Slide
Slide
Slide
banner Gazzetta Italia_1068x155
Bottegas_baner
baner_big
Studio_SE_1068x155 ver 2
Nutella_Gazzetta_Italia_1068x155_px_final
Gazetta Italia 1068x155

Strona główna Blog Strona 64

Ristorante Diverso – włoska perfekcja, która podbija podniebienia

0

Musi istnieć jakiś powód, dla którego kuchnia włoska od wieków jest tą najbardziej uwielbianą i najczęściej odwzorowywaną. W rzeczywistości tych powodów jest wiele: jakość produktów, sposób przygotowania, tradycja kulinarna, dawne regionalne rywalizacje, a przede wszystkim ogromna pasja; wiele czynników, które można podsumować jako „włoska metoda”.

Idealnym przedstawicielem takiego włoskiego podejścia do kuchni jest Giacomo Carreca, kucharz z Palermo, szef kuchni Ristorante Diverso. Każde danie serwowane w Diverso to rezultat pracy opartej na wiedzy i jakości produktów. Nie ma tu miejsca na przypadek ani powierzchowność.

„Za każdym sukcesem, także w świecie kulinarnym, stoi praca wykonywana z pasją. Dlatego przygotowując danie, kontroluję cały proces. Kuchnia to miłość, a ja chcę być dumny z tego co podaję na stół gościa”, mówi Carreca. Przepis na ciasto, z którego wyrabia pizzę, opracowywał metodą selekcji przez ponad dwa miesiące, wybierając spośród ośmiu zakwasów chlebowych, używając wysoko wydajnej mąki Petra, po czym następuje długa fermentacja, dzięki której pizza doskonale się trawi. W rezultacie powstaje pizza… diversa (pl. inna), równie lekka jak wyśmienita! W ten sposób powstaje także fenomenalna pizza z kiełbasą nduja, bardzo ceniona przez Polaków. „Również podczas przygotowywania makaronu przywiązujemy wagę do ciasta i mąki, dodając same żółtka, by osiągnąć zupełnie nową jakość smaku.”

Diverso to nie jest zwykła trattoria z pastą i pizzą. To przede wszystkim restauracja z urozmaiconym menu, która obok tradycyjnych włoskich potraw oferuje wyśmienity wybór dań kuchni europejskiej, często wzbogaconych nutami orientalnymi. A wszystko to zgodnie z włoską filozofią kulinarną: jakość i pasja.

„Menu jest owocem mojego dorobku kulinarnego. Lubię eksperymentować i odkrywać nowe połączenia smakowe. Nie jestem osobą, którą łatwo zadowolić. Dorastałem kwestionując tradycyjne dania kuchni sycylijskiej przygotowywane przez mamę i babcię. Doprowadzałem do szału nauczycieli sztuki kulinarnej w Istituto Alberghiero w Palermo, którzy nie doceniali mojego nieustannego dążenia do innowacji. Uwielbiam tradycyjne smaki i metody przygotowania, ale jednocześnie kieruje mną ciekawość i lubię odkrywać i tworzyć nowe potrawy”: wyjaśnia Carreca, którego doświadczenie kulinarne sięga od Palermo po Pizę, od Costa Smeralda na Sardynii po Londyn.

Gotował w wyróżnionych gwiazdkami restauracjach serwujących kuchnię kontynentalną, po czym przybył do Polski za… miłością. „W Anglii poznałem moją polską partnerkę, która z czasem przekonała mnie, bym przeniósł mój styl gotowania do Warszawy. Pracowałem tu w wielu ciekawych miejscach, między innymi w restauracji Senses u boku utytułowanego szefa kuchni Andrei Camastry, mistrza kuchni molekularnej. Obecnie mam przyjemność prowadzić kuchnię restauracji Diverso, gdzie oferuję każdego dnia inne, międzynarodowe menu. Oprócz klasycznych włoskich potraw i pizzy, obejmuje ono również mięso i ryby, w tym także kaczkę, tradycyjne danie polskie, którą przygotowuję w piecu, karmelizowaną w Porto z dodatkiem dwóch rodzajów puree: jednego z estragonem, drugiego z kalafiorem i kokosem.”

Jak oceniasz polską klientelę?

„Byłem bardzo podekscytowany widząc, jak wielkie uznanie wywołują moje dania. Zaskoczyło mnie tak duże zainteresowanie rybami i risotto, dania typowo włoskiego, które poza Włochami rozumie niewielu i jedynie nieliczni potrafią je prawdziwie docenić. Z całą pewnością są i tacy, których zdumiewa carbonara bez śmietany, taka jak w oryginalnym włoskim przepisie, lecz poza tym należy przyznać, że przeciętny Polak dużo podróżuje i stał się klientem świadomym. Potwierdza to fakt, że zarówno Warszawa, jak i wiele innych polskich miast, może się pochwalić poziomem gastronomii równym miastom we Włoszech.”

Wyborna oferta kulinarna Ristorante Diverso jest w stanie zadowolić każde podniebienie. Opiera się na niekwestionowanym kunszcie szefa kuchni, który już od najwcześniejszych godzin porannych wraz ze swoim pracowitym zespołem dba o to, by zaspokoić gusta gości, korzystając wyłącznie z produktów najwyższej jakości, w tym oliwy, serów i włoskich wędlin, a także sezonowych warzyw i polskiego mięsa. Wszystko to podane w atmosferze nieformalnej elegancji tej przytulnej restauracji z widokiem na cichą, centralnie położoną ulicę Górnośląską. To miejsce, które emanuje miłością do Włoch, tą samą miłością, która łączy właścicieli Jacka i Maję z pięknym krajem, w którym mieszkali, zaręczyli się i do którego wracają na wakacje.

I tak w Diverso przyjemność z potraw przygotowanych przez Giacomo Carreca w połączeniu z ciepłym powitaniem właścicieli i serdeczną obsługą sprawia, że klient natychmiast czuje się komfortowo.

tłumaczenie pl: Karolina Wróblewska

Facebook: www.facebook.com/DiversoRistoranteItaliano/

Maserati MC 12 – na skrzyżowaniu

0

Tym razem odbiegniemy trochę od tradycyjnej formy tej rubryki, ponieważ mamy do czynienia z samochodem, który skrzyżował drogi Maserati i Ferrari.

Wszystko zaczęło się w 1993 roku, kiedy to Fiat kupuje Maserati a następnie w lipcu 1997 odsprzedaje zależnej od siebie Ferrari S.p.a. Jest to dobry okres w jakże skomplikowanej historii Maserati, powstaje nowa fabryka w Modenie, na rynku pojawia się całkowicie nowy model 3200 GT, a od 2001 wszystkie kolejne modele wyposażone są w silniki z Maranello, co pozwala na spore oszczędności. Wykorzystując dobrą passę, w 2004 roku, firma wraca do swoich korzeni – do wyścigów w kategorii GT Międzynarodowej Federacji Samochodowej FIA. Głównym celem jest wyścig 24 Le Mans. Powstaje Maserati MC 12 GT1 czyli Ferrari Enzo w karoserii typu targa zaprojektowanej przez Franka Stephensona i Giugiaro.

Aby wystartować w FIA GT, firma musiała zbudować w ciągu roku 25 szt. wersji dopuszczonej do ruchu drogowego i kolejne 25 szt. w roku następnym. Wersja drogowa była dłuższa aż o 25 cm i cięższa o 250 Kg, samochód był olbrzymi, jak zauważyli fachowcy szerokością i długością przewyższał Hummera! Nawet w Monaco, gdzie widziano już wszystko, potrafił zwrócić na siebie uwagę, co wykorzystał 50 Cent w swoim video „Windows Shopper”. Na marginesie zobaczymy tam Mini One również zaprojektowane przez Stephensona. W hołdzie dla kultowego modelu Maserati Tipo 63 „Birdcage” i zasłużonego dla firmy amerykańskiego zespołu wyścigowego Camoradi, wszystkie auta opuściły fabrykę w biało niebieskim malowaniu.

Mimo, że Ferrari udostępniło swój flagowy silnik osłabiony o 27 KM, a ciężar auta był prawie o 100 kg większy w stosunku do Enzo, samochód był rewelacyjny. W 2008 na torze Nürburgring zestawiono pięć superaut: Maserati MC12, Ferrari Enzo, Koenigsegg CCX, Porsche Carrera GT i Pagani Zonda F Clubsport. MC 12 najcięższe w tej stawce oraz wyposażone w zwykłe amortyzatory okazało się jednak najszybsze, z czasem 7:24:29 ustanowiło nowy rekord toru dla samochodów seryjnych.

W latach 2005-10 w wyścigach FIA GT używało go pięć zespołów z Vitaphone Racing Team na czele, w sumie odnosząc 22 zwycięstwa, co przyniosło 6 drużynowych i 5 indywidualnych tytułów mistrzowskich. Niestety MC 12 poniosło także jedną, ale kluczową, porażkę nigdy bowiem nie zostało dopuszczone przez FIA do wyścigu 24 Le Mans. Tak to krzyżujące się drogi niegdysiejszych rywali Ferrari i Maserati spowodowało, że to drugie mogło po latach znowu święcić triumfy na torach całego świata.

W 2006 Maserati powiela marketingowy pomysł Ferrari, które wybranym 29 klientom zaoferowało ekstremalną wersję modelu Enzo – Ferrari FXX. Powstaje 12 + 3 [testy i cele reklamowe] sztuki Maserati MC12 Corsa, modelu przeznaczonego tylko na prywatne tory wyścigowe bez homologacji drogowej ani też wyścigowej. Nie mając ograniczeń wymaganych przy homologacji, z tego samego silnika udało się uzyskać dodatkowych 125 KM. Kolor lakieru wszystkich Corsa nawiązywał do zwycięstw, jakie samochód ostatnio odnosił i był to granat o wszystko mówiącej nazwie „Blue Victory”.

Cena netto ok. 1,5 mln. $ nie odstraszyła wybrańców dla których firma organizowała liczne tzw. „Track Days”. Sam model Hot Wheels prezentuje się przyzwoicie, mimo że pochodzi z pierwszej serii Elite i niestety nie mamy tu zdejmowanego dachu ani możliwości zdjęcia przedniej maski. Puryści zapewne zauważą również nieodpowiedni rozmiar kół, cóż za model niemal idealny od Auto Art trzeba jednak zapłacić prawie trzy razy tyle. Jak widać w kolekcji SOMA, firma Maserati również miała swoje kłopoty budżetowe.

Lata produkcji: 2004-2005
Ilość wyprodukowana: MC 12 50 szt. (wersja drogowa)
Silnik: V-12 65°
Pojemność skokowa: 5998 cm3
Moc/obroty: 630 KM/7850
Prędkość max: 330 km/h
Przyspieszenie 0-100 km/h (s): 3,8
Liczba biegów: 6
Masa własna: 1335 kg
Długość: 5143 mm
Szerokość: 2096 mm
Wysokość: 1205 mm
Rozstaw osi: 2800 mm

foto: Piotr Bieniek

Ceramika – ponadczasowy urok

0

Artykuł został opublikowany w numerze 73 Gazzetty Italia (luty-marzec 2019)

Od starożytnych Etrusków po Bolesławiec, przechodząc przez liczne lokalne tradycje włoskie, ceramika przetrwała całe wieki oraz ewolucję żywieniową – jako jedno z jej narzędzi – a jednocześnie zachowywała niezwykłą aktualność estetyczną i funkcjonalną.

Sztuka ta była również swoistym papierkiem lakmusowym tradycji różnych państw i kultur, które poprzez ceramiczne artefakty wyrażają historie, gusta i formy typowe dla miejsc, w których są tworzone. Świadectwem antycznych tradycji włoskiej ceramiki jest wystawa objazdowa Grand Tour, która kilka miesięcy temu zawitała także do Instytutu Kultury Włoskiej w Krakowie. Jej pomysłodawczynią jest Viola Emaldi, a kuratelę nad nią objęła wspólnie z Jeanem Blancheartem i Anty Panserą. Jako historyczka sztuki Viola koordynuje ITS Emiliani, Wyższą Szkołę Techniczną w Faenzy, która jako jedyna we Włoszech oferuje kurs, na którym naucza się technik i projektowania ceramiki, dając jednocześnie możliwość zatrudnienia.

„Podróżująca po europejskich miastach od 2014 roku wystawa Grand Tour jest reprezentacyjną wystawą Włoskiego Stowarzyszenia Miast Ceramiki (AICC). Ekspozycja prezentuje typową włoską ceramikę wykonaną przez współczesnych mistrzów rzemiosła, ceramikę kuchenną o klasycznych kształtach, typową dla włoskiego stołu, proponując podróż poprzez kształty i zdobienia z różnych lokalnych tradycji. W ten sposób odwiedzający przejdzie od średniowiecznej biesiady przez renesansową ucztę, aż po niedzielny obiad z zastawą dziadków” – wyjaśnia Viola.

Ceramika, od greckiego „keramos”, czyli glina, jest sztuką nierozerwalnie związaną z ziemią, zatem mają na nią silny wpływ lokalne osobliwości?

„Dokładnie tak! Każda ziemia ma swoją ceramikę. By wykonać ceramiczne produkty potrzeba ziemi, ze wszystkimi jej właściwościami, wody i przede wszystkim wiedzy umożliwiającej jej utwardzenie poprzez określone procesy wypalania. We Włoszech mamy wiele odmian ceramiki w zależności od składu ziemi, na przykład w Toskanii, gdzie gleba jest bogata w żelazo mamy terakotę, w Wenecji Euganejskiej białą ceramikę, która jest idealna do produkcji naczyń stołowych. Do tej różnorodności surowców dochodzą także rozmaite kultury estetyczne, bardzo często ukształtowane przez okresy świetności danego miasta, tak więc białe i niebieskie ceramiki z Faenzy wyrażają neoklasyczną i osiemnastowieczną atmosferę, w Toskanii renesansową, na Sardynii produkuje się wazony i amfory z majoliki i ceramiki szkliwionej, w Burgio i Sciacca akcesoria kuchenne, w Orvieto dzbany w stylu etruskim i średniowiecznym, mamy też wazy z Lodi z osiemnastowiecznymi zdobieniami, serwisy stołowe z Bassano del Grappa w stylu rokoko, antropomorficzne puchary na modłę barokową z Caltagirone, umbryjskie wazony powlekane metalicznym szkliwem, ozdobne talerze z Deruty. Wystawa oddaje hołd ceramice dekoracyjnej oferującej tradycyjne formy i kolorystykę, sztukę wciąż w stu procentach rzemieślniczą w odróżnieniu od równoległego sektora płytek, w którym Włosi są prawdziwymi mistrzami i eksportują 80% produkcji, mimo że muszą importować ziemię i gaz do pieców. Sukces sektora płytek wynika ze zdolności naszych przedsiębiorców i projektantów, którzy tworzą produkty o wyjątkowej jakości i pięknie, oraz tak różnorodne, że nie mają sobie równych wśród zagranicznej konkurencji. Wystarczy wspomnieć, że liczba dostępnych we Włoszech produktów jest równa produkcji reszty świata”.

A polska ceramika?

„W Polsce znajduje się wiele kopalni kaolinu i surowców potrzebnych do produkcji kamionki, występuje tu ziemia, z której otrzymuje się biały produkt niezwykle łatwy w formowaniu i który można wypalać w wysokich temperaturach. Rozwinięto też metodę zdobniczą zmniejszającą koszty i czas, czyli wykorzystanie nasączonego barwnikiem stempla, otrzymując w ten sposób powtarzalny wzór charakteryzujący słynne bolesławieckie ceramiki. Dzięki temu przemysłowemu podejściu Polska była w stanie zgłębić gusta i potrzeby zagranicznych rynków, szczególnie wschodnich i amerykańskiego, stając się dużym eksporterem produktów ceramicznych w sektorze spożywczym. Jako dyrektorka ITS w ramach projektu Erasmus postaram się jak najbardziej rozwinąć relacje między Włochami a Polską”.

Więcej informacji:

www.fitstic.it
WWW.madeinbritaly.com
www.buongiornoceramica.it

foto: Raffaele Tassinari
tłumaczenie pl: Anna Wójcicka

Wszystkie drogi Toskanii

0

Podróżując po Włoszech można odnaleźć ogromną różnorodność tamtejszych regionów i odmienność lokalnej kultury. To powoduje, że wyprawa właściwie w każdy zakątek Włoch przynosi niezawodną satysfakcję. Tym razem droga wiodła z Warszawy przez Innsbruck, przełęcz Brennero, okolice Lago di Garda, Parmę, Bolonię, Florencję aż do niewielkiej miejscowości Volterra, położonej w samym sercu prowincji Piza. Cała podróż zajęła 17 godzin, przy czym większość trasy stanowiły autostrady, natomiast od Florencji – już tylko drogi lokalne.

Do samej Volterry jedzie się malowniczymi serpentynami, mijając atrakcyjnie położone miasteczka. Warto wybrać się tu samochodem, ponieważ dojazd transportem publicznym z obydwu najbliższych lotnisk w Pizie i we Florencji jest nieco skomplikowany, choć możliwy przy odrobinie dobrej woli. Jednak poruszanie się po całej Toskanii autem otwiera wiele możliwości lepszego poznania tego regionu.

Zróżnicowanie krajobrazu Toskanii jest jej ogromnym atutem. Masywy górskie Apeninów Toskańskich dominują w północnej części regionu, od Carrary ze sławnymi złożami marmuru karraryjskiego, aż po Arezzo. Część południowa to łagodnie pofałdowane obszary, obfitujące w rozległe tereny rolnicze, z przewagą winnic i upraw oliwek. Część gospodarstw przystosowano do funkcji hotelowej. Przebywający tam goście mogą cieszyć się wyjątkowo harmonijnym pejzażem – bowiem uprawy te, jeśli prowadzone są na dużą skalę, zajmują naprawdę ogromne przestrzenie, ujednolicając krajobraz. Czasem rzędy winorośli lub drzew oliwnych ciągną się aż po horyzont. Niekiedy w oddali dostrzec można wieże kościołów, czy zatopione w zieleni miasteczka. W gospodarstwach agroturystycznych można zwykle kupić lokalne wino lub oliwę miejscowego wyrobu. Cena może nie być wcale niska, ale jakość tych produktów jest tu dostateczną rekompensatą. Toskania oferuje bodaj najlepszą oliwę, która pachnie niczym świeża trawa oraz doskonałe wina. Nas uwiodły białe Vernaccia di San Gimignano oraz czerwone Morellino di Scansiano, a także osławione Chianti czy wybornie delikatne Vermentino.

Do Toskanii warto pojechać nie tylko dla pięknych widoków, smaku wina czy aromatu tamtejszej oliwy. Warto wybrać się tam po alabaster. Niewielu wie, ale alabaster występuje również w Polsce na Podkarpaciu. My także o tym nie wiedzieliśmy. Z jego pięknem zetknęliśmy się w miasteczku Volterra. Ma on zastosowanie jako doskonały surowiec rzeźbiarski. Półki lokalnych sklepów i galerii uginają się od licznych figurek, miseczek, puzderek, solniczek, młynków oraz moździerzy. Przyciąga swoją strukturą i czymś na kształt „kamiennej miękkości”. Miłym zaskoczeniem jest jego cena, która zachęca do zakupu. Początkowo sceptycznie podchodziliśmy do perspektywy kupna kolejnych przedmiotów. Na wystawach sklepów wyglądały one jak typowe pamiątki. Okazało się jednak, że mają duże walory użytkowe – są starannie wykonane, trwałe i funkcjonalne. Ponadto wytwarza się je w lokalnych zakładach i manufakturach, ręcznie, choć z użyciem nowoczesnych technologii. I jeszcze jedno bardzo osobiste spostrzeżenie – po rozpakowaniu ich w domu stały się unikalnymi przedmiotami codziennego użytku z naszej Toskanii.

Volterra to miasto o szczególnym znaczeniu dla lokalnej kultury. Było ono bowiem jednym z najważniejszych ośrodków starożytnej Etrurii a jego najstarsze budowle datuje się na VI wiek p.n.e. Do dziś znajdują się tam pozostałości etruskich murów obronnych i budowli. Miasto jest usytuowane na wzgórzu, otoczone średniowiecznymi murami. U ich podnóża znajdują się ruiny Teatru Rzymskiego, gdzie codziennie odbywają się koncerty, spektakle teatralne i widowiska operowe. W 2015 roku odkryto w pobliżu pozostałości amfiteatru, czyli dawnej areny podobnej do rzymskiego Koloseum. Naszą uwagę zwrócił fakt, że Volterra jest miastem, w którym toczy się zwyczajne, codzienne życie. Obecność turystów jest tu mało uciążliwa, a miasto nie uległo komercjalizacji.

W tym rejonie Włoch wiele jest miejsc, które koniecznie należy odwiedzić. W ślad za rekomendacjami przewodników i portali turystycznych udaliśmy się do San Gimignano. To niezwykłe miasto, w którym zachował się nie tylko średniowieczny obrys zabudowy, ale też jej formy z wysokimi wieżami górującymi nad dachami, jako symbol prestiżu mieszkańców. Niektórzy twierdzą, że było ono „średniowiecznym Manhattanem”, my jednak jesteśmy zdania, że to Manhattan jest współczesnym San Gimignano. Warto tam pojechać dla kolekcji malarstwa renesansowego zgromadzonej w Palazzo Comunale, cennych zbiorów w Galleria d’Arte Moderna e Contemporanea oraz Museo Archeologico. Można też rozważyć wizytę w Muzeum Tortur, jednak znalezienie miejsca parkingowego w okolicy jest już wystarczającą torturą.

Na szczególną uwagę zasługuje też średniowieczna twierdza Monteriggioni, gdzie zabudowa do dziś nie przekroczyła murów obronnych. Osada otoczona jest kamiennymi umocnieniami z czternastoma smukłymi wieżami, widocznymi z oddali.

Wielkie wrażenie wywarł na nas Szlak Chianti z winnicami i osadami położonymi wśród pól, na stromych zboczach. Podziw budzi sposób, w jaki tutejsza ludność przystosowała ten trudny teren pod uprawy, zachowując przy tym jego naturalne walory.

Z niewielkich ośrodków naszą uwagę zwróciło mikroskopijne miasteczko Murlo. Starannie utrzymane, z donicami pełnymi kwiatów, jednak w ciągu dnia zupełnie opustoszałe. Być może ożywa ono w porze, kiedy Włosi zwykle spotykają się na wieczorne aperitivo, celebrując wspólny posiłek?

Wiele miast, osad i fattorii zdołaliśmy przemierzyć, doświadczając ukrytych tam przyjemności. Długo pozostanie z nami wspomnienie smaku faszerowanych pomidorów, którymi zajadaliśmy się w Fattoria di Radi. Toskański ser pecorino fresco urzekł nas na głównym placu w Greve in Chianti. A popołudniowy spritz był idealny w Loro Ciuffena, tuż obok skalnego wąwozu z wodospadem. I choć wypada żałować, że tak wiele niezwykłych miejsc musieliśmy pominąć w tej podróży, to jednak kusi nas perspektywa powrotu oraz przeczucie, że zobaczymy ich znacznie więcej. Przyjemności należy bowiem rozkładać w czasie, aby cieszyły dłużej.

tłumaczenie pl: Sandra Kozarska
foto: Maciej Czarnecki

Co region to słowo

0

Włochy, jak już wiemy, są krajem bardzo złożonym i zróżnicowanym pod względem językowym. Często nawet najprostsze przedmioty, z którymi mamy do czynienia w życiu codziennym, mają różne nazwy w zależności od regionu, w którym się znajdujemy. Może to powodować nieporozumienia i zaskakiwać miliony obcokrajowców, którzy z różnych powodów mają do czynienia z językiem i kulturą Belpaese.

Można by pomyśleć na przykład, że tak podstawowy element codzienności Włochów jak kawa nazywany jest tak samo na terenie całego kraju. Wystarczy jednak udać się do Triestu, aby zdać sobie sprawę, że tak nie jest. W tym mieście na północnym wschodzie Włoch, gdy zamówimy cappuccino, otrzymamy klasyczne caffè macchiato, natomiast to, co reszta kraju określa jako cappuccino znane jest w Trieście jako caffelatte (wł. „kawa z mlekiem”). Także inne nazwy, których używa się w Trieście do określenia różnych rodzajów kawy, są często zupełnie niezrozumiałe dla osób spoza miasta, czy są to Włosi, czy nie.

O wiele bardziej znany przykład stanowi cocomero (wł. „arbuz”), nazywany tak w środkowej Italii; na Północy bardziej popularne jest słowo anguria, podczas gdy na Południu używa się terminu melone (lub mellone) dʼacqua (wł. „melon wodny”), podobnego do watermelon w języku angielskim. Ciekawostką jest fakt, że na Północy słowo cocomero bywa używane do określenia cetriolo (wł. „ogórek”), co budzi skojarzenia z innym angielskim wyrazem – cucumber. Należy dodać, że samo słowo anguria bierze się z greckiego terminu angurion, który oznaczał właśnie ogórek (nawiasem mówiąc, polski wyraz również pochodzi od angurion!).

Jak widać, czasami w różnych stronach Włoch ten sam wyraz używany jest do określenia różnych rzeczy, a w innych przypadkach odmienne terminy stosuje się, aby określić ten sam przedmiot lub pojęcie. Słowo tovaglia (wł. „obrus”), powszechnie używane w całym kraju, na południu często odnosi się raczej do asciugamano (wł. „ręcznik”), podczas gdy tovaglia w znaczeniu przyjętym w innych stronach Włoch (a więc obrus) nazywana jest bardziej precyzyjnie tovaglia da tavola (wł. „obrus stołowy”). W dialekcie neapolitańskim, z kolei, obrus nazywany jest mesale. Przedmiotem codziennego użytku, mającym wiele nazw jest appendiabiti (wł. „wieszak na ubrania”), który w zależności od regionu, w którym się znajdujemy nazywany będzie również appendino, gruccia, stampella (te ostatnie dwa terminy określają także kulę do chodzenia), omino (wł. dosłownie „człowieczek”) itd.

Regionalne zróżnicowanie językowe dotyczy również języka młodzieży: w kraju tak złożonym z tego punktu widzenia jak Włochy, wiele kolokwialnych wyrażeń używanych przez młodych ludzi nieuchronnie różni się w poszczególnych regionach. Jak wspomniano w poprzednim artykule poświęconym włoskim terminom dialektalnym, w Toskanii do dziś używa się powszechnie słów, które odczuwane są jako przestarzałe w innych regionach; z tego właśnie powodu użycie np. słowa bischerata do określenia głupoty, nieistotnej sprawy lub głupiego czynu albo wypowiedzi, brzmi normalnie dla Toskańczyka, a gdzie indziej zabrzmi archaicznie i preferowane będą wyrazy bardziej “nowoczesne” i wulgarne.

W kontekście slangu młodzieżowego ciekawy przypadek stanowią liczne synonimy zwrotu marinare la scuola (wł. „chodzić na wagary”). W Piemoncie powszechne jest wyrażenie tagliare (wł. „ciąć, obcinać”), a na wagarującego ucznia mówi się potocznie taglione (wł. dosłownie „obcinacz”); w Lombardii używa się natomiast czasownika bigiare, o niejasnym pochodzeniu, a także jumpare – to ostatnie słowo pochodzi oczywiście z angielskiego. Z kolei w Bolonii powie się fare fughino (od fuga, wł. „ucieczka”), a w wielu regionach Północy popularne jest słowo bruciare (wł. „spalać”); we Florencji mówi się fare forca (od forca, wł. „widły”, ale i „szubienica”), w Rzymie fare sega (od sega, wł. „piła”), a w Neapolu fare filone (od filare lub filarsela, wł. „zwiewać, czmychać”); na Sardynii powie się fare vela (od vela, wł. „żagiel”), a na Sycylii obecne są zwroty trudne do oddania w pełni w innych językach, takie ja buttarsela o caliarsela (wł. „zwiewać”). Inne synonimy, powszechne w różnych częściach Włoch, to segare (wł. „piłować”) czy limare (wł. „szlifować pilnikiem”). Są to jednak tylko niektóre z niesłychanie licznych sposobów mówienia o jednym i tym samym!

Tomasz Skocki, autor artykułu

Jeszcze jednym przykładem wyraźnego zróżnicowania leksykalnego w języku codziennym jest gomma da masticare (wł. „guma do żucia”): w niektórych regionach używa się angielskiej nazwy chewing gum (często w zitalianizowanej formie ciuingam, np. w Toskanii), w innych cingomma, gingomma, scingomma itp. (we Włoszech środkowo-południowych i na Sardynii) oraz ciunga (na północnym wschodzie, ale i na Sycylii), cicca (w Lombardii) i cicles (w Piemoncie, a także w Emilii-Romanii).

We wszystkich podanych kontekstach włoskie słownictwo po raz kolejny okazuje się zdecydowanie różnorodne i złożone, pełne ciekawostek i niespodzianek dla osób uczących się tego języka.

Pistoia – zielone miasto o burzliwej historii

0

Z piekła do raju

Wędrując po Toskanii śladami moich ulubionych pisarzy zdecydowałam się na bazę wypadową w Pistoi. Miasta dotąd nie znałam, a jego położenie między Florencją (gdzie wędrowałam śladami Tiziano Terzaniego i Oriany Fallaci) a Orsignią (Terzani) dawało mi możliwość pokonywania niewielkich odległości pociągiem w niecałą godzinę. Po drodze było jeszcze Certaldo z domem, muzeum i miejscem pochówku Boccaccia. Przyciągała pobliska Lukka, Montecatini i Prato. Dla osoby niezmotoryzowanej było to idealne wyjście i jak się miało okazać później – strzał w dziesiątkę.

Gdy dotarłam do hotelu, wokół panowała kompletna ciemność. Na szczęście wcześniej przekazano mi telefonicznie kod do bramy i drzwi wejściowych. Przy światłach taksówki dostrzegłam wspaniałą aleję wysadzaną cyprysami. W hotelu przywitała mnie cisza, na blacie leżała kartka z numerem mojego pokoju. W recepcji nie było żadnej obsługi. W całym budynku byłam tylko ja, poczułam się nieswojo. Nie zasnęłam do świtu, a moja bujna wyobraźnia zaczęła mi podrzucać „Obrazy Włoch” Pawła Muratowa, od którego rozpoczęłam  swoje włoskie wędrówki.

Zaczęłam sobie przypominać wszystkie straszne historie jakie o tym mieście, autor-historyk sztuki, napisał sto lat temu. Dzieje miasta od średniowiecza to historia niekończących się sporów miejscowych gwelfów i gibelinów, białych i czarnych, rodów  magnackich Cancellieri i Panciatichi. Miasto postrzegano jako jaskinię zła i występku. Skrytobójcy kryli się w wąskich uliczkach ze swoimi nieodłącznymi sztyletami i pistoletami  nazwą kojarzoną z Pistoią. Mieszkańcy w XIII wieku zyskali wątpliwą sławę, postrzegani byli jako ludzie fałszywi i intryganci, a samo miasto jako gniazdo szalonych namiętności, arenę rodowej vendetty, ciągnącej się całe wieki. Walki frakcji przyniosły tyle nieszczęść pobliskiej Florencji ukochanej przez Dantego, że musiał ją opuścić. Nietrudno więc zrozumieć dlaczego poeta w Boskiej Komedii rzuca przekleństwo na Pistoię:

O Pistoia, Pistoia, gdy twoje nasienie rodzi tylko zło, dlaczego pożar nie obróci cię w proch tak, aby nic po tobie nie zostało? 

Dwieście lat później wtórował mu Machiavelli, który w Księciu twierdzi, że nad Pistoią panować należy sianiem wewnętrznej niezgody i dając do zrozumienia, że Pistoię należałoby zniszczyć. Między jawą a snem dotrwałam do świtu. 

Miasto roślin

Gdy wzeszło słońce, a ptaki zaczęły swoje trele, wyjrzałam przez okno. Jak okiem sięgnąć aż po horyzont roztaczał się widok niewyobrażalnej urody, pole cudownej roślinności. Znalazłam się w raju! Czy tak właśnie wyglądają słynne na całe Włochy vivai (wł. vivaio – szkółka drzew), o których pisze w książce “Mój pierwszy rok w Toskanii”, Małgorzata Matyjaszczyk? Wybiegłam z budynku i zanurzyłam się w zieleni, czerwieni, różu i żółciach. Krążyłam po labiryntach bukszpanów, wędrowałam między iglastymi krzewami i liściastymi drzewkami. Rośliny formowane w kule, spirale zieleni strzelające do nieba i inne fantastyczne, geometryczne kształty. Po prostu oniemiałam z zachwytu, nadal byłam sama i nie mogłam uwierzyć, że tak bezproblemowo z nocnego piekła przeniosłam się do raju. Zmęczona i oszołomiona przysiadłam przy basenie z lazurową wodą, otoczonym strzelistymi palmami. Nagle do rzeczywistości przywołały mnie nieziemskie zapachy z kuchni. Uwijała się tam signora podająca śniadania. Miałam wyrzuty sumienia, że tyle fatygi dla jedynego gościa w hotelu. 

Dowiedziałam się, że początek sezonu przewidywany jest za parę dni. Przedziwnym zbiegiem okoliczności znalazłam w recepcji wielostronicowy katalog roślin, który na koniec pobytu dostałam w prezencie. Studiowałam go co noc, moja wiedza botaniczna wzbogacała się w ekspresowym tempie i  dzięki temu rozróżniałam niektóre ogrodnicze cuda. 

Władze Pistoi, zdając sobie sprawę, że muszą zmienić niezbyt przychylny obraz miasta postanowiły stać się konkurencją dla innych miast Toskanii, w tym dostojnych i pięknych sąsiadek i odejść od stereotypowych obrazów tego regionu. Ze szkółek ogrodniczych postanowiono uczynić markę pod hasłem Pistoia Earth Garden, czyli Pistoia ziemski ogród. Na autostradzie widoczne są liczne tablice z napisem: Pistoia città delle piante (Pistoia miasto roślin). Do odwiedzenia regionu ma zachęcić prawie 500 ha otaczających miasto szkółek. Rośliny stąd eksportuje się do 50 krajów świata. Ogrodnictwo stało się jednym z podstawowych źródeł utrzymania tutejszych mieszkańców. Region Pistoi zajmujący niemal całą wolną przestrzeń na przedmieściach, pozostaje zielonym sercem Toskanii, a zjeżdżających z autostrady wita i zachwyca największy park Europy- ogród pokazowy ogromnych drzew i krzewów firmy Vannucci Piante. Jakby tego było mało, raz w roku plac główny w Pistoi na jeden dzień i noc zamienia się w ogród: bruk wykłada się trawnikiem z rolki, a na dywanie ustawia się drzewa i krzewy, i w takiej scenerii bawią się miejscowi i turyści.

Trzy ambony 

Na starówce turystów było niewielu, czułam się komfortowo, niespiesznie przemierzając wąskie uliczki w historycznym centrum, zaglądając do kościołów i ważniejszych zabytków. Pistoia to pięknie zachowane miasto ze średniowiecznymi murami, historycznymi budynkami, z których wiele stoi wzdłuż centralnego placu Piazza del Duomo. I znów dopisało mi szczęście. Moim cicerone w Pistoi była Joanna Sznajder, Polka mieszkająca w tym mieście od kilkunastu lat. Joasia prowadzi agencję turystyczną, warsztaty kulinarne, artystyczne i fotograficzne. Jest też personalnym pilotem i przewodnikiem po Toskanii. Mnie potraktowała jako kogoś bliskiego i zajmowała się mną z czystej życzliwości. Umówiłyśmy się w kawiarni w pobliżu katedry i przy kawie i miętowych lodach Joanna wprowadzała mnie w atmosferę miasta. Razem zwiedziłyśmy kilka zabytków, wysłuchałam wielu rad. W tygodniu odwiedziłam Joannę w jej domu, gdzie poznałam jej bliskich, a na pożegnanie podarowała mi książkę kulinarną z pięknymi zdjęciami Incontri a tavola. Ricette e vini regionali Toscani włoskiego autora Giulia Scarpaleggi.  Niedawno zupełnie przypadkowo natrafiłam w słupskiej bibliotece na książkę M.Żelazowskiej pt. Rzuć to i jedź, czyli Polki na krańcach świata. Joannie poświęcony jest obszerny rozdział, absolutnie zasłużenie, bo jest wspaniałą ambasadorką Polski w tym niezwykłym mieście.

Na niewielkim Piazza del Duomo, pamiętającym czasy Dantego i Machiavellego stoi katedra San Zeno, w której można zobaczyć niezwykły skarb, srebrny ołtarz św. Jakuba z 628 figurami, ukończony przez Brunelleschiego. Katedrze towarzyszy 67 metrowa dzwonnica, a naprzeciw katedry stoi ośmioboczne baptysterium z 1359 roku. Taki układ architektoniczny: katedra, campanilla i osobno baptysterium charakterystyczny jest właśnie dla stylu pizańskiego.

Z Piazza del Duomo można iść w dowolnym kierunku uliczkami, przy których znajdzie się jakiś romański kościół czy średniowieczne palazzo. Znam dobrze Pizę i Lukkę, to też miasto od razu wydało mi się znajome, gdyż wybudowane zostało w charakterystycznym stylu pizańsko-romańskim z czarno-białymi lub zielono-białymi pasami marmuru i zwielokrotnionymi arkadami. Trzy najbardziej imponujące kościoły datują się z XII stulecia i wyróżniają się ambonami zdobionymi XIII wieczną rzeźbą toskańską. M.in. w San Bartolomeo in Pantano możemy podziwiać najstarszą z ambon z 1250 r. wykonaną przez Guida da Como. Kto żyw biegnie jednak do San Andrea gdzie na pewno zachwyci go ambona, arcydzieło Giovanniego Pisana, której wykonanie syn oparł na projekcie ojca Nicolo dla baptysterium pizańskiego. Znów byłam sama. Mogłam przyjrzeć się najdrobniejszym szczegółom. Trzecią godną uwagi ambonę, dzieło rzeźbiarza Guglielmo (da Pisa), znalazłam w kościele św. Jana z charakterystyczną pasiastą elewacją. We wnętrzu kościoła znajduje się przepiękna marmurowa kropielnica, pokrytą płaskorzeźbami przedstawiającymi personifikację cnót. Wychodząc, jeszcze raz przystanęłam nad portalem wejściowym by spokojnie obejrzeć płaskorzeźbę przedstawiającą Ostatnią Wieczerzę.

W sercu Pistoi na Piazza della Sala, jednym z najstarszych rynków miasta, od XI wieku kwitnie handel. Tam, fotografuję się na tle Studni del Leoncino, ze statuetką małego lwa nad herbem miasta. Zatrzymuję się na dłużej w otoczeniu barów i restauracji, straganów ze świeżymi owocami, piję spokojnie doskonałą kawę i przyglądam się codzienności pistoiańczyków, niczym nie przypominających mało przyjaznych, dawnych mieszkańców miasta. Niech ktoś mi powie, że do Pistoi można przyjechać na jeden dzień! To niemożliwe, aby w tak krótkim czasie zobaczyć wszystko, co miasto to ma do zaoferowania. Mój pobyt w Pistoi trwał tydzień, a muszę koniecznie tam wrócić, aby posmakować słynnej czekolady, pójść na festiwal bluesa, zobaczyć słynne hafty i turniej Giostra del Orso. No i sprawdzić jak zmieniło się miasto po 2017 roku, w którym Pistoia została Włoską Stolicą Kultury!

Magia Ekstraklasy według prawdziwego Włocha

0

Artykuł został opublikowany w numerze 74 Gazzetty Italia (kwiecień-maj 2019)

Zamiast Milan–Juve zobaczyć Górnik Zabrze–Korona Kielce? Obejrzeć polski klasyk Lech–Legia zamiast hiszpańskiego Real–Barca? Może wydawać się to absurdalne, ale jednak jest prawdziwe, a jeszcze bardziej niedorzeczne jest to, że osoba która woli Ekstraklasę od La Liga czy Serie A jest Włochem!

Johnny Damato

Precyzyjniej rzecz ujmując, mowa jest o stronie Facebook „CALCIO POLACCO EKSTRAKLASA”, której celem jest promocja polskich rozgrywek piłkarskich we Włoszech, a także polskich zawodników grających w ligach europejskich. Projekt narodził się z miłości do Polski, w której mieszkam od prawie dwóch lat, postanowiłem więc połączyć miłość do tego kraju z pasją do piłki nożnej. Pomyślałem sobie, a może by tak spróbować opowiedzieć Włochom o Ekstraklasie? Jest wiele polskich stron internetowych poświęconych rozgrywkom Serie A czy klubom włoskim. Nie ma natomiast żadnego Włocha piszącego o polskiej Ekstraklasie. Pomysł ten wydał mi się wręcz swego rodzaju perwersją, która zainspirowała mnie do działania.

W ostatnich latach Polska stała się cennym zagłębiem piłkarskich talentów, z którego czerpie m.in. włoska piłka, aż 14 Polaków gra w naszej Serie A, to zdecydowanie więcej niż w Bundeslidze, w której według  oficjalnych statystyk gra obecnie 6 polskich zawodników. Świetna postawa Piątka, najpierw w Genui, a teraz Milanie spowodowała, że coraz więcej włoskich klubów interesuje się Ekstraklasą i szukają w niej nowych talentów za rozsądną cenę, które w przyszłości można byłoby spieniężyć. Oczywiście, trzeba jasno powiedzieć, że poziom polskiej ligi nie należy do najwyższych. Od dwóch lat żadna drużyna z Ekstraklasy nie jest w stanie zakwalifikować się do fazy grupowej w europejskich pucharach, PZPN podjął pewne działania, które mają temu zaradzić. Ostatnio wybrałem się na stadion Lecha, żeby zobaczyć klasyk polskiej ligi Lech–Legia i muszę przyznać, że Polska przy okazji Euro 2012 wykonała doskonałą pracę jeśli chodzi o obiekty sportowe. Pod tym względem ojczyzna Kopernika ma stadiony zdecydowanie bardziej funkcjonale w porównaniu z naszymi, które od lat 90-tych nie zostały w żaden sposób zmodernizowane.

Skupiając się na samych rozgrywkach jako grze, to największym zainteresowaniem cieszą się drużyny takie jak aktualny mistrz Legia Warszawa, Lech Poznań czy Jagiellonia Białystok. Nie należy jednak zapominać o pozostałych klubach z Ekstraklasy, zwłaszcza tych z tradycjami, one również posiadają swoją grupę wiernych fanów. W tym roku obok Legii, dyżurnego pretendenta w walce o mistrzostwo kraju, również Lechia Gdańsk, która w ubiegłym sezonie cudem uniknęła spadku, zgłasza aspiracje do mistrzostwa! I za to kocham Ekstraklasę, gdyż w odróżnieniu od Serie A, w której zawsze wygrywa Juve, czy też w Niemczech lub Francji gdzie dominują Bayern i PSG, w polskiej lidze dużo się dzieje.

W Ekstraklasie, oprócz częstszej rotacji zwycięzcy rozgrywek, niezwykle trudno wytypować jest wynik spotkania, czasem to prawdziwa loteria. Mianowicie ostatnia drużyna w tabeli jest w stanie bez problemu pokonać lidera na jego własnym boisku. Albo klub, który przed sezonem miał włączyć się w walkę o mistrzostwo, niespodziewanie musi bronić się przed spadkiem. Zupełny brak jakichkolwiek reguł, tu nic nie jest pewne, a jedyne co jest pewne to, że nudzić się nie da! Dowodzi tego tegoroczna edycja Pucharu Polski, w której lider I ligi Raków Częstochowa najpierw wyeliminował Lecha Poznań, aby następnie w ćwierćfinale to samo zrobić z Legią. Awansowali do półfinału, ale czy to zawodnicy tej drużyny podniosą triumfalnie puchar? Hm? Nawet jeśli piłkarze grający w Ekstraklasie nie są jeszcze znani we Włoszech, to ich koledzy występujący w ligach europejskich już tak. Na naszej stronie Facebook znajdują się obszerne informacje o Piątku, który stał się idolem w Milanie, o Szczęsnym, który marzy tym, aby wraz z Juventusem wznieść Puchar Ligi Mistrzów, o „Samp-dorianach” Linettym i Bereszyńskim, o Neapolitańczykach Miliku i Zielińskim i oczywiście o kapitanie Lewandowskim, który całkiem niedawno został najskuteczniejszym obcokrajowcem w Bayernie Monachium pod względem strzelonych bramek. A propos, chodzą słuchy, że po zakończeniu obecnego sezonu kapitan polskiej reprezentacji ma ponoć pożegnać się z Bayernem i kto wie może spróbuje swoich sił w Serie A? Byłoby cudownie!

Nawet jeśli żadna z drużyn czy też, żaden piłkarz z polskiej ligi nie wzbudzi waszego zainteresowania, to polscy kibice już raczej na nie zasługują. Podczas, gdy we Włoszech wprowadzanych jest coraz więcej restrykcji i zakazów względem Ultras, to na trybunach polskich stadionów oni zapewniają odpowiednią atmosferę. Polscy kibice słyną w świecie z tego, że każdego weekendu przygotowują choreografie z racami, a prawdziwym widowiskiem dla oczu są mecze na szczycie jak np. derby Krakowa lub Lech–Legia.

Podsumowując polska piłka jest na fali wznoszącej i mam nadzieję, że również dzięki mojemu fanpage’owi przyczynię się do zwiększenia jej popularności we Włoszech, a kto wie może także w całej Europie! Marząc o finale Mistrzostw Europy Włochy–Polska, w którym wystąpi trio Lewandowski–Piąte–Milik, dziękuję wam za poświęconą uwagę i zapraszam wszystkich do śledzenia mojej strony Facebookowej „Calcio Polacco–Ekstraklasa”.

tłumaczenie pl: Konrad Pustułka
foto: Luca Sapienza

Elena Ferrante – historie o dojrzewaniu

0

Prowadzę księgarnię Italicus od niespełna trzydziestu lat. Dzięki swojej działalności często znajduję i czytam ciekawe pozycje z literatury włoskiej. Są książki, które mnie fascynują i wówczas polecam je polskim czytelnikom: moimi „odkryciami” chcę dzielić się z innymi, a przyjemność czytania przekazać klientom.

W Krakowie, mieście literatury, od kilku lat jest realizowany projekt „Krakowskie Księgarnie na Medal”, który zrzesza kilka księgarni, głównie „niszowych”. Projekt zgromadził wiernych czytelników i entuzjastów „nisz” i dowiódł, że księgarze mogą sprawić, by stały się one centrami kultury. W księgarni Italicus, „niszy” dla literatury włoskiej klasycznej i współczesnej, pragniemy przekazać nasze zauroczenia i „odkrycia” licznym stałym i nowym klientom i sympatykom.

Jednym z takich odkryć jest rzymskie wydawnictwo E/O edizioni, publikujące i promujące także autorów debiutujących i wnoszących coś nowego, oryginalnego, na temat kultury lub wizji różnic kulturowych i odrębności wszystkich krajów świata. Za ważne zadanie wydawnictwo E/O uważa eksplorowanie nowych terytoriów i oddanie głosu pisarzom, którzy potrafią o nich ciekawie opowiadać. To właśnie E/O edizioni „odkryło” talent Eleny Ferrante, dziś już czytanej w 50 krajach świata. Twórczość tej tajemniczej pisarki, której wizerunek i tożsamość pozostają nadal nieznane, przybliża polskim czytelnikom wydawnictwo Sonia Draga. 

Międzynarodowy sukces autorki rozpoczął się od serii czterech tomów: „Genialna przyjaciółka”, „Historia nowego nazwiska”, „Historia ucieczki” i „Historia zaginionej dziewczynki” i jest wynikiem narracji pięknej i wysokiej jakości, w płynnym, wciągającym języku oraz stylu, który angażuje czytelnika do podążania za opowieścią. Sukces spotęgowało przeniesienie tej historii na mały ekran przez Hbo-Rai Fiction i Timvision.

Aby pokrótce zaprezentować kwadrylogię Eleny Ferrante tym, którzy jej jeszcze nie znają, należy powiedzieć, że autorka czyni nas uczestnikami historii przyjaźni dwóch bohaterek, od dzieciństwa do dorosłości i starości. Pokazuje głębię i prawdę psychologiczną emocji i przeżyć w starciu ze światem zewnętrznym, ukazaną na tle zdegradowanej dzielnicy Neapolu – od trudnych lat powojennych do początku lat dwutysięcznych. Spośród wielu definicji, najbardziej trafną wydaje mi się ta Tiziany de Rogatis: „jest to uniwersalna opowieść o podobieństwie i samotności losów, o świecie, który może uczynić uniwersalnym to, co ogólnie uważane jest za marginalne”. Ta kobieca przyjaźń, zrodzona na zdegradowanej peryferii miejskiej, pomiędzy zależnością, poczuciem niższości a emancypacją, jawi czy, rtelnym historyczno-społeczny krajobraz Europy, od lat pięćdziesiątych do pierwszej dekady nowego tysiąclecia”.

Pozostawiam innym, zawodowym krytykom, lub po prostu ciekawym i lojalnym fanom autorki, oraz licznym już blogerom i grupom dyskusyjnym w social mediach – studia, analizy i recenzje. Zachęcam jednak do poznania interpretacji stylu dzieł tej pisarki autorstwa Tiziany de Rogatis pt. „Elena Ferrante. Słowa klucze„, oraz Tadeusza Zatorskiego, którego wnikliwa recenzja „Wyznania Eleny Ferrante” pojawi się w magazynie „Znak”, w lipcu 2020 roku. Recenzję zamykają słowa – być może nieodkrywcze, ale ukazujące jej stosunek do życia i twórczości: „Elena Ferrante wyznaje (i być może tu właśnie należy szukać jednej z przyczyn niebywałego sukcesu, jaki odniosła jej proza): „Nie interesuje mnie pisanie czegoś, czego jeszcze nie napisano. Interesuje mnie to, co zwykłe, albo lepiej: to, co dla świętego spokoju wcisnęliśmy w jakiś wyświechtany schemat” (ScaviWykopaliska, 40). Inaczej mówiąc coś, co „jest częścią powszechnego doświadczenia” (39). Tyle że nie zawsze jesteśmy tego doświadczenia świadomi. A nawet  jeśli jesteśmy, to nie zawsze umiemy je nazwać.” Te wyznania autorki znajdziemy w zbiorze mini-esejów publikowanych na łamach „The Guardian” w 2018 roku, zebranych w L’invenzione occasionale (‘Pomysły przygodne’).  

Wśród definicji pisarstwa Eleny Ferrante jest ta, która wydaje mi się bardzo trafna dla uprawianego przez nią gatunku: ‘storia di formazione’, czyli powieść o dojrzewaniu, kształtowaniu osobowości – psychologicznej, emocjonalnej, społecznej i politycznej. Ten gatunek powieściowy, ‘Bildungsroman’, ukształtowany w literaturze niemieckiej w XVIII wieku, dzięki Elenie Ferrante zyskał nowy wymiar i uznanie współczesnych czytelników

Najnowsza książka Eleny Ferrante “La vita bugiarda degli adulti(„Kłamliwe życie dorosłych”), również ‘storia di formazione’, ukazała się we Włoszech pod koniec 2019 roku, a polskie tłumaczenie wiernej Elenie Ferrante tłumaczki Lucyny Rodziewicz oczekuje na zapowiedzianą na 2 września 2020 premierę wydawniczą. Powieść zaczyna się od słów: „Dwa lata przed tym, zanim mój ojciec nas zostawił, powiedział matce, że jestem bardzo brzydka. Wyszeptał to cicho, w mieszkaniu, które wspólnie kupili zaraz po ślubie, w dzielnicy Rione Alto, na końcu via San Giacomo dei Capri. Wszystko zastygło – neapolitańskie uliczki, zimne lutowe światło i te słowa. Tylko ja się wymknęłam i nadal przemykam przez wersy, które w zamyśle mają nadać mi jakąś historię, choć w rzeczywistości są niczym – niczym, co byłoby moje, co się naprawdę zaczęło albo naprawdę dokonało, lecz zwykłą gmatwaniną. I nikt, nawet ta, która pisze te słowa, nie wie, czy zawierają właściwy wątek opowieści, czy może stanowią jedynie kłębek bólu bez szans na odkupienie.”: tych samych, które już zapowiadają ekranizację poprzez zwiastun do filmu opartego na tej powieści. 

Wszystkie powieści Eleny Ferrante są dostępne w wersji do słuchania: zadbało o to rzymskie wydawnictwo Emons Edizioni, w interesującej interpretacji Anny Bonaiuto. 

 

Giovanni Giorgio Biandrata

0

Giovanni Giorgio Biandrata (Saluzzo 1516 – Alba Iulia / Transylwania 5.5.1588), zwany także Biandrate, Biandrà lub Blandrata, lekarz ginekolog, teolog antytrynitarny, polityk. Trzeci syn szlachcica Bernardino, władcy zamku San Fronte, należącego do potężnej rodziny hrabiowskiej Biandrata di San Giorgio. Biandrata pierwsze nauki pobiera w swoim rodzinnym mieście, edukację wyższą natomiast zdobywa w szkole medycznej w Montpellier we Francji, którą kończy 15 listopada 1533 roku. Po powrocie do Włoch, po uznaniu uzyskanego doktoratu przez Uniwersytety w Pawii i Bolonii, specjalizuje się w ginekologii, publikując w 1539 r. podręcznik „Gynaeceorum ex Aristotele et Bonaciolo a Georgio Blandrata medico Subalpino noviter excerpta de fecundatione, gravitate, partu et puerperio”, inspirowany pismami Arystotelesa i Ludovica Bonaccioliego, dedykowany królowej Polski Bonie Sforzy i jej córce, Izabeli Jagiełło, żonie Jana Zápolyi (wojewody siedmiogrodzkiego i króla Węgier).

Tak oto w 1540 r. Giovanni Giorgio Biandrata zostaje wezwany do Polski, na dwór Zygmunta I i Bony Sforzy jako osobisty lekarz królowej. Po czterech latach działalności w Krakowie, przeprowadza się do Gyula-Fehérvár czyli Alba Iulia w Transylwanii, regionie dzisiejszej Rumunii. Tam córka Bony, Izabela, wdowa po królu Janie, stara się utrzymać Księstwo Siedmiogrodu, będące obiektem sporu między Ferdynandem I a Turcją. Kiedy Transylwania przechodzi pod kontrolę cesarza, Biandrata, który oprócz tego, że jest osobistym lekarzem Izabeli, sprawuje także obowiązki dyplomatyczne, po ośmiu latach pobytu w tym kraju wraca do Włoch. Najpierw udaje się do Mediolanu, a następnie osiada w Mestre. 

W następnym roku zostaje jednak wezwany do Wiednia, aby zeznawać w śledztwie. Po powrocie do Włoch udaje się do Pawii, skąd w 1556 r. po porzuceniu katolicyzmu ucieka, by wycofać się do całkowicie wówczas kalwińskiej Genewy. W 1558 roku również Alfonso Biandrata, jego pierworodny brat, chroni się w Genewie wraz z rodziną.W stolicy Szwajcarii Giorgio żyje jako gość wygnanej społeczności włoskiej, ceniony szczególnie za swoją wiedzę w dziedzinie sztuki medycznej i za jego pełną przynależność do kalwińskiej ortodoksji. Najpierw dochodzi do konfrontacji Biandraty z Celso Martinengo, a następnie do jego bezpośredniego sporu z Kalwinem.

Biandrata wyjeżdża do Zamku Farges, gdzie rezyduje Matteo Gribaldi. Niedługo później przenosi się do Berna, a wkrótce potem do Zurychu i Bazylei. Opuszcza Szwajcarię i wyrusza w długo pożądaną podróż do Polski, gdzie antytrynitaryzm już się rozprzestrzenia. W listopadzie 1558 r. przebywa w Pińczowie pod Krakowem, gdzie mieszkają Lismanini, Piotr z Goniądza i F. Stancaro. Kalwin natychmiast ostrzega wszystkich swoich polskich współbraci przed niebezpieczeństwami związanymi z obecnością Biandraty w ich gronie.

Biandrata, w czerwcu 1559 r., odbywa podróż do Transylwanii, aby pomóc umierającej Izabeli Jagiełło, ale pod koniec roku znów wraca do Pińczowa. Tymczasem sława jego doktryny i jego zręczność w środowisku dyplomatycznym rozchodzą się bardzo szybko – w maju 1560 r. król Zygmunt, syn zmarłej Bony Sforzy, wraz z Lismaninim, mianuje go jego przedstawicielem na Synodzie Pińczowskim. Niedługo potem książę Mikołaj Radziwiłł zaprasza go do Wilna. Zostaje także wybrany na stanowisko koadiutora Feliksa Crucigera, nadinspektora polskiego Kościoła reformowanego. Całe to uznanie dla Biandraty zdobyte w Krakowie i na dworze Radziwiłłów (a dodatkowo fakt, że w Polsce obowiązywała wolność religijna dla wszystkich wyznań chrześcijańskich) niepokoi Kalwina do tego stopnia, że skłania go do natychmiastowego i gwałtownego ataku. 

Chcąc położyć kres oskarżeniom Kalwina, Biandrata zgadza się podpisać wyznanie wiary zaproponowane na synodach Pińczowa i Krakowa w 1561 r. oraz na synodach w Książu i Pińczowie w 1562 roku.  Biandrata deklaruje wierzyć „w Boga Ojca, w Pana Jezusa Chrystusa, Jego Syna i w Ducha Świętego, z których każdy jest esencją Boga” i oświadcza ponadto, że „odrzuca istnienie wielu bogów, ponieważ istnieje jeden Bóg, zasadniczo niepodzielny”; i wreszcie przyznaje istnienie trzech Osób Trójcy Świętej: wiecznego Boga, jego Syna i Ducha Świętego, trzech postaci wyraźnie różniących się od pozostałych dwóch”. Jednak w dziele „Demonstratio falsitatis Petri Melii et reliquorum sophistarum per antithesis cum refutatione antitheseon veri et Turcici Christi”, atakuje Petera Méliusa. Natomiast publikacją, w której wyraża dokładnie swoją myśl, będzie „De vera et falsa unius Dei, Filii et Spiritus Sancti cognitione”, podzielona na dwa tomy, napisane we współpracy z Ferencem Dávidem w 1567 roku i opublikowane w Gyula-Feliérvár w 1568 roku.

W międzyczasie Biandrata przyjmuje propozycję króla Transylwanii, Jana Zygmunta Zápolyi, syna Jana Zapolyi i Izabeli Jagiełły, by przenieść się do Alby Iulia i przyjąć posadę nadwornego lekarza. Przybywa tam we wrześniu 1563 roku. Natychmiast zostaje uhonorowany: otrzymuje w darze trzy lenna i nominację na królewskiego doradcę. W Transylwanii tymczasem królowa Izabela wydała akt tolerancji wobec trzech chrześcijańskich wyznań, katolickiej, luterańskiej i kalwińskiej. Ale to nie ucisza religijnych kontrastów między luteranami i kalwinistami.

Biandrata porzuca zatem Tryteizm – zgodnie z którym trzy postacie mają boską naturę, nawet jeśli dwoje jest podporządkowane Ojcu – i przyjmuje Antytrynitaryzm, zgodnie z którym Chrystus jest tylko człowiekiem. 

W 1571 r. śmierć młodego Jana Zygmunta staje się przełomem w polityce siedmiogrodzkiej; następca Stefan Batory w rzeczywistości potwierdza równość wyznań, ale jako gorliwy katolik, blokuje rozprzestrzenianie się poglądów unitariańskich Biandraty i Dávida. 

Gdy Stefan Batory zasiada na tronie Polski, funkcję wojewody siedmiogrodzkiego obejmuje jego brat Krzysztof Batory, nieprzejednany katolik. Mimo to Biandrata zdoła utrzymać swoje wpływy na dworze do tego stopnia, że w 1576 roku uznaje Dávida nadzorcą unitarian.W 1578 r. jednak relacje między Biandratą i Dávidem zaczynają się psuć: teolog siedmiogrodzki zaczyna krytykować dogmat trynitarny, odmawiając nawet uwielbienia dla Chrystusa. Biandrata donosi na Davida, a ten zostaje skazany na dożywocie w twierdzy Déva, gdzie umiera 15 listopada tego samego roku.

Gdy zostaje sam na polu bitwy, Biandrata decyduje się przyjąć wyznanie wiary, zgodnie z którą Chrystus musi być uhonorowany i czczony, uznaje się chrzest i komunię dla noworodków. 

Biandrata działa zdecydowanie, aby zniszczyć już rozpowszechniony nurt „anty-adorancki”. Zwolennikom Dávida narzuca on abjurację, a wielu szlachcicom, którzy wspierali Ferenca Dávida  podczas procesu, natychmiast nakazał wyparcie się ich deklaracji w jego obronie. Następnie, w lipcu, Biandrata zbiera synod w Kluż-Napoka i każe wszystkim podpisać wyznanie, w której potwierdzona zostaje adoracja Chrystusa. W końcu, wbrew woli większości synodu, doprowadza do wybrania, bezpośrednio przez króla, Demetriusza Hunyadi nowym nadinspektorem. Następnie, w liście do przeciwnego adoracji unitarianina, Jacopo Paleologo, napisanym 10 stycznia 1580 r., Biandrata usprawiedliwia swoje wcześniejsze zachowanie, które doprowadziło do potępienia Ferenca Dávida, wynikającą z tego potrzebą zagwarantowania przetrwania Kościoła w Transylwanii, zagrożonego, jego zdaniem, przez jego straszliwy radykalizm. Mimo to, wielu zwolenników Davida nadal uważa Biandratę za zdrajcę.

Na dworze regenta dominują teraz jezuici i on, obserwowany z urazą przez licznych zwolenników Davida, gdzie może kontynuować wykonywanie swojego zawodu ginekologa. Musi jednak przystać na to, że nie będzie już więcej uczestniczył w Synodach Kościoła, ani, że spod jego pióra nie wyjdzie już żaden traktat. 

Biandrata umiera w wieku siedemdziesięciu dwóch lat, w Alba Iulia lub, być może, w miejscowości Kluż-Napoka, w nocy między 4 a 5 maja 1588 roku, po cichu przechodząc ze snu do wiecznego odpoczynku. Niektórzy z jego wrogów, a miał ich wielu, sugerują, że przeczuwając kres życia, zdecydował przejść na katolicyzm; inni z kolei rozpowiadają, że prawdopodobnie został uduszony poduszką we śnie, przez jednego z siostrzeńców, zniecierpliwionego oczekiwaniem na spadek. 

Giovanni Giorgio Biandrata, jak wszyscy wykształceni ludzie jego czasów, został obdarzony władzą. Jednakże, podążając za różnymi doktrynami, często wstrząsały nim mistyczne napięcia. Nierzadko też pociągały go karmiące nadzieje prorocze objawienia, mimo, że w miarę postępów w poszukiwaniach, Biandrata był coraz bardziej świadomy ich bezpodstawności wobec radykalnej reformy Kościoła i życia chrześcijańskiego. Przez co, jako ginekolog, w przeciwieństwie do położnej Louise Bourgeois Boursier, ze względu na swą zmienną moralność w różnych okresach jego poszukiwań duchowych, praktykował ten zawód medyczny wykonując niekiedy nieroztropne eksperymenty, w których ucierpiały kobiety chore i ciężarne. Przykładem na to może być fakt, że w XVI wieku początkowo pochwę definiowano powszechnie jako „szyjkę macicy”, podczas gdy później zdecydowano, że nie jest ona częścią macicy. Tak oto, nawet jeśli Biandrata jako świecki teolog, wykazał, że jest niewątpliwie zdeterminowany i wykształcony, w rzeczywistości był człowiekiem dość udręczonym. 

Giorgio Biandrata – Początkowo w XVI wieku pochwa była nazywana „szyjką macicy”, ale później zdecydowano, że nie jest częścią macicy.

tłumaczenie pl: Magda Karolina Romanow-Filim

FALSE FRIENDS: podstępne słowa w języku angielskim

0

Wiele języków o podobnym pochodzeniu ma pewne cechy wspólne. Bez wątpienia, pierwszą cechą jest dzielenie tego samego alfabetu oraz, w dużej mierze, struktur gramatycznych lub słownictwa. To właśnie dlatego większość osób mówiących po francusku lub po hiszpańsku bez problemu może porozumieć się po włosku bez dobrej znajomości tego języka.

Podobieństwo między językami może być widoczne nawet jeśli nie należą one do tej samej rodziny językowej, nie tylko dzięki całemu dziedzictwu greki i łaciny, ale także dzięki językowej globalizacji. Przykładem mogą być języki włoski i angielski. Chociaż oba należą do różnych podgrup języków indoeuropejskich – włoski do romańskiej, a angielski do germańskiej – mają pewne podobieństwa leksykalne zarówno w formie, jak i znaczeniu. Nie brakuje jednak „fałszywych przyjaciół”, czyli słów, które wydają się identyczne w obu językach, ale mają zupełnie inne znaczenie i w rezultacie mogą powodować potknięcia i być źródłem wielkiego śmiechu lub zdziwienia. W tym numerze skupimy się na niektórych słowach z języka angielskiego, które mają zwodnicze lub niejednoznaczne tłumaczenie na język włoski. Oto kilka przykładów:

COLD ≠ CALDO 

Jak wielu z was pomyliło przymiotnik caldo z angielskim cold, zwłaszcza na początku nauki włoskiego? Te dwa słowa, mimo że mają podobną wymowę, posiadają całkowicie przeciwne znaczenie.  W rzeczywistości caldo odpowiada angielskiemu hot (gorący), podczas gdy cold to po włosku freddo (zimny).

PARENTS ≠ PARENTI 

To może wydać się banalne, ale trzeba to podkreślić: parents nigdy nie jest tłumaczeniem parenti. Parents oznacza rodzice, podczas gdy parenti to po angielsku relatives (krewni).

ARGUMENT ≠ ARGOMENTO 

Czasami jednym słowem możemy zmienić wyraz twarzy ludzi, którzy nas słuchają. Z tego powodu warto pamiętać, że termin argomento jest daleki w znaczeniu od angielskiego argument. W rzeczywistości ten pierwszy oznacza topic, subject, matter, theme (temat), podczas gdy drugi oznacza litigio lub discussione (kłótnia).

TO PRETEND ≠ PRETENDERE 

Być może jeden z najbardziej zwodniczych, a zatem jeden z najbardziej powszechnych. Czasownik pretendere odpowiada angielskiemu znaczeniu to pretend, ale nie temu najpopularniejszemu. Istotnie, to pretend ma swój odpowiednik we włoskich fare finta, fingere (udawać), podczas gdy pretendere to po angielsku to claim (domagać się). 

CONSISTENT ≠ CONSISTENTE 

Niewłaściwie używane kalki językowe mogą nawet uniemożliwić komunikację. Przykładem może być zdanie:  Il contenuto del report è davvero consistente (Treść raportu jest naprawdę znaczna), gdzie przymiotnik consistente został błędnie użyty zamiast przymiotnika coerente (spójny).

ACTUALLY ≠ ATTUALMENTE 

Inny przykład nieporozumienia może stanowić niewłaściwe tłumaczenie actually i attualmente. Aby lepiej to zrozumieć, posłużymy się dwoma przykładami:

Attualmente sto lavorando a un nuovo progetto. (Obecnie pracuję nad nowym projektem)

I’m actually working on a new project. (Faktycznie, pracuję nad nowym projektem) 

Oba zdania są poprawne z gramatycznego punktu widzenia, ale ich znaczenia bardzo się od siebie różnią. Actually oznacza in realtà e effettivamente (faktycznie, w rzeczywistości) i nie ma nic wspólnego z czasem. Aby wyrazić pojęcie czasu można uczyć currently (obecnie, aktualnie).

INCIDENT ≠ INCIDENTE

Incident może przypominać włoskie incidente, ale zgodność znaczenia między dwoma językami możemy znaleźć tylko wtedy, gdy mówimy o dyplomacji. W istocie, diplomatic incident odpowiada dokładnie włoskiemu incidente diplomatico. W innych przypadkach incident znaczy un avvenimento, un fatto casuale (wydarzenie, przypadek losowy). Accident lub car-crash to poprawne tłumaczenie l’incidente stradale (wypadek samochodowy).

REALIZE ≠ REALIZZARE

Również w przypadku tych dwóch słów nie ma mowy o zbieżności znaczenia. Czasownik to realize oznacza rendersi conto, capire, comprendere (rozumieć, zdawać sobie sprawę) i nie jest możliwe używanie go ani w znaczeniu produrre (produkować), ani realizzare, soddisfare (realizować). W rzeczywistości realizzare odpowiada angielskim to design, to produce, to craft lub fulfill, come true (spełniać). 

ULTIMATE ≠ ULTIMO 

Nie, ultimo nie oznacza definitivo (ostateczny), migiliore (lepszy), massimo (największy), wręcz przeciwnie! Chociaż może również przyjąć znaczenie più recente (najnowszy), tak naprawdę odpowiednikiem włoskiego ultimo jest angielskie last (ostatni).

TO REST ≠ RESTARE 

Przykro nam rozczarowywać tych, którzy liczyli na istnienie pewnego zbiegu znaczeń między tymi czasownikami, niestety nie! Czasownik to rest oznacza riposare (odpoczywać), i nie może być używany w znaczeniu rimanere (pozostawać).

TO SPEND ≠ SPENDERE  

Spendere jest kalką tylko częściowo. W istocie, po włosku możemy tylko spendere i soldi (wydawać pieniądze) i błędem jest łączenie tego czasownika z czasem. Z il tempo używamy czasowników passare albo trascorrere (spędzać). 

Włoskie słowa można poprawnie przetłumaczyć, szukając podobnych wyrazów w języku angielskim, ale w większości przypadków podobne słowa mają różne znaczenia. Niektóre słowa mają więcej niż jedno tłumaczenie w językach włoskim i angielskim, dlatego konieczne jest rozpoznanie różnych możliwych znaczeń. Aby uniknąć popełniania błędów mówiąc po włosku, bycia źle zrozumianym lub tworzenia zawstydzających sytuacji, dobrze jest znać przynajmniej te najbardziej powszechne.

tłumaczenie pl: Adrianna Gertych