Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
LODY_GAZETTA_ITALIA_BANER_1068x155_v2
ADALBERTS gazetta italia 1066x155

Strona główna Blog Strona 58

Dominika Zamara – głos pasji

0

Historia sopranistki Dominiki Zamary to piękna przygoda, która ma początek w jej rodzinnym Wrocławiu, a podąża po scenach całego świata ścieżką sukcesu, na której Włochy odegrały kluczową rolę.

„Punkt zwrotny w mojej karierze nastąpił, kiedy w 2006 roku otrzymałam stypendium do Włoch na studia w Państwowym Konserwatorium w Weronie. To doświadczenie było pouczające, niezwykle pomogło mi rozwinąć się na drodze do kariery zawodowej. Uważam, że dla każdego śpiewaka operowego nauka i obcowanie z włoskim światem muzycznym to obowiązkowy etap rozwoju. W Polsce poziom szkół muzycznych w zakresie solfeżu i fortepianu jest bardzo wysoki, jednak w zakresie nauk śpiewu najlepiej kształcić się we Włoszech”.

Po powrocie do Wrocławia Zamara ukończyła z wyróżnieniem Uniwersytet Muzyczny i rozpoczęła karierę, dzięki której zaczęła śpiewać na scenach Europy i całego świata, częściej za granicą niż w kraju. W 2020 roku, wspólnie z maestro Amadeo Carroccim wydała płytę  „Mauro Giuliani Gold Edition For Soprano and Guitar Op. 39 & Op. 95” z kawatinami i arietami Mauro Giulianiego, dostępną w naszym sklepie internetowym.

„Wielu polskim śpiewakom zdarza się, że najpierw odnoszą sukces za granicą, a dopiero później są zauważani w Polsce. To wynika między innymi z faktu, że w przeciwieństwie do Włoch, gdzie działają dedykowane agencje artystyczne, w Polsce śpiewacy zatrudniani są na stałe w teatrach, a więc jest mała rotacja. Mnie to nie przeszkadza, bo jeśli śpiewałeś już we Włoszech, gdzie ogląda cię przygotowana i wymagająca publiczność, to później możesz śpiewać już wszędzie”.

Gdzie i jaką rolą zadebiutowałaś?

„Od 2008 do 2009 roku śpiewałem w Czarnogórze w Teatrze Narodowym, w obecności głowy państwa, podczas transmisji telewizyjnych na żywo. Potem wcieliłam się w rolę Giorgetty w operze „Płaszcz” (Il Tabarro) Giacomo Pucciniego w Bari, ale mój prawdziwy debiut miał miejsce w Padwie, w Teatrze Verdi, w roli Mimì w „Cyganerii” (La Boheme) Pucciniego”.

Kiedy zdałaś sobie sprawę, że chcesz zostać śpiewaczką?

„Ach, od samego początku to wiedziałam! Od dziecka zawsze śpiewałam, w końcu to do dziś jedyne, co umiem robić! Inspirację muzyczną z pewnością zaczerpnęłam od mojego dziadka, który był organistą i nauczył mnie grać. Muszę także przyznać, że dużo dały mi spotkania ze wspaniałymi postaciami, które spędziły dużo czasu pomagając mi się rozwijać, jak na przykład mistrz De Mori w Weronie”.

Sukces, który odniosła, skłonił Zamarę do śpiewania w wielu teatrach, by wspomnieć choćby o zeszłym roku, który był dla niej bardzo intensywny. W 2019 wrocławska sopranistka wystąpiła m.in. w Avery Fihser Hall w Nowym Jorku, w Manuel Ponce Hall w Mexico City z Pieśniami polskimi Chopina, w Il tramonto Ottorino Respighiego w Audytorium Pollini w Padwie, a także w Mediolanie w kościele San Marco w Requiem Mozarta w reżyserii Maestro Aldo Bernardiego. Zadebiutowała również w Buenos Aires w Audytorium Beethovena. We Florencji w Audytorium CDR wystąpiła w Stabat Mater Pergolesiego w reżyserii Alana Freilesa, w Teatro de la Sena w Feltre zagrała rolę Sesto w operze Livia Antonio Caldary, w jej światowej premierze reżyserowanej przez Fabrizia Da Ros. W Świdnicy uczestniczyła w prawykonaniu „Krótkiej Mszy” (Missa Brevis) polskiego kompozytora Pawła Pudło, w Turynie zaś wystąpiła na Festiwalu Organalia, a w Treviso w operze Don Giovanni Mozarta w roli Donny Elwiry, w Teatro Marcello w Rzymie w operze „Służąca panią” (La Serva Padrona) Pergolesiego, w roli Serpiny oraz w Pawii w Teatrze SOMS w operze La Traviata Verdiego, pod dyrekcją Gian Marco Moncalieriego, w roli Violetty Valléry. W Warszawie występowała w Teatrze Palladium pod dyrekcją Anny Duczmal-Mróz z okazji 100. rocznicy podpisania Traktatu Wersalskiego, a następnie śpiewała w Studiu Koncertowym Polskiego Radia im. Warszawa Witolda Lutosławskiego w towarzystwie Agaty Steczkowskiej.

Z tych wszystkich scen, na których występowałaś, która stała się Twoją ulubioną?

„Na pewno Teatr Olimpijski w Vicenzy, ma fantastyczną akustykę i został zaprojektowany przez Palladia. Miasto, w którym czuję się najbardziej „u siebie”, to Padwa, ponieważ mieszka tam duża społeczność Polaków. Miałam jednak szczęście występować praktycznie we wszystkich regionach Włoch i w wielu teatrach na całym świecie od Nowego Jorku po Koreę. W lipcu zeszłego roku miałam przyjemność i zaszczyt występować także w Watykanie”.

Czy polsko-włoskie skrzyżowanie kultur jest wartością dodaną dla śpiewaka?

„Tak, ale generalnie myślę, że jest to wartość dodana dla wszystkich, którzy przeżywają tę relację między naszymi dwoma narodami, mającymi przecież wspólne pasje i podobny temperament”.

tłumaczenie pl: Dorota Kozakiewicz-Kłosowska

BNP Paribas: Italian Desk wspiera rozwój współpracy włosko-polskiej

0
Centrala BNP Paribas, Warszawa, fot: Dariusz Iwański www.iwanski.com.pl

BNP Paribas, w 2015 roku utworzył w swoich polskich biurach „Italian Desk”, aby wspierać włoski biznes w Polsce i polskich przedsiębiorców, którzy chcą prowadzić działalność na arenie międzynarodowej, szczególnie na rynku włoskim. Rozmawiamy o tym z Francesco Zecchinem, szefem Italian Desk.

Jakie powody skłoniły BNP Paribas do wspierania rozwoju stosunków biznesowych między Włochami a Polską?

Był to naturalny wybór, zgodny z wizją rozwoju banku, który na przestrzeni lat umacniał się zarówno na rynku polskim, jak i włoskim, nabywając np. BNL. Wartość wymiany handlowej między Polską a Włochami w okresie przed pandemią Covid-19 wyniosła 22 miliardy euro rocznie, plasując Włochy na trzecim miejscu wśród partnerów Polski, tuż po Niemczech i USA. Italian Desk jest jednym z wielu międzynarodowych biur, które bank stworzył  specjalnie dla wsparcia współpracy biznesowej z przedsiębiorcami z krajów o szczególnym znaczeniu gospodarczym dla Polski.

Jaki jest przeciętny klient Italian Desk?

Spektrum włoskich przedsiębiorców inwestujących w Polsce jest bardzo szerokie i zróżnicowane. Obejmuje zarówno firmy o wieloletniej tradycji, bardzo ustrukturyzowane, jak też inwestorów indywidualnych, którzy zdecydowali się przenieść swoją działalność nad Wisłę. Nasz bank wspiera różnorodnych klientów, oferując m.in. szeroki zakres usług spełniających najbardziej zróżnicowane potrzeby, w tym: krótko-, średnio- i długoterminowe linie kredytowe, Cash Management, Factoring, Leasing, Nieruchomości oraz usługi Arval, spółki Grupy zajmującej się leasingiem i długoterminowym wynajmem samochodów.

Jeśli chodzi o rynek nieruchomości, czy możemy powiedzieć, że rośnie zainteresowanie Polaków inwestowaniem we Włoszech?

Kiedy przyjechałem do Polski, jednym z aspektów, który zrobił na mnie największe wrażenie, była wielka zażyłość Polaków z Włochami. Polacy chętnie wyjeżdżają do Włoch na wakacje, świetnie znają zwyczaje i tradycje włoskie. Wielu z nich marzy o zakupie domu we Włoszech, w szczególności na terenach narciarskich Dolomitów oraz w Umbrii czy Toskanii. Wielu ma takie możliwości inwestycyjne i chętnie bada ten rynek. Warto zatem zauważyć, że obecnie przede wszystkim rynek nieruchomości wtórnych we Włoszech jest najbardziej pełen możliwości.

„Przewodnik po rynku włoskim” pomaga wam w przyciąganiu uwagi Polaków na Bel Paese

Dziś mamy wiele polskich firm, które rozwinęły własną markę i są gotowe do wejścia na rynek włoski. „Przewodnik po rynku włoskim” to dla nich zbiór cennych informacji przedstawiających możliwości inwestycyjne we Włoszech. Powstał na bazie serii spotkań, rozmów i prezentacji, które przeprowadziliśmy w ubiegłym roku w kilku miastach w Polsce. Należy zauważyć, że BNP Paribas, dzięki obecności w 75 krajach, jest w stanie wspierać klientów na całym świecie. Myślę, że Przewodnik może być wartościowym zbiorem porad dla przedsiębiorców, którzy chcą rozwinąć działalność i rozpocząć współpracę na linii Polska-Włochy.

Czy w ostatnim czasie doszło do jakichś zmian w prowadzeniu działalności w Polsce i we Włoszech?

Powiedziałbym, że Polska jest obecnie krajem wyjątkowo przyjaznym biznesowi. Dziś można tu otworzyć firmę w ciągu jednego dnia. Nowością jest też zwracanie większej uwagi na pochodzenie inwestycji, co we Włoszech funkcjonuje już od wielu lat. Uważam również, że nadszedł czas, aby rozwiać stereotypy dotyczące skomplikowania włoskiej biurokracji, ponieważ obecnie działalność gospodarczą we Włoszech można rozpocząć stosunkowo szybko.

A jeśli chodzi o cyfryzację usług?

BNP Paribas od zawsze był pod tym względem bankiem innowacyjnym. Okres lockdownu spowodowany pandemią jeszcze bardziej popchnął bank do inwestowania rozwiązania cyfrowe. Dzięki temu nasi klienci mogą dziś przeprowadzać praktycznie każdą transakcję zdalnie, od otwarcia rachunku bieżącego, po złożenie wniosku o kredyt.

Jaką refleksją podzieliłby się Pan na koniec rozmowy?

Podzieliłbym się dwoma. Pierwsza z nich dotyczy tego, że w Polsce rząd był w stanie zareagować na pandemię bardzo szybko i zdecydowanie, a firmy mogły otrzymać środki na wsparcie działań szybko i poprzez bardzo proste i usprawnione procedury. Drugim wnioskiem jest to, że polska gospodarka bardzo dobrze zareagowała w fazie po lockdownie, a konsumpcja w wielu przypadkach ruszyła ponownie. Dla przykładu, jeden z moich klientów z branży odzieżowej poinformował mnie, że w maju i lipcu wystawił więcej rachunków, niż w tym samym okresie ubiegłego roku. Oznacza to, że Polska pozostaje atrakcyjnym rynkiem dla tych, którzy mają odpowiedni projekt.

Strona www: www.bnpparibas.pl
Facebook: www.facebook.com/BNPParibasBankPolska

tłumaczenie pl: Karolina Wróblewska

Jubileuszowy koncert Massimiliano Caldiego online dziś (11.12) o 19:30

0
Massimiliano Caldi, fot: Paweł Jaremczuk

Dziś odbędzie się koncert Massimiliano Caldiego, dyrygenta z Mediolanu, który świętuje 20 lat od pierwszego koncertu w historycznej sali Filharmonii Krakowskiej.

Z okazji Dni Organów, Caldi będzie dyrygował Orkiestrą Filharmonii Krakowskiej na scenie z udziałem organisty Tomasza Głuchowskiego. W programie przewidziano dwa utwory na organy i orkiestrę (Koncert Händla HMW 309 i Koncert Filippo Allegri w FA) oraz I Symfonię Beethovena na 250. rocznicę jego urodzin, 5 dni przed urodzinami geniusza z Bonn (17 grudnia). Koncert zostanie nagrany w Filarharmonii, a następnie wyemitowany online na YouTube 11 grudnia o 19:30 (link do transmisji).

Zaledwie dwadzieścia lat wcześniej, również na początku grudnia, Maestro gościł w Krakowie, by zagrać swój drugi koncert w Polsce po zdobyciu nagrody Fitelberga, która rok wcześniej nadała ostateczny kierunek jego karierze w naszym kraju. Maestro Caldi dyrygował dwiema operami Mozarta i V Symfonią Mendelssohna. Atmosfera była bardzo uroczysta. Oto wspomnienia Massimiliana z tamtych czasów:

„Na rynku głównym był śnieg, jarmarki bożonarodzeniowe (które widziałem przelotnie już 5 lat wcześniej, wracając do Mediolanu po pierwszej edycji konkursu, w którym brałem udział), miasto było i jest wspaniałe, a moi rodzice odwiedzili mnie wówczas niespodziewanie w dniu koncertu!

W grudniu ubiegłego roku w Katowicach wygrałem nagrodę Fitelberga, był to mój drugi koncert w Polsce ujętym w „pakiecie nagród”, po pierwszym występie w Warszawie w kwietniu 2000 roku. Wspólnie z Ewą Bukojemską (nauczycielką fortepianu w Akademii Muzycznej w Krakowie) wykonaliśmy uwerturę Don Giovanniego i Koncert fortepianowy KV 488 Mozarta, a następnie V Symfonię „Reformacja” Mendelssohna. Z przerażeniem wspominam pierwsze wejście na salę koncertową w pierwszym dniu prób, ale też tę wspaniałą atmosferę, która się później wytworzyła i moje poczucie spokoju (miałem 33 lata)”.

Link do transmisji: https://www.youtube.com/user/FilharmoniaKrakow/featured

www.massimilianocaldi.it

Źródło: http://www.rivistamusica.com/massimiliano-caldi-20-anni-a-cracovia-con-lo-streaming/

GAZZETTA ITALIA 84 (grudzień 2020-styczeń 2021)

0

Gazzetta Italia nadchodzi w blasku pozytywów, kolorów i przyszłości. W numerze 84 znajdziecie obszerny wywiad z aktorką Kasią Smutniak, która otwarcie opowiada nam o sobie i o tym, jak postrzega dziś swoją rodzinną Polskę. Oprócz tego czeka Was dużo tematów modowych, począwszy od okładki poświęconej sycylijskiemu projektantowi Salvatora Piccione, który wyjaśnia, z jakimi obawami mierzy się obecnie rynek mody. Ciekawy wywiad ze Stefanem Colli-Lanzim, jednym ze 100 najbardziej wpływowych Włochów według Forbesa, naświetli nam, jak wkrótce zmieni się sytuacja na rynku pracy.

Naturalnie, nie mogło zabraknąć hołdu dla wielkiego Gigiego Proietti, a także felietonów o komiksach, motoryzacji, języku, literaturze, itp. Zabierzemy Was także w podróż do Genui, a o gotowaniu porozmawiamy z finalistą programu MarsterChef Matteo Brunettim i Mistrzem Świata w przygotowaniu Tiramisù Andreą Cicolellim. Ponadto w tym numerze znajdziecie wiele innych artykułów m.in. na temat projektów studentów Politechniki Krakowskiej dotyczących Wenecji oraz historii mozarelli di bufala.

Transmisja spektaklu: „A riveder le stelle”, z okazji wyjątkowego otwarcia sezonu Teatro La Scala. Dziś godz. 16.45

0
Massimiliano Caldi, fot: Paweł Jaremczuk

Dzisiaj (7.12) o 16.45 na żywo na całym świecie (Rai1, Radio3 Rai, RaiPlay online) będzie dostępna transmisja spektaklu: „A riveder le stelle”, z okazji otwarcia sezonu Teatro La Scala.

Zaproszenie Maestro Massimiliano Caldiego dla czytelników Gazzetty Italia:

„Po raz pierwszy od zakończenia II wojny światowej, dziś 7 grudnia – zgodnie z tradycją zainicjowaną przez wielkiego dyrygenta Victora De Sabatę – sezon operowy Teatro alla Scala nie zostanie oficjalnie otwarty wykonaniem opery. Po „Attyli” Verdiego w 2018 roku i „Tosce” Pucciniego w 2019 roku, w tym roku byłaby to „Łucja z Lammermoor” Donizettiego, ale opera geniusza z Bergamo nie zostanie wystawiona ze względu na brak możliwości zorganizowania tradycyjnego półtora miesiąca prób poprzedzających „Primę”, z chórem, orkiestrą i śpiewakami na scenie, wszystkich razem w tym samym czasie.

Tak oto w tym roku odbędzie się Wielka Gala liryczno-symfoniczno-balettyczna pod tytułem „A riveder le stelle”, z przesłaniem proroczym na rok 2021, rok 700. rocznicy śmierci wielkiego Dantego, ale również przekazującym życzenia dla całej ludzkości, a także zapowiadającym wielką, międzynarodową galę gwiazd opery i baletu, pod batutą Riccarda Chailly i w reżyserii Davide Livermore. Orkiestra zagra wyjątkowo na scenie bez publiczności i bez miejsc siedzących. Zgodnie z doniesieniami niektórych muzyków orkiestry, w ten sposób akustyka zyska na jakości i zbliży się do tej, o jakiej myślał architekt Giuseppe Piermarini pod koniec XVIII wieku, czyli do akustyki teatru bez miejsc siedzących, posiadającego wyłącznie scenę i loggie.

Zachęcam więc każdego, kto kocha muzykę, aby o godzinie 16.45 połączył się dziś z nami na żywo podczas jedynego w swoim rodzaju wydarzenia historycznego, które z pewnością pozostawi niezatarty ślad nie tylko w historii najsłynniejszego teatru na świecie, ale również w pamięci nas wszystkich”.

Więcej informacji: https://www.teatroallascala.org/it/stagione/2020-2021/opera/a-riveder-le-stelle.html

tłumaczenie pl: Karolina Wróblewska

Dobry, zły i brzydki. Wstęp do spaghetti westernów

0

Odcinek piąty*

Westerny kojarzymy przede wszystkim z opowieściami o Dzikim Zachodzie i kowbojach, ze spektakularnymi scenami konnych pościgów i pojedynków, a także z twórczością mistrzów kina, takich jak John Ford („Dyliżans”, „Rio Grande”, „Poszukiwacze”), Fred Zinnemann („W samo południe”) czy Howard Hawks („Rzeka czerwona”, „Rio Bravo”). Silnie skonwencjonalizowany gatunek stał się przed laty jedną ze specjalności amerykańskiej kinematografii. Ważnym elementem jego poetyki był bardzo wyraźny podział świata przedstawionego na „Dobro” i „Zło”, prawo i bezprawie, czerń i biel (co odpowiadało również barwom owych produkcji). W swoim klasycznym kształcie western odznaczał się ponadto specyficzną ikonografią i konstrukcją czasoprzestrzeni. Jednym słowem porządek. 

rys. Rick Flag

Ale to właśnie włoscy filmowcy [1] z Sergio Leone (1929-1989) na czele dokonali „przewrotu kopernikańskiego” na obszarze opisywanego gatunku – w swoich dziełach rozsadzali oni tradycyjne schematy narracyjne i tematyczne. Spaghetti westerny (albo „maccheroni western” czy „western all’ italiana”) realizowane były na Półwyspie Apenińskim i w Hiszpanii w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych (odnaleziono tam spalone słońcem, dzikie i bezkresne plenery). Włoskie opowieści o Dzikim Zachodzie budowały na ekranie rodzaj „nowej mitologii” opartej na obłędzie, krwawej żądzy władzy i pieniędzy; nowy (mniej jednoznaczny moralnie i etycznie) świat, w którym zauważamy deheroizację bohaterów. Bohaterów nie tylko „dobrych”, lecz także – posiłkując się resztą słynnego tytułu – „złych” i „brzydkich”. We włoskim wariancie westernowym pojawiła się też (bezprecedensowo!) niezwykle odważna, naturalistyczna wręcz reprezentacja przemocy. Przemocy często bezsensownej i puentowanej ironicznie czarnym humorem.

rys. Rick Flag

W 1964 roku Leone zrealizował pierwsze ogniwo tzw. „trylogii dolarowej”, czyli „Za garść dolarów” [2]. W kultowej dziś roli bezimiennego i bezwzględnego rewolwerowca  wystąpił – jeszcze mało wówczas znany – Clint Eastwood (ur. 1930). Muzykę do filmu skomponował zaś Ennio Morricone (1928-2020), kolega Leone z czasów szkolnej ławy. Niezapomniane ścieżki dźwiękowe urodzonego w Rzymie artysty wprowadziły do historii gatunku niezwykłą świeżość, intensywność i zwierzęcość (gwizdy, krzyki, wystrzały, a w jednej z najsłynniejszych kompozycji rozpoznamy nawet charakterystyczne wycie kojota). Współpraca całej trójki wyniosła nową odmianę westernu na wyżyny popularności, czyniąc z nich międzynarodowe gwiazdy.

Oryginalność filmów Leone zasadza się również na celebracji formy, stylu filmowego, który wybija się niekiedy na pierwszy plan filmowej opowieści. Obsesyjne zbliżenia twarzy, oczu i dłoni postaci określa się mianem Leone’s close up; wyraźnie zapożyczył je dla swojej twórczości Quentin Tarantino. Przedłużone w czasie kulminacyjne sceny konfrontacji przybierają postać operowych spektakli, w których skala dramaturgicznego napięcia (również za sprawą epickiej oprawy muzycznej) sięga zenitu i jest następnie neutralizowana – kontrapunktowo – błyskawicznym rozwiązaniem akcji. Rewolwer ostatecznie musi przecież wystrzelić niezależnie od szerokości geograficznej.

***

rys. Rick Flag

Ennio Morricone (1928-2020) – legendarny włoski kompozytor, dyrygent, aranżer, zdobywca dwóch Oscarów (Honorowego [2007] oraz za oryginalną muzykę do filmu „Nienawistna ósemka” [2016]). W jego arcybogatej filmografii odnajdziemy zarówno liczne przykłady kina gatunkowego (od komedii, po gialli aż do spaghetti westernów, które stały się jego wizytówką) jak i kina autorskiego (komponował m.in. dla Pier Paola Pasoliniego, Bernarda Bertolucciego, Franca Zeffirellego, Elia Petriego czy Giuseppe Tornatore, a także dla Terrence’a Malicka, Rolanda Joffé, Briana De Palmy). Jego ścieżki dźwiękowe bywają niekiedy sławniejsze niż filmy z których pochodzą (wystarczy pomyśleć o motywie „Chi mai”, który pojawił się po raz pierwszy w zapomnianym dziś i niezbyt udanym filmie Jerzego Kawalerowicza „Maddalena” [1971]). Styl Morricone charakteryzowała niezwykła chęć do eksperymentu, chęć przywracania muzyce filmowej dźwięków prawdziwych, pochodzących z rzeczywistości. A także niezwykła zmysłowość, miękkość i melodyczność. 

                                                   

*Odcinek piąty miał być pierwotnie poświęcony „Szaleństwom małego człowieka” Maria Monicellego. Jednakże nagła i smutna wiadomość o śmierci Ennia Morricone skłoniła mnie do innego typu refleksji. Film z Sordim zostanie omówiony w szóstym odcinku naszego cyklu.

[1] Warto zwrócić uwagę w następnych artykułach na innych, jakże pomysłowych twórców gatunku, m.in. Sergia Corbucciego („Django” z Franco Nero w roli głównej, „Człowiek zwany ciszą”), Duccia Tessariego (seria o „Ringo” z Giuliano Gemmą), Enza Barboniego („Nazywają go Trinità”) czy Damiano Damianego („Gringo”).

[2] Co ciekawe, po premierze oskarżono Leone (słusznie zresztą!) o plagiat „Straży przybocznej” Akiry Kurosawy (Yôjinbô, 1961), dlatego też określa się często „Za garść dolarów” mianem remake’u japońskiego, samurajskiego filmu. W skład trylogii wchodzi również „Za kilka dolarów więcej” i „Dobry, zły i brzydki”.

Od śniegu Etny do lodów 

0

Lody dotarły do Włoch przez Sycylię i za sprawą Arabów. Mówiono na nie „sharbat”, a do ich wykonania używano śniegu pokrywającego Etnę i góry Madonie. Z czasem nazwa zitalianizowała się i przybrała postać „sorbetto”. W 1694 r. Antonio Latini, pochodzący z regionu Marche, kucharz wicekróla Neapolu, opublikował w swojej książce „Scalco alla moderna” pierwszy znany przepis na ten deser: „Do stworzenia mlecznego sorbetu potrzeba półtora dzbanka wcześniej przegotowanego mleka, pół dzbanka wody, trzech funtów cukru” oraz śniegu i soli.

W taki sposób sorbet przekształcił się w znane nam dziś lody. Palermitańczyk Procopio Cutò – z powodu podobieństw fonetycznych we Francji nazywany „couteau”, Procopiem od Noży (Procopio de’ Coltelli) –  w 1686 r. otworzył w Paryżu Café Procope (lokal istnieje do dziś jako elegancka restauracja). Opracował tam system tworzenia kremowej masy, który – choć zmechanizowany i uprzemysłowiony – wciąż stanowi podstawę produkcji lodów. 

Mniej znana jest historia o pochodzeniu waflowego rożka. Również w tym przypadku wielką rolę odegrała włoska pomysłowość, ponieważ wynalazek został opatentowany w Stanach Zjednoczonych przez Włocha Italo Marchioniego, urodzonego 21 grudnia 1868 r. (akt urodzenia zachował się w miejskich archiwach) w Peajo di Vodo di Cadore, w prowincji Belluno. Pomysł na waflowe rożki rozpowszechnił się w Jesi, w regionie Marche, a stamtąd zawędrował do Ameryki, podobnie jak działo się to w przypadku wielu innych lodów i deserów produkowanych w Dolomitach. Okolice Cadore, a w szczególności val di Zoldo, mogą konkurować z Sycylią o miano „ojczyzny lodów”. Wszystkie lody nazwane na cześć miast włoskich czy też niemieckich – jak Eis Venezia czy Eis Rialto – pochodzą bowiem z Dolomitów.

To, czy Marchioni (w Ameryce Marchiony) jest rzeczywiście wynalazcą rożka do lodów, pozostaje kwestią sporną. Niewątpliwie jednak miał w tym swój udział, ponieważ 15 grudnia 1903 r. zarejestrował patent (Us patent 746971) na maszynę produkującą niewielkie waflowe kubeczki z  pogłębionym dnem mogącym pomieścić porcję deseru. Podłużny kubeczek w rożek przekształcił się dość szybko.

Już od połowy XIX w. lodziarze w Dolomitach zaczęli rozpowszechniać swoje produkty w Europie, w szczególności w Monarchii Habsburgów, później również za oceanem, w Stanach Zjednoczonych. Przed wynalezieniem wafelka do lodów deser spożywano w różnego rodzaju pojemnikach wielokrotnego użytku, przede wszystkim w szkle. W Niemczech i w Austrii szklanki przynosiło się z domu, niektórzy próbowali nawet wyłudzać większą porcję i przychodzili z pokaźnych rozmiarów kuflem do piwa. Bogatsi posiadali wyrafinowane porcelanowe kubki, większość klientów musiała zadowolić się jednak prostymi naczyniami (pucharkami, często głębokimi talerzami) wypożyczanymi przez lodziarzy. Ci musieli je myć i wymieniać w przypadku uszkodzeń, co wiązało się ze stratą czasu i pieniędzy. Wytwórcy lodów w większości byli sprzedawcami ulicznymi. Podróżowali po mieście z ochładzanym wózkiem, ponieważ zarówno towar, jak i zastawa dużo ważyły i zajmowały sporo miejsca. Klienci natomiast nie mogli oddalać się od stoiska ze względu na konieczność zwrotu naczyń.

Dość szybko zaczęto odczuwać potrzebę wygodniejszego i bardziej mobilnego sposobu dystrybucji. We Francji używano rożków z metalu lub z kartonu, w Austrii nakładano lody na tekturowy kwadrat o boku 10 cm (warto wspomnieć o tym, że to właśnie wiedeńczycy jako pierwsi zaczęli ozdabiać deser bitą śmietaną), lodziarnie weneckie wykorzystywały natomiast liście winorośli, specjalnie w tym celu wybrane i umyte. Nic z tego nie było jednak jadalne.

Na pomysł stworzenia rożka, który można by było zjeść, jako pierwsi wpadli wytwórcy lodów za oceanem. Nie jest to stuprocentowo pewne, jednak w 1904 r. na targu w Saint Louis w Missouri rzeczywiście musiało wydarzyć się coś ważnego. To tutaj doszło do sporu o to, kto pierwszy rozpoczął produkcję wafelków. Warto zauważyć, że prawie wszyscy pretendenci do miana wynalazcy rożków pochodzili z południa (Syryjczycy, Libańczycy, Turcy), a rozwikłania zagadki nie ułatwia fakt, że przeciętny Amerykanin żyjący na początku XX w. nie dostrzegał wyraźnej różnicy między Syryjczykami i Włochami. 

W każdym razie jadalny rożek do lodów zaczął rozprzestrzeniać się poza granicami Stanów Zjednoczonych i szykował się do podboju Starego Kontynentu. Użycie wafelków w Europie zanotowano po raz pierwszy w latach trzydziestych, kiedy zostały importowane do Triestu przez węgierskiego producenta. Warto wspomnieć, że to właśnie w tym mieście i w tych samych czasach zaczęto wydzielać porcje lodów za pomocą łyżki o kulistym kształcie, którą szeregowy żołnierz Antonio Zampolli (w Trieście do dziś istnieje lodziarnia jego imienia) podpatrzył u amerykańskich marynarzy przybywających do miejskiego portu. W kolejnych latach w Wenecji rozpowszechniły się lody gałkowe, na Sycylii nadal nakładano je natomiast za pomocą szpachelki. 

Uwaga językowa: gelatiere czy gelataio?

Jak twierdzi Accademia della Crusca, gelatiere i gelataio to synonimy, ale możliwe jest pewne rozróżnienie w specyfice tych dwóch zawodów: il gelataio to osoba, która sprzedaje lody, il gelatiere natomiast to nie jest sprzedawca lodów, ale ten kto specjalizuje się w przygotowywaniu kremów, aromatów, mleka, syropów i innych składników potrzebnych do produkcji lodów gałkowych lub pakowanych (Słownik Treccani).

tłumaczenie pl: Daria Sokołowska

Fiat X 1/9 – Fiat Voluntas Tua!*

0

W 1899 roku grupa wpływowych i zamożnych pasjonatów raczkującego dopiero automobilizmu, po wielomiesięcznych spotkaniach w turyńskiej kawiarni Madame Burello, postanowiła założyć swoją własną wytwórnię samochodów. W ostatnim momencie Michele Lanza, jeden z przyszłych wspólników mający już za sobą przygodę z produkcją samochodu i zdający sobie sprawę z ogromu wyzwań i problemów, przed którymi stają, zrezygnował z udziału w tym ryzykownym przedsięwzięciu.

Jego miejsce zajął zaledwie 33 letni porucznik kawalerii, fascynat nowych technologii Giovanni Agnelli. Spółkę, której początkowy kapitał wynosił 800 tys. lirów nazwali Fabbrica Italiana di Automobili, po paru miesiącach do nazwy dodano jeszcze Torino i tak powstał FIAT. Nie mając żadnego praktycznego doświadczenia w nowej branży zdecydowali się wykupić małą lecz powoli odnoszącą sukcesy turyńską manufakturę Accomandita Ceirano & C., a pierwsze osiem egzemplarzy nazwanych 3½ HP , które jeszcze w tym samym roku zdołano wyprodukować, było kopią aut braci Ceirano. 

Agnelli, po serii konfliktów ze wspólnikami,  w 1906 przejął większość udziałów spółki. Od początku twierdził, że motoryzacja w krótkim czasie przyczyni się do wielkich przepływów kapitału, ogromnych migracji ludności i gigantycznej zmiany na rynku pracy. Nie chciał, aby jego FIAT był jedną z wielu wtedy powstających manufaktur, gdzie ręcznie składano części napędowe i ramy podwozi, by następnie taki półprodukt oddawać w ręce firm tworzących karoserie pod dyktando bogatych klientów. Jego zamiarem była produkcja kompletnych, gotowych do sprzedaży aut przeznaczonych dla masowego odbiorcy. Również w 1906 po raz pierwszy spotkał się z Henrym Fordem, ponieważ mieli identyczną wizję co do sposobu i kierunku w którym powinny zmierzać ich firmy, obu szybko połączyła głęboka przyjaźń.

W 1910 fabrykę FIATA opuściło 1780 aut, jednak prawdziwy skok miał miejsce, gdy Agnelli w 1912 po raz kolejny odwiedziwszy Forda poznał działanie słynnej linii montażowej Forda model T. pierwsze takie rozwiązanie, choć na o wiele mniejszą skalę, wprowadził Marc Isambard Brunel już w 1802 roku, w fabryce w Portsmouth [Anglia]. . Po powrocie z USA Agnelli uruchamia pierwszą włoską jeszcze dość prymitywną linię montażową, modele które ją opuszczają w coraz większych ilościach to B2 i Fiat Tipo Zero. Nowy system produkcji szybko zaowocował, stawiając firmę w czołówce europejskich producentów, już w roku 1920 na ulicach pojawia się ponad 14 tys. nowych aut z logo FIATA. W 1930 Włochy były na 5-tym miejscu wśród krajów produkujących najwięcej samochodów. Oto liczby: USA 3 355 tys., Wielka Brytania 235 tys., Francja 222 tys., Niemcy 70 tys., Włochy 37 tys., cóż Polska po 12 latach od odzyskania niepodległości mogła o takim wyniku tylko pomarzyć, u nas powstało wtedy jedynie 500 aut.

Przeważająca większość włoskich aut była produkcji FIATA i pochodziła z otwartej w 1923 ultranowoczesnej, olbrzymiej, pięciopiętrowej fabryki w Lingotto. Zaprojektowana przez inżyniera Mattè-Trucco, mimo że powielała rozwiązania stosowane przez Forda, była obiektem oryginalnym i unikatowym. Montaż aut rozpoczynał się na parterze a kolejne jego etapy obsługiwały coraz wyższe piętra, aż gotowy samochód pojawiał się na dachu, gdzie przeprowadzano jego test na zwieńczającym budynek owalnym torze o długości 1100 metrów.

To tutaj powstał samochód, który zmotoryzował Włochy w okresie międzywojennym, był to model 508 ,,Balilla”. W latach 1932-37 Fiat wypuścił na rynek 112 000 egz. tego auta, ale oprócz zautomatyzowanej produkcji drugim asem w rękach FIATA był system sprzedaży aut oraz przystępna i tania w stosunku do konkurencji polityka udzielania licencji na produkcję swoich modeli w innych krajach. Na bazie rozwiązań FIATA auta licencyjne produkowano we Francji, Niemczech, Hiszpanii, Rosji później ZSRR, w byłej Jugosławii a nawet w Turcji, Brazylii czy Argentynie. W 1921 roku Fiat zawarł umowę z Polską , ale produkcja polskiej ,,Balilli” ruszyła dopiero w 1932 i, w odróżnieniu od innych państw, jako jedyny kraj mieliśmy prawo używać oryginalnej nazwy FIAT. W tamtych czasach FIAT był jedynym producentem na świecie, który większość swojej produkcji, bo około 60 % przeznaczał na eksport, stając się tym samym marką globalną.

W Lingotto od 1972 do 1982, czyli do momentu zamknięcia fabryki, był montowany także model X 1/9. Mały, zgrabny, sympatyczny i przystępny cenowo jak na ten segment aut,  klasyczna mieszanka cech jakimi FIAT od zawsze zdobywał klientów. Nie od razu jednak zyskał on uznanie, w 1969 Nucio Bertone pokazał włodarzom FIATA następcę Fiata 850 spider, prototyp autorstwa Marcella Gandini. Klinowaty kształt typu targa przypominał wyczynową motorówkę, a po zdjęciu sztywnego dachu i ukryciu go w jednym z dwóch bagażników jeszcze bardziej do niej się upodabniał, gdyż auto u góry spinał masywny pałąk. Po raz pierwszy, i jak na razie jedyny, w samochodzie FIATA silnik został umieszczony przed tylną osią czyli centralnie, rozwiązanie mało praktyczne jeżeli chodzi o serwis, ale umożliwiające równiejszy rozkład masy pojazdu, a także zwiększające ilość przestrzeni użytkowej w tak małym samochodzie.

Bak paliwa i koło zapasowe ukryto pomiędzy silnikiem i fotelami a chowane światła drogowe dodawały mu sportowego sznytu. Dla konserwatywnego kierownictwa FIATA były to pomysły zbyt awangardowe i wizerunkowo nie pasujące do marki,  dlatego odrzucili projekt Gandiniego. I tu mogła się zakończyć historia X 1/9, gdyby nie fakt, że zupełnie przypadkiem zobaczył go  Gianni Agnelli, wnuk Giovanniego i od 1966 roku prezes FIATA . Auto go zachwyciło i  uznał, iż właśnie ono będzie następcą wysłużonego 850 spider, tym samym nie pozostawiając dyrektorom firmy nic oprócz skinienia głowami i dodania… Niechaj się dzieje wola Twoja! 

Każda firma, zanim wypuści na rynek nowy model pod ogólnie znaną nazwą, sygnuje powstające projekty anonimowymi kodami np. Lancia Montecarlo [X1/20] czy Fiat Ritmo [X1/38], W przypadku X 1/9, dla podkreślenia jego nieszablonowej konstrukcji i  tego jak bardzo odbiegał od wszystkiego, co do tej pory proponowała swoim klientom turyńska marka, zdecydowano pozostawić jego początkowe oznaczenie. Produkcja ruszyła w 1972, w zakładach Bertone w Grugliasco wytwarzano 110 nadwozi dziennie, przewożonych następnie do Lingotto, gdzie odbywał się końcowy montaż aut.

Podatność na rdzewienie, źle spasowane elementy wnętrza, głośny silnik to grzechy główne X 1/9, mimo to bardzo dobrze się sprzedawał, od 1972 do 1982 sprzedano około 140 tys. egz., a po zakończeniu produkcji przez FIATA kontynuował ją do 1989 zakład Bertone [kolejnych ponad 20 tys. egz.]. Co tak naprawdę stało za tym sukcesem? Chyba to, co drzemie w wielu z nas, chęć posiadania auta sportowego, niepraktycznego, ale dającego wiele emocji, odrobinę prestiżu i ogrom frajdy z samej jazdy. Na amerykańskim plakacie z 1979 r. reklamującym X 1/9 hasłem ,,Jaka jest cena chluby?” pokazano wszystkie pięć dostępnych wtedy na rynku USA aut z centralnym silnikiem. W tle widzimy Maserati Bora z podaną ceną w USD 40 tys. obok Ferrari 308 GTS również 40 tys., dalej Lamborghini Countach 85 tys. oraz Lotus Esprit 26 tys. Na pierwszym planie przyciąga jednak wzrok czerwony Fiat X 1/9 za jedyne 7167 USD!

Śledząc jak od 1899 r. urzeczywistniły się wizje Giovanniego Agnelli, możemy odnieść wrażenie jakby odbył on podróż w czasie, może znalazł się na chwilę w latach 30-tych, gdy FIAT był już prawdziwą potęgą. Możemy sobie zadać także pytanie, jak potoczyłyby się losy firmy gdyby ta podróż sięgnęła roku 1945. Po II Wojnie Światowej Agnelli został oskarżony o kolaborację z faszystami i zakazano mu wstępu na teren jego własnej fabryki.

Maria Sole Agnelli wspomina ze smutkiem i wyrzutem, że mimo iż został oczyszczony z tych zarzutów władze zabroniły konduktowi pogrzebowemu jej dziadka, zmarłego na zawał 16.12.1945, zatrzymać się przed bramą fabryki FIATA, firmy której poświęcił całe swoje życie i która stała się kołem zamachowym włoskiej gospodarki, latarnią wskazującą drogę kolejnym pokoleniom włoskich przedsiębiorców.

Wracając na nasze podwórko, tak zupełnie hipotetycznie odnośnie podróży w czasie, gdyby Giovanni Agnelli w 2016 obiecał nam milion polskich elektrycznych samochodów, to zapewne już byśmy nimi jeździli w przeciwnym razie, jako  prawdziwy wizjoner, nawet by o tym nie wspomniał.

Model to kolejny Minichamps wykonany z dbałością o szczegóły w którym, mamy wszystkie elementy otwierane włącznie ze światłami i dachem. Jest to wersja z 1974 z miłym dla oka czerwonym lakierem, choć prawie we wszystkich materiałach reklamowych z tamtych lat auto pokryte było jasnozielonym lakierem nr. 358.

Lata produkcji: Fiat (1972–1982) / Bertone (1982–1989)
Ilość wyprodukowana: 164 000 szt.
Silnik: Liniowy 4 cylindry
Pojemność skokowa: 1290 cm3
Moc / obroty: 74 KM / 6600
Prędkość max: 172 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h (s): 12,5
Ilość biegów: 4
Masa własna: 880 Kg
Długość: 3830 mm
Szerokość: 1570 mm
Wysokość 1170 mm
Rozstaw osi: 2202 mm

*Niechaj się dzieje wola Twoja!

Zennaro (Welcomeasy): “Zostawcie kartkę i długopis – cyfryzujcie się!”

0
Fonte: welcomeasy.app

Optymalizacja zasobów to pierwsza rzecz, którą należy zrobić, aby utrzymać swój biznes na rynku, mówi Paolo Zennaro CEO Welcomeasy, startup gościnności, który oszczędza czas właścicieli i zarządców nieruchomości.

„Podróż, którą klient odbywa do momentu przyjazdu do wynajętego apartamentu lub B&B, jest teraz całkowicie cyfrowa. Gość wyszukuje nieruchomość w Internecie, czyta recenzje, rezerwuje termin na portalach internetowych, płaci kartą kredytową. Następnie dociera do celu i często spotyka gospodarza, który prosi go o zrobienie kserokopii dokumentu tożsamości w celu zameldowania (…). Musimy zawsze pamiętać, że gościnność nie ogranicza się tylko do pobytu w obiekcie, lecz obejmuje szereg bardzo ważnych kroków: rezerwację, zameldowanie, pobyt, wymeldowanie, aż do wyjazdu gościa. Nasza praca jest w pełni doskonała tylko wtedy, gdy jesteśmy w stanie zarządzać każdym z tych momentów w najlepszy możliwy sposób, nie wykluczając żadnego z nich. Wyposażenie w narzędzia cyfrowe, zdolne zoptymalizować pracę dziś nie jest już dodatkową opcją, ale stanowi część procesu profesjonalizacji, który ma fundamentalne znaczenie dla konkurencyjności, a co za tym idzie, przetrwania na rynku.”

Strona www: www.welcomeasy.app

Źródło: https://www.wallstreetitalia.com/news/zennaro-welcomeasy-lasciate-carta-e-penna-e-digitalizzatevi/