Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 42

Piłka nożna metaforą walki, która pozwala Włochom marzyć

0

Piłka nożna cieszy się niebywałą popularnością i przyciąga uwagę milionów fanów z całego świata, którzy kibicują swoim drużynom na żywo lub przed ekranem. To zjawisko jest szczególnie widoczne we Włoszech, w tym kraju popularność piłki nożnej oraz uwaga poświęcana reprezentacji narodowej znacznie wykraczają poza sport. Wystarczy spojrzeć na zdjęcia przedstawiające włoskich kibiców świętujących zwycięstwo Azzurrich w Mistrzostwach Europy, aby zrozumieć, że piłka nożna w Bel Paese to nie jest tylko rozrywka.

Mistrzostwa Europy, które 11 czerwca rozpoczęły się w Rzymie wzruszającą ceremonią otwarcia na Stadionie Olimpijskim, przyniosły wszystkim Włochom trudno wytłumaczalną radość. Z dnia na dzień ludzie zmęczeni koszmarem pandemii i poświęceniami, które wydawały się nigdy nie mieć końca, zaczęli się uśmiechać i odzyskiwać ducha, dzięki tym 11 mężczyznom biegającym za piłką. A wszystko to miało miejsce, ponieważ dla Włochów piłka nożna „reprezentuje moment, którym należy się dzielić, który jest okazją do socjalizacji, do spotkań towarzyskich, wyrażania uczuć oraz czasem spełnionych lub zawiedzionych nadziei” (D’Amore 2014, s.39). I tym razem nadzieje nie okazały się próżne, wręcz przeciwnie, finał w Londynie rozemocjonował wszystkich, od najmłodszych, którzy oglądali mecz do późna (tej nocy żadna włoska mamma nie miała zamiaru posłać dzieci wcześniej spać) po najstarszych, od kobiet po mężczyzn, od okazjonalnych kibiców po tych, którzy całe swoje życie poświęcają piłce nożnej. Dla nich ten turniej był jak długa walka z uprzedzeniami i krytycznymi opiniami tych wszystkich osób, które nie lubią włoskiego futbolu. I to porównanie nie jest przypadkowe, wręcz przeciwnie, jeśli się nad tym zastanowić, każdy mecz przypomina bitwę z samym sobą, z przeciwnikami, z różnymi przeszkodami lub bitwę o samych siebie, o zwycięstwo, o (dobro) innych lub o lepszy świat.

W języku futbolu często używa się wojennych metafor i hiperboli ze względu na pewne cechy, które łączą ten sport z wojną. Marino D’Amore, włoski dziennikarz i autor książki „Footballinguistica”, zauważa że „w końcu mecz piłki nożnej to nic innego jak metafora bitwy, w której armia najeźdźców próbuje każdym możliwym sposobem zdobyć bram(k)ę miasta wroga, podczas gdy zaatakowana armia próbuje pokonać tę pierwszą, postępując tak samo. Gol staje się zatem wyczynowo-sportową transpozycją tego podboju, manifestującą się poprzez noszenie barw swojego sztandaru, miasta lub flagi narodowej” (D’Amore 2014, s. 11). Przede wszystkim należy podkreślić, że piłka nożna, jak każdy sport zespołowy, polega na zmierzeniu się ze sobą dwóch grup składających się z jednostek, które razem pracują na wspólny cel, jakim jest zwycięstwo. Z tego powodu bardzo ważna jest umiejętność wspólnej gry (walki), która wpływa na potencjał zespołu. Jeśli chodzi o podstawowe elementy każdej bitwy i każdego meczu, to na równi z zespołowym charakterem należy postawić indywidualność. W tym kontekście piłkarze porównywani są do wojowników, którzy dzięki charakterowi lub geniuszowi potrafi ą odwrócić losy bitwy. Ponadto wśród cech gwarantujących sukces na boisku, zarówno w przypadku piłki nożnej, jak i na polu bitwy, wymienić można: siłę woli, gotowość do poświęceń, odwagę, odporność na stres oraz umiejętność podejmowania ryzyka i brania na siebie odpowiedzialności. Warto zwrócić również uwagę na postać bramkarza, który jest postrzegany przez kibiców i dziennikarzy jako bohater zmuszony do obrony własnej bramki, który często musi samotnie naprawiać błędy popełnione przez kolegów z drużyny. Kolejną postacią, która wyróżnia się na boisku, jest napastnik, któremu powierza się zadanie strzelenia gola, mającego prowadzić jego drużynę do zwycięstwa. Aby osiągnąć ten cel, atakujący musi pokonać obrońców drużyny przeciwnej, a co za tym idzie, jego zadanie przypomina misję żołnierza, który próbuje walczyć z wrogiem (Barroccu 2007, s. 10-11).

Pozostając przy temacie podboju, który łączy piłkę nożną z polem bitwy, warto podkreślić kolejny wspólny aspekt tych dziedzin, a mianowicie opracowywanie strategii, służącym zaskoczeniu przeciwnika i prowadzącym do triumfu. W przypadku piłki nożnej to zazwyczaj trener przyjmuje rolę stratega, który w oparciu o potencjał zawodników tworzy kombinacje ataku i obrony, starając się zidentyfikować słabości rywala. Każdy mecz poprzedzony jest dogłębną analizą statystyk przeprowadzaną w celu lepszego przygotowania się do starcia. Ponadto, zarówno na polu bitwy, jak i na boisku piłkarskim, aby zyskać przewagę nad rywalem, należy najpierw poświęcić jak najwięcej czasu na trening oraz na przećwiczenie różnych zagrań tak, aby móc je zrealizować podczas meczu (Barroccu 2007, s. 50). Postać trenera jest podobna do postaci wodza armii, jeśli chodzi o zadanie udzielania instrukcji oraz podtrzymywania motywacji w zespole. Osoba pełniąca tę rolę musi uważnie obserwować wszystko, co dzieje się na boisku, aby móc dokonywać zmian w trakcie meczu, ponieważ zawodników zmienia się nie tylko ze względów taktycznych, ale przede wszystkim w przypadku przemęczenia czy kontuzji. Innym aspektem upodabniającym mecz piłki nożnej do bitwy jest kontakt fizyczny między zawodnikami, który niesie ryzyko poważnych ran i kontuzji. Niektóre starcia pomiędzy piłkarzami kończą się krwawieniem oraz łzami wywołanymi bólem. Należy jednak podkreślić, że dzisiejsza piłka nożna jest mniej brutalna niż ta w minionych wiekach, dzięki precyzyjnym regułom i obecności sędziego, mimo to język futbolu często czerpie z obrazów wojennych, hiperbolizując wydarzenia na boisku (Barroccu 2007, s. 49-50).

Podczas tych Mistrzostw Europy Azzurri byli dla nas żywym przykładem współpracy, jedności i siły ducha. Pokazali nam, że nigdy nie należy się poddawać, nawet w obliczu długiej drogi do celu czy przeszkód. Od Lorenzo Insigne, któremu po wielu poświęceniach udało się zdobyć koszulkę z numerem 10, do Leonarda Spinazzoli, który pomimo bolesnej kontuzji nie przestał wspierać mentalnie kolegów z drużyny. Nie wspominając o Gianluigim Donnarumma, który pokazał nam jak zachować spokój, czy o Roberto Mancinim, który zaczął trenować włoską drużynę w jednym z najgorszych momentów w historii piłki nożnej w Bel Paese, będąc wówczas jednym z nielicznych, którzy wierzyli w szybkie odrodzenie włoskiego futbolu. Azzurri swoimi działaniami zainspirowali wielu ludzi do dawania z siebie wszystkiego co najlepsze i przypomnieli nam, że wartości takie jak jedność, poświęcenie, solidarność i bohaterstwo pomagają wygrywać zarówno bitwy na boisku jak i te w życiu.

Confindustria Polonia – siła przynależności

0

Rok po pierwszym wywiadzie z prezesem Confindustria Polonia (w Gazzetta Italia 81/2020) wracamy do podsumowania stanu Stowarzyszenia, osiągniętych celów i celów na nadchodzący rok. Wspólnie z Zarządem Confindustria Polonia, któremu dziękujemy za ich dyspozycyjność, postanowiliśmy oddać głos strategicznym członkom Stowarzyszenia, którzy opowiedzieli nam o punkcie widzenia „odbiorców” ich nowego włoskiego domu. Ten trudny rok wystawił wszystkich na próbę, ale także dzięki temu nauczyliśmy się i zrozumieliśmy znaczenie relacji międzyludzkich i siły, a także piękna, jedności i solidarności przekazywanych przez sieć Współpracowników, co można dostrzec w poszczególnych wypowiedziach.

Ivan Senatore – SENATRANS POLSKA

„Confindustria od zawsze była dla mnie punktem odniesienia, który pozwala tworzyć wartościowe relacje i często odnaleźć potrzebną konfrontację między członkami. Confindustria Polonia była dla Senatrans Polska naturalnym miejscem podejmowania decyzji biznesowych, które skłoniły nas do wyboru drogi internacjonalizacji w Polsce: każdy kraj ma swoją dynamikę i uważam, że poleganie na strategicznych partnerach ma fundamentalne znaczenie dla tych, którzy chcą wejść w nowe środowisko przemysłowe. Pomoc wszystkich pracowników Confindustria Polonia pozwoliła nam na nawiązanie kontaktu z wysokiej klasy profesjonalistami, ekspertami i władzami, którzy ułatwili rozpoczęcie naszej działalności i którzy dziś przyczyniają się do dalszego rozwoju. Przyczyniła się również do stworzenia sieci kontaktów, które okazały się niezbędne dla rozwoju naszej firmy”.

W jaki sposób zrzeszanie się może być wsparciem za granicą i jakie narzędzia, waszym zdaniem, należy rozwijać, również w świetle sytuacji pandemicznej?

„Tworzenie sieci kontaktów jest bardzo ważne dla zwiększenia konkurencyjności. Firmy, które są częścią Confindustria Polonia są zakorzenione w strukturze społecznej kraju, ale utrzymują silne więzi z Włochami. Oznacza to, że z niektórymi członkami rozpoczęliśmy wspólną i ciągłą ścieżkę współpracy, która z pomocą naszych 4 centrów komunikacyjnych, stanowiących przydatne narzędzie do podtrzymywania codziennych kontaktów z Włochami. Zajmujemy się transportem i dzięki sieci, którą zbudowaliśmy w Polsce, jesteśmy w stanie sprostać wszelkim potrzebom logistycznym, nawet w czasie takim jak obecny, gdy transport drogowy jest poddany presji, a wiele firm ma trudności z transportem swoich towarów. Te po-covidowe miesiące pokazują bardzo silne przyspieszenie w ruchu towarów, a tworzenie się sieci kontaktów z przedsiębiorcami staje się niezbędne, aby być postrzeganym jako wiarygodny partner, oferujący wysokiej jakości usługi. Poznanie włoskich firm zagranicą sprzyja sytuacjom szybkiej i bezpośredniej współpracy, a inicjatywy tworzone przez Stowarzyszenie, takie jak „Guida paese 2021”, a także spotkania z przedsiębiorcami, dodatkowo sprzyjają wymianie doświadczeń”.

Silvio Corbucci – PLOH VENDING

„Jako przedsiębiorstwo świadczące usługi naszym najważniejszym celem było zaprezentowanie się na rynku przed włoskimi i polskimi firmami. Mając możliwość pokazania naszych usług na rynku byliśmy w stanie pokazać ich jakość i wydajność, a tym samym zdobyć kawałek rynku. Bez wątpienia Confindustria Polonia była w stanie zapewnić nam miejsce, którego szukaliśmy. Dzięki sieci firm, w której tworzenie i pielęgnowanie codziennie angażuje się Stowarzyszenie, możliwość współpracy, wiedzy i wymiany doświadczeń rośnie z dnia na dzień, dając również nam możliwość rozwoju.”

W jaki sposób zrzeszanie się może być wsparciem za granicą i jakie narzędzia, waszym zdaniem, należy rozwijać, również w świetle sytuacji pandemicznej?

„W pierwszym zderzeniu z zagranicznym systemem, na początku pojawia się dezorientacja, dlatego wybór Stowarzyszenia takiego jak Confindustria, które jest w stanie poprowadzić, doradzić i wspierać w pierwszych i w kolejnych krokach, było łutem szczęścia i doskonałą decyzją. Elementy wsparcia w rozwoju oferowane przez Confindustrię są coraz lepsze, co w konsekwencji zwiększa nasze korzyści jako firmy. Istnieje comiesięczny biuletyn, w którym członkowie dostają wiele przydatnych informacji o spotkaniach, odbywających się obecnie w trybie online, które wkrótce powrócą do formy stacjonarnej. Sieć firm utworzona przez Stowarzyszenie jest wartością dodaną. Wspólna wiedza i umiejętności sprawiają, że wszyscy członkowie są bogatsi o nowe doświadczenia”.

W jaki sposób stowarzyszenie może być wsparciem w przyszłości i dlaczego radziłbyś innym przedsiębiorcom, żeby się zrzeszali i stawali partnerami?

„Wykorzystanie synergii wiedzy jest ogromną zaletą Confindustri, kontakt z innymi firmami poprzez spotkania i widoczność zarówno wewnątrz, jak i na zewnątrz stowarzyszenia to kolejne pozytywne strony przynależności do Stowarzyszenia. Możliwość bycia na bieżąco z dynamiką kraju, który nas gości, również dzięki publikacji Guida Paese 2021, vademecum, uzupełniające wizję skutecznego i produktywnego działania, które Confindustria udostępniła swoim Partnerom. Przewodnik powstał powstał w celu pomocy wszystkim włoskim przedsiębiorcom już obecnym na terytorium Polski, będących w trakcie rozwijania działalności w tym kraju, a jako partnerzy strategiczni z przyjemnością przyczyniliśmy się do realizacji tego narzędzia”.

Alessandro Romei – RINA

„RINA to grupa z ponad 150-letnią historią, która liczy niecałe 5000 pracowników i jest obecna na całym świecie z ponad 200 biurami i laboratoriami. Nasza międzynarodowa i sektorowo niejednorodna obecność łączy się z wizją i celami stowarzyszeń branżowych, takich jak Confindustria Polonia. Rina zawsze wierzyła w stowarzyszenia, w silną i jednolitą reprezentację oraz w wielką zdolność włoskiego systemu do doceniania i dbania o wspólne interesy we wszystkich krajach, w których jesteśmy obecni, dlatego jesteśmy dziś strategicznymi partnerami Stowarzyszenia w Polsce”.

W jaki sposób zrzeszanie się może być wsparciem za granicą i jakie narzędzia, waszym zdaniem, należy rozwijać, również w świetle sytuacji pandemicznej?

„Główną korzyścią jest z pewnością poczucie aktywnego udziału w czymś większym i bardziej zorganizowanym, systemie, który daje nam bezpieczeństwo i gwarantuje aktywne wsparcie wszystkich podmiotów włoskiego systemu. Uważamy, że inicjatywy i wydarzenia organizowane przez Stowarzyszenie mają fundamentalne znaczenie, dzięki nim możemy w pełni korzystać z wymiany doświadczeń i wiedzy innych Partnerów. Przykładem Aeromixer, międzynarodowe wydarzenie, które odbędzie się 28 września 2021 r. Wykorzystaliśmy je od razu, stając się jego głównymi sponsorem i promotorem w jednym z sektorów, który nas najbardziej interesuje, czyli w lotnictwie, wobec którego mamy duże oczekiwania”.

W jaki sposób stowarzyszenie może być wsparciem w przyszłości i dlaczego radziłbyś innym przedsiębiorcom, żeby się zrzeszali i stawali partnerami?

„Zrzeszanie się oznacza możliwość wiarygodnej konfrontacji i polegania na wykwalifikowanym partnerze na każdym etapie procesu zarządzania, ale także posiadanie profesjonalnego rozmówcy, ułatwiającego mierzenie się z ważnymi tematami dotyczącymi strategii. Budowanie firmy za granicą niesie ze sobą trudności dla przedsiębiorstw, a wyzwaniom lepiej stawiać czoła wspólnie z grupą ekspertów w dziedzinie internacjonalizacji. Warto tutaj wspomnieć o przewodniku Guida Pease 2021, który jest wartością dodaną w opisywaniu, jaki potencjał ma tak piękny kraj jak Polska. Confindustria Polonia jest również aktywną częścią Federacji Confindustria Europa Wschodnia, gwarantującej dostęp do usług i pomocy poza granicami Polski. Stowarzyszenia są zatem obowiązkowym wyborem dla skutecznej konkurencji na trudnych rynkach międzynarodowych, a włoski system z pewnością potrzebuje silnej, spójnej reprezentacji ukierunkowanej na dobro przedsiębiorstw i specjalistów. Właśnie to znaleźliśmy w Confindustria Polonia: wyraźny zamiar realizacji filozofii, w której działania gospodarcze są ukierunkowane na zaspokojenie wartości takich jak dzielenie się, bliskość, partycypacja, wymiana: wartości, które wykraczają daleko poza zwykłą logikę zysku”.

tłumaczenie pl: Marta Maszkowska

W Weronie nie ma miejsca na sentymenty

0

Było tak jak z Genuą – ciąg zdarzeń rozpościerał się w pamięci nieskończenie jak płaszczyzny Emilii i Wenecji Euganejskiej. Z przekory nie chciałem zobaczyć TEGO balkonu, zapomnieć o wszystkich balkonach. Prawda jest taka, że celem był ołtarz w San Zeno i podążanie za genialnym Mantegną tak bardzo zżytym z tym regionem i okolicami. Na miejscu w witrynie cukierni zaskoczyła mnie natomiast wspaniała rodzima „la torta Russa”, której ostatecznie nie spróbowałem… Wyglądała bardziej pociągająco i słodko niż szekspirowski mit miasta.

Nie mogłem niestety zapomnieć o balkonach, bo przy Piazza delle Erbe w Weronie tak pięknie kwitną zawieszone na nich kwiaty, skręcając się w bajeczne girlandy, których Mantegna nie zapomniał uwzględnić w swoim wiekopomnym ołtarzu w San Zeno. Myślałem o słowach, jakie pisał o mieście i wspomnianym placu Muratow: „Letni poranek lśni tu na wilgotnych płytach ciosu, w krystalicznych strugach fontanny, w barwach owoców i warzyw pachnących ziemią i ogrodem pod białymi parasolami straganów”. Bardzo chciałem to zobaczyć i tak zapamiętałem to miejsce. Werona leży w Wenecji Euganejskiej, a wszelkie wątpliwości co do historycznej przynależności miasta rozwiewa lew św. Marka na budynkach tego niemałego i całkiem zamożnego miasta o aparycji prowincjonalnej mieściny w niektórych zaułkach.

Do Werony przyjechałem bezpośrednio znad jeziora Garda jakimś cudownie znalezionym autokarem na jednej ze stacji bajecznego Sirmione. Miałem wrażenie, że po przyjeździe znalazłem się na zupełnie innym, który został okrojony przez rwące wody Adygi. Swoją drogą, zaskakujące jest, jak żywym, śmiałym i rozległym nurtem płynie ta alpejska rzeka. Città Antica to w istocie taki cypel, na którym od Porta Nuova i Porta Palio (z połowy XVI wieku, autorstwa Michele Sanmichelego), przez dzielnicę Cittadella, aż po Ponte Pietra zgromadzono całe bogactwo Werony. Bazylika, o której wspomniałem mieści się w dzielnicy patrona, czyli św. Zenona. Kościół to przykład północnowłoskiej architektury z ok. XII wieku, galeryjki, kampanila, a wszystko w pasiastej strukturze kamienno-ceglanej oprawy, która wygląda imponująco. Dzieło Andrea Mantegni to pierwsza taka renesansowa nastawa ołtarzowa. Jej oprawa rzeźbiarska przenika się z warstwą malarską, tworząc komplementarną całość – wystarczy zwrócić uwagę na kolumny budujące wrażenie przestrzeni sceny w portyku, czyli Sacra Conversazione z udziałem patrona budowli – św. Zenona, który z kruczoczarną brodą dumnie podtrzymuje pastorał. Warto przyjrzeć się obrazom na predelli, ponieważ są kopiami zagrabionych przez Francuzów w 1797 roku obrazów. Oryginały znajdują się dzisiaj w paryskim Luwrze i w muzeum w Tours. Swoista kara Napoleona za dzielne zaangażowanie miasta w opór przeciwko najeźdźcy, nie tylko zresztą w mieście, o którym mowa.

Spacer od San Zeno Maggiore wzdłuż Adygi pozwoli nam dotrzeć do Museo di Castelvecchio, świadka rządów Scaligerów. Na XIV wiek i osobę Cangrande II della Scala przypadł szczyt potęgi rodu, który jednak nigdy nie doścignął Viscontich czy d’Estów, ale ambicje miał duże, zwłaszcza w zakresie zjednoczenia Italii, kiedy sprzyjało mu szczęście. W tym kontekście często przywoływany jest Dante, który gościł na dworze. Biorąc jednak pod uwagę nie zapędy „humanistyczne” wspomnianego władcy, ale praktyczną polityczną kalkulację i jego skłonność do zapraszania bardzo zróżnicowanego towarzystwa wszelkiej maści banitów, wielki florencki poeta mógł na dworze czuć się obco. Nagrobek Scaligerów w centrum miasta, tuż przy Piazza dei Signori, skrzący się gotyckimi wieżami, to jeden z ciekawszych śladów ich silnego związku ze swoją werońską ojczyzną. W Castelvecchio natomiast można poczuć nie tylko ducha dawnych dziejów, ale także zapach farb i drewna, ponieważ zgromadzono tutaj pokaźną kolekcję dawnej sztuki w otoczeniu pięknie, ale surowo zdobionych komnat. Kiedy mamy w planach podróż do Wenecji, to już tutaj znajduje się jej przedsionek w postaci obrazów nomen omen Veronesego, Belliniego, czy Tintoretta. Warto tu zwrócić uwagę także na dzieła swojaków, czyli np. Stefano di Verona oraz Pisanella. Przy tym drugim warto dłużej się zatrzymać. Ślady twórczości tego jednego z bardziej znanych włoskich artystów (medalierów) można znaleźć rozsiane po całej Weronie. W pierwszej kolejności warto zajrzeć do Kościoła Świętej Anastazji. Wysoko nad arkadą prawej nawy widzimy „Św. Jerzego i księżniczkę”, gdzie tytułowy bohater dopiero zamierza ruszyć w drogę. Pełno tu subtelności. To styl nasycony godną dworskością, który artysta nabył podczas artystycznych podróży, goszcząc u możnych władców. Podobnie jest w kościele San Fermo Maggiore, gdzie widzimy „Zwiasto wanie” i chropowatego, „gotyckiego” anioła, na którego padł tajemniczy blask. Można go zobaczyć tylko w Weronie.

To, co rzuca się jeszcze w oczy podczas spacerów, to na pewno dziedzictwo starożytnych. Najbardziej reprezentatywny w temacie jest amfiteatr – Arena di Verona z I wieku n. e. – znana jako prestiżowy obiekt koncertowy do dzisiaj, zarówno dla muzyków popularnych, jak i klasycznych. Okolice Piazza Brà, przy którym mieści się miejski hot spot, szeroko otwarty, ale trochę chaotyczny. Widok pobliskiego budynku Comune di Verona ze względu na swoją neoklasyczną architekturę w połączeniu z iglastymi drzewami przypomniał mi absurdalnie… Litwę. U naszych wschodnich sąsiadów nie ma jednak tak wspaniałych starożytności, które tutaj często się spotyka. Prócz budynku wzorowanego na Koloseum, o którym była mowa, w mieście można zobaczyć Łuk Gawiuszów, czy pojawiającą się znienacka Porta Borsari. Duże wrażenie zrobiła na mnie niepozorna Porta Leoni, „wpasowana” w nowy budynek. Nowożytna architektura Sanmichelego jest pięknym rozwinięciem tej tradycji.

W powietrzu Werony jest coś sprzyjającego miłosnym dramatom albo politycznym rozrachunkom. Może przez tę płaskość terenu, którą najlepiej, moim zdaniem, można oddać przez przypomnienie nie wyróżniającego się niczym szczególnym placyku S. Pietro Incarnario. Włoski temperament szuka wzniesień, podniet, a tu geograficznie nie ma ich tak wiele. Może więc dobrze Szekspir podgrzał atmosferę, wprowadzając tak rozpaczliwą dramę. Werona to naprawdę wspaniałe miasto, w którym można byłoby pomieszkać pół roku i które doceniłem dopiero na miejscu. Letnie wieczory sprzyjają tu koncertom, a nawet tańcom, które odbywały się późnym wieczorem na jednym z głównych placów. Dziedzictwo wszystkich epok, od czasów starożytnych przez mroki wieków średnich, aż po nowożytność zawieszone w powietrzu nad kieliszkiem czerwonego, ciężkawego jak te średniowieczne mury, ale pysznego Valpolicella, przesądził już zdecydowanie o najlepszych wspomnieniach.

foto: Dawid Dziedziczak

Zanim Marco Polo dotarł do Mongolii

0

Przygody posłów papieskich Benedykta Polaka i Giovanniego da Pian del Carpine (autor: La Geostoria di Ecateo)

W XI wieku tereny między dzisiejszą Mongolią a Mongolią Zewnętrzną, obecnie należącą do Chińskiej Republiki Ludowej, zamieszkiwały koczownicze lub półkoczownicze plemiona skupione w licznych klanach.

Pod koniec XII wieku klan Borjing zdołał podbić inne plemiona, aż w 1206 roku kontrola nad regionem wpadła w ręce Temudżyna. Kontynuując dzieło swoich poprzedników, Temudżyn zreorganizował armię i zawarł sojusze z pozostałymi klanami. Kierował się na południe, podbijając Mandżurię i wysłał wielu swych lojalistów na zachód, aż ci dotarli do Morza Kaspijskiego.

Temudżyn czuł się zobowiązany do spełnienia boskiej misji, która zachęcała go do wprowadzenia nowego ładu na świecie; to nie przypadek, że wkrótce stał się znany wśród swoich towarzyszy, a później w Europie i Azji jako Chinggis-chan (dosłownie „władca oceaniczny”, dający się przetłumaczyć jako „władca uniwersalny”), od którego wywodzi się jego słynny przydomek Czyngis Chan.

Po utworzeniu największego imperium w historii, Temudżyn zmarł w Chinach w wyniku ran odniesionych w bitwie, która odbyła się w 1227 roku. W ciągu kolejnych dwudziestu lat jego następcy jeszcze bardziej powiększyli granice państwa mongolskiego, podporządkowując sobie Półwysep Koreański, Imperium Chińskie, Persję, Pakistan, Kaukaz i dużą część europejskiej Rosji i Ukrainy.

Terytoria te były kontrolowane przez armie konne i surowy system podatkowy. Często, aby pomóc nowym panom, pojawiała się ludność turecka, w szczególności Tatarzy i Kumanowie, którzy wkrótce stali się znaczną częścią mongolskiej elity, do tego stopnia, że władców tych zwykle określa się jako „tatarsko-mongolskich”.

Jednak Imperium było zjednoczone tylko formalnie. Stolica Imperium, miasto Karakorum, założone przez samego Temudżyna na kilka lat przed śmiercią, około 360 kilometrów na zachód od dzisiejszego Ułan Bator, było centrum administracyjnym tylko z pozoru. Czterech najstarszych synów Czyngis-Chana dzieliło swoje obszary wpływów imperium. Karakorum i terytoria chińskie, najważniejsze i najbardziej zaludnione, zostały przydzielone trzeciemu synowi Ugedejowi.

Tymczasem państwa europejskie pospieszyły z otwarciem stosunków z Mongołami, próbując ograniczyć ich natarcie. Jednak w Europie niewiele wiedziano o Dalekim Wschodzie: jedyne informacje o tych dalekich krajach napływały od arabskich kupców. Nieliczni znali język mongolski.

Jednym z nich był młody polski franciszkanin, który złożył śluby pod imieniem Benedykt, stąd Benedykt Polak. Przed otrzymaniem habitu Benedykt (jego prawdziwe imię nie jest znane) był rycerzem pochodzącym z bliżej nieokreślonego miejsca między Dolnym Śląskiem a Wielkopolską i stawił czoła Mongołom w Bitwie pod Legnicą (1241), wpadając w ręce nieprzyjaciela.

Podczas swojej niewoli nauczył się mongolskiego do perfekcji. Uwolniony, wyrzekł się swoich posiadłości i został franciszkaninem. W klasztorze nauczył się starożytnego języka cerkiewnosłowiańskiego i udoskonalił własną łacinę.

Papież Innocenty IV był jednym z pierwszych Europejczyków, którzy wysłali posłów na dwór chana Ugedeja. Po nieudanej próbie oddelegowania na dwór mongolski misjonarza Lorenza z Portugalii, któremu nie udało się nawet opuścić Polski, Papież postanowił zwrócić się do starego brata zakonu św. Franciszka, Giovanniego da Pian del Carpine. Wiosną 1245 roku, kiedy brat Giovanni przebywał w Lyonie otrzymał list od papieża, w celu omówienia przygotowań do soboru, który miał się rozpocząć w czerwcu tego samego roku.

List zawierał bullę papieską skierowaną do władcy mongolskiego, a także spis celów wyprawy: dotarcie do Karakorum, odnotowanie liczby żołnierzy i rycerzy, odnalezienie słabości Imperium, poznanie języków i zwyczajów kultur, które tam żyły oraz zawarcie rozejmu z chanem, przynosząc mu dary wszelkiego rodzaju. Wreszcie Innocenty poradził mu, aby dotarł do granicy mongolsko-polskiej dopiero po odnalezieniu innych mnichów godnych tej wyprawy.

Giovanni opuścił więc Lyon, przejeżdżając przez Kolonię i Pragę, gdzie został przyjęty przez króla Czech Wacława I. Przybywając do Wrocławia wraz z garstką mnichów, Giovanni spotkał Benedykta i od razu przyjął go z radością do grupy, aby mógł skorzystać z jego znajomości języka i kultury mongolskiej. Dokładnie wtedy rozpoczęła się podróż.

W tamtym czasie Polska była podzielona na małe-średnie księstwa: sam Śląsk został rozbity na kilkanaście autonomicznych hrabstw i małych państw. W Krakowie rezydował książę Bolesław V Piast, potomek pierwszego króla Polski Bolesława I Chrobrego. I to właśnie tutaj grupa wędrowców przybyła jesienią 1245 r., szukając porad i darów, które można by ofiarować Chanowi. To samo powtórzyło się w Czersku i Łęczycy, gdzie rezydował książę mazowiecki Konrad I.

Tuż przed przekroczeniem Wisły niektórzy mnisi postanowili jednak zawrócić. Giovanni, z pomocą Benedykta, zaczął spisywać w księdze obyczaje ludów mongolskich i tatarskich oraz informacje o terenach Imperium. Księga ta później przekształciła się w Historię Mongalorum. Przybyli do Kijowa w lutym 1246 roku, miasta w rękach Mongołów przez kilkadziesiąt lat, ale pierwsze spotkanie z członkiem mongolskiej elity odbyło się dopiero wiosną w Saraju, mieście w pobliżu dzisiejszego Astrachania.

Przebywał tam Batu-chan, wnuk Temudżyna, gubernatora regionu i rywal gałęzi Ugedeja, który – jak odkryli wówczas bracia – nie żył od pięciu lat, a walka o tron obracała się na korzyść pierworodnego Gujuka. W swoich wspomnieniach, zatytułowanych De itinere fratrum minorum ad Tartaros, Benedykt pisze, że on i Giovanni zostali zmuszeni do próby ognia (chodzenia bosymi stopami po łożu z rozżarzonych węgli), niosąc swoje dary w geście oczyszczającym i kłaniając się przed złotym posągiem Batu.

Kilka dni później gubernator Saraj, dziękując im za dary, pozwolił kontynuować podróż. Tylko Giovanni i Benedykt mogli opuścić miasto; pozostali współbracia musieli czekać na ich powrót. Późną wiosną legaci papiescy Giovanni i Benedykt podążali biegiem rzeki Syr-Daria. Benedykt był pierwszym Polakiem, który znalazł się na kontynencie azjatyckim. Na początku lipca dotarli do ujścia Ochron, a 22 tegoż miesiąca przeszli przez bramy letniej rezydencji chana, kilka mil od Karakorum: Syra- Orda.

Gdy tylko przybyli, dwaj bracia otrzymali wiadomość, że Gujuk odniósł triumf w walce o tron między krewnymi i przygotowuje się do koronacji. W następnych tygodniach z całego Imperium przybyły poselstwa rosyjskie, perskie, chińskie, koreańskie i gruzińskie, aby oddać hołd nowemu chanowi. Uroczystości opóźniły spotkanie z Gujukiem o cztery miesiące, ale była to doskonała okazja dla obu emisariuszy do zapoznania się ze zwyczajami, polityką i mentalnością miejscowej ludności oraz do rozmów z pozostałymi ambasadorami.

Wreszcie w listopadzie 1246 r. Giovanni i Franciszek zostali przyjęci w Karakorum. W Historia Mongalorum Carpini opisał Gujuka jako człowieka „po czterdziestce, średniego wzrostu, poważnego i dostojnego”. Przekazał władcy bullę papieską, dary od książąt europejskich. W odpowiedzi Wielki Chan polecił im dostarczyć papieżowi list napisany w czterech językach: mongolskim, perskim, tatarskim i łacińskim, w którym domagał się, aby papież rzymski osobiście udał się do Karakorum na czele wszystkich władców Europy oddają mu hołd.

W końcu odmówił nawrócenia na katolicyzm, o który prosili obaj bracia, ale nie ukarał ich z powodu działań misyjnych, które przeprowadzili podczas podróży. Chętnie przyjął dary od nielicznych pozostałych braci po pobycie u Batu-chana, i zapewnił braciom niezbędne środki na podróż powrotną. Kilka dni później Giovanni i Benedykt opuścili Karakorum. Pod koniec maja 1247 dotarli do Saraju, gdzie dołączyli do oczekujących braci, a w listopadzie 1247 otarli do Lyonu, gdzie zasiadał Innocenty IV, będąc jeszcze zajętym soborem. Przyjęci ze zdumieniem, franciszkanie opowiedzieli Papieżowi o swojej podróży i wręczyli mu list od Gujuka.

Podczas swojej podróży, która liczyła osiemnaście tysięcy kilometrów, bez odpowiednich map geograficznych, Giovanni da Pian del Carpine i Benedykt Polak zebrali wiele informacji, które zrewolucjonizowały europejską wyobraźnię na temat Mongołów. Jeśli wcześniej ludność ta była uważana za demony zstępujące na ziemię, ludzi wysokich, z ognistymi rudymi włosami, krwiożerczych kanibali, heretyków dosiadających piekielne bestie, to dzięki dwóm braciom, władcy Europy i papież posiadali bardziej prawdziwy obraz Mongołów.

Oczywiście Tatarzy-Mongołowie pozostali bezlitosnymi wojownikami, chętnymi do podboju świata, ale byli zorganizowanym ludem zdolnych rycerzy, miłośnikami jedzenia i wina, z pewną biurokracją, czystymi, hojnymi wobec więźniów, którzy udowodnili swoją wartość w bitwach i byli tolerancyjnymi wobec religii innych ludzi. W następnych stuleciach informacje te pomogłyby państwom europejskim dowiedzieć się więcej o prawdziwym wrogu, z którym miały do czynienia, zbadać jego słabości, które później pozwoliłyby im pokonać go w bitwie i zepchnąć z powrotem na stepy.

I to zawsze Historia Mongalorum Giovanniego da Pian del Carpine służyła jako podstawa dla europejskich odkrywców i kupców, do przyszłych podróży do Mongolii. Znacznie bardziej znany kupiec wenecki Marco Polo dotarł do Karakorum i Pekinu, choć inną trasą i z różnych powodów, dopiero w 1275 roku. Marco Polo podyktował Rustichellowi da Pisa relację ze swoich podróży na Wschód, autentyczne opowieści zebrane w Il Milione arcydziele literatury podróżniczej.

BIBLIOGRAFIA:
La Geostoria di Ecateo

Autorzy bloga to Marco Canton (założyciel), Alessandro Conte, Ugo De Polo, Filippo Fattori, Federico Favaro, Matteo Pavanetto. Geostoria Ecateo została stworzona z zamiarem zaoferowania szerokiej publiczności narracji na tematy historyczne o charakterze strategiczno-wojskowym i eksploracyjnym, z pomocą ciekawych i szczegółowych map.

Jesteśmy studentami weneckiego Uniwersytetu Ca’ Foscari przekonanymi o nierozerwalnym związku między aspektem geograficznym i narracyjnym. Zbyt często pole kartograficzne jest odtworzone w sposób powierzchowny i pospieszny i staje się elementem drugiego planu w tekście.

Ilość informacji w dobrze wykonanej mapie geopolitycznej jest niezmiernie ważna, ponieważ może pomóc w zapamiętywaniu wydarzeń, które często są zbyt skomplikowane, aby można je było zrozumieć tylko przez prosty odczyt i bez prawidłowego przedstawienia graficznego; dodatkowo mapy oferują czytelnikom podsumowanie wydarzeń i jasną wizję minionego świata. „Odnaleźć się, aby zrozumieć” nie jest zatem prostym sloganem, ale prawdziwym duchem bloga La Geostoria di Ecateo.

tłumaczenie pl: Anna Szalska

„Wszystko zostaje w rodzinie”, reż. Daniele Luchetti w kinach od 19 listopada

0

Co jesteśmy w stanie poświęcić, żeby nie czuć się jak w pułapce i co tracimy, kiedy decydujemy się wrócić do starego życia? Co trzyma ludzi razem, kiedy nie ma już miłości? Czy warto trwać w związku mimo wszystko, pielęgnując jedynie żal i coraz większe zgorzknienie? Ekranizacja powieści „Sznurówki” Domenico Starnonego (w polskim przekładzie Stanisława Kasprzysiaka), który napisał również scenariusz do filmu, to poruszający dramat rodzinny z doskonałymi kreacjami aktorskimi: Alby Rohwacher, Luigiego Lo Cascio, Silvia Orlando, Laury Morante Giovanny Mezzogiorno i Adriano Gianniniego. 

Vanda i Aldo, pragnąc niezależności, pobrali się, kiedy mieli po dwadzieścia lat. Poznajemy ich, gdy mają dwójkę dzieci i pozornie ustabilizowane życie. Pozornie, bo Aldo na co dzień pracuje w Rzymie, a Vanda mieszka z dziećmi w Neapolu. Odległość fizyczna pogłębia również tę emocjonalną. Pewnego wieczoru Aldo przyznaje się do romansu, co uruchamia lawinę bolesnych zdarzeń, które na zawsze naznaczą losy wszystkich członków rodziny. 

Film rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych, w latach osiemdziesiątych i obecnie, dzięki temu dokładnie poznajemy historię bohaterów i powody ich aktualnych zachowań. Daniele Luchetti, którego znamy między innymi jako reżysera filmów Mio fratello è figlio unico (2007), La nostra vita (2010), Anni felici (2013), doskonale porusza się między przeszłością a teraźniejszością, ukazując stopniowo nakręcającą się nić frustracji i nieporozumień. „Wszystko zostaje w rodzinie” był filmem otwarcia 77. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Wenecji.

Lo Cascio: „aktor gra, lecz nie ocenia”

0

Luigi Lo Cascio (ur. 1967) – jeden z najlepszych włoskich aktorów współczesnych, który stał się przez lata synonimem jakości i bezkompromisowości w kinie. Zdobywca dwóch „włoskich Oscarów”, czyli nagród David di Donatello (za  debiut aktorski „Sto kroków” [2000] i „Zdrajcę” [2019]) oraz weneckiego Pucharu Volpi (za „Światło moich oczu”, 2001). W 2012 debiutował jako reżyser filmem „Miasto idealne”, w którym zagrał również główną rolę. Jego pierwsza powieść „Dla każdego wspomnienia kwiat” pojawiła się nakładem cenionego wydawnictwa Feltrinelli w 2018 roku. Jego działalność twórcza to nie tylko kino, ale też teatr, który tak naprawdę jest jego pierwszą miłością; to właśnie dla teatru porzucił studia na medycynie. Rolę życia, czyli rolę walczącego przeciwko mafii dziennikarza Peppina Impastato otrzymał właściwie przez fortunny zbieg okoliczności. Kiedy tylko może – czyta. Jedną z jego ulubionych książek jest zresztą ostatnia powieść w dorobku Witolda Gombrowicza, „Kosmos”. Film z jego udziałem, czyli „Lacci” w reżyserii Daniele Luchettiego (2020), otworzy tegoroczny MFF w Wenecji. Całość wywiadu będzie wkrótce na stronie internetowej Gazzetta Italia, a w tej części Lo Cascio opowiada przede wszystkim o swojej roli w „Zdrajcy” Marca Bellocchia – filmie, który podbił serca Polaków w momencie powrotu do sal kinowych po lockdownie spowodowanym pandemią Koronawirusa. 

Po tak mocnym filmie jak „Sto kroków” nie byłam w stanie wyobrazić sobie pana w roli mafiosa. Nawet w „Zdrajcy” nie gra pan roli klasycznie pojętego członka mafii sycylijskiej, tylko tego, który atakuje jej struktury i współpracuje z włoskim wymiarem sprawiedliwości. Zresztą między filmem Marca Tullia Giordany a filmem Marca Bellocchia są pewne powiązania – w obydwu filmach na przykład pojawia się postać Gaetana Badalamenti.

Kino stwarza w widzu bardzo silną sugestię, więc jeśli jako aktor byłeś wiarygodny w danej roli, to wydaje się niemożliwe, żebyś później mógł przejść na drugą stronę. Jeśli wcieliłeś się w Impastato, jak możesz odgrywać teraz rolę mafiosa? W świecie teatru na przykład takie jednoznaczne myślenie zupełnie się nie sprawdza. Niegdyś Salvo Randone i Vittorio Gassman grali w teatrze Otella i Jaga. Każdego wieczora wymieniali się. W teatrze łatwo przejść z jednej strony na drugą. Jednego dnia jesteś „złem absolutnym”, a następnego wcielasz się w Romea czy Ryszarda III. W kinie widz łatwiej zapomina, że ​​to wszystko, co widzi jest grą reprezentacji i nie oznacza wcale utożsamiania się z wartościami wyrażanych przez postać.

Wcielając się w Peppino Impastato, dobrze wiesz, że reprezentujesz określony sposób współodczuwania świata, określoną etykę.

Nawet gdybym nie zagrał Contorno, czyli mafiosa będącego jednak po stronie prawa, tylko po prostu kogoś powiązanego z mafią, to uczyniłbym to z taką samą dbałością i – w cudzysłowie – przyjemnością. Z czysto aktorskiego punktu widzenia działania artysty powinny ciążyć ku przemianom, metamorfozom i nie powinien on wydawać oceny moralnej swojej postaci. Ponieważ to aktorowi przeszkadza, paraliżuje go. Gdybym pomyślał – „No tak,  Contorno to morderca” – postawiłbym się w opozycji do samego siebie. Każda postać, nawet najbardziej obrzydliwa, w momencie gdy aktor się za nią zabiera, zawiesza swój osąd moralny. W postaci Tottuccio Contorno było dla mnie bardzo atrakcyjne to, że mówił on w dialekcie z Palermo.

Dialekt jest bardzo ważnym aspektem filmu Bellocchia. To nie tylko opowieść o historii Włoch, ale też o włoskim języku. Jedna z najważniejszych sekwencji „Zdrajcy” związana jest z przesłuchaniem Contorna, który nie mówi po włosku, a uparcie w dialekcie, co spotyka się z niezrozumieniem prawników.

W filmie mówię szczególnym dialektem, którym mówią tylko Palermitanie. Już mieszkańcy Katanii czy nawet inni Sycylijczycy nie potrafią dobrze nim władać. To nie jest dialekt do nauki – albo potrafisz go używać, albo nie. Bellocchio widział mnie przede wszystkim w filmach i przedstawieniach teatralnych, w których mówię po włosku. Sprawdził mnie najpierw na castingu; bardzo dbał o autentyczność języka, który od razu prowadzi cię w stronę określonych ludzi, określonego stylu życia, typu rozważań. Po przesłuchaniu mnie uświadomił sobie, że mówię w tym dialekcie w sposób naturalny, powierzył mi także teksty filmu, kwestie dialogowe – czasem sam je tłumaczyłem na palermitański. Kiedy reżyser zrozumiał, komu w tych kwestiach może zaufać, okazał się niezwykle hojny. Pojawiło się zatem miejsca dla improwizacji, ponieważ dialekt składa się również z różnych idiolektów, przerw, powtarzających się zwrotów, bardzo szczególnych powiedzeń. Na przykład scena sprzedaży samochodu w Ameryce była mocno improwizowana, bardzo też „palermitańska” w aspekcie humoru i cieszę się, że jest w stanie rozbawić publiczność na całym świecie.

Filmy o mafii są bez wątpienia jedną ze specjalności włoskiej kinematografii. Wystarczy pomyśleć o serii politycznych kryminałów opartych na książkach Leonarda Sciascii i realizowanych przez takich twórców jak Elio Petri czy Francesco Rosi. Albo też o filmach z Michele Placido w latach 90. Co jest w tym temacie, że tak nieustannie przyciąga włoskich filmowców?

Historie o mafii są zawsze opowieściami o historii Włoch. Szczególnie odkąd stało się jasne, że nie jest to tylko problem regionu – w jego granicach rozgrywa się los całego narodu. Relacje mafii sycylijskiej są zarówno lokalne, jak i światowe, przeplatają się z historią polityczną i gospodarczą świata (ze Stanami Zjednoczonymi, Ameryką Łacińską itp.). Jak udowadnia nie tylko kino włoskie, ale również amerykańskie – opowieści o mafii są zawsze opowieściami ekstremalnymi, w których bohaterowie są prawdziwie szekspirowscy (powracają te same tematy: honor, zdrada, zbrodnia …). Tam, gdzie mamy do czynienia z tak okrutną i ohydną zbrodnią, która osiąga wyżyny przemocy, ale jednocześnie zachowane są w tym wszystkim wartości uważane za „święte”. Wszystko to sprawia, że ​​te historie prowadzą do czegoś, co ma związek z mitem, z wielką tradycją epiki. Stają się interesujące zarówno z punktu widzenia historycznego, jak i ekspresyjnego.

Z Bellocchiem współpracował pan wcześniej przy „Witaj, nocy” (2003). Jak wyglądało spotkanie po ponad szesnastu latach? Czy Bellocchio się zmienił przez ten czas?

Byłem pod wielkim wrażeniem, widząc go ponownie po tylu latach, ponieważ wydawał mi się bardzo chłopięcy, odmłodzony wręcz. Ciekawość w stronę świata, którego nie znał, jak sam zresztą otwarcie deklarował – Bellocchio nie znał Sycylii, języka, opowieści o mafii. Ta chęć odkrywania sprawiała, że ​​był bardzo ożywiony, na planie zawsze stał. Takie właśnie rysuje mi się wspomnienie, zawsze widziałem go  w ruchu – idącego od kamery w stronę aktorów. Jakby go ogarnęła taka twórcza gorączka. Pamiętam, jak w „Witaj, nocy” spokojniej siedział przy swoim scenariuszu. Coś tam sobie zanotował, potem myślał. Ale teraz był bardziej gimnastyczny, jakby porwany przez taniec. Dał się ponieść temu dziwnemu entuzjazmowi, który odnajdziemy w całej tej niewiarygodnej wręcz historii.

Na koniec chciałbym spytać o to z jakim reżyserem z przeszłości chciałby pan zrobić film, gdyby było to możliwe?

Ciężko wybrać jednego. Elio Petri to reżyser, z którym ciekawie byłoby zrealizować film. Oczywiście także Pier Paolo Pasolini. A z amerykańskiego kina marzeniem byłoby pracować ze Stanleyem Kubrickiem i możliwość nakręcenia takiego filmu jak „Oczy szeroko zamknięte” i zagrania roli Toma Cruise’a.

,,To jest Italia!” Aleksandry Seghi już w sprzedaży!

0

Miasteczka pełne barw, skąpane w promieniach słońca. Starożytne zabytki, kilkusetletnie kamienice, ukwiecone balkony i okna. Znamy ten idylliczny obrazek. Kusi każdego, kto choć raz odwiedził Włochy, i zachęca, by zawitać tam ponownie. 

Dajmy się uwieść opowieściom Polki, Aleksandry Seghi, która od ponad 20 lat mieszka we Włoszech. Poznajmy ich historię, tradycje, codzienne życie. Zacznijmy od kawy w przytulnym barze, potem wyruszmy w podróż po włoskich miastach i miasteczkach, teatrach i scenach, kościołach i ogrodach. W tej podróży towarzyszyć nam będą znani Polacy, którzy bardzo lubią Italię i chętnie w niej bywają nie tylko ze względów zawodowych, ale i prywatnie. Dali się namówić Autorce na rozmowy o Włoszech, o tym, co ich urzeka, fascynuje, jak się tam czują. Zmęczeni podróżą? Czas na sjestę i celebrowanie posiłków w rodzinnym gronie. Skosztujmy włoskich przysmaków. Nie zabraknie makaronów, owoców morza, warzyw, ziół i oliwy, a na deser koniecznie lody. Zasmakowało? Przepisy kulinarne są już gotowe. Teraz wystarczy tylko poeksperymentować we własnej kuchni. 

Zapraszamy do lektury przy kawie lub włoskim chianti. Co kto lubi. 

Książka dostępna w księgarniach i na www.km.com.pl.

Caravaggio w Warszawie

0
10 listopada 2021–10 lutego 2022

Michelangelo Merisi zwany Caravaggio (ur. 29 września 1571 w Mediolanie, zm. 18 lipca 1610 w Porto Ercole) to jeden z najbardziej nowatorskich artystów epoki baroku. Włoski malarz działał w latach 1593-1610 w Rzymie, Neapolu, na Malcie i Sycylii. W 1599 roku, dzięki wpływom kardynała Francesca Marii Bourbona del Monte, Caravaggio uzyskał zlecenie na obrazy do kaplicy Contarellich w kościele San Luigi dei Francesi w Rzymie. Dwa dzieła, ukończone w 1600 roku, Męczeństwo św. Mateusza i Powołanie św. Mateusza spotkały się z głośnym przyjęciem.

Po ponad czterech wiekach od owianej tajemnicą śmierci artysty, Caravaggio nie przestaje fascynować. Każda wizyta jego obrazów poza granicami Włoch to wielkiej rangi wydarzenie kulturalne w kraju gospodarzy. Tym razem dzieło mistrza zagości w Zamku Królewskim w Warszawie, a towarzyszyć mu będzie ponad czterdzieści płócien innych artystów z Włoch i Europy Północnej. Z dumą zapraszamy na wystawę Caravaggio i inni mistrzowie. Arcydzieła z kolekcji Roberta Longhiego.

W swoim florenckim domu – willi Il Tasso – Roberto Longhi zgromadził kolekcję dzieł mistrzów różnych epok, które stanowiły podstawę do prowadzonych przez niego badań. Dzieła caravaggionistów zebrane wokół Chłopca gryzionego przez jaszczurkę pędzla Merisiego stanowią istotną część tej kolekcji. Obraz pochodzi z wczesnego okresu pobytu Caravaggia w Rzymie (ok 1596-1597). Dzięki niezwykle naturalistycznemu potraktowaniu szczegółów i zdumiewającemu operowaniu światłem Caravaggio przekonująco uchwycił moment, w którym przestraszony młody człowiek nagle cofa rękę, ukąszony przez jaszczurkę.

Oprócz obrazu Caravaggia największa grupa eksponowanych dzieł obejmować będzie prace tzw. caravaggionistów – artystów, na których postrzeganie świata zasadniczy wpływ miały rozwiązania artystyczne wypracowane przez mistrza. Podziwiać tu będzie można, powstałe na przestrzeni całego niemal XVII stulecia, płótna mistrzów pochodzących z różnych ośrodków włoskich, jak m.in. Domenico Fetti, Carlo Saraceni, Giovanni Battista Caracciolo czy Mattia Preti. Mniej liczny, ale równie interesujący pod względem artystycznym jest zespół malowideł caravaggionistów pochodzących z krajów leżących na północ od Alp – Francji i Holandii. W grupie tej na wymienienie zasługują m.in. kompozycje: Valentina de Boulogne, Dircka van Baburena, Matthiasa Stoma i Gerrita van Honthorsta.

Co kryją powieści kryminalne?

0

Każda pora roku jest dobra na czytanie książek. Wydawcy i księgarze prześcigają się w podsuwaniu publikacji, które mogą zainteresować miłośników dobrej lektury. Zbliżające się długie jesienno-zimowe wieczory, czas odosobnienia i wyciszenia, można ożywić dobrą, włoską powieścią kryminalną: o wciągającej fabule zorganizowanej wokół zbrodni oraz towarzyszących jej okolicznościach, o dochodzeniu i ujawnianiu sprawcy.

Obfita „produkcja” tego gatunku i popularność autorów „kryminałów” w każdym kraju i języku skłania do zadania sobie pytania o przyczyny, jakie kierują naszą ciekawość w stronę mrocznych stron życia – jednostek, społeczeństw czy też określonej epoki historycznej. Zatem pojawia się pytanie o prawdę zawartą w opowieściach – wydawałoby się – opartych na fikcji.

O tym, że ten intensywnie rozwijający się gatunek (który doczekał się już wielu pododmian takich jak powieść sensacyjna, sensacyjno-historyczna, detektywistyczna, policyjna, noir, horror, thriller, legal thriller) został już właściwie doceniony, świadczą poświęcone mu badania i konferencje naukowe: okazuje się, że może być nośnikiem poważniejszych treści o charakterze socjologicznym, psychologicznym, kulturoznawczym filozoficznym.

Włoskie gialli doczekały się opracowania pt. Storia del giallo italiano (Luca Crovi, Marsilio Editori, 2020). Jest to swego rodzaju encyklopedia, lecz o nieco innym i lżejszym ujęciu, w której „przypisano rolę bohatera zbiorowego utworom i ich autorom, tym samym tworząc obszerną opowieść chóralną, w której liczne głosy następują po sobie, prowadząc dialog, łącząc się w logiczny ciąg – pozornie przypadkowy: pamięci, epoki historycznej, miejsca akcji i prowadzonego śledztwa.” (…) „Jednym słowem: jest tam wszystko to, co interesuje pasjonatów tego gatunku, ale też i zwykłych czytelników, którzy dzięki powieściom kryminalnym dowiadują się, jak są prowadzone – a raczej jak powinny być prowadzone – dochodzenia w naszym kraju”. (3 września 2020 – Andrea Marini).

Pomimo, że złoty okres dla tego gatunku rozpoczyna się z początkiem XX wieku, w wielu krajach popularnością m.in. historii o Sherlocku Holmesie oraz klasycznych już powieści Agathy Christie (doskonale czytających się także w języku włoskim), i trwa w okresie międzywojennym (komisarz Maigret, bohater powieści Georges Simenona), powieść kryminalna we Włoszech tak naprawdę powstała i rozwinęła się po drugiej wojnie światowej: system polityczny dwudziestolecia międzywojennego zdecydowanie nie sprzyjał temu gatunkowi, gdyż pozostawał „w sprzeczności z pozytywnym wyobrażeniem włoskiego społeczeństwa, jakie reżim faszystowski zamierzał promować”.

Obecnie rynek powieści kryminalnych we Włoszech ma się dobrze. Wydawcy promują autorów gialli – jakże różnorodnych w stylu i podejmowanej tematyce! Bez wątpienia, decyduje o tym także doświadczenie życiowe i zawodowe autorów: wielu z nich zajmuje się pisarstwem, równocześnie z uprawianiem innego zawodu, doskonale dopełniając podejmowaną w książkach tematykę: są wśród nich dziennikarze, politycy, naukowcy, prawnicy, aktorzy. Każdy z nich zna doskonale realia, o których pisze, oraz wydaje się być w pełni odpowiedzialnym za słowo, znając jego siłę, a więc jest autorem – moim zdaniem – w pełni wiarygodnym.

Gianrico Carofiglio, autor powieści z gatunku legal thriller, pisze z pełną świadomością, że jego „trzy tak różniące się między sobą działalności [prokurator, parlamentarzysta i pisarz] mają do czynienia ze słowem. A właściwie, pokazują moc i władzę słów, a to rodzi obowiązek używania ich w sposób odpowiedzialny, aby – w różnych formach i kontekstach – mówić prawdę”. (Con parole precise. Breviario di scrittura civile, wrzesień 2015).

Jaką zatem „prawdę” ukazują – lub jej poszukują – włoscy autorzy powieści kryminalnych? Na to pytanie odpowie lektura ich książek. Przypomnijmy kilku z nich: Sycylijczyk Leonardo Sciascia (Dzień puszczyka i Każdemu, co mu się należy (od mafii) i inne) uświadamia czytelnikowi, że prawda nigdy nie jest taka prosta, jak się pozornie może wydawać i rozwiązanie zagadki kryminalnej nie daje ukojenia i poczucia, że „sprawiedliwość zwycięża”. Imię Róży Umberto Eco – prawdziwy poemat dla inteligentnego czytelnika – to także kryminał: giallo storico z akcją rozgrywającą się w średniowieczu. Eco posłużył się klasyczną formą powieści detektywistycznej, aby umieścić w niej liczne odniesienia do semiotyki, analizy tekstów biblijnych, badań nad średniowieczem, do polityki i filozofii. Lata 80-te to początek światowej popularności powieści Andrea Camilleriego: ich bohater, komisarz Montalbano, odniósł sukces także dzięki doskonałemu serialowi telewizyjnemu. Powieści Camilleriego (np. Skrzydła sfinksa, Pies z terakoty, Pole garncarza) ukazują dość oryginalne metody prowadzenia dochodzenia oraz zawiłości zbrodniczej psychiki różnych postaci, w kontekście autentycznie sycylijskim, bo na tle społeczno-politycznych realiów regionu. Są opisane żywym i krwistym językiem przesłuchań, z licznymi fragmentami i wtrętami w dialekcie, przekazują wiele informacji i plotek. Montalbano jest też smakoszem, więc autor nie szczędzi opisów specjałów kuchni sycylijskiej. Giorgio Scerbanenco, ‘książę powieści noir’ (I milanesi ammazzano al sabato, Traditori di tutti), Carlo Lucarelli (L’estate torbida, Il genio criminale, Carta bianca), Giorio Faletti (Ja zabijam, Jestem Bogiem), Massimo Carlotto (Il mondo non mi deve nulla, Nessuna cortesia all’uscita), Maurizio De Giovanni (Bękarty z Pizzofalcone), Donato Carrisi (Zaklinacz, Dziewczyna we mgle, W labiryncie), Giancarlo De Cataldo (Romanzo criminale, I traditori), Roberto Costantini (cykl: Michele Balistreri), Antonio Manzini (Czarna trasa, Zła pora roku, Ah l’amore l’amore), zyskująca popularność Ilaria Tuti (Śpiąca nimfa, Kwiaty nad piekłem), autorka powieści osadzonych w lokalnej rzeczywistości geograficzno-historycznej regionu Friuli-Wenecja Julijska.

Nie jest to pełna lista autorów poczytnych powieści, chętnie też przenoszonych na ekran telewizyjny, dzięki czemu ich bohaterowie zajęli stałe miejsce w wyobraźni zbiorowej czytelników i widzów.

Szczególnie interesującą wydaje mi się twórczość cytowanego już Gianrico Carofiglio: czytający ma wrażenie, że wciągająca opowieść o prowadzonym dochodzeniu jest dla autora tylko okazją do przemyśleń na temat działania prawa, sprawiedliwości i systemu sądownictwa, a przede wszystkim działania osób, które ten system reprezentują (Zasada równowagi), ich etyki oraz wielkiego znaczenia i mocy ich narzędzi pracy, czyli języka. Ostatnie utwory Carofiglio, a szczególnie La misura del tempo, nominowany do nagrody Premio Strega 2020, oraz Con i piedi nel fango. Conversazioni su politica e verità (2018), a także najnowsza Della gentilezza e del coraggio (wrzesień 2020), świadczą o zaangażowaniu autora w sprawy publiczne i jego poczuciu odpowiedzialności za właściwe posługiwanie się słowem w służbie ukazywania prawdy.

Mogłam wspomnieć tylko o kilku włoskich autorach powieści kryminalnych. Wiele utworów zostało przetłumaczonych na język polski, więc poznanie ich treści – w oryginale i w tłumaczeniu – nie będzie trudne.

Dziś uważa się, że włoski kryminał, „pomimo wielkiej różnorodności ekspresji i scenerii, ukazuje wielką witalność i utwierdza się obecnie jako, być może, jedyny gatunek literacki utrzymujący przy życiu trudny i chwiejny rynek wydawniczy.” (Il romanzo giallo italiano: un fenomeno letterario di successo. Sololibri.net).

Eutheá, nieformalna włoska elegancja

0

Marka oraz kolekcja Eutheá narodziły się z miłości Cristiny Cerruti do mody i krawiectwa. Pasja, która swoje początki ma w atelier ojca, przeobraziła się w doświadczenie zawodowe, pozwalające jej, na własnej skórze, doświadczać rozwoju obyczajów i roli kobiet we współczesnym świecie. Rozwijając swoją karierę jako projektantka, Cerruti obserwowała ewolucję kobiecej roli w społeczeństwie. Ta, wraz z upływem czasu, przestała być ściśle podzielona między zacisze domowe, w którym dominowały nieformalne stylizacje, oraz to związane ze środowiskiem pracy. Kobiety dążyły do emancypacji i samorealizacji, czego manifestacją były stylizacje dla wielu z nich nieodpowiednie i niesprawdzające się na co dzień.

W odpowiedzi na to, Cerruti zaoferowała stylizacje klasyczne i eleganckie, które jednocześnie są nowoczesne i funkcjonalne. Projektantka zaproponowała w swojej kolekcji otwartość na modne detale i różnorodność kolorystyczną, począwszy od strojów idealnie podkreślających atuty każdej sylwetki, których nie może zabraknąć w szafie żadnej kobiety, pragnącej wyjątkowym stylem zaznaczyć swój wdzięk i kobiecość, ale też siłę i determinację.

Misją firmy jest sprzedaż w przystępnych cenach odzieży zaprojektowanej i wyprodukowanej we Włoszech. Aby osiągnąć te cele skoncentrowano się z jednej strony na uważnym poszukiwaniu i wyborze dostawców, a z drugiej na użyciu możliwie najbardziej funkcjonalnych systemów sprzedaży, by dotrzeć bezpośrednio do klienta.

Materiały stosowane do realizacji odzieży dobierane są bardzo uważnie, z dbałością o komfort i dopasowanie. Wszystkie tkaniny pochodzą z Bielli, Florencji i Neapolu, gdzie zaopatrują się najbardziej prestiżowe domy mody włoskie i zagraniczne. Klient otrzymuje produkt wyjątkowej jakości w przystępnej cenie, który sprawdzi się w kontekście formalnym i w codziennych stylizacjach. Podstawowym kanałem sprzedaży jest handel online, polegający na najlepszych usługach logistycznych na rynku i oferujący konsumentowi politykę dostaw i zwrotów w celu zmiany rozmiaru, która pozwala na optymalne wrażenia zakupowe.

Dzięki takiemu mechanizmowi sprzedaży, klient ma nielimitowany dostęp do poszukiwanego projektu bez względu na sezon, co zapewnia poczucie komfortu i satysfakcji oraz pozwala poczuć się kobiecie tą najpiękniejszą w każdych okolicznościach.

Wejście marki Eutheá na rynek włoski od początku wzbudziło duże zainteresowanie kobiet funkcjonujących w różnych kontekstach społeczno-gospodarczych, a już niedługo ubrania naszej marki założą również celebrytki i osobowości telewizyjne. Obecnie naszym priorytetem jest promowanie i eksportowanie wzoru nieformalnej włoskiej elegancji. Dzięki parze znajomych z Wrocławia, w ostatnich latach mieliśmy okazję lepiej poznać Polskę i Polaków i chcielibyśmy, aby to właśnie ten kraj stał się jednym z pierwszych kierunków sprzedaży poza Włochami. Dzięki dynamicznemu rozwojowi klasy średniej, który można zaobserwować w ostatnich latach, to właśnie Polska jest dla nas jednym z pierwszych potencjalnych odbiorców wysokiej jakości produktów Made in Italy. Społeczeństwo w ciągłym rozwoju, które może pozytywnie przyjąć propozycje marki Eutheá, przeznaczone dla kobiet, które chcą się wyróżniać i podkreślać swoją osobowość poprzez kanony stylu, elegancji i sposobu eksponowania noszonych ubrań. Chęć otworzenia się na rynek Polski zmotywowała nas do przetłumaczenia strony internetowej na język polski. Aby zaistnieć na rynku, rozpoczęliśmy współpracę z Confindustria Polonia, dynamiczną siecią biznesową, zajmującą się integracją systemów przedsiębiorczych obydwu krajów. Dzięki temu mogliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych w najważniejszych miastach w Polsce, podczas których kobiety ubrane były zgodnie ze stylem Eutheà. Natomiast wśród czytelników Gazzetta Italia zostanie ogłoszony konkurs, w którym będzie można wygrać ubrania marki.