czwartym miejscu. Jej nieco słabszą dyspozycję należy tłumaczyć faktem, że kapitan Fabio Cortese formował swą drużynę wśród klientów piwoszy w pubie Felicità.

Sobota nie skończyła się po czterech godzinach gry w piłkę! Nieugięci organizatorzy zarządzili rozgrywki ćwierćfinałowe, łącząc drużyny w następujący sposób: pierwsza z czwartą, druga z trzecią. Birra e Calcio Cracovia rozprawiła się 3-1 z drużyną z Wrocławia.

A.C. Wawa mając w swoich szeregach wielu kontuzjowanych, ale też dość długą ławkę rezerwowych, dzięki Bogu trafiła na jeszcze bardziej zdziesiątkowanych białozielonych z Trójmiasta, którzy po około 10 minutach dzielnej obrony załamali się pod naporem przeciwnika. W kolejnym spotkaniu ćwierćfinałowym doświadczony kolektyw z Poznania, w składzie starych wyjadaczy  Tramma-Lucci-Manetta-Russo pokonał team z Łodzi, który grając przed własną publicznością, żonami i narzeczonymi, prawdopodobnie nie umiał sobie poradzić z emocjami.

Czwarty ćwierćfinał z udziałem Atletico Cracovia i Katowice okazał się być najbardziej spektakularny, spotkanie zakończyło się wynikiem 13-0! Tym samym dotrwaliśmy do godziny 8 wieczorem i w końcu dyrekcja zawodów wydała komendę “rozejść się”. Setka piłkarzy wróciła do swoich hoteli, gdzie po wielu godzinach twardej gry w piłkę w upale mogli się zregenerować. Zatem wszyscy udali się szybko do łóżek tak, by na drugi dzień być w pełni sił? Być może tak, ale raporty z tego wieczoru były sprzeczne, są świadkowie, którzy twierdzą, iż tamtego wieczoru na najbardziej znanej z ulic w mieście, Piotrkowskiej, do późnych godzin nocnych językiem dominującym miał być italiano.

Na szczęście w niedzielę rozpoczęliśmy o 15.00. Po prawej stronie tabeli zostały umieszczone pary półfinałowe walczące o pierwsze cztery miejsca w turnieju (Birra e Calcio Cracovia –  Poznań, Atletico Cracovia – A.C. Wawa. W drugiej części tabeli zostały rozstawione pozostałe zespoły walczące o kolejne miejsca.

W przedmeczowych rozmowach krążyły liczne opinie wśród bukmacherów, którzy niemal za pewnik przyjmowali, że w finale dojdzie do derbów Małopolski, po tym jak w ćwierćfinale Atletico Cracovia wygrało 13-0. Nic z tego, bo ich plany pokrzyżował Mister Giorgiola, trener A.C. Wawa. Trzema niemalże diabelskimi posunięciami zdołał zmienić z góry ustalone losy turnieju:

1) Grając w sobotę wszystkie mecze bez Giovanniego Genco, który wówczas bawił się na ślubie, pozwolił uwierzyć rywalom, że już nie wystąpi w zawodach. Tymczasem trener ściąga go pośpiesznie wypasionym samochodem z przyciemnianymi szybami w niedzielę rano z Warszawy na pół godziny przed spotkaniem półfinałowym.

2) Następnie zamaskował twarz napastnika Long Johna Jeremy, malując jego drugie oko na wzór tego  podbitego dzień wcześniej, co miało zmylić obrońcę Atletico De Floriana , by ten nie wiedział w które ma uderzyć.

3) W końcu posłał do gry Masimo “Niebieską Grzywę” Pola, a ten, jak na prawdziwego Sardyńczyka przystało, potrafi mówić dialektem bardzo zbliżonym do języka katalońskiego, przez co wprowadzał zamieszanie w szeregach Hiszpanów z Atletico, tym bardziej, że „Niebieska Grzywa” nie milknie nawet wtedy, kiedy pływa.

I tak oto m.in. dzięki tym fortelom mecz zakończył się wynikiem A.C. Wawa – Atletico Cracovia  5-1! W drugim półfinale gra była ostra jak brzytwa, w końcu to rewanż za finał z poprzedniej edycji Turnieju. Drużyna z Poznania oparła swoją grę na popisowych zagraniach Trammy, który po minięciu kilkunastu rywali został ścięty równo z trawą tuż przed polem karnym. Poznań napierał, ale nie był w stanie przebić się przez twardą jak granit obronę aktualnych mistrzów z Krakowa, którzy po jednej z kontr zdobyli gola na wagę zwycięstwa. O losach  finałowego spotkania pomiędzy  Birra e Calcio Cracovia i A.C. Wawa decyduje jeden epizod. W pierwszych 10 minutach tego spotkania Warszawa stworzyła sobie z kontry trzy stuprocentowe okazje do zdobycia gola. Jednego z nich uratował krakowski bramkarz po niesamowitej paradzie wybijając piłkę, która otarła się jeszcze o spojenie słupka z poprzeczką. Z kolei szybkie wybicie piłki zaskoczyło drużynę z Warszawy, w konsekwencji czego straciła bramkę. Kraków grał niemalże z pamięci, zamykając każdy kawałek pola, Warszawa jednak od czasu do czasu próbowała się odgryzać dość odważnie, ale przy okazji zostawiała miejsce na kontrataki przeciwników i tym  sposobem po końcowym gwizdku widniał rezultat 3-0 dla Birra e Calcio Cracovia, więc zespół ten po raz drugi z rzędu został mistrzem turnieju. Czwarta edycja turnieju przeszła do historii, a przed jej zakończeniem przyznano nagrody. Roberto Trammie, zwanemu „chłopaczyskiem”, z Poznania przyznano nagrodę jako najlepszemu piłkarzowi, następnie młodziutkiemu Angelo Cherubiniemu jako najlepszemu bramkarzowi, natomiast  Gabriele Arienti otrzymał nagrodę króla strzelców. Teraz czas na zastanowienie się i podjęcie decyzji, gdzie można rozegrać kolejną edycję turnieju. Ze względów geograficznych, ale i nie tylko, Łódź wydaje się być najlepszym miejscem, w którym zawody mogłyby  być  rozgrywane na stałe. Zżera nas również ciekawość, co też wymyślą gospodarze, aby uczcić piątą edycję zawodów. Na  poprzednich imprezach zdarzyła się:  piłka na lodzie w pierwszej edycji, w  Poznaniu  piłka przy żeberkach, w Warszawie piłka halowa, a ostatnia edycja to piłka z perspektywy dronów. Kto wie, może następnym razem piłka w kostiumach?

11. KONKURS ARTE LAGUNA: nowy DEADLINE!

0

NOWY DEADLINE

14 grudnia 2016

Nagroda Arte Laguna, międzynarodowe wyróżnienie, mające na celu promowanie Sztuki Współczesnej, rozwija się z roku na rok, podkreślając z edycji na edycję swoje cechy międzynarodowości, jakości, heterogeniczności, a ta 11. edycja tylko to potwierdza. Rośnie liczba współprac, wyjątkowość i zróżnicowanie nagród oraz możliwości oferowane artystom, różnorodność partnerów – europejskich, azjatyckich, amerykańskich, włoskich – technik i dyscypliny artystyczne objęte konkursem, a także liczba prac wystawionych na końcowej wystawie w Wenecji. W poprzednich edycjach konkursu nagrodzone zostały w różnych kategoriach polskie artystki, wśród nich Katarzyna Tomaszewska (edycja 15.16) czy Sandra Burek (edycja 13.14).

Międzynarodowe jury wytypuje 125 finalistów, którzy wezmą udział w wystawie głównej w Arsenale Weneckim, do:

6 nagród pieniężnych w wysokości 42 tys. euro każda

 5 wystaw w międzynarodowych galeriach sztuki

 5 współprac z firmami

pobytu w 9 rezydencjach sztuki

udziału w 3 międzynarodowych festiwalach

publikacji w katalogu

KATEGORIE:

Malarstwo

Sztuka fotograficzna

Rzeźba i instalacje

Sztuka wideo

Występy

Sztuka wirtualna

Grafika cyfrowa

Sztuka środowiskowa

DO KOGO NALEŻY WYBÓR

Wybór nadesłanych prac należy do międzynarodowego jury składającego się z samych ekspertów:

  • dyrektorów muzeów
  • kuratorów sztuki
  • krytyków sztuki

Szczegółowe informacje: www.artelagunaprize.com/pl

 

„Kalejdoskop włoski” Grzegorza Lityńskiego

0

“Obraz przemawia do ludzi na całym świecie bez względu na to, jakim językiem mówią”

Włosi w obiektywie Grzegorza Lityńskiego to pełni charyzmy fachowcy, którym daleko do szablonowych postaci beztroskich kobieciarzy, którym w życiu dobrze wychodzi tylko pizza. O Włochach, dla których Polska stała się drugą ojczyzną, o sile fotografii i o tym, dlaczego warto przełamywać stereotypy rozmawiałam z wrocławskim fotografem, Grzegorzem Lityńskim, który w swoim projekcie „Kalejdoskop włoski” obala powszechne wyobrażenia na temat  Włochów.  

„Kalejdoskop włoski” to fotograficzny projekt walki ze stereotypami. Skąd zrodził się ten pomysł? 

Przez 14 lat mieszkałem poza granicami Polski i wiem z własnego doświadczenia, jak niesprawiedliwe potrafią być uprzedzenia. Pobyt na emigracji uwrażliwił mnie na stereotypy, zwłaszcza te etniczne. W lipcu 2014 roku we Wrocławiu powstał spot reklamowy, którego bohaterem jest Włoch. Jedzie do Wrocławia, „bo tam są piękne kobiety”. Kolejne sceny ukazują Włocha obejmującego urodne Polki, wszyscy pozują do zdjęć. Spot ów był reklamą… Europejskiej Stolicy Kultury. Wywołała ona burzliwą dyskusję, Gazeta Wyborcza pisała wręcz o „Europejskiej Stolicy Seksizmu”. W Konsulacie Honorowym Republiki Włoskiej we Wrocławiu urywały się telefony – Włosi nie chcieli być przedstawiani jako bezmyślni podrywacze, a Polki jako „łatwy łup”. Po kilkunastu godzinach spot zniknął z sieci, ale uczucie zażenowania pozostało.

Tego dnia spotkałem się z panią Moniką Kwiatosz, Konsul Honorową Włoch we Wrocławiu. Rozmawialiśmy o potrzebie działania, ale nie poprzez „oficjalne” protesty, bo z naszego doświadczenia wiedzieliśmy, że to niewiele daje. Postanowiliśmy stworzyć projekt, który ukazywałby Włochów od innej, niestereotypowej strony: pracowitych, energicznych, kreatywnych, pełnych pasji i zainteresowań. Miesiąc później powstał pierwszy fotoreportaż z życia Roberto, włoskiego wulkanizatora we Wrocławiu. Następnie rozszerzyliśmy projekt na cały kraj.

Jaka jest według Pana siła przekazu fotografii? Czy można za pomocą zdjęć obalić pewne stereotypy?

Powszechnie znane jest powiedzenie, że jeden obraz jest więcej wart niż 1000 słów. Nabiera ono szczególnej mocy w dzisiejszych czasach – dobie Internetu, mediów społecznościowych, Youtube’a. Żyjemy obecnie w kulturze zdominowanej przez obraz do tego stopnia, że usiłując udowodnić jakieś twierdzenia, np. obalić stereotyp, stajemy się wręcz niewiarygodni, jeśli nie zilustrujemy naszych argumentów. Ale fotografia od zawsze dysponowała ogromną siłą przekazu. Obraz potrafi bowiem przemawiać do ludzi na całym świecie bez względu na to, jakim językiem oni mówią. Przypomnę w tym miejscu choćby fotografię z Wietnamu przedstawiającą rozpaczającą dziewczynkę poparzoną napalmem (Nick Ut, 1972). Albo zdjęcie z Sudanu ukazujące umierające dziecko na pustyni, za plecami którego czyha sęp (Kevin Carter, 1983). To przykłady fotografii, które poruszyły miliardy ludzi, wywołały gwałtowne dyskusje, reakcje rządów, a nawet protesty uliczne.

Oczywiście, w przypadku dramatycznych wydarzeń, takich jak wojna, głód, tragedie, dużo łatwiej jest wykonać tzw. mocną  fotę. Natomiast trudno jednym zdjęciem przekonać miliony ludzi, by radykalnie zmienili swoje uprzedzenia. Dobrze wiemy jak trudno jest walczyć z popularnymi w USA „Polish jokes”, czyli niewybrednymi dowcipami o Polakach.

„Kalejdoskop” zabiera widzów w świat, który na co dzień nie jest dla nich dostępny. Wizualne odkrycie wielopostaciowości włoskich imigrantów w Polsce, ich pasji, energii i kreatywności ma się przyczynić do zwalczania uprzedzeń. Każdy sfotografowany przeze mnie Włoch to niepowtarzalna osobowość, tak jak niepowtarzalny jest układ w kalejdoskopie. Bohaterów moich fotoreportaży nie da się zaszufladkować czy ująć w prosty schemat. Nie ma tu miejsca na stereotypy.

Bohaterowie „Kalejdoskopu włoskiego” to przedstawiciele zupełnie różnych środowisk, profesjonaliści wykonujący zawody bardzo od siebie różne. Czym kierował się Pan wybierając bohaterów do projektu?

Cel projektu narzucił poszukania raczej nietuzinkowych postaci, a to wymusiło docieranie do ludzi reprezentujących różne zawody i środowiska.

Różnorodność zawodów była od początku bardzo istotna, bo stereotypowy Włoch „potrafi dobrze robić pizzę i nic więcej”. Stąd też obecność w „Kalejdoskopie” przedstawicieli szerokiego wachlarza zawodów: bioenergoterapeuty, dziennikarza, fryzjera, konserwatora zabytków, montera urządzeń pneumatycznych, opiekunki kobiet w ciąży, poety, protetyka, pszczelarza, przewodnika turystycznego, strongmana, terapeutki, trenerów sportowych, weterynarza, właściciela salonu samochodowego i innych.

Zdecydowałem się na pokazanie Włochów, którzy mieszkają u nas co najmniej od 5 lat i wybrali Polskę jako miejsce pobytu na stałe. Ważnym kryterium był też wysoki stopień integracji danych osób z polskim społeczeństwem.

Jak Pan uważa, czy udało się Panu przełamać pewien stereotyp?

Stereotypy narastają latami, są po wielokroć utrwalane w literaturze, reklamie, środkach masowego przekazu, przekazuje się je z pokolenia na pokolenie. Masowość uprzedzeń i ich często wielowiekowe zakorzenienie stanowią o złożoności tego zjawiska i trudności w jego zwalczaniu. Sprawa obalania stereotypów to proces długotrwały.
„Kalejdoskop włoski” to próba przełamania stereotypu, ale skuteczność przesłania będzie mocno zależeć od tego, czy uda się dotrzeć do szerokiej publiczności, by w pełni wykorzystać potencjał narracyjny projektu. Nawet najlepiej wykonany fotoreportaż nic nie da, jeśli będzie znany tylko wąskiej grupie odbiorców. W chwili obecnej podejmuję próby znalezienia możliwości dotarcia do szerokiej publiczności za pomocą wystaw czy albumu.

Niestety nie jest to łatwe. Pieniądze, w tym środki publiczne, wydaje się często absurdalnie. Przykrym przykładem jest wspomniana na początku, pełna stereotypów, reklama Europejskiej Stolicy Kultury we Wrocławiu, na którą wydano kilkadziesiąt tysięcy złotych. A można by te pieniądze zainwestować np. w walkę z uprzedzeniami etnicznymi. Niestety to smutna prawda, żaden stereotyp.

POLONIA OGGI: Skolimowski a Venezia premiato con il Leone d’oro

0

Questa notizia è tratta dal servizio POLONIA OGGI, una rassegna stampa quotidiana delle maggiori notizie dell’attualità polacca tradotte in italiano. Per provare gratuitamente il servizio per una settimana scrivere a: redazione@gazzettaitalia.pl

“Jerzy Skolimowski – ha dichiarato il Direttore della Mostra del Cinema di Venezia Alberto Barbera – è tra i cineasti più rappresentativi di quel cinema moderno nato in seno alle nouvelles vague degli anni Sessanta e, insieme con Roman Polanski, il regista che ha maggiormente contribuito al rinnovamento del cinema polacco del periodo”. Barbera ha così introdotto il maestro Skolimowski durante la conferenza stampa di presentazione del Leone d’Oro alla carriera, l’ambito premio che la Mostra del Cinema di Venezia ha assegnato quest’anno al regista polacco. La consegna ufficiale avverrà stasera durante la serata inaugurale. Stamattina invece è stata l’occasione per fare alcune considerazioni con i giornalisti sulla carriera di Skolimowski e sullo stato del cinema polacco che in questi ultimi anni sta tornando prepotentemente alla ribalta internazionale. Il secondo Leone alla carriera di questa edizione del Festival è stato assegnato al famoso attore Jean Paul Belmondo. Il concorso della mostra si è aperto oggi con il bellissimo musical „La La Land” di Damien Chazelle.

Polonia Oggi

Ulteriori informazioni: www.gazzettaitalia.pl/it/polonia-oggi