Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155
Baner Gazetta Italia 1068x155_Baner 1068x155
kcrispy-baner-1068x155

Strona główna Blog Strona 151

Warszawa latem

0

Jest wiele osób, które z różnych względów nie będą mogły wyjechać w tym roku na wymarzony urlop w kraju bądź za granicą, spędzając letnie miesiące w mieście. Czy to jednak oznacza, że są skazani na nudę? Nie, takie wakacje wcale nie muszą być nieciekawe, zwłaszcza w Warszawie, ponieważ władze stolicy oraz prywatne instytucje przygotowały cały szereg atrakcji dla tych, którzy nie zdecydują się na wyjazd poza miasto.

Na początek można się wybrać do warszawskiego La Playa Music Baru, czyli wakacyjnego centrum stolicy, otwartego od maja do 25 września, znajdującego się po praskiej stronie Wisły nad samym brzegiem rzeki. Z plaży La Playa Music Baru rozpościera się przepiękny i niepowtarzalny widok na Stare Miasto i Zamek Królewski. Miejsce to oferuje wszystkim spragnionym czynnego wypoczynku weekendy z kursami salsy i samby, ponieważ taniec to doskonała forma spędzania wolnych chwil oraz świetna zabawa w gronie znajomych. Nauka tych tańców odbywa się na skąpanej słońcem nadwiślańskiej plaży. Ponadto na terenie La Playa Music Baru wszyscy plażowicze mogą korzystać z dwóch boisk do siatkówki plażowej, które mogą być także wykorzystane do gry w badmintona. Cały niezbędny sprzęt do uprawiania siatkówki plażowej, badmintona, bule oraz frisbee można bezpłatnie wypożyczyć w barze. Do tego fantastycznego miejsca można się dostać nie tylko tradycyjnymi środkami transportu takimi jak autobus czy samochód, ale również tramwajem wodnym czy specjalnym promem.

Kto natomiast w te gorące letnie dni chciałby spędzić trochę czasu na wodzie, będzie mógł skorzystać z szerokiej oferty przygotowanej przez Fundację „Ja Wisła”, która oferuje krótkie rejsy drewnianymi łodziami, kultywując tradycje i obyczaje warszawskich żeglarzy i przewoźników. Przewodnicy fundacji odkryją przed turystami piękno i tajemnice Wisły, opowiadając o historii, dziedzictwie kultury i wartościach przyrodniczych doliny Wisły. Rejsy Fundacji, w których może uczestniczyć jednorazowo maksymalnie dziesięć osób, są realizowane w ramach odpłatnej działalności statutowej fundacji. Ponadto w każdą sobotę i niedzielę do końca sierpnia pełnoletni mieszkańcy stolicy będą mogli wziąć udział w bezpłatnych spływach, które poprowadzą instruktorzy z Fundacji Promocji Rekreacji „KiM” w ramach projektu współfinansowanego przez władze Warszawy. Wszyscy zainteresowani tymi jednodniowymi spływami spotykają się w soboty i niedziele o godz. 9.00 przy ul. Zaruskiego w Porcie Czerniakowskim. Wioślarze po krótkim szkoleniu na wodach portu wypłyną na Wisłę; podczas spływu będzie można np. zobaczyć i przepłynąć śluzą im. Inż. Tillingera do Kanału Żerańskiego. Spływy kończą się około godz. 15.00 przy bazie KS Spójnia. By wziąć udział w spływie, wystarczy wypełnić odpowiedni formularz zgłoszeniowy dostępny na stronie: www.fundacjakim.pl/index.php?pid=294.

Również miłośnicy natury znajdą dla siebie coś ciekawego w Warszawie, gdyż niemal ¼ obszaru stolicy stanowią parki, skwery i ogrody. Uzupełnieniem historycznych parków, stanowiących oprawę królewskich i magnackich rezydencji, takich jak Ogród Saski, Łazienki czy Wilanów, są inne zielone miejsca, których przykładem mogą być nowoczesny ogród na dachu Biblioteki Uniwersyteckiej i Pole Mokotowskie stanowiące enklawę zieleni i jedno z ulubionych miejsc mieszkańców Warszawy i turystów. Ogród na dachu BUW-u, który rozpościera się na powierzchni ponad 1 hektara, jest jednym z największych i najpiękniejszych ogrodów dachowych w Europie. Ogólnie dostępny ogród, aczkolwiek ogrodzony i zamykany, stanowi doskonałe miejsce wypoczynku nie tylko dla studentów czy pracowników naukowych, ale także wszystkich warszawiaków poszukujących miejsca na relaks. Ogród składa się z części górnej i dolnej, które połączone są strumieniem z kaskadowo spływającą wodą. Można w nim podziwiać rozmaite gatunki i odmiany roślin, posadzone w trzech odmiennie skomponowanych częściach, a z mostków i tarasu widokowego przyjrzeć się panoramie Warszawy.

A jeśli natura, woda i plaże nie będą wystarczające, Warszawa może Was zaskoczyć innymi atrakcjami. Najodważniejsi będą mieli okazję świetnie się bawić kilka metrów nad ziemią, bowiem w stolicy istnieją dwa parki linowe: „Park Linowy Warszawa” i „Park Linowy Bielany”. Te parki to specjalnie przygotowany teren do zabaw z użyciem lin rozmieszczonych na drzewach, gdzie mogą bawić się wszyscy, bez żadnego doświadczenia na linach, zarówno dzieci, młodzież jak i dorośli. Do pierwszego parku można dostać się tradycyjnymi środkami transportu lub dopłynąć tramwajem wodnym, ponieważ znajduje się on w niedalekiej odległości od Baru La Playa. Park zapewnia niezapomniane wrażenia, adrenalinę, wysiłek na świeżym powietrzu oraz widoki na panoramę Wisły i Starówki. Wszyscy głodni przygód, po przybyciu na miejsce, są wyposażani w profesjonalny sprzęt asekuracyjny, a następnie pouczani o zasadach posługiwania się nim. W obu parkach można odczuć smak ryzyka bez ryzyka, ale za to z dużą dawką adrenaliny. A jeśli ktoś chciałby znaleźć się jeszcze wyżej? Już od kilku tygodni warszawiacy i turyści mogą podziwiać panoramę miasta z balonu zakotwiczonego w Orange Stacja Balon, która znajduje niedaleko Stadionu Narodowego. Jest to miejsce, w którym każdy będzie mógł przeżyć ekscytującą przygodę polegającą na pionowym locie helowym balonem na wysokość 160 metrów, w którym jednorazowo zmieści się nawet 30 osób. Orange Stacja Balon jest otwarta codziennie w godzinach 9:00-22:00, a w weekendy do 24:00.

Ci, którzy chcą poczuć smak XIX-wiecznej Warszawy, mogą wybrać się na przejażdżkę konnym omnibusem lub dorożką po Starówce. Natomiast ci, którzy chcą cofnąć się do lat 50. XX wieku, powinni wybrać się na przejażdżkę zabytkowym tramwajem linii „T”, który będzie kursował przez centrum miasta oraz jego prawobrzeżną część do 30 września, we wszystkie weekendy oraz dni świąteczne. Jego trasa rozpoczyna i kończy się na Placu Narutowicza. Podczas przejażdżki tym promocyjnym tramwajem można podziwiać Warszawę przez okno lub też wysiąść na wybranym przystanku, aby zwiedzić znajdujące się na trasie liczne zabytki i atrakcje. W środku tego niezwykle oryginalnego pojazdu o stylowym, drewnianym wnętrzu znajdują się: pianino, system nagłośnienia, monitory LCD, a także istnieje możliwość połączenia się z Internetem za pomocą WIFI. Na podróżnych czekają takie atrakcje jak: konkursy z nagrodami, podróże tematyczne oraz minikoncerty fortepianowe w wybrane weekendy.

W lipcu będzie można wziąć udział w festiwalu Warsaw Summer Jazz Days, który powstał na początku lat 90. z potrzeby konkurowania z Festiwalem Jazz Jamboree. Dziś pozycja warszawskiego festiwalu jest niepodważalnie silna w muzycznym środowisku Europy. Wielu muzyków z całego świata doskonale wie, że podczas Warsaw Summer Jazz Days można prezentować odważną i innowacyjną muzykę, ku uciesze mediów, publiczności czy mecenasów państwowych i prywatnych. Na przestrzeni lat główne założenia Warsaw Summer Jazz Days pozostały niezmienne: promocja jazzu współczesnego, prezentowanie tego co w nim najnowsze i najbardziej kreatywne. Innym znanym festiwalem o podobnej tematyce jest XVIII Międzynarodowy Plenerowy Festiwal „Jazz na Starówce”, który rozpoczął się 30 czerwca a zakończy się 25 sierpnia. Tegoroczna edycja tradycyjnie upłynie pod znakiem międzynarodowych gwiazd i jazzowych odkryć. To jeden z najdłuższych i najstarszych festiwali jazzowych w Europie, podczas którego, publiczność ma okazję bezpłatnie wysłuchać gwiazd z Europy i Stanów Zjednoczonych. Ten festiwal od lat obecny jest w najważniejszych polskich mediach.

Antica Murrina gość honorowy Ambasady Włoch w Warszawie

0

Proces internacjonalizacji firmy Antica Murrina, historycznej marki włoskiej powiązanej z biżuterią oraz artystycznym wyrobem szkła, dzięki któremu Antica Murrina jest coraz częściej obecna na rynkach Europy wschodniej, jest kontynuowany.

W czerwcu eleganckie sale Pałacu Szlenkierów, w którym mieści się siedziba Ambasady Włoch w Warszawie, gościły jedną z wystaw zorganizowanych przez Antica Murrina w ramach road-show, które firma zdecydowała się przedsięwziąć, by zaprezentować światu sztukę artystycznego wyrobu biżuterii ze szkła, kontunuowaną bez przerwy od ponad pięćdziesięciu lat.

Wydarzenie to wpisuje się w projekt rozwoju firmy na rynkach Europy wschodniej, rozpoczęty przez Antica Murrina we współpracy z Global Strategy, firmą konsultingową z siedzibą w Mediolanie i w Warszawie.

Podczas wieczornego spotkania, w którym uczestniczyli ważni przedsiębiorcy polscy oraz klienci z sektora mody i biżuterii, Roberto Ciotti, dyrektor zarządzający, Elena Voltolina, dyrektor artystyczny i Antonella Taiariol, manager eksportu, przedstawili, w obecności ambasadora Riccardo Guariglia, najnowsze kolekcje weneckiej marki.

Bohaterem wieczoru był szklany klejnot, wykonany ręcznie, który łączy w sobie tysiącletnią tradycję oraz współczesne poszukiwania nastawione na współczesną modę. Dzięki takiemu połączeniu składników każdy klejnot marki Antica Murrina jest niepowtarzalny i jest przykładem włoskiej doskonałości na skalę światową, dzięki której ręcznie wykonany produkt jest dostępny dla konsumentów z całego świata.

Antica Murrina jest obecna na rynkach międzynarodowych, posiada 800 punktów sprzedaży we Włoszech oraz 2300 sklepów na świecie. Sytuację tą firma zawdzięcza przede wszystkim zmianie modelu zarządzania: w ciągu ostatnich trzech lat Antica Murrina przekształciła się z typowej rodzinnej firmy w strategiczną strukturę menedżerską, pozostającą w perfekcyjnej harmonii z rynkiem oraz wymaganiami sieci dystrybucyjnej. Dobrze ukształtowany proces internacjonalizacji pozwolił firmie Antica Murrina zaznaczyć swą obecność na rynkach dojrzałych, na przykład na rynku europejskim, jak również zaistnieć na wschodnich rynkach wschodzących, które odgrywają coraz bardziej znaczącą rolę dla rozwoju tej marki.

 

 

Solonia City – Rajd przez miasto (nie?)znane

0

Ewa Solonia

Essere o non essere (być albo nie być) – czy jest ktoś, kto w tę porę roku boryka się z takim dylematem? Ja na pewno nie. W ten oto letni czas męczyć się można jedynie z upałem. Poddając się tej słodkiej torturze pojawiam się na łamach Gazzetta Italia.

Kim Jestem? Polką, blogerką, miłośniczką mody, czcicielką życia i animatorką kultury. Bywam nazywana „kulturalną wojowniczką” i „stylową higienistką”. Mieszkam i tworzę w Warszawie, dlatego na powitanie zapraszam na rajd po nietypowych, nowych i sezonowych zakątkach tego miasta, gdzie można odpocząć i dobrze się zabawić. Mam nadzieję, że jazda Wam się spodoba i, że znajdziecie coś dla siebie.

Kulturalnie na dzień dobry. Zaczynamy od Centrum. Uwaga – to wycieczka pełna skrajności, a miejsca odwiedzacie na własną odpowiedzialność.

Cafe Lorentz – piknik pod Muzeum Narodowym.

Jest to miejsce, które zostało otwarte na początku lipca tego roku, w budynku Muzeum Narodowego. Jeśli chcecie napić się drinka i coś przekąsić w atmosferze eleganckiego pikniku, to tylko tu – do dyspozycji są koce, leżaki i kosze z różnymi grami. W weekendy odbywają się tu nocne imprezy – jednak lepiej nie zakładać szpilek.

Adres: Dziedziniec im. Stanisława Lorentza Muzeum Narodowego, Aleje Jerozolimskie 3 http://www.facebook.com/CafeLorentz

Po starcie w Centrum przenosimy się spacerkiem nad Wisłę.

Park Odkrywców – naukowo i romantycznie w każdym wieku.

Na to oryginalne miejsce, znajdujące się na tyłach Centrum Nauki Kopernik wpadłam niedawno. Klimat naukowy i odkrywczy zapewniają dziwne konstrukcje – można przyjść z dziećmi, a nawet na randkę, bo sączy się tu z głośników przyjemna muzyka i są projekcje ciekawych filmów. Można wyciągnąć się na leżaku lub bajecznie pofalowanym zboczu i marzyć, marzyć, marzyć…

Adres: ul. Wybrzeże Kościuszkowskie 20

http://www.kopernik.org.pl

Fajnie, fajnie, ale jeść się chce… Przenosimy się więc na chwilę na Powiśle ponieważ nowe miejsce kusi zapachem świeżości, a ja uwielbiam sprawdzać nowości.

Wars and Sawa – akcent polskiej wsi w samym środku stolicy.

Lokal ten został otwarty na początku lipca 2012. Tuż przy parkingu stoi chatka z gankiem i płotkiem, na którym brakuje tylko kota, bo garnki już są. Restauracja urządzona jest w stylu rustykalnym, jest dość skromna a zarazem przytulna. Można tu zjeść lekki obiad przygotowany przez właścicieli: Igę i Marcina.

Adres: ul. Dobra 14/16

http://www.facebook.com/WarsandSawa

Wróćmy jednak nad Wisłę. Życie rozrywkowe kwitnie tu zaledwie od kilku lat. Aż łezka kręci mi się w oku na tę myśl, bo jako szalona artystka brałam udział w pierwszych imprezach, mających na celu pozytywne „zaczarowanie” nadwiślańskiej przestrzeni i przygotowanie gruntu pod przyszłe życie kulturalne. Projekt Most Wanted Teresy „Blask” Tyszowieckiej, o którym mówię, obejmował m.in. koncerty, performance i happeningi. Pewnego razu na szczyt filaru Mostu Świętokrzyskiego wniesiono wzmacniacz, z którego wydobywały się dźwięki medytacyjne Tybetańskiego Lamy.

Bliżej centrum miasta, niedługo przed otwarciem Centrum Nauki Kopernik (które z nim graniczy) w 2010 roku, pojawił się cud…

Cud nad Wisłą, czyli romantycznie i tanecznie.

To miejsce oczarowało mnie swoim wystrojem, będąc tam odnosi się wrażenie, że jest się na statku. Oświetlenie i aranżacja przestrzeni tworzy artystyczny, niezobowiązujący klimat, przez co przyciąga rzesze artystów i… nocnych rowerzystów, bo położone jest tuż przy nadwiślańskiej ścieżce rowerowej.

Adres: ulica Wybrzeże Kościuszkowskie 20

http://www.facebook.com/CudownieNadWisla

Każdy szanujący się koneser życia nocnego wie, że wraz z upływem nocy, kluby należy zmieniać. Trzeba wiedzieć tylko gdzie się udać, by nie trafić na pusty parkiet.

Plac Zabaw – klub po horyzont.

Tutaj pusto robi się dopiero w południe. Klub powstał w zeszłym roku i natychmiast podbił serca warszawiaków. Parkiet i bar, ulokowane w parku, zdobywają coraz większe rzesze fanów. W zeszłym roku oblegany był raczej przez studentów, dziś natomiast cieszy się popularnością bardzo zróżnicowanego wiekowo towarzystwa.

Adres: ul. Myśliwiecka 9

http://www.facebook.com/pages/Plac-Zabaw/163951410325348

Na koniec pozostaje przywitanie dnia na obrzeżach Warszawy.

Miasto Cypel, Mazury w Warszawie.

To niezwykłe miejsce mieści się na Cyplu Czerniakowskim. Będąc w miejscu oddalonym od Centrum zaledwie o 15 minut taksówką, ma się wrażenie, że jest się gdzieś bardzo daleko. Bar, restauracja, dyskoteka i pole namiotowe, las i rzeka… prędzej czy później cała Warszawa się tu spotka… Może również i my? Do zobaczenia!

Adres: ul. Zaruskiego 6

http://miastocypel.eu/

Dla 4 osób, które na moim blogu znajdą posta pt. „Gazzetta Italia” i w komentarzach napiszą swoje wrażenia na temat tego artykułu, mam bilety do Muzeum Narodowego w Warszawie i jeden makijaż, który wykona wizażystka Ola Kozińska. Pozdrowienia.

www.soloniacity.com

 

Czy “Habemus Papam” to film kontrowersyjny?

0

Czekając na premierę ostatniego filmu Nanniego Morettiego Habemus Papam byłam ciekawa, jak zostanie on przyjęty w Polsce. Z jednej strony wiedziałam, że reżyser Pokoju syna i Kajmana nie zawiedzie, z drugiej jednak obawiałam się reakcji, jakie obraz ten może wywołać wśród polskiej publiczności. Kontrowersyjność Morettiego, który w ostatnich miesiącach przypomniał nam o sobie jako przewodniczący jury na Festiwalu Filmowym w Cannes, jest niepodważalna i nie bez powodu mówi się, że można go albo uwielbiać albo nienawidzić. W dodatku temat, który podjął w Habemus Papam oraz sposób konfrontacji tej drażliwej kwestii, spowodował podzielenie się polskiej widowni na dwa obozy. I tak, jedna część uznała film za antykościelny i wyśmiewający wielkiego Polaka, Jana Pawła II; druga natomiast odebrała go jako ciepłą historię o człowieku, który najnormalniej w świecie nie czuł się na siłach by stawić czoła wyzwaniu, jakie postawił przed nim los. Jedno jest pewne: Nanni Moretti z pewnością nie miał złych intencji, podszedł do tematu, jak w każdym innym filmie, z dystansem i przymrużeniem oka. Trudno się jednak dziwić reakcjom przeciętnego polskiego widza: Moretti w interpretacji łatwy nie jest, a jego kino przepełniają metafory, symbole i nierzadko fantasmagorie. Zanim więc zdecydujecie się obejrzeć którykolwiek z jego filmów, należałoby najpierw dowiedzieć się czegoś o nim samym, gdyż Moretti sam w sobie jest postacią tak złożoną i skomplikowaną, że jego kino to często autokreacja. Jak sam przyznaje, jego celem jest robić ciągle ten sam film, ale za każdym razem lepiej. Nadając bohaterom swoje cechy, Moretti walczy z własnymi słabościami, wyśmiewa je, tworząc coś na kształt psychoanalizy. Pojawiające się we wszystkich filmach te same motywy: polityka, sport, dzieciństwo, manie i obsesje, ludzka psychika, tylko potwierdzają tę tezę. Powracając jednak do Habemus papam, reżyser użył tu kilku chwytów, mających na celu sprawdzenie na ile widz potraktuje to dzieło filmowe w sposób dosłowny, na ile zaś symbolicznie. Gra rozpoczyna się już na poziomie tytułu, który oznajmia wyraźnie „mamy papieża”. Dopiero na samym końcu okazuje się, że Moretti przez cały film blefował, ukazując nam postać zwykłego człowieka postawionego przed niezwykle trudnym wyborem. Bohater, w którego wcielił się Michel Piccoli (do złudzenia przypominający Jana Pawła II) poddaje się swoistej psychoanalizie, by poznać samego siebie, swoje pragnienia i lęki. Okazuje się, że tłumione emocje i prawdziwa natura niedoszłego papieża są zupełnie sprzeczne z drogą, którą zmierza aż do tego momentu. Moretti daje nam tym samym do zrozumienia, że jesteśmy tylko ludźmi, i niezależnie od tego, kim jesteśmy, zawsze mamy prawo zatrzymać się i przemyśleć nasze życie, by móc żyć w zgodzie z samym sobą. Reżyser poruszył kwestię bardzo delikatną – chodzi o przedłożenie aktorstwa nad służbę Bogu. Nie byłabym jednak zbyt surowa w osądzaniu bohatera czy Morettiego. Chodzi raczej o to, że każdy nasz życiowy wybór powinien być mądry i zgodny z naszym sumieniem, i tak też należy rozumieć przekaz tego filmu.

Trzęsienie ziemi w Emilii-Romanii nie zakłóciło życia turystycznego w tym regionie

0

W związku z trzęsieniem ziemi, którego epicentrum objęło kilka rejonów Emilii-Romanii we Włoszech, Minister Spraw Zagranicznych, Turystyki i Sportu, Piero Gnudi, uspokaja wszystkich tych, którzy już zaplanowali lub dopiero będą planować wakacje w obszarach graniczących z tym regionem. Całe terytorium Emilii-Romanii, miejscowości kąpieliskowe nad Adriatykiem, jej główne miasta jak również te, będące ośrodkami sztuki i znajdujące się w strefie bezpośrednio przylegającej do obszarów dotkniętych trzęsieniem ziemi, są w pełni bezpieczne. Wybrzeże Adriatyku nie ucierpiało w sposób szczególny podczas trzęsienia, a wszystkie struktury turystyczne, zarówno hotelarskie jak i te dotyczące obsługi turystów, funkcjonują bez zmian.

Zarówno epicentrum jak i największe szkody wywołane przez trzęsienia ziemi, które miały miejsce 20 i 29 maja, skoncentrowały się w kilku rejonach graniczących z prowincją Modeny, Ferrary, Reggio Emilii i Mantui. Z wyjątkiem tych kilku specyficznych obszarów, nie ma żadnych ograniczeń dotyczących kwestii turystycznej w pozostałej części regionu, czy też w pobliskich prowincjach. Sieć drogowa jak i kolejowa są w perfekcyjnym stanie, lotniska funkcjonują bez zmian, tak samo jak linie telekomunikacyjne. Hotele i inne struktury hotelarskie działają bez zakłóceń, natomiast całe bogactwo kulturowe, znajdujące się na terenie tego obszaru, jest otwarte dla zwiedzających.

Trzy minuty z Prezydentem

0

Są takie poranki kiedy wstaje się wbrew własnej woli. Patrzę za okno: szykuje się nieznośny dzień. Jest czerwiec, ale w Warszawie panuje atmosfera iście włosko-listopadowa. Żeglarska wiatrówka, okulary przeciwsłoneczne, które bardziej chronią przed życiem niż przed światłem oraz policyjna czapka południowo-amerykańska pomagają wtopić się w tłum ludzi z którymi muszę się zmierzyć pokonując trasę z domu do biura. Muszę przyznać, iż czasem bawi mnie pojawianie się w zapracowanej Babka Tower w stroju przywołującym na myśl dziennikarza wojennego, dzielenie windy z odstawionymi pracownikami korporacji przekonanymi, iż czarne buty z czubkami i dwukolorowa koszula, przeważnie biało-różowa, przywołująca na myśl fartuchy pielęgniarek i pupę niemowlaka, są symbolem przynależności społecznej odnoszącego sukcesy managera, być może wraz z nerwowym pstrykaniem palcami po automatycznym pilocie od auta, dumnie zaparkowanego w garażu. Jeszcze bardziej zabawne jest natomiast spotkanie z wyperfumowanymi sekretarkami, przekonanymi na podstawie swej krótkiej egzystencji, iż w mig potrafią odróżnić osoby ważne, od tych, które nigdy nie zrobią kariery. Z chłodnym dystansem obserwują świat, w tym i mnie w windzie, z wysokości 12-centymetrowych obcasów, tworząc piramidę przynależności społecznej poprzez ocenę zewnętrzną, bazującą na artykułach o modzie z magazynów glamour i uprzedzeniach codziennie potwierdzanych przez ich bossów. Po cichu wślizguję się do biura, w powietrzu rozbrzemiewa stukot klawiatury naszych nieustraszonych dziennikarek-tłumaczy. Jakie wiadomości na dziś? “Napolitano jest w Warszawie”, mówi mój sabaudzki wspólnik. “Spróbowaliśmy zorganizować z nim spotkanie?” pytam natychmiast. “To jest wizyta oficjalna, program nie przewiduje spotkań z dziennikarzami”, pada odpowiedź. “No dobrze, a gdybyśmy poszli pod ambasadę i złapali go kiedy będzie wsiadał do samochodu?” kontynuuję. “Cóż… to nie takie proste. Dzisiaj będzie uczestniczył w spotkaniu upamiętniającym garybaldczyka Francesco Nullo, który zginął broniąc wolności Polski. Jeśli chcesz możemy iść zrobić ze dwa zdjęcia” próbuje zadowolić mnie mój wspólnik. “Pewnie! I damy mu egzemplarz Gazzetta Italia!” odpowiadam znajdując coś, co nada sens temu czerwcowo-listopadowamu porankowi. Mój wspólnik patrzy mi w oczy z uprzejmym piemondzkim zakłopotaniem. Wiadomo, na tych piemondzkich ziemiach, daleko od morza, ludzie kochają planować, zarządzać odpowiednio swoimi dniami, osiągać wyznaczone sobie cele juz od wczesnych lat szkolnych. W Piemoncie ludzie mają cierpliwość, by uprawiać winnice i szukać trufli. W Wenecji natomiast zostaliśmy wychowani wymieniając na pokładach statku po najlepszej cenie kawę, sól, pieprz i jedwab oraz daliśmy światu banki, których nazwa (tak jak wiele innych nazw, które Republika Wenecka dała światu) pochodzi od “banco” (lada), “banco-giro” gdzie w Rialto Żydzi i Chrześcijanie, na bardzo obostrzonych warunkach, udzielali pożyczek. Tak więc ten, kto urodził się w mieście, które opiera swoje fundamenty na niepewnych wodach laguny i które zbudowało swoją historię podczas tysiącleci, handlując na dalekich rynkach lub w wilgotnych sukiennicach przy Canale Grande, jest gotowy ominąć każdą formalność, by rozpocząć “załadunek towaru”. Spotkać prezydenta własnego kraju jest natomiast towarem deficytowym. Udajemy się więc do parku Frascati, tak, w Warszawie jest park Frascati, w poszukiwaniu pomnika Francesco Nullo. Kiedy docieramy na miejsce polska warta honorowa jest już ustawiona. Żołnierze są sztywni i dumnie wyprostowani, dobrze się prezenują, mimo, iż ich pozycja nie jest wygodna. Dookoła, z groźnym spojrzeniem i wyglądem bodyguardów, krążą członkowie ochrony włoskiej i polskiej. Ja, wyglądem przypominający posłanego w ślad za podkomendantem Marcosem, oraz mój wspólnik w nieskazitelnym płaszczu nieprzemakalnym londyńskiego bankiera, zostajemy grzecznie poproszeni o poddanie się kontroli. Jeden z agentów wyciąga z wielkiej torby ręczny skaner ciała, którym zostajemy sprawdzeni. “Teraz zapytamy ochronę kiedy możemy dać Gazzetta Italia prezydentowi Napolitano, prawda?” zastanawiam się na głos. “Seba, to niemożliwe, spotkanie nie zostało wcześniej zaplanowane, nie pozwolą nam zbliżyć się do prezydenta” pada skrupulatna odpowiedź mojego eleganckiego wspólnilka, który już defiluje by ustawić się ze sprzętem za pomnikiem, tuż obok dwóch kamerzystów. Ale jak to, zaraz pojawi się Napolitano a my mamy się zadowolić zdjęciem zrobionym z dużej odległości? Niepokoję ochronę wyciągając moją legitymację prasową. Wyjaśniam prostotę mojego pomysłu: wręczyć egzemplarz Gazzetta Italia prezydentowi, czas wykonania zadania 30 sekund. Fakt, iż byłem jednym z Carabinieri pomaga mi wybrać odpowiednie słowa i odpowiednią postawę, dzięki czemu otrzymuję odpowiedź nienegatywną: “skontaktuję się z ochroną, która jest przy prezydencie, by dowiedzieć się czy możemy przeprowadzić tę nieprzewidzianą operację”. Mój rozmówca oddala się, dzwoni i powraca: “zobaczymy jak potoczą się uroczystości, jeśli nie będzie czasu, będzie pan mógł mnie dać gazetę a ja przekażę ją prezydentowi”. “Oczywiście, wydaje mi się, że tak będzie najlepiej” odpowiadam spokojnie, choć obydwoje wiemy, że tak nie będzie. Mija dziesięć minut, oblicza żołnierzy z warty honorowej są zsiniałe, utrzymanie odpowiedniej pozycji to wielkie wyzwanie. By poprawić krążenie krwi, żołnierze poruszają jedynie palcami. W końcu zbliżają się migające samochody. Jeden, drugi, trzeci, czwarty, wszystkie przejeżdzają przed pomnikiem. Nareszcie piąty samochód zatrzymuje się dokładnie na przeciwko i wysiada z niego prezydent Republiki Włoch. Tłum się zrywa, bodyguardzi się poruszają. “Prosta i krótka lecz trafiająca dobrze do odbiorców” wyobrażam sobie wyważony komentarz prosto z Kroniki filmowej lat sześćdziesiątych. Wieniec złożony. Napolitano odwraca się kieruje się w stronę samochodu. Alessandro Vanzi, mój dobrze zbudowany wspólnik, podnosi ręce do góry, nie jako znak zwycięstwa lecz by sfotografować prezydenta ponad głowami kamerzystów, którzy zajęli miejsca tuż przed nim. Szybkim krokiem podchodzi do mnie mój rozmówca z ochrony i wypowiada prorocze słowo: “teraz!”. Tylko na to czekałem. Przeciskam się przez tłum, w stronę prezydenta, torując sobie drogę łokciami, napotykając zdziwiony wzrok ochrony polskiej i mruków z tej włoskiej, którzy przecież już wszystko przewidzieli. Jestem naprzeciwko mojego prezydenta. Wokół tworzy się krąg złożony z sił porządkowych w uniformach, ochrony cywilnej, przedstawicieli świata telewizji, fotografów i eleganckich businessmanów. Wszyscy znieruchomieli, by przyjrzeć się nieoczekiwanej scenie. Przedstawiam się w najbardziej prosty i zwięzły sposób, by jak najszybciej zapewnić, iż nie wkręciłem się tutaj po cichu, iż nie jestem jednym z tych, co za plecami dziennikarzy wypowiadających się sprzed Palazzo Chigi pokazują prezerwatywy. Wręczam egzemplarz Gazzetta Italia. Pełne zdziwienia oczy Napolitano błyszczą: “Wspaniali! Włoska gazeta w Polsce. A ilu was jest? Czym się głównie zajmujecie?” Odpowiadam krótkimi i zwięzłymi zdaniami, podczas gdy prezydent przegląda z zainteresowaniem gazetę. Usiłuję wyjaśnić w kilka minut, iż w Polsce istnieje włoski świat, który potrzebuje obecności i wsparcia silnych Włoch. W tym rozwijającym się kraju jest wiele osób, które podwinęły rękawy i z odwagą tworzą własną firmę, odnoszącą często sukcesy. Wspominam również o wielkiej uwadze jaką poświęcają Polacy nieskończonym wpływom włoskim na sztukę, kulturę, modę i kuchnię. “Mieszkasz tutaj?” pyta Pan Prezydent. “Dokładnie pomiędzy Warszawą a Wenecją” odpowiadam. “Co za piękny most kulturowy! Bardzo się cieszę. Róbcie tak dalej, wasze dzieło jest ważne dla Włoch” żegna się miło zaskoczony Napolitano. Wsiada do samochodu, krąg się rozprasza. Misja zakończona! Wracamy zwycięsko do biura. Znów jestem w windzie Babka Tower. Patrzę na drzwi, które po mału zaczynają się zamykać, i w tym momencie wchodzi pani manager. Ładna trzydziestolatka w kwadratowych okularach, z której aż unosi się kosmopolityzm. Wita się, przegląda w lusterku, układa włosy, odwraca się w moim kierunku i próbuje przeczytać coś z Gazzetta Italia, którą trzymam w ręku. “Proszę, jest po polsku i po włosku, wydajemy ją tutaj na 15° piętrze” miło się uśmiecham podając jej gazetę. “A ciekawe! Dziękuję” odpowiada zaciekawiona zanim wychodzi na 14° piętrze wesoło się żegnając. Z pewnością była to pani manager a nie sekretarka.

 

Trzy kraje w ciągu tygodnia, Romney z wizytą w Polsce

0

Aleksandra Szumilas

30-31 lipca w Polsce przebywał potencjalny republikański kandydat na prezydenta USA, Mitt Romney. Spotkał się z Prezydentem Bronisławem Komorowskim, byłym Prezydentem Lechem Wałęsą, Premierem Donaldem Tuskiem oraz Ministrem Spraw Zagranicznych Radosławem Sikorskim. Ostatnim punktem wizyty Mitt’a Romney’a w Polsce było przemówienie w Bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego. Organizatorami spotkania był Polski Instytut Spraw Międzynarodowych, The German Marshall Fund of the United States oraz Instytut Lecha Wałęsy. Wszyscy spodziewali się, że przemówienie będzie dotyczyło planów polityki zagranicznej amerykańskiego kandydata, który potencjalnie miałby zastapić Baracka Obamę, ale przemowa była raczej historycznym przekrojem stosunków polsko-amerykańskich oraz hołdem dla Polski. Romney mówił o udziale Kazimierza Pułaskiego w odzyskanie niepodległości przez Amerykanów, o Solidarności, o Janie Pawle II i o Lechu Wałęsie. Postawił Polskę jako przykład kraju, który przez ostatnie 20 lat zmienił się w nowoczesne państwo. Mówił o polskiej gospodarce, która mimo kryzysu rozwija się i jest ewenementem na skalę europejską. Ale nie mówił o tym dużo. Nie składał obietnic. Nie mówił o planach i o tym co będzie jeśli wygra. Oczywiście, pozytywną stroną wizyty Romneya w Polsce jest to, że nareszcie mówiło się trochę o Polsce w Stanach. Mitt Romney odwiedził wcześniej Wielką Brytanię i Izrael i każda z tych wizyt skończyła się gafą popełnioną przez kandydata republikanów. Wszyscy czekali co wydarzy się w Polsce, ale nie wydarzyło się nic. Z punktu widzenia marketingowego, była to dobra reklama dla Polski i za to trzeba być wdzięcznym. Na tle gaf i poczynań Baracka Obamy, przez Polaków ocenianych negatywnie, wizyta Romneya była dobrym znakiem. Pozostaje tylko mieć nadzieję, że spotkania, które odbyły się za zamkniętymi drzwiami z Polskimi władzami były bardziej owocne i obiecujące niż przemowa Mitt’a Romney’a w Bibliotece. Choć ta wizyta była dobrym znakiem, trudno powiedzieć czy Romneyowi bardziej zależało na pozyskaniu serc Polonii Amerykańskiej czy na udowodnieniu samym Amerykanom, że zna się on także na polityce zagranicznej. Wybory odbędą się dopiero w listopadzie i choć jak na razie Barack Obama ma nieznaczną przewagę, to nic nie jest jeszcze przesądzone.

Ostuni, miasto do odkrycia

0

Aleksandra Szumilas

Mówi się, że podróże wzbogacają. Ja już sporo podróżowałam, ale są takie miejsca na świecie, które odwiedziłam i które na zawsze pozostały w moim sercu. Jednym z nich jest Ostuni, Białe Miasto w regionie Apulia na Południu Włoch, które wznosi się na trzech wzgórzach na wysokości 218 m.n.p.m.

Miasteczko jest znane wszystkim Włochom. Ale Polakom niekoniecznie. A wierzcie mi drodzy rodacy, warto je poznać! Podczas mojego pobytu we Włoszech, kilkakrotnie tam pojechałam i choć za każdym razem odkrywałam coś nowego, zawsze tak samo urzekała nie jedna rzecz: apulijskie morze.

Szczególnym elementem miasta, który od samego początku przyciąga, są białe budynki. Zawsze kiedy chcę wyjaśnić przyjaciołom jak wygląda Ostuni, porównuję je do greckiej wyspy Santorini tyle, że jest całe białe, bez błękitu. Jest to niewielkie miasteczko liczące sobie 33 tysiące mieszkańców, ale spacery po starym mieście pozostawiają niezwykłe wrażenie. Dla każdego turysty, podróż na Południe Włoch oznacza doświadczenie prawdziwego włoskiego życia. Przez rok mieszkałam w Mediolanie, a za każdym razem kiedy jechałam do Ostuni, z łatwością dostrzegałam różnicę. Staruszkowie, którzy piją spokojnie kawę w barach są zawsze gotowi na małą pogawędkę. Nikt się nie spieszy. I wszyscy się znają. Ale to akurat może być aspektem negatywnym: “obcy” w mieście jest od razu rozpoznawany. Ale to nie szkodzi, bo nie trudno jest zawrzeć nowe znajomości w Apulii.

Sercem miasta jest Piazza della Libertà, gdzie życie się nie zatrzymuje zwłaszcza w długie letnie noce. Światła z barów, dźwięki muzyki i ruch młodych dziewcząt w szpilkach sprawiają, że miasto tętni życiem aż do rana. A wszystko pod czujnym okiem Świętego Oronzo, patrona Ostuni i Lecce, który obserwuje miasto ze szczytu kolumny. Jedną z najstarszych demonstracji folklorystycznych w regionie Salento jest święto ku czci Świętego Oronzo. Choć tak naprawdę głównym patronem Ostuni jest Święty Biagio, a Święty Oronzo uznawany jest przez mieszkańców Ostuni patronem diecezji Brindisi i Ostuni w drugiej kolejności zaraz po Świętym Biagio, ale tak samo przez nich lubianym. Święto Orozno (24-27.08) charakteryzuje się historyczną kawalkadą ku czci Świętego przez najważniejsze ulice miasta. To właśnie kawalkada jest jedną z najstarszych sposobów oddawania czci świętym w Ostuni.

Godna uwagi jest pasja większości mężczyzn i kobiet w Ostuni: motocykle. W niedzielę wyjeżdzają na motocyklowe przejażdżki o ile pozwala na to pogoda. I przyznam sama, choć zawsze bałam się motocykli, że taka przejażdżka nad brzegiem morza to coś niesamowitego. W Ostuni istnieje także klub motocyklistów, którego członkowie od czasu do czasu organizują wspólne wyjazdy, czasami na dalsze trasy. Ostuńczycy dzielą także inną pasję: lubią dobrze zjeść. Aczkolwiek “dobrze” to mało powiedziane. Bo chyba nigdy wcześniej nie widziałam, że można aż tak zachwycać się kawałkiem dobrego mięsa. Wyjście do restauracji w Ostuni to swego rodzaju święto jedzenia z przystawkami, pierwszym i drugim daniem, deserem i litrami wina. Ja osobiście polubiłam tam owoce morza. Tak naprawdę w Ostuni nauczyłam się je doceniać. Pierwszy raz kiedy zobaczyłam talerz jeżowców, przestraszyłam się, ale wystarczyło 5 minut, abym nauczyła się doceniać ich smak. Wystarczyła jedna wizyta w Ostuni, abym nauczyła się doceniać wino, jedzenie i abym wiedziała, że muszę tam jeszcze wrócić. Bo jeden raz w Ostuni nie wystarcza.

Federico Barocci

0

Scena Piąta: FEDERICO BAROCCI.

Urbino 1603 rok. Pracownia FedericoBarocci.

MUZYK: (Zza sceny dobiega dźwięk instrumentu)

BAROCCI: Dlaczego uciekłem z Rzymu i schroniłem się w moim Urbino? (Krzycząc) Ponieważ rzymskie ulice stały się tak niebezpieczne, z tymi wszystkimi żebrakami, plebsem ze wsi, że podróżni zostali poproszeni przez władze o pozostawianie toreb pod opieką bankierów. Włóczenie się nocą po zaułkach ani trochę nie pozwala czuć się spokojnym. Nawet papież, podczas ceremonii, przed wypiciem z kielicha, musi użyć fistuły, retorty. Ale tak naprawdę schroniłem się w Urbino, ponieważ w Rzymie otruli mi… ciało, umysł i krew!

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: (Ze środka sceny) I teraz wszyscy przychodzą powiedzieć mi, że jestem chory, ponieważ, według nich żyję w moim ciele jak w jakimś podstępnym, nienadającym się do zamieszkania miejscu. Wszystkim łatwo się mówi! Ja czuję się źle w wyniku tego podstępnego i haniebnego otrucia. Jeszcze jak! (Pauza) Tutaj przynajmniej żyję w moim ciele, w sensie czuję się jak w domu! Tylko tutaj, w moim mieście, czuję się spokojny, ugoszczony przeze mnie, wewnątrz mnie, w miejscu, które mnie rozpoznaje i mnie w sobie mieści. I to pozwala mi eksperymentować w dobrym samopoczuciu, którym charakteryzuje się moja egzystencja, moje bycie na świecie.

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: Jestem synem i wnukiem rytowników i rzeźbiarzy. I nawet jeśli studiowałem sztukę mojego rodaka Raffaello i miałem kontakty z Michelangelo, z Vasarmi i z dynastią Zuccari, znaczącą dla mnie sztuką była ta mojego jedynego i prawdziwego mistrza: Correggio. W rzeczywistości, często w sztukach teatralnych, zawarłem powab i żywość kolorów właściwe temu malarzowi z regionu Emilia-Romania, dużo chętniej niż tragiczną 'zgrozę’ Michelangelo. A później, pomimo mojej chrześcijańskiej duszy, nie przedstawiałem i nie przedstawiam w sposób poważny przepychu kościoła, nawet jeśli wśród moich zleceniodawców był papież, bo moją intencją było i jest dotykać bezpośrednio dusz wiernych, wzbudzając w nich takie wzruszenie, które później często widziałem, i nadal widzę, jak zamieniało się w pobożność.

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: (Ze środka sceny) Czegokolwiek by się nie powiedziało, z pewnością nie przeżywam choroby jako wyboru życiowego, tak jak inni. Wie o tym dobrze mój uczeń Lilio, który zawsze był mi bliski! Jeżeli teraz odczuwam bóle brzucha a wczoraj głowy, to powtarzam, że to tylko dlatego, że zostałem otruty. Ale wszyscy się na ten temat wypowiadają: „Twoje odizolowanie się wprowadza cię w stan coraz większego niepokoju, stajesz się niemal sparaliżowany w sytuacji, w której wcześniej czy później zostaniesz uwięziony bez odwrotu. Jeżeli dalej będziesz żył w takim odizolowaniu skończy się na tym, że nie będziesz już mógł żyć własnym życiem. Ogarnie cię przygnębienie, gdy zorientujesz się, że nie jesteś już w stanie dłużej żyć, a wtedy przydarzy ci się, że znów zaczniesz pić, próbując ukoić ból i smutek. I tak pijąc jeden kieliszek wina za drugim zobaczysz jak znika też tych kilka złotych tarcz, które ci pozostały”.

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: Tutaj natomiast, na przekór wszystkim innym, to ja jestem tym, który tworzy. Jestem też portrecistą, rysownikiem i kwasorytnikiem. Moje życie jest barwne. A moje kolory to róż i błękit nieba, kolor pomarańczy, szarość umbryjskich kamieni i ochrowa czerwień sieneńskiej ziemi. Nie wierzcie, że porzuciłem Rzym z bólem! Rzym bliski mi przez obecność Caravaggio, Kardynała Cesare Baronio, Kawalera D’Arpino z braci Deo Gratias, Rubensa, Pomarancia. Dla Pippo Bono namalowałem „Objawienie Marii w Świątyni”, dla Oratorian „Nawiedzenie Najświętszej Marii”. Pójdzie zobaczyć moje „Zdjęcie z krzyża”, „Przeniesienie Chrystusa do grobu”, wszystkie są moimi dziełami! Ja maluję w taki sposób, żeby widz, który zbliża się do mojego obrazu, został od razu złapany niczym w sieć namiętności, nastrojów, spojrzeń, by wszystkie pożądane przeze mnie środki wyrazu zachęciły go do emocjonalnego uczestnictwa w chwili, w której utrwaliłem je na płótnie. Każde z moich dzieł ujrzało światło dzienne po bardzo długim i mozolnym upływie czasu, charakteryzującym się przemyśleniami i różnymi układami kompozycyjnymi, ponieważ zawsze starałem się osiągnąć najodpowiedniejszy sposób by móc jak najintymniej dotknąć istoty rzeczy i chwil. Moje postacie muszą wydawać się ożywione od środka, jakby od podmuchu wiatru, który przybywa by poruszyć draperie. A moje świetliste wibracje naprzeciw ciemnych niebios muszą wyglądać jak przebłyski burzy umysłu moich postaci.

MUZYK: (Intonuje medlodię)

BAROCCI: (Ze środka sceny) Ale teraz zostawcie mnie w spokoju! Zostawcie mnie samego! Mówię również do Was (Wskazuje na publiczność). Pamiętajcie, że my wszyscy jesteśmy we władaniu zła. I ten, który rządzi światem, który nie pozwala nam wybrać jak chcemy się urodzić, który nie pozwala nam wybrać chociażby choroby lub śmierci, to On zmusza nas często do bycia jego narzędziami: kiedy na przykład grozimy, napadamy lub zabijamy. Również natura jest na posługi zła. Przyjrzyjcie się katastrofom, klęskom głodowym, epidemiom. Czasem przychodzi mi na myśl, że mają rację ci od Reformacji, którzy twierdzą, że człowiek w pewnym sensie rodzi się z przeznaczeniem do potępienia lub zbawienia. To właśnie przeznaczenie i łaska pozbawiają człowieka wolnej woli!

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: Jeżeli ja mówię o tych rzeczach oznacza to, że znam „prawdę”. Z pewnością moja „prawda”, tak w życiu jak i w malowaniu, jest moją „prawdą”, tak jak czuje to moja natura. W rzeczywistości w moim życiu i malowaniu to ja jestem artystą wyszukanym i wrażliwym, ale śledzę też z uwagą wszystko i wszystkich. Na moich płótnach, jak już wcześniej powiedziałem, oddaję szczególną grę świateł, rozpływających i przenikających się form, lekkich i miękkich kolorów, jednakże preferuje kompozycje wesołe i strojne, przeładowane jedwabnymi tkaninami i zdobieniami, ale najbardziej kocham tworzyć kompozycje zatłoczone ludźmi i zwierzętami. Tak, zwierzętami…, czystymi duszami!

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: (Schodząc ze sceny) Oczywiście, życie jest męczące! Z biegiem czasu życie samo w sobie męczy każdego. Do tego odkrywamy, że nasza egzystencja zmierza ku końcowi właśnie wtedy gdy czujemy, że dopada nas to zmęczenie. Trochę jak wtedy, gdy odczuwamy obecność naszego serca, które zwraca na siebie uwagę, by zasygnalizować, że jest chore albo gdy zaczynamy bać się własnych lęków, co uzmysławia nam, że straciliśmy pogodę ducha. O tych i jeszcze innych rzeczach dobrze wie ten święty człowiek od Cesare Baronio, który w każdej chwili ma przed oczami śmierć. Jeśli nie miałby w sobie wiary, która go odnawia, dzięki której potrafi odnaleźć siebie… A jednak, pomimo mojego egoizmu podyktowanego w pewnych momentach obroną przed moim złym samopoczuciem, czuję, że Kardynał Baronio jest ze mną, jest po mojej stronie. Dowiedziałem się, że on często medytuje przed moimi obrazami u Świętej Marii w Vallicelli, nie wierzcie! Razem ze świętą duszą Pippa Bona (Pauza). Oni, oboje, oczywiście że są po mojej stronie!

MUZYK: (Intonuje melodię)

BAROCCI: Pippo Bono. Tak, ojciec Filippo Neri! Oto dlaczego przed porzuceniem Rzymu zdecydowałem się namalować na jego cześć kiosk zaraz obok jego antycznego kościoła San Gerolamo della Carità, medalion do powieszenia na rogu budynku, który znajduje się tu niedaleko. Jest to medalion podtrzymywany przez dwa kupidyny, z miniaturką namalowaną temperą na desce, która ma przedstawiać „Tego, który się chyli by pocałować stópkę Dzieciątka Jezus pod najsłodszym spojrzeniem Najświętszej Marii Panny”. (Schodzi ze sceny)

Europejski krok w przód Polaków!

0

8 czerwca Polska oszalała za sprawą Euro 2012. Pojawiły się flagi, chorągiewki ozdabiające samochody, wstążeczki, czapeczki i wiele innych biało-czerwonych symboli. Naród się zjednoczył, razem śpiewał i się bawił, a to wszystko po to, by nasze „Orły” odniosły sukces. I mimo że polska reprezentacja już osiem dni później pożegnała się z turniejem – pozostawiając żal w sercach kibiców – Polacy nadal cieszyli się atmosferą Mistrzostw Europy, bo Euro to nie tylko futbol, to także święto, zabawa, a w końcu olbrzymi rozwój kraju, który go organizuje.

Prawda jest taka, że zarówno dla Polski, jak i Ukrainy, przygotowanie tego wielkiego turnieju było czymś więcej niż organizacja tej samej imprezy przez Austrię i Szwajcarię w 2008 roku. Dla Polaków trwające niecały miesiąc rozgrywki piłkarskie były szczytem góry lodowej, która składała się z pięcioletnich przygotowań. Euro 2012 było impulsem do modernizacji infrastruktury, rozbudowy dróg i komunikacji oraz świadomości obywateli, że kraj, na który mamy w zwyczaju narzekać, potrafi wziąć się w garść i zorganizować wielkie europejskie wydarzenie. Bez Euro na taki skok gospodarczy musielibyśmy czekać jeszcze kilka lat.

Po Mistrzostwach Europy pozostają nam inwestycje, z których zadowoleni mogą być nawet eurosceptycy – nowe lotniska, nowoczesne dworce, rozbudowana sieć autostrad i dróg krajowych. A to z czym nie zdążyliśmy, ma być dokończone po Euro. Jednak kwestią sporną nadal pozostają stadiony i ich wykorzystanie po turnieju. Wszyscy wiemy ile kosztowały i jak dużo pieniędzy potrzeba na ich utrzymanie. Jak się okazuje, powstały one z myślą o przyszłości. Na przykład, na Stadionie Narodowym możemy znaleźć największe obiekty konferencyjne w kraju, które mogą przyciągnąć przedsiębiorców do organizowania imprez firmowych, spotkań biznesowych czy bankietów. „We wrześniu nie ma już wolnych terminów”, mówi rzeczniczka Narodowego Centrum Sportu, Daria Kulińska. Nie zapomnijmy również o organizacji koncertów Madonny czy Coldplay. Nie inaczej sytuacja wygląda we Wrocławiu, gdzie rozegrany zostanie mecz towarzyski między Brazylią a Japonią. Nie wiadomo jeszcze, co oprócz meczów piłki nożnej, będzie działo się na stadionach w Gdańsku i Poznaniu, ale wstępne projekty na pewno istnieją. To, czy stadiony zaczną same na siebie zarabiać czy będą obciążać budżety miast, okaże się już niedługo. Jeżeli to drugie, zapłacą za to Polacy.

Na wielkie korzyści wynikające z Euro liczyli hotelarze i restauratorzy. Podczas trwania turnieju wykorzystanie pokoi przekroczyło 90%, a najwyższe ceny (ponad 200 euro za pokój) osiągnęły hotele z Trójmiasta. Jednak mistrzostwa się skończyły i trzeba zacząć myśleć o tym, jak przyciągnąć do siebie podróżnych, skoro w Polsce na razie nie przewiduje się takiej fali turystów, jak podczas Euro 2012.

Ważnym aspektem współorganizacji Euro 2012, oprócz rozwoju infrastruktury i gospodarki, była promocja Polski na arenie międzynarodowej. Przyjechało do naszego kraju mnóstwo kibiców, którzy zobaczyli atrakcyjny kraj, doświadczyli prawdziwej polskiej gościnności, poznali sympatycznych Polaków i spróbowali regionalnego jedzenia. Przekonali się, że dawno wyszliśmy spod komunistycznej kurtyny, a w Polsce nie ma już po niej śladu. Zastali zmodernizowane państwo i miłą atmosferę. Dzięki temu aż co drugi odwiedzający Polskę obcokrajowiec deklaruje chęć szybkiego powrotu. Najbardziej zadowoleni z podróży do naszego kraju byli fantastyczni kibice z Irlandii oraz odwiedzający Wrocław Czesi.

Z pobytu w Polsce cieszyli się również sami piłkarze. „Fantastico Baltico”, pisał na swoim Twitterze Iker Casillas, który czas wolny spędzał z narzeczoną Sarą Carbonero nad Morzem Bałtyckim. Hiszpańskiego obrońcę, Gerarda Pique, odwiedziła Shakira, która skorzystała ze ścieżek rowerowych w Juracie, a z Opalenicy pod Poznaniem zadowoleni byli Portugalczycy.

Wielkim hitem wśród Polaków na Euro 2012 stały się strefy kibica, gdzie atmosfera była wręcz fenomenalna. Frekwencja i zadowolenie było tak zdumiewające, że fani futbolu domagają się powtórzenia tych atrakcji w czasie eliminacji do MŚ w Brazylii, które polska reprezentacja rozpocznie we wrześniu. Mimo dużego zainteresowania jest to zadanie niewykonalne ze względu na koszty, ale nikt nie wyklucza, że fan zony powstaną, gdy „Biało-Czerwoni” awansują do fazy grupowej Mundialu.

Polska w pełni wykorzystała przywilej organizacji Mistrzostw Europy. Mimo że nasi piłkarze nie wyszli z grupy, to my już ten turniej wygraliśmy, modernizując kraj przez ostatnie pięć lat, otwierając się na Europę a następnie przez 23 dni rozgrywek pokazując pozytywny wizerunek i miłą atmosferę. To wszystko składa się na zwycięstwo Polaków i ogromny skok cywilizacyjny. A efekty? Już widać pierwsze z nich: Europa zaczyna nam ufać i pozwala na organizację kolejnych ME. Tym razem w piłce ręcznej w 2016 roku!