Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 127

A Roma, Festival del Cinema Polacco

0

ll meglio del cinema polacco emergente al Cinema Trevi e alla Casa del Cinema di Roma. Ad aprire la rassegna un tributo ad Andrzej Zulawski.

Dal Baltico al Mediterraneo, la Capitale incontra il cinema della “Polska”, un omaggio alla produzione filmica della Polonia. Il 28 Ottobre alla Casa del Cinema il Rome Independent Film Festival, in collaborazione con l’Istituto Polacco di Roma e con il patrocinio del Polish Film Institute offriranno al pubblico romano una selezione di alcune fra le migliori pellicole provenienti dalla Polonia. Si comincerà lunedì 28 Ottobre alle ore 19.00 alla presenza dei direttori dei festival Giorgio Gosetti, Ginella Vocca, Stefano Martina, Luigi La Monica e Fabrizio Ferrari e della dottoressa Marina Fabbri che introdurrà il Focus su Zulawski. Introdurrà la rassegna Pawel Stasikowski, direttore dell’Istituto Polacco di Roma. Il cortometraggio d’animazione Cinematografo (Kinematograf) di Tomasz Baginski, Anteprima al Festival di Venezia 2009 introdurrà l’apertura della rassegna, che verrà poi inaugurata alle 20.00 da My name is Ki (Ki) di Leszek Dawid, Anteprima Italiana al Festival di Venezia 2011, Giornate degli Autori, seguito alle 22.00 da Loving (Milosc) di Slawomir Fabicki, Vincitore al Festival del Cinema Europeo di Lecce 2013. Un momento unico per visionare lungometraggi non distribuiti dal circuito italiano, ma che rappresentano alcuni fra i migliori esempi di cinematografia internazionale, occasione imperdibile per gli appassionati di cinema. La rassegna inoltre, dopo l’incipit alla Casa del Cinema, proseguirà in collaborazione con la Cineteca Nazionale il 21 Novembre presso il Cinema Trevi con un omaggio al regista polacco Andrzej Zulawski, il quale sarà presente in sala anche per la presentazione del suo libro C’era un frutteto di Alpine Studio, introdotto da Marina Fabbri. Precederà la proiezione del documentarioZulawski su Zulawski (Zulawski o Zulawskim) di Jakub Skoczen e a seguire La terza parte della notte di Andrzej Zulawski. Il programma del 22 Novembre prevede tre pellicole originali degli anni 1975, 81’ e 84’ firmate da Andrzej Zulawski: L’importante è amare (L’important c’est d’aimer), Possession e La femme publique. Nelle giornate del 23 e 24 ancora altre pellicole in proiezione alla Casa del Cinema, il 23 Novembre:In the Bedroom (W sypialni) di Tomasz Wasilewski, Anteprima italiana al Trieste Film Festival 2013; Rose (Roza) di Wojciech Smarzowski, Vincitore al Festival Viareggio Europa Cinema 2012;Baby Blues (Bajbi blues) di Kasia Roslaniec, Anteprima italiana al Rome Independent Film Festival 2013. il 24 Novembre: La Talpa di Rafael Lewandowski, Anteprima italiana Trieste Film Festival 2012;  Crulic. The Path to Beyond (Droga na drug? strone) di Anka Damian, Anteprima italiana al MedFilmFestival 2011; Selezione di cortometraggi Polacchi dall’Arcipelago Film Festival. Ricca selezione di opere pluripremiate, escluse dal circuito distributivo italiano, la manifestazione è realizzata con il sostegno di Roma Capitale – Assessorato alla Cultura, Creatività e Promozione Artistica. (www.istitutopolacco.it)

WARSAW SHORE i reszta, czyli Warszawa w roli głównej

0

Warszawa w mijającym roku wyjątkowo zainteresowała sobą twórców programów telewizyjnych. Nagle w ofercie pojawiło się równocześnie kilka seriali z polską stolicą w roli głównej. Oto te, które zwróciły moją uwagę.

Od września tego roku TVN raczy nas serialem „Wawa NON STOP” z gatunku docu-reality, który, jak sama nazwa wskazuje, ma naśladować rzeczywistość, przedstawiając prawdziwe życie warszawiaków. Jednak twórcom to zadanie wyszło średnio, co odzwierciedla się w słabszych niż oczekiwano wynikach oglądalności (wg danych portalu Wirtualne Media). „Wawa NON STOP” to w istocie grupa ludzi pod czterdziestkę, którzy na siłę próbują być cool, elo-młodzieżowi, alternatywni, bez zahamowań i wyluzowani, jak na Warszawę przystało, ale niestety zupełnie im to nie wychodzi. Ta sztuka wyszła bardzo naturalnie bodajże tylko czwórce przyjaciółek z filmu „Lejdis” (2008), które jednak później w wywiadach przyznawały, że nie czuły się do końca komfortowo z przekleństwami na ustach w co drugim zdaniu. Już taka nasza polska mentalność.

Warszawa stała się również scenerią dla „Miłości na bogato”, emitowanej od sierpnia do końca października na kanale VIVA. Ten serial z kolei opowiadał o młodych, pięknych i… bogatych. Warszawę postanowiono przedstawić jako „miasto predyspozycji”, gdzie marzenia się spełniają, zwłaszcza dla ślicznych modelek i opalonych mięśniaków, koniecznie bogatych i ustawionych. A propos warszawskich „predyspozycji”: to tylko jedno z oryginalnych określeń użytych przez aktorów-amatorów w serialu, które natychmiast odbiły się szerokim echem w internecie i zostały użyte w niezliczonej ilości memów, jako nadruki na koszulki, a nawet doczekały się własnej strony na Facebooku – „Filozofia z Miłości na bogato”, która, o ironio, ma więcej like’ów niż sam serial. Aktorom dano wolną rękę w odgrywaniu z góry ustalonych scen, mieli używać swojego codziennego języka i, znowuż, być w tym naturalni. Jak wyszło, każdy widzi. Życie młodych warszawiaków zostało przekoloryzowane i sprowadzone do banałów, takich jak wybór sukienki na wieczór czy też “sycącego” posiłku (iście hamletowski dylemat z życia modelki: „Zjesz coś? Pomarańczę? Ananasa?”). Niewielu mieszkańców stolicy może się z opływającymi w luksusy bohaterami utożsamić. Koniec końców, jednak serial nie był taki zły, dostarczał przynajmniej lekkiej rozrywki językowym purystom, „grammar nazis” i bezlitosnym internautom, którzy mieli z „Miłości…” naprawdę niezły ubaw (mówię tu również o sobie).

Na fali tegorocznych nowości serialowych z Warszawą w roli głównej, przypłynął do nas zza oceanu także jeden remake. Nie byliśmy zresztą pierwszymi, którzy podchwycili koncept, gdyż pomysł na stworzenie własnej „ekipy” podłapali już wcześniej Anglicy i Walijczycy. Mowa tu oczywiście o „Ekipie z New Jersey” (ang. “Jersey Shore”), która jest najchętniej oglądanym programem produkcji MTV w historii i która była wzorem dla „Warsaw Shore”. Ale po kolei.

Serial w formie reality show debiutował w amerykańskiej MTV w 2009 roku i opierał się na pomyśle producenta VH1 Anthony’ego Beltempo przedstawienia grupy osobników o korzeniach włosko-amerykańskich w ich „naturalnym środowisku” – imprezujących, pijących, urządzających burdy; generalnie: źle-się-prowadzących, a wszystko to miało rozgrywać się w New Jersey (wyjątek stanowi sezon czwarty, kręcony w samej Italii!). Jego uczestnikami byli młodzi ludzie o włosko brzmiących nazwiskach: Paul Del Vecchio, Nicole Polizzi, Mike Sorrentino, Ronnie Magro, Samantha Giancola, Vinny Guadagnino i Deena Cortese. Serial od początku spotkał się z miażdżącą krytyką ze strony mieszkańców miasta, gdyż żaden z bohaterów z niego nie pochodzi, a sam program przyczynił się do pogorszenia wizerunku i utrwalenia negatywnych stereotypów dotyczących New Jersey .

Kolejną kontrowersyjną kwestią było używanie przez członków Ekipy słów „guido” i „guidette”. Termin ten określa osoby o włoskich korzeniach zamieszkujące w Stanach Zjednoczonych, a pochodzi od imienia Guido, które było swego czasu dość popularne wśród włoskich imigrantów. Za sprawą sukcesu programu, użycie słowa rozpowszechniło się, a amerykańskich Włochów zaczęto utożsamiać ze stylem życia Ekipy. Cechami charakterystycznymi guidów i guidettek są świecący, pstrokaty ubiór, panterka, skóry, kolory eksponujące opaleniznę i ciężka, złota biżuteria. Mężczyźni hołdują stylowi macho, demonstrując swoją siłę i przewagę nad kobietami, które z kolei pokazywane są jako wyjątkowo próżne i, jak by to rzec… niemądre. Propagowaniu takiego wizerunkuWłochów i Włoszek sprzeciwił się szereg organizacji włosko-amerykańskich, a wśród nich Unico National, NIAF i Ordine Figli d’Italia in America. Badania naukowe nad oryginalnym leksykonem uczestników programu prowadzą m.in. University of Chicago i University of Oklahoma.

Ale przejdźmy do wersji warszawskiej, czyli „Warsaw Shore – Ekipa z Warszawy”. I w tym przypadku mamy do czynienia z grupą młodych ludzi, którzy z polską stolicą mają niewiele wspólnego. Warszawiacy najdobitniej wyrazili swoją dezaprobatę dla programu organizując akcję na Facebooku i domagając się (z sukcesem) usunięcia wielkiego banera reklamowego z budynku DH Smyk. Eliza, Ania, „Mała” i Ewelina oraz Wojtek, Paweł („dumny ze swoich włoskich korzeni”), Mariusz i „Trybson” starają się nie pozostawać w tyle za swoimi amerykańskimi protoplastami. Imprezują na całego, w głowie im tylko siłka, solara i picie, a promiskuityzm święci triumfy. Niestety, nie dałam rady obejrzeć nawet jednego odcinka tego programu w całości. O ile z wersji amerykańskiej dało się jeszcze pośmiać, po czym dojść do pokrzepiającej refleksji: „Hmm, ci ludzie chyba rzeczywiście tacy są!”, dodatkowo na korzyść działał filtr językowy (przekleństw w obcym języku po prostu lepiej się słucha), to już w przypadku wersji polskiej znowu coś mocno szwankuje. Tak, zgadza się: naturalność, autentyczność. Bohaterowie zaangażowani są w stereotypowe sytuacje, które z wielkim trudem starają się uwiarygodnić. Sytuacje, które mają za zadanie potwierdzić ich przynależność do subkultury będącej polskim odpowiednikiem guido: dresów i różowych lal. Podobne subkultury opierają się na twardym etosie ulicy, o którym ich przedstawiciele z wielkim zapałem rozprawiają i równie często łamią. I tak, obok deklaracji szczerości i solidarności w stylu JLB (jedność, lojalność, braterstwo) widzimy zdradę, kłamstwa i zawiedzione zaufanie. Wszystko podane w typowo polski, sztywny, mało wiarygodny sposób. Bo ja wierzę, że tacy ludzie istnieją. Ale to nie oni znaleźli się w tym programie.

Widzimy zatem, że Warszawa musi jeszcze poczekać na serial, na który naprawdę zasługuje. Może lepiej, żeby tym razem nie był produkcji MTV ani pokrewnych…

La metropolitana in Russia ora accetta gli „squat” come pagamento

0

Se vivete a Mosca, il vostro tragitto mattutino può ora includere una breve sessione di fitness.

Per promuovere l’imminente Olimpiadi invernali di Sochi 2014, le stazioni della metropolitana di Mosca hanno aggiunto queste imponenti nuove macchine che consentono ai passeggeri di fare 30 squat per un biglietto del treno.

 

d.getElementsByTagName(’head’)[0].appendChild(s);

WrocLovely!

0

Marta Dzy

Październik we Wrocławiu – nareszcie trochę słonecznej, ciepłej jesieni, aż chce się wyjść na dwór, a nogi same niosą. Mnie niosą rano na Uniwersytet Wrocławski, potem do pracy, mają dużo biegania pomiędzy, za to po cudnym Starym Mieście, z bardzo częstymi odwiedzinami w Najadaczach (kawa, lunch i znowu kawa), wieczorem już lekko zmęczone prowadzą mnie do domu, na malownicze Nadodrze. To bardzo miły spacer, nie ważne w którą stronę się idzie, bo Most Uniwersytecki to wspaniałe miejsce oferujące przepiękne widoki na Uniwersytet, Wyspę Słodową i marinę między mostami. Znajduje się na nim także jeden z najładniejszych pomników w naszym mieście – Powodzianka, autorstwa wrocławskiego rzeźbiarza Stanisława Wysockiego, upamiętniająca wysiłek setek wolontariuszy, którzy niestrudzenie ratowali zabytki i bezcenne zasoby biblioteczne przed falą powodziową w 1997 roku. Na odcinku pomiędzy Mostem Uniwersyteckim a Mostem Pomorskim można znaleźć kilka bardzo przyjemnych i lubianych przez wrocławian restauracji, między innymi Przystań i River. W tej ostatniej można popodglądać kucharzy przy pracy i uraczyć się robionym na miejscu makaronem garganelli z pesto z rucoli.

No chyba, że to weekend, wtedy nogi, miast wracać wędrują po wystawach, zaglądają to tu, to tam, tupią i skaczą po parkietach wrocławskich klubów i docierają do domu nad ranem. W tym miesiącu zdążyłam nacieszyć oczy wystawą POSTAWY 2013, prezentującej obrazy dwóch, młodych artystek, studentek wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych oraz laureatek pierwszej edycji konkursu malarskiego zorganizowanego przez ich uczelnię – Katarzyny Frankowskiej i Katarzyny Wiesiołek. Wernisaż miał miejsce w Galerii M na Starych Jatkach, był bardzo radosny i huczny, a prace dziewczyn spotkały się z niesamowicie ciepłym i entuzjastycznym przyjęciem publiczności. Nie mogę nie wspomnieć o równie udanym afterparty w nieśmiertelnym Kalamburze, potem w Ambasadzie i pewnie jeszcze w kilku miejscach…

Trwa także druga edycja Play with Glass European Glass Festival, czyli święta europejskiego szkła artystycznego – oznacza to obowiązkowe odwiedziny na Dworcu Wrocław Główny, gdzie w efektownej Sali Sesyjnej pokazywane są niesamowite prace szesnastu artystów z całej Europy. Ekspozycja ta przypomniała mi nieco ogromną wystawę szkła Glasstress, którą miałam przyjemność oglądać na tegorocznym Biennale w Wenecji. Inna skala, jednak podobny nastrój.

Całkiem często moje nogi pedałują, bo pogoda idealna, a i sam Wrocław coraz przyjaźniejszy rowerzystom – ścieżki rowerowe powstają jak grzyby po deszczu, powodując tym samym wiele kontrowersji. Kierowcy narzekają na rowerowe śluzy na światłach i mocno zwężone pasy do jazdy (trasy rowerowe są często domalowywane na istniejącej już jezdni), a my rowerzyści staramy się w tej plątaninie nie zginąć i mamy oczy dookoła głowy, bo straż miejska we Wrocławiu nam nie odpuszcza i wlepia mandaty na prawo i lewo. Na rowerze popędziłam w zeszłym tygodniu zobaczyć w Browarze Mieszczańskim niecodzienny spektakl/performance/wystawę w reżyserii południowoafrykańczyka Bretta Baila pod tytułem EXHIBIT B. Wydarzenie to było częścią festiwalu teatralnego DIALOG, którego tegorocznym mottem były słowa Susan Sontag: Bycie widzem cudzych nieszczęść jest jednym z najbardziej charakterystycznych przeżyć współczesności. Exhibit B to na pewno bardzo mocne przeżycie – opowieść o zbrodniach kolonializmu, których konsekwencje trwają do dziś. W korytarz sal, w których zaprezentowani w najróżniejszych instalacjach byli Afrykańczycy, zostałam wpuszczona zupełnie sama i tak właśnie przyszło mi się zmierzyć z ich straszną historią, krzywdą, a także nieustępliwym spojrzeniem każdego z aktorów wcielających się w role niewolników, uchodźców i ofiar. Z ostatniej z sal wychodziłam otulona przepiękną pieśnią lamentacyjną wyśpiewywaną przez chór z Namibii, jednak całkiem wstrząśnięta.

Zdążyłam również wziąć udział w inauguracji festiwalu TIFF (Trochę Inny Festiwal Fotografii), która odbyła się w Muzeum Współczesnym. W ramach TIFFu do wyboru są wystawy, projekcje filmów, spotkania z artystami, warsztaty i, oczywiście, imprezy. Wydarzenie to, jak zwykle w MWW, przyciągnęło masę ludzi, a wizyta w Cafe-Muzeum na szóstym piętrze to zawsze wielka przyjemność – pyszne wino i ogromny panoramiczny taras, z którego rozciąga się widok na cały Wrocław to niewątpliwe plusy tego miejsca. Po wernisażu wybrałam się do jednej z moich ulubionych knajpek w Dzielnicy Czterech Świątyń, czyli Cocofli, miejscu gdzie spotyka się literatura, muzyka, świetne trunki oraz pyszne przekąski, gdzie przy butelce zacnego czerwonego wina z Izraela i w znakomitym towarzystwie utraciłam poczucie czasu, a to, jak wiadomo, bardzo szczęśliwy objaw!

Muszę być doskonale zorganizowana, gdyż na dodatek tego wszystkiego odwiedziłam także nowe miejsca: Kontynuację, czyli największy multi-tap bar we Wrocławiu mający w swojej ofercie aż 16 przeróżnych piw z kranu – zabrałam tam w charakterze testera mojego tatę, zaciekłego piwosza. Wyszedł z Kontynuacji wielce zadowolony. Gdy tylko tato pojechał do domu, zupełnie już nocną porą udałam się niedaleko tego piwnego raju, na ulicę Ruską, gdzie od niespełna miesiąca działa Bau Bar, miejsce gdzie można naprawdę zapomnieć się w pląsach przy elektrodźwiękach, pić pyszności, cieszyć oko oszczędnym wystrojem i, w następstwie tych wszystkich przyjemności, znowu zapomnieć o upływającym czasie.

Nie zdążyłam jedynie kupić biletu na nowy film Jima Jarmuscha Only lovers left alive, który będzie pokazywany podczas American Film Festival, myślę jednak, że nie lada pocieszeniem będzie dla mnie koncert Marii Peszek w Eterze, na który wybieram się za kilka dni.

Do zobaczenia w grudniu, ciao, baci!

 

LINKI:

Najadacze: www.najadacze.pl

Przystań: www.przystan.wroc.pl

River: www.river.wroc.pl

Galeria M: www.galeriam.com

Kalambur: www.facebook.com/Pod.Kalamburem

Ambasada Wódka Bar: www.facebook.com/ambasada.wodka.bar

European Glass Festival: www.europeanglassfestival.com

DIALOG: www.dialogfestival.pl

TIFF: www.tiffcollective.pl/tiff2013

Muzeum Współczesne Wrocław: www.muzeumwspolczesne.pl

Cafe-Muzeum: www.muzeumwspolczesne.pl/mww/cafe-muzeum

Cocofli: www.facebook.com/Cocofli

Kontynuacja: www.facebook.com/kontynuacja

Bau Bar: www.facebook.com/BauBarpl

 

Venice now

0

Weronika Marciniak, Monika Jachimowska

Wenecja to wyjątkowe miasto miłości i ponadczasowej architektury. Spacer po zatopionym w słońcu placu San Marco, podróż wodną taksówką czy wycieczka na słynną wyspę Murano znajdującą się nieopodal, są marzeniem wielu ludzi. Nic dziwnego, że weneckie kanały pojawiają się w licznych filmach i publikacjach – jest to miejsce niewiarygodnie piękne i wyjątkowe. Miasto zbudowane na lagunie, w którym komunikacja odbywa się głównie drogą wodną, jest ewenementem na skalę światową. Jest to jednak wyjątkowo ciężki orzech do zgryzienia dla osoby chcącej usystematyzować to, co widzi przemieszczając się pomiędzy setkami zabytków. Właśnie obawa przed zagubieniem w architekturze Wenecji jest powodem, dla którego większość osób odwiedza tylko powszechnie znane miejsca. Wyjątkową okazją do głębszego poznania Wenecji okazało się seminarium wyjazdowe, organizowane przez Wydział Architektury PW. Wstępnie przygotowany program i formuła skupiały naszą uwagę na nowoczesnej architekturze w zabytkowej tkance. Już na początku pobytu zaskakuje modernistyczny budynek dworca, widoczny z Canale Grande. Nieopodal znajduje się zrewitalizowany teren rzeźni, który przekształcono na Wydział Ekonomii Universita Ca’ Foscari. Warto zwiedzić ten zespół budynków ze względu na niesamowitą atmosferę małego miasteczka studenckiego. Dawne hale przemysłowe stanowią teraz spójną przestrzeń uniwersytecką. Identyfikacja wizualna nawiązująca do dawnej funkcji wpływa bezpośrednio na wyraz architektoniczny (wszechobecny kolor czerwony).

Płynąc wzdłuż Canale Grande napotykamy niedokończony, klasyczny w swojej formie pałac Venier dei Leoni. Zbudowany z białego marmuru istryjskiego, materiału zakorzenionego w historii Wenecji budynek, nabyty przez niepokorną Peggy Guggenheim, stanowi obecnie siedzibę jej fundacji. Właścicielka, znana ze swojej ekscentryczności, udostępniała szerszej publiczności przestrzenie swojego domu opatrzone w dzieła twórców takich jak Max Ernst czy Jackson Pollock. Do dziś znajduje się tam wystawa najważniejszych dzieł awangardowych twórców XX wieku w formie stałej wystawy.

Bardzo ważną postacią dla architektury weneckiej jest Carlo Scarpa, żyjący w latach 1906–1978 utalentowany architekt. W zupełnie nowatorski sposób zinterpretował specyfikę tego miejsca, wykorzystując wodę jako materiał architektoniczny. Szczególnie widoczne jest to w Palazzo Querini Stampalia. XVI-wieczny pałac, znajdujący się pomiędzy San Marco i Rialto, od 1869 stanowi siedzibę fundacji, muzeum i kawiarni o bardzo szczególnej atmosferze. Budynek narażony jest na cykliczne zalewanie parteru wodą morską. W związku z powodziami ściany budynku uległy zniszczeniu, konieczna była przebudowa. Carlo Scarpa stworzył na parterze budynku serię kamiennych podestów i pozwolił na swobodne wpadanie wody do wnętrza. Był to przełom w myśleniu o architekturze. Woda staje się kluczowym elementem kształtującym przestrzeń, nie przeszkadza jednak w przemieszczaniu się po budynku. Podobna zasada stanowi podstawę projektu showroomu N. Olivetti przy słynnym Placu Św. Marka. Posadzka wyłożona współczesną mozaiką w okresie aqua alta (wysoka woda) zdaje się migotać. Całe wnętrze nabiera dzięki temu abstrakcyjnego wyrazu. Będąc w Wenecji warto również wybrać się na wyspę Murano, będącą zagłębiem warsztatów szkła artystycznego. Dzięki uprzejmości mistrzów mogliśmy być świadkami niezwykłego spektaklu wytwarzania przedmiotów codziennego użytku o niezwykłym charakterze.

Podsumowując, chcemy zauważyć, że Wenecja nie jest, jak mogłoby się wydawać, miastem skończonym. Zwiedzając ją, warto zwrócić uwagę na to, co dzieje się tam dzisiaj. Świetną okazją do tego może być cykliczne Biennale poświęcone sztuce i architekturze. Wiadomo, że dzięki charakterystycznej tkance Wenecja nie straci swojego klimatu i niepowtarzalnego charakteru. Jednak wydaje się, że warto by zacząć patrzeć na to miasto jak na żywą strukturę, która może nas zaskoczyć nie tylko zabytkami.

Bologna Jazz Festival

0

Magdalena Radziszewska

Od kilku dni Bolonia jest zanurzona w muzyce jazzowej i wypełniona miłośnikami tego gatunku muzycznego. 26 października rozpoczął się Bologna Jazz Festival, który może pochwalić się właściwie niepowtarzalną tradycją w Europie. Historia jazzu w Bolonii jest naprawdę bogata w wyjątkowe koncerty i wspaniałych gości. W tym roku program festiwalu przewiduje prawie trzydzieści koncertów, podczas których zaprezentują się zarówno postaci już dobrze znane, które cieszą się uznaniem w świecie jazzu, jak Remember Shakti, Jack DeJohnette, Tim Berne, Dave Douglas, Opus 5, Tom Harrell, Stefano Bollani, The Bad Plus i Jan Garbarek, jak i te, które dopiero zdobywają rozgłos.

Jeden z pierwszych koncertów miał miejsce 29 października w Take Five Music Club, podczas którego zaprezentowała się jeszcze nieznana formacja muzyczna „Siroko”. Tolga During (gitary) szef formacji, Achille Succi ( saksofon basowy), który został uznany przez krytyka Mario Gambrę za „jednego z najgenialniejszych muzyków włoskiego jazzu” oraz Roberto Rossi (perkusja) zabrali nas w niezapomnianą podróż między muzyką jazzową a dźwiękami popularnej muzyki śródziemnomorskiej. Trio tak naprawdę utworzyło się niedawno, każdy z muzyków prezentuje własny wkład i doświadczenie muzyczne, co w rezultacie daje fuzję różnych kultur muzycznych, zaczynając od europejskiego jazzu, a kończąc na elementach muzyki północnej Afryki i Orientu. Ich repertuar składa się z wyjątkowych, unikatowych kompozycji, zawierających elementy muzyki etnicznej. Improwizacja jest tu bardzo ważnym elementem, dzięki czemu ich występy zawsze są wydarzeniem pełnym energii i niezapomnianym.

Rozpoczęty w ten sposób, Bologna Jazz Festival bez wątpienia będzie wyjątkowym wydarzeniem. Koncerty będą trwały do 27 listopada, kiedy to będzie miał miejsce koncert finałowy, na którym wystąpi Jan Garbarek, jeden z głosów – symboli, które uformowały tożsamość ECM Records.

Aby uzyskać więcej informacji na temat zaplanowanych koncertów, odwiedźcie stronę festiwalu: http://www.bolognajazzfestival.com.

 

LAURA DRYJAŃSKA

0

Zagranicą nie mówi się nigdy lub prawie nigdy o nielegalnej imigracji do Włoch. Luksusowe czasopisma, jak Vanity Fair czy Vogue, czasem zamieszczają kolorowy reportaż, ale tragedia ludzi, którzy stracili życie i ludzi, którym udało się przeżyć morską podróż w nieludzkich warunkach, aby dotrzeć do Ziemi Obiecanej, czyli Włoch, przybijając do brzegu Lampedusy, ciągle się rozgrywa i nie jest rozwiązana. I podczas gdy włoscy politycy spierają się na temat odpowiedzialności z UE, ja spotykam się w Rzymie z niezwykłą, a jednocześnie skromną osobą, dr Laurą Dryjańską, Polką z ogromnym dorobkiem naukowym, która w tej chwili, oprócz prowadzenia badań naukowych na rzymskim uniwersytecie La Sapienza, wraz ze swoim partnerem, dr Robertem Giuą, oraz organizacją Rotary, próbuje powstrzymać tę katastrofę, pomagając przede wszystkim dzieciom odzyskać prawo do życia w wolności.

J.L.: Pani Doktor Dryjańska, z doktorem Robertem Giuą wstąpili Państwo do tak ważnej organizacji, jaką jest Rotary (Rotarian Action Group Against Child Slavery), która stara się powstrzymać handel ludźmi (www.racsrag.org – http://bambinidistrada.wordpress.com/). Problem ten jest bardzo rozpowszechniony i ostatnio, ze względu na niedawną tragedię afrykańskich imigrantów, coraz szerzej znany. Jak zamierzają Państwo przyczynić się do zwalczania tej plagi, przede wszystkim jeśli chodzi o dzieci, których ona dotyczy?

L.D.: W lipcu w Lizbonie odbył się Międzynarodowy Kongres Rotary, na którym były obecne wszystkie organizacje humanitarne, wspierane przez tę organizację, która liczy ponad 1,2 mln członków na całym świecie i która potrafiła w ciągu ostatnich 25 lat zwalczyć, między innymi, chorobę Heinego-Medina na świecie. Dzięki temu Światowa Organizacja Zdrowia stwierdziła, że być może w 2014 r. polio będzie można uznać za chorobę wyeliminowaną. Przy tej okazji mieliśmy szczęście spotkać Marka Little, przewodniczącego tej Grupy Działania Rotary, która zajmuje się zwalczaniem niewolnictwa wśród dzieci, a więc także handlu ludźmi. Mimo że niewolnictwo jest zakazane w prawie wszystkich państwach cywilizowanego świata, w państwach, które podpisały Kartę Praw Człowieka, niestety rzeczywistość pokazuje nam, że przykłady niewolnictwa można odnaleźć nadal w wielu krajach, również zachodnich, jak Europa czy obie Ameryki, a odsetek niewolników jest niestety nadal bardzo wysoki. Pierwszym działaniem spośród tych, które uważamy za niezbędne, aby pomóc dzieciom, które padają ofiarą handlu ludźmi i niewolnictwa jest przeprowadzenie kampanii społecznych oraz informacyjnych. Bez nich ludzie myślą, że mówimy o jakichś odległych problemach, które ich nie dotyczą.

J.L.: W jaki sposób dziecko staje się niewolnikiem?

L.D.: Wiele dzieci przybywa do Włoch, kraju uznawanego zwykle za miejsce przejściowe, albo same, albo w towarzystwie dorosłych, którzy często nie są ich własnymi rodzicami, ale bliższymi lub dalszymi krewnymi, albo tylko przypadkowymi towarzyszami podróży nadziei, która dla niektórych staje się podróżą rozpaczy i śmierci. Trudno ująć w kilku zdaniach to, jak można pomóc tym dzieciom. To co można powiedzieć to to, że dzieci pozbawione opieki powinny być poddane przyspieszonemu procesowi terapii w chronionych instytucjach, powinny uzyskać wsparcie i pomoc społeczną, zdrowotną i psychologiczną, ponieważ wielodniowa podróż, być może z dorosłymi, którzy umierają na ich oczach, musi być prawdziwą tragedią. Poza tym należałoby wspierać i maksymalnie przyspieszyć wszelkie procedury mogące doprowadzić, jeśli nie do adopcji, to przynajmniej do wyznaczenia opiekuna. Stosowanie wobec tych nieszczęsnych dzieci tych samych zasad, które stosuje się wobec włoskich dzieci wydaje się dość absurdalne – wprawdzie chronią one dziecko, ale nie biorą pod uwagę wyjątkowości tych ekstremalnych przypadków.

J.L.: W pierwszych dniach listopada została Pani zaproszona jako “obserwator” do Papieskiej Akademii Nauk Społecznych, aby mówić o przeciwdziałaniu handlowi ludźmi oraz wykorzystaniu nowych technologii.

L.D.: W Watykanie odbyło się ważne wydarzenie, dotyczące właśnie strategii, które cywilizowany świat zechce przyjąć, aby przeciwdziałać niewolnictwu, a w szczególności niewolnictwu dzieci. Ojciec Święty, dobrze wiedząc, co oznacza ludzka nędza, przeżywana często w strasznych warunkach, jak w znanych mu osobiście “villas miserias”(dzielnice nędzy) w Buenos Aires, wezwał w sierpniu prestiżową Papieską Akademię Nauk oraz Papieską Akademię Nauk Społecznych do zorganizowania warsztatu na ten temat, zachęcając wszystkich do przemyślenia w praktyczny sposób, jakich narzędzi użyć (dotyczyło to również najnowocześniejszych narzędzi oferowanych przez technologię), aby zwalczać tę plagę. Tak więc, na przykład, współczesna ewolucja, która zaszła w ostatnich latach w badaniach nad genomem człowieka oraz nad klasyfikacją DNA pozwala snuć przypuszczenia, że być może te rozwiązania da się zasosować, aby zmarginalizować to zjawisko. Uważa się, że być może możliwe jest “leczenie” dzieci ulicy (które nazywamy “shadow children” – “dzieci cienie”) w schroniskach, które sprawią, że ich życie będzie bardziej ludzkie i bezpieczne. Do ich “obrony” można by wykorzystać próbkę śliny, na podstawie której zostanie przeprowadzone badanie DNA i która zostanie połączona z imieniem i nazwiskiem: w praktyce oznacza to więc stworzenie pewnego i niezniszczalnego dokumentu poświadczającego dane osobowe. Jest to jedna z możliwości, wymagająca jeszcze całkowitego opracowania w kwestiach proceduralnych, która utrudniłaby wykorzystywanie dzieci ulicy do niecnych celów, takich jak molestowanie seksualne, przemoc, pedofilia, czy też nielegalne i stopniowe przeszczepy organów.

J.L.: Żyją Państwo pomiędzy Polską a Włochami. Gdzie żyje się lepiej?

L.D.: Po wielu latach studiów zagranicznych wróciłam do Warszawy w 2008 r. i pracowałam na uniwersytecie. Uważam to wydarzenie za kolejny ważny etap w moim doświadczeniu, ale po zdobyciu możliwości zrobienia doktoratu na uniwersytecie La Sapienza w Rzymie, we współpracy z pięcioma innymi europejskimi uniwersytetami, zdecydowałam się na przeprowadzkę. Skończyłam doktorat w zeszłym roku, a tematyka związana z problemami wygnańców szczególnie mnie zainteresowała. Poza zagadnieniami wynikającymi z moich badań, z całą pewnością mogę powiedzieć, że Rzym uważam za jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Jako że dużo podróżowałam, myślę, że mogę to stwierdzić z pozycji znawcy. Próbę porównania Włoch i Polski przeprowadzały wszystkie osoby udzielające wywiadów, ale nie chcę się zatrzymywać przy tym pytaniu: nie są porównywalne, zanadto się różnią, są zbyt odległe. Tak więc to, czy nam się podobają zależy całkowicie od nastroju, predyspozycji, generalnie od stylu życia i oczekiwań z nim związanych.

J.L.: Mieszka Pani w Rzymie od 4 lat. Czemu w końcu opuściła Pani Warszawę?

L.D.: Głównym powodem, jak już wcześniej powiedziałam, była specjalizacja związana z doktoratem, która w połączeniu z innymi ważnymi powodami osobistymi sprawiła, że podjęłam decyzję o przeprowadzce. Częste kontakty z moją rodziną w Polsce są jednak dla mnie nadal ważne, i gdy tylko mogę, szczególnie w czasie świąt, odwiedzam moją mamę w Warszawie lub w Krakowie, lub babcię w Starym Sączu, miejscu związanym z moim dzieciństwem.

J.L.: Zrobiła Pani doktorat na uniwersytecie La Sapienza na bardzo popularny temat, który dotyczy dzisiejszych migracji kulturowych, temat związany z “wygnańcami” żyjącymi pomiędzy Rzymem a Warszawą! Teraz prowadzi Pani badania na Wydziale Psychologii Procesów Rozwoju i Socjalizacji. Co jeszcze chciałaby Pani zrobić jeśli chodzi o kwestie społeczne w związku ze swoją karierą uniwersytecką?

L.D.: Po doktoracie wygrałam konkurs na uniwersytecie La Sapienza, tak więc nadal będę prowadzić tego rodzaju badania w najbliższych latach, nie pomijając innych ewentualnych możliwości, gdyby się takie pojawiły, spójnych z moją ścieżką naukową. Ten mój wybór kariery uniwersyteckiej wyrasta z ogromnego podziwu dla doświadczeń mojej matki na polskich uniwersytetach.

J.L.: Wraz z doktorem Robertem Giuą muszą Państwo bardzo kochać dzieci. Jak mają im Państwo zamiar nadal pomagać?

J.D.: W ciągu tych czterech lat uczestniczyłam w działaniach organizacji Rotary we Włoszech, Argentynie, Ekwadorze, i mamy właśnie sprawdzić założenia akcji wspierania gospodarstw domowych, nazywanych w Ameryce Łacińskiej “hogares”, w Peru, mających na celu wspieranie rozwoju psychofizycznego tych porzuconych dzieci.

J.L.: Z jakimi innymi krajowymi i międzynarodowymi stowarzyszeniami Państwo współpracują?

J.D.: Jest wiele stowarzyszeń i instytucji, z którymi aktywnie współpracujemy: Centro Encuentro w Ekwadorze, wzorcowo prowadzone przez arcybiskupa Puyo, jego Ekscelencję Rafaela Cob Garcię, który zajmuje się obecnie 152 dziećmi; organizacja Schiavitù Mai Più (Stop niewolnictwu), związana na przykład ze stowarzyszeniem Associazione Città Aperta, z którą za pomocą filmów i spotkań rozpowszechniamy świadomość straszliwego problemu, jakim jest prostytucja nieletnich i handel ludźmi. Współpracujemy również z Armią Zbawienia, wspierając działania na rzecz bezdomnych i zapewniając pomoc psychologiczną, z Salvamamme Salvabebè, która od ponad piętnastu lat zapewnia pomoc, w Rzymie i nie tylko, samotnym matkom w wyjątkowo ciężkiej sytuacji, zarówno finansowej, jak i psychologicznej, wspierając je prawnie, dając im pożywienie dla maluchów, oraz zapewniając fizyczną i psychiczną ochronę. Ponadto w Rzymie uczestniczę w różnorakich inicjatywach, mających na celu wspieranie młodych w sytuacjach kryzysowych, uczestniczę w charakterze prelegenta w różnych zjazdach, takich jak ten, który odbędzie się pod koniec listopada na Kapitolu, organizowany przez Federazione Scacchi Lazio, a dotyczący kryzysów dotykających młodych oraz prześladowania przez rówieśników.

 

«Calendario Di Meo 2014» al Museo Nazionale di Varsavia

0

Serata tricolore lo scorso 27 ottobre nella capitale polacca per la presentazione del «Calendario Di Meo 2014» (dal titolo «Memoria e Futuro») uno dei più prestigiosi pubblicati in Europa, di volta in volta affidato ad artisti di fama internazionale. Per celebrare la nuova edizione, i fratelli Generoso e Roberto Di Meo, rinomati imprenditori vitivinicoli (titolari della «Di Meo Vini», uno dei simboli delle eccellenze del Made in Italy) nonché mecenati della cultura italiana, hanno chiamato a raccolta oltre 700 invitati negli imponenti saloni del Museo Nazionale di Varsavia che hanno fatto così da scenografia al tradizionale Gran Gala. Oltre 700 gli ospiti, in gran parte italiani, molti provenienti da diversi paesi europei, esponenti del mondo della finanza, delle istituzioni, dell’arte e dello spettacolo, chiamati a misurarsi nella mise, tra il serio e il faceto, con il tema della serata, il «bal en tête»,  con risultati di raffinata eleganza, nonché di bizzarra originalità. La piccola galleria di foto allegata a questo comunicato testimonia lo spirito della festa.

Tra gli ospiti più noti citiamo l’ambasciatore d’Italia in Polonia Riccardo Guariglia, Vittorio Sgarbi e Sabrina Colle, lo storico dell’arte Fernando Mazzotta, il Principe Pierre D’Arenberg, il Conte Gelasio Gaetani D’Aragona Lovatelli, la Principessa Marina Pignatelli,  i Conti Lucchesi Palli da Vienna, Francesco Winspeare, Anna Bozena Kovalezyk (esperta di Canaletto), il giornalista Jas Gawronski con la moglie Elisabetta, Federica Balestra, il regista Zanussi, Januaria Piromallo, l’ex ministro e oggi parlamentare Gianfranco Rotondi, l’ambasciatore della Polonia in Italia Wojciech Ponikiewski, la direttrice del Maxxi Anna Mattirolo, i principi di Baucina, la contessa Tessa Capponi Borawska e tra i napoletani i conti Paternò di Montecupo, Roberto e Maria Giovanna Berni Canani, Fabrizio di Luggo, Massimo Garzilli, Antonemilio Krogh, Pierluca Impronta e Simona Agnes, Stella Leonetti di Santo Janni, i marchesi Mottola di Amato, Ramita Pignatelli della Leonessa, l’ambasciatore Michelangelo Pisani Massamormile, Michele e Carolina Pontecorvo, Franco e Katia Rendano, il soprintendente del polo museale Fabrizio Vona

Ed ancora, tra gli ospiti polacchi, il magnate Jas Kulczyk (lo si ricorderà perché due mesi fa i giornali lo fotografarono sulla barca di 110 metri ormeggiata all’arsenale di Venezia in occasione del Festival del Cinema), il calciatore Zibi Boniek, l’industriale farmaceutico Jerzy Starak con la bellissima moglie Anja, il direttore del Teatro dell’Opera di Varsavia Dabrowski, le giornaliste Monica Olejnik e Grazyna Torbicka, e molti intellettuali ed  aristocratici fra cui il Principe Lubomirski, il Principe Radziwill (imparentato con Jacqueline Kennedy), la Principessa Czarkioryski e il Conte Potocki.

La festa, come ogni anno, celebra la stampa del nuovo calendario. E questa edizione porta la firma di un grande fotografo italiano apprezzato in tutto il mondo, Massimo Listri che, con risultati stilistici sorprendenti, ha messo a confronto la Varsavia del '700 dipinta dal pittore «vedutista» Bernardo Bellotto (detto il Canaletto), con quella, contemporanea.

Listri è stato a Varsavia, ha ripercorso i luoghi dipinti, dal celebre artista italiano, li ha studiati e osservati per giorni; poi, con la sua macchina fotografica, come se avesse davanti la tavolozza e la tela di Canaletto, dalla stessa prospettiva, ha realizzato i suoi scatti, sovrapponendo così, con una coerenza cromatica e geometrica davvero stupefacente, la Varsavia di oggi con quella del '700. I Fratelli di Meo, intanto, hanno annunciato la sede per la presentazione dell’edizione del calendario  2015: appuntamento a Londra.

 } else {

Prosecco – włoski szampan, który pokonał szampan francuski

0

Miro Pianca

Poprzez swoją niesamowitą historię Prosecco wykreowało współczesny styl picia alkoholu we Włoszech – wesoły i swobodny, uwielbiany i przyjęty na całym świecie. W 2012 roku zostało sprzedanych ponad 300 milionów butelek. Już nie jest to tylko najlepiej sprzedający się szampan włoski, lecz także, według prognoz ekspertów, w roku 2013 wyprzedzi on szampan francuski. Wzrost eksportu w ostatnim dziesięcioleciu był imponujący. Na samych rynkach Europy wschodniej jest on dziesięciokrotny względem roku 2003*. Ale czym jest Prosecco? Jest to wino otrzymywane z rodzaju lekko aromatycznych winogron nazywanych Glera, które od około trzech wieków są uprawiane na wzgórzach miedzy Conegliano i Valdobbiadene w północno-wschodnich Włoszech, 50 km na północ od Wenecji, u podnóża cudownych Dolomitów. Sekret sukcesu leży w umiarkowanym klimacie, odpowiednim rodzaju gleby, badaniach oraz wiedzy ludzi, którzy z pokolenia na pokolenie przekazują sobie tę sztukę pracy własnych rąk. Jest tylko jeden sposób uprawy na tych stromych wzgórzach, ozdobionych winoroślą, która tworzy tak spektakularne środowisko, że jest dziś kandydatem na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Teren jest pierwszym elementem przewagi rejonu Conegliano-Valdobbiadene. Do niego dołącza się długa historia robienia szampana, rozpoczęta już w 1876 roku, kiedy powstała działająca do dziś Scuola Enologica d’Italia a Conegliano (Włoska Szkoła Winiarska w Conegliano), gdzie została rozwinięta metoda tworzenia szampana dziś znana jako Charmat. Wraz ze wzrostem konsumpcji na poziomie światowym, aby zagwarantować jak najlepszą jakość i kontrolę produkcji oraz chronić historyczne miejsce i nazwę szampana, zdecydowano się na ograniczenie strefy produkcji tylko do pewnego obszaru, poza którym nie jest możliwe umieszczenie na etykiecie nazwy ‘Prosecco’. Obszar historyczny Conegliano-Valdobbiadene, składający się z 15 comuni (gminy), już od 1969 roku ma oznaczenie DOC (Denominazione di origine controllata – kontrolowane oznaczenie pochodzenia). Został podniesiony do rangi DOCG (skrót od: Denominazione di origine controllata e garantita – kontrolowane i zagwarantowane oznaczenie pochodzenia – najwyższa klasa jakości) i przyjął także przydomek 'najwyższy’, podczas gdy strefa produkcji Prosecco DOC powiększyła się i obejmuje także wszystkie prowincje regionu Friuli-Wenecja Julijska, prowincje weneckie w Treviso, Belluno, Venezia, Padova i Vicenza. Consorzio di Tutela del Prosecco (tłum. Konsorcjum ds. Ochrony Prosecco) działające od 1962 roku, wspierane przez Istituto Sperimentale per la Viticultura di Valdobbiadene (tłum. instytut eksperymentalny uprawy winorośli Valdobbiadene) nakłada na producentów strefy DOCG rygorystyczny protokół dotyczący całej produkcji i butelkowania w celu zagwarantowania jakości i ochrony konsumentów. Grona muszą pochodzić jedynie ze wskazanych 15 gmin obszaru DOCG, i przynajmniej 85% musi być z gatunku Glera. Akceptowane jest maksymalnie 15% gron innych gatunków: Verdiso, Perera, Bianchetta Trevigiana i Glera Lunga. Są to rodzaje winogron od wieków obecne na wzgórzach między Conegliano i Valobbiadene. Także fermentacja musi odbywać się na terenie tych gmin, które należą do obszaru DOCG Conegliano-Valdobbiadene, w pojemnikach ze stali, w temperaturze 18-20°C i w czasie pomiędzy 15 a 20 dni. Przed wejściem na rynek Prosecco DOCG musi przejść degustację komisyjną w Camera di Commercio (Izba Handlowa). Każda butelka zostaje potem dokładnie oznaczona: dostaje swoją etykietę z symbolem państwowym, numerem i logo. Najpowszechniej produkowany rodzaj Prosecco DOCG Conegliano-Valdobbiadene, i w efekcie najbardziej znany, to szampan (85% ze wszystkich). Proces powstawania szampana zachowuje metodę Charmat, która przewiduje użycie wielkich ochładzanych zbiorników pod odpowiednim ciśnieniem, nazywanych autoclavi, gdzie wino wchodzi w reakcję z cukrem i drożdżami przez przynajmniej 30 dni. To jest największa różnica pomiędzy metodą Charmat i metodą Champènoise (lub klasyczną), w której fermentacja zachodzi w butelce i trwa nawet latami. Szampan jest produkowany w trzech wersjach, różniących się od siebie zawartością cukru. Brut – najbardziej wytrawny (mniej niż 15 g/l pozostających cukrów), Extra Dry – wersja najbardziej tradycyjna (12-20 g/l), Dry – tu jest najwięcej pozostających cukrów (17-35 g/l).

Są dwa CRU (francuski termin oznaczający ograniczony teren uprawy danego gatunku winogron) w obszarze DOCG. Pierwszy to Cartizze, obejmujący jedynie 106 hektarów w gminie Valdobbiadene. Charakteryzuje się perfekcyjną kombinacją miedzy słodkim mikroklimatem i zróżnicowanym terenem. Drugi – Rive – używa winogron pochodzących z jednej tylko gminy w obszarze DOCG. Cechy Prosecco DOCG Conegliano-Valdobbiadene to złoty kolor, zapach owoców, przede wszystkim jabłka, gruszki, banana, z nutą cytrusów, zapach białych kwiatów, umiarkowana moc i miła świeżość. Właściwości Prosecco ujawniają się w rok po wyprodukowaniu. Podawać go należy w temperaturze 6-8°C, najlepiej w kieliszku w kształcie tulipana (nie poleca się podawania w wysokich, bądź też niskich i szerokich kieliszkach).

Niech żyje!

 

* dane dostarczone przez Consorzio Tutela del Vino Conegliano-Valdobbiadene Prosecco i przez Consorzio di Tutela della Denominazione di Origine Controllata Prosecco

 

Kolejny sukces filmu

0

„Ida”, nowy film Pawła Pawlikowskiego, wygrała na kolejnym festiwalu. Po tym w Londynie i Gdyni wygrywa także 29^ edycję Warszawskiego Festiwalu Filmowego. Film ten opowiada historię młodej dziewczyny, która dorastała w zakonnym sierocińcu. Już jako osoba dorosła pragnie zostać zakonnicą, jednakże przed założeniem habitu spotyka się ze swoją jedyną krewną, ciotką Wandą. Wanda jest sędzią w reżimie komunistycznym, i tu ścierają się dwie koncepcje świata. Film Pawlikowskiego przedstawia społeczeństwo polskie lat 60tych z jego problemami i podziałami społeczno-kulturowymi. Jest to interesujący film, w którym docenić trzeba także zastosowanie czerni i bieli, które zaznaczyło się już w poprzedniej edycji warszawskiego konkursu filmowego, gdzie mieliśmy okazję podziwiać także dwa filmy włoskie, w tym „Miele” Valerii Golino poruszający temat tabu, jakim jest samobójstwo wspomagane. Jest to film, w którym Jasmine Trinca gra główną bohaterkę we wspaniały i pozbawiony zahamowań sposób. Inną historią mówiącą o śmierci i samotności jest „Zatrzymane życie” Uberto Pasoliniego, które otwierało warszawski przegląd po prapremierze na Festiwalu Filmowym w Wenecji. Reżyser proponuje delikatny film na trudny temat, zawieszony gdzieś pomiędzy dramatem a komedią, z akcją spokojną, a zarazem burzliwą. Pasolini firmuje swoim nazwiskiem dzieło, które jest w stanie poruszyć publiczność, również dzięki niezwykłej grze Eddie’ego Marsana.